Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie strach się bać. Jak wzmocnić dziecko i pomóc mu przezwyciężyć lęk oraz codzienne niepokoje - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Nie strach się bać. Jak wzmocnić dziecko i pomóc mu przezwyciężyć lęk oraz codzienne niepokoje - ebook

Potwory pod łóżkiem, pierwszy dzień w nowej szkole, udział w zawodach sportowych – wszystko to może wywoływać u dziecka lęki, obawy, niepokoje. Bezradni rodzice nie wiedzą, jak pomóc przestraszonemu dziecku zacząć odczuwać nieskrępowaną radość dzieciństwa.

Gdzieś w głębi swojej istoty każdy lęk obraca się wokół rzeczy ważnych, na przykład opuszczenia albo bezpieczeństwa. Wydaje się banalny tylko dlatego, że dziecko nie potrafi ująć swoich najgłębszych uczuć słowami. Bywa też, że lęki przechodzą jak pałeczka w sztafecie – z ojca na syna, z matki na córkę.

Lawrence J. Cohen przedstawia specjalny zestaw mądrych i skutecznych strategii na oswajanie lęków, które łączą radosną zabawę z głębokim zrozumieniem dla emocji dziecka, miłością, empatią i akceptacją.

Czytając „Nie strach się bać”:

  • nauczysz się zadawać Pytanie drugiego kurczaka,
  • sprawdzisz, jak działa System bezpieczeństwa twojego dziecka,
  • pozbędziesz się myślenia „A co, jeśli...”.

Autor kładzie nacisk na ogromną wagę bliskiej relacji z dziećmi, która pozwala łagodnie pomóc lękliwemu dziecku przeciwstawić się strachom i zacząć cieszyć się życiem pełnym radości z odkrywania nieznanych obszarów. Pokazuje, jak dzięki mądremu rodzicielstwu zapewnić dziecku mocne poczucie bezpieczeństwa, aby nabrało odwagi do zmierzenia się ze swoim lękiem.

 

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68227-28-4
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z niecierpliwością czekałam na ukazanie się w Polsce książki Lawrence’a J. Cohena o radzeniu sobie ze strachem z pomocą rodzicielstwa przez zabawę. Myślę, że wesprze ona wielu rodziców, nie tylko tych, których dzieci się boją, ale wszystkich tych, których dzieci nie zawsze radzą sobie z emocjami. Szczególnie jednak polecam tę książkę wszelkim profesjonalistom pracującym z dziećmi, bo jest ona unikalnym źródłem wiedzy i inspiracji dotyczącej pracy z dziećmi przeżywającymi różnorakie lęki i trudności emocjonalne. A poza tym można się przy czytaniu tej książki samemu świetnie bawić.

Agnieszka Stein,

psycholog dziecięcy,

autorka książek m. in. „Dziecko z bliska”

oraz „Nowe wychowanie seksualne”,

www.agnieszkastein.pl

Autor Nie strach się bać podaje dziesiątki sposobów na to, jak towarzyszyć dziecku, które się boi. Kieruje się przekonaniem, że najefektywniej pomóc dziecku może właśnie rodzic, bo praca nad lękiem odbywa się w relacji. Dlatego swoją książkę Lawrence J. Cohen kieruje nie tylko do specjalistów, ale właśnie do rodziców, pomagając im zyskać specjalistyczną wiedzę i posiąść umiejętności, dzięki którym będą mogli przynieść swoim dzieciom ulgę. Jeśli temat dziecięcych lęków jest Wam bliski, ta książka przyniesie Wam wsparcie.

Małgorzata Stańczyk,

psycholog, autorka książki „Rodzeństwo.

Jak wspierać relacje swoich dzieci”,

www.gosiastanczyk.pl

Nie strach się bać to doskonała pozycja, zarówno dla rodziców, jak i specjalistów pracujących z dziećmi. Autor w niezwykle przystępny, a jednocześnie rzetelny sposób oprowadza czytelnika po świecie lęku. Rozkłada ten lęk na czynniki pierwsze, ogląda z każdej strony, dzieli się doświadczeniem. Popiera to wszystko nie tylko wiedzą zawodową, ale też własnymi refleksjami i przeżyciami. Odważnie i bez sztuczności przyznaje, że sam był lękowym dzieckiem, a jako rodzic też zaliczył kilka wpadek. Grubą kreską zaznaczyłam jego opis indukowania lęku w córce, a jeszcze grubszą zdanie, które wypowiedziała mu wtedy znajoma. „(…) kiedy moja córka miała jakieś trzy latka, radośnie wspinała się na drabinkę na placu zabaw. Ja stałem obok z nieszczęśliwą miną, wykrzykując: «Uważaj, tylko uważaj!». W końcu moja koleżanka powiedziała: «Wiesz co, Larry, łatwiej jej będzie dojść do siebie po złamaniu ręki niż poradzić sobie z uczuciem lęku i braku pewności siebie»”. Ta krótka opowiastka sprawiła, że poczułam się jak w domu. Tej książki nie napisał tylko psycholog, uznany doktor i fachowiec. Tę książkę napisał rodzic, autentyczny rodzic.

Anita Janeczek-Romanowska,

psycholog dziecięcy,

www.bycblizej.plWPROWADZENIE
STRASZNE, ŚMIESZNE I BEZPIECZNE

Codziennie zrób coś strasznego, coś śmiesznego i coś bezpiecznego.

Pewien dziewięciolatek

Pewnego razu, kiedy byłem w ósmej klasie podstawówki, szukałem inspiracji dla eksperymentu naukowego. Moja mama była dyrektorką przedszkola i co roku na wiosnę dzieci rozpoczynały projekt hodowli kurczaków. Wieczorami i w weekendy opiekowałem się jajkami oraz małymi kurczaczkami. Moja siostra Jeanie studiowała wówczas psychologię (można chyba powiedzieć, że mamy to we krwi). Opowiedziała mi o prowadzonych przez jednego z profesorów badaniach nad znieruchomieniem tonicznym, czyli zastyganiem w bezruchu. Wiele gatunków zwierząt, w tym także kurczaki, udaje martwych wówczas, gdy boją się tak bardzo, że nie są w stanie ani podjąć walki, ani zerwać się do ucieczki. Robią to też dlatego, że doskonale wiedzą, iż jastrząb nie pożre niczego, co nieżywe. I eksperyment gotowy!

Po kilku dniach od wylęgnięcia się kurczaczków delikatnie układałem każdego malucha na boku i przytrzymywałem go w tej pozycji, wpatrując mu się w oczko i próbując wyobrazić sobie, jakim wzrokiem patrzyłby na kurczaka jastrząb. Kiedy zwalniałem uścisk, ptak pozostawał w bezruchu przez około minutę. A potem zrywał się na nogi i zaczynał chodzić w kółko, jakby nigdy nic, demonstrując klasyczne przejście od strachu do wydobrzenia. W kolejnym eksperymencie unieruchamiałem dwa kurczaki na raz. Oba pozostały w bezruchu znacznie dłużej, niż robiły to w pojedynkę, a więc około pięciu minut. Następnie pozwoliłem jednemu kurczakowi spacerować w pudełku, a drugiego unieruchomiłem – zerwał się na nogi po zaledwie kilku sekundach.

Wniosek: przestraszony kurczak patrzy na drugiego kurczaka, aby sprawdzić, czy jest bezpieczny. Jeśli ten drugi spaceruje sobie bez cienia niepokoju, wysyła temu pierwszemu sygnał, że wszystko w porządku: Ten drugi kurczak się nie boi – i nic go nie zjadło na obiad – więc jest bezpiecznie, mogę stanąć na nogi i przejść się po okolicy. Kiedy drugi kurczak leży nieruchomo, ten pierwszy myśli: Nie widzę jastrzębia, ale ten drugi musiał go zauważyć, bo ciągle leży bez ruchu. Lepiej, jeśli na wszelki wypadek zrobię to samo. Każdy z kurczaków w moim eksperymencie przekazywał temu drugiemu ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. Nauczyciel mojej siostry, doktor Gordon Gallup¹, odkrył, że kurczaki pozostają bez ruchu najdłużej wtedy, kiedy spojrzą w lustro – są przekonane, że ich odbicie to jeszcze jeden przerażony osobnik.

Znacznie później, rozpocząwszy pracę jako terapeuta rodzin, zacząłem się zastanawiać, dlaczego niektórym rodzicom tak trudno przychodzi uspokojenie ich przestraszonych pociech. Rozwiązanie tego problemu podsunął mi właśnie ten eksperyment z drugim kurczakiem. Dzieci, które boją się tylko troszeczkę, potrzebują od mamy albo taty jedynie słowa pociechy lub otuchy – rodzic jest dla nich jak ten drugi, niezważający na nic kurczak. Naprawdę przestraszone dzieciaki często nie zwracają uwagi na słowa otuchy albo tylko pogarszają one sytuację. Czasami dzieje się tak dlatego, że mają nerwowych rodziców. Kiedy dziecko rozgląda się wokół siebie, widzi zdenerwowanego rodzica – to przestraszony drugi kurczak, który utwierdza je w przekonaniu, że świat pełen jest niebezpieczeństw.

Nawet kiedy rodzice nie przejawiają oznak niepokoju, lękliwe dziecko może nie zauważyć, że jego towarzysz jest odprężony. To dlatego, że lęk sprawia, iż patrzymy na świat przez pryzmat niebezpieczeństwa. To tak, jakby dziecko widziało zawsze tylko przerażonego drugiego kurczaka, podobnie jak w przypadku ptaka zastygłego przed lustrem. Niezależnie od tego, czy rodzice denerwują się, czy nie, dzieci lękliwe często zastygają ogarnięte strachem.

Zacząłem zachęcać rodziców dzieci lękliwych do zaprzestania ich niekończących się prób uspokajania dziecka. W końcu beztroski kurczak nie ukoi lęku tego pierwszego za pomocą logicznych argumentów, słów ani zmiany zachowania! Wymyśliłem technikę, którą nazwałem Pytaniem drugiego kurczaka – „Czy możesz spojrzeć mi w oczy i zobaczyć, czy się boję, czy nie?”. Dzięki temu dziecko wyzwala się od paraliżującego lęku i odnajduje poczucie bezpieczeństwa. Ta technika sprawdza się znacznie lepiej niż „Nie ma się czego bać”.

Poza różnymi podejściami do lęków dziecięcych zainspirowanych przykładem drugiego kurczaka, książka ta oferuje też sposoby na ponowne uruchomienie Systemu Bezpieczeństwa. Nazywam tak to, w jaki sposób mózg reaguje na niebezpieczeństwo – oraz bezpieczeństwo. System Bezpieczeństwa może uratować nam życie. Bez lękowych sygnałów alarmowych nie odczuwalibyśmy potrzeby spojrzenia w lewo i prawo przy przechodzeniu przez ulicę. W sytuacji zagrożenia nie reagowalibyśmy ucieczką, ukryciem się ani podjęciem walki. Ale działanie Systemu Bezpieczeństwa może zostać zakłócone w wyniku nadmiaru lęku. U dzieci lękliwych sygnał alarmowy uruchamia się bez poważniejszego powodu. Niespokojne myśli uruchamiają alarm nawet wówczas, kiedy nie ma bezpośredniego niebezpieczeństwa: A co, jeśli piorun uderzy w nasz dom? Gdybym tylko więcej się uczył. Będą się ze mnie naśmiewać. A co, jeśli nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać?

Skuteczny System Bezpieczeństwa musi posiadać funkcję odwołania alarmu. Skąd wiadomo, kiedy można bezpiecznie wrócić do budynku, kiedy rozlega się alarm pożarowy? Dzieci lękliwe posiadają nie tylko nadmiernie wyczulony system alarmowy, ale i mało rozwiniętą funkcję odwołania alarmu. Nie zauważają żadnych oznak przywrócenia równowagi, nawet kiedy drugi kurczak już dawno zerwał się na nogi i spaceruje dookoła, wcinając kukurydzę. Ciągłe pogrążenie w myślach, obsesyjne rozpamiętywanie, kompulsywne zachowanie i bezustanne zamartwianie się to objawy alarmowe, których nie przerywa sygnał odwołania alarmu.

Skoro dzieci lękliwe nie dysponują ani drugim kurczakiem, który przywróciłby im poczucie pewności siebie, ani prawidłowo działającym Systemem Bezpieczeństwa, decydują się na strategię unikania. Nie chodzi tylko o unikanie niebezpieczeństwa, ale też wszystkiego, co się z nim kojarzy. Paradoksalny charakter lęku polega na tym, że dzieci lękliwe ze wszystkich sił starają się uniknąć uczucia lęku. Niestety unikanie go na dłuższą metę zawsze prowadzi do jeszcze silniejszego uczucia niepokoju. Jednym z tematów przewijających się przez tę książkę jest więc unikanie unikania.

Dlaczego napisałem Nie strach się bać

W kwestii lęku nie jestem tylko biernym obserwatorem. Towarzyszy mi on od dzieciństwa. Do dziś pamiętam ten dzień, kiedy zdałem sobie sprawę, że inni ludzie nie patrzą na świat w podobny, naznaczony niepokojem sposób. Wstyd przyznać, ale odkryłem to już jako dorosły mężczyzna. Jechałem autostradą, kiedy samochodowi znajdującemu się przede mną odpadła rura wydechowa. Wyminąłem ją gwałtownie, wróciłem na środek pasa i zacząłem panikować. Przez kolejne kilka minut powtarzałem sobie „Mogliśmy zginąć! A co, jeśli uderzylibyśmy w tę rurę?”.

W końcu mój pasażer powiedział do mnie całkiem spokojnym głosem: „Ale przecież nic takiego się nie stało”. Istotnie miał rację. Zaszokowany zamilkłem, a potem zacząłem się śmiać. Coś takiego nigdy nie przyszłoby mi do głowy. Próbowałem się z tym spierać, ale nie byłem w stanie wymyślić logicznej odpowiedzi. Skoro mój współpasażer – drugi kurczak – nie odczuwał lęku, mogłem wyrwać się z bezruchu i pozbyć paraliżującego strachu. Ale cóż… lęk nigdy nie znika tak po prostu. W końcu rozwijał się przez całe lata.

U mnie lęk pojawił się w sposób tradycyjny – przez połączenie genów i wychowania. Geny oraz temperament sprawiły, że byłem dzieckiem nieśmiałym albo „powoli rozkręcającym się”, jak wolą nazywać to ci nieśmiali. Miałem też nerwowego ojca, który z kolei miał niezwykle nerwową matkę. Kiedy byłem mały, przydarzyło mi się kilka strasznych rzeczy, traumatyczne doświadczenia, z którymi nie potrafiłem sobie wówczas poradzić. Innymi słowy, byłem dzieckiem tak nerwowym i lękliwym, jak tylko można. To właśnie książka, którą chciałbym, aby moi rodzice mieli pod ręką, kiedy byłem chłopcem.

Rodzice często pytają mnie, czy dzieci wyrosną ze swoich lęków i nerwów. Przykro mi, ale muszę odpowiedzieć, że samo dorastanie zazwyczaj nie wystarcza, choć może przynieść nowe motywacje do zmiany. Dzięki ciężkiej pracy udało mi się w znacznym stopniu przezwyciężyć nieśmiałość, kiedy zapragnąłem włączyć się do życia szkolnego albo zaprosić koleżankę na randkę. Na pewno ucieszy cię, że udało mi się osiągnąć oba te cele. Ale pewne sytuacje nadal budzą we mnie dawne niepokoje. Odniesienie sukcesu w walce z lękiem nie znaczy, że pożegnaliśmy się z nim na dobre. Oznacza raczej, że niepokój nie jest tak częsty, silny ani długotrwały. Jedną z największych zmian w moim życiu jest to, że lęk przestał być dla mnie barierą i już mnie nie ogranicza. Publiczne wystąpienia oraz poznawanie nowych ludzi sprawia mi tak wielką przyjemność, że większość z nich nie wierzy, kiedy mówię im, że jestem nieśmiałą osobą. Kiedy odczuwam dziś lęk, staram się go zrozumieć i dotrzeć do kryjących się za nim uczuć, zamiast pozwolić mu się unieruchomić, jak te biedne kurczaki z eksperymentu z dzieciństwa.

Nigdy nie jest za późno na zmianę. I na całe szczęście, bo najlepszym sposobem na to, by niespokojni rodzice pomogli swojemu lękliwemu dziecku, jest stawienie czoła własnemu lękowi. Mój ojciec zawsze obawiał się pływania, bo jego matka straszliwie bała się, że utonie. Kiedy miałem jakieś dziesięć lat, poprosiłem go, żeby wskoczył ze mną do basenu. Odpowiedział, że za bardzo się boi, na co ja odparłem: „Nie bój się, tato, ja cię złapię”. Ostatecznie nie wskoczył, ale po latach powiedział mi, że moja dziecięca pewność siebie przekonała go do zapisania się na lekcje pływania. Na pierwszych zajęciach opowiedział instruktorowi o wszystkich doświadczeniach z dzieciństwa, które wywołały jego lęk przed pływaniem. Instruktor odpowiedział: „Bardzo dobrze, ale to nie pomaga ci w nauce pływania. Czas wejść do basenu”. Ten instruktor był dla mojego ojca odpowiednikiem drugiego kurczaka. Tata wszedł więc do basenu i nauczył się pływać.

Wierzę, że instruktor miał rację, kiedy poradził ojcu, by „po prostu wszedł do basenu”, ale nie jestem zwolennikiem rzucania dzieci na głęboką wodę w celu przezwyciężenia lęku przed pływaniem ani wyganiania ich na dwór, aby przezwyciężyły lęk przed osiedlowym osiłkiem. Rodzice mają ważną rolę do spełnienia, aby pomóc dzieciom poradzić sobie ze strachem, ale wymaga ona więcej wyczucia niż tylko zmuszanie ich do przezwyciężenia lęku wtedy, kiedy nam to odpowiada. Naszym zadaniem jest skłonienie dziecka, aby stawiło czoło strachowi, ale musimy to robić delikatnie i z cierpliwością.

Kolejnym powodem, dla którego napisałem tę książkę, jest to, że w moim gabinecie coraz częściej spotykam dzieci, które zmagają się z lękiem i niepokojem. Zauważam też coraz więcej objawów lękowych podczas wizyt szkolnych i często słyszę o lękach dziecięcych podczas rozmów z grupami rodziców. Rodzice też stali się bardziej nerwowi. W momencie pisania tej książki do słownika trafił nawet termin „rodzic helikopter”². Moi koledzy po fachu mają podobne doświadczenia – zauważyli znaczny wzrost liczby dzieci, które kierowane są na terapię ze względu na lęki, niepokoje, zmartwienia i perfekcjonizm. Użycie słowa „epidemia” nie byłoby tu chyba przesadą.

Podczas jednej z rozmów z rodzicami uczniów szkoły podstawowej opowiedziano mi o dzieciach, które tak bardzo bały się wody, że nie były w stanie pływać ani nawet wykąpać się bez napadu histerii; dzieciach, które tak bardzo bały się popełnić błąd, że nie potrafiły funkcjonować w klasie; dzieciach niebędących w stanie spróbować czegoś nowego; dzieciach sparaliżowanych w obliczu najprostszych wyborów, na przykład tego, co założyć do szkoły; oraz dzieciach, które nie były w stanie znieść przebywania w innym pomieszczeniu niż rodzice, nawet kiedy musiały iść do łazienki. Żadne z tych dzieci ani rodzin nie chodziło na terapię, choć rozdałem wtedy całkiem sporo wizytówek!

Pewna nauczycielka, która od wielu lat uczyła w zerówce, opowiedziała mi, że od kilkudziesięciu już lat czyta swoim uczniom baśnie. Ale od niedawna okazało się, że w każdej klasie znajduje się kilkoro dzieci, które nie są w stanie słuchać (tych samych, co zawsze) bajek, bo są one dla nich zbyt straszne. Nauczycielka gimnazjum opowiedziała mi o pewnej mamie, która domagała się, aby klasówki jej syna nie były poprawiane na czerwono, bo działa to na niego stresująco. Nie wiadomo, dlaczego lęki dziecięce stają się coraz bardziej rozpowszechnione, ale wśród możliwych powodów wymienia się coraz silniejszą atmosferę współzawodnictwa w szkole, więcej stresu w domu, nieradzących sobie z tym wszystkim rodziców oraz to, że generalnie żyjemy coraz szybciej.

Rodzice czują się bezsilni, kiedy dzieci odczuwają lęk, zwłaszcza gdy nie trafiają do nich żadne próby uspokojenia. To ciężka walka. Odczuwasz frustrację, złość i martwisz się o przyszłość swojego dziecka. Widzisz, jak niepokój, lęk oraz zmartwienie ograniczają je i sprawiają, że nie czuje się szczęśliwe. Chcesz mu pomóc. Na szczęście są na to sposoby, choć może nieco inne, niż ci się wydaje.

Zawsze znajdzie się miejsce dla specjalistów od zdrowia psychicznego, zwłaszcza wtedy, kiedy mamy do czynienia z poważnymi zaburzeniami lękowymi, ale moje podejście skierowane jest do rodziców, którzy sami chcą zastosować je z własnym dzieckiem. Nawet jeśli twoje dziecko korzysta z pomocy psychologa, te ukierunkowane na zabawę i wyrażanie emocji techniki można wypróbować w domu, aby dopełnić to, co dzieje się w gabinecie. Jestem wielkim zwolennikiem terapii – w końcu to moja praca – ale brakuje w niej tego, czym dysponuje każda rodzina: silnej więzi łączącej rodzica z dzieckiem, która jest potężnym narzędziem leczenia i zmiany. Większość podejść do lęków dziecięcych nie uwzględnia rodziców, co moim zdaniem jest wielkim błędem. Podejście prezentowane w tej książce stawia rodzicielstwo w samym centrum terapii. Mam nadzieję, że uzdrowi ono twoją relację z dzieckiem, która bywa nadwyrężona w wyniku dziecięcych lęków.

Lęki dziecięce i zabawa

W centrum mojego podejścia terapeutycznego znajduje się bliskość i więź, o czym piszę szerzej w książce Playful Parenting. Rodzicielstwo przez zabawę³. Nasze życie obraca się wokół bliskości: ciąża, karmienie, kołysanie i przytulanie, kontakt wzrokowy, zabawa, się, uspokajanie i pocieszanie, słuchanie i rozmowa, przyjaźń i empatia, miłość i uczucie. Bliskość pozwala dzieciom czuć się bezpiecznie, być pewnym siebie oraz szczęśliwym.

Ale w życiu zdarzają się też momenty, kiedy więź ulega zerwaniu. Ciąża kończy się z chwilą, kiedy dziecko oddziela się od ciała matki. Niemowlęctwo kończy się w momencie, kiedy dziecko raczkuje przed siebie, odkrywając świat. Oddzielamy się od dziecka, kiedy idziemy do pracy, a ono odkleja się od nas, wyruszając do szkoły. Zerwanie zachodzi też wtedy – w sposób bardziej bolesny – kiedy odczuwamy złość wobec naszych dzieci, kiedy one są złe na nas, kiedy się boją albo kiedy czują się samotne. Zerwanie więzi to przyczyna wielu problemów behawioralnych. Naszą odpowiedzią na „niegrzeczne zachowanie” często jest izolacja, szlaban, upokarzanie, bicie, klapsy, groźby, krzyki albo odmowa miłości. Takie reakcje powodują tylko dalsze wyobcowanie i dlatego nie za dobrze się sprawdzają.

Skoro sytuacja zerwania więzi jest faktem, musimy stać się specjalistami od jej odbudowywania. Zabawa jest jednym z najlepszych sposobów na ponowne połączenie rodzica z dzieckiem, bo jest radosna, przyjemna i wymaga od nas, byśmy weszli do świata dziecka. Zerwanie więzi często ma miejsce wtedy, kiedy dziecko jest zmuszane do dostosowania się do naszego świata i naszych warunków (pomyśl tylko o stresie towarzyszącym kładzeniu się spać, o miejscach, w których trzeba być cicho, oraz o porannej gonitwie w drodze do szkoły). Owszem, musimy wprowadzić pewien rozkład dnia i ustalić granice, ale kiedy w ich wyniku następuje zerwanie, możemy odbudować więź dzięki zabawie i dodatkowej dawce uczucia.

Ja nazywam wejście do świata dziecka „zejściem na podłogę”. Wielu problemów można uniknąć albo znaleźć dla nich rozwiązanie, kiedy spojrzymy dziecku w oczy i weźmiemy się do zabawy. W przypadku starszych dzieci nie musi to oznaczać dosłownego zejścia na podłogę. Odbudowywanie więzi może mieć miejsce na kanapie, kiedy oglądacie wspólnie program telewizyjny, którego nie cierpisz (dlatego, że dziecko go uwielbia, a ty chcesz się do niego zbliżyć), albo kiedy siedzicie razem do późna (bo jest większa szansa, że będzie chciało porozmawiać z tobą otwarcie o północy niż przy obiedzie).

O cyklu więzi – zerwania więzi – odbudowywania więzi można też myśleć jak o napełnianiu pustego kubka. Wyobraź sobie, że każde dziecko ma w środku kubek, który trzeba wypełnić uczuciem, miłością, poczuciem bezpieczeństwa i troską. Dzieci, których kubek jest pełen, chętniej nawiązują współpracę, są szczęśliwe i twórcze. Dzieci, których kubek jest pusty, są mniej chętne do współpracy, nieszczęśliwe i powtarzają zachowania, które wpędzają je w kłopoty. Jednym z najważniejszych zadań rodzica jest dostarczenie okazji dziecku do ponownego napełnienia kubka. Można to osiągnąć, poświęcając mu uwagę, spełniając jego potrzeby, pozwalając mu wybierać, słuchając go, i zachęcając do podjęcia wyzwań.

Miłość, uczucie i zabawa napełniają kubek dziecka po same brzegi. Na przykład można pomóc dziecku dojść do siebie po strasznej wizycie u lekarza dzięki odwróceniu ról – pozwalając mu być lekarzem, a samemu odgrywając rolę przerażonego pacjenta podczas badania lekarskiego. Można też sięgnąć po maskotki albo lalki, odgrywając sytuacje, które sprawiają, że dziecko czuje się nieswojo. Siłowanki z dziećmi to świetny sposób na budowanie pewności siebie⁴, sięgnij więc po kontakt fizyczny, aby pomóc dziecku odnaleźć siłę fizyczną i emocjonalną. Śmiech rozładowuje napięcie, a bliskość pomaga dojść do siebie po wstrząsie emocjonalnym.

Pełen kubek i bliska relacja rodzica z dzieckiem sprawiają, że czuje się ono bezpieczne. Dzięki temu jest gotowe do współpracy, pewne siebie i elastyczne. Takiego poczucia bezpieczeństwa brakuje czasem dzieciom, które są niespokojne, nieśmiałe, lękliwe albo zmartwione. Nie znaczy to, że są niekochane, ale że coś przeszkodziło im w napełnieniu kubka i uzyskaniu poczucia bezpieczeństwa.

Ale rodzicielstwo przez zabawę to nie tylko gry i zabawy. Niekiedy dziećmi targają intensywne emocje; mają problematyczne zachowania i niezaspokojone potrzeby. W takich chwilach potrzebują dorosłych, którzy są gotowi ich wysłuchać i podzielić się tym, co usłyszeli. Potrzebują dorosłych, którzy łagodnie, bez osądzania i krytyki, skierują ich we właściwą stronę. Potrzebują dorosłych, którzy będą otwarci na ich emocje, zamiast mówić, aby przestały się mazać albo wściekać „bez powodu”.

Ignorując uczucia dziecka, tracimy możliwości znalezienia fajnego rozwiązania, a dzieciakom brakuje empatii i zrozumienia. Oto przykład pewnej mamy, która próbowała ochronić dziecko przed nieprzyjemnymi doświadczeniami. Ale zamiast tego tylko utrzymywała u niego wysoki poziom niepokoju, aż wreszcie zabawa i empatia pomogły przywrócić równowagę: „Kiedy mój syn miał dwa latka, zaczął się strasznie bać elektrycznych suszarek do rąk w toaletach publicznych. W ogóle nie lubił hałasu, ale lęk przed suszarkami był niezwykle silny. Początkowo tylko go wzmocniliśmy, starając się tych suszarek unikać”. Po czym opowiedziała mi o tym, czego to nie robili, aby uchronić syna przed samym nawet dźwiękiem suszarki.

W końcu zdała sobie sprawę, że strategia uników tylko zwiększa lęk dziecka, spróbowała więc zupełnie innego podejścia. „Zaczęłam wprowadzać śmieszne zabawy wokół tematu suszarki, na przykład, że ja jestem suszarką dmuchającą mu na dłonie albo że on jest suszarką, a ja się strasznie go boję. Za każdym razem, kiedy szliśmy do łazienki, udawałam przerażenie w groteskowy i wyolbrzymiony sposób. Rzucałam mu wyzwanie, by odważył się stanąć obok suszarki, jednocześnie spokojnie zapewniając, że nie musi lubić tego dźwięku, ale że nic mu się nie stanie. Stosowałam metodę małych kroków, najpierw dzieląc się z nim pomysłem uruchomienia suszarki, potem włączając ją i w końcu zachęcając go do wsadzenia pod nią rąk. Przez cały czas kontynuowałam zabawę w udawanie”.

Kluczowe okazało się przejście do zabawy i zrozumienia uczuć dziecka. Ponieważ przestali unikać suszarek, na początku było trochę płaczu, rzucania się i wrzasków, ale mama rozumiała, że dziecko przepracowuje w ten sposób własny lęk. „Teraz ma cztery latka i choć nie można powiedzieć, że stał się fanem suszarek, to przynajmniej pozwala mi je uruchomić i czasami sam wkłada pod nie ręce”.

A oto kolejny przykład rodzica, który stosuje podejście rodzicielstwa przez zabawę i twórczą współpracę rodzica z dzieckiem: „Z moją córeczką Klarą zawsze pomaga wprowadzenie jakiejś wyimaginowanej postaci. Na przykład: Klara boi się cienia wentylatora na suficie jej sypialni, ale Koko Kaskaderka (postać przez nią wymyślona) nie boi się absolutnie niczego. Tak więc kiedy Klara zaczyna się zamykać we własnym strachu, czasami wystarczy zapytać ją, czy Koko nauczyła się ostatnio jakichś nowych numerów. To przełamuje blokadę i przywraca zdolność trzeźwego myślenia”.

W obu przypadkach zabawa otworzyła możliwość spróbowania czegoś zupełnie nowego. Bez zabawy rodzice czuli się zagubieni, niespokojni i powtarzali te same czynności, które nie zmieniały sytuacji na lepsze. U chłopca, który bał się suszarek, zabawa w „co by było, gdyby” pozwoliła mu stopniowo oswoić prawdziwą suszarkę. Jego mama zaakceptowała przypływ silnych emocji, zablokowanych w wyniku poprzedniej strategii uników. Omijanie źródła strachu na początku zawsze wydaje się dobrym rozwiązaniem, ale z czasem zaczyna wchodzić dziecku w paradę. U lękliwej dziewczynki zabawa imaginacyjna aktywowała pokłady ukrytej pewności siebie.

Straszne, śmieszne i bezpieczne

Rozwiązania przedstawione w tej książce odnoszą się tak do dzieci, którym od czasu do czasu zdarza się martwić, jak i do tych, które odczuwają chroniczny lęk i poważny niepokój. Naszym celem jest przywrócenie radości z życia, wyzwolonego z okowów zmartwienia i lęku. Okres od niemowlęctwa do dwunastego roku życia to czas, kiedy rodzicielstwo przez zabawę najlepiej pomoże dziecku stawić czoło lękom i złagodzić niepokój. Starsze dzieci są mniej otwarte na zabawowe interwencje, ale i im mogą się spodobać niektóre rozwiązania z tej książki. Nastolatkowie i młodzi dorośli⁵ czasem wolą sami poradzić sobie z własnym lękiem albo sięgnąć po pomoc terapeuty, a nie rodziców.

Spotkałem kiedyś chłopca, który chciał pokonać lęk. Jego mama powiedziała mi później, że zapisał na karteczce: „Codziennie zrób coś strasznego, coś śmiesznego i coś bezpiecznego” i powiesił ją przy łóżku. To dopiero wyzwanie! Witaj więc w świecie strasznych, śmiesznych i bezpiecznych przygód.ROZDZIAŁ PIERWSZY
LĘKI DZIECIĘCE: SYGNAŁ, STAN ALARMOWY, OCENA SYTUACJI ORAZ ODWOŁANIE ALARMU

Czasami udaje nam się ją zachęcić do spróbowania czegoś nowego,
ale innym razem cała jest roztrzęsioną i zapłakaną kupką nieszczęścia.

Mama pewnej siedmiolatki

Oblicza lęku

Typowy dzień na basenie pełen jest zajęć nauki pływania i zawodów w nurkowaniu. Wśród całego tego śmiechu, chlapania się i trajkotania, w każdej grupie jest pewnie jedno lub dwoje dzieci, które zmagają się z jakimś rodzajem lęku. Może w najmłodszej grupie na kolanach mamy siedzi trzylatek z kciukiem w buzi i głową wciśniętą w jej bluzkę, a instruktor cierpliwie stara się zachęcić go do wejścia do wody. W innej grupie sześcioletnia dziewczynka radośnie wchodzi do basenu, ochlapuje sobie stopy, po czym wybucha gwałtownym płaczem, kiedy kilka kropel wody ląduje jej na twarzy. W przejściu dziewięcioletni chłopiec prowadzi ożywioną dyskusję z mamą: „Wiesz przecież, że będziesz się dobrze bawił, kiedy zacznie się lekcja. W zeszłym tygodniu pływanie ci się podobało”. „Chcę do domu, nienawidzę pływania!”.

Nurkująca dwunastolatka zdaje sobie sprawę, że jej konkurentka jest najlepsza w swojej grupie wiekowej. Zaczyna się stresować i przez chwilę się waha, tym samym psując swój świetnie wyćwiczony pokaz.

Najmłodsze dziecko boi się oddzielenia od mamy, a sześciolatka obawia się ochlapania twarzy. Chłopiec w przejściu ma ochotę na pływanie, kiedy wyobraża je sobie, siedząc w domu, ale na basenie ogarnia go lęk i stara się uniknąć zanurzenia w wodzie. Przepełniony wstydem z powodu własnego tchórzostwa, a może nieświadom istnienia samego lęku, stara się go zamaskować złością. Najstarsza dziewczynka odczuwa lęk przed tym, że nie osiągnie odpowiedniego wyniku, który wyraża się martwieniem się oraz myślami z gatunku „a co, jeśli”: „A co, jeśli wszystko popsuję?”. Wszystkie odczuwają lęk, choć każde doświadcza go na inny sposób.

Czym jest więc lęk? To trudne pytanie, zwłaszcza że używamy na jego określenie tak wielu słów, których znaczenia częściowo się pokrywają. Lęk uważa się czasem za łagodniejszą odmianę strachu, choć napad lękowy bliski jest atakowi paniki, a ten potrafi być całkiem intensywny. Lęk to uczucie, stan fizyczny albo uporczywe myśli i przeświadczenia. Stres odnosi się zwykle do utrzymującego się stanu lęku i niepokoju, a zmartwienia i obsesje to pełne niepokoju schematy myślowe. Nerwice i kompulsje to przykłady zachowań lękowych. Paniczny strach i przerażenie wskazują na stan lęku ekstremalnego, choć je także trudno jest zdefiniować z wystarczającą precyzją. Niemal każdemu dziecku zdarza się od czasu do czasu odczuwać lęk; inne są nerwowe i boją się niemal bez przerwy. Często dzieci odczuwają lęk, nawet o tym nie wiedząc. Można się w tym wszystkim zupełnie pogubić!

Niełatwo też stwierdzić, co jest przeciwieństwem zmartwienia, lęku i strachu. Przeciwieństwo niebezpieczeństwa to bezpieczeństwo, a przeciwieństwem lęku jest poczucie bezpieczeństwa – a może pewności siebie? Co jest przeciwieństwem strachu? Nieustraszoność, odwaga, czy spokój? Na poziomie cielesnym – przeciwieństwem lęku jest odprężenie. Przeciwieństwem zmartwienia jest wiara, że wszystko jest dobrze. W tym także można się zupełnie pogubić. Będziemy musieli się zadowolić zestawem wskazówek zamiast precyzyjną definicją.

Pozytywna strona lęku

Niezależnie od doboru słów, zwykle skupiamy się na bolesnej stronie lęku, na tym, co czyni dzieci nieszczęśliwymi i sprawia, że rodzice czują się bezsilni. Ale lęk ma też swoją pozytywną stronę. Odrobina lęku jest niezbędna dla naszego zdrowia psychicznego, sukcesu w życiu, a nawet przetrwania. Zdrowa dawka lęku pozwala nam uniknąć zagrożenia, podjąć zdecydowane działania i osiągnąć szczyt naszych możliwości. Całkowite odprężenie nie sprawdza się zbyt dobrze w przypadku czynności, które wymagają uwagi i panowania nad własnym ciałem, na przykład kiedy zdajemy egzamin albo nurkujemy do basenu. Lęk staje się niezdrowy dopiero wtedy, kiedy towarzyszy mu nadmierny niepokój albo zbyt częste uniki, jak w przypadku opisywanych wcześniej dzieci na basenie.

Nadmiar lęku oznacza „zamartwianie się na śmierć”. Ale jego niedobór sprawia, że nic nie jest zrobione na czas albo że nie jesteśmy na coś wystarczająco przygotowani. Strach jest nam niezbędny, kiedy znajdujemy się w niebezpieczeństwie, bo to on skłania nas do wołania o pomoc, ucieczki, krycia się albo walki o przetrwanie. Oczywiście przydaje się to tylko wtedy, kiedy nasze życie faktycznie jest zagrożone. Strach przed goniącym nas tygrysem jest niezbędny do przetrwania. Strach przed tygrysem w zoo jest zbędny. Strach przed bajką o tygrysie jest zdecydowanie zbędny.

Zdrowy strach powstrzymuje nas też przed niemoralnym zachowaniem. Nasze sumienie wykorzystuje lęk, aby przypomnieć nam, że wpędzimy się w kłopoty albo że będziemy czuć się winni, jeśli zrobimy coś moralnie niewłaściwego. Także i tu lęk może wymknąć się spod kontroli, przywołując poczucie winy lub wstydu wtedy, kiedy nie zrobiliśmy nic złego.

W sytuacji prawdziwego zagrożenia nie ma czasu na dogłębne przemyślenie sytuacji. Potrzeba szybkiego działania, a lęk działa szybciej niż myśl. Jeśli trudno w to uwierzyć, wystarczy przypomnieć sobie wszystkie te chwile, kiedy czuliśmy się nieswojo, zanim udało nam się zidentyfikować powód. Każdy z nas posiada „pajęczy zmysł”, niezwykłą moc, którą obdarzony jest komiksowy Spiderman, ostrzegającą nas, kiedy coś jest nie tak, jeszcze zanim uda nam się przetworzyć wszystkie informacje. Spiderman nie użyłby na nią określenia „lęk”, ale przecież mowa o tym samym: to sygnał, aby rozejrzeć się dokoła w poszukiwaniu niebezpieczeństwa i przygotować się do działania. Zdrowy strach pojawia się naprawdę błyskawicznie, wykonuje zadanie, a potem usuwa na bok, ustępując miejsca wolniejszej i bardziej logicznej myśli. Kiedy dominuje lęk, nasza racjonalność nie potrafi dojść do głosu.

Nadmiar lęku i niepokoju nie zabija, lecz sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi. A przynajmniej nie zabija od razu. Stres ma poważne skutki zdrowotne, ale w sytuacji zagrożenia lepiej jest, jeśli boimy się za dużo niż za mało. Być może dlatego tak wiele dzieci cierpi na nadmiar lęku. Rodzicom trudno jest odnaleźć właściwą równowagę. Chcemy, żeby nasze dzieci przejmowały się klasówką, do której powinny się przyłożyć, ale nie na tyle, aby odmówić pójścia do szkoły. Chcemy, żeby sprawdzały, czy nie ma błędów w pracy domowej, ale nie dążymy do takiego perfekcjonizmu, że prace całe są w strzępach od ciągłego wymazywania. Chcemy, żeby myły ręce, ale nie przez pięć minut na raz. Chcemy, żeby wiedziały, jak zachować się w przypadku pożaru, ale nie żeby obawiały się możliwości pożaru za każdym razem, kiedy wchodzą do budynku.

Lękliwe dzieci często boją się, że nie są wystarczająco mądre, bo wiedzą, że czasami zachowują się irracjonalnie. Zawsze przypominam im, że nieodczuwanie żadnego lęku też nie jest zbyt mądre. A inteligencja jeszcze nie ochroniła nikogo przed niespokojnymi emocjami. Lękliwe dzieci często są bardzo inteligentne – trzeba dużej mocy przerobowej, by mózg poradził sobie z tymi wszystkimi zmartwieniami! Lękliwe dzieci potrzebują zapewnienia, że nawet kiedy zmagają się z lękiem, posiadają też emocjonalne mocne strony. W dzieciństwie często zdarza się, że słabości w jednym zakresie wyrównują się mocnymi stronami gdzie indziej.

Niedawno spotkałem się z rodzicami Constantine’a, bardzo lękliwego chłopca. Z ich relacji wyłoniło się twórcze, radosne i zabawne dziecko, które nie ma problemów z koncentracją i ma żywą wyobraźnię – wtedy, kiedy się nie denerwuje. Te cechy są dość typowe dla dzieci lękliwych. Rodzice i nauczyciele często mówią, że bez trudu nawiązują one relacje z dorosłymi, są dojrzałe jak na swój wiek, mają szeroki zasób słownictwa, są wrażliwe. Często zachęcamy lękliwe dzieci, aby nie obawiały się ryzyka, ale przynajmniej nie musimy się martwić, że będą ryzykowały nadmiernie i szukały silnych bodźców.

Lęk powoduje cierpienie

Kiedy lęk osiąga wysokie natężenie, cierpienie może być dotkliwe. Dziewięcioletni Rob napisał do mnie maila między jedną sesją terapeutyczną a drugą: „Ostatnio bardzo boję się umierania i że dotrze do nas huragan. Jest mi z tym bardzo ciężko i chciałem ci o tym powiedzieć przed czwartkiem. Naprawdę się tym martwię. Jestem bardzo spięty w środku. Mam trudności z zasypianiem i cieszeniem się życiem. Chciałbym, żeby był na to sposób. Chcę go znaleźć jak najszybciej. Czy możesz mi pomóc znaleźć jakieś rozwiązanie?”.

Lęk powoduje cierpienie o różnym natężeniu: łagodne, umiar­kowane, dotkliwe oraz takie, które odczuwamy od czasu do czasu, często lub niemal bez przerwy. Ból towarzyszący lękowi dziecięcemu może przybierać różne postaci:

- Doznania fizyczne, na przykład przyśpieszone bicie serca, płytki oddech, napięcie mięśni, ucisk i przelewanie się w brzuchu, drżenie i pocenie się, gorąca lub zimna w dotyku skóra.
- Częste oddawanie moczu, rozstrój żołądka, niekontrolowanie czynności fizjologicznych.
- Niespokojne myśli, pesymistyczne nastawienie do świata, martwienie się. Co, jeśli zdarzy się coś złego? Gdybym tylko postąpiła inaczej. Wiem, że moja nauczycielka mnie nie cierpi.
- Obsesyjne myśli przewijające się bez przerwy, bez rozwiązania.
- Sztywność poznawcza, do której zalicza się lęk przed ryzykiem, unikanie nowości albo gwałtowną reakcję na zmianę rutyny.
- Nerwowe nawyki w rodzaju obgryzania paznokci, wyrywania włosów, niemożności usiedzenia w jednym miejscu, żucia ubrania.
- Emocjonalny stan zagrożenia, niepokoju, paniki, lęku albo ciągła czujność.
- Lęk przed konkretnymi rzeczami – prawdziwymi lub wyobrażonymi – na przykład psami, robakami albo potworami.
- Tendencja do postrzegania świata jako miejsca niebezpiecznego bądź zagrażającego dziecku.
- Unikanie wszystkiego, co może wzbudzić lęk, i napad histerii wówczas, gdy nie da się tego uniknąć.
- Zachowania takie jak nieśmiałość, nieodstępowanie osoby dorosłej, niezdecydowanie, perfekcjonizm, kompulsje oraz próby przejęcia całkowitej kontroli nad otoczeniem.
- Coraz bardziej desperackie domaganie się pocieszenia. Jednak kiedy próbuje się dziecko pocieszyć, ono często reaguje na to odrzuceniem.

Widać z tego, że lęk rozciąga swój wpływ na dziecięce ciała, myśli, emocje, zachowania i relacje. Oznacza to, że u każdego dziecka lęk będzie wyglądać inaczej i inaczej będzie przez nie odczuwany.

Przyjrzyjmy się dwojgu dzieciom, Marze i Calowi, podczas seansu filmowego. Mara siedzi w kinie z rodzicami. Nagle na ekranie pojawia się rekin, a w tle rozbrzmiewa przerażająca muzyka. Mara zaczyna odczuwać silne reakcje fizyczne; to właśnie lęk. Myśli: „Muszę się stąd wydostać” i „A co, jeśli rekin rzuci się na mnie?”. Te myśli to właśnie lęk. Biegnie w kierunku wyjścia; to też lęk. Wieczorem ma trudności z zaśnięciem, a kiedy wreszcie usypia, budzi się w środku nocy z koszmarnego snu – znowu lęk. Kiedy rodzina ponownie wybiera się do kina, dziewczynka nie chce iść, choć rozumie, że tym razem nie będzie żadnych rekinów. To unikanie też jest częścią lęku i może się rozprzestrzenić na inne czynności, które niegdyś sprawiały jej przyjemność.

W tym samym kinie siedzi z kolegami inne dziecko, Cal, którego reakcje lękowe są odmienne. Kiedy na ekranie pojawia się rekin, chłopiec kurczowo chwyta się krzesła, nieświadomy szybszego bicia serca i przyśpieszonego oddechu. Tak jak Mara, następnym razem Cal odmawia pójścia do kina, ale nie potrafi powiedzieć dlaczego. Ze złością zaprzecza, że jest niespokojny i że się boi. Zamiast tego mówi, że nie lubi filmów, czym budzi zdziwienie rodziców, którzy wiedzą, że to nieprawda. Cal zaczyna się zachowywać agresywnie wobec swojego braciszka, co jest częstym objawem lęku i co bardzo niepokoi rodziców.

Można wyróżnić dwa zasadnicze rodzaje cierpienia w wyniku lęku: przygnębienie oraz marnowanie okazji. Nocny koszmar nie jest przyjemnym doświadczeniem, ale równie niedobre jest zostawanie w domu, kiedy reszta rodziny idzie do kina. Nie chcemy, żeby nasze dzieci były nieszczęśliwe, więc często mówimy: „Nie martw się, wcale nie musisz iść do kina” (albo wejść do wody, albo wyjść na dwór, gdzie są robaki, albo do szkoły). Ale przez to dziecko tylko dalej ucieka przed źródłem lęku, a w międzyczasie omijają je ważne życiowe okazje. Im więcej uników, tym węższy zasób życiowych doświadczeń.PRZYPISY

¹ Gordon G. Gallup, „Tonic Immobility: The Role of Fear and Predation”, Psychological Record 27 (1977): 41-61.

² Lawrence Cohen i Anthony DeBenedet, „Are Helicopter Parents Here to Stay?” ze strony internetowej czasopisma Time (sekcja Ideas), artykuł opublikowany 8 listopada 2011, http://ideas.time.com/2011/11/08/roughhousing-the-answer-to-helicopter-parenting/.

³ Lawrence Cohen, _Rodzicielstwo przez zabawę_, przeł. Anna Rogozińska, Mamania, Warszawa 2012.

⁴ Anthony DeBenedet i Lawrence Cohen, _Siłowanki_, przeł. Anna Rogozińska, Mamania, Warszawa 2013.

⁵ Dobrym źródłem informacji jest kanadyjska strona www.youth.anxietybc.com.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: