Niepoprawna mnogość - ebook
Niepoprawna mnogość - ebook
Antologia dwudziestu czterech najlepszych, najbardziej reprezentatywnych opowiadań współczesnych pisarzy irlandzkich, pod redakcją nagradzanej autorki i dramatopisarki Lucy Caldwell. W większości autorkami opowiadań są kobiety urodzone i wychowane w Irlandii Północnej, ale i takie, które do Belfastu przybyły i tu postanowiły żyć i tworzyć. W antologii znalazły się opowiadania m.in. Eimear McBride, Sally Rooney, Yan Ge, Nicole Flattery, Kit de Waal czy Lisy McInerney, Kevina Barry’ego czy Paula McVeigh.
Niepodważalnym walorem tego zbioru są wybitni polscy tłumacze, którzy postanowili przybliżyć polskiemu czytelnikowi współczesną prozę irlandzką, w szczególności w jej krótkiej formie. Znajdziemy tu tłumaczenia Łukasza Buchalskiego, Krzysztofa Cieślika, Anny Dzierzgowskiej, Dobromiły Jankowskiej, Michała Kłobukowskiego, Jerzego Kozłowskiego, Moniki Skowron, Łukasza Witczaka, Agi Zano oraz Jacka Żuławnika.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-960890-4-5 |
Rozmiar pliku: | 695 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pewnego deszczowego popołudnia, tuż przed Dniem Świętego Patryka, wybrałam się z mężem na spacer z naszego obecnego domu na Whitechapel, żeby obejrzeć wystawę w londyńskim ratuszu. Na zmianę popychaliśmy wózek z maleńką córeczką i pilnowaliśmy trzyletniego synka sunącego na hulajnodze. Wkrótce wpadliśmy w koleiny dyskusji, do której często ostatnio wracamy – gdzie zamieszkamy, gdy (i o ile) tama z londyńskich lat w końcu puści. Rozmawialiśmy o słońcu Sydney, gdzie mieszka jedna z moich sióstr, i o kuzynostwie w Kanadzie. Przed moim przyjściem na świat rodzice rozważali emigrację – duch niedoszłego kanadyjskiego dzieciństwa do dziś migocze w moim życiu tu i tam, ledwie uchwytny kątem oka. Rozmawialiśmy o Europie – Andaluzji, Toskanii, Berlinie – dopóki nie zwróciłam uwagi na to, że wprawdzie ja i dzieci mamy irlandzkie paszporty, więc moglibyśmy się tam przenieść bez żadnych przeszkód, ale po brexicie mój angielski mąż musiałby starać się o zezwolenie na pobyt na prawach współmałżonka. Oczywiście napomknęliśmy również o Belfaście – rozmowę o tym mieście, czasem bardziej, czasem mniej intensywną, prowadzimy nieprzerwanie od lat.
Telefon w kieszeni wibrował mi od żartów i uwag, którymi moja rodzina przerzucała się na WhatsAppie w związku z nadchodzącym meczem rugby z udziałem reprezentacji Irlandii, Wielkim Szlemem i walką o trofeum Triple Crown. Równolegle, na osobności, prowadziłam z mamą o wiele poważniejszą wymianę zdań – o trwającym procesie ulsterskich rugbystów oskarżonych o gwałt. Zastanawiałam się głośno nad tym, do jakiej Irlandii byśmy się przeprowadzili, gdyby kiedykolwiek przyszło nam tam wrócić (czy raczej, z perspektywy mojego męża i naszych dzieci, zamieszkać). Nasze dzieci śpiewają piosenki po bengalsku i świętują z kolegami Id al-Fitr. Ich dzieci będą zaś mieć automatycznie prawo do irlandzkiego obywatelstwa, a to za sprawą mojego genetycznego okruszka, stanowiącego zaledwie jedną czwartą ich pochodzenia w drugim stopniu pokrewieństwa. A nawet jedną ósmą, jeśli wziąć pod uwagę, że moja mama urodziła się w Anglii – to jednak wyrównuje się za sprawą jej decyzji o zamieszkaniu w Belfaście oraz faktu, że jej rodzina pochodziła z Corku.
Często rozmyślam nad tym, w jakiej mierze irlandzkie będą moje wschodniolondyńskie dzieci, w jakiej mierze będą mieć poczucie tej przynależności i swojego prawa do niej. Mój syn w wieku dwóch lat z powagą obserwował plac budowy naprzeciwko naszego mieszkania i karcił dziadzia, który przyjechał z wizytą: „Nie mówi się «bodować», tylko «budować»”. Córce nadaliśmy zangielszczone irlandzkie imię. Wciąż ciągnie nas prąd mojej skomplikowanej relacji z miejscem pochodzenia – to wzbiera, to słabnie, wiruje i podmywa, zmienia kurs.
Wystawa Jestem z Irlandii pod kuratelą Lorraine Maher składa się z portretów wykonanych przez urodzoną na Jamajce fotografkę Tracey Anderson, celebrujących Irlandki i Irlandczyków mieszanego pochodzenia etnicznego, w wieku od jednego do siedemdziesięciu pięciu lat. Według broszurki celem autorki było wypełnienie luki w reprezentacji doświadczenia czarnych Irlandczyków oraz podważenie samej idei irlandzkości. Maher, dorastająca w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Carrick-on-Suir w hrabstwie Tipperary, nigdy nie dostrzegła w swoim otoczeniu nikogo podobnego do siebie. Artystka wyjaśnia, że przez większość życia nie miała pojęcia o istnieniu innych Irlandczyków o mieszanym pochodzeniu etnicznym. Dorastała w otoczeniu ludzi nieustannie podważających jej irlandzkość i przynależność do swojego kraju.
Przechodziłam od portretu do portretu, odczytując nazwiska modelek i modeli. Power, Fitzpatrick, Behan, Griffin, Ní Eochaidh, Costello, Kelly, Walsh, McGowan, Keogh – trudno o bardziej irlandzkie nazwiska. Przed jedną z fotografii stała kobieta w średnim wieku i płakała. Pomyślałam, jak daleko Irlandia zaszła za mojego życia i ile ma jeszcze do nadrobienia.
Co czyni z pisarki Irlandkę? Pytanie to wyczerpywało mnie i jednocześnie dodawało mi energii od dnia, kiedy zaczęłam się zajmować literaturą.
Urodziłam się i wychowałam na wyspie, która się nazywa Irlandia, ale nigdy nie mówiłam o sobie, że jestem Irlandką, dopóki się nie wyprowadziłam.
Siedzę teraz przy swoim biurku w Londynie, a jednak to o Belfaście myślę „tutaj”.
Posiadam zarówno brytyjski, jak i irlandzki paszport, lecz żaden z nich nie opowiada całej historii mojego pochodzenia. Zawsze czuję się jak oszustka – w mniejszym lub większym stopniu, w zależności od tego, z kim rozmawiam, dokąd jadę, i bez względu na to, którym dokumentem akurat się posługuję.
Kto jest bardziej Irlandką: pisarka urodzona w Irlandii, która wyprowadza się i nie wraca, czy może ktoś, kto urodził się gdzieś indziej, lecz postanowił zamieszkać właśnie tutaj – i znowu mówię: „tutaj”. Czy jest Irlandką pisarka, która urodziła się w Irlandii (na wyspie o tej nazwie), lecz utożsamia się z terytorium należącym do tej drugiej, większej wyspy? A pisarka urodzona poza Irlandią, której rodzice podtrzymują jej tożsamość przez tradycyjne piosenki, obchody Dnia Świętego Patryka i pobudki bladym świtem, żeby oglądać mecze rugby? Co z pisarką urodzoną w Irlandii, której rodzice pochodzą z innych krajów, przez co jest wiecznie prześladowana znienawidzonym pytaniem: „Nie, nie, skąd tak n a p r a w d ę jesteś?”.
Wszystkie te pytania kłębiły mi się w głowie, kiedy przygotowywałam tę antologię, najnowszą w serii zapoczątkowanej przez Davida Marcusa. Irlandia przeżywa właśnie złoty wiek literatury: nigdy nie było to bardziej oczywiste. Zależało mi, by uchwycić w niniejszym zbiorze coś z energii tego wybuchu w całej jego różnorodności. Powieści kryminalne z Północy to najbliższe, na co mogliśmy liczyć w kwestii rozliczeń z przeszłością. W Irlandii wykluwa się właśnie nowa odmiana realizmu magicznego. Mamy literaturę dla młodzieży, odważnie zadającą niewygodne pytania o feminizm i integralność cielesną. Nowy modernizm, pełen językowych fajerwerków i intensywnych emocjonalnych doznań. Pisarki i pisarze w szczytowych momentach swojej kariery zwracają całą uwagę na tematy, o których wcześniej się nie mówiło, które lekceważono lub omijano z daleka – i robią to z oszałamiającą żarliwością, bez cienia sentymentalizmu. To twórczość godna przejęcia pałeczki po Elizabeth Bowen, Williamie Trevorze i Seánie O’Faoláinie, snująca współczesne opowieści lekko, z elegancją i wdziękiem.
Pragnęłam się również przekonać, dokąd mogą nas zaprowadzić nowe ścieżki wytyczane dziś przez literaturę irlandzką. Zyskuje ona świeżość narracji i perspektyw, wieloaspektowość wnoszoną przez imigrantów do tego kraju, który od pokoleń definiował się wyłącznie przez pryzmat własnej emigracji. Warto także pamiętać, że kiedy otacza nas tak wiele wspaniałych głosów, nie zauważamy, jakich nam jeszcze brakuje. Marzy mi się, by w przyszłych odsłonach tej antologii przeczytać opowiadania napisane przez osoby pochodzenia polsko-irlandzkiego, syryjsko-irlandzkiego czy Irlandzkich Trawelerów. Chciałabym zobaczyć opowieści o poznanych przez Duolingo wenezuelskich przyjaciołach moich rodziców, którzy przybyli do Belfastu po tym, jak zostali zmuszeni opuścić własny kraj nagle, by ratować własne życie. Albo o babci kolegi mojego synka, która przeprowadziła się do Belfastu w latach pięćdziesiątych z kraju znanego wówczas jako Gujana Brytyjska. Wiele tracimy przez to, że te głosy nie są włączane do naszego wspólnego doświadczenia – mam nadzieję, że znaleźliśmy się w momencie przełomu, kiedy rozbrzmiewają one coraz śmielej, a my wreszcie dajemy im posłuch.
Po głębokim namyśle postanowiłam obrać za otwierającą cezurę porozumienie wielkopiątkowe – i skupić się na pracach autorek i autorów, którzy zaczęli publikować teksty po tej dacie. Ustanowione niedawno – a ostatnio poważnie zachwiane – porozumienie wielkopiątkowe zmieniło dla mojego pokolenia wszystko. Nagle otrzymaliśmy przyzwolenie, również mentalne, na eksperymenty z różnorodnością i jej celebrowanie, na akceptację sprzecznych perspektyw i sposobów istnienia. Od tamtej pory literatura irlandzka doświadczała przełomu za przełomem. Powstał magazyn „Stinging Fly”, a Kevin Barry opublikował zbiór opowiadań There Are Little Kingdoms, którego wpływ na kulturę tamtych czasów jest nie do przecenienia. Zapoczątkowano ruch #WakingTheFeminists (#PrzebudzenieFeministek), domagający się oddawania głosu kobietom na krajowej scenie społecznej i kulturalnej. Wrzała praca historyczek i aktywistów, takich jak Catherine Corless czy Colm O’Gorman, którzy wydobywali na światło dzienne głęboko zagrzebane świadectwa i opowieści. W ostatnich latach ukazały się również piękne i bardzo ważne antologie The Long Gaze Back i The Glass Shore pod redakcją Sinéad Gleeson, wydane przez inne cudowne małe wydawnictwo New Island. Te siostrzane antologie przedefiniowały krajobraz literatury irlandzkiej, przywróciły do kanonu głosy pisarek zapomnianych i zignorowanych, a jednocześnie pomogły wytyczyć ścieżki dyskusji o tym, jakich opowieści brakuje nam nie tylko w kanonie, ale także w codziennym życiu.
Wszystkie opowiadania w tej antologii są nowe i napisane na specjalne zamówienie. Nikt, kto mnie zna, nie będzie zaskoczony, że dwie trzecie wyszły spod pióra kobiet, a jedna trzecia jest autorstwa pisarek i pisarzy z Irlandii Północnej. Dwie trzecie to dzieła osób urodzonych w Irlandii i również dwie trzecie spośród wszystkich twórców mieszka obecnie w tym kraju. Najmłodsi autorki i autorzy są po dwudziestce, ale nie tylko młodzi są tu nowi: wśród najlepszych opowiadań znajdziemy dzieła osób po czterdziestce, pięćdziesiątce i sześćdziesiątce, dopiero zaczynających publikować swoją twórczość.
Niniejsza antologia zarówno jako całość, jak i jako składające się na nią indywidualne historie stawia po wielekroć pytania o naturę współczesnej irlandzkości – pytania, które, podobnie jak te zadawane przeze mnie w sferze osobistej, nie mogą być wyjaśnione, a jedynie bardziej pokomplikowane. Mam jednak nadzieję, że ten zbiór da nam przede wszystkim szansę na celebrowanie – w słowach Louisa MacNeice’a, które są najbliższym odpowiednikiem mojego prywatnego wyznania wiary – „nietrzeźwości rzeczy tak od siebie odmiennych”.
Lucy Caldwell
2018 rok
przełożyła Aga Zano