Niemczura - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
8 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Niemczura - ebook
Co się wydarzy, jeżeli na wspólną przygodę wyruszy kujonka, łobuz i... duch? Czy razem zdołają przechytrzyć szalonego jamnika i strażników skarbu? Co na to rodzice? Co na to żona króla?
Zejdź w zakazane podziemia spokojnego miasteczka i odkryj jego szaloną historię!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8308-995-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
Ania otworzyła oczy. Był środek nocy, a ona leżała w swoim łóżku. Chciała się podnieść, ale nie była w stanie. Jedyne, co mogła, to patrzeć w sufit. Ręce, nogi, ciało… – jakby nie były jej. Czuła się jak plastikowa lalka, która wpadła za szafkę. Nie było to przyjemne uczucie. Na szczęście trwało tylko chwilę, bo zanim zdążyła wystraszyć się na dobre, jej oczy zrobiły się ciężkie i z powrotem zasnęła.
Zaraz potem wstała.
– No, w końcu! – powiedziała do siebie, klepiąc się w ramię. Oklepała całą rękę, potargała sobie włosy, jakby sprawdzała, czy tam są, w końcu uszczypnęła się w udo. – Auć! – krzyknęła szeptem, tak żeby nikt jej nie usłyszał, i na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Nie ma wątpliwości, jestem tu.
Ale to nie była Ania. To było ciało Ani. To były jej piżama, włosy i nawet skóra. Ale w środku był ktoś inny.
– Oto Wanda* – powiedziała osoba ze środka Ani, jakby chciała się przedstawić dawno niewidzianemu światu na nowo, i rozejrzała się w poszukiwaniu lusterka.
Stało na biurku. Podeszła, uniosła je i przejrzała się. Blask księżyca zza okna oświetlił jej twarz.
– Jesteś całkiem ładna, Anno – powiedziała Wanda, poprawiając sobie włosy. – No dobrze, a teraz do rzeczy.
Odłożyła lusterko, zrobiła dwa kroki, by znaleźć się na środku pokoju, i zamknęła oczy. Z ręką wyciągniętą przed siebie zaczęła kręcić się w kółko. Po siedmiu obrotach stanęła i spojrzała w kierunku, który wskazywała jej dłoń. Wiszący nad łóżkiem obrazek przedstawiał żaglowiec na pełnym morzu i leżącą na plaży kotwicę.
– Chleb i korale** – szepnęła Wanda. – Piękny obraz.
Weszła na łóżko, zdjęła obrazek ze ściany i odłożyła na poduszkę. Nasłuchując, popukała w miejsce, w którym przed chwilą wisiał. Ściana wydała głuchy odgłos i Wanda uśmiechnęła się do siebie. Na moment przyłożyła palec do ust.
– Pst, a teraz… – szepnęła i… z całej siły uderzyła pięścią w mur, robiąc w nim dziurę.
Zdążyła wyciągnąć z niej jakiś niewielki przedmiot, gdy z korytarza dobiegł kobiecy głos:
– Aniu, co robisz? Jest środek nocy!
Wanda szybko spojrzała w rozłożoną dłoń.
– Mój kochany… – powiedziała do pierścionka, który w świetle księżyca jarzył się piękną zielenią.
Gdy skrzypnęły drzwi, dziewczynka błyskawicznie rzuciła pierścionek w otwarte okno, runęła na łóżko i zaczęła chrapać.
Mama Ani weszła i popatrzyła na śpiącą córkę. Dziewczynka uśmiechała się przez sen. Raz chrapnęła, raz się oblizała.
„Pewnie znowu śni o lodach truskawkowych” – pomyślała mama, podnosząc leżący tuż przy Aninej twarzy obrazek z żaglowcem i odkładając go na biurko.
Dziury w ścianie nie zauważyła, bo ta jakimś cudem zniknęła.
– Co to było? – Do pokoju zajrzał zaniepokojony ojciec Ani.
– Nic – odparła mama. – Obrazek spadł ze ściany. Dajmy jej spać.
W ogródku, pod oknem sypialni, ubrana na biało postać schyliła się nad pierścionkiem, który leżał w trawie.
– Mam cię.
------------------------------------------------------------------------
* Wanda Kronenberg urodziła się 2 maja 1922 roku w Warszawie jako pierwsze dziecko Wandy de Montallo Rowton Kronenbergowej i Leopolda Jana Kronenberga. Miała młodszego brata Wojciecha. Dorastała w Warszawie i w Wieńcu na Kujawach. Po wybuchu wojny ewakuowała się do Lwowa. Tam wyszła za mąż za dziennikarza Witolda Jasiłkowskiego, ps. Grot. Na przełomie 1941 i 1942 roku Kronenberg została zwerbowana we Lwowie przez Gestapo. Była podwójną agentką. W czasie okupacji najprawdopodobniej należała do AK, współpracowała z NKWD, Gestapo i wywiadem angielskim. Zginęła w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, rozstrzelana przez AK-owców pod zarzutem współpracy z NKWD i Gestapo oraz infiltracji Komendy Głównej AK.
** _Chleb i_ _korale_ – książka Włodzimierza Haacka. Włodzimierz Haack, mąż Tatiany Łopuchin, syn Artura Haacka i Ireny Bojańczyk, ostatni właściciel majątku Dębice i browaru Bojańczyków we Włocławku.CZĘŚĆ I: DZIWOLĄGI
Na drugi dzień, równo o dwunastej piętnaście, w szkole podstawowej numer jeden rozległ się dzwonek oznajmujący koniec lekcji. Chwilę później z okolicznych drzew poderwały się wszystkie ptaki, spłoszone nieoczekiwanym, a wyjątkowo radosnym harmidrem wybiegających z budynku dzieci. Niewielki dziedziniec zapełnił się roześmianą dziatwą w mgnieniu oka, by równie szybko opustoszeć i ucichnąć. Jakby wiatr jednym podmuchem nawiał, a drugim wywiał biało-granatowe konfetti. Zaczynały się wakacje.
Także dla nauczycieli, którzy opuszczali gmach szkoły pojedynczo lub małymi grupkami, dzierżąc okolicznościowe bukiety. I oni cieszyli się upragnioną labą, tyle że znacznie ciszej. Na ich twarzach malowała się przede wszystkim ulga.
Woźnemu się zdawało, że i sam budynek jakby osiadł i wydał westchnienie ulgi, kiedy wszyscy sobie poszli. Ale zaraz, czy aby na pewno wszyscy? Pan Anioł wstrzymał się jeszcze ze zdjęciem drelichowego fartucha i postanowił zrobić ostatni obchód. Był człowiekiem, który doskonale znał szkołę, i nawet podczas hałaśliwych przerw potrafił usłyszeć każdy dźwięk, którego nie miał w swojej codziennej rozpisce, a cóż dopiero w takiej ciszy. Zapiął więc swój kitel z powrotem i ruszył w głąb budynku.
Słuch go nie mylił. Tym razem nieujęte w harmonogramie dźwięki dobiegały z sali numer osiem. Woźny dyskretnie uchylił drzwi.
Pani Joanna, nauczycielka historii, najwyraźniej miała jeszcze coś do powiedzenia trójce swoich uczniów. Zamknięcie szkoły musiało poczekać.
***
Naprzeciw pani Joanny stali Ania, Darek i Tatiana.
Ania, nieco zaspana wskutek tego, że całą noc śniła o lodach truskawkowych, teraz czuła się tak, jakby zjadła ich o wiele za dużo. Mimo to wyglądała jak na zakończeniu roku szkolnego wyglądać należy – odświętnie i uroczyście – i jak zwykle gotowa była stawić czoła dowolnym naukowym wyzwaniom, choćby i w wakacje. W końcu miano najlepszej uczennicy w szkole zobowiązywało.
Darek stanowił jej zupełne przeciwieństwo. I nie chodzi o to, że był chłopcem, a ona dziewczynką. Ani o niesforne, rudoblond kędziory na jego głowie, tak kontrastujące z czarnymi, gładko uczesanymi włosami Ani. Nawet nie o Darkowy strój, który trudno było uznać za galowy. Darek po prostu nie był najlepszym uczniem. Nie był nawet dobrym. Należał do tych nicponi, którzy często muszą siedzieć w kozie na skutek swoich rozrabiackich pomysłów. Teraz też niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, jakby nie mógł się doczekać, żeby coś zmajstrować.
Trzecią osobą w tym gronie była Tatiana. Dziewczynka tak cicha i grzeczna, iż wydawało się, że w ogóle jej tam nie ma.
Pani Joanna uważnie popatrzyła na dzieci, przyglądając się każdemu z osobna. Przy Ani, stojącej na baczność i śledzącej każdy jej ruch w skupieniu niemal hipnotycznym, zebrała usta w dzióbek i wykrzywiła je na bok, jakby nad czymś się zastanawiając. Gdy jej wzrok spoczął na Darku, kontemplującym rozwiązane sznurówki swoich trampek i nieświadomie dłubiącym w nosie, dodatkowo uniosła brwi do góry i pokręciła głową. Grymas nadający twarzy nauczycielki surowość zniknął dopiero przy Tatianie, której postawa – spokojnego oczekiwania na cokolwiek się stanie – przywiodła pani Joannie na myśl stojący na rynku pomnik króla Łokietka.
Nauczycielka raz jeszcze przesunęła wzrokiem po dziecięcych twarzach i w końcu przemówiła:
– Droga Aniu… Jak wiesz, jak obie wiemy – poprawiła się – jesteśmy tu po to, aby porozmawiać o czekającym cię wkrótce zadaniu. Chcesz za rok dostać się do najlepszego liceum w województwie, co nie będzie łatwe. Co prawda masz przed sobą jeszcze całą ósmą klasę, ale ci, którym najbardziej zależy, startują już teraz. Dlatego postanowiłam, że podczas wakacji przygotujesz projekt historyczny na temat naszego regionu.
– Tak jest, proszę pani – przytaknęła najlepsza uczennica brzeskiej „Jedynki” i dygnęła, aż jej grube, czarne warkocze zabujały się w przód i w tył. Ania natychmiast przywołała je do porządku, żeby nie zakłócały powagi chwili.
– Ten projekt jednak – ciągnęła pani Joanna – będzie nieco inny niż poprzednie, bo nie będziesz robiła go sama. – Tu spojrzała ma Darka i Tatianę, a Ania podążyła za jej wzrokiem.
„Nie, nie, nie!” – zakrzyknęła w myślach dziewczynka, a ostatnie „nie” miało w sobie taką moc, że wyskoczyło jej z ust niczym rybka z akwarium i wszyscy spojrzeli na nie, jak wije się na podłodze, ale Ania szybko kopnęła je pod biurko.
– Chciałaś o coś spytać, Aneczko? – Pani Joanna uśmiechnęła się do Ani.
– Nie – odpowiedziała Ania. – Nie, nie, nie.
***
Zaraz po powrocie ze szkoły Ania poskarżyła się mamie. Złość i poczucie niesprawiedliwości mieszały się w niej po równo, malując na twarzy dziewczynki obraz całkowitej dezaprobaty dla świata, który zamiast składać się z samych mądrych ludzi (na przykład takich jak ona), składa się z ludzi zupełnie odmiennych (czytaj – nie tak mądrych).
– Ależ mamo! To są jakieś dziwolągi. Dlaczego nie mogę zrobić projektu sama? Czy ja kiedyś nawaliłam? Nie! – wyrzucała z siebie pełne pretensji pytania w kierunku maminych pleców, ozdobionych idealnie symetryczną kokardą kuchennego fartucha.
Mama stała przy kuchni i smażyła klapacze, czyli ulubione placki Ani. Jak zawsze przy tej czynności, miała na sobie fartuch w czerwone czajniczki, i jak zawsze Ania się zastanawiała, jak to w ogóle możliwe, żeby zawiązać coś tak starannie, zupełnie tego nie widząc. W takich momentach docierało do niej, że mama jest mądrzejsza nie tylko od większości ludzi, ale prawdopodobnie też od niej samej. Czyli od Ani. Chociaż mama Ani też miała na imię Ania, w myśl rodzinnej tradycji.
Ania – córka – uniosła więc brwi i przez dwie sekundy toczyła wewnętrzną walkę z własnym ego, by ostatecznie dojść do wniosku, że uznanie swojej mamy za osobę mądrzejszą od siebie ma pewne podstawy.
– Aniu… – Mama się odwróciła. – Rozumiem, że to może być dla ciebie irytujące, ale podejdź do tego jak do wyzwania. Poza tym nie nazywaj ludzi dziwolągami. To nie w porządku.
– Kiedy to są dziwolągi, mamo – prychnęła Ania.
– Tatiana też? – Mama spojrzała na Anię, wyciągając w jej kierunku drewnianą łopatkę. – Wiesz, że wasze prababcie się znały? Z tego, co słyszałam, to nawet się przyjaźniły.
– Oj, mamo, jak mogły się znać? – Skrzywiła się Ania. – Przecież ona dopiero co tu przyjechała. I to w dodatku z zagranicy.
– Wiem – odparła mama, unosząc łopatkę. – Dokładnie z Kazachstanu. Urodziła się tam, ale jej rodzina jest z naszego miasta, a już prababcia na pewno. Chyba.
– To chyba czy na pewno? – dociekała Ania.
Mama przyklepała skwierczące na patelni placki.
– No w sumie to nie wiem – przyznała. – Może to wszystko tylko plotki. Dziwne rzeczy. Kiedyś ci opowiem.
– Ale jakie dziwne rzeczy, mamo? – Zaciekawiona nagle Ania zbliżyła się do kuchenki.
– Bu! – rozległo się nagle za ich plecami, aż podskoczyły.
Do kuchni wszedł tata i przywitał się jak zwykle, czyli strasząc je.
– Uuu! – Podszedł do Ani z rękami uniesionymi do góry, udając potwora. – Wasze prababcie były czarownicami. Uuu…!
– Mamo, co tata opowiada?! – zdumiała się Ania.
– Tak mówią ludzie… – Mama się uśmiechnęła. – Po obiedzie coś ci pokażę. Sekret babci. A teraz siadajcie, głodomory. Dziś dodałam do klapaczy specjalny składnik. Zgadniecie jaki?
Ania otworzyła oczy. Był środek nocy, a ona leżała w swoim łóżku. Chciała się podnieść, ale nie była w stanie. Jedyne, co mogła, to patrzeć w sufit. Ręce, nogi, ciało… – jakby nie były jej. Czuła się jak plastikowa lalka, która wpadła za szafkę. Nie było to przyjemne uczucie. Na szczęście trwało tylko chwilę, bo zanim zdążyła wystraszyć się na dobre, jej oczy zrobiły się ciężkie i z powrotem zasnęła.
Zaraz potem wstała.
– No, w końcu! – powiedziała do siebie, klepiąc się w ramię. Oklepała całą rękę, potargała sobie włosy, jakby sprawdzała, czy tam są, w końcu uszczypnęła się w udo. – Auć! – krzyknęła szeptem, tak żeby nikt jej nie usłyszał, i na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Nie ma wątpliwości, jestem tu.
Ale to nie była Ania. To było ciało Ani. To były jej piżama, włosy i nawet skóra. Ale w środku był ktoś inny.
– Oto Wanda* – powiedziała osoba ze środka Ani, jakby chciała się przedstawić dawno niewidzianemu światu na nowo, i rozejrzała się w poszukiwaniu lusterka.
Stało na biurku. Podeszła, uniosła je i przejrzała się. Blask księżyca zza okna oświetlił jej twarz.
– Jesteś całkiem ładna, Anno – powiedziała Wanda, poprawiając sobie włosy. – No dobrze, a teraz do rzeczy.
Odłożyła lusterko, zrobiła dwa kroki, by znaleźć się na środku pokoju, i zamknęła oczy. Z ręką wyciągniętą przed siebie zaczęła kręcić się w kółko. Po siedmiu obrotach stanęła i spojrzała w kierunku, który wskazywała jej dłoń. Wiszący nad łóżkiem obrazek przedstawiał żaglowiec na pełnym morzu i leżącą na plaży kotwicę.
– Chleb i korale** – szepnęła Wanda. – Piękny obraz.
Weszła na łóżko, zdjęła obrazek ze ściany i odłożyła na poduszkę. Nasłuchując, popukała w miejsce, w którym przed chwilą wisiał. Ściana wydała głuchy odgłos i Wanda uśmiechnęła się do siebie. Na moment przyłożyła palec do ust.
– Pst, a teraz… – szepnęła i… z całej siły uderzyła pięścią w mur, robiąc w nim dziurę.
Zdążyła wyciągnąć z niej jakiś niewielki przedmiot, gdy z korytarza dobiegł kobiecy głos:
– Aniu, co robisz? Jest środek nocy!
Wanda szybko spojrzała w rozłożoną dłoń.
– Mój kochany… – powiedziała do pierścionka, który w świetle księżyca jarzył się piękną zielenią.
Gdy skrzypnęły drzwi, dziewczynka błyskawicznie rzuciła pierścionek w otwarte okno, runęła na łóżko i zaczęła chrapać.
Mama Ani weszła i popatrzyła na śpiącą córkę. Dziewczynka uśmiechała się przez sen. Raz chrapnęła, raz się oblizała.
„Pewnie znowu śni o lodach truskawkowych” – pomyślała mama, podnosząc leżący tuż przy Aninej twarzy obrazek z żaglowcem i odkładając go na biurko.
Dziury w ścianie nie zauważyła, bo ta jakimś cudem zniknęła.
– Co to było? – Do pokoju zajrzał zaniepokojony ojciec Ani.
– Nic – odparła mama. – Obrazek spadł ze ściany. Dajmy jej spać.
W ogródku, pod oknem sypialni, ubrana na biało postać schyliła się nad pierścionkiem, który leżał w trawie.
– Mam cię.
------------------------------------------------------------------------
* Wanda Kronenberg urodziła się 2 maja 1922 roku w Warszawie jako pierwsze dziecko Wandy de Montallo Rowton Kronenbergowej i Leopolda Jana Kronenberga. Miała młodszego brata Wojciecha. Dorastała w Warszawie i w Wieńcu na Kujawach. Po wybuchu wojny ewakuowała się do Lwowa. Tam wyszła za mąż za dziennikarza Witolda Jasiłkowskiego, ps. Grot. Na przełomie 1941 i 1942 roku Kronenberg została zwerbowana we Lwowie przez Gestapo. Była podwójną agentką. W czasie okupacji najprawdopodobniej należała do AK, współpracowała z NKWD, Gestapo i wywiadem angielskim. Zginęła w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, rozstrzelana przez AK-owców pod zarzutem współpracy z NKWD i Gestapo oraz infiltracji Komendy Głównej AK.
** _Chleb i_ _korale_ – książka Włodzimierza Haacka. Włodzimierz Haack, mąż Tatiany Łopuchin, syn Artura Haacka i Ireny Bojańczyk, ostatni właściciel majątku Dębice i browaru Bojańczyków we Włocławku.CZĘŚĆ I: DZIWOLĄGI
Na drugi dzień, równo o dwunastej piętnaście, w szkole podstawowej numer jeden rozległ się dzwonek oznajmujący koniec lekcji. Chwilę później z okolicznych drzew poderwały się wszystkie ptaki, spłoszone nieoczekiwanym, a wyjątkowo radosnym harmidrem wybiegających z budynku dzieci. Niewielki dziedziniec zapełnił się roześmianą dziatwą w mgnieniu oka, by równie szybko opustoszeć i ucichnąć. Jakby wiatr jednym podmuchem nawiał, a drugim wywiał biało-granatowe konfetti. Zaczynały się wakacje.
Także dla nauczycieli, którzy opuszczali gmach szkoły pojedynczo lub małymi grupkami, dzierżąc okolicznościowe bukiety. I oni cieszyli się upragnioną labą, tyle że znacznie ciszej. Na ich twarzach malowała się przede wszystkim ulga.
Woźnemu się zdawało, że i sam budynek jakby osiadł i wydał westchnienie ulgi, kiedy wszyscy sobie poszli. Ale zaraz, czy aby na pewno wszyscy? Pan Anioł wstrzymał się jeszcze ze zdjęciem drelichowego fartucha i postanowił zrobić ostatni obchód. Był człowiekiem, który doskonale znał szkołę, i nawet podczas hałaśliwych przerw potrafił usłyszeć każdy dźwięk, którego nie miał w swojej codziennej rozpisce, a cóż dopiero w takiej ciszy. Zapiął więc swój kitel z powrotem i ruszył w głąb budynku.
Słuch go nie mylił. Tym razem nieujęte w harmonogramie dźwięki dobiegały z sali numer osiem. Woźny dyskretnie uchylił drzwi.
Pani Joanna, nauczycielka historii, najwyraźniej miała jeszcze coś do powiedzenia trójce swoich uczniów. Zamknięcie szkoły musiało poczekać.
***
Naprzeciw pani Joanny stali Ania, Darek i Tatiana.
Ania, nieco zaspana wskutek tego, że całą noc śniła o lodach truskawkowych, teraz czuła się tak, jakby zjadła ich o wiele za dużo. Mimo to wyglądała jak na zakończeniu roku szkolnego wyglądać należy – odświętnie i uroczyście – i jak zwykle gotowa była stawić czoła dowolnym naukowym wyzwaniom, choćby i w wakacje. W końcu miano najlepszej uczennicy w szkole zobowiązywało.
Darek stanowił jej zupełne przeciwieństwo. I nie chodzi o to, że był chłopcem, a ona dziewczynką. Ani o niesforne, rudoblond kędziory na jego głowie, tak kontrastujące z czarnymi, gładko uczesanymi włosami Ani. Nawet nie o Darkowy strój, który trudno było uznać za galowy. Darek po prostu nie był najlepszym uczniem. Nie był nawet dobrym. Należał do tych nicponi, którzy często muszą siedzieć w kozie na skutek swoich rozrabiackich pomysłów. Teraz też niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, jakby nie mógł się doczekać, żeby coś zmajstrować.
Trzecią osobą w tym gronie była Tatiana. Dziewczynka tak cicha i grzeczna, iż wydawało się, że w ogóle jej tam nie ma.
Pani Joanna uważnie popatrzyła na dzieci, przyglądając się każdemu z osobna. Przy Ani, stojącej na baczność i śledzącej każdy jej ruch w skupieniu niemal hipnotycznym, zebrała usta w dzióbek i wykrzywiła je na bok, jakby nad czymś się zastanawiając. Gdy jej wzrok spoczął na Darku, kontemplującym rozwiązane sznurówki swoich trampek i nieświadomie dłubiącym w nosie, dodatkowo uniosła brwi do góry i pokręciła głową. Grymas nadający twarzy nauczycielki surowość zniknął dopiero przy Tatianie, której postawa – spokojnego oczekiwania na cokolwiek się stanie – przywiodła pani Joannie na myśl stojący na rynku pomnik króla Łokietka.
Nauczycielka raz jeszcze przesunęła wzrokiem po dziecięcych twarzach i w końcu przemówiła:
– Droga Aniu… Jak wiesz, jak obie wiemy – poprawiła się – jesteśmy tu po to, aby porozmawiać o czekającym cię wkrótce zadaniu. Chcesz za rok dostać się do najlepszego liceum w województwie, co nie będzie łatwe. Co prawda masz przed sobą jeszcze całą ósmą klasę, ale ci, którym najbardziej zależy, startują już teraz. Dlatego postanowiłam, że podczas wakacji przygotujesz projekt historyczny na temat naszego regionu.
– Tak jest, proszę pani – przytaknęła najlepsza uczennica brzeskiej „Jedynki” i dygnęła, aż jej grube, czarne warkocze zabujały się w przód i w tył. Ania natychmiast przywołała je do porządku, żeby nie zakłócały powagi chwili.
– Ten projekt jednak – ciągnęła pani Joanna – będzie nieco inny niż poprzednie, bo nie będziesz robiła go sama. – Tu spojrzała ma Darka i Tatianę, a Ania podążyła za jej wzrokiem.
„Nie, nie, nie!” – zakrzyknęła w myślach dziewczynka, a ostatnie „nie” miało w sobie taką moc, że wyskoczyło jej z ust niczym rybka z akwarium i wszyscy spojrzeli na nie, jak wije się na podłodze, ale Ania szybko kopnęła je pod biurko.
– Chciałaś o coś spytać, Aneczko? – Pani Joanna uśmiechnęła się do Ani.
– Nie – odpowiedziała Ania. – Nie, nie, nie.
***
Zaraz po powrocie ze szkoły Ania poskarżyła się mamie. Złość i poczucie niesprawiedliwości mieszały się w niej po równo, malując na twarzy dziewczynki obraz całkowitej dezaprobaty dla świata, który zamiast składać się z samych mądrych ludzi (na przykład takich jak ona), składa się z ludzi zupełnie odmiennych (czytaj – nie tak mądrych).
– Ależ mamo! To są jakieś dziwolągi. Dlaczego nie mogę zrobić projektu sama? Czy ja kiedyś nawaliłam? Nie! – wyrzucała z siebie pełne pretensji pytania w kierunku maminych pleców, ozdobionych idealnie symetryczną kokardą kuchennego fartucha.
Mama stała przy kuchni i smażyła klapacze, czyli ulubione placki Ani. Jak zawsze przy tej czynności, miała na sobie fartuch w czerwone czajniczki, i jak zawsze Ania się zastanawiała, jak to w ogóle możliwe, żeby zawiązać coś tak starannie, zupełnie tego nie widząc. W takich momentach docierało do niej, że mama jest mądrzejsza nie tylko od większości ludzi, ale prawdopodobnie też od niej samej. Czyli od Ani. Chociaż mama Ani też miała na imię Ania, w myśl rodzinnej tradycji.
Ania – córka – uniosła więc brwi i przez dwie sekundy toczyła wewnętrzną walkę z własnym ego, by ostatecznie dojść do wniosku, że uznanie swojej mamy za osobę mądrzejszą od siebie ma pewne podstawy.
– Aniu… – Mama się odwróciła. – Rozumiem, że to może być dla ciebie irytujące, ale podejdź do tego jak do wyzwania. Poza tym nie nazywaj ludzi dziwolągami. To nie w porządku.
– Kiedy to są dziwolągi, mamo – prychnęła Ania.
– Tatiana też? – Mama spojrzała na Anię, wyciągając w jej kierunku drewnianą łopatkę. – Wiesz, że wasze prababcie się znały? Z tego, co słyszałam, to nawet się przyjaźniły.
– Oj, mamo, jak mogły się znać? – Skrzywiła się Ania. – Przecież ona dopiero co tu przyjechała. I to w dodatku z zagranicy.
– Wiem – odparła mama, unosząc łopatkę. – Dokładnie z Kazachstanu. Urodziła się tam, ale jej rodzina jest z naszego miasta, a już prababcia na pewno. Chyba.
– To chyba czy na pewno? – dociekała Ania.
Mama przyklepała skwierczące na patelni placki.
– No w sumie to nie wiem – przyznała. – Może to wszystko tylko plotki. Dziwne rzeczy. Kiedyś ci opowiem.
– Ale jakie dziwne rzeczy, mamo? – Zaciekawiona nagle Ania zbliżyła się do kuchenki.
– Bu! – rozległo się nagle za ich plecami, aż podskoczyły.
Do kuchni wszedł tata i przywitał się jak zwykle, czyli strasząc je.
– Uuu! – Podszedł do Ani z rękami uniesionymi do góry, udając potwora. – Wasze prababcie były czarownicami. Uuu…!
– Mamo, co tata opowiada?! – zdumiała się Ania.
– Tak mówią ludzie… – Mama się uśmiechnęła. – Po obiedzie coś ci pokażę. Sekret babci. A teraz siadajcie, głodomory. Dziś dodałam do klapaczy specjalny składnik. Zgadniecie jaki?
więcej..