Nie zapomnę o tobie - ebook
Nie zapomnę o tobie - ebook
Rozgrzej serce w greckim słońcu
Emilia nie wierzy w miłość. Po tym jak ojciec odszedł do innej, mama wychowała ją sama. To ona nauczyła dziewczynę, że zawsze, niezależnie od sytuacji, trzeba walczyć o swoje
i podążać za marzeniami. Gdy więc pojawia się szansa na pracę w magicznym greckim miasteczku, Emilia nie waha się ani chwili. Już w samolocie okazuje się jednak, że coś poszło nie tak. Do Grecji nie leci sama, a z Mateuszem, który twierdzi, że to on otrzymał tę pracę. Na miejscu zaś, po serii zupełnie nieprzewidzianych zdarzeń, na jej drodze staje tajemniczy Nikias, który otwiera przed nią zupełnie nowy, gorący od greckiego słońca świat.
Tymczasem w Polsce jej mama, Danka, spotyka miłość sprzed lat. I choć rozsądek podpowiada zupełnie co innego, serce nie daje za wygraną. Dawno zapomniane marzenia zaczynają tlić się na nowo, zmieniając życie nie tylko Dance, ale i nieświadomej niczego Emilii.
Czy wielkie uczucie może się zdarzyć tylko raz?
Monika Michalik to laureatka konkursu „Jak zostać ulubioną pisarką Polek?”. Serca czytelniczek zdobyła powieścią Bądź moim marzeniem, inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami z życia autorki, a Zaczekaj na mnie została wybrana najlepszą książką na lato 2020.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6302-4 |
Rozmiar pliku: | 925 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdyby listonosz wiedział, że wrzucając białą kopertę do skrzynki na listy, otwiera właśnie nowy rozdział w życiu Emilii, zapewne zrobiłby to bardziej elegancko. Może potrzymałby w dłoni kopertę dłużej, chuchnął na szczęście… Ale listonosz nie mógł tego wiedzieć. Cieszył się tylko, że ma o jeden list do doręczenia mniej. Wrzucił go zatem niedbale do skrzynki, wsiadł na rower i odjechał, nie oglądając się za siebie.
Biała koperta ze stemplem greckiego urzędu pocztowego spadła na dno zimnej metalowej skrzynki. Zajęła miejsce tuż przy ulotce reklamowej sklepu obuwniczego i gazetce centrum handlowego. Czekała tam cierpliwie na nadejście nowej rzeczywistości.ROZDZIAŁ 1
Danka spojrzała w niebo i przyspieszyła kroku. Jej świeżo obcięte i wymodelowane w salonie włosy powiewały lekko na wietrze, zupełnie nieświadome, że za chwilę z pięknie ułożonej fryzury mogą się zmienić w mokre strąki. Ciemne chmury, zawieszone nisko nad budynkami, zdawały się ciężkie, pełne deszczu.
Kobieta poprawiła torebkę na ramieniu. Rozejrzała się. Na ulicy nie było niemal nikogo, tylko młody listonosz z pochyloną głową szybko mknął na rowerze w jej stronę.
– Dzień dobry! – zawołał.
– Dzień dobry! – Kobieta odwróciła się do mężczyzny. – Miał pan coś dla mnie? – zapytała przez ramię.
– Tak! Zostawiłem w skrzynce! – odkrzyknął z daleka, nawet nie oglądając się za siebie. – Niech się pani spieszy, będzie burza jak nic! – zawołał jeszcze i skręcił w lewo na skrzyżowaniu.
Danka nie odpowiedziała listonoszowi, bo po pierwsze i tak by jej nie usłyszał, a po drugie dlatego, że nagle niebo wydało z siebie głośny pomruk.
– Oho! – szepnęła do siebie, chwyciła torebkę do ręki i pobiegła do domu.
Zdyszana pchnęła metalową furtkę i zerknęła na zawieszoną na niej skrzynkę na listy. Zawahała się, ale ostatecznie wyjęła z kieszeni pęk kluczy. W pośpiechu otworzyła pojemnik i wyjęła całą zawartość. Wepchnęła wszystko do torebki, zamknęła skrzynkę i w ostatniej chwili schroniła się na ganku domu.
O ile Danka miała nawyk zaglądania do skrzynki, ilekroć przechodziła obok, o tyle gdy wreszcie ją opróżniała, wyjęte listy znikały w jej torebce na długo. Czasami przypominały o sobie dopiero po kilku dniach, kiedy okazywało się, że torebka więcej korespondencji po prostu nie pomieści. Wtedy Danka wyjmowała wszystkie listy i je segregowała. Były to głównie ulotki reklamowe i przesyłki z banków oferujących niezwykle korzystnie oprocentowane pożyczki, które szybko lądowały w koszu. Niestety zdarzały się też rachunki do zapłacenia i, och, z nimi chętnie obeszłaby się tak samo! Tak, Danka nie lubiła przyjmować tej korespondencji i pewnie dlatego notorycznie o niej zapominała.
Tak było i tym razem. Kiedy tylko weszła do domu, położyła torebkę na komodzie w przedpokoju, zdjęła buty i pospieszyła do kuchni. Spojrzała na zegar. Prawie czternasta. „Zaraz pewnie wróci Emilia” – pomyślała i wyjęła z lodówki plastry schabu przygotowane do panierowania. „Oby zdążyła przed burzą”. Z niepokojem zerknęła przez okno.
Deszcz miarowo stukał o parapet, ale niebo zaczęło się przejaśniać. „No i bardzo dobrze” – odetchnęła z ulgą. Nie znosiła burzy, zwłaszcza kiedy jej córka była poza domem. Tym razem chyba nawałnica przeszła bokiem. Danka mogła spokojnie zająć się gotowaniem obiadu.
Nie dalej jak po kwadransie, kiedy dom wypełnił zapach smażonych kotletów, drzwi wejściowe trzasnęły i po chwili w kuchni pojawiła się Emilia.
– Cześć, mamuś! – zawołała. – Ależ tu pachnie! O której obiad?
– Za chwilę. – Danka się uśmiechnęła. – Jak tam spotkanie z koleżankami?
Właściwie nie musiała pytać. Przecież widziała, że córka wróciła do domu w doskonałym humorze.
– Całkiem miło! Tylko deszcz nas trochę przegonił. Dobrze, że miałam parasol. Przemokłabym do suchej nitki! – Emilia zdjęła gumkę z włosów i rozczesała je palcami. Złote fale miękko opadły na ramiona. – Dziewczyny ciągle namawiają mnie na studia – dodała, siadając przy stole.
– Może to dobry pomysł. W dzisiejszych czasach matura i nawet tytuł technika to za mało. – Danka westchnęła i sięgnęła po talerz, na którym po chwili wylądowały ziemniaki, ogromny kotlet schabowy i surówka z kiszonej kapusty.
– Ja już wybrałam. – Dziewczyna energicznie potrząsnęła głową. – Najpierw znajdę pracę, a potem, za jakiś czas, może pójdę na studia. Zaoczne – powiedziała i odebrała od mamy talerz.
Danka się zamyśliła. Niespełna dziewiętnastoletnia córka była bardziej odpowiedzialna niż jej ojciec. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, dlaczego Emilia nie zamierzała studiować stacjonarnie. Chciała ją odciążyć finansowo. A Dance z tego powodu serce rozdzierało się na pół. Z jednej strony cieszyła się, że córka nie myśli tylko o sobie, ale z drugiej… Jej najbliższe koleżanki za parę miesięcy wyjadą na studia. Będą mieszkały w akademikach i wiodły studenckie życie. I nie będą musiały martwić się o pieniądze. A Emilia w tym czasie będzie chodziła do pracy? By zadbać o domowy budżet?
– Masz już coś na oku? – zapytała, kiedy kończyły posiłek.
– Tak jakby. – Emilia spojrzała na matkę.
Oliwkowa bluzka, wykończona koronką przy dekolcie, podkreślała zielone tęczówki dziewczyny.
– Wysłałam parę zgłoszeń. Również za granicę – dodała po namyśle i spojrzała ukradkiem na mamę.
– Za granicę? – zdziwiła się Danka.
– Był taki konkurs, ale raczej mam małe szanse go wygrać.
– Nic mi nie wspominałaś o żadnym konkursie. – Kobieta zmarszczyła brwi.
– No bo nie chciałam zapeszać, ale już długo się nie odzywają, więc chyba przepadło. Trzeba było przygotować po angielsku projekt animacji hotelowych dla pewnego greckiego hotelu. Wybiorą najlepsze zgłoszenie, a zwycięzca będzie mógł swój projekt zrealizować latem w tym hotelu za normalną pensję.
– Brzmi ciekawie. – Do Danki nagle dotarło, że lada moment jej jedyne dziecko może wyjechać bardzo daleko i ona nie będzie miała na to wpływu.
Emilia łypnęła okiem na matkę.
– Mamo, nawet jeśli wyjadę… przecież po to wybrałam technikum o profilu turystycznym.
– Wiem, kochanie, wiem. Przecież chcę dla ciebie jak najlepiej. Po prostu… będę tęsknić.
– Póki co, czekam na odpowiedź, ale chyba już się nie doczekam. – Emilia wzruszyła ramionami i podniosła się, by zanieść talerze do kuchni.
– A, no właśnie! – Danka pstryknęła palcami. – Listy! Miałam je wyjąć… – Poderwała się z krzesła i ruszyła do przedpokoju.
Wygrzebała z torebki ulotki i lekko zgnieciony list. Zerknęła na nadawcę i wstrzymała oddech.
– Emi! – zawołała, nim w głowie pojawiła się myśl, że może byłoby lepiej nie pokazywać córce przesyłki.
W ręku trzymała białą podłużną kopertę z niedbale postawionym błękitnym stemplem greckiego urzędu pocztowego. Danka przygryzła wargę. A gdyby jednak nie pokazywać córce tego listu? No bo skoro go wysłali, to pewnie ją przyjęli. Gdyby Emilia nie dowiedziała się o tym, być może zdecydowałaby się na studia? Nagle zapragnęła, by jej córka ten jeden jedyny raz pomyślała wyłącznie o sobie. Myśli kotłowały się w jej głowie, ale było już za późno na takie dylematy, bo Emilia, wyczuwając napięcie w głosie matki, przybiegła natychmiast i wpatrywała się w nią teraz w oczekiwaniu.
– Co jest? – zapytała, widząc rodzicielkę sprawiającą wrażenie zawieszonej gdzieś w przestrzeni.
Danka podała córce list.
– To chyba na to czekałaś.
Emilia otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zmarszczyła brwi i już się nie odezwała. Trzymała przez chwilę kopertę w dłoniach, jakby nie wiedząc, co z nią zrobić. Raz po raz zerkała to na list, to na matkę. Wyglądała teraz jak mała bezbronna sarenka, której ktoś oznajmił, że nadszedł czas na pierwsze polowanie.
– No, otwórz – zachęciła ją Danka. Utkwiła wzrok w przesyłce i głośno westchnęła.
Jeśli wcześniej miała wątpliwości, czy w ogóle pokazać list Emilii, to teraz nie mogła się doczekać, by poznać jego zawartość.
– No, dalej… – Położyła dłoń na ramieniu córki.
Wstrzymała oddech, kiedy dziewczyna wsunęła palec w wąską szczelinę w miejscu sklejenia koperty i zdecydowanym ruchem ją rozerwała. Po chwili wyjęła dokument. Danka zerknęła ponad jej ramieniem, ale list był napisany po angielsku, więc kobieta przeniosła wzrok na twarz córki. Miała nadzieję coś z niej wyczytać.
Emilia, przesuwając wzrokiem po tekście, bezwiednie nawinęła kosmyk włosów na palec. Usta to unosiły się lekko w kształt uśmiechu, to marszczyły w dziubek.
– Wszystko okej? – zapytała na wdechu Danka. – Co ci tam piszą?
Emilia wreszcie podniosła wzrok znad gęsto zapisanego drobnym drukiem papieru.
Jej oczy iskrzyły. W zielonych tęczówkach pojawiły się żółte refleksy, które dodały spojrzeniu blasku.
– Chcą, żebym przyjechała do pracy – odparła niepewnie dziewczyna.
– Wygrałaś! – zawołała Danka.
– Nie do końca. – Emilia potarła zaróżowione policzki. – Wybrali inny projekt, ale moje zgłoszenie było na drugim miejscu i proponują mi pracę w charakterze obsługi hotelowej.
– Ale jak to: obsługi?
– Czyli w recepcji albo jako konsjerżka – wyjaśniła córka. – To dla mnie ogromna szansa, by sprawdzić swoją znajomość angielskiego. No i jeśli dobrze się spiszę, to może w kolejnym sezonie znowu mnie zatrudnią.
– Świetnie! – Danka klasnęła z entuzjazmem w dłonie.
Choć w żołądku ją ścisnęło, nie dała tego po sobie poznać. Cieszyła się pierwszym poważnym sukcesem córki.
Tylko że Emilia nie wyglądała na szczęśliwą.
– Nie chcesz tam jechać?
– Chcę! Tylko, no wiesz… Dotarło do mnie, że nie będziemy się widzieć dwa, może trzy miesiące. Nie chcę zostawiać cię samej.
– Córuś! – Danka wyciągnęła ramiona i przygarnęła Emilię do siebie. – Przecież nie zostawiasz. Realizuj swoje marzenia. Jedź, zdobywaj doświadczenie i… baw się dobrze. Bo chyba nie będziesz musiała pracować od świtu do nocy?
– Piszą, że codziennie osiem do dziesięciu godzin pracy i jeden dzień wolnego w tygodniu. – Dziewczyna z powrotem zagłębiła się w dokumencie. – Jako animator pracowałabym pewnie krócej – zadumała się.
– To będziesz całymi dniami harować. Znając życie, te osiem do dziesięciu godzin skończy się na dwunastu. – Danka machnęła rękami. – W takich hotelach to się obcokrajowców wykorzystuje jak niewolników.
Kobieta nigdy nie była za granicą i nie wiedziała, jak zarabia się na życie w kurortach hotelowych, ale wiele słyszała i czytała w magazynach plotkarskich o zagranicznych obozach pracy i wykorzystywaniu młodych Polek.
Emilia przewróciła znacząco oczami, bo widząc minę matki, potrafiła odgadnąć jej myśli.
– Mamo, nic mi nie będzie. Cały czas będziemy w kontakcie. Jeśli coś mnie zaniepokoi, to po prostu wrócę.
– Wiem. Tylko mam wrażenie, że nie jesteś całkiem szczęśliwa.
– Już straciłam nadzieję, że do mnie napiszą. A kiedy w końcu to zrobili, nadzieja znowu się rozbudziła. Sama nie wiem. Cieszę się i jednocześnie jest mi przykro. – Emilia osunęła się po ścianie i usiadła na chłodnych płytkach. – Czy to normalne?
Danka się uśmiechnęła.
– Normalne – zapewniła.
Sama przecież czuła to samo. Jednocześnie radość z sukcesu córki i strach, czy jej jedyne dziecko poradzi sobie samo tak daleko od domu. Usiadła obok Emilii i objęła ją ramieniem.
– Słuchaj swojego serca. Nie rób niczego na siłę. Chcesz jechać? – Odgarnęła córce włosy za ucho, odsłaniając długi kolczyk ze srebrną kulką zawieszoną na końcu.
Emilia zacisnęła usta w cienką linię, jakby się zastanawiała nad odpowiedzią, ale oczy jej błyszczały. Oczy. One znały już odpowiedź. W końcu dziewczyna kiwnęła głową. Nieznacznie, ale Danka to zauważyła.
Przytuliła ją mocniej. „Może chociaż jej lepiej się ułoży – pomyślała. – Ja mogę sprzątać biurowce do końca życia, ale ona… Ona zasługuje na to, by spełniać się zawodowo. Ciężko na to pracowała”. Danka pobłogosławiła córkę w myślach i pocałowała w czubek głowy.ROZDZIAŁ 2
Emilia minęła bramki kontroli osobistej i jeszcze raz obejrzała się za siebie. Mama cały czas stała w miejscu, w którym się pożegnały. W dłoniach kurczowo ściskała torebkę, w oczach miała łzy. Emilia doskonale wiedziała, że walczy z całych sił, by się na dobre nie rozpłakać. Sama też czuła rosnącą gulę w gardle. Szybko pomachała jej ostatni raz i skierowała się do hali odlotów.
Nigdy nie wyjeżdżała z domu na tak długo. Kiedy znalazła się w ogromnej poczekalni z mnóstwem czarnych metalowych krzeseł, zrozumiała, jak bardzo będzie tęsknić. Jako jedynaczka wychowywana bez ojca była niezwykle mocno związana z matką. Kiedy jej koleżanki narzekały na swoich „starych”, Emilia myślała o tym, że przynajmniej mają ich oboje.
Nigdy nie poznała ojca, a mama unikała odpowiedzi na zadawane przez córkę pytania. Mówiła tylko zdawkowo, że ją zostawił. Każde kolejne pytanie sprawiało, że mocniej zaciskała usta, a niewielkie zmarszczki drgały wokół nich. Choć kobieta starała się nie dawać tego po sobie poznać, Emilia czuła, że za tą zaciętą miną kryje się historia nieszczęśliwej miłości. Z czasem przestała pytać. Uznała, że może któregoś dnia mama sama poruszy ten temat.
– Pasażerów lecących do Aten zapraszamy do bramki numer dziewięć – rozległ się niewyraźny dźwięk w głośnikach. Emilia wytężyła słuch. Po chwili komunikat został powtórzony po angielsku, a potem jeszcze raz po polsku.
Dziewczyna poderwała się z miejsca i ruszyła we wskazanym kierunku. Błąkała się chwilę po terminalu, szukając bramki z numerem dziewięć. Przez tę jedną krótką chwilę, kiedy nie mogła jej znaleźć, poczuła wątpliwości, czy poradzi sobie sama za granicą. Wreszcie dotarła do grupy podróżnych, którzy tak jak ona wybierali się do Aten. Ustawiła się w kolejce do ostatniej kontroli lotniczej. Poczuła się nieswojo i samotnie. Przed nią stały rodziny z dziećmi i grupy przyjaciół, wyjeżdżające na wspólne wakacje. Było też kilka obejmujących się czule par. Tylko ona sama. Zawiesiła na jednym ramieniu plecak i przygotowała dokumenty.
– Zapnij sobie ten plecak, bo cię okradną, a potem będzie na mnie – usłyszała za plecami. Emilia natychmiast zdjęła tobołek i zapięła suwak przedniej kieszonki.
– Dzięki. – Spojrzała speszona na chłopaka, który stał tuż za nią.
Był sporo wyższy, patrzył na nią z góry. Trudno było wyczytać z jego twarzy, o czym myśli, ale wydawał się raczej znudzony.
– Nie ma za co – odparł. – Tylko pilnuj się bardziej – dodał. Tym razem na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
– Jasne – odpowiedziała krótko Emilia i odwróciła się do bramki.
Wkrótce lotniskowy autobus podwiózł podróżnych do samolotu. Emilia spojrzała na bilet. Miała miejsce w tylnej części samolotu. Pasażerowie tłoczyli się, chowali bagaże podręczne nad fotelami, siadali na odpowiednich miejscach. Wreszcie dziewczyna stanęła przy swoim rzędzie. Skrzywiła się, widząc, że chłopak, który stał za nią podczas odprawy, zajął jej fotel.
– Sorry, ale mam miejsce przy oknie – powiedziała zniecierpliwiona.
Była zmęczona, chciała wreszcie usiąść i spróbować zasnąć. Była dopiero piąta rano. Normalnie o tej godzinie nawet nie wystawiłaby nosa spod kołdry.
– Okej. – Chłopak wstał i przepuścił dziewczynę. – Myślałem, że obok mnie usiądzie jakiś staruszek, któremu będzie obojętne, gdzie siedzi – dodał, kiedy już zajął miejsce obok Emilii.
– Przykro mi, że cię rozczarowałam – odparła dziewczyna i zapięła pas bezpieczeństwa.
– Nie no. Tego nie powiedziałem. – Chłopak spłonął rumieńcem. – Po prostu lubię siedzieć przy oknie.
– Ja też. Nie myśl sobie, że ci ustąpię.
– Wcale tak nie pomyślałem. – On również zapiął pas. – A ty tak sama? Na wakacje?
– Mogłabym zapytać o to samo. Nie widzę, żeby ci ktoś towarzyszył.
– A bo widzisz! Ja nie na wakacje jadę. Tylko do pracy – celowo powiedział ostatnie słowa głośniej. – Wygrałem staż w hotelu – dodał już ciszej.
Emilia, która dotąd nie miała ochoty na rozmowy i raczej chciała spróbować odpocząć w czasie lotu, teraz z zainteresowaniem spojrzała na chłopaka.
– Staż? – zapytała. – Mówisz serio?
Uśmiechnął się, zadowolony, że zwrócił jej uwagę.
– Serio, serio. Będę prowadzić animacje w hotelu.
– Nie wierzę! – zawołała Emilia, i widząc jego zaskoczoną minę, zapytała: – Wygrałeś konkurs?
– Tak – odpowiedział niepewnie. – Skąd wiesz?
– Zajęłam drugie miejsce. Zdaje się, że jedziemy do tego samego hotelu!
– O kurde! Ale czad! – ożywił się chłopak i przeczesał palcami ciemne kręcone włosy.
– No! Wyprzedziłeś mnie o tyle. – To mówiąc, Emilia uniosła dłoń na wysokość jego oczu i zbliżyła kciuk i palec wskazujący na odległość milimetra. Czuła, że coś ściska ją w żołądku.
Nie była przygotowana na to, że tak szybko pozna człowieka, który zabrał jej pierwsze miejsce w konkursie. Zdziwiło ją, że tak ją to poruszyło. Pomasowała dłonią miejsce, w którym czuła ucisk.
– Mateusz jestem. – Chłopak wyciągnął rękę.
– Emilia.
– No to już nie podróżujesz samotnie – stwierdził. – Masz mnie. – Mrugnął do niej i zaśmiał się głośno.
Emilia nie odpowiedziała. Samolot ruszył i dziewczyna wyjrzała przez okno. Dotąd leciała samolotem tylko raz w życiu, prawie zapomniała, jakie to uczucie wzbijać się w powietrze. Teraz, kiedy poczuła, że prędkość wbija ją w fotel, przypomniała to sobie. Ukradkiem zerknęła na siedzącego obok niej chłopaka. Wyglądał na lekko zdenerwowanego. Zaciskał dłonie na podłokietnikach. Emilia znowu spojrzała w okno i obserwowała oddalające się drzewa i budynki, kiedy maszyna podrywała się do lotu. Co chwilę przełykała ślinę, by odetkać uszy. Wkrótce w samolocie zrobiło się ciszej, a sygnał dźwiękowy poinformował, że można już odpiąć pasy. Emilia tego nie zrobiła. Widziała kątem oka, jak siedzący obok Mateusz opiera się wygodniej w fotelu.
– Możesz się odpiąć – powiedział, czym wprawił dziewczynę w zakłopotanie. Myślała, że nie zauważył jej ukradkowego spojrzenia.
– Taki się czujesz wyluzowany, jak odpinasz pas bezpieczeństwa? – Nie mogła powstrzymać się przed tą drobną uszczypliwością.
– A ty taka bezpieczna, kiedy jesteś zapięta? – Mateusz nie pozostał jej dłużny.
W odpowiedzi Emilia odwróciła się w stronę okna i zamknęła oczy. Czasami kiedy człowiek poznaje drugiego człowieka, to ma poczucie, że spotkał bratnią duszę. Tym razem jednak dziewczyna była pewna, że nie zapała sympatią do tego chłopaka.ROZDZIAŁ 3
Gniewasz się na mnie? – zapytał Mateusz, kiedy czekali w hali przylotów na swoje walizki.
– A czemu tak myślisz? – Emilia zmarszczyła czoło.
– Całą drogę się nie odzywałaś, teraz też trzymasz się z boku.
– Powiedzmy, że nie obdarzyłam cię większą sympatią – odparła z rozbrajającą szczerością.
– Jak to? – Chłopak wyraźnie się zdziwił. – Powiedziałem coś nie tak?
– Nie. Po prostu nie nadajemy na tych samych falach.
Mateusz wyprostował się. Stał przez chwilę bez ruchu, przyglądając się dziewczynie.
– Co się tak gapisz? – Emilię irytowało, że aby dostrzec wyraz jego twarzy, musi zadrzeć wysoko głowę.
– Myślałem, że zostaniemy kumplami.
– Niby czemu? – prychnęła.
– Przecież to niesamowite, że będziemy razem pracować. Na kilka tysięcy zgłoszeń wybrali akurat nasze! I siedzieliśmy razem w samolocie! Przecież to jakiś znak.
– Znak? Że co? – Emilia również się wyprostowała, a ręce oparła na biodrach.
Mateusz nie odpowiedział. Próbował wyczytać z oczu dziewczyny, co ją ugryzło. Przecież w samolocie całkiem dobrze im się rozmawiało. Nagle doznał olśnienia. W jego oczach pojawiły się iskierki.
– Wiem! – zawołał głośno. Niektórzy podróżni spojrzeli na niego z ciekawością. – Zazdrosna jesteś, że to nie ty wygrałaś! – Zwrócił tym na nich uwagę kolejnych współpasażerów, ale zdawał się tego nie zauważać.
Emilia spłonęła rumieńcem. Widziała, jak niektórzy zerkają na nią i szepczą coś między sobą. Chciała coś odpalić temu zadufanemu w sobie chłopakowi, ale zdała sobie sprawę, że jeśli to zrobi, będzie miała już całkiem pokaźną widownię. Przewróciła zatem tylko oczami ze zniecierpliwieniem i zrobiła kilka kroków w bok. Nie miała ochoty na dalszą rozmowę. Najgorsze w tym było to, że chłopak niestety miał rację. Kłuło ją w sercu nieprzyjemne uczucie zazdrości, że to nie ona zwyciężyła w konkursie.
Wkrótce na taśmie bagażowej zaczęły się pojawiać pierwsze walizki. Turyści sięgali po swoje bagaże i kierowali się ku wyjściu z lotniska. Przestali obserwować Emilię i Mateusza, zajęli się wypatrywaniem swoich toreb. Dziewczyna również zbliżyła się do taśmy. Już sięgała po swoją walizkę, kiedy Mateusz znowu pojawił się przy niej i chwycił bagaż.
– Czy ja prosiłam o pomoc? – mruknęła do niego i pociągnęła za rączkę.
– Co ty taka nadęta jesteś? – Cierpliwość Mateusza najwyraźniej się wyczerpywała.
– Ja jestem nadęta? Chyba ty! – warknęła i ruszyła w stronę wyjścia.
Nie oglądała się za siebie. Szła szybkim krokiem długim podziemnym przejściem. Wreszcie dojrzała szklane drzwi, a za nimi postój taksówek i autobusów. Kiedy tylko znalazła się na dworze, uderzył ją powiew gorącego powietrza i blask słońca. Przed terminalem panował zgiełk, wszyscy zdawali się gdzieś spieszyć. „Prawdziwie wakacyjna atmosfera” – pomyślała Emilia i uśmiechnęła się bezwiednie do siebie.
– Greckie powietrze udobruchało polską złośnicę – usłyszała nagle dobrze już jej znany głos Mateusza.
Uśmiech natychmiast zastygł, a po chwili zniknął z jej twarzy.
– Śledzisz mnie? – zapytała.
Znowu w oczach chłopaka błysnęły iskierki. Tym razem, w świetle słonecznym, nie była pewna, czy były objawem ironii, czy może jednak sympatii.
– Chodźmy, przystanek jest tam. – Wskazał głową na plac po prawej stronie, na którym stało zaparkowanych kilkanaście autobusów. Nie odpowiedział na zadane pytanie. Uznał, że żadna odpowiedź nie zadowoliłaby tej dziewczyny.
Emilia patrzyła chwilę na gęste włosy chłopaka, które w upale zrobiły się jeszcze bardziej kręcone. Ku jej własnemu zdziwieniu zaintrygowały ją te drobne loczki okalające twarz. Podążyła za nowym współpracownikiem.
– Rozejm? – Wyciągnął ku niej dłoń, kiedy zajęli miejsca w autobusie. – Daj spokój, będziemy razem pracować, może nawet dadzą nam wspólny pokój – zażartował.
Emilia się roześmiała.
– Dobra. Niech ci będzie. – Uścisnęła jego rękę. – Mam jednak nadzieję, że nie będziemy razem mieszkać. – Westchnęła.
– Mnie by się podobało – odparł, wyjmując z plecaka butelkę wody.
Autobus ruszył i powoli włączył się do ruchu. Wkrótce znaleźli się na autostradzie.
– W ogóle nie czuję, że jestem w Grecji – powiedziała Emilia bardziej do siebie niż do Mateusza, ale chłopak od razu spojrzał w okno.
– Czego ci tu brakuje? – zapytał.
– Palm chociażby. Ta autostrada wygląda całkiem podobnie jak nasza polska trasa nad morze. Tylko znaki drogowe są mniej czytelne.
Mateusza zdziwiło to porównanie, ale musiał przyznać jej rację. I to nie tylko dlatego, że Emilia mu się spodobała. Szeroka asfaltowa droga, którą pędzili, zupełnie nie przypominała wąskich greckich dróżek, które można oglądać na większości zdjęć w internecie. Pobocza były wyschnięte, pokryte pożółkłymi resztkami trawy. Gdzieniegdzie rosły drzewa, ich korony poruszały się delikatnie pod wpływem pędzących samochodów, ale nie tworzyły scenerii rodem z egzotycznych pejzaży uświetniających wakacyjne katalogi wycieczkowe.
Wkrótce autobus skręcił w zjazd z autostrady, a wtedy droga zrobiła się spokojniejsza, węższa. Zaczęli sunąć coraz bardziej krętymi serpentynami. Emilia cały czas obserwowała widoki za oknem, raz po raz wyjmowała telefon i robiła zdjęcie. Zieleni nadal było mało, ale za to więcej małych wiosek z niskimi domkami. Miejscami było widać w oddali granat morza.
Emilia i Mateusz nie rozmawiali. Zmęczeni, coraz bardziej zagłębiali się w otaczający ich krajobraz. Zbliżali się do morza. Z każdym kolejnym zakrętem odsłaniały się widoki na malownicze zatoczki, mieniące się odcieniami błękitu. Pojawiły się palmy i drzewka oliwne.
Wreszcie autobus skręcił w jeszcze węższą uliczkę. Musiał teraz jechać bardzo powoli. Pierwsi turyści zmierzający w stronę plaży schodzili mu z drogi, by mógł przejechać. Gdy w końcu minęli białą kamienną bramę, ich oczom ukazał się kilkupiętrowy budynek z dużym napisem na szczycie: „SOKRATES”.
– Witaj, przygodo – wyszeptał Mateusz.
Emilia po raz pierwszy od startu autobusu zwróciła ku niemu wzrok. Chłopak sprawiał wrażenie, jakby właśnie spełniało się jego marzenie. Dostrzegła w nim coś, co było odzwierciedleniem jej samej.ROZDZIAŁ 4
Hotel Sokrates był starym budynkiem, mającym czasy świetności dawno za sobą. Recepcja, restauracja i basen były wprawdzie odnowione, co na pierwszy rzut oka sprawiało dobre wrażenie, ale dalej czas wyraźnie się zatrzymał. Pokoje były urządzone prosto, zwyczajnie: przy każdym łóżku stał niewielki stolik ze starego lakierowanego drewna, pomiędzy nimi komoda, a najwięcej miejsca, tuż obok drzwi wejściowych, zajmowała pokaźna szafa z drewnianymi skrzypiącymi drzwiami. Kryła w sobie tylko drążek na ubrania i kilka wieszaków. Za to widok z balkonu potrafił zrekompensować wszelkie niedogodności. Nawet to, że drzwi do łazienki się nie domykały, w windzie cuchnęło stęchlizną, a korytarze prowadzące do pokoi były wyjątkowo ponure.
W recepcji Emilia dostała klucz do pokoju na czwartym piętrze. Wiedziała, że będzie go dzielić z inną pracownicą, która miała ją wdrożyć w obowiązki. Kiedy weszła do pokoju, poczuła się niezręcznie, bo nie zastała współlokatorki. Zobaczyła za to leżące w nieładzie rzeczy na komodzie pod lustrem, a na łóżku porzuconą sukienkę.
Emilia położyła swoją walizkę na wolnym łóżku, odsunęła zasłony i otworzyła drzwi balkonowe. Widok, który się przed nią roztaczał, widziała wiele razy na zdjęciach reklamujących hotel. Oglądała je, jeszcze zanim postanowiła wziąć udział w konkursie. Zachwycił ją wtedy błękit morza i zarys wyspy Evia majaczący na horyzoncie.
Jednak teraz, kiedy oparła ręce o balustradę balkonu i kiedy uderzyło ją gorące, duszne powietrze, wydała z siebie cichy jęk zachwytu. Żadne zdjęcie hotelu, które dotąd widziała, nie oddawało prawdziwego uroku tego pejzażu. Morze zdawało się nieruchome. Jedynie promienie słońca tańczyły na tafli wody. Dziewczyna powiodła wzrokiem wzdłuż poszarpanego wybrzeża. Wąskie żwirowe plaże i rozstawione na nich leżaki zachęcały do odpoczynku. Tuż obok biegła asfaltowa dróżka, teraz pusta. Nikt nie spacerował, nie przejeżdżał żaden samochód. Emilia zmrużyła oczy, by lepiej widzieć, i spojrzała przed siebie. Górzysta Evia wyglądała tajemniczo, spowita lekką mgłą. Wytężając wzrok, można było dostrzec szare budynki i wąziutkie jak nitki drogi. „Ciekawe, jaki będzie zachód słońca”, pomyślała Emilia.
Wtem usłyszała za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciła się. Młoda, ciemnowłosa dziewczyna, ubrana w beżowy uniform, uśmiechnęła się i podeszła do niej.
– Hej! – zagadnęła po angielsku.
– Hej. – Emilia wyciągnęła rękę na powitanie i przedstawiła się.
– Kassandra. Miło cię poznać. Powiedziano mi, że dzisiaj ktoś dołączy do naszej brygady.
Kassandra sprawiała wrażenie pogodnej osoby. Ciemne oczy komponowały się z prawie czarnymi, związanymi gumką włosami i śniadą karnacją, a zęby wydawały się bielsze niż śnieg. Była nieco niższa od Emilii.
– Cieszę się, że będę tu z tobą mieszkać. Bałam się, że trafi mi się pokój z kimś dużo starszym ode mnie. A my, zdaje się, jesteśmy w podobnym wieku – powiedziała Emilia.
Od razu poczuła sympatię do tej dziewczyny. Czasami od samego początku znajomości wiadomo, że to ktoś, kto nadaje na tych samych falach.
– Ja też się cieszę – roześmiała się Kassandra i usiadła na łóżku. – Możesz zająć prawie całą szafę. Ja potrzebuję jedynie dwóch wieszaków – dodała, wskazując na drewniany mebel.
– Jak to? – zdziwiła się Emilia.
– Korzystam z tego pokoju tylko czasami. I to w ciągu dnia, jak muszę się przebrać albo chwilę odpocząć.
– Nie nocujesz tutaj?
– Rzadko – przyznała dziewczyna. – Mieszkam niedaleko stąd. A wiesz, jak to jest. Człowiek najlepiej wysypia się we własnym łóżku.
Emilia kiwnęła głową ze zrozumieniem.
– Tak więc… praktycznie będziesz mieszkać tu sama.
– Szkoda – stwierdziła Emilia.
– To ma też swoje dobre strony. – Kassandra łypnęła łobuzersko na współlokatorkę. – Nikt nie powiedział, że noce masz spędzać sama – rzuciła i zasłoniła usta, by nie parsknąć śmiechem.
Emilia zarumieniła się.
– Nie przewiduję takich sytuacji – bąknęła i otworzyła walizkę. Wyjęła z niej granatową sukienkę, czarną spódniczkę i dwie białe koszule. – Nie byłam pewna, czy dostanę tutaj odpowiedni strój, więc wolałam sama o niego zadbać – powiedziała, wieszając ubrania na wieszaku.
– Zamierzasz sprzątać w białej bluzce? – zdziwiła się Kassandra.
– Sprzątać? – nie zrozumiała Emilia. – Nie, nie. Ja tu nie będę sprzątać.
Kassandra przytaknęła skinieniem głowy, ale nic nie powiedziała. Kierowniczka wyraźnie przecież rano mówiła, że dzisiaj przyjedzie z Polski nowa dziewczyna do pomocy.
– Będę tutaj pełnić funkcję pracownika do spraw obsługi – powiedziała Emilia, by przerwać nagłą ciszę.
Kassandra uśmiechnęła się nieznacznie.
– No – potwierdziła Greczynka. – Czyli tak jak mówię. Będziesz tutaj sprzątać. – Wstała i poklepała Emilię po ramieniu. – Kiedy masz zacząć?
– Jutro, ale… – Emilia zawahała się. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc zamilkła.
Po obiedzie spotka się z szefem, wtedy na pewno wszystko się wyjaśni.ROZDZIAŁ 5
Szef hotelu okazał się dwiema osobami. Obaj mężczyźni byli w średnim wieku. Zlustrowali wzrokiem Mateusza i Emilię i poinstruowali o zakresie ich obowiązków. Chłopak jeszcze tego samego dnia miał prowadzić popołudniowe zajęcia rekreacyjne dla gości. Natomiast Emilia miała rozpocząć pracę następnego dnia o świcie. Kassandra miała rację. Pracownik obsługi hotelu to nie konsjerż ani recepcjonistka. To po prostu pokojówka.
– Przykro mi – powiedział Mateusz, kiedy wyszli z biura. – Chyba nie na to liczyłaś.
– Cóż ci mam powiedzieć. – Wzruszyła ramionami.
Patrzyła na beżowy uniform, który trzymała w rękach. Biała bluzka jednak jej się nie przyda.
– Słuchaj… – Mateusz popatrzył w stronę ogromnego tarasu, z którego rozpościerał się widok na palmy rosnące wokół basenu.
Sprawiał wrażenie, że nad czymś się zastanawia. Po chwili powiedział:
– Emilia, zajęłaś drugie miejsce w konkursie. Wyprzedziłem cię zaledwie o… tyle – zbliżył kciuk i palec wskazujący na odległość milimetra, nawiązując do rozmowy w samolocie.
Dziewczyna uniosła na chwilę wzrok. Chciała teatralnie przewrócić oczami, ale nie miała teraz na to siły. Popatrzyła tylko na chłopaka wzrokiem, z którego trudno było cokolwiek wyczytać.
– To jest po prostu niesprawiedliwe – kontynuował Mateusz. – Pójdę porozmawiać z szefami. Może się zgodzą, żebyśmy razem prowadzili te animacje.
– Tak? A potem pójdziemy razem zmienić turystom pościel? – Emilii zadrżał głos.
Czuła, że jeśli zaraz się gdzieś nie schowa, wybuchnie płaczem w samym środku hotelowego lobby jak mała dziewczynka. A bardzo nie chciała rozklejać się publicznie pierwszego dnia pracy. A właściwie zerowego dnia pracy. Odetchnęła głęboko, by pozbyć się guli w gardle.
Niewiele to pomogło. Opuściła wzrok, by Mateusz nie widział jej pełnych łez oczu, a wtedy jedna wielka łza spadła na beżowy materiał uniformu.
– Nie płacz. – Chłopak nieporadnie próbował ją pocieszyć, ale żadne mądre słowa nie przychodziły mu na myśl.
Nie powiedział już zatem nic więcej. Zrobił tylko ku niej krok, wyciągnął ręce i przygarnął Emilię do siebie.
Nie broniła się. Oparła głowę na jego ramieniu i pozwoliła łzom wylać swoje rozczarowanie. To o to walczyła w konkursie? Po to zarywała noce, przygotowując swój projekt, by teraz po kimś ścielić łóżka? „Chyba nie sposób uciec od przeznaczenia” – pomyślała rozgoryczona. Podzieli los matki. Ona też całe życie była ambitna, miała plany… a jednak nie potrafiła się wybić. Skończyła jako sprzątaczka w jednej z dużych firm. „Teraz kolej na mnie. Sprzątanie chyba mam we krwi” – myślała rozgoryczona.
Długo stała wtulona w ramiona Mateusza. Kiedy jej głowa spoczywała na jego ramieniu, było jej jakoś… milej.
– Jaki plan? – zapytał chłopak dużo później, kiedy Emilia poruszyła się nieznacznie i odsunęła.
Nie patrzyła na niego.
– Nie poddam się – powiedziała zdecydowanym tonem. Spojrzała na Mateusza zaczerwienionymi oczami i wykrzywiła twarz w nieporadnym uśmiechu. – Słyszałeś. Dzisiaj mam wolne. Zamierzam to wykorzystać. – Wsunęła swój mundurek pod pachę.
Mateusz otworzył usta. Znowu chciał coś powiedzieć, ale znowu nic mądrego nie przychodziło mu na myśl. Pokiwał tylko głową z uznaniem.
– Idę na plażę – rzuciła Emilia i ruszyła w stronę tarasu, z którego prowadziło bezpośrednie zejście do ogrodu.
– Brawo – powiedział Mateusz do siebie, kiedy już został sam. Patrzył za oddalającą się postacią zamyślonym wzrokiem.
Ku swojemu zaskoczeniu podziwiał tę dziewczynę.ROZDZIAŁ 6
Emilia minęła szereg pustych hamaków rozwieszonych między drzewami oliwnymi i leżaków, niektórych zajętych już przez rozleniwionych urlopowiczów. „Czy składanie tych leżaków też będzie należało do moich obowiązków?” – przemknęło jej przez myśl.
Ściskając pod pachą swój nowy służbowy strój, przeszła przez betonową, pomalowaną na biało bramę z metalową furtką, która zamykała teren hotelu, i znalazła się na usianej białymi parasolami i błękitnymi leżakami plaży. Niektóre były jedynie przysypane piaskiem, na innych leżały porzucone ręczniki. Emilia wybrała miejsce najbardziej z boku. Nie chciała się dzisiaj rzucać w oczy. Musiała pobyć trochę w samotności, by móc spokojnie zastanowić się nad sobą i pracą w hotelu. Na pewno tego chciała? Może lepiej byłoby się spakować i wrócić do domu najbliższym lotem?
Rzuciła mundurek na plastikowy stolik i wyciągnęła się. Słońce kończyło już swoją wędrówkę po niebie, ale nadal miało wielu zwolenników, wystawiających ciała na jego działanie. Emilia podwinęła bluzkę i zamknęła oczy. Biały materiał parasola szamotał się leniwie na wietrze. „Co ja mam robić – myślała gorączkowo dziewczyna. – Nie chcę być sprzątaczką. Przecież nie po to się uczyłam. Nie po to tu przyjechałam. Ale z drugiej strony… to tylko dwa, może trzy miesiące. Zarobię trochę grosza i zabiorę mamę nad morze. Nikt bardziej niż ona nie zasługuje na wypoczynek”.
– Nowa? – Emilia usłyszała tuż obok męski głos.
Otworzyła oczy. Starszy brodaty mężczyzna w krótkich spodenkach i oliwkowej koszulce składał nieopodal parasole. Przymrużył jedno oko i zerkał na Emilię. Zauważył też złożony na stoliku zupełnie nowy uniform służbowy.
Dziewczyna niechętnie spojrzała na przybysza.
– Chyba – odparła krótko.
Nieznajomy strzepnął piasek z sąsiedniego leżaka i usiadł na nim.
– Nie martw się – powiedział łamaną angielszczyzną. – Tutaj nie ma tak źle.
Patrzył wyczekująco na dziewczynę, ale ta milczała. Schowała się za ciemnymi okularami i udawała, że wpatruje się w brzeg po drugiej stronie zatoki. Ale Janis widział, że kątem oka go obserwuje. Wyciągnął się na leżaku, założył ręce za głowę i utkwił wzrok w majaczącej na horyzoncie wyspie.
Evia przybrała teraz kolor szarogranatowy. Jej nierówny grzbiet wyraźnie odcinał się na tle ciemniejącego nieba. Janis zerknął ukradkiem na dziewczynę leżącą obok. Doszukiwał się w jej twarzy cienia tej ekscytacji, którą sam przeżywał kilka miesięcy temu, gdy spędzał swój pierwszy wieczór na tej plaży. Wyspa oświetlona zachodzącym słońcem zrobiła na nim wtedy ogromne wrażenie. Kiedy tylko słońce schowało się za horyzontem, rozbłysnęła setkami białych świateł. Teraz jeszcze było za wcześnie na ten spektakl.
– Musi mnie pan tak obserwować? – Emilia odwróciła się nagle w jego stronę.
– Przepraszam – speszył się i wstał.
– To ja przepraszam – westchnęła. Zauważyła na koszulce mężczyzny logo hotelu. – Nie chciałam być nieuprzejma. Pan tu pracuje?
Janis usiadł z powrotem. Mógł po prostu odejść, miał przecież jeszcze sporo do zrobienia. Coś go jednak niepokoiło czy też ciekawiło w tej dziewczynie. Sprawiała wrażenie, że ma dosyć nowej pracy, jeszcze zanim ją zaczęła. Może ktoś ją tu przywiózł wbrew woli? – przemknęło mu przez myśl.
– Kilka miesięcy. A ty? Skąd przyjechałaś? Wyglądasz na bardzo młodą.
– Z Polski.
– Z Polski?! – zawołał nagle po polsku. – To po co my się męczymy z tym angielskim?
– Jak to? – Mina Emilii była bezcenna. Nie spodziewała się, że ten czarnowłosy mężczyzna o ciemnej karnacji może mówić w jej ojczystym języku.
– Świat jest mały. Ja też jestem z Polski – westchnął i uśmiechnął się nieznacznie.
Czuł, że polubi tę pogrążoną w myślach dziewczynę. Poczuł się w obowiązku zatroszczyć się o swoją rodaczkę, czy to z racji różnicy wieku, czy też zwykłej sympatii.
– Widzę, że coś cię martwi. Może chciałabyś się przejść kawałek? Musisz trochę poznać to miejsce.
– Nie jestem pewna, czy tu zostanę.
Choć w głębi duszy już postanowiła sobie, że wytrzyma te dwa, góra trzy miesiące i będzie pracować najlepiej jak potrafi, to jednak coś jej mówiło, że powinna wracać do domu. Mama przecież zrozumie. Może nawet się ucieszy, że znów ma córkę przy sobie.
– Coś się stało? – zapytał Janis.
– Ostatnich kilka miesięcy dużo pracowałam. Przygotowywałam się do matury i obrony pracy dyplomowej. Jestem technikiem organizacji turystyki – powiedziała z dumą. – Jednocześnie tworzyłam projekt na międzynarodowy konkurs. Zwycięzca miał zdobyć ważny staż w greckim hotelu. – Wymownie spojrzała w stronę szarego budynku Sokratesa.
– Nie wygrałaś.
Pokręciła głową.
– Ale zajęłam drugie miejsce.
– To chyba dobrze?
– Niby tak. W nagrodę mam tutaj sprzątać przez następne dwa miesiące. Mój pierwszy zawodowy sukces, nie ma co! – Pogładziła dłonią szorstki lniany materiał
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.