- W empik go
Niedzielne wieczory starego stolarza: powieści dla rzemieślników - ebook
Niedzielne wieczory starego stolarza: powieści dla rzemieślników - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 237 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stary Maciej, stolarz.
Miasto Tarek, na trakcie do Kalisza położone, jest rękodzielniczych warsztatów pełne; niedaleka szląska granica pomnaża kwitnący stan jego, przez łatwe sprowadzanie się tam pracowitych Niemców z przedmiotami do ich kunsztów wielce użytecznemi; bita droga przerzyna to miasteczko na dwie części, a wszędzie po za nowemi domkami majstrów i zabudowaniami ich pracowni uśmiechają się przechodniom podług roku pory, to zielone, to żółte, to różnobarwne, a wszędzie dobrze uprawne kaliskich ziemskich właścicieli obszary. Ruch, szelest, wesołe śpiewy, a czasem, jak to wszędzie bywa, przymówki i kłótnie, nie dając ani na chwilę sposobności do samotnego dumania, ożywiają w niem codzienne pracowitych mieszkańców jego życie.
W Turku więc osiadła nie zbyt dawno rodzina starego Macieja Cheblowskiego, stolarza; on sam już osłabiony i pracą i wiekiem, przybywszy do Turka, oddał warsztat swój synowi już ożenionemu; Andrzej i Tekla Cheblowscy byli tak jak ich ojciec bogobojni i poczciwi, a czworo dzieci ich, które już dorastały, w tymże duchu religijnym i pracowitym przez nich wychowane były; zręczność obydwóch majstrów Cheblowskich, ich rzetelność i uczciwość, uzyskały im w krótce wziętość zasłużoną u wszystkich rękodzielników owego miasteczka. Piękne wyroby Andrzeja nie jeden wystawny pokój zdobiły, w którym z zagranicy lub Warszawy przybyłym kupcom najstaranniej wypracowano fabryczne płody ukazywano. Nie były okazale te chrzciny, jeżeli dziecię nie spoczywało w kolebce przez Cheblowskich wykonanej. Nie uszedł i pogrzeb sąsiadek i przyjaciół na – gany, jeżeli trumna z ich pracowni nie wyszła; słowem, stary Maciej i jego rodzina mieli w Turku tę wziętość, która w wielkich miastach piękności i bogactw udziałem bywa, a która jednak w skromnem rękodzielniczem miasteczku daleko sprawiedliwiej, bo pracy, umiejętności i dobremu prowadzeniu się, początek swój winną była, a zatem o wiele tamte nie tylko przewyższyć, ale przetrwać musiała. Dzieci Andrzeja, a wnuki starego stolarza, nie miały powołania do rzemiosła, w dwóch pokoleniach chleb zapewniającego ich rodzinie; nadaremnie Maciej bawił się z niemi zawczasu piłeczką i heblem, nadaremnie wyrabiał dla nich różne drobnostki drewniane, ażeby się niemi bawiły; Jaś, starszy wnuk jego, biegał zawsze do ślusarza w bliskości pracującego; Michałek, drugi jego wnuczek, kuł nieustannie coś młotem na progu i pomagał z własnej ochoty kowalczykom, kiedy konie kuli; Bartosz, najmłodszy, uwijał się nieustannie około lakiernika, i kreślił węglem po ścianach różne nieforemne wzory; a Jadwisia, jedyna wnuczka Macieja, odziedziczała z radością wzgardzone przez braci a tak ładnie wyrabiane wózki, stołki, bióreczka, ciesząc się, że żadna jej rówienniczka tak bogato uposażoną w zabawki nie jest, jaką ona z niedbalstwa braci i łaskawej pracowitości dziadunia być nieprzestawała. "Już się przekonałem, mój Andrzeju, że moje wszelkie usiłowania są próżne, " rzekł razu jednego stary Cheblowski do syna, rzucając z niecierpliwością na warsztat jakąś małą niedokończoną dla wnuków robotę; "tak, tak, widzę ja to dobrze i serce ranie niemało na to boli, że żaden z twoich synów do naszego szlachetnego kunsztu powołania nie ma; trzeba to mój kochany, bo już czas po temu, oddać podług ich skłonności, Jasia do ślusarza, a Michałka do kowala do terminu; Bartek niechaj sobie jeszcze czas jaki w domu po ścianach kwaczem maże, a poźniej może, później coś lepszego od braci z niego wyrośnie; co Jadwisię, to za stolarza wydamy, i to za jakiego żwawego chłopaka, którego zawczasu do terminu przyjąć ci radzę, wyuczym go dokładnie naszego kunsztu, a tak chociaż po kądzieli warsztat nasz w Cheblowskich rodzie nie zaginie. Tak radził synowi stary ojciec Andrzeja; a ten przywykły zawsze słuchać go i z rad jego korzystać, nie czekał dłużej, i w krótce podług dziadka i własnej synów jego woli, Jaś i Mi* chatek do mechanicznej, ale chleb zapewniającej pracy, oddani zostali; pracy, która więcej sił fizycznych, jak zajęcia umysłowego wymagała; a nieraz w nich żal szczery wzbudzała, z powodu niemożności korzystania dla braku czasu z nauk i opowiadań dziadka, który każdą zbywającą od pracy w domu chwilę na kształcenie umysłowe Bartosza i Jadwisi obracał.Święta i niedziele zgromadzały zwykle rodzinę stolarza około niego; a jak się tylko ranne nabożeństwo w farnym kościele skończyło, i po smacznym obiedzie przez matkę i Jadwisię sporządzonym, nim na nieszpory zadzwoniono, a często nawet i po ich zakończeniu, zasiadał Maciej w wygodnem krześle własnej roboty, wnuki obsiadły go do koła, a przebiegając wtedy z nimi upłynionych łat przygody, w całości lub cząstkowo im je udzielał; zastósowując moralne uwagi, z tychże prawdziwych wydarzeń wynikające, do zdolności i wieku swych młodych słuchaczy. Zimowe niedziele zręczniejszą do tego porę nastręczały, i właśnie te cztery powieści, które tu umieszczone, były opowiadane w Turku przez starego Macieja ostatniego adwentu, a to przy piecyku palącym się jaskrawo, około którego siedziały wnuczęta z natężoną uwagą, otwartemi uszami i oczami, a pełnemi pieczonych kartofli ustami, powieściom dziadka pilnie się przysłuchując.ŚLUSARZ Z JODŁOWA.
Pierwsza powieść starego Macieja.
Już będzie lat temu kilkanaście, kochane dziatki moje, kiedym mieszkał w Jodłowie, w Galicyi, przy dworze zacnego i wielce w okolicy poważanego pana sędziego Jodłowskiego, dziedzica wielu pięknych włości, od Sanu aż do gór karpackich rozciągających się. Jakież tam dla każdego rzemieślnika wygodne i korzystne zamieszkanie było; nigdy też żadnemu z nas, czy we dworze, czy w okolicy, nie brakło roboty, bo pan sędzia żył wystawnie i wspaniale, lubił mieć dom swój wszystkiemi nowemi wynalazkami opatrzony, często nawet ozdoby swoich pokoi odmieniał; a jego sąsiedzi, lubo mu zawsze przyganiający, i mniej od niego majętni, naśladowali go jednak we wszystkiem, ile tylko mogli. Ledwiem oddał do jodłowskiego zamku stolik nowy, biórko lub inny sprzęt jaki podług nowych wzorów, zaraz mi w sąsiedztwie mieszkająca Baronowa, lub okoliczna Urzędniczka, podobny dla siebie zrobić kazała. Komody i krzesła, półeczki i parawany, framugi rozmaite, słowem, wszystko na wzór jodłowskiego umeblowania okolica mieć musiała; miałem się więc wtedy, jak widzicie, bardzo dobrze. Wysłałem Andrzeja na wędrówkę do Wiednia i całych Niemiec, żyłem sobie wygodnie, bo było o czem, i zdawało mi się, że sobie byt tak błogi na zawsze ustaliłem. Ale, drogie wnuczęta, uczcie się zawczasu, ie z przedwiecznych Boskiej woli wyroków, nic, ani dobre, ani złe, zawsze trwać nie może; doświadczyłem tez i ja tego w krótce; zacny nasz pan sędzia umarł prawie nagle, lubo wiek jego podeszły spodziewać nam się tego kazał, a Jodłów z przyległościami dostał się w spadku przyrodnej jego siostrze, pani Uszyckiej, która w królestwie zamieszkała, i nigdy przeprowadzenia się w tamte strony nie miała zamiaru. Była to także pani bardzo szanowna, lubo nie tyle jak brat odmianę lubiąca, mniej mi zbytkowej roboty wykonywać kazała, bo miała inne usposobienie, i w wielu rzeczach od brata się różniła, ale chociaż mniej pieniędzy na zbytkowe ozdoby i meble wydawała, miło dla niej pracować było, bo każdą robotę doskonale ocenić i w miarę jej wartości punktualnie zapłacić nigdy nieomieszkała.