Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niekochane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 października 2022
Ebook
35,00 zł
Audiobook
32,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,00

Niekochane - ebook

Najważniejsza podróż w życiu

– Ona chyba odziedziczyła geny po mojej matce – narzekałam przed Sylwią, kiedy jak co tydzień spotykałyśmy się na winie albo kawie.

– Nie bój się, wyrośnie z tego – uspokajała mnie.

A co, jeśli nie wyrośnie? Z Polą, swoją nastoletnią córką, Monika nie potrafi się porozumieć. Na wsparcie byłego męża raczej nie może liczyć, na pomoc swojej matki nie mogła liczyć nigdy. Marzy o spokoju, wolności i o Panu Idealnym.

Informacja o testamencie spada na nią jak grom z jasnego nieba. Okazuje się, że niedawno zmarła matka zostawiła jej swój rodzinny dom. Przyjaciel matki z młodości obiecuje pomoc w sprzedaży nieruchomości, pod jednym wszakże warunkiem – że Monika chociaż raz zobaczy spadek. Kobieta nie rozumie, dlaczego miałoby być to tak ważne, ale ostatecznie się zgadza. Podczas wizyty w odziedziczonej posiadłości odkrywa pamiętniki nigdy niepoznanej babci Antoniny. Uświadamia sobie, że z kobietami w swojej rodzinie łączy ją więcej, niż mogłaby przypuszczać. Podróż w przeszłość okaże się najważniejszą, jaką Monika odbyła w życiu.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8202-785-3
Rozmiar pliku: 719 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Matka umarła tak, jak żyła, zupełnie sama. Nie, to nie ja ją znalazłam. Jakiś kolega od kieliszka chciał pożyczyć pieniądze, podobno umówił się z nią przez telefon, i nie mogąc dostać się do mieszkania przez kilka dni z rzędu, w końcu zawiadomił policję. Kiedy policjantom udało się wejść do mieszkania, nie żyła od co najmniej kilkunastu godzin. Zgodziłam się na sekcję zwłok, bo przyczyna nie była jasna. Okazało się, że to wylew. Zabił ją od razu. O wszystkim dowiedziałam się kilka godzin później. Zadzwoniła do mnie jej sąsiadka. Podobno matka dała jej mój telefon na wypadek sytuacji takiej jak ta.

Tak, byłam zaskoczona. Owszem, matka była już po siedemdziesiątce — na którą zresztą nie wyglądała, co wielokrotnie podkreślała — więc powinnam spodziewać się, że nie pociągnie zbyt długo, zwłaszcza z jej trybem życia. Mimo to wiadomość o jej śmierci wprawiła mnie w osłupienie. Tyle razy wydawało się, że już nie znajdę jej żywej, tyle razy balansowała na granicy życia i śmierci, a jednak zawsze wychodziła z tarapatów cało. Jak wtedy kiedy omal nie spłonęła w swoim mieszkaniu. Zasnęła z zapalonym papierosem w ręce, oczywiście po alkoholu, i zajął się koc. Na szczęście miała czujnik dymu, który jej zresztą sama kupiłam, i jakimś cudem się obudziła. Udało jej się własnoręcznie ugasić pożar, ja dowiedziałam się o wszystkim dopiero kilka dni później, kiedy przyszła pożyczyć pieniądze. Albo wtedy, kiedy nagle zaginęła. Pola była jeszcze malutka, miałyśmy z matką częstszy kontakt, więc zauważyłam to zniknięcie od razu. Był środek zimy, styczeń albo luty. Pamiętam do dzisiaj, jak jechałam późnym wieczorem z małym dzieckiem na komisariat. Wtedy naprawdę byłam przekonana, że nie żyje — wyszła z domu w środku nocy i zamarzła w jakimś parku albo lesie. Informacja o jej odnalezieniu dotarła do mnie dwa dni później. Znalazła się cała i zdrowa na dworcu w Poznaniu. Przez kilka dni jeździła po całej Polsce pociągami, przesiadała się na dworcach do przypadkowych składów. Przez całe życie pracowała na kolei, mogła jeździć za darmo. Albo kiedy po pijaku myła okna przed Wielkanocą. Wychyliła się za mocno i wypadła z pierwszego piętra. Wtedy ze złamaną ręką i nogą na miesiąc wylądowała w szpitalu, ale i ten wypadek nie miał poważniejszych konsekwencji. Było jeszcze potrącenie, pobicie, dwa pobyty na oddziale psychiatrycznym. I tysiąc sytuacji, w których to ja umierałam przez nią. Na przykład na studniówce, na której miała pomagać, a tylko siedziała, bo była tak pijana, że nie dała rady ustać na własnych nogach. Boże, jak ja się wtedy za nią wstydziłam! Albo na mojej osiemnastce, kiedy koniecznie chciała potańczyć z moimi kolegami, a w końcu puściła pawia na środku pokoju. Na niezliczonych spotkaniach w szkole, na które wychodziła wystrojona i perfekcyjnie umalowana, jak to ona, ale prawie bełkocząc. Na wszystkich wigiliach, świętach, urodzinach. Co prawda bywała trzeźwa, ale nigdy w takie dni. Wtedy upijała się jakby na zapas.

I ci jej kochankowie.

Bo matka uważała się za piękność. Mówi się, że czasem nie dostrzegamy w lustrze prawdziwego ja, tylko jakieś powidoki z dawnych czasów. Moja matka była tego świetnym przykładem. Owszem, nie wyglądała na siedemdziesiąt lat, ale nie wyglądała również na trzydziestolatkę, a patrząc na jej stroje, fryzury i makijaż, miałam wrażenie, że właśnie na takim wieku mentalnie się zatrzymała. Do końca nosiła wysokie obcasy i dopasowane dżinsy. Figurę wprawdzie miała świetną — wybierając jej ubranie do trumny, szukałam wśród garsonek w rozmiarze S, ale farbowane na rudo włosy do ramion, czerwoną szminkę i duże kolczyki zdecydowanie mogła sobie podarować…

Matka zatem umarła sama i sama została pochowana. Wśród żałobników znalazła się tylko sąsiadka, która powiadomiła mnie o jej śmierci, nieznana mi kobieta, z którą podobno się przyjaźniła, do tego moja przyjaciółka Sylwia i ja. Stojąc nad grobem, rozglądałam się za jakąś postacią z przeszłości — którymś z licznych wujków lub koleżanek od kieliszka, ale nie znalazłam nikogo.

Pola zapytała o babcię dopiero następnego dnia po pogrzebie. Jak było i w ogóle. Nie rozmawiałyśmy ze sobą, obraziłam się, że nie chciała pojechać na cmentarz, ale w końcu jej opowiedziałam.

— Nie miała żadnych przyjaciół? — spytała, a w jej głosie, o dziwo, usłyszałam współczucie.

O dziwo, bo Pola prawie nie znała mojej matki, babcia była dla niej jak obca osoba. Raz, jeden raz w życiu, zostawiłam córkę pod jej opieką i gorzko tego pożałowałam. Kiedy przyprowadziłam do niej Polę, była trzeźwa. Uprzedziłam ją, że będzie musiała się zająć wnuczką, obiecała mi, że niczego nie wypije, dopóki nie odbiorę małej, więc byłam spokojna. Kiedy dotarłam na Miarki pięć godzin później, nie zastałam w mieszkaniu ani matki, ani dziecka. Coś mnie tknęło i ruszyłam na plac zabaw przy szkole. Były tam. Roześmiana czteroletnia Polcia na huśtawce i moja nie mniej roześmiana, pijana w sztok mamusia.

To wtedy pierwszy raz się na nią obraziłam. Zerwałam kontakty. Nie przyjechałam na święta, nie zadzwoniłam na urodziny. A potem zaginęła, więc do niej wróciłam. Na jakiś czas. Dziecka jednak nie zostawiłam pod jej opieką już nigdy.

— Tak się kończy życie na krawędzi — odpowiedziałam córce, jak zawsze próbując przekazać mądrą maksymę, która wywoła u niej jakąś refleksję.

— Jezu, znów się czepiasz — jęknęła Pola w odpowiedzi i już jej nie było.

Właściwie nie wiem, kiedy moje stosunki z córką tak się popsuły. Kiedy miała trzynaście, a może czternaście lat? Tak, chyba wtedy, kiedy zaczęła się włóczyć z tymi kolegami z osiedla. Do paczki należały też dziewczyny z jej klasy, więc nie byłam zaniepokojona, pozwalałam na te eskapady. A potem było za późno na jakieś interwencje. Zakazy, nakazy, szlabany — nic nie działało.

Liczyłam na to, że w liceum wszystko się zmieni. Była zdolna, bez problemu dostała się do najlepszej szkoły w mieście, ale okazało się, że i w dobrych liceach można znaleźć młodzież, która wcale taka dobra nie jest. Szczególnie jedna jej koleżanka — Gosia, ta z fioletowymi włosami — miała na Polę zły wpływ. Ciągała ją po jakichś koncertach, częstowała trawką. Próbowałam się sprzeciwiać, protestowałam, byłam nawet u psychologa szkolnego, prosząc go o interwencję — nic nie pomagało.

— Jeśli zabroni pani córce kontaktów z przyjaciółmi, będzie jeszcze gorzej — ostrzegała psycholożka mądrym tonem. Zatem nie zabroniłam. I może gorzej nie było, ale lepiej tym bardziej nie.

— Ona chyba odziedziczyła geny po mojej matce — narzekałam przed Sylwią, kiedy jak co tydzień spotykałyśmy się na winie albo kawie.

— Nie bój się, wyrośnie z tego — uspokajała mnie. — Nie pamiętasz, co Piotrek wyprawiał, kiedy był w jej wieku? A teraz popatrz: ustatkował się, pracuje, nawet ostatnio przyprowadził do domu jakąś dziewczynę.

Słowa Sylwii uspokajały mnie, ale na krótko. Kiedy wracałam do domu i znowu nie było w nim mojej córki, dobry nastrój pryskał jak bańka mydlana.

— Nie wiedziałam, że to możliwe — żaliłam się przyjaciółce. — Kocham Polę, ale zupełnie jej nie lubię.

Nie wiem, co zrobiłabym, gdyby nie praca. Nie potrafiłam zrozumieć, jak w takich sytuacjach radzą sobie kobiety, których jedyną rolą jest rola matki. Jak radzą sobie ze swoimi krnąbrnymi nastoletnimi dzieciakami kobiety, których całym światem jest dom? Jak one odczuwają wychowawczą porażkę? Jak sobie to układają w głowach — te kobiety, które poświęciły dla dzieci całą młodość? Ja przez czterdzieści godzin tygodniowo byłam w innym świecie. Nie powiedziałabym, że kocham swoją pracę, o nie, nic z tych rzeczy — zresztą czy można kochać pracę w banku? — studia na Akademii Ekonomicznej wybrałam raczej z przypadku, ale cieszyłam się, że ją mam. Pomijając oszczędności, które pozwalały mi żyć bez lęku o przyszłość, dawała mi jeszcze to codzienne oderwanie. Oderwanie, które nigdy nie było mi potrzebne bardziej niż teraz.

2

Informacja o testamencie matki spadła na mnie — podobnie jak wiadomość o jej śmierci — jak grom z jasnego nieba. Matka wynajmowała mieszkanie, odkąd pamiętam. Nigdy nie było jej stać na własne. Miała proste meble ze sklejki, kiczowate landszafty na ścianach i obskurną lamperię w przedpokoju. W przeciwieństwie do urody i strojów, wystrój wnętrz nigdy nie był dla niej szczególnie ważny. Zresztą od wielu lat jej mieszkanie i tak wypełnione było kłębami dymu papierosowego, więc meble nie były nawet dobrze widoczne. Kolejna zmora mojej matki. Papierosy. Uzależniła się na studiach i paliła średnio dwie paczki dziennie. Może dlatego ja nigdy nie zaczęłam? Nic tak mnie nie odstręczało jak nikotyna. No, może jeszcze alkohol. Jednak kiedy byłam dzieckiem, bardziej przeszkadzały mi papierosy. Wszystko było przesiąknięte ich wstrętnym zapachem. Zasłony, obrusy, firanki, książki. Nawet moje ubrania i włosy. Miałam manię kąpania się przed każdym wyjściem, ale i tak nie potrafiłam ukryć, że mieszkam w domu, w którym ktoś nałogowo pali. Kiedy zamieszkałam z Mariuszem w osobnym mieszkaniu, chyba właśnie to doceniałam najbardziej — że nic tam nie śmierdziało. Matce zapowiedziałam od razu: jeśli chcesz zapalić podczas wizyty u nas, musisz wyjść na balkon. Może dlatego przychodziła rzadko. Od co najmniej dziesięciu lat nie przychodziła wcale.

— Pani Monika Winnicka? — usłyszałam w telefonie głos obcego mężczyzny.

Właśnie próbowałam się uspokoić sprzątaniem po kolejnej awanturze z Polą. Szukałam temperówki i weszłam do jej pokoju. To, co zobaczyłam, przyprawiło mnie o palpitacje serca. Podłoga zawalona brudnymi ubraniami, łącznie z bielizną, obok książki i zeszyty wyrzucone zapewne na szybko z plecaka, brudne naczynia z całego tygodnia. Pola leżała w ubraniu w pościeli i oglądała coś w Internecie ze słuchawkami w uszach. Chociaż wiele razy obiecywałam sobie, że więcej nie podniosę na nią głosu, nie wytrzymałam i zaczęłam się drzeć. Ledwo oderwała wzrok od telefonu.

— No i o co ten krzyk? — spytała znudzonym głosem. Wyglądała na nie do końca przytomną, a w pokoju rozchodził się słodkawy zapach.

— Znowu palisz trawę?

Uśmiechnęła się półgębkiem.

— Jezu, mamo, nie rób obciachu. Kto tak teraz mówi na lolka?

Chyba ta mina zirytowała mnie najbardziej. Podeszłam do niej i wyszarpałam jej telefon z ręki, po czym rzuciłam nim o podłogę.

Od razu skoczyła na równe nogi.

— Ocipiałaś? Totalnie ci już odbiło? — syknęła, pochylając się, żeby podnieść telefon. Kątem oka zauważyłam, że nic mu się nie stało.

— Posprzątaj pokój — warknęłam w odpowiedzi i wyszłam na korytarz.

Piłam melisę, próbując uspokoić nerwy, kiedy zadzwonił ten facet od testamentu. Potwierdziłam tożsamość, a potem usłyszałam, że chciałby spotkać się ze mną u notariusza następnego dnia.

— Ale o co chodzi? — zaczęłam dopytywać. Przez całe życie — pomijając sprawę rozwodową — udawało mi się trzymać z daleka od prawników, nie miałam ochoty tego zmieniać.

— Pani matka zostawiła testament. Prosiła mnie, żebym się tym zajął. Jestem jej adwokatem.

— Moja matka miała adwokata? — Zadawałam pytania jak mała dziewczynka, bo nie mieściło mi się to w głowie. Matka i prawnik. Matka i jakakolwiek odpowiedzialność. Druga sprawa, że przecież ona nic nie miała. Nawet samochodu. Co mi przepisała? Kilka starych ciuchów przesiąkniętych zapachem fajek? A może ten stary segment na wysoki połysk, który pamiętał chyba jeszcze Gierka?

— Tak.

— Może pan powiedzieć, o co chodzi?

— Wszystkiego dowie się pani na miejscu.

— Jadę jutro do prawnika. Do dentysty pojedziesz sama — zapowiedziałam córce, kiedy pół godziny po awanturze wtoczyła się do kuchni, niosąc w ręku piramidkę brudnych szklanek i salaterek.

— Ale mamo, miałaś mnie zawieźć. — Oczywiście, nie zainteresowała się prawnikiem, a jedynie tym, że moje wyjście kłóci się z jej interesami.

— Pojedziesz sama autobusem.

— Jak zawsze, kiedy chodzi o moje sprawy, masz wszystko w dupie! — podsumowała i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami.

— Jak zawsze — spuentowałam z sarkazmem, ale chyba mnie już nie usłyszała.

Następnego dnia ubrałam się elegancko i pojechałam do tego notariusza. Lokalizacja na szczęście nie była zbyt skomplikowana, nie musiałam błądzić. Centrum Katowic, dwa kroki od Skarbka. Biuro notarialne znalazłam bez problemu.

Mężczyzna podający się za prawnika matki miał przyjemny wygląd. Szczupły, wysoki i nieco przygarbiony, przypominał trochę Ebenezera Scrooge’a z jakiejś kreskówki. W przydługiej marynarce i z siwymi bakami zupełnie nie pasował do dzisiejszej epoki. Skąd matka wytrzasnęła tego gościa? — zadumałam się. Chyba opanował czytanie w myślach, bo już w pierwszych słowach odpowiedział na to niezadane przeze mnie pytanie.

— Stefan Sokołowski. Jestem kolegą Niny ze szkoły.

— Nigdy o panu nie słyszałam.

— A ja o pani i owszem. — Uśmiechnął się ciepło. — Nina mówiła, że ma piękną córkę i to się zgadza.

Uśmiechnęłam się na ten naciągany komplement. Co jak co, ale uroda nigdy nie była moją mocną stroną. Niestety, nie odziedziczyłam po matce ani szczupłej sylwetki, ani regularnych rysów. Nie odziedziczyłam też jej słabości do alkoholu i nikotyny, co akurat wyszło mi na dobre.

— Możemy zaczynać? — Notariusz, niski mężczyzna w okularkach lenonkach — czy ja się przeniosłam w czasie, do cholery?! — zasiadł za szerokim biurkiem rodem z najgłębszego PRL-u.

— Pani Moniko? — Ebenezer spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

— Tak. — Skinęłam głową i odsunęłam sobie krzesło. Na szczęście prawnik matki nie był fanatycznym wyznawcą przedwojennych manier i zostawił mnie w spokoju, a już się bałam, że zaraz zerwie się do całowania rączek.

Notariusz odchrząknął i otworzył jakąś kopertę. Kiedy odłożył ją na biurko, zauważyłam na niej odręczne pismo matki. A więc jednak. Poruszyłam się niespokojnie na krześle. O co chodzi? Matka była trochę ekscentryczna, jej mózg przeżarty alkoholem, którym zasilała swój organizm przez dobrych czterdzieści lat z haczykiem, też mógł już szwankować, ale chyba nie zrobiłaby szopki z testamentem, gdyby miała mi do przepisania kapelusz z piórkiem i długopis. A może by zrobiła? Może to był jakiś makabryczny żart mający na celu zemstę na mnie za lata oddalenia? Kurtuazyjny telefon z okazji urodzin i świąt i spotkanie w cztery oczy dwa razy w roku to nie jest na pewno wzór wdzięczności za matczyną troskę — pomyślałam z przekąsem. Czy matka miała żal? Przecież wiedziała, dlaczego tak się zachowuję. Znała na pamięć moje pretensje, których listę odświeżałam co jakiś czas, żeby nic jej nie umknęło. Na przykład noc, kiedy wyjechałyśmy na wczasy do ośrodka w Wiśle. Obudziłam się przed czwartą rano, zobaczyłam, że jej nie ma, i wyszłam na zewnątrz, żeby ją znaleźć. Przez kilka godzin tułałam się po deptaku, w końcu zainteresowała się mną jakaś starsza pani idąca rano na zakupy. Zaprowadziła mnie na komisariat, skąd skacowana mamusia odebrała mnie przed dziesiątą, kiedy wróciła z imprezy i zorientowała się, że ukochana jedynaczka zniknęła z łóżeczka. Miałam wtedy może cztery, może pięć lat. Wypominałam matce zresztą nie tylko tę jedną noc. Tych nocy, może nie tak spektakularnych, ale równie strasznych, przeżyłam w swoim życiu znacznie więcej. Śpiąca matka i ja, z oczami jak pięć złotych, wpatrująca się w cienie na suficie. Normalnie przestraszone dziecko może potrząsnąć matkę za ramiona i ją obudzić, ale z pijanym człowiekiem to tak nie działa. Możesz trząść nim choćby godzinę, a i tak się nie przebudzi. To nie koniec wypominek. Byli jeszcze rozliczni wujkowie, których matka na szczęście nie kazała mi tak nazywać — cała menażeria przewalająca się przez nasz dom i jej łóżko. Kiedyś nawet nakryłam matkę in flagranti. Koszmarne wspomnienie. Wróciłam wcześniej ze szkoły do domu, wypadła ostatnia lekcja. Byłam przekonana, że jestem sama w mieszkaniu, kiedy nagle usłyszałam jakieś jęki. Myślałam, że matka znowu źle się czuje, że ma kaca giganta i leży nad miską, wyrzygując wypitą dzień wcześniej wódkę. Weszłam do jej pokoju i zastygłam w bezruchu. Jakiś potężny gość z owłosioną klatą posuwał ją od tyłu. Tylko tyle zobaczyłam. Zatrzasnęłam drzwi pokoju i czym prędzej wybiegłam z domu. Kiedy wróciłam po dwóch godzinach, faceta już nie było, a matka jak gdyby nigdy nic smażyła jajecznicę.

— Jak było w szkole? — spytała z uśmiechem niewiniątka i udając idealną mamusię, zaproponowała mi obiad.

Kiedy przypominałam jej te wszystkie sytuacje, a zdobyłam się na to po raz pierwszy dopiero jako dwudziestoletnia kobieta, twierdziła, że coś sobie wymyśliłam, że ona niczego takiego nie pamięta. Zresztą była mistrzynią zaprzeczania. Najbardziej oburzało ją słowo „alkoholiczka”, którego z zapamiętaniem używałam, żeby ją opisać. „Nie jestem alkoholiczką, co najwyżej lubię alkohol” — prostowała. Smutne, że do samej śmierci nie dopuściła do siebie prawdy o swoim nałogu. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

— Zaskoczona? — zapytał sobowtór Scrooge’a, zaglądając mi w oczy z uśmiechem.

— Proszę? — spytałam półprzytomna. Zamyślona, nie usłyszałam słów notariusza.

— Pytam, czy podoba się pani spadek.

— Mogę zerknąć? — Wyciągnęłam rękę po dokument, który notariusz wciąż trzymał w dłoni.

— „Ja, niżej podpisana, Nina Winnicka, oświadczam, że powołuję do spadku po mnie moją córkę Monikę Winnicką. Spadek obejmuje mój dom rodzinny w Gieble, mieszczący się przy ulicy Częstochowskiej 100” — przeczytałam półgłosem. — Co to za dom? — zapytałam zaskoczona, bo nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Nazwa „Giebło” też nic mi nie mówiła.

— To dom rodzinny Niny — Ebenezer pospieszył z wyjaśnieniem. Patrzył na mnie z uśmiechem, jakby moje zaskoczenie go ucieszyło. Wiedział, że nie mam pojęcia o tym domu? Kim był dla mojej matki, czy rzeczywiście tylko dawnym kolegą ze szkoły?

— Matka nigdy nie mówiła o żadnym domu. Podobno jej rodzice zmarli, kiedy była bardzo młoda.

— To niezupełnie prawda. Pani babcia umarła dziesięć lat temu.

— Proszę? — Ta wiadomość zaskoczyła mnie chyba bardziej niż informacja o spadku. Przecież babcia Antonina zmarła, kiedy mama ledwo co uzyskała pełnoletniość, a tata, gdy miała siedemnaście lat. Czy w jego przypadku też kłamała?

— A ojciec?

— Ojciec Niny zmarł, kiedy była nastolatką — wyjaśnił Scrooge.

— Dlaczego mama mnie oszukała? Dlaczego nigdy nie zabrała mnie do babci?

— Nie mam pojęcia, niestety. — Na twarzy przyjaciela matki pojawił się wyraz zakłopotania. — Wiem tylko, że pani Antonina zmarła dziesięć lat temu. Byłem nawet na pogrzebie.

— A mama? Też na nim była?

— Mama nie.

— Przepraszam, może omówicie państwo te kwestie po naszym spotkaniu? Niestety, mam kolejnych klientów — do rozmowy włączył się notariusz.

— Dobrze, oczywiście. Może faktycznie pójdziemy porozmawiać do kawiarni? — Ebenezer spojrzał na mnie pytająco. Nie miałam żadnych planów, poza, rzecz jasna, kłótniami z Polą, stałym punktem w moim codziennym grafiku, więc przystałam na propozycję.

Dopełniliśmy formalności, a potem, pożegnawszy się z notariuszem, wyszliśmy na zewnątrz.

— Może tutaj? — Przyjaciel matki wskazał pobliską kawiarnię.

— Dobrze — zgodziłam się.

Padał deszcz — czerwiec tego roku był wyjątkowo kapryśny — więc weszliśmy do środka. Kawiarnia mieściła się w podziemiach, co nie do końca mi odpowiadało, ale w pobliżu nie było żadnej innej. Wbrew moim obawom, nie prezentowała się najgorzej, brak okien rekompensowały liczne kinkiety na ścianach, dzięki którym wnętrze nie było tak ponure, jak można się było spodziewać. Zamówiliśmy kawy przy barze i usiedliśmy w kącie.

— Jest pani zaskoczona testamentem? — zagaił Ebenezer. Jego twarz, wyrazista, z dużym nosem i zapadniętymi policzkami, choć nieładna, miała w sobie coś szlachetnego. Może chodziło o niebieskie oczy, którymi patrzył na mnie ciepło? Musiał naprawdę lubić moją matkę, skoro miał dla mnie tyle sympatii.

— Tak. Bardzo. Co to za dom? Był pan tam?

— Tak, dawno temu. — Mężczyzna odwrócił wzrok. Usta mu zadrżały, jakby wspomnienie wizyty w domu babci z jakiegoś powodu go wzruszyło. — I zupełnie niedawno. Chciałem zobaczyć, w jakim jest stanie.

— I w jakim jest stanie? — Kelnerka właśnie przyniosła nam zamówienie, więc upiłam mały łyk, uważając, żeby się nie poparzyć. Kawa była lurowata, dawno nie piłam gorszej.

— Nie zawalił się, stoi mocno, ale widać, że od dawna nikt tam nie zaglądał. Za życia pani babci, kiedy Nina była młoda, był bardzo ładny. Ogrodzony drewnianym płotem, z pięknymi malwami przy oknach. Teraz to po prostu zaniedbana stuletnia chatka.

— Stuletnia?

— Tak. Właściwie dziwię się, że gmina nie kazała jej jeszcze rozebrać.

— Najbardziej dziwi mnie to, że mama nigdy nie wzięła mnie do babci, nie pojechała na jej pogrzeb. Rozumiem, że były skłócone — zawiesiłam pytająco głos.

Ebenezer skinął głową.

— Wie pan, co je poróżniło? — drążyłam.

— Coś tam wiem, coś słyszałem, to była głośna sprawa, ale… nie chciałbym o tym mówić. To zbyt osobiste. Nie wiem, czy Nina by sobie tego życzyła.

— Nalegam.

Mężczyzna zacisnął zęby i pokręcił głową.

— Przykro mi… Nina była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. Chcę być wobec niej lojalny.

— Jedyną przyjaciółką? To kiedy się z panem spotykała? Pana też nie znam.

— Byliśmy blisko w młodości, zanim wyszła za pani ojca. Potem kontakt się urwał, ale… — Ebenezer położył rękę na piersi — cały czas była w moim sercu. Spotkaliśmy się ponownie kilka lat temu. Była taka…

— Pijana? — dokończyłam. Cała sympatia, jaką poczułam do przyjaciela matki, w jednej chwili wyparowała. Nie podobało mi się, że nie chce opowiedzieć mi jej historii. Przecież matka już nie żyła. Jego nielojalność jej nie zaszkodzi, a mnie może bardzo pomóc. Pomóc? Dziwne słowo. Przecież ja nie potrzebuję pomocy.

— Jest pani dla matki bardzo surowa…

— Nie. Po prostu wiem, jak żyła.

— Alkoholizm to choroba.

— To bez znaczenia dla dziecka, które musi z tą chorobą żyć. Efekty są takie same. — Byłam zaskoczona, że tak się wywnętrzam przed obcym facetem. Rzadko rozmawiałam o alkoholizmie matki, przez długi czas był on tematem tabu nawet w rozmowach z bliskimi przyjaciółkami. Z obcymi ludźmi nie rozmawiałam o tym nigdy. W sumie w ogóle niewiele mówiłam o matce. Trochę tak, jakbym pochowała ją za życia. Pola zresztą coś takiego mi zarzuciła. Tylko co ona mogła wiedzieć o moich motywacjach? Ona — córka trzeźwej matki.

— Przykro mi słuchać tych wszystkich rzeczy. Nina bardzo panią kochała. Chwaliła się panią.

— To dziwne, bo zawsze była skupiona wyłącznie na sobie. — Nie miałam pojęcia, dlaczego brnę w te wypominki. Dlaczego za wszelką cenę próbuję przekonać tego faceta, jak straszną osobą była moja matka? Dlatego że tak o niej mówił? Jakby była zwyczajną matką? Zwyczajną kobietą? A ona nie była zwyczajna. Była uzależnionym człowiekiem, który zrujnował życie swojej córce. I od którego — żeby nie zwariować — trzeba było niemal całkowicie się odciąć.

Ebenezer nie zaprzeczył, choć widać było, że nie zgadza się z moimi słowami. Może zrozumiał, że nie ma sensu wchodzić ze mną w dyskusję, że nie dam się przekonać? Byłam mu wdzięczna, że zmienił temat i zaczął opowiadać o domu, który odziedziczyłam, o jego wartości i polu, które do niego przylegało. Nie interesowało mnie to, ale atmosfera przynajmniej zrobiła się przyjemniejsza i nie musiałam wysłuchiwać peanów na cześć Niny Winnickiej, które trudno mi było znieść.

Po śmierci matki Sylwia zapytała, czy mi jej brakuje, a ja szczerze odpowiedziałam, że w ogóle. Owszem, czułam się w obowiązku załatwić wszystkie formalności, przyjść na pogrzeb przyodziana w żałobę, ale moje serce pozostało zupełnie głuche na to, co się działo. Było mi może tylko trochę przykro, że tak niewiele osób chciało uczcić pamięć matki, z drugiej strony rozumiałam to — przecież ja sama też nie chciałam jej czcić, dlaczego zatem spodziewałam się, że obcy ludzie będą mieli na to ochotę?

— Muszę już iść. — Dopiłam kawę i podniosłam się z krzesła.

— Rozumiem. Dziękuję, że spędziła pani ze mną tę godzinę. Doceniam to.

— Żałuję, że nie chce mi pan opowiedzieć historii matki.

Ebenezer wzruszył ramionami.

— Naprawdę nie mam na to wpływu. Przykro mi. Gdyby potrzebowała pani pomocy, proszę, oto mój numer telefonu. — Sięgnął do kieszeni, a potem wyciągnął do mnie kościstą rękę.

Z grzeczności zerknęłam na wizytówkę.

— Dziękuję — odparłam. — Myślę, że nie będę potrzebować pana pomocy — dodałam szczerze. Scrooge był ujmującym człowiekiem, ale budził we mnie mieszane uczucia. To idealizowanie matki, dziwne tajemnice. Męczyło mnie to i denerwowało.

— Może będzie potrzebowała pani pomocy w związku z domem.

— Z chatą matki?

— Tak.

— Nie zamierzam tam jechać.

— Proszę?

— Właściwie może mógłby mi pan pomóc. — Nagle wpadłam na pewien pomysł.

— W jaki sposób? — Na twarz Scrooge’a wypłynął sympatyczny uśmiech.

— Mógłby pan sprzedać dla mnie tę chatę?

Ebenezer spojrzał na mnie uważnie, wysoko unosząc brwi.

— Słucham?

— Ten dom nie ma dla mnie żadnej wartości. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Ale pieniądze, nawet niewielkie, mogłyby się przydać. Zatem może udałoby się panu znaleźć kupca?

Mężczyzna milczał przez chwilę, jakby nad czymś się zastanawiał.

— Dobrze, ale pod jednym warunkiem.

Wyszliśmy już na ulicę i musiałam rozłożyć parasol, wciąż mocno padało. Scrooge tylko postawił wysoko kołnierz płaszcza.

— Słucham.

— Pojedzie tam pani. Tylko raz.

— Po co mam tam jechać? Mówiłam panu, że ten dom mnie nie interesuje. Nie interesuje mnie przeszłość matki ani nic, co ma z nią związek. Naprawdę jestem już wystarczająco zajęta i mam sporo własnych problemów.

Scrooge się uśmiechnął.

— Ma pani mój numer telefonu. Jeśli zdecyduje się pani przystać na mój warunek, proszę zadzwonić. Wtedy znajdę pani kupca w miesiąc, obiecuję. Do widzenia — pożegnał się, nie czekając na moją odpowiedź, a potem oddalił się, wkładając kapelusz.

— Do widzenia — powiedziałam już chyba tylko do siebie, bo nawet gdybym krzyknęła, nie mógłby mnie usłyszeć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: