Nienawistna wrogość. Szkice z filozofii bezpieczeństwa - ebook
Nienawistna wrogość. Szkice z filozofii bezpieczeństwa - ebook
Książka zawiera studium z zakresu filozofii bezpieczeństwa rozwijające stworzoną przez Fryderyka Nietzschego teorię resentymentu (czyli nienawiści powstającej na bazie poczucia niższości) w kontekście związków tego zjawiska z fenomenami pochodnymi, jak fundamentalizm, fanatyzm, Schadenfreude, nihilizm czy ekstremizm.
Spis treści
TREŚCI, FORMY, CELE, METODY
Przypisy
POJĘCIA, DYSTYNKCJE, NASTAWIENIA, NADZIEJE
Przypisy
KOMPENSACYJNE PRZEMIANY WARTOŚCI
Niższość, zazdrość, permanentne porównania i rywalizacja
Fundamentalizm, radość z cudzego nieszczęścia,
nieszczęście z cudzej radości
Nihilizm, fanatyzm, ekstremizm
Przypisy
FAŁSZYWE TROPY
Przypisy
NA KONIEC I NA POCZĄTEK
Przypisy
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7641-898-8 |
Rozmiar pliku: | 825 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paul Feyerabend
Jeśli miałbym wskazać coś, czego najbardziej nienawidzę, to będzie to słowo „bezpieczeństwo”. Żyjemy w cywilizacji bezpieczeństwa, zamknięci w kokonie chroniącym od wszelkiego zagrożenia, a zatem od wszelkiego doświadczenia… Dobrze byłoby, gdybyśmy ponownie odkryli ryzyko.
Hakim Bey (Peter Lamborn Wilson)
Obłudny pozór, którym są upiększone na zewnątrz wszystkie porządki społeczne, jak gdyby były one wytworami moralności… Ale ponieważ wszystkie społem są one założone ze względu na najmierniejszy typ człowieka w celu ochrony przeciwko wyjątkom i wyjątkowym potrzebom, więc trzeba być wyrozumiałym, jeśli tutaj wiele się kłamie.
Friedrich NietzscheKilka idei zawartych w tej publikacji rozwinąłem, realizując dwa projekty badawcze – FSS/2010/II/D3/W/0063 oraz O N116 311538 – finansowane odpowiednio ze środków Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Norweskiego Mechanizmu Finansowego w ramach Funduszu Stypendialnego i Szkoleniowego oraz ze środków na naukę w latach 2010–2012 przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (a wcześniej Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego). Niektóre z tez zawartych w tej pracy prezentowane i dyskutowane były w ramach kilku wystąpień na seminariach i konferencjach poświęconych głównie problematyce badań nad bezpieczeństwem. Uprzejmie dziękuję wymienionym instytucjom za wsparcie finansowe oraz niewymienionym dyskutantom za uwagi krytyczne. (Nie wymieniam ich z obawy, że mógłbym kogoś pominąć).TREŚCI, FORMY, CELE, METODY
*
Chyba nic w tej pracy nie jest takie, jakie powinno być. Powinność wyznaczają wyobrażenia zawarte w poprzedniej mojej książce na ten temat¹. (Ta jest kontynuacją tamtej – teoretycznej; próbuje teorię odnaleźć w rzeczywistości, by spekulacje zobrazować czymś konkretniejszym). Kilka prób ubrania jej w jakąś uporządkowaną formę z tychże wyobrażeń spełzło na niczym, co skłoniło mnie do przyjrzenia się temu, co napędzało owe wyobrażenia i próby. Skłonność do porządkowania, kryjąca się za tym, stała się wtedy przedmiotem mojego zainteresowania, przez co wróciłem do dawno temu „przerobionych”, a potem zapomnianych przeze mnie prac myśliciela, który tej skłonności przyglądał się bardzo uważnie. Przemyślenia Paula Feyerabenda pozwoliły mi uwolnić się od powinności, do jakich przyzwyczaiły mnie rozważania teoretyczne (dlatego w pracy tej postanowiłem przypomnieć go nie tylko sobie, ale i czytelnikom, przywołując w kilku nienajważniejszych jej fragmentach kilka najważniejszych – w mojej opinii – idei tego anarchisty, bo to zapomnienie uważam za bardzo kosztowne); w spekulacjach nie widzę nic złego, poza wyrabianiem tych normatywnych wyobrażeń, które nadają wartość porządkowaniu bez podania w wątpliwość skłonności do porządkowania. Tak przynajmniej było w wypadku pierwszych moich prób powiązania z rzeczywistością wyobrażeń na jej temat. Wydaje mi się, że w ogóle często może tak bywać, z powodu charakteru i celów spekulacji – porządkowanie świetnie się sprawdza w teorii, a jak coś działa, to łatwo się przekłada na normy i wymogi, co najczęściej już same dbać zaczynają o to, by skłonności, które je zrodziły, nie były podawane w wątpliwość. Wtedy właśnie pomocne okazać się mogą przemyślenia Feyerabenda, podsuwające takie np. idee: „osobie próbującej rozwiązać jakiś problem, czy to w nauce, czy gdziekolwiek indziej, trzeba pozostawić całkowitą wolność i nie można jej ograniczać żadnymi wymogami czy normami bez względu na to, jak niezbędne wydawałyby się one logikowi lub filozofowi, który wymyślił je w zaciszu swojego gabinetu. Normy i wymogi sprawdzać należy poprzez badania, a nie przez odwoływanie się do teorii racjonalności”². Cytat ten dobrze oddaje przesunięcie akcentów różniące tę pracę od poprzedniej. Mniej wyspekulowanych powinności, więcej kontaktu z rzeczywistością – to najbardziej ją różni od tamtej czysto teoretycznej, której tezy ma rozwijać. Być może z tego powodu mniej jest w niej porządku. Kontakt z rzeczywistością bezustannie zakłóca teoretyczne porządki.
W wypadku radykalnej niezgodności doświadczanej rzeczywistości z teoretycznymi wyobrażeniami na jej temat i fundującymi je głębszymi przesądzeniami ukrytymi np. w pojęciach, zakłócenia takie wydają się naturalne, choć i tak zazwyczaj wywołują sprzeciw miłośników status quo, podług reguł przenikającej myśl zachodnią „gry o eksplikację”, tak zarysowanej przez Feyerabenda w Przeciw metodzie: „Logicy i filozofowie nauki (…) powodowani niechęcią i niezdolni do rzeczowej dyskusji domagają się, aby główne terminy występujące w dyskusji zostały «wyeksplikowane». Ale przez «eksplikację» terminów nie rozumie się zbadania dodatkowych, niepoznanych dotąd właściwości rozważanej dziedziny, zbadania niezbędnego dla uczynienia ich w pełni zrozumiałymi; rozumie się uzupełnianie ich zastanymi pojęciami, pochodzącymi z całkowicie odmiennej dziedziny – logiki i zdrowego rozsądku, najchętniej pojęciami obserwacyjnymi – aż one same zabrzmią zdroworozsądkowo; uważa się przy tym, aby ów proces uzupełniania respektował prawa obowiązującej logiki. Do właściwej dyskusji przystąpić wolno dopiero po spełnieniu tych wstępnych warunków. Tak oto tryb badania nagina się do wąskich ram tego, co już znane, a szansa dokonania fundamentalnego pojęciowego odkrycia (lub fundamentalnej zmiany pojęciowej) zostaje radykalnie ograniczona. Fundamentalna zmiana pojęciowa, z drugiej strony, presuponuje nowe poglądy na świat i nowe języki zdolne je wyrazić. Jednakże budowanie nowego poglądu na świat i odpowiadającego mu nowego języka jest długotrwałym procesem, tak w nauce, jak i w metanauce. Terminy nowego języka stają się zrozumiałe wówczas, gdy proces ten osiągnie już pewien stopień zaawansowania, tak że każde pojedyncze słowo staje się węzłem, z którego wychodzą liczne linie łączące je z innymi słowami, zdaniami, fragmentami rozumowań, gestami; słowa, które na początku brzmią absurdalnie, stają się całkowicie sensowne z chwilą, gdy owe powiązania już powstaną”³.
To, co Feyerabend odnosi do fundamentalnych zmian pojęciowych w nauce, w humanistyce, próbującej uchwycić kontakt z niegabinetową rzeczywistością (złośliwie nawiązując do pierwszego cytatu), jest prawdopodobnie standardem. Zasadniczym powodem tego jest złożoność materii ogarnianej przez nią za pomocą topornych narzędzi pojęciowych i jeszcze bardziej topornych norm regulujących posługiwanie się nimi, zaczerpniętych z dziedzin ogarniających znacznie prostsze materie. Prawie każdy kontakt z rzeczywistością przynosi fundamentalne niezadowolenie z pojęć, za pomocą których materię próbujemy ogarnąć. Ot, takie stadium rozwoju, nie ma co narzekać, trzeba konfrontować z rzeczywistością to, co mamy, by mieć szansę rzeczywistego ulepszenia narzędzi. W tym humaniści niczym nie różnią się od naukowców opisywanych przez Feyerabenda: „W nauce, a szczególnie w czystej matematyce, często postępuje się zgodnie z określonym trybem badań nie dlatego, że uważa się go za wewnętrznie doskonały, lecz dlatego, że pragnie się sprawdzić, dokąd on prowadzi. Filozofię leżącą u podstaw takiej postawy uczestnika nazwę filozofią pragmatyczną. Filozofia pragmatyczna może rozwijać się jedynie wówczas, gdy tradycje, które mają być osądzone, i bieg wypadków, na który należy wpłynąć, widziane są jako prowizoria, a nie jako trwałe składniki myślenia i działania”⁴. Taki właśnie prowizoryczno-pragmatyczny charakter ma ta praca, będąca w gruncie rzeczy jedynie raportem z poszukiwań. Przedmiotem poszukiwań były egzemplifikacje nienawiści, punktem wyjścia zaś kilka hipotez dotyczących ressentiment, czyli kompensacyjnej nienawiści, zarysowanych w mojej pierwszej książce poświęconej temu zagadnieniu, a tu nazywanych koncepcją kompensacyjnych transformacji wartości. Bardzo mocno inspirowane są te rozmyślania nad kompensacyjną nienawiścią nietzscheańskimi analizami tego zjawiska, ale też i dość mocno wychodzą poza to, co zawarł w swych dziełach, i nie ograniczają się do charakterystyk jedynie (poza co rzadko wychodziły prace poświęcone tej problematyce), lecz próbują wniknąć w to, co w tej kwestii jest chyba najważniejsze – w przemianę wartości (stąd ta może nieco przydługa nazwa, która powinna być chyba jeszcze dłuższa, gdyby chcieć uwzględnić w niej to, jak żyją i jak zmieniają się wartości – najczęściej nie w pojedynkę, lecz w systemach). Do poszukiwań przystępowałem uzbrojony w dystynkcję dzielącą nienawiść na endo- i egzogenną. To proste narzędzie podsuwa nie tylko Nietzsche w teorii ressentiment, ale i najbardziej powierzchowna wiedza na temat największych różnic między nienawistnikami, budowana głównie z informacji o związkach rozmaitych wyrazów nienawiści ze zdarzeniami mogącymi być ich zarzewiem i „uzupełniana” najprostszymi spekulacjami na temat tych jej wyrazów, których nie udało się związać z żadną zewnętrzną wobec nienawistnika przyczyną, co w naturalny sposób zawsze każe szukać jej w nim. Egzemplifikacji w takiej materii jak tu omawiana szuka się głównie po to, by wycisnąć z nich więcej informacji na temat wyspekulowanych hipotez. (Sprawdzanie ich to pieśń odległej przyszłości. Na tym etapie poznawania takich złożonych zjawisk nie ma co o tym myśleć. Można udawać, co często się zdarza humanistom zafascynowanym ścisłością, przeciwko której nic nie mam poza niewiarą wspartą złymi doświadczeniami, ale ja nie z tych).
Poszukiwania rozpocząłem od endogennej nienawiści w obszarach podsuwanych przez koncepcję kompensacyjnych transformacji wartości, tj. tam, gdzie ekstremizm wspiera fundamentalistyczna, absolutystyczna ideologia bądź takie pragnienia, gdzie występuje się przeciw obowiązującym porządkom wartości itd., podług popularnego schematu kompensacyjnej konwersji, często wykorzystywanego w objaśnianiu rozmaitych buntów przeciwko wartościom dominującym i różnym innym porządkom. Wyniki poszukiwań (pewną ich część) pomieściłem w rozdziale poświęconym kompensacyjnej nienawiści. Za poszukiwaniami egzemplifikacji tego, co umieściłem na drugim krańcu dystynkcji, nie stanęła żadna teoria; na ich kształt największy wpływ miały doświadczenia z wywiadu, którym zakończyły się poszukiwania egzemplifikacji kompensacyjnej nienawiści. Podsunęły mi one ideę wykorzystania w takich badaniach sieciowych narzędzi zdepersonalizowanej komunikacji (co mogłoby ułatwić i przyspieszyć prace), a to wymaga wyznaczenia w miarę jednorodnych obszarów, w których interesujący nas fenomen (na razie jedynie „postulowany”) winien być obecny częściej niż gdzie indziej. Tak zrodził się pomysł spenetrowania obszaru, który w badaniach nad ideologicznie motywowaną przemocą przeciwstawiany jest temu, w którym spodziewamy się znaleźć nienawiść endogenną. Ma być tam nienawiść, ale bez kompensacji i związanego z nią obronnego fundamentalizmu, ma być ideologia, ale bez zacięcia rewolucyjnego, bez skłonności do absolutyzowania swoich przekonań i tego oderwania od źródła bólu, który stanowi fundament nienawiści i pokrewnych – w bólu łączących się z nią – fenomenów. Ekstremizm i terroryzm jednej sprawy⁵ – za pomocą takich określeń badacze ideologicznie motywowanej przemocy wycinają z rzeczywistości obszar, w którym warto jest szukać egzemplifikacji nienawiści egzogennej (jak mi się wydawało i wciąż wydaje, mimo gorszych niż w przypadku endogennej nienawiści wyników poszukiwań). Temu obszarowi przyjrzałem się pod kątem przydatności dla badań nad egzogenną nienawiścią, a wyniki tego „zwiadu” prezentuję w przedostatnim rozdziale. (Terroryzm jednej sprawy to dosyć popularny w ostatnich dekadach element rozmaitych klasyfikacji terroryzmu. Przyciąga uwagę swą nierewolucyjną odmiennością, swoistą incydentalnością, anonsowaną przez nie, ale nie rozcina rzeczywistości nazbyt precyzyjnie. To niedopracowane narzędzie, ale wydaje mi się, że można by spróbować je udoskonalić. Warto więc chyba poświęcić mu trochę miejsca w tych szkicach, mimo że nie odegrał dobrze roli, jaką miał odegrać w tych poszukiwaniach)⁶. Chodziło w tej penetracji jedynie o sprawdzenie, czy różnice zarysowywane przez dystynkcję przeciwstawiającą ekstremizm i terroryzm jednej sprawy ekstremizmowi i terroryzmowi rewolucyjnemu są na tyle mocne, by można było żywić solidną nadzieję na to, że opozycja ta nie jest jedynie klasyfikacyjną ułudą. Nawet niezbyt głęboka analiza materiałów źródłowych nadzieję tę nadwątla, ale nie niszczy. (To, co najczęściej, niejako standardowo, jest obejmowane terminem „terroryzm jednej sprawy”, kiepsko pasuje do definicyjnych i klasyfikacyjnych wyobrażeń o nierewolucyjności, jednakże szybko zorientować się można, że poza tym, co w tej materii najpopularniejsze i standardowo omawiane, są też i takie fenomeny pokrewne, co rzeczoną nadzieję bardzo skutecznie ożywiają).
Obydwie ścieżki poszukiwań egzemplifikacji jednej i drugiej odmiany nienawiści wydawały mi się ważne, ale nie równie ważne. (Druga jest dystynkcyjnym domknięciem; i choć spekulacja czyni ich role równoważnymi, praktyka dociekań, poziomem zaawansowania prac pomniejsza znaczenie badań nad nienawiścią egzogenną, a praktyka badawcza jest tu najistotniejszym elementem). Dlatego, wyposażywszy się w to proste narzędzie do rozcinania splątanych zjawisk, w tym samym czasie ruszyłem obydwiema, ale tą, która prowadzi do poznania nienawiści endogennej szedłem uważnie, jakbym szukał zgubionego na niej cennego drobiazgu, a drugą – jak wczasowicz, bez przesadnej determinacji szukający czegoś interesującego; i tam też podzieliłem los większości wczasowiczów, kuszonych wyjątkowymi atrakcjami, a znajdujących atrakcje umiarkowanie ciekawe. (Tak zazwyczaj jest z dystynkcjami mającymi ogarniać bardzo złożone materie. Kuszą atrakcyjną prostotą, jak folder biura podróży w pięknej ostrej formie prezentujący to, co najciekawsze, a mniej atrakcyjne szczegóły odsłania dopiero kontakt z rzeczywistością). Pierwszą z tych nienawiści wyobrażałem sobie tak, jak to ująłem w koncepcji kompensacyjnych transformacji wartości (to nienawiść była najistotniejszym przedmiotem mojego zainteresowania; co dziś uważam za niewłaściwą orientację i podkreślam tytułem tej pracy), druga to tylko teoretyczne domknięcie, techniczny zabieg przed „ruszeniem w teren” (wyprowadzony z najbardziej podstawowych spostrzeżeń, jakie dzielę zapewne z większością czytelników). To derywat. Stąd bierze się niezrównoważenie tej pracy (jeden z elementów dystynkcji waży znacznie więcej niż drugi), i nie ma w nim nic złego, wręcz przeciwnie – skłania do zapytywania o wartość równowagi. (Dla mnie ta równowaga ma charakter estetyczny. Estetyki nie uznaję za ważną, znaczenia nie ma więc i równowaga, a ja nie dostrzegam istotnych wad koncentrowania się w tekście na jednej kwestii nie kosztem drugiej, ale bez nacisku na wyrównywanie statusów). Ten tekst jest zatem w głównej mierze poświęcony endogennej, kompensacyjnej nienawiści. Skąd więc w tytule wrogość?
Wrogość nie jest szeroko omawiana w tej pracy, ale jest cichą jej bohaterką, obecną permanentnie, towarzyszącą wszystkim z istotnych zjawisk w pracy tej przywołanych. Tym najszerzej omawianym – w największym stopniu: endogenna – kompensacyjnej nienawiści, egzogenna – terroryzmowi jednej sprawy (tu tylko w założeniu, dosyć banalnym, łatwo zrozumiałym, ale jednak jedynie założeniu). O egzogennej wrogości niewiele przeto pisać będę, bo warto o tym pisać dopiero po konfrontacji założeń z empirią, a materiały źródłowe tu wykorzystywane w tej kwestii to jedynie namiastka empirii. (Przydatne w rozpoznaniu terenu, i w niczym więcej – z mojego punktu widzenia). Decyzja o zwróceniu uwagi tytułem tej pracy na wrogość ma za to wyjątkowo silny związek z empirią. Jest wynikiem refleksji nad studium przypadku kompensacyjnej nienawiści, którego część dialogowa – wywiad sprzężony (jego najważniejsze – z punktu widzenia tematu tej pracy – fragmenty poddane depersonalizacji) – to kluczowy wątek książki⁷. Jednym zaś z najważniejszych ustaleń poczynionych w związku z tym elementem opisywanych tu badań jest przesunięcie akcentu w moich dociekaniach nad konsekwencjami kompensacyjnych transformacji wartości z nienawiści na wrogość. To studium przypadku pozwoliło mi zauważyć pewną istotną pozostałość po przełamaniu przez przedmiot/podmiot tych badań systemu chceń i wartości stworzonego na drodze kompensacyjnej ich transformacji. Pozostałością tą jest właśnie specyficzna wrogość, którą (m.in. ze względu na to, z czym związana była w moich badaniach oraz ze względu na relacje, w jakie wepchnęły ją teoretyczne założenia tej pracy), nazwałem endogenną. Gdyby nie rozróżnienie fundujące poszukiwania opisane w tej pracy, pewnie użyłbym określenia mniej „relacyjnego”, mniej zależnego od drugiego bieguna dystynkcji. Pisałbym więc pewnie o egzystencjalnej wrogości (bo takie określenie jest chyba najbardziej adekwatne, gdy nie zależy nam na zwracaniu niczyjej uwagi na fundującą zawarty tu ruch myśli dystynkcję), jako że dla podmiotu ogarniętego czymś takim największym problemem (na którym warto skoncentrować uwagę) jest, jak mi się wydaje, istnienie szczęśliwych innych, lepszych, lepszością swą „krzywdzących” go. (Egzystencjalnie wrodzy ludzie nastawieni są wrogo do istnienia innych, bo to ono samo, nie jakieś nieprzyjazne, krzywdzące działania, zagraża ich wartościom; ono – szczęśliwe odmienne istnienie jest samo w sobie zagrożeniem dla kompensacyjnych wartościowań. I gdyby tylko zwrócenie uwagi na ten aspekt owej wrogości miało być ważne, chętnie pozostałbym przy takiej terminologii. Tu jednak bardzo istotna jest też rzeczona dystynkcja). Tak czy inaczej, po tych badaniach (po tym studium przypadku) nie koncentrowałbym już analiz kompensacyjnych transformacji wartości na endogennej nienawiści, lecz skupiłbym się na rezyduum kompensacyjnego przewartościowania – owej dziwnej i ciekawej wrogości, którą zauważyłem w badaniach (w wywiadzie), i z której nie mogę zdać tu sprawy obszernie i w szczegółach, ponieważ najwięcej informacji na ten temat znajduje się w tej części zebranych materiałów, która nie może być ujawniona ze względu na bezpieczeństwo informacyjne mojego rozmówcy/mojej rozmówczyni. (Tak to zapisuję przy pierwszym napomknieniu, jako że informacje na temat płci podmiotu badań także podlegać tu winny ochronie, która niektórym wydać się może nazbyt daleko posunięta, a mnie przepełniają obawy, czy jest wystarczająca; z dwóch powodów się one biorą: z racji treści nader „wrażliwych” i „drażliwych” oraz dlatego, że bezpieczeństwo informacyjne podmiotu badań jest „świętością”, którą na ich użytek ustanowiłem⁸. W kolejnych odniesieniach używać już będę tej formy, do której przyzwyczaiła nas patriarchalna kultura, zaznaczywszy tu wyraźnie i podkreślając niniejszym, że informacji na ten temat nie chcę przekazywać, a ci którym na niej zależy, muszą próbować „wyczytać” ją z treści wywiadu).