- W empik go
Niepełka - ebook
Niepełka - ebook
Nastoletnia niepełnosprawna Weronika po przeprowadzce do Trzebiatowa na nowo musi budować swój świat. Trafia do klasy, w której prym wiedzie utalentowana muzycznie Kinga. Odkąd w szkole pojawiła się nowa nastolatka, Kinga czuje, że jej pozycja klasowej liderki jest zagrożona. Robi wszystko, by koledzy poczuli niechęć do Weroniki. Czy Kinga zrozumie, czym jest tolerancja i szacunek do drugiego człowieka? Czy zechce zdjąć maskę i odkryć głębię prawdziwej przyjaźni?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65684-31-8 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po chwili w przedpokoju rozległy się kroki. Słysząc delikatne pukanie do drzwi, Kinga jeszcze szczelniej się przykryła.
– Córeczko, trzeba wstawać.
Nie zareagowała.
– Już czas. – Mama podeszła do łóżka, by ściągnąć z niej kołdrę.
– Zostaw to! – Dziewczynka syknęła i nerwowo poruszyła nogami, podkulając je. – Wstanę za pięć minut.
– Znam cię i wiem, że nie wstaniesz. Biegnij do łazienki, póki ja jej nie zajmę.
W Kindze narastała złość. Koniecznie musiała ją na kimś wyładować.
– Makijaż chcesz robić?! I tak ci nie pomoże – zarechotała nieprzyjemnie. – Tata też tak sądzi. Zapytaj go.
Wiedziała, że każdym słowem sprawia matce przykrość. Znała jej ugodowy charakter, więc była pewna, że za niegrzeczne zachowanie nie spotka jej kara. Miała rację. Kobieta jakby nigdy nic zaczęła poprawiać książki na półce. Dziewczynka głośno westchnęła i podniosła się z pościeli.
– Wyprasuj mi niebieską koszulę – minęła matkę, nie patrząc w jej kierunku – która będzie pasować do dżinsowej spódniczki.
– Jest zimno i pada deszcz. Może założysz coś cieplejszego?
– Najchętniej ubierałabyś mnie we włosiennicę! Tak się składa, że nie lubię twojej zakonnej mody – prychnęła nastolatka. – Wezmę twój niebieski cień do powiek.
– Wiesz, że nie możesz malować się do szkoły…
Odpowiedziała jej kpiąca cisza, a potem głuche trzaśnięcie drzwi łazienki.
Kinga popatrzyła z satysfakcją na swoje odbicie w lustrze. Odegrała na mamie zły nastrój. Najwyższy czas przygotować się do szkoły. Przekręciła klucz, aby nikt jej nie przeszkadzał, i zabrała się za toaletę. Pół godziny później była gotowa do wyjścia.
– Nie zjesz śniadania?
– Już pomalowałam usta.
Nałożona pomadka prezentowała się perfekcyjnie.
– Córeczko, masz dopiero trzynaście lat!
– Za kilka miesięcy czternaście. – Skrzywiła się. – Wszystkie moje przyjaciółki się malują.
Skłamała. Robiły to zaledwie dwie – Emilia i Klaudia. Pierwsza, długonoga blondynka, marzyła o karierze modelki. Druga natomiast chciała zostać aktorką. Makijaż wydawał się nieodłącznym atrybutem przyszłości dziewcząt, dlatego im wcześniej zaczynały eksperymentowanie z nim, tym – według nich – lepiej. Zazdrościły Kindze, która miała za sobą kontakt z prawdziwą charakteryzatorką i występ przed kamerami.
Nastolatka od najmłodszych lat ujawniała talent muzyczny. Uwielbiała śpiewać! Na umiejętnościach szybko poznał się ojciec i zapisał córkę do nauczycielki zajmującej się emisją głosu. To ona stwierdziła, że Kinga odniesie sceniczny sukces. Dziewczyna występowała na wszelkich akademiach szkolnych, poruszając publiczność barwą i głębią wokalu. Tata chciał czegoś więcej i zgłosił nastolatkę do konkursu organizowanego przez ogólnopolską telewizję. Kinga przeszła wszystkie etapy i dostała się do ścisłego finału. Trafiła do innego świata. Kamery, znane osoby, błyskające flesze aparatów fotograficznych, reporterzy z popularnych czasopism młodzieżowych – to wszystko miała na wyciągnięcie ręki. Makijażystkę także. Polubiła tę mocno ekscentryczną, wytatuowaną trzydziestolatkę z pofarbowanymi na niebiesko włosami. To ona przekazała Kindze wiele tricków, które ta skrupulatnie stosowała.
Jedyną niezadowoloną osobą była matka. Nie podobały się jej pomysły męża. Uważała, że córka powinna się uczyć, a nie brać kilkutygodniowe zwolnienia ze szkoły, by mieć czas na nagrania w telewizji. Nie przekonywały jej nawet sukcesy Kingi i kolejne etapy teleturnieju. Gdy dotarła do finału, do Warszawy pojechał z nią tylko ojciec. Matka oglądała transmisję w telewizji. Początkowo nie poznała swojego dziecka. Na ekranie stała mocno wymalowana nastolatka z natapirowanymi włosami, sterczącymi od ogromnej ilości lakieru, wcale niewyglądająca na trzynaście, a na szesnaście lat! Kinga zajęła drugie miejsce. Wszyscy znajomi gratulowali. Dyrekcja szkoły przygotowała specjalny apel poświęcony utalentowanej uczennicy, a burmistrz wysłał list gratulacyjny. Matce nie pozostało zatem nic innego, jak cieszyć się razem z nimi.
– Kinga, nie siedź tyle przed lustrem! – strofowała rodzicielka.
Dziewczyna, odkąd wróciła z Warszawy, coraz dłużej przebywała w łazience.
– Daj jej spokój – odzywał się ojciec znad gazety. – Musi czuwać nad swoją karierą. Wygląd jest istotny.
Przekonywania matki, że najważniejsza jest nauka, trafiały w próżnię.
– Tak było dawniej. Teraz w inny sposób odnosi się sukces. – Słyszała od męża. – Kinga nie może stać ze swoim talentem w kącie i czekać, aż ktoś ją znajdzie.
Tata robił wszystko, aby talent córki był znany wszem wobec i każdemu z osobna. Przygotował dziewczynie stronę internetową i zachęcił, by korzystała z portali społecznościowych. Robiła to chętnie, wstawiając swoje zdjęcia i pozdrawiając wielbicieli. Była obecna na wszystkich miejskich imprezach, uświetniając je swoim głosem. Kinga stała się numerem jeden w ich niewielkim miasteczku!
– Mamo, podpisz listę ocen! – Rzuciła kartkę na kuchenny stół. Zanim kobieta złożyła podpis, przeczytała wszystko uważnie.
– Znowu dostałaś niedostateczny z matematyki? – Spojrzała zaskoczona. – Kiedy? Za co? Dlaczego nie powiedziałaś?!
– Już wiesz. I co to zmienia? – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Mieliśmy sprawdzian z ułamków.
– Nie rozumiesz ich?
– Rozumiem. Ale pani Pająk uwzięła się na mnie i stąd te oceny. Każde zadanie rozpoczęłam, ale zabrakło mi czasu, żeby skończyć.
Mama z zatroskaną miną podpisała dokument.
– Może weźmiemy ci korepetycje? Jak tak dalej pójdzie, nie zdasz do kolejnej klasy.
Kinga się roześmiała.
– Jestem gwiazdą i dumą szkoły. Nie pozwolą mi nie zdać. Pa!
Wybiegła z domu spóźniona na pierwszą lekcję.
* * *
Weronika z trudem omijała kałuże. Nie miała daleko do szkoły, jednak dzisiaj poruszała się wolniej niż zwykle. Nie obawiała się, że pochlapie swoje ubranie – nogi miała zabezpieczone folią przeciwdeszczową – ale nie chciała pobrudzić mijających ją przechodniów. Szybki wjazd w wypełnioną brudną wodą wyrwę mógł skończyć się przykro dla mijających ją ludzi. Ci jednak byli już przyzwyczajeni do dziewczynki. Usuwali się z drogi na widok inwalidzkiego wózka sygnalizującego obecność przyjemnym, niezbyt głośnym dzwonkiem i migającymi światłami.
Dziewczynka z ulgą pokonała ostatnie metry chodnika i wjechała na szkolne podwórze. Nie obawiała się już o pobrudzonych przechodniów, ale pozostał inny strach. Ciekawe, czy mimo brzydkiej pogody Paweł na nią czeka. Podjechała pod główne drzwi, ale nie zauważyła nikogo. No, jasne… Kto czekałby w taką pogodę?! Będzie musiała poradzić sobie sama. Drzwi szkoły były zamknięte. Uczęszczała tu już dwa miesiące, ale nadal miała wrażenie, że o niej nie pamiętają. Zresztą dlaczego mieliby to robić?! Ponieważ jest niepełnosprawna? Odczuła mocne drżenie w przykurczonych palcach. Tak reagowały jej stawy na deszczową pogodę.
Przez chwilę stanął jej przed oczami pierwszy dzień tutaj. Wszystko wydawało się takie obce, ogromne i zimne – kompletnie odmienne od integracyjnej szkoły, do której chodziła w niewielkiej miejscowości pod Warszawą. Tamtą placówkę znała od lat. Miała tam podobne do siebie przyjaciółki – Kasię z autyzmem, Agnieszkę z dystrofią mięśni. Weronika cierpiała z powodu porażenia mózgowego.
– Gdy się urodziłam, byłam mniejsza od torebki cukru. – Pamiętała swoje przywitanie z innymi dziećmi.
– Ja też!
– A ja nieco większa, ale bez oddechu!
Dzieci przekrzykiwały się radośnie, jakby żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że w chwili narodzin ich życie wisiało na włosku. Wydawały się pogodzone z niepełnosprawnością. Otoczone były podobnymi osobami. Do poprzedniej szkoły Weronika uczęszczała przez sześć lat i nie mogła pogodzić się ze zmianą, jaka nastąpiła pół roku temu.
– Jak to wyprowadzamy się? – Dziewczyna starała się mówić wolno, aby jej mowa była wyraźna. Gdy się denerwowała, język jej się plątał i napinały struny głosowe.
– Musimy. Nie dam rady utrzymać mieszkania i nas z zasiłku, który otrzymujemy na ciebie. Moja mama zmarła kilka miesięcy temu. Jak wiesz, to ona opłacała twoje zabiegi, rehabilitację, dokładała się do naszego czynszu… – Po twarzy matki potoczyła się łza. Nie wspomniała córce, że kilka dni wcześniej zmuszona została wypisać ją z zajęć, na które ta uczęszczała od lat. Nie dodała też o bezsenności i gorączkowym rozmyślaniu, co dalej zrobić. Wyjście wydawało się jedno.
– Poproś ojca o pomoc – zaproponowała Weronika.
– Już to zrobiłam.
Nastolatce wystarczył rzut oka na twarz rodzicielki, by wiedzieć, że nie dostała niczego poza ogromnym upokorzeniem. Nie udał się ten tata. Nie dość, że zmył się zaraz po narodzinach dziewczyny, twierdząc, że przerasta go sytuacja, to jeszcze nie łożył na dziecko nic ponad to, co zatwierdził sąd. Było to kroplą w morzu potrzeb. Weronika jakoś nigdy specjalnie za nim nie tęskniła. Pewnie dlatego, że kompletnie nie znała człowieka, który w akcie urodzenia figuruje jako jej ojciec.
– Co powiedział? – spytała.
– Twierdzi, że jest bez pracy.
Obie wiedziały, że to kłamstwo wymyślone na poczekaniu.
– I co teraz? – Weronika podniosła głowę w stronę matki, aby znaleźć cień radości sugerujący, że wszystko się ułoży.
– Będziemy musiały wyprowadzić się do mieszkania po babci.
– Nie! – Dziewczyna z całej siły ścisnęła metalowe rurki wózka, na którym siedziała. Chciała poczuć ból. Nie pomogło. Zaczęła kręcić nerwowo głową na boki i mówić zbyt szybko. W takich momentach jedynie matka ją rozumiała. – Nie! Tu mam szkołę i rehabilitację. Tu mam przyjaciół!
Łzy lały się strumieniami po twarzach mamy i córki.
– Nie możesz sprzedać tamtego mieszkania?
Kobieta pokręciła głową.
– Dostałybyśmy za nie zbyt mało pieniędzy, aby utrzymać się tutaj. W Trzebiatowie też znajdziemy odpowiednich rehabilitantów. W miejscowości obok jest stadnina koni. Szkoła również ci się spodoba.
Weronika wzdrygała się na samą nazwę: Trzebiatów. Brzmiała, jakby należała do miasteczka położonego na końcu świata, a nie tuż nad morzem. Przecież tak miło wspominała je z krótkich odwiedzin u babci! Rzadkich, bo była tam zaledwie trzy razy, jednak niewielka mieścina urzekła ją. Ale żeby zamieszkać tam na stałe?!
– Zmianę otoczenia doradza też twoja lekarka. Alergia atakuje cię coraz częściej, a napady duszności są poważniejsze. Na północy Polski panuje zupełnie inny klimat.
Na nic zdały się prośby Weroniki. Mama podjęła już decyzję.
Pewnego ranka przyjechał samochód ciężarowy i pracownicy zajęli się przeprowadzką. Wielu sprzętów nie zabrały, rozdając je lub wyrzucając, jakby nie chciały ciągnąć za sobą nadmiernego balastu.
Trzebiatów przywitał je deszczem. Humor nastolatki był równie podły jak pogoda. Całe szczęście, że trzeba było pomóc mamie w rozpakowywaniu, nie było zatem czasu na przykre rozmyślania. Po tygodniu były już jako tako urządzone. Weronice, choć za nic nie przyznałaby tego głośno, spodobał się niewielki pokoik z ciekawym widokiem, który został dla niej przeznaczony. Okna wychodziły na Stare Miasto i ratusz. Kolorowe kamieniczki, jedna obok drugiej, tworzyły wielobarwny czworokąt. Ich budynek miał kolor bladoróżowy. Jako jeden z nielicznych posiadał mieszkanie na parterze od strony ulicy, a nie od podwórza. Nieduże, ale im wystarczyło. Korytarz był szeroki, więc na szczęście mieścił się w nim wózek dziewczyny. Usunięto progi, aby poruszanie się nie sprawiało problemu.
Zanim wprowadziły się na nowe miejsce, mama zleciła odświeżenie mieszkania i niewielkiego antykwariatu znajdującego się po sąsiedzku. On także należał do babci. Został zamknięty po jej śmierci. Weronika pamiętała specyficzny zapach starości połączony z czymś, czego nie potrafiła określić. Może to historia? W antykwariacie można było nabyć praktycznie wszystko, co tylko interesowało pasjonatów. Stare książki, zabytkowe lampy, znaczki pocztowe, odznaczenia, porcelana – było tego tak dużo, że dziewczynka starała się nie ruszać, by nie uszkodzić delikatnych eksponatów. Mama nie miała jednak ochoty prowadzić dalej interesu babci.
– Nie ma z tego pieniędzy – odparła smutno. – A ja muszę zarabiać. Może wyprzedam towar i urządzę tu sklep z pamiątkami?
Część rzeczy z antykwariatu oddała do muzeum znajdującego się w Pałacu nad Młynówką. Tam była siedziba domu kultury, którym zarządzała przyjaciółka mamy z dawnych lat. Ucieszyła się z wielu zabytkowych przedmiotów, od razu dostrzegając ich historyczną wartość. Weronika błyskawicznie polubiła sympatyczną Renatę – niewysoką, drobną blondynkę mówiącą cichym, ale stanowczym głosem i patrzącą zawsze prosto w oczy. Jakże inna od ludzi, którzy najchętniej udawaliby, że nie zauważają kalekiej dziewczyny! Ona traktowała Weronikę normalnie.
– Zapomniałam, że jeździsz na wózku – powiedziała, gdy oprowadzała nastolatkę po pałacowych pokojach.
Weronika miała problemy z przejechaniem przez wąskie drzwi. Trzeba było otworzyć ich drugą część. Jednak to, co usłyszała, było dla niej prawdziwym komplementem!
Pani Renata z dumą opowiadała o wielu możliwościach spędzania wolnego czasu w domu kultury.
– Mamy kółko plastyczne, literackie, poetyckie, językowe, fotograficzne…
Dziewczyna żywo się zainteresowała. Od roku robienie zdjęć było jej pasją, a przy okazji możliwością ćwiczenia niesprawnych palców. Gdy dostała w prezencie aparat, początkowo była niezadowolona. Zabierała go na spacery, ale fotografowała od niechcenia, nie przywiązując wagi do efektu. Jej doskonałe oko dostrzegł nauczyciel od informatyki.
– To twój blog? – Zerknął przez ramię dziewczyny, przechodząc obok niej na zajęciach. – Twoje fotografie?
Nieśmiało przytaknęła.
– Popatrz. – Przysiadł obok. – Tu powinnaś wyostrzyć. Następne jest ciekawie ujęte, ale skupiłbym uwagę na drzewie, człowieka zostawiając nieco zamglonego. Jest taki specjalny program do poprawiania zdjęć…
Krok po kroku wprowadzał Weronikę w świat fotografii. Tak mocno wciągnęło to dziewczynę, że prawie nie rozstawała się z aparatem. Dokumentowała nim wszystko: przyrodę, zwierzęta, domy, samochody. Jednak największą przyjemnością było robienie zdjęć ludziom w ruchu, szczególnie sportowcom. Wczoraj, gdy był piękny, słoneczny dzień, uwieczniała na nich Pawła. Był dopiero marzec, ale chłopak już trenował na kajaku, przygotowując się do mistrzostw Polski. Pomachał do niej, gdy przepływał obok przystani. Zrobiła w tym momencie wspaniałe ujęcie sportowca, którego sylwetka doskonale prezentowała się na tle zachodzącego słońca.
Miała zamiar dzisiaj powiedzieć mu o tych zdjęciach, ale chłopak nie czekał na nią przed szkołą. Paweł był wyznaczony do pomagania jej w poruszaniu się wózkiem po szkolnych korytarzach. Placówka, do której zapisała ją mama, początkowo przerażała. Podjazd dla osób niepełnosprawnych był z tyłu budynku, wiodąc przez podwórze akurat dziś pełne wody i błota. Prace na nim rozpoczną się dopiero w kwietniu. Weronika podjechała pod główne wejście. Prowadziły do niego trzy schodki. Paweł zawsze zwoływał chłopaków, którzy pomagali mu wnosić wózek do środka. Dziewczyna nie była ciężka. Ważyła niespełna pięćdziesiąt kilogramów. Dla kilku rosłych nastolatków nie stanowiło to problemu. Każdego dnia wnosili ją także na piętro, bo tam odbywały się lekcje. Jak ma poradzić sobie dzisiaj? W dodatku jest już po dzwonku! Z powodu złej pogody jechała wolniej, co groziło spóźnieniem na pierwszą lekcję. Co prawda mama oferowała pomoc, ale dziewczyna odmówiła. Wiedziała, że dzisiaj jest ważny dzień – otwarcie sklepu z pamiątkami i lokalnym rękodziełem. Chciała oszczędzić mamie dodatkowego stresu.
Drzwi główne były zamknięte, nikt zatem nie zauważył niepełnosprawnej nastolatki próbującej osłonić się od padającego deszczu. Drżała z zimna, kuląc się w sobie. Czuła, jak jej powykręcane palce zaczynają drętwieć. Próbowała włożyć je pod kurtkę, ale zgrabiałe nie dawały się wcisnąć pod spód. Obawiała się, że zaraz zacznie drżeć cała, bardziej ze zdenerwowania niż z zimna.
Nagle usłyszała szybkie kroki na mokrym bruku. Ktoś na obcasach zbliżał się od strony parkingu. W ostatniej chwili poznała zasłoniętą kapturem i modnym szalem dziewczynę.
– Kinga! – zawołała Weronika.
Pędząca do szkoły nastolatka była tak opatulona, że nie widać było nawet jej oczu. Niepełnosprawna poznała ją po butach i dżinsowej spódniczce. Tylko gwiazda mogła pozwolić sobie dzisiaj na taki strój. Gdy usłyszała swoje imię, jakby przyspieszyła.
– Kinga!!! – Niepełnosprawna powtórzyła zdecydowanie głośniej.
Nastolatka przystanęła i niechętnie się odwróciła. Rozejrzała się, czy nikt jej nie obserwuje, i złapała za klamkę drzwi.
– Kinga, pomóż mi! Zawołaj kogoś, kto podniesie wózek. Paweł chyba jeszcze nie przyszedł, ale może woźny gdzieś tam chodzi.
Nastolatka wzruszyła ramionami.
– Poczekaj do następnego dzwonka. Na pewno część nauczycieli wyjdzie na papierosa i pomogą ci. Ja już jestem spóźniona.
– Proszę! – odezwała się Weronika, ale tym słowom towarzyszył trzask zamykanych drzwi. Wiatr powiał jakby jeszcze mocniej. Dziewczyna skuliła się w sobie, próbując ochronić wychłodzone ciało przed deszczem. Po jej twarzy spływały łzy.