Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Niegrzeczna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niegrzeczna - ebook

Weronika Filipowicz jest trzydziestoletnią singielką i wciąż mieszka z rodzicami na starym osiedlu w Krakowie. Ma niewyparzony język i często przez to wpada w kłopoty. Hubert Paterson to zamożny właściciel warsztatu samochodowego położonego na obrzeżach miasta. Niedawno wyszedł z więzienia i chce od nowa rozpocząć życie. Wypadek samochodowy staje się przyczyną całej serii nieoczekiwanych i zaskakujących wydarzeń. Jakie tajemnice skrywa kobieta? Czy jej uporządkowane, na wskroś nudne życie nauczycielki to tylko pozory, pod którymi kobieta ukrywa zupełnie inne oblicze? Czy demony z przeszłości Huberta pozwolą mężczyźnie związać się z Weroniką na stałe? „Niegrzeczna” to wciągająca powieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-177-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Światełko w ledowej lampie zgasło, ostatni paznokieć był gotowy. Tym razem zdecydowałam się na czarny lakier z drobinkami złota. Spojrzałam na swoje wypielęgnowane dłonie. Całkiem ładnie, Weroniko, pomyślałam i zabrałam się za sprzątanie bałaganu, który stworzyłam.

Odpaliłam laptop, po czym szybko włączyłam piosenkę Beyonce „Crazy in love”. Zawsze poprawiała mi humor, kiedy w takt energicznej muzyki udawałam prawdziwą, amerykańską seksbombę. Przez chwilę mogłam się poczuć jak prawdziwa gwiazda. Dobrze, że moi uczniowie nie widzieli tych kocich ruchów i tańca z opakowaniem po dezodorancie. To byłby hit Internetu.

Zmęczona stanęłam przed lustrem. Nie byłam brzydka, o nie! Doskonale znałam swoje zalety: brązowe, gęste włosy bez grama farby (rzecz droga i zbędna), błękitne oczy, zadarty, mały nos, piegi gęsto rozsiane po policzkach. No i nogi, które moim zdaniem były wyjątkowo zgrabne. Lubiłam wysokie obcasy i często do pracy na przekór drętwemu ciału pedagogicznemu zakładałam biały T-shirt, niebieskie jeansy, czarne szpilki. Czyżbym za bardzo inspirowała się Beyonce? Boże, ta kobieta to prawdziwa petarda. Pełna klasy, wdzięku, charyzmatyczna na scenie… Chciałabym kiedyś móc pozwolić sobie na bilet na jej koncert, żeby na żywo doświadczyć tej niesamowitej energii.

Za cztery dni w końcu znajdę się w zupełnie innej rzeczywistości, opuszczę Kraków, moich uczniów spotykanych nawet w osiedlowych sklepikach i w końcu wyzwolę się spod czujnego oka rodziców. W lutym skończyłam trzydzieści lat, niezły wyczyn nadal mieszkać ze starymi. Mimo wszystko kochałam ich bardzo, chociaż czasem nie dawali mi żyć po swojemu. Jedynym plusem było nieco oszczędności na koncie, które już wkrótce miałam właściwie spożytkować.

Kraków. Godzina dziewiąta z minutami, korek jak okiem sięgnąć. Kurwa, utknęłam. Po jaką cholerę wybrałam się samochodem do centrum miasta? Diabeł mnie chyba podkusił. Już byłam spóźniona, a miało być tak pięknie. Nerwowo zmieniałam stacje radiowe, bo ciągle grali te same piosenki, co mocno mnie irytowało. Jakby to powiedzieli moi uczniowie? Komu w drogę, temu wrotki. Przynajmniej byłoby szybciej, taniej i bardziej eko dla środowiska. I jeszcze to słońce! Termometr w moim sfatygowanym fiacie punto pokazywał dwadzieścia osiem stopni. Brak klimatyzacji dawał się we znaki. Wąska strużka potu płynęła po moich plecach kończąc swój bieg w miejscu, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Ręce lepiły się do kierownicy, a wody, oczywiście, nie wzięłam. Złorzeczyłam na cały świat, przeklinając w duchu wszystko i wszystkich, aż tu w końcu upragnione zielone.

Jechałam powoli, ale do przodu, metr po metrze, kiedy nagle jakiś rozpędzony samochód wbił mi się w tylny zderzak! Tego to już za wiele. Na dodatek siła uderzenia była tak mocna, że przywaliłam w stojące przede mną volvo. Zamiast wysiąść z samochodu i szybko zobaczyć, co się wydarzyło, siedziałam w środku mojego autka jak zaklęta. Tysiące myśli lotem błyskawicy pędziło w mojej głowie, począwszy od: „Czy ja mam ubezpieczenie?”, przez „Mam nadzieję, że to nie moja wina”, po „Czy nad morze z Krakowa kursują pociągi?”. Siedziałam nadal, jak zaczarowana, opleciona tysiącami niewidzialnych nici, które nie pozwalały mi się ruszyć.

W końcu stało się to, co nieuniknione. Klaksony, gwizdy i mocne przekleństwa sprawiły, że wróciłam do rzeczywistości.

– Nic się pani nie stało? – Usłyszałam niski, seksowny głos. Facet z miną totalnego luzaka rozpłaszczył się na drzwiach z uchyloną szybą mojego czarnego fiacika. Ujrzałam wesołe, piwne oczy za firanką gęstych, czarnych rzęs. Miękkie, pełne usta zdobił uśmiech, a czarne włosy w lekkim nieładzie nadawały mu zadziornego wyglądu. Miał na sobie białą koszulkę polo i błękitne bermudy, w których wyglądał zjawiskowo. Jego ręce zdobiła sieć gęstych tatuaży.

– Nie, chyba wszystko jest w porządku – wybąkałam, wciąż wpatrując się w niego jak w obrazek.

– To dobrze, mam nadzieję, że szybko poradzimy sobie z tym zatorem, którego jesteśmy sprawcami – rzucił wesoło mimo niezbyt przyjaznych okoliczności.

Zaraz, zaraz. Czy on wlepia wzrok w mój dekolt? Czy to omamy czy udar cieplny? A może i jedno, i drugie? Faktycznie, moja biała, letnia sukienka na cienkich ramiączkach miała dość odważny fason, wreszcie mogłam sobie pozwolić na nieco wakacyjnego luzu. Niestety, w szkole nie miałam odwagi paradować w takich strojach, chociaż je uwielbiałam. Tak. Bez wątpienia patrzył na moje piersi.

– Musimy wezwać lawetę. Nie może pani dalej jechać, z chłodnicy leje się płyn. Mam linkę, odholuję pani samochód do najbliższego przystanku.

– Bardzo dziękuję za pomoc, ale szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak kierować samochodem w takiej sytuacji – odparłam z miną cierpiętnicy.

– Proszę mi zaufać, pani…?

– Weroniko. Nazywam się Weronika Filipowicz.

– Miło mi. Hubert Paterson. Po prostu rób to, co ci powiem – odparł mężczyzna, od razu skracając dystans między nami.

Szybko dotarliśmy do zatoczki autobusowej, a wraz z nami sprawca wypadku, którego również podholował Hubert. Był to nie lada wyczyn, zważywszy na korek, jaki utworzyliśmy. Całe miasto zatrzymało się, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Po chwili zjawiła się policja, która dopełniła wszelkich formalności. Niestety, tak jak przypuszczałam, mój samochód nie nadawał się do dalszej jazdy. Faktycznie, nie mogłam jechać, płyn z chłodnicy wyparował, zderzak z tyłu przypominał połamane krzesło ogrodowe, a mój mózg zagotował się z nerwów.

– Co pan sobie wyobraża, jak ja teraz do domu dojadę tym złomowozem!? – ryknęłam do faceta, który spowodował stłuczkę.

– Ależ proszę pani, już tłumaczyłem policji, że zerwała się linka hamulcowa i nie mogłem…

– Panie, coś pan zdurniał? To się jedzie na stację diagnostyczną i tam sprawdzają wszystko! – darłam się jak opętana.

Nagle poczułam silne ręce na swoich ramionach, to Hubert próbował mnie uspokoić. Tego było za wiele! Jakiś obcy facet rozbił mi samochód, drugi zaczął obmacywać… Z szybkością światła odwróciłam się w stronę wytatuowanego gościa i ujrzałam… maślane oczy, które do mnie robił. Zmiękły mi kolana, niebo zaczęło wirować, a zapach jego perfum oszołomił jak narkotyk.

– Weroniko, daj spokój panu, czasami tak się zdarza, to była zwykła awaria. Mój znajomy zaraz przyjedzie zabrać twój samochód i coś poradzimy, żeby te piękne oczy już nie płonęły takim ogniem – szepnął mi do ucha.

Hubert mnie podrywał, teraz już jawnie, a ja nawet nie protestowałam. Chyba oszalałam. Ostatnie, czego mi trzeba, to nieszczęśliwie i platonicznie zakochać się w jakimś zajebistym gościu z dużą kasą. Z moim nauczycielskim budżetem to nawet na wakacje na Helu nie starczy, no chyba że pod namiotem. W głębi serca poczułam się jak ostatni biedak. Muszę pomyśleć o jakieś lepiej płatnej pracy, stwierdziłam z bólem serca.

Laweta z napisem MT AUTO podjechała na przystanek. Z klimatyzowanej kabiny wyszedł facet, który na oko sporo ważył. Małe, świdrujące oczka pasowały do jego tuszy i nieco komicznego wyglądu. Na głowie kaszkiet w nieokreślonym brązowym kolorze, opięta hawajska koszulka dopełniała stylówkę. Oryginał, pomyślałam.

– Witam i o zdrowie pytam – rzucił laweciarz. – Gdzie wieziemy?

– Może do mechanika, mam w torebce adres… – zaczęłam niepewnie.

– Tomeczku, wieziemy do mnie – szybko powiedział Hubert.

– Ale naprawdę dam sobie radę. – Nie chciałam wyjść na durną babę, która nie potrafi załatwić naprawy samochodu.

– Wieź, Tomeczku, do mnie i zero dyskusji – zakończył wesoło Paterson.

– Pani pamięta, że środa to dzień loda, podziękować zawsze warto – rzucił na odchodne laweciarz, mrugnął do mnie i Huberta, po czym zabrał się za pakowanie auta.

Co za bezczelny typ! Jak on może rzucać takimi hasłami do nieznajomej? Laweta jednak wyglądała bardzo przyzwoicie, co nie ukrywam, zdecydowanie kontrastowało z wyglądem Tomeczka. Nie ocenia się książki po okładce, mówiło stare porzekadło. Swoją drogą, dokąd on wywiezie mój samochód? Czy mnie na to stać? Ile to wszystko będzie kosztować? Nie mogłam się na niczym skupić, moje myśli biegały w głowie jak przerażone słonie na sawannie afrykańskiej.

Z jednej strony rozwalony samochód, zepsuty dzień, spóźnienie na spotkanie, a z drugiej… Matko, jak on wyglądał w tym słońcu. Ciasteczko z czekoladą do schrupania. Weroniko, ogarnij się, durna babo, nie masz czym wrócić do domu, gdzie masz portfel z kartą miejską…

Z rozmyślań wyrwał mnie Hubert, który zaprosił do swojego klimatyzowanego volvo.

– Weroniko, zapraszam na kawę. Musisz ochłonąć po tym wszystkim, jesteś zdenerwowana – stwierdził Hubert.

– Nie, naprawdę, dziękuję, ale byłam umówiona na spotkanie – odparłam.

– Nalegam – rzekł twardo.

Nie wiedziałam, co robić. Stałam na przystanku, przestępując z nogi na nogę.

Może poproszę, żeby podwiózł mnie w okolice Bonarki, stamtąd już pójdę piechotą. Spojrzałam na telefon. Pięć nieodebranych połączeń i jedna wiadomość. Oferta nieaktualna, proszę nie przyjeżdżać.

Nie wierzę! Właściciel chyba kpi, przecież byłam umówiona. Była dziesiąta dwadzieścia, cały długi dzień przede mną. Może jednak zgodzę się na szybką kawkę? I dwa litry wody, oczywiście. Nie mam nic do stracenia.

– Czy coś się stało? – zapytał z troską Hubert, czekając na moją decyzję.

– Nie, tak, w zasadzie sama nie wiem… Możemy jechać, śniadanie i kawa dobrze mi zrobią – wypaliłam bez namysłu.

Oczy Huberta uśmiechnęły się do mnie. Czy ja naprawdę zaproponowałam nieznajomemu facetowi śniadanie? Szkoda, że nie zaproponowałaś mu kolacji ze śniadaniem do łóżka. Teraz na pewno myśli, że jestem jakąś natrętną babą wykorzystującą sytuację. A może on ma żonę? I dzieci? Co ja robię? Nie zauważyłam obrączki, no ale to nic nie oznaczało.

– Wsiadaj – rzucił krótko Hubert i otworzył przede mną drzwi od strony pasażera.

W samochodzie panował przyjemny chłód, aż moje ciało pokryło się gęsią skórką. Sutki zaczęły prześwitywać przez cienki materiał letniej sukienki.

– Bardzo dziękuję za wszystko, za holowanie i lawetę, będziemy musieli się jakoś rozliczyć – powiedziałam niepewnie, bo naprawdę nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę z przystojnym nieznajomym.

– Moja piękna Weroniko, wszystko będzie załatwione, jeśli tylko dasz się zaprosić na śniadanie i kawkę. Niczym się więcej nie martw – rzucił Hubert.

Czy on tak na serio? Znowu rzuciłam okiem na dłoń. Nie było obrączki.

– Nie, nie mam ani żony, ani dziewczyny – odparł niespodziewanie.

Poziom mojego zażenowania sięgnął zenitu. Byłam aż tak beznadziejnie głupia, aby zdradzić się z tym nachalnym gapieniem na ręce obcego faceta? Na moje policzki wystąpił rumieniec wstydu, a spocone dłonie wytarłam o sukienkę. Znowu mnie podrywał, ale nie ukrywam, podobało mi się to.

– Może włączymy muzykę? Mamy kawałek drogi do knajpki ze śniadaniami. Czego lubisz słuchać? – zapytał Paterson.

– Zdaję się na ciebie – rzuciłam ostrożnie.

Z głośników rozległy się pierwsze dźwięki rapu. Nie słuchałam tego gatunku, ale słowa kojarzyły mi się z pewną lekcją wychowawczą, gdzie moi uczniowie prezentowali swoje ulubione zespoły muzyczne. Hubert doskonale prowadził samochód, płynnie wymijał autobusy i skutery. Z głośników płynął tekst:

Łapię chwile ulotne jak ulotka
Ulotne chwile łapię jak fotka1

– Lubisz Paktofonikę? To mój ulubiony zespół. Teraz chłopaki grają jako Pokahontaz, numery są całkiem spoko, ale ta piosenka to klasyka gatunku – powiedział z miną prawdziwego znawcy. – A ty jakiej muzyki słuchasz?

– Różnej, nic konkretnego tak jak w twoim przypadku. – Nie mogłam przecież przyznać, że lubię Beyonce, przecież koneser Paterson zabiłby mnie śmiechem.

– Zapraszam cię do „Niebieskich Migdałów”, serwują tam najlepsze śniadania w całym Krakowie. To kawałek od centrum, ale blisko mojego warsztatu.

– Jesteś mechanikiem? – zapytałam.

– Można tak powiedzieć. – Mężczyzna uśmiechnął się lekko. – Powiedz coś o sobie, Weroniko. Jesteś piękna, wiesz o tym?

Zarumieniłam się ponownie i uciekłam spojrzeniem.

– Dziękuję za komplement, ale zasadniczo nie wiem, co powiedzieć. Jestem nauczycielką w szkole podstawowej. Moje życie jest całkiem zwyczajne, właśnie miałam zamiar wynająć mieszkanie, żeby w końcu się wyprowadzić od rodziców, ale przez wypadek i spóźnienie najemca mi odmówił – zaczęłam. Powinnam już z pięć razy się rozpłakać, ale w swoim mniemaniu byłam silną babką i nie było to w moim stylu.

– Myślę, że może coś się da zrobić. Podaj numer do tego właściciela.

– O nie, bardzo dziękuję, ale mamy tylko wypić razem kawę – zmieniłam temat.

– Dobrze, a więc jedźmy na śniadanie.

Głośniki na nowo wypełniły się muzyką Paktofoniki. Patrzyłam na Patersona, na jego wyraźnie zarysowaną żuchwę, prosty nos i gęste rzęsy. Ręce pokrywały tatuaże. Dostrzegłam orła na przedramieniu z wielkimi szponami, atakującego w locie. Patriota, pomyślałam. Jego umięśnione nogi były opalone na złoty kolor.

Był tak zajebiście przystojny, że zapierało dech w piersiach. Emocje po wypadku już opadły i, chcąc nie chcąc, podnieciłam się jak diabli. Czułam wilgoć między nogami, a serce szybciej biło.

Nerwowo szarpałam bransoletkę, obracając w palcach koralik z okiem proroka. Nie zaszkodzi odpędzić złych spojrzeń, nie chcę problemów z tym facetem, pomyślałam.

W okolicach jedenastej dotarliśmy do „Niebieskich Migdałów”. Była to nowoczesna, ale przytulna restauracja z kanapami z jasnej skóry i nieco ekstrawaganckim wystrojem. Na marmurowych stolikach ustawiono w wazonikach niebieskie hortensje. Przez okna wpadały jasne smugi światła, było całkiem miło. Usiedliśmy w ustronnym miejscu i czekaliśmy na posiłek.

Hubert zamówił jajecznicę na boczku i tosty, a ja skusiłam się na omlet z warzywami. Jedzenie było przepyszne, a kawa najlepsza, jaką piłam w życiu. Mimo sympatycznej atmosfery rozmowa nie za bardzo się kleiła. Nie chciałam dopuścić do bliższej znajomości z Patersonem: to był typ gościa, który łamał kobiece serca, rozbijając je jak delikatną, kruchą porcelanę. Wytatuowany macho, zajebisty w łóżku, ale nie materiał na partnera. Kawa była formalnością i moim obowiązkiem po tym, jak zaoferował pomoc.

– Co będzie z moim samochodem? Da się go jakoś naprawić? Powinnam zgłosić szkodę do ubezpieczyciela – nieśmiało zaczęłam.

– Myślę, że nie potrwa to długo, ale zobaczymy w warsztacie – odparł Hubert.

– Za trzy dni wyjeżdżam nad morze i potrzebuję samochodu – marudziłam.

– Chciałaś nim jechać nad morze?! – Hubert złapał moją rękę, a mnie przeszedł elektryzujący dreszcz. – Nie ma mowy. To kupa złomu bez klimatyzacji w dodatku. Zawiozę cię.

– Czy ty mówisz poważnie? Znamy się od dwóch godzin, nic o tobie nie wiem, a proponujesz mi podróż nad morze? Nie jadę tam w celach rekreacyjnych tylko do pracy.

– Kolonia? Obóz? – zapytał z przekąsem.

– Nie interesuj się – rzuciłam szybko.

Hubert mimo zaciśniętych ust patrzył na mnie z ciekawością. Z długiej minuty ciszy wyrwał nas dźwięk telefonu Patersona.

– Zaraz wrócę, muszę odebrać, to ważne. Nie uciekaj – poprosił mężczyzna i wyszedł na taras przy restauracji.

Bawiłam się serwetką, czekając na Huberta, którego musiałam poprosić o numer telefonu i adres jego warsztatu, dokąd został odwieziony mój punciak. Nagle przy sąsiednim stoliku zrobiło się zamieszanie. Kobieta i mężczyzna gorąco ze sobą dyskutowali, nie była to jednak miła rozmowa. Dziewczyna zaczęła podnosić głos, aż w końcu wstała i chciała odejść od swojego rozmówcy. Mężczyzna jednak nie pozwolił jej się oddalić, złapał ją za łokieć i próbował usadzić z powrotem. Nagle błysnęło ostrze noża. Groził jej!

Poderwałam się wiedziona impulsem kobiecej solidarności i zupełnie nie myśląc o konsekwencjach takiego postępowania, rzuciłam się na ratunek.

– Natychmiast zostaw tę dziewczynę w spokoju, widziałam, co masz w ręku. Jeśli nie chcesz problemów, to pozwól jej odejść – rzuciłam najbardziej twardym tonem, jaki wypracowałam w swojej krótkiej karierze nauczycielki.

– Chyba żartujesz, złotko, czyżbyś chciała dołączyć do nas w miłosnym trójkącie? – Facet roześmiał się bezczelnie.

– Jeśli jej nie puścisz, to dzwonię na policję – odparłam.

– Czy ty, niunia, uważasz, że ja się ciebie przestraszę? Wypierdalaj w podskokach, bo ci gębę scyzorykiem załatwię! – rzucił osiłek.

– Sam wypierdalaj, bo zadzwonię na policję, mam wszystko nagrane na telefonie – zablefowałam, bo przecież tylko to mi zostało. Gość podnosił się z krzesła, ale dziewczyna wykorzystała moment i natychmiast uciekła z restauracji.

Mężczyzna szybkim krokiem sunął w moją stronę. Strach mnie sparaliżował, nie mogłam ruszyć się nawet o milimetr.

– Lala, co ty odpierdalasz, nie znasz mnie, nie wiesz, kim jestem, co się stało, wparowałaś tu jak dziwka bez majtek – syknął. – Problemów szukasz?

– Bolo, co ty robisz? – Usłyszałam wściekły głos Huberta.

Skąd on go zna? Tego typa spod ciemniej gwiazdy? Ale dzięki jego przyjściu przynajmniej byłam uratowana od niechybnego zaszlachtowania nożem.

– To twoja lala? Weź ją ustaw do pionu, ona mi tu z psiarnią wyjeżdża, że niby Loli kosą pokiwałem – rzucił osiłek.

– Przecież ty jej groziłeś nożem, jak tak można? – krzyknęłam.

– Wiesz, jakie są zasady, żadnych ostrych spraw, Bolo. Miałeś z tym problem – rzucił cicho Hubert.

W „Niebieskich Migdałach” zaczęło się robić niemiło. Do naszego stolika podeszła kelnerka, pytając, czy wzywać policję. Hubert od razu uspokoił sytuację, Bolo przeprosił obecne w knajpie kobiety za swoje zachowanie, po czym sprawa została wyciszona i zakończona. Wyszłam na totalną idiotkę przed Patersonem. Mogłam udać, że nic nie widziałam. Mogłam trzymać język za zębami. Ale to nie leżało w mojej naturze.

– Czy mógłbyś mnie podrzucić na postój taksówek? – zapytałam chłodno. Nie chciałam mieć już do czynienia z Patersonem ani z jego kolegą. Chciałam zapłacić za śniadanie, ale Hubert nie zgodził się na to. Ruszyliśmy do jego samochodu.

– Odwiozę cię.

– Nie, nie trzeba. – Nie miałam ochoty zdradzać mu, gdzie mieszkam.

– Jesteś bardzo odważna, wiesz? – powiedział z podziwem. – Niejeden facet bałby się zareagować w takiej sytuacji.

– Dobrze, następnym razem, jeśli będę chciała zabłysnąć, to obsypię się brokatem, zapewniam cię. Skąd ty znasz takiego typa? – zapytałam, ale szybko dodałam. – Nie moja sprawa, przepraszam za ciekawość. Przyzwyczajenie zawodowe.

– Okej, nie ma problemu. Bolo to mój kolega ze szkolnej ławki. Znamy się całe życie. Ostatnio wyszedł z więzienia i trochę mu się nie układa. Ale w głębi serca to dobry chłopak. Miał w życiu złych doradców. – Mężczyzna obdarzył mnie swoim cudownym uśmiechem.

No pięknie, Hubert, obrońca złoczyńców, kto by pomyślał.

– Dasz mi swój numer telefonu? Zadzwonię, kiedy będę coś wiedział w sprawie twojego samochodu – odparł, po czym delikatnie ujął moją dłoń i pocałował.

Nie powiem, że nie dotknęło to wrażliwej strony mojej duszy. Hubert był pełen sprzeczności, z jednej strony delikatny i czuły, a z drugiej twardy gość stawiający na swoim. W głowie miałam mętlik.

– Dziękuję za wszystko. Załatwię formalności związane z ubezpieczeniem – powiedziałam i zaczęłam pospiesznie wysiadać z volvo. Paterson był jednak szybszy i okrążając maskę, podbiegł do mnie.

– Muszę cię pocałować, jesteś cudowna! – Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, złapał mnie w ramiona, jednocześnie dotykając moich ust. To był niesamowity, lekki pocałunek, delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla, a jednocześnie pełen ociekającego podnieceniem mężczyzny. Nie mogłam się od niego oderwać, ale to Hubert zrobił krok w tył.

– Przepraszam, to nie powinno się było zdarzyć – rzucił krótko, odsuwając się na bezpieczną odległość.

– Wybaczam – powiedziałam niby od niechcenia, a w rzeczywistości aż drżałam z napięcia. Chciałam więcej, mocniej, intensywniej. Chciałam się z nim bzykać do upadłego, rozerwać mu koszulę i szarpnąć te spodenki, żeby guziki potoczyły się po ziemi. Chciałam go gryźć i całować jednocześnie, poczuć jego penisa w moim gorącym spragnionym wnętrzu.

– Do zobaczenia wkrótce – powiedział Paterson i odjechał, zostawiając mnie w takim stanie na postoju taksówek.

------------------------------------------------------------------------

1 Fragment utworu zespołu Paktofonika „Chwile ulotne”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: