Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Niech prowadzi nas poker - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niech prowadzi nas poker - ebook

Po śmierci swojego ojca Bruno Bromski potrzebował wiele czasu, by uporać się z tą bolesną stratą. Na szczęście mógł liczyć na wsparcie bliskiej osoby, Olgi, z którą łączy go nie tylko silne uczucie, ale też wspólna pasja: skoki spadochronowe. Wygląda jednak na to, że los szykuje dla niego kolejną przykrą niespodziankę. Mama Brunona z dnia na dzień znika i nikt nie potrafi ustalić, co się mogło wydarzyć. Mężczyzna rozpoczyna intensywne poszukiwania, w które włącza się nie tylko życzliwy sąsiad, ale i grono przyjaciół z aeroklubu. By odnaleźć Bognę Bromską, cała ekipa będzie musiała uruchomić wyobraźnię i posłużyć się bardzo nietypowymi metodami śledczymi…

Bogna Bromska otworzyła oczy i natrafiła na ścianę słabo rzednącego mroku. Była kobietą nie najmłodszą, ale jakby na przekór temu każdego dnia tryskała energią. Teraz jednak towarzyszył jej ogromny dyskomfort. Odczuwała niezrozumiałą bezsilność. Leżała na czymś niewygodnym. Próbowała palcami rąk sprawdzić, co to jest. Dotknęła czegoś sztywnego i szorstkiego, co przypominało materiał, z jakiego wykonuje się worki. Z trudem odwróciła głowę. Wyglądało na to, że znajduje się w marnie skleconym szałasie. Ledwo rozpoznała zarys grubych i cieńszych gałęzi ciasno ze sobą poprzeplatanych. Zdawało się jej, że widzi krzesło. Gęstawy mrok, jaki panował we wnętrzu, nie pozwolił dojrzeć nic więcej. (…) Zamknęła oczy… i naraz zobaczyła siebie jadącą kabrioletem. Droga świeciła pustkami, a po obu jej stronach zielenił się las. Była w wyśmienitym nastroju. Wybrała się na zakupy. Niespodziewanie tuż za nią wyrósł jak spod ziemi biały jeep.

Bożena Makowska
Jestem absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Warszawie. Przez trzydzieści lat pracowałam w szkole podstawowej. Od ponad dwudziestu mieszkam razem z mężem w podkonińskiej wsi. Towarzystwa dotrzymują mi dwa psy, owczarek niemiecki i chiński grzywacz. Mam żonatego syna i wnuczkę. Cieszę się bliskim otoczeniem przyrody. Żyję w przyjaźni ze zwierzętami. Jedno z moich wieloletnich zainteresowań, któremu jestem niezmiennie wierna, to literatura. Napisałam kilkadziesiąt wierszy.
Powieść „Niech prowadzi nas Poker” napisałam, aby podkreślić wartość stosunku człowieka do świata przyrody, a także po to, by zwrócić uwagę na walory pozytywnych relacji międzyludzkich.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8219-936-9
Rozmiar pliku: 906 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Z łatwością podniósł się z maty. Sto pompek stanowiło element obowiązkowy każdego jego dnia. Nie przypominał sobie, żeby w ciągu ostatnich kilku lat choć raz go pominął. Jeszcze kilkanaście aktywnych minut na bieżni. Nie był zmęczony, gdy z niej schodził. Wręcz przeciwnie, odczuwał duży przypływ energii.

Pod żyrandolem coś się poruszyło. Zerknął w górę. Na sznurku apatycznie kołysał się plastykowy samolocik. Uśmiechnął się na wspomnienie podwójnego fikołka, którego sam nie wie, jakim sposobem zrobił w dniu, gdy dostał tę zabawkę od ojca. Biegał z nim wokół domu po raz któryś z rzędu i nagle po tym trochę niezdarnym salcie wylądował na trawniku pod świerkami, a samolot utkwił wysoko na jednej z gałęzi. Tato i drabina zaradzili tej katastrofie.

Chwycił ogon samolotu i lekko pchnął do przodu. Patrzył z wdzięcznością na chybocącą się miniaturkę.

Od kilkunastu lat lotnisko w Kobierzu to jego żywioł, skoki spadochronowe to jego pasja, a miłość to Olga. Tam ją spotkał po raz pierwszy.

Bruno usiadł przy biurku. Dom wypełniała idealna cisza. Patrzył na stojące przed nim zdjęcie ojca. Srebrzysta ramka otaczała wizerunek eleganckiego starszego mężczyzny. Ojciec odszedł nagle kilka miesięcy temu. Oboje z matką za nim tęsknili.

Wziął do ręki małe drewniane pudełko. Surowe i skromne ze zwykłym metalowym zatrzaskiem uparcie kusiło. Chciał zajrzeć do środka. Po chwili zrezygnował z tego zamiaru. Wahał się tak, odkąd Marek Bromski umarł. Pudełko powróciło na miejsce obok fotografii.

Spojrzał przed siebie nieruchomym wzrokiem i zobaczył tatę, który troskliwym głosem mówił: „Synu, nie poddawaj się!”. Miał właśnie dziesięć lat i przed sobą czubaty talerz klusek z serem. Mama zachęcająco się uśmiechała, więc jadł i dawał radę. Ślęczał nad trudnym zadaniem z matematyki, a obok tato dopingował: „Synku, walcz!”. Nie odpuszczał więc, aż do skutku.

Wchodził do samolotu ze spadochronem na plecach. Niepewny, zastanawiał się, jaki będzie ten pierwszy skok. Jego myśli przerwał stanowczy, ale przyjazny głos ojca: „Nie możesz się poddać!”. A po udanym skoku tata natychmiast podszedł i poklepał go po męsku w ramię. Rozumieli się doskonale.

Odwrócił głowę w stronę telefonu. Wiedział, kto dzwonił. Czekał na ten kontakt.

– Co u ciebie, Brunonku? – usłyszał głos kobiety.

Choć pytanie zabrzmiało zupełnie niewinnie, mama wyraźnie eksplodowała ekscytacją.

– Wszystko dobrze, mamo. Cieszę się, że zadzwoniłaś.

Nie dała mu powiedzieć nic więcej i czym prędzej wyrzuciła z siebie:

– Słuchaj, zgadzam się, żebyś wziął Pokera! – Za moment dodała: – Poker na pewno będzie miał u ciebie bardzo dobrze. Jestem o to całkowicie spokojna.

Uradowany, przez chwilę nie odzywał się, ale żeby matka nie zmieniła zdania, szybko ją zapytał:

– Czy mogę przyjechać jutro? Ogromnie się cieszę! Kocham tego psa. Jestem teraz na urlopie. Będę mógł poświęcić mu dużo czasu.

Bogna Bromska od razu przystała na propozycję syna:

– Dobrze, dobrze. Najlepiej po południu. Od rana zaplanowałam sobie trochę różnych spraw do pozałatwiania, a bardzo chciałabym cię zobaczyć.

– Będę po południu! Do jutra, mamo. Pa! Nie mogę się doczekać! Uściskaj ode mnie Pokera! – Kipiał optymizmem i entuzjazmem.

***

W sklepie z artykułami dla zwierząt kupił obrożę, smycz, karmę, materac i dwie miski. Zapakował wszystko do podstarzałego, ale niezawodnego jak dotąd mercedesa.

Rodzinny dom był oddalony o kilkanaście minut drogi. Wjechał w ulubiony rejon miasta. Tutaj spędził dzieciństwo. Na ulicę Piękną w Kobierzu wracał z nieskrywaną przyjemnością. Rozglądał się. Łaknął tego widoku. Zerknął na lewą stronę drogi i urodziwy park z zadbanymi trawnikami i utwardzonymi alejkami, przy których od lat rosły kasztanowce, graby i buki. Pod nimi czekały na spacerowiczów ławki. Największą atrakcją parku były rozłożyste platanowce i niezwykłe tulipanowce. Akurat teraz korony tulipanowców zdobiły zielonkawo-pomarańczowe kwiaty. Równo przystrzyżone trawniki okalały okazałe klomby z gąszczem czerwonych begonii oraz białych pelargonii, a wysokie krzewy berberysu dodatkowo upiększały parkowy pejzaż.

Spojrzał na prawą stronę jezdni. Stał tam rząd domów z ogrodami tonącymi w zieleni i różnokolorowych kwiatach.

Dom, przy którym się zatrzymał, tak jak wszystkie inne otaczały ukwiecone rabaty. Przepięknie kwitły na nich róże, ostróżki i piwonie. Jego matka bardzo o nie dbała.

Wysiadł z samochodu. Miał przycisnąć dzwonek domofonu, ale dostrzegł, że furtka jest tylko przymknięta. Gdy ją za sobą zamykał, coś go zaniepokoiło. Było inaczej niż zazwyczaj. Poker nie buszował przed domem, a mama nie stała, jak to miała w zwyczaju, w otwartych drzwiach.

Z głębi budynku dobiegało szczekanie, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Zapukał kilka razy, ale usłyszał tylko skomlenie. Otworzył drzwi kluczem, który zawsze zabierał ze sobą, gdy jechał do rodziców. Poker siedział w holu.

– Witaj, piesku! Co się dzieje? Jesteś sam? – Patrzył na psa pytająco.

Kucnął przed nim i podrapał go za uchem. Poker polizał go po dłoni. Złapał owczarka za obrożę, przyciągnął do siebie i powiedział:

– Jesteśmy kumplami, pamiętaj! Chodź, poszukamy mojej mamy.

Razem zajrzeli do każdego zakamarka domu. Nigdzie nikogo nie było.

Usiadł w fotelu w urządzonym gustownie pokoju gościnnym. Poker ułożył się na wprost. Ani na moment nie odwrócił wzroku.

Na stole na koronkowym obrusie leżał album. Był pewny, że od śmierci ojca matka często do niego zaglądała. Na okładce rozpoznał jej pismo. Przeczytał: „Bogna i Marek Bromscy – nasze wczoraj”. Serce zabiło mu mocniej. Pomyślał, że przecież nie będzie wspólnego jutra jego rodziców. Głośno westchnął. Było mu przykro. Miał ochotę poprzeglądać fotografie, szczególnie te sprzed wielu lat, ale uznał, że to nie jest dobry moment. Odczuwał duże zaniepokojenie nieobecnością matki. Zaczynał się o nią martwić. Zatelefonował, ale nie odebrała. Na razie kładł to na karb spraw, z którymi zamierzała się uporać. Liczył na to, że zajęło jej to więcej czasu, niż przewidywała. Nie popadał w panikę. Czekał, aż oddzwoni. Zawsze dotychczas tak robiła.

Postanowił rozejrzeć się wokół domu. Wyszedł z psem na zewnątrz. Tym razem żadne fluidy otoczenia nie przyciągały jego uwagi. Skrupulatnie przeczesał całe podwórze. Poker zachowywał się czujnie, ale spokojnie. Nie sygnalizował niczego podejrzanego.

Na podjeździe sąsiedniego domu pojawił się srebrzystoszary opel. Wyszedł z niego sąsiad, Tytus Kopski, który mimo słusznego wieku trzymał się świetnie.

– Dzień dobry, panie Kopski – od razu przywitał mężczyznę. Byli w życzliwej relacji. – Jak pana zdrowie? – dopytał jeszcze.

– A, dzień dobry, Bruno. Na razie nie narzekam. Oby tak dalej. A co u ciebie? – Kopski chętnie nawiązał rozmowę.

– W porządku. – Bruno nie miał zamiaru przepuścić takiej okazji, więc kontynuował: – Panie Tytusie, widział pan dzisiaj moją mamę? Powinna być w domu, ale jej nie zastałem. Nie odbiera telefonu.

Nie od razu otrzymał odpowiedź. Sąsiad zamilkł. Robił wrażenie zafrasowanego. Poluźnił krawat i odparł:

– Niestety, wcześniej niż zwykle wyjechałem do pracy i później wracam. Nadrabiałem zaległości. Widzę, że jesteś zmartwiony. Na pewno wróci. Dam ci znać, jeżeli coś zauważę.

– Dziękuję, chociaż miałem nadzieję, że… – Brunona nie satysfakcjonowała odpowiedź sąsiada, ale zaraz zmienił temat. – Zabieram do siebie Pokera. Będzie ze mną już na stałe. Mama się zgodziła. Nareszcie!

Kopski nie podjął jednak tego wątku. Jeszcze raz poprawił krawat, uśmiechnął się i pożegnał słowami:

– Na mnie już czas. Miałem ciężki dzień. Do widzenia! Do zobaczenia!

***

Poker bez najmniejszych oporów wszedł do domu. Bruno oprowadził go po wszystkich pomieszczeniach. Trochę czasu zajęło, zanim pies zapoznał się z nowymi zapachami. Wkrótce jednak poczuł się jak u siebie, bo najpierw zjadł porcję karmy, a później wypił miskę wody i odprężony położył się na materacu.

Bruno wybrał numer matki i z telefonem przy uchu nerwowo się przechadzał. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Nie doczekał się żadnej reakcji. Cisza po drugiej stronie pogrążyła go zupełnie. Zatęsknił za Olgą. Ufał jej. Bardzo potrzebował tej rozmowy. Odezwała się natychmiast.

– Od rana o tobie myślę! Kamień spadł mi z serca!

– Przepraszam – zająknął się i zaraz wyjaśnił: – Chyba stało się coś złego. Nie wiem, gdzie jest mama. Zero kontaktu przez cały dzień. A oprócz tego Poker jest ze mną i będzie na zawsze.

– To kapitalny psiak – szczerze się ucieszyła. – Będziecie zadowoleni ze swojego towarzystwa. Ale co z twoją mamą? Jak to jej nie ma? To niemożliwe! Proszę, nie denerwuj się. Będzie dobrze.

– Posłuchaj, Olgo, nie wiem, co robić! Nie mam żadnego punktu zaczepienia. Muszę ci wszystko opowiedzieć, od samego początku. Muszę! Jesteś mi potrzebna!II

Bogna Bromska otworzyła oczy i natrafiła na ścianę słabo rzednącego mroku. Była kobietą nie najmłodszą, ale jakby na przekór temu każdego dnia tryskała energią. Teraz jednak towarzyszył jej ogromny dyskomfort. Odczuwała niezrozumiałą bezsilność. Leżała na czymś niewygodnym. Próbowała palcami rąk sprawdzić, co to jest. Dotknęła czegoś sztywnego i szorstkiego, co przypominało materiał, z jakiego wykonuje się worki. Z trudem odwróciła głowę. Wyglądało na to, że znajduje się w marnie skleconym szałasie. Ledwo rozpoznała zarys grubych i cieńszych gałęzi ciasno ze sobą poprzeplatanych. Zdawało się jej, że widzi krzesło. Gęstawy mrok, jaki panował we wnętrzu, nie pozwolił dojrzeć nic więcej.

Głowa pulsowała tępym bólem, a nogi były jak z waty. Właściwie całe ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie słuchało jej. Te tajemnicze okoliczności napawały kobietę przerażeniem. Od momentu, gdy się ocknęła, głucha cisza stawała się coraz bardziej nieznośna.

Nagle usłyszała wyraźne pohukiwanie sowy. Powoli powracała do rzeczywistości. Miała potężny mętlik w głowie. Targało nią kłębowisko myśli, których w żaden sposób nie umiała uporządkować. Nasuwały się pytania, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi: Czy znajduje się w lesie? Dlaczego jest uwięziona? Jak do tego doszło? Co będzie dalej?

Zamknęła oczy… i naraz zobaczyła siebie jadącą kabrioletem. Droga świeciła pustkami, a po obu jej stronach zielenił się las. Była w wyśmienitym nastroju. Wybrała się na zakupy. Niespodziewanie tuż za nią wyrósł jak spod ziemi biały jeep. Początkowo nie zwracała na niego większej uwagi.

Znienacka poczuła silne uderzenie w tył samochodu. Najpierw jedno, potem drugie i trzecie. Zdezorientowana, zjechała na pobocze.

Znowu odezwała się sowa i kobieta ponownie uświadomiła sobie, w jak niewytłumaczalnym położeniu się znalazła. Oszołomiona i słaba postanowiła wstać. Poruszyła się, ale nie dała rady. Uzmysłowiła sobie, że jest skrępowana. Drżącymi rękami trafiła na gruby sznur. Wymacała go na brzuchu, udach i piersiach. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że nie ma najmniejszej szansy, żeby się podnieść. Sznur ciasno oplatał jej ciało. Nie wiedziała, w jaki sposób był przymocowany. Nerwowo zaczęła go szarpać, ale nic nie wskórała. Nawet nie drgnął.

Znieruchomiała. Zaczęła nerwowo i płytko oddychać. I nagle krótki przebłysk tego, co się stało: ktoś ją siłą wyciąga z samochodu. Widzi wysokiego mężczyznę. Chce zobaczyć jego twarz, ale mężczyzna odwraca się tyłem.

I zaraz drugi przebłysk: idzie leśną ścieżką. Ręce ma związane sznurem, którego koniec trzyma ten sam mężczyzna. Przechodzą obok starego dębu. Nie potrafi minąć go obojętnie. Stawia opór, by choć na chwilę stanąć. Solidne pociągnięcie unicestwia ten zamiar. Spogląda tęsknie na drzewo.

I jeszcze jedna migawka: przed nią wejście do małej, drewnianej, lichej chatki. Niezdarnie chwyta się chropowatej ściany i zastyga w bezruchu, ale wystarczy jedno gwałtowne szarpnięcie i już jest wewnątrz. Z krzykiem upada na ubitą ziemię. A potem widzi, jak przez mgłę, butelkę pełną do połowy. Mężczyzna wlewa jej płyn do ust. Musi to wypić. Krztusi się, ale przełyka. Nie pamięta smaku… I nic więcej nie pamięta.

Obudził ja szmer dochodzący z zewnątrz. Miała wrażenie, że ktoś się zbliża. Choć w chacie panował w dalszym ciągu półmrok, w szparach ścian pojawiły się jaśniejsze zwiastuny nadchodzącego poranka.

Zaskrzypiały drzwi. Usłyszała ciche kroki. Dostrzegła niewyraźny zarys męskiej sylwetki. Wysoki mężczyzna świecił latarką prosto w jej oczy. Zamknęła je, ale ostre światło boleśnie przewiercało się przez przymknięte powieki. Potwornie się bała. Była całkiem zesztywniała od wielogodzinnego leżenia, ale teraz strach sparaliżował ją tak dalece, że nie potrafiła oddychać.

Z zamkniętymi oczami czekała na najgorsze. Szybko w myślach przywołała syna, zastanawiając się, czy go jeszcze zobaczy. Uwolniła się czym prędzej od tych wątpliwości. Przypomniała sobie życiowe motto męża. Nierzadko powtarzał: „Nie poddawaj się!”. A gdy borykała się z uciążliwym problemem i przestawała dążyć do jego rozwiązania, mąż siadał naprzeciw niej, chwytał ją za ręce i pytał:

– Co z tobą, Bogusiu? Dlaczego nie działasz? O co chodzi, kochanie? – A po chwili dodawał: – To nie leży w twojej naturze. Masz w sobie siłę! Walcz!

Potem wstawał, całował ją w czoło i zachęcał:

– Nie poddawaj się, Bogusiu! Nigdy się nie poddawaj!

Te wspomnienia nadeszły w samą porę. Ceniła męża za determinację i wolę walki. W pełni się z nim zgadzała. Postanowiła, że będzie walczyć do samego końca.

I nagle szok! Mężczyzna dotknął jej dłoni! Milczał. Czuła, że na nią patrzy.

– Muszę wyjść – wyszeptała.

Nie było żadnej reakcji. Spojrzała. Teraz widziała go dużo lepiej. Duże, ciemne okulary zasłaniały sporą część twarzy. Żółta czapka z daszkiem głęboko osadzona na głowie też z pewnością pełniła rolę kamuflażu. Niczego charakterystycznego nie zauważyła. Mężczyzna z nikim znajomym jej się nie kojarzył, choć na pierwszy rzut oka mogli być w podobnym wieku.

Poruszyła się na pryczy, bezsilnie pojękując. Ponownie popatrzyła na nieznajomego.

– Proszę. Muszę wyjść – powtórzyła, zatrzymując wzrok na okularach.

Zrezygnowała z wyartykułowania prośby po raz trzeci. Miała nadzieję, że zrozumie, o co jej chodzi.

Rzeczywiście przeczucie jej nie myliło, bo pochylił się nad legowiskiem. Kilkoma nieskomplikowanymi ruchami rąk wyciągnął spod niego końcową część sznurka. Z taką samą sprawnością obwiązał jeden nadgarstek kobiety. Zaraz potem usunął długi fragment sznura z jej ciała. Zwinął go jak lasso i, trzymając w lewej ręce, prawą energicznie podniósł Bromską i bez większego trudu postawił na nogi.

Była osłabiona, więc się zachwiała, ale zdążył ją podtrzymać, błyskawicznie chwytając jej łokcie. Odczekał moment i ruszył w kierunku wyjścia. Nie spieszył się, więc kroki stawiała powoli i ostrożnie. Kiedy otworzył drzwi, ujrzała leśny świt. Rześkie powietrze lekko ją cuciło. Przechodząc ponad kawałkiem tęgiej gałęzi, która pełniła rolę progu, niepewnie oparła wolną rękę o zroszoną ścianę. Sznur gwałtownie się naprężył, a ręka ześliznęła. Znowu zachwiała się, jednak nie straciła równowagi.

Szła za mężczyzną i raz po raz zerkała to na niego, to pod nogi. Stopy zanurzała w wysokiej trawie pokrytej rosą. Trawa łagodnie rzeźwiła. Odczuwała ulgę.

Zaprowadził ją w gęstwinę paproci. Tam się zatrzymał. Nie odwracał się wystarczająco długo. Tyle czasu potrzebowała dla siebie.

Do szałasu wrócili w taki sam sposób. Szła za nim bez pośpiechu, a on ani razu nie spojrzał w jej stronę i ani razu się nie odezwał.

Trzymana na uwięzi, usiadła na pryczy. Obserwowała nieznajomego, nie okazując strachu. Walczyła ze swoimi emocjami. Mężczyzna przysunął bliżej krzesło, które stało pod ścianą. Usadowił się na nim i z kieszeni bluzy wyjął papierową torebkę. Położył obok kobiety. Skinieniem ręki pokazał, żeby wyjęła zawartość. Wyciągnęła kanapkę. Popatrzyła na nią z niechęcią. Nie miała apetytu, ale wiedziała, że musi zjeść. Gdy kończyła, z drugiej kieszeni wyjął butelkę. Bała się, ale przeważył rozsądek. Nie wzbraniała się. Każdy kolejny łyk alkoholu był torturą.

Kiedy ponownie ją pętał, poczuła ogromne znużenie. Zamknęła oczy. Półprzytomna usłyszała jeszcze rozpływający się gdzieś w oddali dźwięk skrzypiących drzwi. Zapadła w głęboki sen.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: