- promocja
Niekochalni. Lęk przed bliskością - ebook
Niekochalni. Lęk przed bliskością - ebook
Jak pozbyć się lęku przed bliskością i być wreszcie szczęśliwym.
Od ponad dekady lawinowo rośnie liczba singli. Coraz więcej osób ma problemy ze stworzeniem satysfakcjonującego związku. Nie sprzyja temu zawrotny pęd życia, jego konsumpcyjny styl przekładający się na relacje międzyludzkie, a także coraz powszechniejsze uzależnienie od mediów elektronicznych.
Jak się jednak okazuje, jednym z głównych powodów życia w samotności, czasem głęboko ukrytym, jest lęk przed bliskością.
Książka Niekochalni. Lęk przed bliskością Andrzeja Gryżewskiego, seksuologa i psychoterapeuty, oraz Sylwii Sitkowskiej, psycholożki i psychoterapeutki, poświęcona jest tej dojmującej bolączce naszych czasów.
Jak rozpoznać problem? Jakie ma on podłoże? Jak wpływa na seks i miłość? Jak wreszcie znaleźć partnera? Na wszystkie te pytania, a także wiele innych, znajdziesz odpowiedź w tej książce.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-730-4 |
Rozmiar pliku: | 964 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Andrzej: Od kilku lat rozmawiamy ze sobą – spotykając się zarówno prywatnie, jak i na przeróżnych superwizjach, konferencjach, kongresach – o tym, jak zmieniają się relacje społeczne. W ostatnim czasie wiele naszych rozmów dotyczyło lęku przed bliskością. Tego, że coraz więcej ludzi ma lęk przed bliskością, więc wybierają pozorne formy kontaktów społecznych i relacji emocjonalno-seksualnych.
Sylwia: Bliskość jest jednym z najważniejszych elementów relacji. Nie tylko związku romantycznego. Bliskość z przyjaciółmi, dziećmi, rodziną… Badania naukowców z Harvardu (https://www.adultdevelopmentstudy.org/grantandglueckstudy) pokazują, że o ten właśnie element relacji warto dbać najbardziej, gdyż jest jednym z najważniejszych składników poczucia szczęścia w życiu. Namiętność przemija najszybciej, ale gdy pomiędzy ludźmi jest bliskość, związek może nadal dawać bardzo dużo satysfakcji. Gdy zatracimy bliskość, związek staje się pusty. Deklarujemy, że bliskość jest ważna, ale mamy wokół mnóstwo dystraktorów, rzeczy, które odciągają nas od bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Jakże często z przyjaciółmi, znajomymi, rodziną, ukochanym kontaktujemy się za pomocą mediów elektronicznych.
Andrzej: Nawet psychoterapia przenosi się do internetu, co zmienia czasami jej przebieg. Kiedy pacjent dotyka obszaru, który jest dla niego niekomfortowy, udaje, że na przykład przyszedł kurier, i kończy sesję. Albo wyłącza komunikator i tłumaczy później, że padł internet. Dlaczego? Czuje, że za bardzo zbliżył się do psychoterapeuty, że za dużo powiedział, odczuwa lęk, boi się, że zostanie to wykorzystane przeciwko niemu, wstydzi się, że się otworzył.
Sylwia: Uważam, że pomoc poprzez kanały internetowe powoli staje się normą i nie ma sensu przed tym uciekać. Stajemy się coraz wygodniejsi, istnieje też duża grupa pacjentów, która ma utrudniony dostęp do bezpośredniej pomocy psychologicznej, więc możliwość uczestniczenia w sesji czy w warsztatach internetowych jest dla tych osób zbawienna. Sama aktualnie pracuję nad kursem online, skierowanym do osób, które chciałyby odnowić lub utrzymać bliskość w swoich związkach. Kiedy książka ukaże się na rynku, kurs będzie już dostępny. Chciałabym w nim przekazać między innymi to, że zależność i separacja są naturalnymi elementami każdej relacji – ważne jest, aby mieć tego świadomość i umieć sobie poradzić z wynikającą z tego frustracją. Z jednej strony zlanie się z partnerem nie jest zdrowe, z drugiej – czasami można odsunąć się tak daleko, że powrotu już nie ma. Cienka linia pomiędzy: jesteśmy razem, ale nie jesteśmy jednością.
Andrzej: Zobacz, ile filmów i seriali dotyczy prób budowania relacji. Pacjenci często opowiadają, że niesamowicie poruszył ich serial _The Affair_. To historia dwóch małżeństw, które funkcjonują w bardzo toksyczny sposób, obawiając się bliskości. W jednym związku nie ma miejsca na przeżywanie wypalenia zawodowego, w drugim na przeżywanie żałoby po utracie dziecka.
Sylwia: Na razie dotarłam do trzeciego odcinka (_śmiech_), ale istotnie, ciekawa jest koncepcja opowiadania tego samego zdarzenia z różnych perspektyw. To pokazuje, że jedną i tę samą sytuację każda z zaangażowanych w nią osób przeżywa inaczej.
Andrzej: A _Zimna wojna_ Pawła Pawlikowskiego? Kanwą tego filmu jest lęk przed bliskością. Bohaterowie nie mogą się spotkać na krętych drogach życia i kariery zawodowej. Jedyną możliwość, by byli w pełni razem, daje wspólne samobójstwo. Jestem ogromnym popularyzatorem filmoterapii. Pewnie dlatego tak dobrze dogadujemy się zawodowo z Katarzyną Miller. Dla mnie papierkiem lakmusowym tego, co się dzieje w społeczeństwie, są filmy, które dostają nominacje do Oscarów. W roku 2020 Oscara dostał film _Joker_ opowiadający o mężczyźnie, który chce nawiązać bliski kontakt z drugim człowiekiem, ale którego spotyka pasmo przykrych relacji, począwszy od toksycznej przemocowej matki, poprzez rówieśników i współpracowników. Znamienna jest scena w autobusie, w której chce pocieszyć smutną dziewczynkę, a zostaje zaatakowany przez jej matkę. W 2019 roku Oscarem nagrodzono film _Green Book_, opowieść o budowaniu relacji między twardym, prostym, białym facetem a ciemnoskórym, wyrafinowanym, utalentowanym, homoseksualnym artystą. To swoista instrukcja, co zrobić, by stworzyć relację i nie bać się bliskości, cokolwiek się w niej zadzieje.
Sylwia: Ładny obraz, pięknie ukazujący rodzącą się bliskość. Ma jedną rysę, wzmacnia mit, że przeciwieństwa się przyciągają. Badania wszak pokazują, że jest odwrotnie. Łączą nas podobieństwa i lepiej trzymać się podobieństw w dobieraniu się w pary czy nawet przyjaźnie. Często to, co zachwycało, w późniejszym czasie, gdy mija etap fascynacji, zaczyna drażnić. Łatwiej jest budować bliskość z ludźmi podobnymi do nas. Wyobraźmy sobie związek bałaganiarza z pedantem. W początkowym etapie bałaganiarz może podziwiać pedanta za uporządkowanie, ład, schludność. Z czasem jednak stanie się to dla niego trudne, na tle porządku zaczną się rodzić konflikty i to, co było kiedyś godne podziwu, z czasem stanie się po prostu upierdliwością: „Dlaczego on się tak czepia, przecież to tylko jedna bluzka na krześle” itp. Podobnie jest z pedantem: bałaganiarz może mu się jawić na początku jako kolorowy ptak, spontaniczna, pełna energii osoba. Po jakimś czasie jednak zaczną go denerwować porozrzucane ubrania lub rozstawione wszędzie kubki. W takich związkach trudniej jest utrzymać bliskość, chociaż przy dobrej woli i wzajemnej akceptacji nie jest to niemożliwe.
Andrzej: Wśród innych popularnych filmów z ostatnich lat, które poruszały temat relacji i bliskości, wyróżnia się _Bohemian Rhapsody_, biograficzna opowieść o Freddiem Mercurym. Artysta rewelacyjnie funkcjonował na scenie, ale jego życie osobiste, emocjonalne i seksualne, było bardzo skomplikowane i częstokroć w rozsypce. Większość naszych czytelników zapewne oglądała _Narodziny gwiazdy_, opowieść o słynnym piosenkarzu, który pogrążył się w destrukcji, gdy okazało się, że jego partnerka zaczyna osiągać sukcesy. Dobrze się czuł w związku z nią, gdy on był „wielką gwiazdą”, a ona funkcjonowała w roli maskotki. Zupełnie nie potrafił odnaleźć się z nią w bliskości.
Sylwia: _Bohemian Rhapsody_ to opowieść o człowieku rozpaczliwie poszukującym bliskości i akceptacji. Historia jego pochodzenia i doświadczenia z domu rodzinnego z jednej strony dały mu siłę, z drugiej wytworzyły dużą potrzebę bycia akceptowanym. Próbował to osiągnąć przez całe życie. Miał wielkie szczęście, jego skarbem byli przyjaciele, którzy pozwolili mu się oddalić, a później wrócić. To, o czym mówiłam wcześniej, separacja i zależność, występują również w przyjaźni.
_Narodziny gwiazdy_ to jeszcze inna bliskość. Bliskość zrodzona z lęku, kompleksów. Próba budowania relacji na oczach świata, co zazwyczaj jest dodatkowym utrudnieniem.
Andrzej: Wcześniej Oscara dostał film _Kształt wody._ Jest w nim pokazana próba budowania bliskiej relacji z humanoidalnym stworem. Fajnie ukazane ABC przyjaźni.
Przypomniałem najgłośniejsze filmy z ostatnich lat, bo uważam, że są one swoistą żywą kroniką społeczną. Ale sprzed kinowego ekranu wrócę do mojego gabinetu terapeutycznego. Lęk przed bliskością widzę codziennie u swoich pacjentów. Wiele osób nie jest w stanie być blisko w związku i stwarza w swoim życiu substytuty relacji. Niektórzy godzinami oglądają pornografię, inni godzinami korespondują na komunikatorach z osobami, które znają jedynie wirtualnie, a jeszcze inni siedzą na forach lub w serwisach społecznościowych, mając wrażenie, że są z kimś blisko.
Problem niekochalnych, ludzi obawiających się bliskości, rozrósł się w ostatnich latach, do czego znacząco przyczyniły się portale społecznościowe i szerokopasmowy internet. Dlatego proponuję, Sylwio, żebyśmy naszą książkę napisali, pochylając się nad poszczególnymi odmianami lęku przed bliskością, począwszy od przyczyn „niekochalności”, a kończąc na sposobach jej zmiany w głębokie, prawdziwe, satysfakcjonujące przyjaźnie, związki i relacje międzyludzkie.
Sylwia: Bliskość jest potrzebna. Bliskość jest piękna. Bliskość jest wspaniałym uczuciem. Nie jest jednak łatwo utrzymać ją w długoterminowym związku. Większość problemów moich pacjentów sprowadza się do relacji. Relacji z rodzicami, z dziećmi, z przyjaciółmi, partnerami, mężami, żonami. O ile trudniej odciąć się od rodziny i dzieci (chociaż i to się zdarza), o tyle zmiana ukochanego lub ukochanej jest mniejszym problemem. Jesteśmy w stanie znieść wiele w związku: zdrady, kłótnie, ciche dni, jednak brak bliskości to równia pochyła dla większości par.
Andrzej: To tykająca bomba z opóźnionym zapłonem.
Sylwia: Kiedy przestajemy się dotykać, troszczyć o siebie, pomagać sobie wzajemnie, zaczynamy patrzeć na siebie z wrogością. Życie razem staje się nie do zniesienia. Pary w terapii często mówią, że są jak „dobrze prosperujące przedsiębiorstwo”, ale to za mało, by czuć się spełnionym w związku. W naszej książce spróbujemy przybliżyć zachowania, które odbierają bliskość. Wiele z nich to zachowania nieuświadomione, a przecież to świadomość jest pierwszym krokiem do zmiany.LĘK PRZED BLISKOŚCIĄ
STYLE PRZYWIĄZANIA
STYL BEZPIECZNY – reprezentuje go większość ludzi (badania wskazują, że do 60 procent). Dziecko ufa opiekunom, wie, że są oni dla niego dostępni, gotowi do wsparcia i opieki, czuje się bezpiecznie. Dzięki temu naturalnie wykształca się w nim poczucie, że warte jest troski i miłości. Ma odwagę poznawać otoczenie, jest pewne siebie, chętnie nawiązuje bliskie kontakty z innymi. W dorosłym życiu dobrze znosi zarówno swoją zależność od innych, jak i zależność innych od siebie. Nie wykazuje nadmiernego lęku przed porzuceniem ani zbytnim przywiązaniem. Dorośli reprezentujący ten styl przywiązania mają największą szansę na tworzenie trwałych, zdrowych relacji z innymi. Swoich rodziców wspominają jako troskliwych i uczuciowych.
STYL UNIKAJĄCY – dotyczy około 20 procent ludzi. Tworzy się w sytuacji, gdy opiekun nie poświęcał dziecku zbytniej uwagi, dziecko było przez niego karane za próby nawiązania kontaktu fizycznego, miało poczucie odrzucenia przez opiekuna. Dziecko uczy się ignorować i unikać opiekuna, co w negatywny sposób wpływa na jego dorosłe życie: taka osoba czuje się skrępowana bliskością, jest nieufna w stosunku do innych ludzi, zaprzecza potrzebie więzi, może mieć skłonność do przelotnych relacji seksualnych czy pracoholizmu. Jako dorosły wspomina rodziców jako krytycznych, wymagających.
STYL LĘKOWO-AMBIWALENTNY – reprezentuje go około 20 procent ludzi. Tworzy się w sytuacji, gdy dziecko nie wie, czy matka przybędzie z pomocą, kiedy ono płacze, czy może pozostawi je w tej sytuacji. Takie dzieci mają silną potrzebę bycia przez cały czas z opiekunem. Gwałtownie protestują w chwili rozstania, sama jego perspektywa budzi w nich ogromny lęk. Gdy opiekun wraca, okazują silną potrzebę kontaktu, ale równocześnie gniew i złość. Jako dorośli często czują się niewarci miłości. Mają skłonność do chwiejnych nastrojów, zatracania się w namiętności, a także miłości od pierwszego wejrzenia.
STYL ZDEZORGANIZOWANY – styl ten obserwowany jest u osób, które w dzieciństwie doświadczały nadużyć, przemocy psychicznej bądź fizycznej. Rodzice tych dzieci zamiennie okazują radość bądź wrogość, bez faz przejściowych. Dziecko przez to traktuje rodzica jako obiekt bezpieczny i niebezpieczny. Pragnie jednocześnie zbliżyć się do rodzica i go uniknąć. W życiu dorosłym osoby te mają silną potrzebę kontroli otoczenia. Ten typ przywiązania najsilniej predysponuje do poważnych zaburzeń psychicznych.
Andrzej: Na początek powinniśmy zadać podstawowe pytanie: jak tworzy się lęk przed bliskością?
Sylwia: Należałoby zacząć od tzw. teorii Bowlby’ego. Według tego znakomitego brytyjskiego psychiatry, istnieją trzy style przywiązania, które wytwarzają się w dzieciństwie i wpływają na całe życie.
W zależności od tego, jak rodzic zachowuje się w stosunku do dziecka, taki styl przywiązania ono przyjmuje i stosuje w późniejszym życiu. Jeżeli rodzic reaguje na potrzeby dziecka, przychodzi, kiedy dziecko płacze, jest czuły, rozmawia z dzieckiem już na etapie niemowlęctwa, w dziecku tworzy się poczucie bezpieczeństwa. Rodzi się świadomość, że na tym polega relacja z innymi ludźmi. Taka bliskość jest dla dziecka normalna. Większość osób ma bezpieczny styl przywiązania – badania wskazują, że ponad 60 procent osób.
Andrzej: To budująca wiadomość, ale może zdumiewać. Zwłaszcza psychoterapeutę. W mojej praktyce najczęściej bowiem spotykam ludzi mających pozabezpieczne style przywiązania.
Sylwia: Cóż, trzeba sobie jasno powiedzieć – w naszych gabinetach najczęściej goszczą takie właśnie osoby.
Andrzej: Stąd nasza skrzywiona perspektywa. Natomiast nie chcę kreować mitu, że na terapię idą wyłącznie osoby z problemami, a ci, co nie chodzą, to są okazami zdrowia.
Sylwia: Dokładnie tak. Jako psychoterapeuci jesteśmy za pan brat ze stylem lękowo-ambiwalentnym, unikającym i zdezorganizowanym. Jako że największe problemy w życiu pojawiają się w kontaktach z innymi ludźmi, trafia do nas niewiele osób z bezpiecznym stylem przywiązania, gdyż takie osoby potrafią w sposób naturalny nawiązywać satysfakcjonujące, bliskie relacje.
Andrzej: Ze smutkiem muszę przyznać, że miałem mało pacjentów z tym stylem przywiązania.
Sylwia: Muszę cię zasmucić, prawdopodobnie w przyszłości również nie będziesz miał ich zbyt wielu. Ponad 70 procent młodych dorosłych nawiązuje takie same relacje z innymi ludźmi, jakie mieli z matką we wczesnym dzieciństwie, pod warunkiem że w pierwszych dwudziestu latach życia nie wydarzyło się nic, co zmieniłoby ten styl relacji, np. śmierć, rozwód, przemoc.
Dotychczas panowała opinia, że raz wykształcony styl przywiązania pozostaje niezmienny do końca życia. Najnowsze badania mówią jednak o tym, że styl przywiązania może się zmieniać. Okazuje się, że zmieniają nas silne doświadczenia oraz że łącząc się w pary, mamy na siebie silny wpływ. Styl przywiązania zmienia się więc na skutek różnych życiowych wydarzeń. Jeśli poczujemy się bardzo oszukani, istnieje ryzyko, że pojawi się u nas jakiś rys stylu unikającego. Jeśli – mając styl bezpieczny – „niechcący” wybierzemy partnera z innym stylem przywiązania, może się zdarzyć, że pod wpływem silnych przeżyć przejmiemy elementy jego stylu.
Andrzej: Według żelaznej zasady, że jeśli patrzysz w ciemność, to i ciemność patrzy w ciebie. (_śmiech_) Prześledźmy, jak tworzą się poszczególne style.
Sylwia: John Bowlby początkowo wyróżnił trzy style przywiązania, ale po jakimś czasie inni naukowcy uzupełnili to zestawienie o styl czwarty.
Styl unikający dotyczy około 20 procent ludzi. Powstaje wówczas, gdy opiekun nie poświęca dziecku wystarczającej uwagi, dziecko jest przez niego karane za próby nawiązania kontaktu fizycznego i rodzi się w nim poczucie odrzucenia. Dziecko uczy się wówczas ignorować i unikać opiekuna, co kładzie się cieniem na jego późniejszym dorosłym życiu. Dorosły, u którego wytworzył się ten styl, czuje się skrępowany bliskością, jest nieufny w stosunku do innych, zaprzecza potrzebie więzi, może wykazywać skłonność do przelotnych relacji seksualnych lub pracoholizmu. Rodziców wspomina jako krytycznych i bardzo wymagających.
Andrzej: W gabinecie ci pacjenci mówią mi, że w domu panował „zimny chów”, tak że gorąca herbata stygła od razu.
Sylwia: Styl lękowo-ambiwalentny również reprezentuje około 20 procent ludzi. Tworzy się on wówczas, gdy dziecko nie wie, czy matka przybędzie z pomocą, kiedy ono płacze, czy może pozostawi je w tej sytuacji. Takie dzieci mają silną potrzebę nieustannego przebywania z opiekunem. Gwałtownie protestują w momencie rozstania, już sama perspektywa rozłąki budzi w nich niezwykle silny lęk. Gdy opiekun wraca, okazują olbrzymią potrzebę kontaktu, ale równocześnie gniew i złość. Jako dorośli bardzo często czują się niewarci miłości. Mają skłonność do chwiejnych nastrojów. To oni najczęściej zakochują się „od pierwszego wejrzenia” i zatracają się w namiętności.
Andrzej: Powiemy o tym później, ale zasygnalizuję tu, że z tej grupy wywodzi się bardzo dużo osób z osobowością borderline. W związku tak „kołyszą łódką”, że można dostać choroby morskiej i metaforycznie wymiotować za burtę bezustannie – dzwoniąc po koleżankach i mówiąc, jakiego to łajdaka ma się w domu.
Sylwia: Kolejny styl pozabezpieczny – zdezorganizowany – został dodany do modelu Bowlby’ego w późniejszym czasie. Styl ten obserwowany jest u osób, które w dzieciństwie doświadczały przemocy psychicznej bądź fizycznej. Rodzice tych dzieci zamiennie okazują radość bądź wrogość, bez faz przejściowych. Powoduje to, że dziecko traktuje rodzica jako obiekt jednocześnie bezpieczny i niebezpieczny. Pragnie zarówno zbliżyć się do rodzica, jak i go uniknąć. Ten typ przywiązania najsilniej predysponuje do poważnych zaburzeń psychicznych.
I na koniec styl bezpieczny, który – na szczęście – ma większość ludzi. Dziecko czuje się bezpiecznie, ufa rodzicom, wie, że są oni dla niego dostępni. Dzięki temu naturalnie wytwarza się w nim przekonanie, że jest warte troski i miłości. Ma odwagę eksplorować otoczenie i nawiązywać bliskie kontakty z innymi. Nie obawia się opuszczenia. W różnych sytuacjach dobrze znosi swoją zależność od innych ludzi oraz zależność innych od siebie. Dorośli, u których wykształcił się ten styl przywiązania, mają największą szansę na stworzenie długotrwałych, zdrowych relacji. Swoich rodziców wspominają jako troskliwych i czułych.
Andrzej: Bezpieczny brzmi świetnie.
Sylwia: Prawda? Budujące jest to, że ma go większość ludzi… Ale w gabinecie widuję go w zdecydowanej mniejszości. Przykładowo, mam aktualnie w terapii pacjentkę ze stylem lękowo-ambiwalentnym. Między innymi ma trudności z zaakceptowaniem tego, że mąż wychodzi spotkać się ze znajomymi. Jest to dla niej tak trudne, że jakiś czas temu, kiedy on się wybierał na spotkanie z kolegami, doznała ataku paniki – duszności, palpitacje serca, drętwienie kończyn, pełen zestaw objawów. Mąż zawiózł ją do szpitala, gdyż żadne z nich nie wiedziało, co się dzieje. Oczywiście z wyjścia ze znajomymi nici…
Pracuję z tą pacjentką nad tym, aby nauczyła się akceptować sytuacje związane z wyjściem męża z domu. Nic poza jej emocjami nie wskazuje na to, żeby mąż chciał ją zdradzić, oszukać lub zostawić, co więcej, mąż ma do niej naprawdę anielską cierpliwość. Niestety, mimo jego zapewnień i miłości, w chwilach rozłąki u mojej pacjentki pojawia się olbrzymi lęk, który ostatnio zamanifestował się atakiem paniki. Dlaczego? Spójrzmy na jej rodziców. Matka raz nadopiekuńcza, raz znikająca emocjonalnie lub złoszcząca się na swoją córkę, krzycząca, mówiąca raniące słowa, dodatkowo pochłonięta własnymi problemami małżeńskimi. Ojciec nieobecny, większość uwagi poświęcający pracy. Jego pojawienia były niczym wizyty Świętego Mikołaja. Raz na jakiś czas obdarzał dzieci uwagą i prezentami, po to aby po chwili znów zniknąć. Moja pacjentka weszła w świat z przekonaniem, że musi sobie znaleźć kogoś, dzięki komu poczuje się wreszcie bezpiecznie. Wyszła za mąż i chce przebywać z mężem cały czas. Najlepiej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na szczęście, dzięki naszej pracy, trochę już mu odpuszcza, zaczyna się zajmować sobą i dostrzegać, że można być z drugą osobą, niekoniecznie będąc z nią „zlanym”. Jednak do całkowitego uwolnienia się od toksycznego przekonania, że tylko mąż może dać jej bezpieczeństwo, jeszcze daleka droga.
Andrzej: Dla zilustrowania tematu przychodzi mi na myśl piękny przykład z komedii _Szefowie wrogowie_. Otóż drobny gangster, pomagający trzem fajtłapom z korporacji pozbyć się ich toksycznego szefa, w trakcie dynamicznego pościgu policyjnego wyjmuje nagle telefon i pisze esemesy. Jeden safanduła pyta go ze zdziwieniem: „Co ty, człowieku, robisz? Zaraz nas rozbijesz!”, a gangster na to: „Muszę napisać szybko esemesa do mojej laski. Jak nie jestem z nią w częstym kontakcie, to jej odpieprza”. (_śmiech_). Natomiast mam pacjentkę z podobnym problemem. Jej rodzice byli lekarzami. Urodziła się, gdy mieli po dwadzieścia trzy lata, jeszcze studiowali. Kiedy moja pacjentka była mała, byli na „dorobku”. Jej ojciec stale był zdenerwowany. Pacjentka wspomina, że łatwo wpadał w złość. Nigdy nie wiedziała, kiedy nadejdzie atak. Pamięta, jak złość w nim rosła, kumulowała się, rozszerzały mu się nozdrza, wyglądał jak smok, który zaraz będzie ział ogniem. To zwiastowało potężną awanturę, której ona i jej rodzeństwo oczywiście się bardzo bali. A awanturował się okrutnie. Jak wybuchał, to na całego. Był jak wulkan: wybuchał i lała się lawa. Matka pacjentki również była stale zdenerwowana, wciąż coś jej nie odpowiadało, ale jej złość była inna. Pacjentka przyrównuje ją do czajnika stojącego na gazie, w którym nieustannie gotuje się woda i który cały czas natrętnie gwiżdże.
I wyobraź sobie: moja pacjentka miała dotychczas kilku partnerów i we wszystkich związkach funkcjonowała jak jej matka, czyli była nieustannie „odbezpieczona”. Prowokowała przeróżne dramatyczne historie, na przykład to, żeby partner ganiał za nią po mieście. Niespodziewanie wsiadała do autobusu i odjeżdżając, machała partnerowi, jednocześnie pokazując ręką _fuck you_. A wybierała sobie facetów silnych fizycznie, którzy rzeczywiście mogli za nią ganiać. No i mieli na to ochotę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki