- W empik go
Niełatwe powroty - ebook
Niełatwe powroty - ebook
Patrycja wiele lat temu wyjechała do Irlandii i tam ułożyła sobie życie.
Martyna skupia się na rozwijaniu własnego biura architektonicznego.
Klaudia mieszka z ojcem i pomaga mu w prowadzeniu pensjonatu w Bieszczadach.
Siostry od dawna prawie nie utrzymują ze sobą kontaktu – więcej je dzieli, niż łączy. Kiedy ich ojciec dostaje zawału i walczy o życie w szpitalu, kobiety się spotykają. Po latach nie jest im łatwo znaleźć wspólny język, a każda rozmowa wywołuje bolesne wspomnienia. Na dodatek okazuje się, że pensjonat, należący do ich rodziny od pokoleń, stoi na skraju bankructwa. Siostry muszą postanowić, co dalej.
Czy uda im się porozumieć? Czy uratują podupadający pensjonat ojca? I czy na pewno o każdą miłość warto walczyć?
Pierwsza część serii obyczajowej "Pensjonat na wzgórzu".
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8172-744-0 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wsamolocie było ciasno. Patrycja z lekkim przestrachem spojrzała na mężczyznę, który zajmował miejsce tuż obok niej, gdy przypadkiem trąciła go ramieniem. Na szczęście uśmiechnął się tylko wyrozumiale i wrócił do czytania książki.
„Szczęściarz” – pomyślała. Ona sama nie wpadła na pomysł, żeby zabrać ze sobą cokolwiek, co mogłoby umilić jej czas lotu. Wyjrzała przez niewielkie okno, ale dostrzegła tylko gęste chmury. Czuła, jak nerwowo podryguje kolanem, dlatego wzięła kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić.
– Stresuje się pani? – zapytał sąsiad, spoglądając na nią rozbawionym wzrokiem.
– Nie. – Pokręciła głową. – Często latam – dodała, zmuszając się do odwzajemnienia uśmiechu.
– Ja tak co dwa tygodnie, żeby odwiedzić wnuczkę. – Mężczyzna przymknął książkę. – Szkoda, że tak daleko mieszka, ale na szczęście w dzisiejszych czasach odległość to już nie jest taki problem jak kiedyś.
– To prawda – przyznała. – A ile lat ma wnuczka? – zapytała, chcąc jakoś podtrzymać rozmowę. Czuła, jak napięte mięśnie powoli się rozluźniają.
– Sześć. – Sięgnął do kieszeni koszuli i wyciągnął komórkę.
Patrycja z zaciekawieniem spoglądała, jak nieznajomy przeszukuje zdjęcia na wyraźnie zużytym telefonie. Jego obudowa była w kilku miejscach pęknięta, a wyświetlacz zarysowany.
– O, jest! – ucieszył się i wskazał na ekran, podając jej urządzenie. – Ma na imię Natalka. To zdjęcie z jej urodzin.
– Bardzo ładna dziewczynka.
Sześciolatka na zdjęciu wyglądała na szczęśliwą. Stała przy torcie z figurkami z popularnej aktualnie bajki i wpatrywała się w płonące świeczki. Pewnie myślała właśnie nad jakimś wspaniałym życzeniem i kilka chwil później z dziecięcą wiarą w sercu zdmuchnęła wszystkie sześć świeczek.
– I wspaniałe urodziny. – Patrycja oddała mężczyźnie telefon.
– O tak. Może przylecą do mnie pod koniec wakacji. Natalka nigdy nie widziała Irlandii. A pani też z wizytą? – zagadnął.
– Cóż… – westchnęła.
Normalnie nie dzieliła się z obcymi ludźmi szczegółami ze swojego życia, ale niespodziewanie poczuła potrzebę, żeby się wygadać. Ten miły staruszek zapewne nigdy więcej jej nie zobaczy, a może podpowie jej, jak powinna się zachować, gdy wyląduje w Polsce.
– Moja wizyta niestety nie będzie tak przyjemna – powiedziała w końcu.
– Złe nastawienie? – Cmoknął z dezaprobatą.
– Możliwe. – Uśmiechnęła się i dodała: – Lecę do siostry, ale nasz kontakt nie jest najlepszy.
– Najwyższa pora to zmienić, bo nigdy nie wiadomo, co… – Mężczyzna urwał, słysząc zniekształcony i charczący głos pilota, który prosił o zapięcie pasów bezpieczeństwa. – O… i mamy turbulencje – oznajmił z uśmiechem. – Jak w życiu.
– Jak w życiu… – powtórzyła.
Korzystając z tego, że mężczyzna zajął się zapinaniem swoich pasów, Patrycja wyciągnęła z kieszeni telefon i drżącą dłonią odblokowała ekran. Wiedziała, że nie mogła się pojawić żadna nowa wiadomość, bo telefon był przełączony na tryb samolotowy, ale mimo to kliknęła kciukiem na skrzynkę odbiorczą. Otworzyła ostatni SMS, który wyświetlał się na liście, i przeczytała go kilka razy. Niestety nie zmienił swojego sensu, co tylko bardziej ją zdenerwowało.
– To leci pani do siostry? – zagadnął ponownie mężczyzna.
– Tak. – Skinęła głową, nie odrywając wzroku od komórki. – I do ojca… – dodała ciszej, z nutką niepewności w głosie. – Miał zawał…ROZDZIAŁ I
Kończąc obchód pensjonatu, Klaudia zatrzymała się dłużej przy ścieżce, która prowadziła do pasieki ojca. Była dobrze ukryta pomiędzy dwiema sporymi wierzbami i gdyby nie specjalny drogowskaz wykonany na zlecenie Ludwika, zapewne nikt nawet nie wpadłby na pomysł, żeby kierować się w tamtą stronę. Dziewczyna z wolna podeszła bliżej i delikatnie dotknęła drewnianej strzały, zwróconej w głąb ciemnego zaułka.
„Oby miał kto się zająć tymi pszczołami” – westchnęła w duchu i zawróciła na główną drogę do domu. Zakupione ostatnio lampy solarne, które ojciec wbił w ziemię jeszcze przed końcem czerwca, umilały jej powrót. Co jakiś czas odwracała się za siebie, by upewnić się, że dopilnowała wszystkiego tak, jak zrobiłby to Ludwik. Sprawdziła zagrody zwierząt i zajrzała do pensjonatu, gdzie zadbała o zabawki w kąciku dla dzieci, po czym domknęła bramę przed wjazdem na teren posesji.
Dotarła na wzgórze, gdzie za niskim ozdobnym płotkiem stał jej rodzinny dom. Pchnęła drewnianą furtkę i rozżalona objęła wzrokiem budynek. Kochała ten dom. Kochała każdą spróchniałą belkę na werandzie przy drzwiach wejściowych, każdy kamień na dróżce pod schodami i każdą pajęczynę pod wysokim dachem. Bała się jednak, że tej miłości nie wystarczy, by samej udźwignąć ciężar, który nagle spadł na jej barki.
Liczyła w tym zakresie wyłącznie na Patrycję, bo niestety nie mogła spodziewać się żadnej pomocy od Martyny. Choć z najstarszą siostrą dzieliło ją dziewięć lat życia i ponad dwa i pół tysiąca kilometrów, miała nadzieję, że ta spróbuje jej pomóc choćby przez wzgląd na ojca.
Wyciągnęła komórkę z kieszeni spodni, chcąc sprawdzić godzinę. Patrycja ostatni raz odezwała się z lotniska w Rzeszowie jakieś trzy godziny temu. Jeśli od razu złapała busa, to była szansa, że dojedzie w przeciągu godziny.
– Jezu! – jęknęła wystraszona Klaudia, gdy na ekranie pojawiła się twarz drugiej siostry, Martyny, a komórka rozbrzmiała wesołą melodyjką. – Halo?
– No cześć! – Radosny głos po drugiej stronie telefonu przyprawił ją o dreszcze.
Klaudia zaczęła się wspinać po schodkach na werandę. Jakoś niespecjalnie ją cieszyła perspektywa kolejnej samotnej nocy w dużym domu.
– Cześć! – mruknęła, przysiadając w fotelu ojca, który stał niedaleko drzwi tuż pod kuchennym oknem.
Ludwik specjalnie postawił go właśnie w tym miejscu. Dzięki temu w okresie letnim mógł rozmawiać z Klaudią, gdy ta przygotowywała śniadanie lub kolację.
– I… co słychać? – zapytała Martyna.
– Przyjechali dzisiaj nowi goście.
– To świetna wiadomość.
– Uhm – prychnęła Klaudia pod nosem.
Nie mogła zrozumieć, dlaczego Martyna omija temat ojca, ale nie zamierzała ułatwiać jej sprawy i opowiadać o tym, czego dowiedziała się w szpitalu.
– A poza tym?
– Czeka mnie kolejna samotna noc w pustym domu. Myślisz, że usłyszę potwory spod łóżka?
Być może zabrzmiało to nieco kąśliwie, ale Klaudia była już naprawdę zmęczona zachowaniem siostry.
– Myślę, że te ze skrzypiącej szafy na pewno.
– Bardzo zabawne. – Przewróciła oczami.
– Albo z szafki kuchennej, ewentualnie z szuflady na ko…
– Po co dzwonisz? – przerwała jej, zirytowana totalną obojętnością Martyny. – Nie chcesz zapytać o tatę?
Milczenie po drugiej stronie telefonu było dość wymowne. Klaudia uśmiechnęła się kpiąco pod nosem i pokręciła głową. Było dla niej oczywiste, że Martyna chciała wiedzieć, co u Ludwika, ale nie chciała pytać o to wprost. Ona i jej pieprzona duma znowu wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i sercem.
– Nie obudził się. Nadal jest pod respiratorem – powiedziała Klaudia, nie doczekawszy się odpowiedzi ze strony siostry. – Nie przyjedziesz?
– Wiesz, jak jest. Mam mnóstwo pracy, nie mogę tego ot tak porzucić. Przyjadę najwcześniej w weekend, choć nie wiem, co to zmieni, biorąc pod uwagę fakt, że ojciec jest nieprzytomny.
– Nie musisz w ogóle przyjeżdżać. – Klaudia poczuła, jak z nerwów zaczynają drżeć jej ręce, i rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
Nie mogła zrozumieć postawy starszej siostry i nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać, jak użala się nad sobą z powodu stosunków z Ludwikiem. Osunęła się na oparcie fotela i wbiła wzrok w pensjonat, który wybudowali jeszcze jej dziadkowie. Znajdował się dużo niżej niż dom na wzgórzu i był dobrze oświetlony nie tylko lampami solarnymi, ale również dodatkowymi lampkami naściennymi. W niektórych pokojach wciąż paliło się światło, co trochę podniosło Klaudię na duchu. W domu może i będzie sama, ale chociaż ktoś usłyszy jej wołanie o pomoc, jeśli jakieś potwory naprawdę się pojawią.
Stłumiona melodyjka telefonu przerwała jej rozmyślania. Wygrzebała rękę spod koca, którym okryła się chwilę wcześniej, i zerknęła niechętnie na wyświetlacz.
– Hej! – Odebrała natychmiast, dostrzegając zdjęcie drugiej siostry. – Jak ci idzie?
– Były małe problemy, ale jestem już w taksówce. Najpóźniej za dwadzieścia minut będę na miejscu.
– Świetnie! Zaraz przygotuję ci jakąś kolację. Na co masz ochotę? – Klaudia poderwała się z fotela i wbiegła do ciemnego domu. – Tosty? Jajecznica? Czy zwykłe kanapki?
– Mogą być tosty – roześmiała się Patrycja. – I ciepła herbata. Trochę zmarzłam w tym busie. Cały czas siedziałam przy klimatyzacji.
– Nie ma sprawy. – Klaudia weszła do kuchni i w ciemności zlokalizowała lodówkę.
Zapasy były skromne, ale znalazła szynkę i ostatnie kawałki sera. Na samą myśl o czekających ją następnego dnia zakupach znów dostała gęsiej skórki. Na szczęście od jutra nie będzie z tym sama.
Kuchnia pamiętała chyba jeszcze czasy rodziców Ludwika albo chociaż jego pierwszej żony. Szafki były drewniane, a ich niegdyś białe fronty przybrały już lekko żółtawy odcień. Jeden z nich wisiał już tylko na jednym zawiasie, ale mimo to mężczyzna nie znalazł czasu, żeby go naprawić. Szuflady wysuwały się z trudem, a zlew mimo regularnego czyszczenia zaszedł różnymi zaciekami.
Klaudia poruszała się po pomieszczeniu, nie zwracając uwagi na te niedociągnięcia. Nie mieli z ojcem czasu ani chęci na remont domu, bo zawsze to pensjonat wymagał natychmiastowych napraw i odświeżenia.
– Nareszcie… – ucieszyła się, widząc przez okno, jak taksówka zatrzymała się przy bramie wjazdowej na teren pensjonatu.
Patrycja poradziła sobie z bramą wjazdową i już po chwili kroczyła wybrukowaną dróżką w kierunku wzgórza. Ciągnęła za sobą walizkę, co oznaczało, że nie przyjechała na dwa czy trzy dni, ale na zdecydowanie dłużej. Nie spieszyła się i rozglądała się po terenie, jakby szukała zmian. W końcu nie było jej w Równi dobrych sześć lat. Gdy w końcu podeszła do furtki pod domem, Klaudia zdecydowała się wyjrzeć na zewnątrz. Z drżącym sercem uchyliła drzwi i wyszła na werandę.
– Cześć! – powiedziała nieśmiało, gdy Patrycja zadarła głowę, by popatrzeć na wysoki dach.
– Cholernie dawno mnie tu nie było… – odparła. – Dobrze jest wrócić do naszego domku na wzgórzu – dodała z lekkim uśmiechem, spoglądając na Klaudię. – Cześć, siostrzyczko!
Przyglądały się sobie z niepewnością. Gdy widziały się ostatnim razem, Klaudia miała ledwie siedemnaście lat. Była zakompleksioną nastolatką, która uważała się za bezbarwną statystkę w teatrze ojca. Teraz stała się pewniejsza siebie, bo była jedynym wsparciem Ludwika.
– Wejdziemy? – Patrycja wskazała drzwi za plecami siostry.
– Tak, chodź… – Klaudia się otrząsnęła. – Pomóc ci z bagażem?
– Spokojnie, dam sobie radę. To tylko kilka stopni. – Mówiąc to, starsza siostra dźwignęła walizkę za uchwyt i wniosła ją na werandę, a potem do przedpokoju domu.
Klaudia zamknęła za nimi drzwi, machinalnie przekręcając kluczyk w zamku. Bardzo pilnowała bezpieczeństwa, bo dom na wzgórzu był oddalony od innych posiadłości o kilkaset metrów.
Patrycja bez pośpiechu rozglądała się po starym wnętrzu. Ostrożnie dotykała drewnianej boazerii w korytarzu i trzeszczącej poręczy schodów. Trochę dalej znajdował się niewielki salonik, który teraz spowiły całkowite ciemności. Zwrócony był w kierunku jeziora za domem i nie doświetlało go żadne światło zewnętrzne. Kobieta wzięła głęboki wdech, jakby chciała poczuć zapach domu.
– Ten sam stary smrodek, co? – Klaudia wzruszyła ramionami.
– Nasz dom na zielonym wzgórzu. – Patrycja zerknęła na siostrę. – Tylko Ania trochę markotna – zauważyła.
– Ania już dawno wydoroślała. Chcesz gdzieś zajrzeć, zanim zjesz? – Klaudia wyminęła ją i zapaliła światło w salonie. – Przygotowałam twój stary pokój.
– Najpierw kolacja. – Patrycja skinęła głową i zawróciła do kuchni.
W pomieszczeniu unosił się przyjemny aromat tostów i malinowej herbaty. Siostry usiadły naprzeciwko siebie przy stole i choć teraz dzielił je tylko blat, wyczuwalną barierą było aż sześć długich lat bez żadnego kontaktu.
– Co z tatą? To najważniejsza kwestia. – Patrycja sięgnęła po jeden z tostów i uważnie spojrzała na młodszą siostrę.
– Rozległy zawał – westchnęła Klaudia.
– Był przy pszczołach?
– Tak. Na szczęście był tam też nasz pracownik. Gdyby nie on… – Urwała gwałtownie, próbując opanować napływające do oczu łzy.
– Nie ma co gdybać. – Patrycja dotknęła z troską dłoni siostry. – Co mówią lekarze? Jakie są rokowania?
– Jeszcze się nie obudził, jest pod respiratorem.
– Możemy do niego wejść?
– Na chwilę. Pojedziemy jutro. – Klaudia uśmiechnęła się smutno. – Jeszcze nic nie mogą powiedzieć, czekają go badania i w ogóle… Nie do końca rozumiem, co oni do mnie mówią.
– Jesteś tym zmęczona, to normalne. Nie martw się, spróbuję jutro porozmawiać z którymś lekarzem. Martyna wie?
– Tak, ale… – Urwała. Nie wiedziała, jak przekazać Patrycji, że jej młodsza siostra nie ma najmniejszej ochoty przyjeżdżać do gospodarstwa. Rozejrzała się bezradnie po kuchni. – Wiesz, jak jest – wydusiła w końcu.
Patrycja najwyraźniej tego się spodziewała. Skinęła głową i cofnęła rękę z dłoni Klaudii, by chwycić kubek. Jadła w milczeniu ze wzrokiem wbitym w maliny, które unosiły się na powierzchni herbaty. Klaudia jej nie poganiała. Dopijając swój zimny już napój, uważnie obserwowała siostrę.
Patrycja zawsze była spokojniejsza od Martyny – rezolutna, opanowana, powściągliwa. Nie sprawiała ojcu kłopotów i gdy przyjeżdżała na wakacje, przykładała się do pomocy w pensjonacie. Klaudia zazdrościła jej gęstych, czarnych jak węgiel włosów, które nosiła wysoko spięte, i długich, szczupłych nóg. Martyna chyba też, bo dokuczała siostrze na każdym kroku.
– A co u ciebie? – zagadnęła Klaudia, chcąc rozładować napięcie. – U Tima?
Patrycja odchrząknęła, jakby nagle wpadło jej coś do gardła. Policzki jej poczerwieniały, a dłonie zbladły. Klaudia zmarszczyła brwi na tę reakcję siostry.
– Rozwodzimy się – powiedziała w końcu Patrycja. – Właściwie to już koniec mojego małżeństwa.
– Jak to? – Klaudia pokręciła głową z niedowierzaniem. – Przecież tata pokazywał mi zdjęcia ze ślubu, byliście tacy szczęśliwi…
– Byliśmy, to dobre słowo. – Patrycja upiła spory łyk i wzięła głęboki oddech. – Trudno, widocznie tak miało być. – Otrząsnęła się, a Klaudia zrozumiała, że to nie jest rozmowa na ten wieczór.
Aż zrobiło jej się głupio, że w ogóle zapytała o Tima. Z drugiej strony skąd mogła wiedzieć, że małżeństwo siostry rozpadło się zaledwie trzy lata po ślubie?
– Jesteś pewnie zmęczona. – Wstała od stołu. – To była długa podróż.
– Trochę tak.
– Porozmawiamy jutro. Najważniejsze, że dojechałaś i… że nie będę już z tym wszystkim sama. – Klaudia uśmiechnęła się nerwowo.
– W porządku. – Patrycja na szczęście odwzajemniła uśmiech, choć był zdecydowanie bledszy niż jeszcze przed kilkoma minutami. Wzięła talerz z ostatnim tostem i kubek z herbatą. – Nie obrazisz się, jak dokończę w pokoju?
– Nie, nie. Czuj się jak u siebie. Gdybyś szukała wody, to jest w tamtej szafce.
Klaudia odeszła od stołu, pokazując Patrycji, gdzie może znaleźć najpotrzebniejsze rzeczy. Potem przeszły na piętro, gdzie było zdecydowanie cieplej niż na parterze. Dziewczyna pokazała siostrze łazienkę. Ta na szczęście przeszła kilka lat wcześniej lekki remont i Patrycja z ulgą spojrzała na czyste, białe kafle, które zastąpiły zgniłozieloną tapetę.
– Nadal jest wanna – ucieszyła się.
– Tata chciał z niej zrezygnować, ale ja lubię tu czasem poleżeć i zapomnieć o całym świecie.
Klaudia przymknęła drzwi i poprowadziła Patrycję w głąb korytarza, na którego końcu znajdował się pokój kobiety. Od jej wyjazdu nic się w nim nie zmieniło. Ludwik poprosił Klaudię, żeby niczego nie przestawiała w środku, na wypadek gdyby Patrysia z rodziną wpadli z wizytą. Na widok swojego łóżka kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Tylko mi nie mów, że kazał zostawić też pościel w owce.
– Och, nie… Już dawno zjadły ją mole. – Klaudia pokręciła głową. – Masz całkowicie świeżą, czystą i pachnącą poszewkę.
– Świetnie. U Martyny również nic się nie zmieniło?
– Jej pokoju też nie pozwolił mi ruszyć – przytaknęła. – Ja śpię tam, bliżej jego sypialni – dodała, zapominając, że Patrycja świetnie zna układ domu. – Ale to przecież wiesz… – zreflektowała się. – W łazience są czyste ręczniki i…
– Wszystko to przygotowałaś sama? – Siostra była pełna podziwu.
– Nic nadzwyczajnego. Ogarniam pokoje po gościach, więc… – Klaudia wzruszyła ramionami. – Rozgość się, a gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu przyjdź.
Wycofała się, mając nadzieję, że o niczym nie zapomniała. Po telefonie Patrycji z lotniska pobiegła do jej pokoju jeszcze raz sprawdzić, czy aby na pewno pościel leży równo. Siostra z pewnością by to zauważyła.
Klaudia weszła do swojego pokoiku, który był najmniejszy ze wszystkich na piętrze, i zamknęła drzwi. Osunęła się po nich, usiadła na podłodze i podkurczyła kolana pod brodę. Bała się. Bała się tego spotkania, bała się jutra. Nie wiedziała, jak zachowa się Patrycja ani jak długo będzie mogła zostać. Wiadomość o rozwodzie była tak niespodziewana, że łatwiej było jej zakończyć i tak trudną rozmowę, niż ciągnąć siostrę za język.SPIS TREŚCI
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII