Niepokorne. Silne kobiety w Imperium Romanowów - ebook
Niepokorne. Silne kobiety w Imperium Romanowów - ebook
Kobiety władzy. Niewolnice miłości. Wolnomyślicielki i terrorystki.
Jedenaście kobiet wyposażonych w silną wolę, inteligencję, własny pogląd na świat, na życie. Były praktyczne, wykorzystywały swoje cechy w walce z powszechnie obowiązującymi zasadami, a przy tym nie zaniedbywały uroków życia, miały własne upodobania, kochały, uwodziły. W swoich dążeniach wykraczały poza granice, które wyznaczała tradycja, religia, normy obyczajowe.
Co się kryje za tym pięknym czołem i białością odkrytych ramion? Widać uśmiech – nie widać rozterek, bólu. Dumne ze swej urody i pochodzenia, buntowały się, przełamywały stereotypy, zmieniały całą gradację wartości, zajmowały w nich miejsce jedyne i główne. Nie zawahały się przed żadną trudnością – zarówno w miłości, jak i działalności publicznej.
Autor przedstawia kobiety władzy – Zofię, Katarzynę, Annę, Elżbietę, Marię, Alix – które postawiły sobie wzniosły cel zbudowania imperium mającego budzić podziw i lęk, a także te, które rzuciły wyzwanie Rosji urzędowej. Ale Wiera Figneri Aleksandra Kołłontaj, uwielbiane i znienawidzone, nie były arystokratkami z pochodzenia, ale były arystokratkami idei. One też chciały żyć, kochać, walczyć. W sposób inny niż oświecone władczynie, też okazały się niepokornymi kobietami imperium.
Miały w sobie instynkt szaleństwa, ryzyka, stawiały na szalę własne życie, odwagą i determinacją zawstydzały mężczyzn. Czy warto było się poświęcać? Czy rok 1917 spełnił marzenia? Czy późniejszy bieg wydarzeń nie przekreślił ich ideałów? Czy przegrały, czy – mimo wszystko – zwyciężyły?
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15692-0 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Cherchez la femme (szukajcie kobiety) za każdym postępkiem mężczyzny” – głosi stare francuskie przysłowie. Kobiety imperium Romanowów – 11 postaci wyposażonych w silną wolę, inteligencję, własne poglądy na świat, na życie, praktycznie wykorzystujących swoje cechy w walce z powszechnie obowiązującymi zasadami, przy tym niezaniedbujących uroków życia, uwodzicielskich, mających własne upodobania. Przez całe życie poszukujących takiego horyzontu, jaki sobie wymarzyły. W swoich dążeniach wykraczały poza granice, które wyznaczała tradycja, religia, normy obyczajowe, wieczny porządek zapisany w patriarchalnym Domostroju (zbiorze przepisów obyczajowych z XVI w.), swoistym kodeksie uciemiężenia kobiety. Podczas pierwszego Ogólnorosyjskiego Zjazdu Kobiet Rosji (1908) nie brakło planów, projektów i pomysłów, jak ulżyć doli kobiety, jak odwrócić złą tradycję. Przeważała myśl, że wystarczy, aby kobieta – matka i żona – stała się prawdziwą panią domu, a świat stanie się lepszy, utraci swoje agresywne ostrze. Na zjeździe wybuchła kłótnia. Socjalistki miały zupełnie inną wizję roli kobiety. Wołały, że dotychczasowi „władcy życia” winni ustąpić miejsca kobietom, gdyż są one bardziej zaradne, sprawiedliwsze, potrafią zaprowadzić porządek, uporać się z tysiącami spraw, z którymi nie radzą sobie mężczyźni.
Walka o emancypację kobiet napotykała niesłychany opór. Na zjazdach i konferencjach nie można było w ciągu godziny zburzyć wszystkiego, co budowano setki lat. Lew Tołstoj uważał, że przeznaczeniem kobiety jest wychowywanie dzieci, nie zaś działalność społeczna. Ale oto inny mistrz pióra dał wyraz bezgranicznej miłości do kobiety, otworzył rodakom oczy na jej poniewierkę i poniżenie. Podczas odsłonięcia w Moskwie pomnika Puszkina (1880) Fiodor Dostojewski za pochwałę jednej z Puszkinowskich bohaterek otrzymał od kobiet wieniec laurowy udekorowany szarfą z napisem: „W podzięce za dobre słowo, jakie wypowiedział pan o Rosjance!”.
Patrząc na malarskie wizerunki bohaterek Niepokornych, pytamy siebie, co się kryje pod tym pięknym czołem i białością odkrytych ramion? Widać ich uśmiech – nie widać rozterek, bólu. Dumne ze swej urody, pochodzenia, buntowały się, przełamywały stereotypy, zmieniały całą gradację wartości, zajmowały w nich miejsce jedyne i główne. Nie zawahały się przed żadną trudnością – zarówno w miłości, jak i działalności publicznej.
Jak to się działo, że kobiety władzy uchodziły w oczach dynastii panującej za buntowniczki albo pozbawione moralności? Czy dwór Romanowów był mniej lub bardziej „zepsuty” od dworu francuskiego, pruskiego, austriackiego? Zofia, Katarzyna, Anna, Elżbieta, Maria, Alix postawiły sobie wzniosły cel zbudowania imperium, które miało budzić podziw i lęk. Nie było w Europie Wschodniej kobiet, które cieszyłyby się większym rozgłosem niż rosyjskie imperatorowe. Odważne, niejako wcielały się w dotychczasową rolę mężczyzn, wprowadzały własny styl. Jaką trzeba było mieć wyobraźnię, siłę woli, aby wyrwać się ze świata ukształtowanego wiekami tradycji. Labirynt spraw, w jakich się znalazły, jest niezwykle frapujący. Już pod koniec XVII wieku kobiety zaczęły wchodzić na szczyty władzy jako samodzielna siła polityczna, wykazując nie mniej energii niż ich małżonkowie czy faworyci. W następnych wiekach same były już na szczycie władzy i same decydowały. Kronikarze jednak nie mieli dla nich zrozumienia. Historię Rosji pisali mężczyźni i była to historia „męska”.
Kobiety trzęsły tronami i mężczyznami, potrafiły kochać, nienawidzić i być przy tym światowymi damami. W pamięci potomnych zachowało się kilka znakomitych kobiet, które swoim rozumem, charakterem, śmiałością, fantazją, talentami górowały zarówno nad współczesnym im pokoleniem kobiet, jak i nad mężczyznami, nad którymi miały faktyczną władzę, a także władzę nad państwem. Wychodziły zwycięsko z trudnych życiowych zakrętów. Już w dzieciństwie wszystkie przejawiały niezwykłą energię, odwagę, niepokorność, były bardziej chłopięce niż dziewczęce. Jako dojrzałe kobiety wyzwoliły się z krępującego gorsetu obyczajowego, kulturowego. Miały wyraźnie zarysowane cele, do których konsekwentnie dążyły. Wiedziały, co czynić, gotowe znieść wiele, aby osiągnąć szczęście – tak jak je pojmowały. Ówczesne superwomen tak dalece zapanowały nad światem mężczyzn, że ci po prostu ich się bali. O takich kobietach pisał Goethe, dając wyraz równowadze, w jakiej psychologicznie męsko-kobieca siła życiowa prowadzi do zdumiewającej doskonałości: „Jeżeli kobieta nabierze męskości, zyskuje na tym: jeżeli bowiem zdoła swoje wrodzone zalety wzmóc jeszcze energią, powstaje kobieta, od której doskonalszej nie można sobie wymarzyć”. I chodziło nie tylko o kobiety formalnej władzy (cesarzowa), lecz także te, które stały za kulisami – damy wytworne i niewytworne, aktorki i kokoty, trzymały w swych delikatnych rękach wszystkie sprężyny życia politycznego, obyczajowego, towarzyskiego. Przełamały stereotyp słabej płci. W wieku XVIII na tronie rosyjskim przez 67 lat zasiadało aż pięć kobiet.
Dotąd kobiety stały w cieniu mężów – carów, marszałków, senatorów – w cieniu ich sławy, padały ofiarą ich gniewu. Teraz one rządziły. Na tym tle zrodziły się stereotypy, fantazje dziejopisów. Gdy jedni sytuowali niepokorne kobiety niezwykle wysoko i były dla nich przedmiotem serwilistycznych pochwał, drudzy nie kryli bezgranicznej niechęci. Ileż kłamstw o nich napisano: „przebiegłe demony”, „hetery”, „urojone wielkości”, „wyuzdane seksualnie”, „herod-baby”, „zimne”, „okrutne”. Czyż trzeba było więcej, by zaczęły krążyć zniesławiające wieści, a już zwłaszcza w państwie, które nie obfitowało w nadmiar wybitnych kobiet na szczytach piramidy społecznej? Jaka mogła być alternatywa? Powrót do tego, co było w wiekach minionych? Cesarzowe stworzyły warunki, w których powrót do przeszłości stał się niemożliwy. Mimo ogromnej władzy, oddania w służbie dynastii i państwa były tylko kobietami pragnącymi kobiecego szczęścia. Cóż za okazja do obrzucania ich epitetami, wbrew prawdzie historycznej. Nawet tak popularny historyk francuski jak Henri Troyat poszedł tym tropem i nazwał osiemnastowieczne cesarzowe terribles tsarines (strasznymi carycami). A rewolucjonistki, które walczyły nie o władzę, lecz o wielkie ideały – czy nie miały prawa pragnąć szczęścia, namiętnych uczuć?
W Rosji nie było zbyt wiele takich wojujących „męskich” kobiet, ale te, które były, nie miały sobie równych w całej Europie. Chciały czegoś, wierzyły w coś, nie tylko zajmowały się rzucaniem bomb pod powozy carskich funkcjonariuszy czy marzeniem o wolnej miłości. Już Marks pisał, że „wielkie przewroty społeczne byłyby niemożliwe bez kobiecego fermentu”.
Książka jest opowieścią o kobietach nieustraszonych, kobietach, które doświadczyły surowości życia, same stając się surowymi, obdarzonych przenikliwością bądź egocentryzmem. Wszystkie miały mężów, kochanków, dzieci ślubne i nieślubne, ale nade wszystko miały siłę charakteru, ostentacyjnie walczyły o uznanie i walkę prowadziły jak bitwy wojenne. Silne w porywach miłosnego pożądania, czyniły spustoszenie w sercach mężczyzn. Przelotne romanse i skandale mijały szybko i były rychło zapomniane, wielkie romanse pamiętano długo i przeszły do historii. Były to czasy, gdy miłość i sława chodziły w parze. Panina, Szeriemietiewska (księżna Brassow), Krzesińska miały dużo sprytu, potrafiły zadbać o swoje interesy i znały się nie tylko na brylantach. Szeriemietiewska i Panina imponowały urodą, stanowczością, talentem politycznym, Krzesińska – talentem artystycznym.
Kobiety władzy i miłości, kobiety walki o lepszy świat pozostawiły znaczną spuściznę pisarską (pamiętnikarską, epistolograficzną), będącą cennym źródłem historycznym. Obdarzone talentem zajęły zaszczytne miejsce w historii literatury. Czy jednak zawsze o swym życiu pisały prawdę, czy odsłaniały swoją duszę, swoje najtajniejsze poczynania i myśli? Czy mogły pisać prawdę o sobie? Czy ją znały? Poznajemy setki szczegółów, anegdot, które jednak nie rekonstruują rzeczywistego życia, tajemnic serca, wewnętrznych zmagań. Oczywiście, nie sposób poznać całej prawdy o nich. Prawdę znały tylko one i zabrały ją do grobu. Ujrzeć to, co niewidoczne, to największa trudność. Ale wiemy dostatecznie dużo.
Przedstawiam galerię jedenastu portretów kobiecych. Pomijam najsilniejszą z silnych, Katarzynę II Wielką, gdyż na jej temat powstała już ogromna literatura. Prezentuję osobistości mało znane, wcale nieznane lub zapomniane przez historię i historyków, które kiedyś były na ustach całej Europy, kusiły dziejopisów i beletrystów, dając im twórcze natchnienie bądź stając się żerem poszukiwaczy sensacji. Tych jedenaście kobiet tworzy oryginalny zestaw, ich imiona kojarzą się z prawdą i mitem, złotą i czarną legendą. Choć w dziejach Rosji nowożytnej nie brakowało wielu innych interesujących kobiet, prezentowana jedenastka stanowi pewną zamkniętą całość.
W galerii umieszczam portrety kobiet, które rzuciły wyzwanie Rosji urzędowej – bagnu, w którym tonęło społeczeństwo. Figner i Kołłontaj, uwielbiane i znienawidzone, nie były arystokratkami z pochodzenia, były arystokratkami idei. Chciały żyć, kochać, walczyć. W gruncie rzeczy był to rodzaj romantycznego poczucia obowiązku, nieuchylania się od walki o lepszy świat i prawa kobiet. Wyróżniały się wytrwałością w dążeniu do obranego celu, który wypełniał ich życie wtłoczone w uwikłania społeczne, kulturowe, historyczne. Nie było łatwo wytrwać do końca życia w wierności samej sobie. Trzeba było dobrej znajomości swej duszy, aby nie zwątpić i nie upaść pod ciosami zadawanymi przez życie. Szukały sprzymierzeńców przede wszystkim wśród tych, którzy czuli i myśleli tak samo jak one.
Wyprzedziły swoją epokę nie tylko oświecone monarchinie, lecz również „kobiety wolności”. Prekursorki ruchu emancypacyjnego i równouprawnienia płci wywalczyły w Rosji zdobycze, o które kobiety na Zachodzie walczyły jeszcze kilkadziesiąt lat. Owładnięte wręcz fanatyczną misją poświęcały same siebie. „Czerwona hrabina” – Zofia Panina, rewolucjonistka Wiera Figner, bojowniczka o prawa kobiet Aleksandra Kołłontaj, chociaż różniły się psychologicznie i statusem materialnym, wszystkie podniosły rękę na warstwę społeczną, z której same wyrosły. Wszystkie były socjalistkami krytycznymi, wykształconymi politycznie w duchu tradycji utopistów francuskich i na literaturze materialistycznej. Mimo to nie były bynajmniej doktrynerkami. Jako utalentowane publicystki napisały niejeden pożyteczny tekst. Walka z samodzierżawiem – to było właściwe pole ich działalności. Miały w sobie instynkt szaleństwa, ryzyka, rzucały na szalę własne życie, odwagą i determinacją zawstydzając mężczyzn. Czy warto było się poświęcać? Czy rok 1917 spełnił marzenia? Czy późniejszy bieg wydarzeń nie przekreślił ich ideałów? Czy przegrały, czy mimo wszystko zwyciężyły?
Historia dostarcza przykłady kobiet, o których Wissarion Bielinski pisał, że są „bohaterkami swoich obowiązków, jak Prometeusz broniącymi świętego ognia”. Wszystkie, i te na tronie, i te obok tronu, i w Rosji podziemnej, kierowały swoim życiem powodowane wzniosłymi celami, ale też kaprysami, złością, zazdrością, erupcją namiętności, własną moralnością. Ich niepokorność wyrażała się w przeróżny sposób. Inna była u kobiet zasiadających na tronie, a inna u tych, które chciały ten tron obalić. Ale u wszystkich niepokorność nakazywała dążyć do celów, jakie sobie wyznaczyły. To o nich jest prezentowana książka, która wehikułem historii wiedzie w podróż przez dwa stulecia imperium znaczone trwałym śladem kobiet niezwykłych.Zofia
Car Aleksy Michajłowicz Romanow dwukrotnie zawierał związek małżeński. W 1647 r. przybyło do Moskwy dwieście dziewic, by zgodnie z tradycją siedemnastoletni wówczas monarcha wybrał kandydatkę na żonę. Po ścisłej selekcji wybór padł na siedemnastoletnią Afimię (Jefimiję) Wsiewołożską. Podczas ubierania Afimię podstępnie upojono alkoholem, w wyniku czego nie była w stanie utrzymać się na nogach, zataczała się i zemdlała na oczach zdumionego cara i dworu. Incydent wykorzystali przeciwnicy związku młodego Romanowa z Wsiewołożską. Odezwały się głosy, że car powinien staranniej dobierać kandydatkę na żonę. Ludziom, którzy z intryg uczynili rzemiosło, chociaż wiernie służyli carowi, nadarzyła się znakomita okazja, aby u boku Aleksego posadzić kobietę z rodu Miłosławskich, gdyż przez wejście do rodziny carskiej umocniliby swoje wpływy.
O incydencie z Afimią rozgłaszano niezliczone opowieści zmyślone i dziwaczne. Ale najgroźniejsza z nich była taka, że gdyby Afimia została carową, źle wróżyłoby to przyszłym losom carstwa, ponieważ wychowawca młodego cara, wszechwładny Borys Morozow, oskarżył ojca niedoszłej carowej o ukrywanie choroby córki, jakoby cierpiącej na padaczkę. W zabobonnej Rosji padaczka uchodziła za przejaw opętania przez demony, następstwo uprawiania czarów, a lęk przed siłami nieczystymi był tak wielki, że nawet proeuropejsko nastrojeni członkowie dworu carskiego czuli trwogę.
Car Aleksy odstąpił więc od poślubienia Afimii. Zasadniczy wpływ na jego decyzję miał Morozow, który wybrał swemu uczniowi kandydatkę na żonę, a przy okazji także dla siebie. Żoną Aleksego została bowiem bojarska córka Maria Miłosławska, starsza od Aleksego o trzy lata. W 1648 r. odbył się ich ślub, a kilka dni później pięćdziesięcioczteroletni Morozow ożenił się z młodszą o trzydzieści lat drugą córką Miłosławskiego – Anną. Klan Morozowów i Miłosławskich triumfował. Dzięki kobietom i spokrewnieniu z domem Romanowów pełnia władzy znalazła się w rękach ambitnych mężczyzn.
Związek Aleksego z Marią przetrwał osiemnaście lat i był udany pod każdym względem. Maria pochodziła z rodziny żarliwych wyznawców prawosławia i mimo że sama nie odznaczała się fanatyzmem religijnym, była oddana mężowi i Cerkwi. Dobrze wiedziała, na czym polega jej służba dynastii. Urodziła trzynaścioro dzieci – osiem dziewczynek i pięciu chłopców. Przyszłość tronu została zapewniona, chociaż czworo dzieci nie doczekało pełnoletności. Przy życiu pozostało dwóch synów: Fiodor Aleksiejewicz i Iwan Aleksiejewicz. Chłopcy byli słabego zdrowia i równie słabych zdolności. Mówiono, że nie nadają się do rządzenia, nad czym boleli matka i ojciec, bo to zapowiadało upadek ciągłości władzy i ruinę szczęścia, jakie sobie obiecywano po każdych narodzinach. Ale nie wszystko było stracone – 5/15 września 1657 r. urodziła się trzecia córka, dano jej na imię Zofia. Córce tej los przeznaczył wielką rolę w historii Rosji i w dramacie rodzinnym. Choć cieszono się z narodzin dziewczynki, oczekiwano chłopca. Uczta urodzinowa w niczym nie przypominała hucznych uroczystości carskich, jakie urządzano, gdy narodził się syn. Tym razem nie grzmiały armaty, a przy stole biesiadnym spotkała się tylko najbliższa rodzina carska. Nie ofiarowano też drogich prezentów.
Zofię Aleksiejewną ochrzczono w kremlowskim soborze Uspienskim, a nie, jak dotychczas praktykowano wobec nowo narodzonych dzieci carskich, w klasztorze Czudowa (Cudotwórcy). Rodzice zaczęli odruchowo nazywać dziewczynkę: Aleksy, Alek, Sofiek. Dorastająca panienka żałowała, że nie jest chłopcem. To rozgoryczenie dominowało w jej sercu i w znacznym stopniu zadecydowało o postawie życiowej. W późniejszych czasach Zofia swoim postępowaniem przewyższy nieudolnych braci; w rodzinie carskiej linii Miłosławskich prawdziwym mężczyzną będzie Zofia.
Dla Zofii i jej sióstr przeznaczony był terem, czyli pomieszczenia usytuowane na górnym piętrze pałacu carskiego, które niewiele różniły się od klasztoru. Dla energicznej i rozbudzonej intelektualnie dziewczynki była to złota klatka. Jaka czekała ją przyszłość? Życie w klasztorze? O tym nawet nie chciała myśleć. Małżeństwo z którymś z zagranicznych książąt, nie z potrzeby serca, lecz dla interesu dynastii? A może zostanie zmuszona do małżeństwa z bogatym bojarem?
Wszystkie dzieci cara Aleksego otrzymały solidne, jak na owe czasy, wykształcenie. W bibliotece pałacowej gromadzono księgi świeckie i religijne. Dziewczynkom wpajano zasady religijne i świeckie zwyczaje. Dbano o ich wygląd, modne stroje, wykwintność manier. Zofia szybko opanowała sztukę czytania. Z przyjemnością sięgała po księgi o cudownych wydarzeniach, o starożytnych czasach pogańskich, o tradycjach żydowskich i chrześcijańskich. Duże znaczenie dla dalszych losów Zofii miało pojawienie się na dworze carskim dwóch wybitnych przedstawicieli rosyjskiego oświecenia: Simieona (Symeona) Połockiego i Simieona (Symeona) Miedwiediewa. Mnich Połocki przybył z Kijowa, był solidnie wykształcony w Akademii Duchownej oraz kolegium jezuickim w Wilnie. Ten wszechstronny intelektualista – poeta, publicysta, dramaturg, astrolog, teolog – przyczynił się do ukształtowania dworu carskiego w duchu europejskim. Taki sam wpływ wywarł bliski współpracownik Połockiego, Miedwiediew (imię zakonne Sylwester) – wytrawny publicysta, propagator języka polskiego, który na Kremlu uchodził za język tzw. lepszych sfer, odgrywając po części taką rolę, jaką odgrywały język francuski i łacina na Zachodzie czy greka w Cerkwi. Obaj mnisi byli aktywnymi uczestnikami życia politycznego, o obu mówiono, że są „płonącymi świecami ziemi ruskiej”. Blask tych świec niewątpliwie oświetlił również Zofię.
Lekcje Połockiego ukazywały wrażliwej Zofii inny świat niż ten odgrodzony murami teremu. Zofia kochała teatr i muzykę. W pałacowym teatrze oglądała przedstawienia głównie o tematyce religijnej, a ją interesowały inne treści. Wystąpiła nawet w kilku sztukach, wykazując się dużymi zdolnościami aktorskimi. Pod względem obsady ról teatr kremlowski nadążał za duchem czasów: role kobiece grały kobiety. Kilka lat później (1676) z inspiracji Połockiego Zofia napisała młodzieńczy dramat o męczeństwie świętej Katarzyny, ale sama na świętą się nie nadawała. Utwór ujawnił talent literacki młodej autorki.
Zofia była gorliwą prawosławną. Nieraz mówiła, że za świętą Cerkiew jest gotowa położyć głowę, że będzie bronić jej pasterzy. I broniła! Pasterze (hierarchowie) byli jej potrzebni w walce, którą prowadziła. Instrumentalne traktowanie hierarchów było bardzo widoczne. W oczach ciemnego ludu uchodziła za „uzdrowicielkę duszy i ciała”, przypisywano jej nawet moc wypędzania złych duchów. Zdarzało się, że Zofia przekupywała proste kobiety, aby udawały opętane; gromadziły się w cerkwiach lub na placach, gdzie Zofia dotknięciem ręki wypędzała z nich biesy. „Uleczone” wynosiły ją pod niebiosa.
Zofia miała już na tyle ukształtowaną osobowość, że poważyła się zerwać z tradycją carskich córek, bezwzględnie podporządkowanych ojcu. Samodzielność i temperament dowodziły, że nie poprzestanie na szlachetnych marzeniach, lecz będzie konsekwentnie dążyć do ich urzeczywistnienia. Po ojcu odziedziczyła żywość umysłu, dociekliwość, intuicję, umiłowanie sztuk, po matce – religijność, energiczne postępowanie, rozrywki (udział w polowaniach i w pochodach strzelców).
W 1669 r. zmarła Maria Iljiniczna. Żal po niej był powszechny. Dla dwunastoletniej półsieroty Zofii był to cios nie mniejszy niż dla ojca, bo matkę kochała. A teraz, cóż za rozpacz!
Dla owdowiałego cara znów poszukiwano kandydatki na żonę. Sprawę wziął w swoje ręce carski teść, Ilja Miłosławski. Dokonano przeglądu kilkudziesięciu kandydatek i wybrano Natalię Naryszkinę, córkę riazańskiego dworianina (szlachcica). Natalia miała 19 lat i była młodsza od Aleksego o 22 lata. W wyniku tego wyboru jej ojciec awansował: z łaski cara został dowódcą pułku strzelców moskiewskich.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.