- promocja
Niepokorne córy II Rzeczypospolitej i PRL - ebook
Niepokorne córy II Rzeczypospolitej i PRL - ebook
Bohaterki tej książki parały się różnymi profesjami i wywodziły się z różnych warstw społecznych, ale łączy je jedno – były wyjątkowe i nieprzeciętne. Może nie były feministkami w dzisiejszym rozumieniu, ale nie ulega wątpliwości, że kroczyły w awangardzie najbardziej wyzwolonych Polek XX wieku. Należały do tych nielicznych, które same podejmowały decyzję o swoim życiu. Walczyły z własnymi słabościami, systemem lub przeciwstawiały się przyjętym – głównie przez mężczyzn – konwencjom społecznym, biorąc swój los w swoje ręce.
Zamiarem autora było zaprezentowanie pań, które swoim samozaparciem i niezłomnym charakterem ukruszyły choć trochę mur konwencji kulturowych, obyczajowych, politycznych. I nie jest najważniejsze, że ich postawa nie przyczyniła się znacząco do zmiany sytuacji kobiet, ale to one – często wyprzedzając swój czas – musiały przecierać szlaki, by osiągnąć to, co wydawałoby się nieosiągalne.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16209-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od autora
Pokutująca w naszym kraju opinia, że kobieta powinna spełniać się wyłącznie w macierzyństwie i małżeństwie, ma tyleż długie, co nieco zapomniane dzieje buntowania się przeciwko takiemu podejściu. To historia zdominowana przez postaci Matki Polki i Matki Boskiej Częstochowskiej oraz przez wrogą postawę wobec emancypantek i feministek, wyrażaną często przez same kobiety. A może Polska jest krajem matriarchalnym, który feminizmu nie potrzebuje? Rozliczne święta wyznaczające cykl politycznych i medialnych spektakli pokazują, że – przynajmniej w warstwie symbolicznej – w Polsce rządzi kobieta. Dziewica.
„Gdy byłam w przedszkolu – przyznaje Magdalena Środa – i tańczyłam twista do piosenki o Walentynie, radzieckiej kosmonautce, to myślałam, że kosmos jest zarezerwowany dla kobiet i ewentualnie suczek, bo Łajkę też podziwiałam. Kobiety w komunizmie nie miały żadnej władzy, ale konieczność zwiększania mocy produkcyjnych powodowała, że edukacja była otwarta dla wszystkich i że wiele barier w pracy zawodowej i w dostępie do kariery, które znała II Rzeczpospolita i które zna obecna, zostało przełamanych”¹.
Jak zauważa ta sama autorka, feminizm polski, mimo swoich kilkudziesięciu organizacji i „inicjatyw kobiecych”, nie jest – i nigdy nie był – radykalny. Można nawet powiedzieć, że – na tle ruchów amerykańskich, niemieckich czy francuskich – wydaje się dość bezbarwny. W Polsce nigdy nie palono staników, nie prowadzono terapii „wyzwoleńczych”, nie fantazjowano na temat kobiecych utopii, nie niszczono dzieł w muzeach².
Nie było moim celem szukanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, że kobieta zawsze i wszędzie znajduje się w gorszym położeniu niż mężczyzna tylko dlatego, że jest kobietą. Rewolucje obyczajowe czy kulturowe przedstawiane są najczęściej przez pryzmat dokonań Polaków. Niewiele Polek wymienia się jako te, które zmieniały otaczającą nas rzeczywistość w ostatnim, jakże burzliwym stuleciu.
Powszechnie uważa się, że Polki dostały prawa wyborcze bez żadnego zaangażowania. Jednak gdyby nie zjazd w 1917 roku, w którym uczestniczyły kobiety ze wszystkich trzech zaborów, nie powołano by delegacji pod przewodnictwem Justyny Budzińskiej-Tylickiej. To ona otrzymała pełnomocnictwo do prowadzenia rozmów w sprawie praw wyborczych dla kobiet z tworzącym się wówczas rządem polskim.
Jak głosi anegdota, delegacja została przyjęta przez Józefa Piłsudskiego po kilkugodzinnym oczekiwaniu na mrozie przed willą Naczelnika. Odniósł się on pozytywnie do postulatów działaczek kobiecych i dekretem z 28 listopada 1918 roku ustanowił – a Konstytucja Marcowa z 1921 roku potwierdziła – że prawo wyborcze mają wszyscy obywatele, bez względu na płeć³.
Obok walki o prawa wyborcze feministki prowadziły w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku aktywne starania na rzecz prawa kobiet do edukacji. Uniwersytety były dostępne wyłącznie dla mężczyzn, szkoły zawodowe nie istniały, nauczanie klasztorne stało na bardzo niskim poziomie. Pierwszy tajny uniwersytet kobiecy, zwany latającym, założyła w 1885 roku Jadwiga Szczawińska-Dawidowa. Wykładów na nim słuchały między innymi Maria Curie-Skłodowska czy Zofia Nałkowska. W 1906 roku przekształcił się w Wyższe Kursy dla Kobiet – już jawne, a po odzyskaniu niepodległości – w Wolną Wszechnicę Polską⁴.
Nie będę rozwijał tego wątku, bo moim zamiarem nie jest przedstawienie historii ruchu kobiecego nad Wisłą, ale zaprezentowanie jednostek, którym swoim samozaparciem i niezłomnym charakterem udało się choć nieco ukruszyć mur konwencji kulturowych, obyczajowych, politycznych. Nawet jeśli ich postawa nie przyczyniła się znacząco do zmiany sytuacji kobiet, najważniejsze wydaje się to, że to one – często wyprzedzając swój czas – musiały przecierać szlaki, by osiągnąć to, co wydawałoby się nieosiągalne.
Bohaterki tej książki parały się różnymi profesjami i wywodziły się z różnych warstw społecznych, ale łączy je jedno – były wyjątkowe, każda na swój sposób. Może nie były feministkami w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, ale nie ulega wątpliwości, że zaliczały się do najbardziej wyzwolonych Polek XX wieku. Należały do tych nielicznych, które same podejmowały decyzje o swoim życiu. Walczyły z systemem i z własnymi słabościami lub przeciwstawiały się ustalonym – głównie przez mężczyzn – konwencjom, biorąc swój los w swoje ręce.
1. M. Środa, Kobiety i władza, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2009, s. 365.
2. Ibidem, s. 362–363.
3. S. Walczewska, Damy, rycerze i feministki. Kobiecy dyskurs emancypacyjny w Polsce, Wydawnictwo Elfka, Kraków 1999, s. 64.
4. M. Środa, Kobiety i władza, op. cit., s. 375.