Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Niebezpieczne związki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niebezpieczne związki - ebook

Z listów bohaterów powieści de Laclosa wyłania się obraz arystokracji osiemnastowiecznej Francji. Sztucznego towarzystwa przywdziewającego teatralne maski, dla którego miłość traci swoje znaczenie, stając się jedynie wyrachowanym flirtem, grą towarzyską, podniecającą intrygą, synonimem pożądania. Mężczyźni są cyniczni i impertynenccy, kobiety - okrutne i wyrachowane. Nie ma tu miejsca dla czułości i niewinności. Ci, którzy pragną kochać naprawdę, są krzywdzeni i wykorzystywani. Nie mają szansy znaleźć szczęścia w zepsutym świecie gorących zmysłów i zimnych serc.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8289-640-4
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD TŁU­MA­CZA

Piotr Ambroży Fran­ci­szek Cho­der­los de Lac­los uro­dził się w Ame­nis, w 1741 r., z rodziny miesz­czań­skiej. Jako młody chło­piec oka­zy­wał zami­ło­wa­nia lite­rac­kie, dzie­dziczne w tym domu. Jed­nakże w XVIII w. lite­ra­tura nie sta­no­wiła jesz­cze zawodu, zatem młody Lac­los, po odby­ciu stu­diów, zostaje w dwu­dzie­stym roku życia ofi­ce­rem arty­le­rii. Łatwość pióra i zręcz­ność w skła­da­niu madry­ga­łów uczy­niły go pożą­da­nym gościem pary­skich salo­nów; w nich też zapewne gro­ma­dzi zawczasu mate­riały do przy­szłego arcy­dzieła. W 1774 r. zwraca na sie­bie uwagę zgrabną sztuczką _List do Mał­gosi_; trzy lata póź­niej pisze operę komiczną, jed­nak bez szcze­gól­nego powo­dze­nia. W 1778 r.wysłany na pro­win­cję jako ofi­cer inży­nie­rii, buduje fort na wyspie Aix; tam też, może aby roz­pro­szyć nudę zapa­dłego kąta i orzeź­wić myśl wspo­mnie­niem błysz­czą­cego pary­skiego świata, pisze _Nie­bez­pieczne związki_.

Dzieło uka­zało się w 1782 r. i zyskało nie­by­wałe powo­dze­nie. Była to jedyna książka, jaką Lac­los napi­sał. Póź­niej – jeśli używa pióra – to jedy­nie na bro­szury i arty­kuły poli­tyczne. Powiew nad­cią­ga­ją­cej rewo­lu­cji nie sprzyja snadź pło­dom czy­stego arty­zmu. Może zra­ziła Lac­losa i pie­czo­ło­wi­tość poli­cji, która umie­ściła jego książkę na indek­sie i ska­zała ją na znisz­cze­nie jako „roz­wią­złą i nie­oby­czajną”.

W 1789 r. Lac­los, na pole­ce­nie pani de Gen­lis, otrzy­muje miej­sce sekre­ta­rza księ­cia Orle­anu. Nie­ba­wem staje się prawą ręką księ­cia, duszą jego poli­tyki; fama, nie zawsze zresztą spraw­dzona, przy­pi­suje auto­rowi _Nie­bez­piecz­nych związ­ków_ autor­stwo wielu intryg prze­ciw pra­wej dyna­stii, jakie knuł kokie­tu­jący z ludem, ambitny Filip Égalité. Rów­no­cze­śnie ze swoim panem Lac­los wstę­puje do klubu jako­bi­nów. Prze­wod­ni­czy klu­bowi w dniu uchwa­le­nia detro­ni­za­cji Ludwika XVI. W 1791 r. reda­guje „Jour­nal des Amis de la Con­sti­tu­tion”. Po ogło­sze­niu Repu­bliki wraca do armii jako gene­rał bry­gady; w 1793 r. dostaje się w Paryżu do wię­zie­nia; ratuje go pro­tek­cja Robe­spierre’a, któ­remu podobno Lac­los ukła­dał jego mowy. Nie­ba­wem znaj­duje się po raz wtóry w wię­zie­niu, z któ­rego dopiero 9 Ther­mi­dora zostaje osta­tecz­nie uwol­niony. Przy­dzie­lony do kor­pusu gene­rała Moreau, udaje się do Włoch, gdzie umiera w Taren­cie w 1803 r. na sta­no­wi­sku gene­ral­nego inspek­tora arty­le­rii.

Jedyna książka, jaką Lac­los zosta­wił, stoi w rzę­dzie trwa­łych bogactw lite­ra­tury fran­cu­skiej. Jest ona podwój­nie cie­kawa: raz jako nie­po­rów­nany wyraz doby, w któ­rej powstała i którą maluje, po wtóre jako arcy­dzieło psy­cho­lo­gii, mające mało sobie rów­nych. Całą książkę wypeł­niają jedy­nie sprawy miło­ści, tak jak wypeł­niały one życie „towa­rzy­stwa” owej epoki, któ­rej „kto nie znał, ten nie wie, co to sło­dycz życia”, jak wzdy­cha póź­niej jeden z jej nie­do­bit­ków. Naj­ra­sow­sza szlachta fran­cu­ska, zamknięta od cza­sów Ludwika XIV w zło­tej klatce dworu i ska­zana na przy­mu­sową bez­czyn­ność, odsu­nięta stop­niowo od poli­tyki, od admi­ni­stra­cji, nie znaj­duje natu­ral­nych upu­stów dla swych sił życio­wych. Bujna mło­dzież, nie­zbyt gar­nąca się do służby woj­sko­wej, wyma­ga­ją­cej w nowo­żyt­nym swym prze­obra­że­niu za wiele kar­no­ści, dają­cej zbyt wiele utru­dzeń, a za mało zaszczy­tów, zużywa tem­pe­ra­menty w łowach i tych innych łowach, w któ­rych rolę osa­czo­nej zwie­rzyny gra kobieta. Przy­gody miło­sne – oto godne szranki dla naj­szla­chet­niej­szych przy­mio­tów, oto pole popisu dla odwagi, zręcz­no­ści, żądzy sławy. Iluż wiel­kich dyplo­ma­tów, iluż bez­i­mien­nych wiel­kich poli­ty­ków, zręcz­niej­szych niż Dubois, prze­ni­kliw­szych niż Ber­nis, wśród tej gro­madki ludzi, któ­rzy uwie­dze­nie kobiety czy­nią jedy­nym celem swo­ich myśli, wielką sprawą życia! Ile stu­diów, wytrwa­ło­ści, umie­jęt­no­ści, namy­słu! Ile kom­bi­na­cji roman­to­pi­sa­rza i stra­te­gika!…”¹, pod­czas gdy część tej Fran­cji XVIII w. filo­zo­fuje, zaj­muje się zagad­nie­niami eko­no­mii, poli­tyki, nauki, dla dru­giej czę­ści miłość staje się tre­ścią życia, roz­mów, lite­ra­tury, ulu­bioną zabawą towa­rzy­ską, przed­mio­tem ambi­cji – wszyst­kim.

Oczy­wi­ście bóstwo to, obła­ska­wione w ten spo­sób i spro­wa­dzone ze świą­tyni do budu­aru, samo też nie mogło się uchro­nić od pew­nych prze­obra­żeń. Cechą miło­ści w XVIII w. (zanim prze­nikną wpływy Russa) jest odar­cie jej ze wszyst­kich zasłon. Ani śladu tu z owego ubó­stwie­nia, jakim była oto­czona w wieku Ludwika XIV; ani śladu z owego języka peł­nego czci i kultu dla kobiety, osła­nia­ją­cego swymi reli­gij­nymi nie­mal for­muł­kami całą mate­rialną stronę miło­ści. To wszystko odpada; miłość staje się syno­ni­mem pożą­da­nia, prze­lot­nej skłon­no­ści, „wymianą dwóch kapry­sów i zetknię­ciem dwóch naskór­ków”, wedle dosad­nego okre­śle­nia Cham­forta. Zmie­nia się zwłasz­cza styl miło­ści. W XVII w. naj­bar­dziej pło­cha Celi­mena czuje się w obo­wiązku pokry­wać prze­lotne fan­ta­zje swej nie­na­sy­co­nej zalot­no­ści fra­ze­olo­gią wiel­kich uczuć; w XVIII w., prze­ciw­nie, nawet praw­dziwe uczu­cie ukrywa się wsty­dli­wie pod maską obo­jęt­no­ści i cyni­zmu. Jeżeli przy­wdziewa jesz­cze nie­kiedy szaty tru­ba­dura, czyni to jedy­nie chyba przez roz­pu­stę umy­słową, aby – jak Val­mont w sto­sunku do pani de Tourvel – szu­kać w tej zaba­wie świe­żych pod­niet dla wyschłego serca. Syn­tezą epoki staje się gło­śne zda­nie Buf­fona: „Jedyną rze­czą coś wartą w miło­ści jest jej strona fizyczna”; cały balast uczu­ciowy odpada, zazdrość nawet wycho­dzi z mody, osą­dzona jako śmieszny i nie­cy­wi­li­zo­wany prze­ży­tek. Kobieta, rada nie­rada, dostraja się do nowego stylu. Dawna bogini, która, jak słynna Julia d’Angen­nes, kró­lowa pałacu Ram­bo­uil­let, czter­na­ście lat kazała wzdy­chać do sie­bie, nim uwień­czyła wytrwałe służby, dziś godzi się na znaczne skró­ce­nie czasu obo­wią­zu­ją­cych zalo­tów. Wedle powszech­nie gło­szo­nego mnie­ma­nia, „wystar­czy kobie­cie trzy razy powie­dzieć, że jest ładna, aby za pierw­szym razem podzię­ko­wała, uwie­rzyła za dru­gim, a wyna­gro­dziła za trze­cim”. Przy­pu­ściw­szy nawet, że kobieta – szcze­gól­nie trudna lub począt­ku­jąca jesz­cze w tur­nie­jach miło­snych – opiera się dłu­żej, niż jest w zwy­czaju, wów­czas zaloty trwają dwa tygo­dnie, mie­siąc wresz­cie, aż nad­cho­dzi chwila, w któ­rej dama uka­zuje się ze swym wiel­bi­cie­lem w loży Opery i w ten spo­sób – wedle zwy­czaju, cere­mo­nii pra­wie, uświę­co­nej przez świa­towe panie XVIII w. – przed­sta­wia nie­jako ofi­cjal­nie towa­rzy­stwu uwień­czo­nego kochanka.

W tur­nie­jach tych kobieta prze­cho­dzi nie­raz i do czyn­nej roli. W pustkę uczu­cio­wego życia wci­ska się przede wszyst­kim próż­ność. Pozy­cja towa­rzy­ska kobiety zależy nie­mal od tego, aby przy­kuć do sie­bie, bodaj prze­lot­nie, męż­czy­znę będą­cego w danej chwili na świecz­niku. Męż­czy­zna „w modzie” – oto magiczne słowo bar­dziej zwy­cię­skie niż mło­dość, niż uroda. Taki męż­czy­zna może po kobie­tach dep­tać, pomia­tać nimi, urok jego będzie się jedy­nie wzma­gał. Co rano, budząc się, zasta­nie przy łóżku pakiet listów miło­snych, które – jak książę Riche­lieu – rzuci nie­dbale do skrzynki z napi­sem: „Listy, któ­rych nie mia­łem czasu prze­czy­tać”. Po śmierci tego nestora zło­tej mło­dzieży zna­le­ziono pięć nie­roz­pie­czę­to­wa­nych listów, bła­ga­ją­cych w imie­niu pię­ciu wiel­kich dam o jedną godzinę jego nocy.

O wzglę­dach dla kobiet nie ma w tym wieku „galan­te­rii” mowy, jak rów­nież nie ma mowy o dys­kre­cji. Życiem swoim, każ­dym jego dniem two­rzyć aneg­dotę, która mogłaby się stać ucie­chą i zabawą salo­nów – oto marze­nie wszyst­kich tych _petit-maître’ów_; oto, czym mie­rzy się ich war­tość i uzna­nie w świe­cie, oto szcze­ble, po któ­rych wstę­puje się na tron męż­czy­zny „w modzie”, boha­tera dnia. Przy­goda Pre­vana i jego trzech „nie­roz­łącz­nych” (List LXXIX) – tak typowa dla XVIII w. przez swą czy­stość linii i syme­trię – to jeden z wzo­rów tego, jak byśmy dziś powie­dzieli, sportu. Miej­sce sen­ty­men­tal­nej gwary zaj­muje u męż­czyzn zuchwal­stwo, imper­ty­nen­cja, sma­ga­nie szy­der­stwem naj­tkliw­szych potrzeb serca. Posiąść kobietę ani jed­nym czul­szym sło­wem nie budu­jąc pomo­stu do uspra­wie­dli­wie­nia jej sła­bo­ści; wię­cej nawet, sta­wia­jąc jej przed oczy wspo­mnie­nie czło­wieka, któ­rego kocha i zdra­dza – oto zna­mienny rys inte­lek­tu­al­nej roz­pu­sty wyzię­błych don Juanów. Do wyso­ko­ści dogmatu pod­nie­siona jest zasada, aby nie zry­wać z kobietą, póki się nie posiada w ręku środ­ków zgu­bie­nia jej.

Nie wszyst­kim z owych salo­no­wych zdo­byw­ców dany był w snu­ciu przy­gód dar twór­czej ory­gi­nal­no­ści. I moda miała tu swoje słowo. A słowo to brzmiało cza­sem para­dok­sem wcale inte­re­su­ją­cym: przy­kła­dem teo­ria – stwo­rzona na popar­cie prak­tyki przez współ­cze­snego salo­no­wego filo­zofa – iż naj­wyż­szy dowód wzglę­dów i deli­kat­no­ści daje kobie­cie ten, kto ją bie­rze gwał­tem; w prze­ci­wień­stwie bowiem do nie­śmia­łego i wycze­ku­ją­cego kochanka „sza­nuje jej wsty­dli­wość i skru­puły i bio­rąc całą winę na sie­bie, oszczę­dza jej dłu­giej męczarni stop­nio­wych ustępstw oraz bole­snego poczu­cia, iż uchy­bia samej sobie”².

Kobiety, o ile czują się na siłach, nie zostają w tyle za męż­czy­znami. Słab­sze stają się ich łupem, sil­niej­sze zawczasu uczą się roz­po­zna­wać „w dzi­siej­szym kochanku jutrzej­szego wroga” i wypra­co­wują całą sztukę, jak z pierw­szego wyssać wszyst­kie sło­dy­cze, nie wyda­jąc się dru­giemu w ręce. Zna­mienna pod tym wzglę­dem jest przy­goda pani de Mer­teuil z Prévanem (List LXXXV) i jej auto­bio­gra­fia (List LXXXI), do któ­rej, wedle zda­nia współ­cze­snych, autor aż nazbyt wiele miał dokoła sie­bie wzo­rów. W roz­pu­ście umy­sło­wej, w bez­względ­nym zło­śli­wym okru­cień­stwie kobieta w pew­nym swoim typie prze­cho­dzi nie­mal męż­czy­znę. Przej­muje od niego udo­god­nie­nia życiowe: „Dla hodo­wa­nia swo­ich przy­jem­no­ści sta­rają się mieć ustronne domki, zupeł­nie na wzór sekret­nych dom­ków ówcze­snych mod­ni­siów. Gniazdko takie kobieta sama tajem­nie nabywa i urzą­dza; odźwierny jest z jej ramie­nia i wyboru, aby wszystko było na jej usługi i nic nie krę­po­wało jej swo­body, gdy zechce oszu­kać bodaj swego kochanka”³.

Oczy­wi­ście przy tej łatwo­ści obco­wa­nia płci, przy tym nad­uży­ciu miło­snych wra­żeń i upo­jeń tępieją zmy­sły, chłod­nie wyobraź­nia. Stąd don Juan XVIII w. musi szu­kać coraz ostrzej­szej zaprawy dla zuży­tego pod­nie­bie­nia: „W sto­su­nek męż­czy­zny do kobiety wśli­zguje się jakby jakaś bez­li­to­sna poli­tyka, jakby ujęty w reguły sys­tem gubie­nia. Zepsu­cie staje się sztuką, w któ­rej skład po równi wcho­dzą: okru­cień­stwo, wia­ro­łom­stwo, zdrada, kunszt tyra­nii. Makia­we­lizm wci­ska się w miłostki, staje się ich domi­nu­jącą nutą. Jest to chwila, w któ­rej Lac­los kre­śli z natury swoje _Nie­bez­pieczne związki_, ową książkę prze­dziwną i okropną zara­zem, która jest tym dla moral­no­ści miło­snej we Fran­cji XVIII w., czym trak­tat o _Księ­ciu_ dla moral­no­ści poli­tycz­nej Włoch w XVI w.”. Ten rys okru­cień­stwa w miło­ści jest zna­mienny dla epoki: prze­su­nąw­szy się z dzie­dziny moral­nej w fizyczną, doj­dzie w mar­ki­zie de Sade do naj­peł­niej­szego wyrazu.

Oto tło, na któ­rym roz­grywa się histo­ria _Nie­bez­piecz­nych związ­ków_. Ude­rza­jąco silna i zwarta jest budowa tej książki. Pisana w listach z zacho­wa­niem całej wytwor­nej sztuki epi­sto­lar­nej, tak wysoko sto­ją­cej współ­cze­śnie, mimo to nie zawiera, można powie­dzieć, ani jed­nego zby­tecz­nego zda­nia; każde ma swoją wagę, każde jest sub­tel­nym dotknię­ciem pędzla, wzbo­ga­ca­ją­cym całość obrazu o jakiś nowy i cie­kawy szcze­gół. Na for­mie listów nie cierpi rów­nież w niczym akcja powie­ści: bieg jej, na wskroś dra­ma­tyczny, zawią­zuje się mocno i jasno już na pierw­szych kart­kach, pły­nie w skrę­tach i powi­kła­niach, aby ku koń­cowi pomknąć wart­kim pędem ku kata­stro­fie. Akto­rów na sce­nie zale­d­wie kil­koro; jed­nakże węzły pomię­dzy nimi poza­dzierz­gane są tak mister­nie i róż­no­rod­nie, iż wyczer­pują nie­mal całą psy­cho­lo­gię miło­ści we wszyst­kich jej rodza­jach, obja­wach i odcie­niach.

Nad akcją domi­nuje postać mar­gra­biny de Mer­teuil, w któ­rej rączce zbie­gają się wszyst­kie nici intrygi. Jest to jeden z nie­wąt­pli­wie naj­sil­niej zary­so­wa­nych typów kobie­cych żyją­cych w lite­ra­tu­rze: istota o rów­nie gorą­cych zmy­słach, jak oschłym sercu, mądra i prze­ni­kliwa tak, iż Val­mont, razem z całą swoją eks­pe­ry­men­talną psy­cho­lo­gią, jest przy niej i w jej rękach ist­nym dziec­kiem; owa „uro­cza mar­kiza” robi chwi­lami wra­że­nie wprost nie­po­ko­jące. Pani de Mer­teuil to mimo mło­dego wieku wete­ran zahar­to­wany jak stal w owej nie­ustan­nej woj­nie miło­snej, jaką było życie „towa­rzy­stwa” XVIII w., a w któ­rej dla peł­nego suk­cesu nie wystar­czyło ryce­rzowi posiąść kobiety, lecz trzeba było – mówiąc ówcze­snym języ­kiem – ją zgu­bić. Epoka, w któ­rej spo­łecz­nie kobieta była pozba­wiona wszel­kich praw, fak­tycz­nie zaś, w panu­ją­cej kla­sie, stała nie­mal ponad pra­wem, musiała wyda­wać takie typy.

Part­ne­rem pani de Mer­teuil jest wiceh­ra­bia de Val­mont, cie­kawy zwłasz­cza przez domieszkę inte­lek­tu­al­nego dyle­tan­ty­zmu: zapo­wiedź typu, który tyle miej­sca miał zająć w póź­niej­szej lite­ra­tu­rze. Gene­alo­gię jego można by wywieść ponie­kąd od don Juana Moliera, od któ­rego wsze­lako Val­mont jest bar­dziej wątły, a przy­naj­mniej wydaje się takim przy sil­niej­szej o wiele indy­wi­du­al­no­ści pani de Mer­teuil. Kore­spon­den­cja tych dwojga wypeł­nia główną część książki. W niej, zagrze­wa­jąc się wza­jem w prze­wrot­no­ści i zepsu­ciu, snują wspól­nie swoje plany; w niej czer­pią oboje pod­nietę i zado­wo­le­nie miło­ści wła­snej z czy­nów ska­za­nych z natury swo­jej na mrok tajem­nicy; jedno sta­nowi dla dru­giego publicz­ność. Róż­nica w tym, że pani de Mer­teuil, odda­jąc się przy­jem­no­ści tych przy­ja­ciel­skich zwie­rzeń, nie prze­staje ani na chwilę być panią swo­ich myśli i uczyn­ków, nie prze­staje być sobą, pod­czas gdy Val­mont, można by powie­dzieć, cały czas „zgrywa się” dla swej part­nerki i, na prze­mian gła­skany pochleb­stwem i sma­gany drwiną, daje się pro­wa­dzić jak dziecko na pasku, nie tra­cąc ani na chwilę prze­ko­na­nia o swej rze­ko­mej sile. Pochło­nięty o wiele wię­cej, niż sam mniema, uro­kiem pani de Tourvel, Val­mont wie­lo­krot­nie w zwie­rze­niach swo­ich zadra­snął panią de Mer­teuil w spo­sób, któ­rego mu ni­gdy nie prze­ba­czy. Odtąd póty na nim wygrywa, póty go drażni i kusi, aż jej poświęci kochaną kobietę, by w zamian – rzecz naj­strasz­niej­sza dla boha­tera pokroju Val­monta – zostać wystrych­nię­tym na dudka. Wów­czas, na chwilę, niby dwa wspa­niałe dra­pieżne zwie­rzęta, stają naprze­ciw sie­bie do walki, walki, w któ­rej Val­mont pada, zanim zdo­łał się opa­trzeć, jak dalece był jeno igraszką w ręku tej strasz­nej kobiety.

Nie mniej mistrzow­sko i pew­nie nakre­ślone są inne posta­cie dra­matu. Dan­ceny to sama mło­dość razem z jej nie­win­no­ścią i bra­kiem cha­rak­teru, z całą gran­de­lo­kwen­cją i emfazą w miło­ści, która w pró­bie życio­wej oka­zuje się nie tyle miło­ścią danej kobiety, ile potrzebą miło­ści samej. Autor idzie za nim krok w krok w śli­skim labi­ryn­cie tej mło­dzień­czej psy­cho­lo­gii; nie oszczę­dza bied­nemu kawa­le­rowi ani jed­nego kłam­stewka, aby wresz­cie ustami Val­monta wydać wyrok, który brzmi tym okrut­niej, że istot­nie Dan­ceny jest szla­chet­nym i sym­pa­tycz­nym chłop­cem: „Oto ludzie! Wszy­scy jed­nako zbrod­ni­czy w swo­ich zamy­słach; nie­do­łę­stwu, jakie wkła­dają w ich prze­pro­wa­dze­nie, nadają miano uczci­wo­ści!”. Domi­nu­ją­cym rysem bog­danki Dan­ceny’ego, Cesi, jest na wskroś kobieca podat­ność, ska­zu­jąca ją na to, iż zawsze będzie tym, czym zro­bią ją sil­niej­sze dło­nie. W swo­ich praw­dzi­wych „dzie­jach grze­chu”, od pen­sjo­narki świeżo wypusz­czo­nej z klasz­toru aż po powrót do furty klasz­tor­nej, prze­bywa ten kawa­łek życia jako led­wie że świa­doma i led­wie że winna zabawka w zbrod­ni­czych rękach. Jej matka, pani de Volan­ges, to wyborny typ osoby trosz­czą­cej się o cały świat i jego naprawę, a śle­pej na to, co się dzieje w jej wła­snym domu. Cechą jej, jak wielu osób spe­cja­li­zu­ją­cych się w cno­cie, jest pewna próż­ność, którą pani de Mer­teuil wyzy­skuje po mistrzow­sku. Pani de Tourvel, w pierw­szej poło­wie książki, nie­cier­pli­wiąca nieco swą zabój­czo rezo­nu­jącą dosko­na­ło­ścią, w dru­giej, kiedy prze­cho­dzi całe pie­kło mąk i upo­ko­rzeń, wzru­sza­jąca jest siłą uczu­cia i bez­względ­no­ścią odda­nia. Wresz­cie stara pani de Rose­monde, uro­cza tym wdzię­kiem, który owej epoki był naj­prze­dziw­niej­szym kwia­tem i nad któ­rym, zda się, ani wiek, ani cho­roba nie miały wła­dzy.

Pomię­dzy tymi to oso­bami roz­grywa się akcja powie­ści. Intryga jej, stresz­czona, nie dałaby w żad­nej mie­rze obrazu dzieła. Tajem­nica arty­zmu mie­ści się tutaj nie w wiel­kich liniach, ale w szcze­gó­łach, w prze­pro­wa­dze­niu. Val­mont kocha panią de Tourvel, która go ubó­stwia, Dan­ceny kocha Cecy­lię de Volan­ges i posiada wza­jem jej serce; zda­wa­łoby się, że z tej podwój­nej sie­lanki nie spo­sób wykrze­sać nic zaj­mu­ją­cego. W jaki spo­sób Val­mont depce serce swej uko­cha­nej, tak iż staje się przy­czyną jej śmierci; dla­czego po dro­dze łamie życie małej Cesi i sam ginie z ręki Dan­ceny’ego, to tajem­nica mar­gra­biny de Mer­teuil i głę­bo­kiej poli­tyki jej kobie­cego makia­we­li­zmu. Pani de Tourvel ośmie­liła się tchnąć w Val­monta uczu­cie o tkliw­szym i szla­chet­niej­szym wyra­zie, niż je żywił kie­dyś dla pani de Mer­teuil – więc zgi­nie. Nie ma dla niej ratunku ani prze­ba­cze­nia. Val­mont dra­snął nie­zręcz­nie panią de Mer­teuil wynu­rze­niami swej miło­ści dla innej i odwa­żył się pokrzy­żo­wać kaprys jej dla Dan­ceny’ego – więc zgi­nie. Cesia jest narze­czoną czło­wieka, który nie­gdyś ośmie­lił się pierw­szy porzu­cić panią de Mer­teuil, zatem hańba jej jest posta­no­wiona, wno­sząc ją w dom przy­szłego męża, pomści tę znie­wagę. Oto kobieta-demon, salo­nowy wpraw­dzie, ale jeden z naj­bar­dziej raso­wych, jakie wydała lite­ra­tura. A jaka miła, jaka mądra! Dostać się w jej ręce nie radzę, ale poroz­ma­wiać z nią życzę każ­demu.

Cie­kawe były koleje tej książki. Wkrótce po uka­za­niu się entu­zja­stycz­nie powi­tana przez jeden z bystrzej­szych umy­słów kry­tycz­nych tej epoki, Grimma, zyskuje olbrzy­mią poczyt­ność i roz­głos, nie wolny jed­nak od przy­mieszki skan­dalu⁴. Ska­zane na znisz­cze­nie przez poli­cję, zapo­mniane póź­niej wśród wul­ka­nicz­nych wstrzą­śnień two­rzą­cego się nowego spo­łe­czeń­stwa, dzieło to znika z hory­zontu na lat nie­mal sto. Sainte-Beuve zale­d­wie o nim wspo­mina, roman­tycy obrzu­cają je wzgardą. Ku koń­cowi XIX w., w epoce roz­kwitu psy­cho­lo­gicz­nego romansu, imię autora _Nie­bez­piecz­nych związ­ków_ nabiera nowego bla­sku. Autor _Kwia­tów grze­chu_, Bau­de­la­ire, który nie mógł pozo­stać nie­czuły na nie­zdrowy urok wydzie­la­jący się z kart tej powie­ści, opa­trzył ją nastę­pu­ją­cym nad­pi­sem: „Ta książka, jeżeli parzy, parzyć może jedy­nie na kształt lodu”. Dziś powieść ta sta­łaby się nie­chyb­nie, „z buzią w ciup”, na pół­kach mię­dzy kla­sy­kami, gdyby nie to, że histo­rycy lite­ra­tury wciąż poboż­nie odże­gnują się od jej wspo­mnie­nia. Prze­bywa zatem dotąd w regio­nach „lite­ra­tury gor­szą­cej”, zalot­nie a nie­po­ko­jąco z dala strzy­gąc okiem w stronę Pas­cala i Bos­su­eta. Spo­tkają się kie­dyś…

Kra­ków, 1912

1. E. i J. de Gen­co­urt, _La Femme au XVIII siécle_ (przyp. tłum.).

2. Crébillon-syn, _Igraszki kącika przy kominku. Noc i chwila_ (przyp. tłum.)

3. E. i J. De Gon­co­urt, l. c. (przyp. tłum.).

4. „… Nie ma w isto­cie książki, nie wyłą­cza­jąc Crébillona i jego naśla­dow­ców, w któ­rej ska­że­nie zasad i oby­cza­jów tego, co nazywa się wiel­kim świa­tem, byłoby odma­lo­wane z więk­szą natu­ral­no­ścią, śmia­ło­ścią i dow­ci­pem; nie można się tedy dzi­wić, iż mało którą nowość przy­jęto z takim zapa­łem; jesz­cze mniej należy się dzi­wić temu, iż kobiety czują się obo­wią­zane obu­rzać na tę książkę. Mimo całej przy­jem­no­ści, jaką mogła im spra­wić jej lek­tura, nie była ona wolna od żądła: w jaki spo­sób czło­wiek, który tak dobrze je zna, a tak źle docho­wuje ich tajem­nicy, nie miałby ucho­dzić za potwora?” (przyp. tłum.).PRZED­MOWA NAKŁADCY

Przed­mowa nakładcy¹

Poczu­wamy się do obo­wiązku uprze­dze­nia czy­tel­ni­ków, że mimo tytułu dzieła nie ręczymy za auten­tycz­ność tego zbioru, a nawet mamy poważne przy­czyny mnie­mać, iż jest on jedy­nie pro­stym powie­ścio­wym zmy­śle­niem.

Co wię­cej, zdaje się nam, że autor, mimo iż wyraź­nie zabiega o praw­do­po­do­bień­stwo, zni­we­czył je sam, i to bar­dzo nie­zręcz­nie, przez wybór epoki, w któ­rej umie­ścił opi­sy­wane wypadki. W isto­cie, więk­szość osób, które wpro­wa­dza, tak mocno szwan­kuje na punk­cie oby­cza­jów, iż nie­po­dobna przy­pusz­czać, aby żyły w naszym stu­le­ciu, w stu­le­ciu filo­zo­fii, w któ­rym roz­le­wa­jąca się na wszyst­kie strony oświata uczy­niła, jak każ­demu wia­domo, męż­czyzn tak peł­nymi zacno­ści, a kobiety wzo­rami skrom­no­ści i cnoty.

Sądzimy zatem, iż jeżeli wypadki opi­sane w tym dziele mają jakiś pod­kład prawdy, mogły się one zda­rzyć jedy­nie albo w innym miej­scu, albo w innym cza­sie. Mamy wielce za złe auto­rowi, że uwie­dziony wyraź­nie nadzieją wzbu­dze­nia żyw­szego inte­resu czy­tel­nika przez więk­sze zbli­że­nie się do swego kraju i epoki ośmie­lił się, we współ­cze­snych kostiu­mach i w świe­tle naszych sto­sun­ków, odma­lo­wać oby­czaje tak bar­dzo nam obce.

Aby, o ile w naszej mocy, uchro­nić zbyt dobro­dusz­nego czy­tel­nika od pułapki, którą zasta­wiono jego łatwo­wier­no­ści, poprzemy nasz pogląd pew­nym rozu­mo­wa­niem. Przed­kła­damy mu je z całą ufno­ścią, gdyż wydaje się nam prze­ko­ny­wa­ją­cym i nie­od­par­tym; a mia­no­wi­cie: te same przy­czyny musia­łyby prze­cież spro­wa­dzać te same skutki, a prze­cież nie widu­jemy dzi­siaj, aby panna mająca sześć­dzie­siąt tysięcy fun­tów rocz­nej renty wstę­po­wała do klasz­toru, ani też, aby jaka pre­zy­den­towa, do tego młoda i ładna, umie­rała ze zgry­zot sumie­nia.

1. Przed­mowa nakładcy jest rów­nież pióra Lac­losa i sta­nowi jedy­nie iro­niczną misty­fi­ka­cję czy­tel­nika (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: