Nienasyceni - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Nienasyceni - ebook
„Za każdym razem, kiedy całował Ann, walczył z sobą, by nie zachować się jak jaskiniowiec i nie zedrzeć z niej ubrania. Smak jej ust i zapach skóry działały na niego jak afrodyzjak. Ze wszystkich myśli została tylko jedna – zanurzyć się w niej i zapomnieć o całym świecie”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0929-8 |
Rozmiar pliku: | 672 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ann Richardson powinna być wdzięczna agentom Interpolu, że nie skuli jej kajdankami i oszczędzili upokarzającej rewizji osobistej. Jednak po sześciu godzinach w klaustrofobicznie ciasnym i ponurym pokoju przesłuchań w rządowym budynku przy Federal Plaza czuła tylko narastającą irytację.
Agentka Heidi Shaw wróciła z kubkiem kawy i wetkniętym pod pachę plikiem dokumentów. Pewnie protokóły z dochodzenia. Shaw odgrywała złego policjanta, zostawiając swemu partnerowi, agentowi Fitzowi Lydallowi, rolę dobrego gliny. Było śmiesznie, bo miała metr pięćdziesiąt w kapeluszu i nie ważyła więcej niż pięćdziesiąt kilo, podczas gdy jej kolega był postawnym, dobrze umięśnionym byczkiem z twarzą buldoga i barami zawodowego futbolisty. Ann pomyślała, że powinni się zamienić rolami, ale nie powiedziała tego głośno.
Naoglądała się wystarczająco dużo seriali policyjnych, by przejrzeć ich grę. Psychologiczne sztuczki zawodziły, bo Ann była niewinna i stanowczo odrzucała zarzuty, że w domu aukcyjnym Waverly’s handluje się kradzionymi dziełami sztuki.
Stała się ekspertem od bezcennych posążków znanych jako Złote Serce – przeczytała wszystko, co na ich temat napisano. W osiemnastym wieku władca małego państewka Rayas, król Hazim Bajal, zamówił inkrustowane złotem posążki dla swych trzech córek. Miały im przynieść szczęście w małżeństwie – talizman potrzebny był dziewczynom, skoro kandydatów na mężów dobrano ze względu na polityczne interesy dynastii.
Jeden z posągów nadal znajdował się w Rayas. Drugi – zgodnie z powszechnym przekonaniem – zatonął razem z Titanikiem. Trzeci został skradziony pięć miesięcy wcześniej z pałacu. Książę Raif Khouri nie miał wątpliwości, że obrabował go Roark Black na polecenie Waverly’s. Oskarżenia były wyssane z palca, ale następca tronu był wpływowym i zdeterminowanym człowiekiem, więc Interpol i FBI tańczyły, jak im zagrał.
– Proszę opowiedzieć o Daltonie Rothschildzie. – Heidi położyła na drewnianym blacie podkładkę i papier, odsunęła krzesło i rozsiadła się po drugiej stronie stołu.
– Nie czyta pani tabloidów? – odparowała Ann. O co chodzi tym razem? Dalton jest szefem głównej konkurencji Waverly’s, domu aukcyjnego Rothschildów.
– Coś państwa łączyło.
– Byliśmy przyjaciółmi. I świadomie użyłam czasu przeszłego. – Nigdy nie daruje Daltonowi podłych intryg i zrujnowania jej opinii zawodowej. Czym innym są plotki o rzekomym romansie, a czym innym insynuacje, że zajmuje się paserstwem.
– Przyjaciółmi? – wycedziła Heidi z niedowierzaniem.
– Więc jednak czyta pani szmatławce.
– Od deski do deski. Nigdy pani nie zaprzeczyła, że mieliście romans.
– Mam złożyć formalne oświadczenie, że Dalton nie był moim kochankiem?
– Chcę, żeby pani odpowiedziała na pytanie.
– Właśnie to zrobiłam.
– Czemu unika pani jasnej odpowiedzi?
Ann niecierpliwie wierciła się na twardym krześle. Nie miała zamiaru tłumaczyć się ze swego życia prywatnego.
– Byliśmy przyjaciółmi. Dalton rozpowszechniał o mnie oszczercze plotki. Zerwałam znajomość. To wszystko.
Heidi wstała. Ann miała ochotę zrobić to samo, ale za każdym razem, gdy myślała, że nadszedł koniec przesłuchania, ktoś nieuprzejmie wydawał jej polecenie powrotu na miejsce. Nogi zaczęły jej drętwieć.
– Gdzie jest statua? – wypaliła agentka.
– Nie wiem.
– A Roark Black?
– Nie wiem.
– Przecież pracuje dla pani.
– Pracuje dla Waverly’s.
– Żadna różnica.
– Stwierdzenie „nie wiem” oddaje stan faktyczny.
– Okłamywanie Interpolu jest karalne.
– A wasze metody zainteresują dziennikarzy „New York Timesa”.
Heidi oparła się rękami o stół i nachyliła ku niej.
– Grozi mi pani?
Ann pomyślała, że ma nerwy w strzępach i traci samokontrolę. Czas wezwać odsiecz.
– Chcę się skontaktować z adwokatem.
– Winni zawsze zasłaniają się prawnikami.
– Tak samo jak kobiety, którym przez pięć godzin nie pozwolono skorzystać z toalety.
– Mam prawo zatrzymać panią na dwadzieścia cztery godziny bez stawiania zarzutów.
– I bez sikania?
– Myśli pani, że żartuję?
– Ta sytuacja jest absurdalna. Przecież powtarzam w kółko to samo. Mam zaufanie do Roarka Blacka. W grę wchodzą dwa posążki – jeden skradziony i drugi, który Waverly’s zamierza wystawić na aukcji. Nie sprzedajemy skradzionych dzieł sztuki. Kropka.
– Chce nam pani wmówić, że podnieśliście z dna Titanica?
– Nie wiem gdzie i w jaki sposób, ale Roark odnalazł zaginioną rzeźbę. Z pewnością jej nie ukradł.
Roark podpisał z obecnym właścicielem zaginionej statui Złote Serce klauzulę o zachowaniu w tajemnicy jego tożsamości. Zniszczyłby własną opinię i naraził Waverly’s na pozew, gdyby ujawnił, kim jest jego mocodawca.
– Gdzie dowody?
– A gdzie mój prawnik?
– Naprawdę chce pani z nami wojować? – Heidi wyprostowała się z marsem na twarzy.
Ann miała absolutnie dosyć. Przez cały czas starała się być uprzejma i wyczerpująco odpowiadała na pytania.
– Zależy pani na długiej i owocnej karierze w Interpolu? – Agentka uniosła brwi. – Proszę się rozejrzeć za innym podejrzanym, bo ani ja, ani Roark nie jesteśmy winni. Może Dalton. Z pewnością prowadzi z nami wojnę i usiłuje nas zniszczyć. Ale jeśli to on, nic nie wiem o jego poczynaniach. Powiedziałam wszystko. Chce pani zostać bohaterką, rozwiązać międzynarodową aferę, dostać awans? Proszę się nie koncentrować na mnie.
– Ma pani niezłą gadkę. – Ann nie była pewna, czy to komplement, więc zacisnęła usta. – Jak większość kłamców – dokończyła zadowolona z siebie agentka.
Ann milczała. Poprosiła o sprowadzenie adwokata, o wyjście do toalety. Jeśli nadal będą łamać jej obywatelskie prawa, skontaktuje się z „New York Timesem”.
Następca tronu, książę Raif Khouri, miał dosyć czekania. Nie wiedział, jak postępowało dochodzenie amerykańskich służb, ale w jego rodzinnym kraju Ann Richardson zostałaby wtrącona do ciemnicy i po paru dniach w kazamatach Więzienia Zdrajców przyznałaby się do wszystkiego.
Powinien ją zatrzymać w Rayas, gdy się tam pojawiła w zeszłym miesiącu. Bał się jednak, że uwięzienie Amerykanki mogłoby prowadzić do międzynarodowego skandalu. Zresztą pragnął się jej pozbyć równie mocno, jak ona miała ochotę wyjechać.
– Wasza Wysokość – rozległ się głos pilota gulfstreama – za kilka minut lądujemy.
– Dziękuję, Hari. – Raif rozprostował nogi.
– Mogę cię oprowadzić po mieście – zaproponował Tariq, jego kuzyn, patrząc przez okno na wieżowce Manhattanu. Spędził w Stanach trzy lata, skończył prawo na Harvardzie.
Ojciec Raifa, stary król Safwah, wierzył w wartość zagranicznej edukacji. Syna wysłał na uniwersytet w Oxfordzie, gdzie Raif przez dwa lata studiował historię i nauki polityczne. Zwiedził wiele krajów Europy i Azji, jednak nie dojechał do Ameryki.
– Nie przyjechaliśmy zwiedzać – burknął.
– Amerykanki są inne niż kobiety w Rayas. – Tariq uśmiechnął się znacząco.
– Nie przyjechaliśmy uganiać się za kobietami. – Może poza jedną, z którą miał zamiar pogadać po męsku.
– Jest taka restauracja z widokiem na Central Park – zaczął Tariq rozmarzonym głosem.
– Mam cię odesłać do domu? – przerwał mu Raif.
– Wyluzuj. – Tariq był jego dalszym kuzynem, ale i najbliższym przyjacielem, dlatego pozwalał sobie na poufałość. Jednak wszystko ma granice.
– Przyjechaliśmy tu w sprawie Złotego Serca.
– Musimy coś jeść.
– Przede wszystkim musimy się skoncentrować na poszukiwaniach.
– Łatwiej się skoncentrować po łososiu glazurowanym syropem klonowym.
‒ Powinieneś być adwokatem. Nie sposób cię przegadać – westchnął Raif. Przyjaźnił się z kuzynem od dzieciństwa i chyba nigdy nie udało mu się wygrać w słownych utarczkach.
– Byłbym świetnym adwokatem. Szkoda, że król się sprzeciwił.
– Kiedy zostanę królem, też ci na to nie pozwolę.
– Poproszę o azyl w Dubaju – przekomarzał się Tariq.
Teraz obaj powstrzymywali śmiech.
– Chyba że uda mi się trochę cię rozkrochmalić. Może znajdę ci panienkę.
– Nie potrzeba. Świetnie sobie radzę. – Raif był bardzo dyskretny, ale z pewnością nie żył w celibacie.
Koła podwozia dotknęły pasa, samolot stopniowo tracił szybkość. Za oknem wirowały płatki śniegu. Raif pomyślał, że nigdy nie zrozumie, dlaczego potężna metropolia rozwinęła się akurat tutaj, w tym paskudnym klimacie.
– Moglibyśmy się wybrać do klubu przy Piątej Alei – nie dawał za wygraną Tariq.
– Nie w głowie mi dziewczyny.
Raif nie chciał się przyznać, że wciąż pamiętał jeden jedyny pocałunek Ann Richardson. Był głupcem, że sobie na to pozwolił, a jeszcze większym, bo mu się podobało. Wystarczyło, że zamknął oczy, a widział jej porcelanową skórę, jasne włosy i zaskakująco niebieskie oczy. Czuł delikatny waniliowy zapach perfum.
Samolot podkołował wreszcie do hangaru. Obsługa naziemna zamknęła wrota. Kiedy podstawiono schodki, Raif i Tariq zeszli na ziemię, po czym otoczyła ich delegacja powitalna: ambasador Rayas, paru pracowników ambasady i ochroniarze.
Raif docenił dyskrecję i półprywatność przyjęcia. Przyjdzie czas, gdy każda jego podróż będzie wymagała zachowania dyplomatycznego ceremoniału. Ojciec miał sześćdziesiąt kilka lat, ale dręczyły go powikłania po tropikalnej chorobie, której nabawił się w Afryce. Ostatnie miesiące były dla niego szczególnie trudne i Raif się martwił, że tym razem ojciec z tego nie wyjdzie.
– Wasza Książęca Wysokość. – Ambasador skłonił się nisko. Miał na sobie tradycyjną białą galabiję, a okrągła czapeczka przykrywała jego siwiznę.
Raif zauważył krytyczne spojrzenie, jakim obrzucił jego europejski garnitur.
– Witamy w Ameryce – powiedział ambasador.
– Dziękuję, Fariol. – Raif uścisnął rękę mężczyzny. Nie miał ochoty na typowe w ich kulturze ceremonialne pocałunki. – Załatwiłeś samochód?
– Oczywiście. – Wskazał na limuzynę marki Hummer.
– Miał się nie wyróżniać.
– Nie ma chorągiewek, godła ani barw narodowych – wyjaśnił ambasador.
Tariq stał za jego plecami, ale Raif był pewien, że przygryza policzki, by się nie roześmiać.
– Chciałem zwykły czterodrzwiowy sedan. Coś pospolitego, samochód, który sam poprowadzę.
– Zaraz dostarczymy, panie ambasadorze – szepnął do ucha zwierzchnika jeden z młodszych urzędników.
– Świetnie, proszę to zrobić. – Raif zwrócił się bezpośrednio do niego, co spotkało się z grymasem niezadowolenia ambasadora.
Młody sekretarz odszedł na bok z komórką w ręce.
– Szejku Tariq – ambasador powitał teraz drugiego gościa, co było niewielkim, ale celowym afrontem wobec następcy tronu. To książę kończy rozmowę, nie ambasador.
– Dziękujemy za powitanie, panie ambasadorze. – Tariq rzucił kuzynowi porozumiewawcze spojrzenie.
– Kiedy Wasze Wysokości zamierzają wrócić do Rayas?
– O terminie raczy zdecydować następca tronu. – Tariq nie odmówił sobie uszczypliwości pod adresem ambasadora.
Raif stłumił uśmiech. Kuzyn, który prywatnie pozwalał sobie na poufałość i własne zdanie, w oficjalnych sytuacjach był lojalny i przestrzegał dworskiej hierarchii.
– Samochód zostanie podstawiony za kilka minut, Wasza Wysokość. Mercedes sedan. Mam nadzieję, że spełni oczekiwania Waszej Wysokości. – Młody sekretarz wyrósł jak spod ziemi.
– Dziękuję, o to mi chodziło. – Raif zwrócił się do kuzyna. – Masz ten adres?
– Jordan? – Tariq przywołał jednego z ochroniarzy.
– Jestem gotowy.
Jordan Jones był amerykańskim specjalistą od bezpieczeństwa, który zaprzyjaźnił się z Tariqiem podczas studiów. Raif nie miał okazji poznać go wcześniej, ale słyszał o nim od kuzyna. Wiele sobie obiecywał po jego umiejętnościach.
Drzwi hangaru rozsunęły się, a do środka wjechał stalowy mercedes. Steward przyniósł bagaże.
– Dziękuję panu, Fariol. – Raif pożegnał ambasadora sztywnym skinieniem głowy. – Będę prowadził. – Wyciągnął rękę po kluczyki.
Tariq obejrzał się, aby się upewnić, że delegacja z ambasady nie usłyszy wymiany zdań.
– To zły pomysł – rzekł półgłosem.
– Chcę prowadzić.
– Uwierz mi, nie chcesz.
Kierowca agencji, Amerykanin, patrzył na nich niezdecydowany. W Rayas nikt nie miałby wątpliwości – słowo Raifa było prawem.
– Który z nas jest przyszłym władcą?
– A kto jeździł po Manhattanie? – odparował Tariq.
– Ja prowadzę – wtrącił się Jordan i otworzył przed nimi drzwi samochodu. – Wysoko urodzeni goście z tyłu, rodowity nowojorczyk za kierownicą.
– Co za tupet – powiedział Raif.
– Przydaje się czasami… mości książę.
– W moim kraju mógłbym kazać ściąć ci głowę – skłamał Raif.
– W moim kraju mógłbym was porzucić, łaskawcy, w Washington Heights i wyszłoby na to samo.
Raif uśmiechnął się. Nie miał problemu z ludźmi, którzy mówili prawdę prosto w oczy, pod warunkiem, że robili to z szacunkiem i prywatnie. Chętnie przyznał, że mieszkaniec Nowego Jorku szybciej dowiezie ich do mieszkania Ann Richardson.
– Mieszka książę w hotelu Plaza? – Jordan cofnął fotel i poprawił lusterko. – Dyskrecja i bezpieczeństwo to ich dewiza.
– Nikt nie wie, że tu jestem.
– Interpol wie – odparł Jordan. – Pański paszport postawił na nogi ich nowojorskie biuro.
Tariq zachichotał.
– Nie ciesz się, twój też – ostrzegł Jordan.
– Interpol nie ma nic przeciwko mnie – zaprotestował Raif.
– Może pan mieć innych wrogów.
– Jedyna osoba w Ameryce, która mi źle życzy, to Ann Richardson. Zamierzam ujawnić jej przestępcze działanie.
– Agenci Interpolu już księcia obserwują – mówił Jordan, jadąc pewnie i szybko – a inni ludzie będą obserwować Interpol. Jeśli dzieje się w Rayas coś, o czym powinienem wiedzieć, opozycja polityczna, zatargi z sąsiednimi krajami, proszę mnie teraz uprzedzić.
– Czysto wewnętrzne skandale – odparł Tariq. – Stryj Raifa tuż przed ślubem dostał kosza od swojej wybranki, a kuzyneczka Aimee poślubiła zupełnie innego mężczyznę, bo narzeczony zmienił zdanie. Jedyną międzynarodową aferą jest kradzież Złotego Serca.
– Słyszałem, że król jest chory.
– Czuje się lepiej – odrzekł automatycznie Raif.
– Prawda ma mniejsze znaczenie niż odbiór społeczny, a w powszechnym przekonaniu pański ojciec jest umierający. Wkrótce będzie książę królem. A to oznacza, że ktoś gdzieś planuje zamach na pańskie życie.
– Z niechęci do monarchii?
– Z żądzy władzy. Kolejna w kolejce do tronu jest kuzynka Kalila?
– Tak.
– Z kim jest związana?
– Na miłość boską, będę tu tylko kilka dni! – Raif zatrudnił Jordana jako przewodnika po Nowym Jorku, a nie szefa swojej ochrony w Rayas.
– Muszę to wiedzieć, żeby działać skutecznie.
– Znalazła sobie jakiegoś Anglika – wyjaśnił Tariq.
Raif spiorunował go wzrokiem. Nie ma powodu prać rodzinnych brudów przed obcymi. Rodzina królewska była głęboko upokorzona faktem, że Kalila związała się z nieodpowiednim kolegą ze studiów, zamiast ślubować wierność i posłuszeństwo synowi szejka z bratniego kraju, co zostało zaaranżowane przez familię dziesięć lat wcześniej. Król bardzo się tym martwił, ale nie jest to sprawa bezpieczeństwa narodowego.
– Jak się nazywa?
– Masz nas zawieźć do Ann Richardson, a nie zbierać dossier na temat całej rodziny – przerwał Raif.
– Niles – powiedział Tariq. – Tylko tyle udało się wycisnąć z tej upartej dziewczyny. Kalila to pierwsza ofiara klątwy zaginionego Złotego Serca. Teraz padło na stryja Mallika, z którym zerwała narzeczona.
– Nie ma żadnej klątwy. – Raif wzruszył ramionami.
– Co to za historia? – spytał Jordan.
– Głupie przesądy – zirytował się Raif.
– Niles pojawił się znikąd? – naciskał Jordan. – Jest Arabem?
– Jest studentem – wyjaśnił Tariq.
– Brytyjczykiem z dziada pradziada – uciął Raif. – Wróćmy do naszej misji. Chcemy znaleźć Ann.
– Już widziałaś? – Darby Mersey, sąsiadka Ann, musiała czatować pod drzwiami, bo wyskoczyła na odgłos windy.
Ann uwielbiała Darby, ale dziś chciała zostać sama. Przesłuchanie ją wykończyło, teraz marzyła o kąpieli, filiżance ziołowej herbatki i własnym łóżku.
– Co widziałam? – spytała, modląc się w duchu, by odpowiedź była krótka. W przedpokoju rzuciła torebkę i klucze na stolik.
– Dzisiejszy „Inquisitor”.
– Nie miałam czasu.
– Nie przechodziłaś koło kiosku z gazetami? To jest na pierwszej stronie.
– Co takiego?
Ostatnia rzecz, której dziś jej trzeba, to kolejny powód do zmartwień. Jutro się tym zajmie.
– Twoje zdjęcie.
Ann westchnęła i zdecydowała, że zamiast herbaty naleje sobie kieliszek caberneta. Wino też ją uśpi, a przy okazji zneutralizuje przerażające poczucie, że jej życie legło w gruzach.
– Co wymyślili w tym tygodniu?
Była już obiektem zainteresowania bulwarówek. Gazety szalały, gdy Dalton Rothschild nakłamał w sprawie łączących ich związków. Dziennikarze spekulowali na temat ognistego romansu albo oskarżali ją o zmowę biznesową na niekorzyść klientów. Jedno i drugie było kłamstwem.
– „W świecie marchandów sensacja goni sensację” – przeczytała Darby, drepcząc za Ann.
– Też mi nowina – prychnęła Ann i zdjęła butelkę wina ze stojaka. Teraz jeszcze korkociąg. – Co dalej? Aukcję wygrywa ten, kto daje więcej?
Darby usiadła na wysokim stołku i rozłożyła gazetę.
– „Ann Richardson nie była w stanie oczyścić swego imienia ani ochronić reputacji Waverly’s w związku ze skandalem Złotego Serca, więc sięgnęła do najstarszych sposobów świata”.
– Niby jakie są te najstarsze sposoby? – Ann zdjęła osłonę korka.
– Seks, kochana, to nasza broń kobieca.
– Co? Znowu o Daltonie? – Dziennikarze od miesięcy wymyślali bzdury na jej temat. Czy nigdy im się nie znudzi?
– Podobno sypiasz z księciem Raifem Khourim – wyjaśniła Darby.
– Co takiego?! – Chętnie wbiłaby korkociąg w tyłek głupiego pismaka, który to wymyślił.
– Słyszałaś.
– To szczyt głupoty, nawet jak na nich.
– Mają zdjęcia.
– No to co? – Paparazzi zrobili jej setki zdjęć.
– Zobacz, tutaj całujesz się z księciem.
Ann zrobiło się słabo.
– To nie wygląda na fotomontaż.
Niemożliwe! Była tylko jedna taka sytuacja…
Wyrwała przyjaciółce gazetę.
– Cholera jasna! – Nie da się zaprzeczyć, nawet przy rozmazanych konturach można ją poznać. Ann uwieszona na szyi Raifa wpija się w jego usta.
– Zrobione teleobiektywem? – upewniła się Darby.
– W Rayas. – Nie przyszło jej do głowy, że fotoreporterzy mogą ją wytropić na drugim końcu świata.
– A więc to prawda? – Darby uśmiechnęła się domyślnie. – Spałaś z księciem?
– Zwariowałaś? To był jeden pocałunek. Jeden jedyny raz. W ogrodzonym murami ze wszystkich stron ogrodzie królewskiego pałacu Valhan.
Na sekundę wróciła pamięcią do tego ostatniego dnia w Rayas, do pocałunku, po którym kręciło jej się w głowie.
– Niezłe ciacho – zauważyła Darby.
– Ach, daj spokój. Jest aroganckim dupkiem, który uważa mnie za kryminalistkę i kłamczuchę.
– Nieźle całuje. A ty padłaś mu w ramiona.
– To on mnie pocałował. Nie zdążyłam się cofnąć – skłamała Ann.
Raif zrobił pierwszy krok, ale ona przejęła inicjatywę.
– A więc się w tobie zadurzył? – drążyła Darby.
– Nie było w tym cienia romantyzmu. Chodziło raczej o pokazanie, kto tu rządzi.
– Jest atrakcyjny. Nie widać, żebyś się broniła – stwierdziła Darby, przyglądając się fotografii.
Ann z kwaśną miną przyznała jej rację. Prawdę mówiąc, wcale się nie broniła. Raif jest zarozumiały i zuchwały, ale trudno mu odmówić seksapilu. I potrafi całować. Zaiskrzyło między nimi, ale do tego się nie przyzna za żadne skarby świata.
– Chciał mi dowieść, że w jego kraju to on stanowi prawo. Może zrobić, co mu się żywnie podoba, a ja mu w tym nie przeszkodzę. Wróciłam do Ameryki pierwszym samolotem.
– Co właściwie miał na myśli?
– Podnoszenie biednym podatków, odbieranie poddanym własności prywatnej, znacjonalizowanie przemysłu, wtrącanie niewinnych do więzienia.
– Groził ci więzieniem?
– Tak to odebrałam. – Ann wyciągnęła korek.
– Ale zamiast tego cię pocałował?
– Działał spontanicznie. Jego samego zaskoczyło, jak bardzo mu się to spodobało. Wyglądał na zdezorientowanego, a ja zyskałam minutę na ucieczkę.
Darby sięgnęła po kieliszki.
– Dlaczego o tym nie wspomniałaś?
– Jaki sens miałoby roztrząsanie z przyjaciółką sytuacji, którą chciałam wymazać z pamięci?
– Masz pecha. Są dowody rzeczowe.
Ann milczała. Wpatrywała się w zdjęcie, a jej nozdrza napełniły się znów upojną wonią rayaskiej nocy, czuła na twarzy morską bryzę, a na ustach smak warg mężczyzny.
– Nalej.
Rozległ się dzwonek domofonu.
– Nie odpowiadaj – poradziła Darby. – To może być reporter.
W pierwszej chwili Ann pomyślała to samo, ale po zastanowieniu uznała, że powinna odebrać. Przez cały dzień miała wyłączoną komórkę. To może być Edwina Burrows, starsza pani z zarządu Waverly’s. Miała zwyczaj wpadać na pogawędkę, gdy wieczorem wyprowadzała na spacer swojego spaniela.
Ann powinna opowiedzieć Edwinie o szczegółach przesłuchania w Interpolu. Powinna się też wytłumaczyć z kompromitującego zdjęcia z księciem Raifem. Edwina zawsze była niezawodną sojuszniczką, a teraz przyda się każdy głos poparcia.
– Halo? – Jeśli to reporter, powie mu, że Ann Richardson nie ma w domu i nie wiadomo, kiedy wróci.
– Ann? Tu książę Raif Khouri – powiedział mężczyzna, nieudolnie naśladujący rayaski akcent.
– Akurat – prychnęła Ann. Niezbyt wymyślne oszustwo. – Niech pan powie w redakcji, że się nie nabrałam.
Darby napełniła kieliszki.
– Nie wiem, o co ci chodzi – odparł niecierpliwie mężczyzna. – Przyjechałem z daleka, żeby z tobą porozmawiać.
Cóż, jego akcent nie był taki zły. „Inquisitor” szarpnął się na jakiegoś obywatela Rayas, by ją nabrać.
– Czy w redakcji uważacie mnie za idiotkę?
– Nic nie mów! – syknęła Darby. – Wszystko nagrywają, a później cię zacytują.
Głos z domofonu nabrał władczych tonów.
– Pani Richardson, czy naprawdę pani myślała, że dam za wygraną?
Serce Ann nagle zabiło szybciej. Zna ten głos. Jedyny na świecie. Przeraża ją i podnieca.
– Co się stało? – zaniepokoiła się Darby.
– To on – szepnęła Ann.
– Ten on? – Darby wskazała na zdjęcie.
Ann kiwnęła głową.
– Książę Raif?
Ann zesztywniała. Raif jest w Ameryce.
– Odejdź od domofonu – poradziła przyjaciółka. – Nie wpuszczaj go.
Ann o mało nie parsknęła histerycznym śmiechem. Niepotrzebne jej rady Darby. Sama wie, że Raif jest niebezpieczny. Sięgnęła po kieliszek i wypiła wino dużymi haustami.
– Za żadne skarby świata.
Ann Richardson powinna być wdzięczna agentom Interpolu, że nie skuli jej kajdankami i oszczędzili upokarzającej rewizji osobistej. Jednak po sześciu godzinach w klaustrofobicznie ciasnym i ponurym pokoju przesłuchań w rządowym budynku przy Federal Plaza czuła tylko narastającą irytację.
Agentka Heidi Shaw wróciła z kubkiem kawy i wetkniętym pod pachę plikiem dokumentów. Pewnie protokóły z dochodzenia. Shaw odgrywała złego policjanta, zostawiając swemu partnerowi, agentowi Fitzowi Lydallowi, rolę dobrego gliny. Było śmiesznie, bo miała metr pięćdziesiąt w kapeluszu i nie ważyła więcej niż pięćdziesiąt kilo, podczas gdy jej kolega był postawnym, dobrze umięśnionym byczkiem z twarzą buldoga i barami zawodowego futbolisty. Ann pomyślała, że powinni się zamienić rolami, ale nie powiedziała tego głośno.
Naoglądała się wystarczająco dużo seriali policyjnych, by przejrzeć ich grę. Psychologiczne sztuczki zawodziły, bo Ann była niewinna i stanowczo odrzucała zarzuty, że w domu aukcyjnym Waverly’s handluje się kradzionymi dziełami sztuki.
Stała się ekspertem od bezcennych posążków znanych jako Złote Serce – przeczytała wszystko, co na ich temat napisano. W osiemnastym wieku władca małego państewka Rayas, król Hazim Bajal, zamówił inkrustowane złotem posążki dla swych trzech córek. Miały im przynieść szczęście w małżeństwie – talizman potrzebny był dziewczynom, skoro kandydatów na mężów dobrano ze względu na polityczne interesy dynastii.
Jeden z posągów nadal znajdował się w Rayas. Drugi – zgodnie z powszechnym przekonaniem – zatonął razem z Titanikiem. Trzeci został skradziony pięć miesięcy wcześniej z pałacu. Książę Raif Khouri nie miał wątpliwości, że obrabował go Roark Black na polecenie Waverly’s. Oskarżenia były wyssane z palca, ale następca tronu był wpływowym i zdeterminowanym człowiekiem, więc Interpol i FBI tańczyły, jak im zagrał.
– Proszę opowiedzieć o Daltonie Rothschildzie. – Heidi położyła na drewnianym blacie podkładkę i papier, odsunęła krzesło i rozsiadła się po drugiej stronie stołu.
– Nie czyta pani tabloidów? – odparowała Ann. O co chodzi tym razem? Dalton jest szefem głównej konkurencji Waverly’s, domu aukcyjnego Rothschildów.
– Coś państwa łączyło.
– Byliśmy przyjaciółmi. I świadomie użyłam czasu przeszłego. – Nigdy nie daruje Daltonowi podłych intryg i zrujnowania jej opinii zawodowej. Czym innym są plotki o rzekomym romansie, a czym innym insynuacje, że zajmuje się paserstwem.
– Przyjaciółmi? – wycedziła Heidi z niedowierzaniem.
– Więc jednak czyta pani szmatławce.
– Od deski do deski. Nigdy pani nie zaprzeczyła, że mieliście romans.
– Mam złożyć formalne oświadczenie, że Dalton nie był moim kochankiem?
– Chcę, żeby pani odpowiedziała na pytanie.
– Właśnie to zrobiłam.
– Czemu unika pani jasnej odpowiedzi?
Ann niecierpliwie wierciła się na twardym krześle. Nie miała zamiaru tłumaczyć się ze swego życia prywatnego.
– Byliśmy przyjaciółmi. Dalton rozpowszechniał o mnie oszczercze plotki. Zerwałam znajomość. To wszystko.
Heidi wstała. Ann miała ochotę zrobić to samo, ale za każdym razem, gdy myślała, że nadszedł koniec przesłuchania, ktoś nieuprzejmie wydawał jej polecenie powrotu na miejsce. Nogi zaczęły jej drętwieć.
– Gdzie jest statua? – wypaliła agentka.
– Nie wiem.
– A Roark Black?
– Nie wiem.
– Przecież pracuje dla pani.
– Pracuje dla Waverly’s.
– Żadna różnica.
– Stwierdzenie „nie wiem” oddaje stan faktyczny.
– Okłamywanie Interpolu jest karalne.
– A wasze metody zainteresują dziennikarzy „New York Timesa”.
Heidi oparła się rękami o stół i nachyliła ku niej.
– Grozi mi pani?
Ann pomyślała, że ma nerwy w strzępach i traci samokontrolę. Czas wezwać odsiecz.
– Chcę się skontaktować z adwokatem.
– Winni zawsze zasłaniają się prawnikami.
– Tak samo jak kobiety, którym przez pięć godzin nie pozwolono skorzystać z toalety.
– Mam prawo zatrzymać panią na dwadzieścia cztery godziny bez stawiania zarzutów.
– I bez sikania?
– Myśli pani, że żartuję?
– Ta sytuacja jest absurdalna. Przecież powtarzam w kółko to samo. Mam zaufanie do Roarka Blacka. W grę wchodzą dwa posążki – jeden skradziony i drugi, który Waverly’s zamierza wystawić na aukcji. Nie sprzedajemy skradzionych dzieł sztuki. Kropka.
– Chce nam pani wmówić, że podnieśliście z dna Titanica?
– Nie wiem gdzie i w jaki sposób, ale Roark odnalazł zaginioną rzeźbę. Z pewnością jej nie ukradł.
Roark podpisał z obecnym właścicielem zaginionej statui Złote Serce klauzulę o zachowaniu w tajemnicy jego tożsamości. Zniszczyłby własną opinię i naraził Waverly’s na pozew, gdyby ujawnił, kim jest jego mocodawca.
– Gdzie dowody?
– A gdzie mój prawnik?
– Naprawdę chce pani z nami wojować? – Heidi wyprostowała się z marsem na twarzy.
Ann miała absolutnie dosyć. Przez cały czas starała się być uprzejma i wyczerpująco odpowiadała na pytania.
– Zależy pani na długiej i owocnej karierze w Interpolu? – Agentka uniosła brwi. – Proszę się rozejrzeć za innym podejrzanym, bo ani ja, ani Roark nie jesteśmy winni. Może Dalton. Z pewnością prowadzi z nami wojnę i usiłuje nas zniszczyć. Ale jeśli to on, nic nie wiem o jego poczynaniach. Powiedziałam wszystko. Chce pani zostać bohaterką, rozwiązać międzynarodową aferę, dostać awans? Proszę się nie koncentrować na mnie.
– Ma pani niezłą gadkę. – Ann nie była pewna, czy to komplement, więc zacisnęła usta. – Jak większość kłamców – dokończyła zadowolona z siebie agentka.
Ann milczała. Poprosiła o sprowadzenie adwokata, o wyjście do toalety. Jeśli nadal będą łamać jej obywatelskie prawa, skontaktuje się z „New York Timesem”.
Następca tronu, książę Raif Khouri, miał dosyć czekania. Nie wiedział, jak postępowało dochodzenie amerykańskich służb, ale w jego rodzinnym kraju Ann Richardson zostałaby wtrącona do ciemnicy i po paru dniach w kazamatach Więzienia Zdrajców przyznałaby się do wszystkiego.
Powinien ją zatrzymać w Rayas, gdy się tam pojawiła w zeszłym miesiącu. Bał się jednak, że uwięzienie Amerykanki mogłoby prowadzić do międzynarodowego skandalu. Zresztą pragnął się jej pozbyć równie mocno, jak ona miała ochotę wyjechać.
– Wasza Wysokość – rozległ się głos pilota gulfstreama – za kilka minut lądujemy.
– Dziękuję, Hari. – Raif rozprostował nogi.
– Mogę cię oprowadzić po mieście – zaproponował Tariq, jego kuzyn, patrząc przez okno na wieżowce Manhattanu. Spędził w Stanach trzy lata, skończył prawo na Harvardzie.
Ojciec Raifa, stary król Safwah, wierzył w wartość zagranicznej edukacji. Syna wysłał na uniwersytet w Oxfordzie, gdzie Raif przez dwa lata studiował historię i nauki polityczne. Zwiedził wiele krajów Europy i Azji, jednak nie dojechał do Ameryki.
– Nie przyjechaliśmy zwiedzać – burknął.
– Amerykanki są inne niż kobiety w Rayas. – Tariq uśmiechnął się znacząco.
– Nie przyjechaliśmy uganiać się za kobietami. – Może poza jedną, z którą miał zamiar pogadać po męsku.
– Jest taka restauracja z widokiem na Central Park – zaczął Tariq rozmarzonym głosem.
– Mam cię odesłać do domu? – przerwał mu Raif.
– Wyluzuj. – Tariq był jego dalszym kuzynem, ale i najbliższym przyjacielem, dlatego pozwalał sobie na poufałość. Jednak wszystko ma granice.
– Przyjechaliśmy tu w sprawie Złotego Serca.
– Musimy coś jeść.
– Przede wszystkim musimy się skoncentrować na poszukiwaniach.
– Łatwiej się skoncentrować po łososiu glazurowanym syropem klonowym.
‒ Powinieneś być adwokatem. Nie sposób cię przegadać – westchnął Raif. Przyjaźnił się z kuzynem od dzieciństwa i chyba nigdy nie udało mu się wygrać w słownych utarczkach.
– Byłbym świetnym adwokatem. Szkoda, że król się sprzeciwił.
– Kiedy zostanę królem, też ci na to nie pozwolę.
– Poproszę o azyl w Dubaju – przekomarzał się Tariq.
Teraz obaj powstrzymywali śmiech.
– Chyba że uda mi się trochę cię rozkrochmalić. Może znajdę ci panienkę.
– Nie potrzeba. Świetnie sobie radzę. – Raif był bardzo dyskretny, ale z pewnością nie żył w celibacie.
Koła podwozia dotknęły pasa, samolot stopniowo tracił szybkość. Za oknem wirowały płatki śniegu. Raif pomyślał, że nigdy nie zrozumie, dlaczego potężna metropolia rozwinęła się akurat tutaj, w tym paskudnym klimacie.
– Moglibyśmy się wybrać do klubu przy Piątej Alei – nie dawał za wygraną Tariq.
– Nie w głowie mi dziewczyny.
Raif nie chciał się przyznać, że wciąż pamiętał jeden jedyny pocałunek Ann Richardson. Był głupcem, że sobie na to pozwolił, a jeszcze większym, bo mu się podobało. Wystarczyło, że zamknął oczy, a widział jej porcelanową skórę, jasne włosy i zaskakująco niebieskie oczy. Czuł delikatny waniliowy zapach perfum.
Samolot podkołował wreszcie do hangaru. Obsługa naziemna zamknęła wrota. Kiedy podstawiono schodki, Raif i Tariq zeszli na ziemię, po czym otoczyła ich delegacja powitalna: ambasador Rayas, paru pracowników ambasady i ochroniarze.
Raif docenił dyskrecję i półprywatność przyjęcia. Przyjdzie czas, gdy każda jego podróż będzie wymagała zachowania dyplomatycznego ceremoniału. Ojciec miał sześćdziesiąt kilka lat, ale dręczyły go powikłania po tropikalnej chorobie, której nabawił się w Afryce. Ostatnie miesiące były dla niego szczególnie trudne i Raif się martwił, że tym razem ojciec z tego nie wyjdzie.
– Wasza Książęca Wysokość. – Ambasador skłonił się nisko. Miał na sobie tradycyjną białą galabiję, a okrągła czapeczka przykrywała jego siwiznę.
Raif zauważył krytyczne spojrzenie, jakim obrzucił jego europejski garnitur.
– Witamy w Ameryce – powiedział ambasador.
– Dziękuję, Fariol. – Raif uścisnął rękę mężczyzny. Nie miał ochoty na typowe w ich kulturze ceremonialne pocałunki. – Załatwiłeś samochód?
– Oczywiście. – Wskazał na limuzynę marki Hummer.
– Miał się nie wyróżniać.
– Nie ma chorągiewek, godła ani barw narodowych – wyjaśnił ambasador.
Tariq stał za jego plecami, ale Raif był pewien, że przygryza policzki, by się nie roześmiać.
– Chciałem zwykły czterodrzwiowy sedan. Coś pospolitego, samochód, który sam poprowadzę.
– Zaraz dostarczymy, panie ambasadorze – szepnął do ucha zwierzchnika jeden z młodszych urzędników.
– Świetnie, proszę to zrobić. – Raif zwrócił się bezpośrednio do niego, co spotkało się z grymasem niezadowolenia ambasadora.
Młody sekretarz odszedł na bok z komórką w ręce.
– Szejku Tariq – ambasador powitał teraz drugiego gościa, co było niewielkim, ale celowym afrontem wobec następcy tronu. To książę kończy rozmowę, nie ambasador.
– Dziękujemy za powitanie, panie ambasadorze. – Tariq rzucił kuzynowi porozumiewawcze spojrzenie.
– Kiedy Wasze Wysokości zamierzają wrócić do Rayas?
– O terminie raczy zdecydować następca tronu. – Tariq nie odmówił sobie uszczypliwości pod adresem ambasadora.
Raif stłumił uśmiech. Kuzyn, który prywatnie pozwalał sobie na poufałość i własne zdanie, w oficjalnych sytuacjach był lojalny i przestrzegał dworskiej hierarchii.
– Samochód zostanie podstawiony za kilka minut, Wasza Wysokość. Mercedes sedan. Mam nadzieję, że spełni oczekiwania Waszej Wysokości. – Młody sekretarz wyrósł jak spod ziemi.
– Dziękuję, o to mi chodziło. – Raif zwrócił się do kuzyna. – Masz ten adres?
– Jordan? – Tariq przywołał jednego z ochroniarzy.
– Jestem gotowy.
Jordan Jones był amerykańskim specjalistą od bezpieczeństwa, który zaprzyjaźnił się z Tariqiem podczas studiów. Raif nie miał okazji poznać go wcześniej, ale słyszał o nim od kuzyna. Wiele sobie obiecywał po jego umiejętnościach.
Drzwi hangaru rozsunęły się, a do środka wjechał stalowy mercedes. Steward przyniósł bagaże.
– Dziękuję panu, Fariol. – Raif pożegnał ambasadora sztywnym skinieniem głowy. – Będę prowadził. – Wyciągnął rękę po kluczyki.
Tariq obejrzał się, aby się upewnić, że delegacja z ambasady nie usłyszy wymiany zdań.
– To zły pomysł – rzekł półgłosem.
– Chcę prowadzić.
– Uwierz mi, nie chcesz.
Kierowca agencji, Amerykanin, patrzył na nich niezdecydowany. W Rayas nikt nie miałby wątpliwości – słowo Raifa było prawem.
– Który z nas jest przyszłym władcą?
– A kto jeździł po Manhattanie? – odparował Tariq.
– Ja prowadzę – wtrącił się Jordan i otworzył przed nimi drzwi samochodu. – Wysoko urodzeni goście z tyłu, rodowity nowojorczyk za kierownicą.
– Co za tupet – powiedział Raif.
– Przydaje się czasami… mości książę.
– W moim kraju mógłbym kazać ściąć ci głowę – skłamał Raif.
– W moim kraju mógłbym was porzucić, łaskawcy, w Washington Heights i wyszłoby na to samo.
Raif uśmiechnął się. Nie miał problemu z ludźmi, którzy mówili prawdę prosto w oczy, pod warunkiem, że robili to z szacunkiem i prywatnie. Chętnie przyznał, że mieszkaniec Nowego Jorku szybciej dowiezie ich do mieszkania Ann Richardson.
– Mieszka książę w hotelu Plaza? – Jordan cofnął fotel i poprawił lusterko. – Dyskrecja i bezpieczeństwo to ich dewiza.
– Nikt nie wie, że tu jestem.
– Interpol wie – odparł Jordan. – Pański paszport postawił na nogi ich nowojorskie biuro.
Tariq zachichotał.
– Nie ciesz się, twój też – ostrzegł Jordan.
– Interpol nie ma nic przeciwko mnie – zaprotestował Raif.
– Może pan mieć innych wrogów.
– Jedyna osoba w Ameryce, która mi źle życzy, to Ann Richardson. Zamierzam ujawnić jej przestępcze działanie.
– Agenci Interpolu już księcia obserwują – mówił Jordan, jadąc pewnie i szybko – a inni ludzie będą obserwować Interpol. Jeśli dzieje się w Rayas coś, o czym powinienem wiedzieć, opozycja polityczna, zatargi z sąsiednimi krajami, proszę mnie teraz uprzedzić.
– Czysto wewnętrzne skandale – odparł Tariq. – Stryj Raifa tuż przed ślubem dostał kosza od swojej wybranki, a kuzyneczka Aimee poślubiła zupełnie innego mężczyznę, bo narzeczony zmienił zdanie. Jedyną międzynarodową aferą jest kradzież Złotego Serca.
– Słyszałem, że król jest chory.
– Czuje się lepiej – odrzekł automatycznie Raif.
– Prawda ma mniejsze znaczenie niż odbiór społeczny, a w powszechnym przekonaniu pański ojciec jest umierający. Wkrótce będzie książę królem. A to oznacza, że ktoś gdzieś planuje zamach na pańskie życie.
– Z niechęci do monarchii?
– Z żądzy władzy. Kolejna w kolejce do tronu jest kuzynka Kalila?
– Tak.
– Z kim jest związana?
– Na miłość boską, będę tu tylko kilka dni! – Raif zatrudnił Jordana jako przewodnika po Nowym Jorku, a nie szefa swojej ochrony w Rayas.
– Muszę to wiedzieć, żeby działać skutecznie.
– Znalazła sobie jakiegoś Anglika – wyjaśnił Tariq.
Raif spiorunował go wzrokiem. Nie ma powodu prać rodzinnych brudów przed obcymi. Rodzina królewska była głęboko upokorzona faktem, że Kalila związała się z nieodpowiednim kolegą ze studiów, zamiast ślubować wierność i posłuszeństwo synowi szejka z bratniego kraju, co zostało zaaranżowane przez familię dziesięć lat wcześniej. Król bardzo się tym martwił, ale nie jest to sprawa bezpieczeństwa narodowego.
– Jak się nazywa?
– Masz nas zawieźć do Ann Richardson, a nie zbierać dossier na temat całej rodziny – przerwał Raif.
– Niles – powiedział Tariq. – Tylko tyle udało się wycisnąć z tej upartej dziewczyny. Kalila to pierwsza ofiara klątwy zaginionego Złotego Serca. Teraz padło na stryja Mallika, z którym zerwała narzeczona.
– Nie ma żadnej klątwy. – Raif wzruszył ramionami.
– Co to za historia? – spytał Jordan.
– Głupie przesądy – zirytował się Raif.
– Niles pojawił się znikąd? – naciskał Jordan. – Jest Arabem?
– Jest studentem – wyjaśnił Tariq.
– Brytyjczykiem z dziada pradziada – uciął Raif. – Wróćmy do naszej misji. Chcemy znaleźć Ann.
– Już widziałaś? – Darby Mersey, sąsiadka Ann, musiała czatować pod drzwiami, bo wyskoczyła na odgłos windy.
Ann uwielbiała Darby, ale dziś chciała zostać sama. Przesłuchanie ją wykończyło, teraz marzyła o kąpieli, filiżance ziołowej herbatki i własnym łóżku.
– Co widziałam? – spytała, modląc się w duchu, by odpowiedź była krótka. W przedpokoju rzuciła torebkę i klucze na stolik.
– Dzisiejszy „Inquisitor”.
– Nie miałam czasu.
– Nie przechodziłaś koło kiosku z gazetami? To jest na pierwszej stronie.
– Co takiego?
Ostatnia rzecz, której dziś jej trzeba, to kolejny powód do zmartwień. Jutro się tym zajmie.
– Twoje zdjęcie.
Ann westchnęła i zdecydowała, że zamiast herbaty naleje sobie kieliszek caberneta. Wino też ją uśpi, a przy okazji zneutralizuje przerażające poczucie, że jej życie legło w gruzach.
– Co wymyślili w tym tygodniu?
Była już obiektem zainteresowania bulwarówek. Gazety szalały, gdy Dalton Rothschild nakłamał w sprawie łączących ich związków. Dziennikarze spekulowali na temat ognistego romansu albo oskarżali ją o zmowę biznesową na niekorzyść klientów. Jedno i drugie było kłamstwem.
– „W świecie marchandów sensacja goni sensację” – przeczytała Darby, drepcząc za Ann.
– Też mi nowina – prychnęła Ann i zdjęła butelkę wina ze stojaka. Teraz jeszcze korkociąg. – Co dalej? Aukcję wygrywa ten, kto daje więcej?
Darby usiadła na wysokim stołku i rozłożyła gazetę.
– „Ann Richardson nie była w stanie oczyścić swego imienia ani ochronić reputacji Waverly’s w związku ze skandalem Złotego Serca, więc sięgnęła do najstarszych sposobów świata”.
– Niby jakie są te najstarsze sposoby? – Ann zdjęła osłonę korka.
– Seks, kochana, to nasza broń kobieca.
– Co? Znowu o Daltonie? – Dziennikarze od miesięcy wymyślali bzdury na jej temat. Czy nigdy im się nie znudzi?
– Podobno sypiasz z księciem Raifem Khourim – wyjaśniła Darby.
– Co takiego?! – Chętnie wbiłaby korkociąg w tyłek głupiego pismaka, który to wymyślił.
– Słyszałaś.
– To szczyt głupoty, nawet jak na nich.
– Mają zdjęcia.
– No to co? – Paparazzi zrobili jej setki zdjęć.
– Zobacz, tutaj całujesz się z księciem.
Ann zrobiło się słabo.
– To nie wygląda na fotomontaż.
Niemożliwe! Była tylko jedna taka sytuacja…
Wyrwała przyjaciółce gazetę.
– Cholera jasna! – Nie da się zaprzeczyć, nawet przy rozmazanych konturach można ją poznać. Ann uwieszona na szyi Raifa wpija się w jego usta.
– Zrobione teleobiektywem? – upewniła się Darby.
– W Rayas. – Nie przyszło jej do głowy, że fotoreporterzy mogą ją wytropić na drugim końcu świata.
– A więc to prawda? – Darby uśmiechnęła się domyślnie. – Spałaś z księciem?
– Zwariowałaś? To był jeden pocałunek. Jeden jedyny raz. W ogrodzonym murami ze wszystkich stron ogrodzie królewskiego pałacu Valhan.
Na sekundę wróciła pamięcią do tego ostatniego dnia w Rayas, do pocałunku, po którym kręciło jej się w głowie.
– Niezłe ciacho – zauważyła Darby.
– Ach, daj spokój. Jest aroganckim dupkiem, który uważa mnie za kryminalistkę i kłamczuchę.
– Nieźle całuje. A ty padłaś mu w ramiona.
– To on mnie pocałował. Nie zdążyłam się cofnąć – skłamała Ann.
Raif zrobił pierwszy krok, ale ona przejęła inicjatywę.
– A więc się w tobie zadurzył? – drążyła Darby.
– Nie było w tym cienia romantyzmu. Chodziło raczej o pokazanie, kto tu rządzi.
– Jest atrakcyjny. Nie widać, żebyś się broniła – stwierdziła Darby, przyglądając się fotografii.
Ann z kwaśną miną przyznała jej rację. Prawdę mówiąc, wcale się nie broniła. Raif jest zarozumiały i zuchwały, ale trudno mu odmówić seksapilu. I potrafi całować. Zaiskrzyło między nimi, ale do tego się nie przyzna za żadne skarby świata.
– Chciał mi dowieść, że w jego kraju to on stanowi prawo. Może zrobić, co mu się żywnie podoba, a ja mu w tym nie przeszkodzę. Wróciłam do Ameryki pierwszym samolotem.
– Co właściwie miał na myśli?
– Podnoszenie biednym podatków, odbieranie poddanym własności prywatnej, znacjonalizowanie przemysłu, wtrącanie niewinnych do więzienia.
– Groził ci więzieniem?
– Tak to odebrałam. – Ann wyciągnęła korek.
– Ale zamiast tego cię pocałował?
– Działał spontanicznie. Jego samego zaskoczyło, jak bardzo mu się to spodobało. Wyglądał na zdezorientowanego, a ja zyskałam minutę na ucieczkę.
Darby sięgnęła po kieliszki.
– Dlaczego o tym nie wspomniałaś?
– Jaki sens miałoby roztrząsanie z przyjaciółką sytuacji, którą chciałam wymazać z pamięci?
– Masz pecha. Są dowody rzeczowe.
Ann milczała. Wpatrywała się w zdjęcie, a jej nozdrza napełniły się znów upojną wonią rayaskiej nocy, czuła na twarzy morską bryzę, a na ustach smak warg mężczyzny.
– Nalej.
Rozległ się dzwonek domofonu.
– Nie odpowiadaj – poradziła Darby. – To może być reporter.
W pierwszej chwili Ann pomyślała to samo, ale po zastanowieniu uznała, że powinna odebrać. Przez cały dzień miała wyłączoną komórkę. To może być Edwina Burrows, starsza pani z zarządu Waverly’s. Miała zwyczaj wpadać na pogawędkę, gdy wieczorem wyprowadzała na spacer swojego spaniela.
Ann powinna opowiedzieć Edwinie o szczegółach przesłuchania w Interpolu. Powinna się też wytłumaczyć z kompromitującego zdjęcia z księciem Raifem. Edwina zawsze była niezawodną sojuszniczką, a teraz przyda się każdy głos poparcia.
– Halo? – Jeśli to reporter, powie mu, że Ann Richardson nie ma w domu i nie wiadomo, kiedy wróci.
– Ann? Tu książę Raif Khouri – powiedział mężczyzna, nieudolnie naśladujący rayaski akcent.
– Akurat – prychnęła Ann. Niezbyt wymyślne oszustwo. – Niech pan powie w redakcji, że się nie nabrałam.
Darby napełniła kieliszki.
– Nie wiem, o co ci chodzi – odparł niecierpliwie mężczyzna. – Przyjechałem z daleka, żeby z tobą porozmawiać.
Cóż, jego akcent nie był taki zły. „Inquisitor” szarpnął się na jakiegoś obywatela Rayas, by ją nabrać.
– Czy w redakcji uważacie mnie za idiotkę?
– Nic nie mów! – syknęła Darby. – Wszystko nagrywają, a później cię zacytują.
Głos z domofonu nabrał władczych tonów.
– Pani Richardson, czy naprawdę pani myślała, że dam za wygraną?
Serce Ann nagle zabiło szybciej. Zna ten głos. Jedyny na świecie. Przeraża ją i podnieca.
– Co się stało? – zaniepokoiła się Darby.
– To on – szepnęła Ann.
– Ten on? – Darby wskazała na zdjęcie.
Ann kiwnęła głową.
– Książę Raif?
Ann zesztywniała. Raif jest w Ameryce.
– Odejdź od domofonu – poradziła przyjaciółka. – Nie wpuszczaj go.
Ann o mało nie parsknęła histerycznym śmiechem. Niepotrzebne jej rady Darby. Sama wie, że Raif jest niebezpieczny. Sięgnęła po kieliszek i wypiła wino dużymi haustami.
– Za żadne skarby świata.
więcej..