Niestosowne zauroczenie - ebook
Niestosowne zauroczenie - ebook
Kiedy Sara po raz pierwszy zobaczyła Camerona, poczuła się, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie. Ujął ją podziw w jego oczach, nagle zapomniała, że socjeta uważa ją za nieurodziwą dziwaczkę, którą rodzina od pięciu sezonów próbuje wydać za mąż. Dla Camerona jest piękna jak anioł, ale trudno mu zapomnieć, że ich światy dzieli przepaść. Ona pochodzi z dobrego domu, on wychował się w sierocińcu. Gdy Sara jawnie deklaruje, że chętnie spędziłaby z nim resztę życia, jest szczęśliwy, lecz szybko uświadamia sobie, ile musiałaby dla niego poświęcić. Jednak ona wie, że lepiej stracić szacunek elit niż ukochanego.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-291-1290-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Londyn, lato 1834 roku_.
– Jako dama do towarzystwa? – powtórzyła głośniej przerażona ciotka Sary. – Chcesz doprowadzić mnie do palpitacji, a swoją biedną matkę do śmierci? Wszyscy pomyślą, że rodzina Standishów podupadła finansowo, tak jak stało się z twoją biedną przyjaciółką panną Overton!
Sara Standish westchnęła i spojrzała na lady Patterson, która zajmowała drugi koniec sofy w małym salonie na tyłach Standish House.
Postanowiła nie wspominać, że nagła utrata środków do życia przyniosła Olivii szczęście. Przyjaciółka podjęła pracę i dzięki temu poznała mężczyznę, którego pokochała i poślubiła.
– Będę towarzyszyć markizie na spotkaniach i imprezach towarzyskich. To raczej nie sugeruje bankructwa.
– Być może nie – przyznała lady Patterson. – Ale równie dobrze mogłabyś ogłosić się starą panną bez nadziei na małżeństwo.
– Ponieważ właśnie kończę piąty sezon i osiągnęłam zaawansowany wiek dwudziestu trzech lat, wszyscy i tak już mnie za taką uważają.
– Gdybyś tylko trochę bardziej się postarała, byłabyś w stanie oczarować każdego z dżentelmenów, którzy byli tobą wyjątkowo zainteresowani – powiedziała z przekonaniem lady Patter. – Pana Ersby'ego lub pana Berwicke'a. Albo syna tego uroczego baroneta, pana Harlande'a.
– Pan Ersby mówi tylko o psach i polowaniach. Pan Berwicke chciał jedynie mieć dobrze urodzoną żonę, która nie wzdragałaby się przed całorocznym pobytem w głębi Yorkshire. Ożenił się z panną Woodward zaraz po tym, jak grzecznie mu odmówiłam. A syn tego czarującego baroneta mieszka z matką i zamierza z nią pozostać. Nawet jeśli się ożeni. – Przeciągnęła dłonią po swojej pulchnej, zaokrąglonej sylwetce i powiedziała zawadiacko: – Pewnie pomyślał, że jestem podobna do jego mamy.
– Nie każdy mężczyzna pragnie smukłej piękności. Niektórzy wolą kobiety z odrobiną ciała. To prawda, nigdy nie będziesz wyglądała posągowo, ale jesteś elegancka, masz piękne włosy i oczy.
– Wolę dżentelmena z odrobiną rozsądku w głowie i honoru w sercu.
– To dlaczego nie związałaś się z jednym z tych polityków, o których zawsze mówisz? Przecież spędzasz większość czasu, pracując z Komitetem Kobiet Lady Lyndington i pisząc listy popierające reformy.
Polityk, którego mogłaby podziwiać.
Sara zacisnęła usta, by jej twarz nie zdradziła rozżalenia. Po upojnych tygodniach konsultowania się z nią, przystojny poseł do parlamentu, Lucius Draycott poprosił ją o prywatną rozmowę. Nerwowa radość, pewność, że chce się oświadczyć… a potem upokorzenie, gdy odkryła prawdziwy powód spotkania. On tylko chciał rady, o którą z dwóch nudnych młodych dam powinien zabiegać.
Nigdy nie podzieliła się z nikim tym bólem i nie zamierzała go ujawniać i teraz. Informacja, że nigdy nie wyjdzie za mąż, tylko przedłużyłaby kłótnię z ciotką.
– Nic, co robi markiza, nie jest wulgarne – powiedziała po chwili, starając się zachować lekki ton. – Prawdopodobnie wolałabyś, abym poświęciła się wyłącznie popołudniowym spotkaniom i wypadom na zakupy, a wieczory spędzała na przyjęciach i balach. Miałabym nieustannie rozmawiać z tymi samymi ludźmi o tych samych rzeczach?
– Oczywiście. To twoi rówieśnicy, elita Anglii, przywódcy socjety.
– Większość z nich prowadzi raczej próżniacze życie. Wolę spędzać czas wśród tej niewielkiej części elity, która pracuje nad reformami społecznymi.
– Ale jako dama do towarzystwa? Po całym wysiłku, jaki włożyłam w to, byś była odpowiednio traktowana?! – Ciotce załamał się głos, wyciągnęła chusteczkę i otarła oczy.
– Wiem – odparła cicho Sara, kładąc jej uspokajająco dłoń na ramieniu. – Jestem wdzięczna, że zechciałaś przejąć opiekę nade mną, gdy mama z powodu słabego zdrowia przestała bywać. I doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Chcesz dla mnie jak najlepiej, ale nasze poglądy na to, co jest dla mnie najlepsze, różnią się.
– Naprawdę byłabyś szczęśliwa, żyjąc do końca swoich dni jako panna, pomagając wysoko urodzonej damie w pracy na rzecz szkoły dla sierot i reform społecznych ? Sama, bez dziecka, które mogłoby cię pocieszyć, gdy twoja matka, ja i markiza odejdziemy? Nie zniosłabyś życia z bratem i tą głupią trzpiotką, którą poślubił!
Być może sytuacja się poprawiła, pomyślała Sara. Ciotka zwykle forsowała małżeństwo – jakiekolwiek małżeństwo. Czyżby zrozumiała, że ślub z typowym dżentelmenem z towarzystwa nie jest dla Sary dobrym rozwiązaniem? Taki mężczyzna prawie na pewno nie pochwalałby jej poglądów, próbowałby ograniczyć lub zablokować jej działalność polityczną. Najpewniej zostawiałby swoją nieprzesadnie atrakcyjną żonę na gospodarstwie, podczas gdy sam zażywałby przyjemności z jakąś ładniejszą, bardziej efektowną kobietą.
Podobnie jak jej ojciec.
A politycy mogli zachęcać ją do wyrażania opinii i wychwalać jej aktywność, ale kiedy przychodziło do małżeństwa, zwykle wybierali konwencjonalne panny.
Jak wszyscy pozostali na rynku matrymonialnym.
Nic dziwnego, że pragnęła niezależności.
– Chyba byłabym szczęśliwa. Mam przyjaciół i ich dzieci, które mogłabym rozpieszczać i kochać. Mogłabym poświęcić się pracy nad sprawami, które są dla mnie naprawdę ważne. Wiem, jestem dla ciebie rozczarowaniem, ciociu Patterson, ale zwykłe rozrywki, te przyjęcia i wycieczki, po prostu mnie nie interesują.
Ciotka westchnęła.
– To właśnie mówisz od pięciu lat.
– Może teraz wreszcie mnie wysłuchasz i zrozumiesz? Zresztą ty i mama uzgodniłyście już, że po zakończeniu sezonu pozwolicie mi zamieszkać z Emmą i Olivią w domu przy Judd Street, gdzie wszystkie będziemy prowadzić działalność polityczną.
– Ale zarówno panna Henley, jak i panna Overton zdecydowały się na małżeństwo – zauważyła ciotka z triumfalnym błyskiem w oku.
– Gdybym zdobyła uczucie mężczyzny, którego umysł i serce mnie urzekły, tak jak Emmę urzekł lord Theo, a Olivię pułkownik Glendenning, byłabym skłonna wyjść za mąż. Niestety nie doświadczyłam takiego cudu.
– Taki cud nigdy się nie wydarzy, jeśli zrezygnujesz z bywania w towarzystwie – jęknęła ciotka. – Jeśli zostaniesz damą do towarzystwa!
– W takim razie może dobijemy targu. Jeśli nadal będę zachowywać się jak niezamężna panna, to pozwolisz mi pomagać markizie? Jak zapewne pamiętasz, wciąż cierpi po upadku z konia i często odczuwa ból. Nie byłabym opłacaną towarzyszką, raczej przyjaciółką i pomocniczką. Pomagałabym jej pisać listy, organizować przyjęcia, towarzyszyłabym jej na spotkaniach. Na razie, kiedy jestem w Londynie, mogę nadal mieszkać tutaj, z tobą i mamą. I wcale nie znikłabym z towarzystwa! Pomimo odniesionych obrażeń, markiza porusza się w najlepszych kręgach. Tak naprawdę to towarzysząc jej, zyskam większą szansę na spotkanie jakiegoś wspaniałego młodego mężczyzny, który mógłby skłonić mnie do małżeństwa.
– Dobrze – westchnęła ciotka. – Przypuszczam, że w końcu i tak mnie przekonasz. Boże, gdy bywamy w towarzystwie, prawie nic nie mówisz, a potrafisz być taka przekonująca!
– W takim razie mogę odwiedzić lady Trent i poinformować ją o mojej decyzji?
– Nigdy nie sądziłam, że doczekam tego dnia… Moja kochana siostrzenica damą do towarzystwa!
– Asystentką – poprawiła Sara.
Lady Patterson potrząsnęła głową, tym gestem dając do zrozumienia, że to tylko zmiana sformułowania, a istota rzeczy pozostaje taka sama.
– No dobrze, możesz ją odwiedzić.
– Dziękuję, najlepsza z ciotek!
Zachwycona Sara przyskoczyła, by uściskać lady Patterson.
– Boże – mruknęła ciotka – uważaj na mój czepek!
– Zaraz wychodzę. Lady Trent zaprosiła członków komisji parlamentarnej. Będą odwiedzać fabryki w Derbyshire i sprawdzać, czy warunki pracy są zgodne z zeszłoroczną ustawą. Lady Lyndlington i inni członkowie komitetu byli zaniepokojeni, że markiza samodzielnie organizuje tak wielkie przedsięwzięcie.
– Przebiegła dziewczyna! – jęknęła lady Patterson. – Dopiero teraz mówisz, że wyjedziesz z Londynu przed zakończeniem sezonu?
– Sezon i tak wkrótce się kończy, a ty nigdy nie zostajesz w Londynie dłużej niż do końca lipca. Prawdopodobnie zobaczymy się w Kent.
– Dopiero w Kent? – zawołała ciotka. – Och, zabieraj się, zanim zmienię zdanie!
Całując ciotkę, Sara nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wyszła i po raz pierwszy od czasu, gdy straciła nadzieję na wyprowadzkę z domu i samodzielne życie, poczuła, że znajdzie sposób, by realizować swoje marzenia o pracy na rzecz reform.
Oczywiście będzie tęsknić za przyjaciółkami, które wyszły za mąż, choć jeszcze niedawno planowały zamieszkać wspólnie. Cieszyła się ich szczęściem, ale niestety towarzyszenie lady Trent nie będzie tak fascynujące, jak zamieszkanie z Olivią i Emmą.
Z determinacją otrząsnęła się z melancholii, która zawsze ją ogarniała, gdy o nich myślała. Emma z lordem Theo podróżowali po Europie, Olivia zamieszkała w posiadłości męża w Somerset. Choć Sara nie oczekiwała, że lady Trent zastąpi jej przyjaciółki, na pewno będzie sympatyczną i interesującą towarzyszką.
Jeśli okaże się, że nie pasują do siebie, po podróży do Derbyshire Sara wycofa się z dalszych zobowiązań.
Jednak teraz cieszyła się na myśl o podróży do Derbyshire. Samodzielne życie przy Judd Street pozwoliłoby jej spędzać dużo czasu na pracy w Komitecie i w szkole Ellie Lattimer, ale byłyby to działania pośrednie. W Derbyshire ona i lady Trent zamierzały z parlamentarzystami odwiedzać fabryki. Wreszcie zobaczy na własne oczy to, o czym dotychczas tylko czytała. Zapozna się z warunkami pracy dzieci. Ich los bardzo poruszał jej serce.
Wchodząc po schodach do swojego pokoju, musiała się roześmiać. Gdyby ciotka Patterson miała pojęcie, że podczas wizyty w Derbyshire jej ukochana siostrzenica będzie odwiedzać fabryki zatrudniające dzieci i kobiety, zamknęłaby Sarę w sypialni.
Pomimo nadziei ciotki Sara szczerze wątpiła, że wśród członków komisji parlamentarnej lub inspektorów wyznaczonych przez parlament pozna dżentelmena, który uzna ją za odpowiednią kandydatkę na żonę.
Po południu, dwa tygodnie później, Cameron Fitzallen stał przy biurku w biurze Hughes Cotton Works, próbując ukryć niezadowolenie, gdy właściciel, pan Hughes, poinformował go o komisji parlamentarnej, która miała odwiedzić przędzalnię tego popołudnia.
– Nie ma się czym martwić, Cam, mój chłopcze – powiedział pan Hughes. – Prowadzimy wzorcową fabrykę, a warunki pracy już teraz są lepsze niż stanowi ustawa.
– Nie martwię się tym, co odkryją. Jestem zły, bo muszę niańczyć kolejną grupę ignorantów. Szkoda mojego czasu! Tylko ci, którzy pracują w tym biznesie, mogą zmienić coś na lepsze.
– Tak, wiem, że nie przepadasz za takimi sytuacjami. Ale czasami takie inspekcje mogą pomóc. Pan Pennington, członek komitetu reprezentujący Derby, chciał przyprowadzić parlamentarzystów do nas, żeby pokazać im, jak powinna być zarządzana fabryka.
– Jesteśmy dumni z tego, co pan zbudował – odpowiedział Cameron, patrząc na swojego mentora z szacunkiem. – Cała załoga.
– Więc nie chcę słyszeć więcej protestów. Oprowadzisz ich, a potem wygłosisz przemówienie. Nie bez powodu nalegałem, byś nauczył się mówić jak londyński dżentelmen. Będą cię słuchać o wiele uważniej niż mnie, bo nie pozbyłem się północnego akcentu.
– A powinni pana słuchać – odparł Cameron. – Ma pan taką samą wiedzę jak ja i o wiele większe doświadczenie.
– Cóż, jak to często bywa, liczy się wygląd. I dzisiaj, i kiedy polujesz na kolejnych inwestorów.
Cameron uśmiechnął się.
– Inwestycjami pozwolę się panu zająć, ja wolę koncentrować się na maszynach. Może i wyglądam i mówię jak dżentelmen, ale się nim nie urodziłem. – Przypomniały mu się czasy, które spędził w Londynie. Ze złością odepchnął te wspomnienia. – Nigdy nie pozwolą mi o tym zapomnieć.
– Tak to już jest – przyznał Hughes. – Obyśmy doczekali dnia, w którym człowiek będzie doceniany za swoje osiągnięcia, a nie za urodzenie. Owszem, to ja założyłem firmę, ale to dzięki twoim innowacjom Hughes Works przynosi tak duże zyski.
– Dziękuję. Doceniam zaufanie.
Pan Hughes zachichotał.
– To pierwszy z kilku zakładów, którymi zamierzasz kierować, prawda? Tak, spodziewam się, że chętnie zastosujesz rozwiązania, o których tak wiele czytałeś. Natomiast ja zajmę się narzekaniami na wprowadzone przez ciebie zmiany.
– Zamierzam utrzymać rentowność.
W tym momencie rozległo się pukanie, po którym do biura weszło jedno z dzieci.
– O co chodzi, Jenny? – zapytał Cameron.
– Przepraszam, panie Hughes, ale Lennox przysłał mnie po pana Fitzallena. Ma kłopoty z naoliwieniem jednego z przędzalniczych mułów.
– Skoro komitet ma się tu zjawić lada chwila, lepiej od razu uruchomić maszyny – powiedział pan Hughes.
– Już idę – westchnął Cameron. – Chodźmy, Jenny.
Gdy wyszedł z biura, hałas zagłuszył wszystkie inne dźwięki. Chociaż fabryka przerażała go i onieśmielała, gdy po raz pierwszy wszedł tu jako zdenerwowany sześciolatek, pokochał maszyny od pierwszego wejrzenia, a dreszczyk ekscytacji nigdy nie zniknął. Dźwignie i koła pasowe, koła zębate i druty, rolki, bębny i szpulki fascynowały go, a ich wzajemne oddziaływanie było jak elegancki taniec, który od tamtej pory studiował. Jak na sierotę z parafialnego przytułku radzę sobie całkiem nieźle, pomyślał, idąc za Jenny. Przez ponad dwadzieścia pięć lat przeszedł drogę od sprzątacza do stanowiska kierownika, po drodze szukając sposobów na poprawę zarówno wydajności, jak i bezpieczeństwa. Drobne poprawki, które wprowadził, najpierw zwróciły uwagę jego przełożonego, a następnie samego pana Hughesa. Dostrzegając jego potencjał, właściciel wysłał go do szkoły. A już wkrótce miał mu przekazać zarząd nad fabryką.
Pożegnał się z Jenny i wszedł do hali zajmowanej przez przędzalnicze muły, gdzie gorąco i hałas uderzyły go prosto w twarz. Lennox, jeden ze starszych nadzorców, musiał go niecierpliwie wypatrywać, bo pomachał i wskazał maszynę, która sprawiała kłopoty.
Cameron zrzucił marynarkę, kamizelkę i krawat, potem podwinął rękawy koszuli. Chudy sierota, którym kiedyś był, wyrósł na wysokiego, potężnie zbudowanego mężczyznę o szerokich ramionach. Nie mógł już wślizgnąć się pod maszynę, by dostać się do trudno dostępnych części, co robił jako chłopiec. Musiał teraz uważać, by nie zerwać nici lub nie przytrzasnąć sobie ręki jednym z czółenek. Rozwiązywanie takich problemów było rodzajem łamigłówki, a on zawsze je uwielbiał. Uklęknął i spojrzał na maszynę od dołu, po czym wstał i spojrzał na nią pod kilkoma różnymi kątami. Zadowolony z oględzin, skinął na Lennoxa, aby podał mu oliwiarkę, znowu uklęknął i zabrał się do pracy.
Dopiero gdy skończył i wstał, zauważył pana Hughesa wprowadzającego do sali grupę nieznajomych. Bez wątpienia byli to parlamentarzyści.
Właśnie oddał olejarkę Lennoxowi, gdy zdał sobie sprawę, że wśród nich są dwie kobiety. Zmarszczył brwi. Starsza dama w eleganckiej pelisie opierała się na ramieniu drugiej.
Druga kobieta odwróciła się w jego stronę i spojrzała w górę. Cameron doznał szoku, gdy zdał sobie sprawę, że jest nie tylko znacznie młodsza od towarzyszki, ale także bardzo atrakcyjna.
Wygląda jak anioł z obrazu, pomyślał oszołomiony. Złote loki okalały delikatną, bladą twarz, a duże, piękne niebieskie oczy patrzyły na niego pytająco. Ciemnoniebieska pelisa podkreślała krągłości o wiele zbyt zmysłowe, by mogły należeć do istoty z niebiańskich zastępów.
Gdy jego ciało zareagowało na tę obserwację, oczy kobiety rozszerzyły się. Cameron nagle zdał sobie sprawę, że stoi, gapiąc się na nią, bez marynarki i krawata, a jego rozpięta koszula częściowo odsłania klatkę piersiową. Dla kogoś z eleganckiego świata było to równoznaczne z paradowaniem nago.
Z zaczerwienioną twarzą chwycił ubranie, pośpiesznie narzucił kamizelkę i marynarkę, po czym owinął krawat wokół szyi. Nie miał czasu, by go porządnie zawiązać.
Co młoda, atrakcyjna dama robiła w Hughes Works? Wglądała tu tak nie na miejscu, jak on wyglądałby na przyjęciu w pałacu królewskim.
Przywołał uśmiech na twarz i próbował otrząsnąć się z silnej zmysłowej reakcji, jaką w nim wywołała. Miał nadzieję, że zanim skończą zwiedzanie i wrócą do biura, gdzie odpowie na ich pytania, ona przestanie go rozpraszać. W przeciwnym razie nie zdoła wygłosić przygotowanego przemówienia.
Niestety nie było szans, by wzbudził jej zainteresowanie.ROZDZIAŁ DRUGI
Cameron pokazał parlamentarzystom kolejne etapy produkcji nici. Od przędzalni, w której kwiaty bawełny były oddzielane od nasion i innych odpadów, do zgrzeblarni, w której maszyny czesały ją w długie pasma, a następnie do mułów, gdzie pasma były skręcane w nici i nawijane na szpule, które instalowano w maszynach tkackich.
Potem zaprowadził ich do swojego biura, gdzie spodziewał się oczekującego ich pana Hughesa.
Hałas uniemożliwiał dyskusję podczas wycieczki, więc gdy Cam machał ręką, wskazując maszyny, nie mógł się powstrzymać od ciągłego zerkania na panie. Wyglądało na to, że były bardzo zainteresowane fabryką, ale nie potrafił sobie wyobrazić, z jakiego powodu.
Pan Hughes spotkał się z nimi w drzwiach biura.
– Panowie, panie, proszę wejść. Pozwolą państwo, że przedstawię wam kierownika, pana Camerona Fitzallena. Cam, mój chłopcze, to jest lady Trent, która gości komisję w Brayton Hullford. A to jej towarzyszka, panna Standish. I członkowie komisji: sir Henry Wright, przewodniczący, lord Cleve, pan Pennington, poseł z Derby, i pan Marsden.
Cameron ukłonił się, a goście odwzajemnili ukłon.
– Proszę usiąść – kontynuował Hughes, wskazując krzesła. – Napijmy się herbaty. Hannah? – Hughes skinął na kobietę w czepku i długim białym fartuchu, która przyniosła filiżankę każdemu z gości. – Co sądzicie o Hughes Cotton Works? – zapytał, gdy wszyscy mieli już napoje.
– Całkiem imponująca – odparł lord Cleve. – Sir Henry, który widział wiele fabryk, powiedział nam, że Hughes Works jest innowatorskim zakładem. Jednym z pierwszych, który produkuje zarówno nici, jak i tkaniny. Bardzo korzystne połączenie.
– Nasza wydajność wzrasta dzięki stabilnej, dobrze wyszkolonej sile roboczej – powiedział Cameron. – Zapewniamy wielu z nich mieszkania. Także edukację dla wszystkich dzieci poniżej czternastego roku życia.
Lord Cleve uniósł brwi.
– Czy szkoła dla dzieci jest naprawdę konieczna?
Subtelna drwina w głosie mężczyzny natychmiast rozpaliła w Cameronie gniew. Cleve musiał być jednym z tych bogaczy, którzy uważali, że kształcenie dzieci z niższych klas społecznych to strata czasu i pieniędzy.
Cam był kiedyś takim dzieckiem. Zanim zdążył udzielić prawdopodobnie niezbyt dyplomatycznej, odpowiedzi, odezwała się lady Trent.
– Z pewnością, lordzie Cleve, jako dżentelmen i chrześcijanin chce pan, aby każdy Anglik i każda Angielka byli w stanie samodzielnie czytać Biblię. Aby ojciec rodziny wiedział, jak zarządzać finansami, by pokryć koszty utrzymania. By był w stanie podpisać się na umowach i dokumentach.
Cameron przypomniał sobie, że lady Trent była markizą, a więc przewyższała syna hrabiego tytułem. Ten, choć wyglądał na zirytowanego, skinął głową.
– Oczywiście ma pani rację, lady Trent.
– Ile godzin nauki oferuje fabryka?
Zaskoczony, słysząc pytanie uroczej blondynki, którą tak bardzo próbował ignorować, Cameron pozwolił sobie na spojrzenie w jej kierunku. Po raz kolejny poczuł niemal namacalne przyciąganie.
– Interesuje się pani edukacją, panno Standish? – zapytał. – Myślałem, że panie pełnią tylko rolę gospodyń dla członków komitetu.
Sir Henry zachichotał.
– Och, robią i zrobiły znacznie więcej, panie Fitzallen. Lady Trent i panna Standish są członkiniami Komitetu Kobiet pod przewodnictwem lady Lyndlington, której mąż jest parlamentarzystą, zwolennikiem reform. Zrobiły wiele dobrego, pisząc listy do posłów i lobbując na przykład za delegalizacją handlu niewolnikami czy za ochroną dzieci pracujących w fabrykach.
Z mgły powróciły bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Ciągłe inspekcje sierocińca, często kierowane przez damy. Te wizyty budziły nadzieje, które ostatecznie pozostawały w sferze marzeń.
Choć Cameron starał się je stłumić, gniew i uraza, jakie wzbudzały, były na tyle żywe, że powinny ostudzić jego niestosowny pociąg do panny Standish. Nienawidził arystokratów, którzy traktowali dobroczynność jak sposób na nudę. Zawsze dużo mówili, ale niewiele robili.
– Godne pochwały – powiedział z drwiną. Czuł, że musi zakończyć spotkanie, zanim straci panowanie nad sobą. – Czy są jeszcze jakieś pytania? Mają państwo ważną pracę do wykonania i pewnie muszą wkrótce udać się w kolejne miejsce.
Przez kilka minut, gdy goście pili herbatę, Cameron zmuszał się do odpowiadania na pytania dotyczące produkcji, godzin pracy, zatrudniania nowych pracowników i efektywności nowych krosien mechanicznych w porównaniu z krosnami ręcznymi.
Po skończonej herbacie sir Henry podziękował panu Hughesowi za zorganizowanie wizyty i wszyscy wstali, a właściciel fabryki wyprowadził gości.
Panna Standish pozostała jednak w tyle.
– Nie odpowiedział pan na moje pytanie, panie Fitzallen.
Ponieważ nie chciałem marnować czasu, zaspokajając pani próżną ciekawość, gdy pani dla kaprysu bawi się w dobroczynność, pomyślał.
Mimo irytacji nie mógł jednak nie zauważyć subtelnego zapachu fiołków, który ją otaczał, blasku jej złotych loków, gładkich policzków. Albo te różane usta i krągłości widoczne pomimo pelisy…
Fakt, że odczuwana pogarda nie stłumiła pociągu, doprowadzał go do wściekłości. Zirytowany, nie mogąc zapanować nad wzburzeniem, ukłonił się jej przesadnie służalczo, jak rosyjski chłop przed dziedzicem.
– Przepraszam, panienko. Nie chciałem okazać braku szacunku.
Ku jego zaskoczeniu zrozumiała, że ten gest był wyrazem pogardy. Jej twarz oblała się rumieńcem, ukłoniła się sztywno i skierowała do drzwi. Na progu zatrzymała się i odwróciła.
– Dlaczego kpi pan ze mnie i unika odpowiedzi na moje pytania? Ponieważ jestem tylko kobietą i nie zrozumiem odpowiedzi?
– Co do głębi kobiecego rozumu, nie mam zdania. Po prostu nie sądziłem, że pani potrzebuje tych informacji. W przyszłym miesiącu pani i jej komitet przejdziecie do kolejnej sprawy i zapomnicie o dzieciach z Hughes Works.
– Och, więc zmieniam swoje zainteresowania co miesiąc? Jak pan śmie! Nic pan o mnie nie wie!
– To prawda. W ogóle pani nie znam, milady – odparł.
– Nie jestem milady, tylko obywatelką głęboko zaniepokojoną edukacją i dobrostanem dzieci, wysyłanych do pracy. Troszczę się o to od kilku lat i zamierzam to robić przez wiele następnych.
Musiał przyznać, że podała przekonujące argumenty. Ale tak samo było z innymi.
– Być może pani entuzjazm się utrzyma. Jeśli tak, może wtedy przedyskutujemy tę kwestię.
– Zapewniam pana – odparła ze złością – że mój entuzjazm potrwa znacznie dłużej niż pański pokaz uprzejmości. Miłego dnia, panie Fitzallen.
Skinęła mu głową z godnością, która sprawiła, że się zawstydził, i wyszła z biura.
Piekło i szatani, pomyślał, pocierając dłonią czoło, gdy zamknęły się za nią drzwi. Wyglądało na to, że jego gniew z powodu tego, co przeżywał w przytułku, płonął tak jasno, jak zawsze. Mimo to nie powinien był pozwolić, by puściły mu nerwy. Miała rację, nie znał jej i nie wiedział, jak bardzo interesuje się dziećmi z fabryk. Był w najlepszym razie nieuprzejmy dla jednego z gości swojego pracodawcy, a w najgorszym niesprawiedliwy i po prostu złośliwy. Powinien przeprosić pannę Standish.
Nie miał jednak pojęcia, w jaki sposób wyjaśnić swoją reakcję bez ujawniania prawdziwej opinii na temat jej klasy społecznej i działalności, co prawdopodobnie jeszcze bardziej by ją rozgniewało.
Na szczęście było bardzo mało prawdopodobne, że jeszcze kiedyś się spotkają. Komitet miał odbyć tylko tę jedną wizytę w Hughes Cotton Works.
Wściekłość i rozgoryczenie paliły policzki Sary, gdy pospieszyła, by dogonić grupę. Co za arogancki mężczyzna! Lekceważył jej działalność i poglądy, ponieważ była kobietą? A może był jakiś inny powód jego nieuprzejmego zachowania?
Biorąc głęboki, uspokajający oddech, pomyślała, że już powinna się przyzwyczaić do protekcjonalnego traktowania. Wielu mężczyzn odnosiło się tak do kobiet, które odważyły się głosić własne poglądy. Pan Fitzallen był zatem kolejnym z długiego szeregu dżentelmenów, którzy najwyraźniej uznali jej zainteresowanie reformą parlamentarną w najlepszym razie za naiwne, a w najgorszym za nienaturalne i niekobiece.
Niepotrzebnie założyła, że skoro awansował na obecne odpowiedzialne stanowisko dzięki umiejętnościom i ciężkiej pracy, będzie miał wyższe mniemanie o kobiecym intelekcie. W końcu spora część jego pracowników to kobiety.
Wiedziała, że Hughes Works uważano za wzorcową fabrykę. Czy Fitzallena irytowała wizyta komitetu, ponieważ byli osobami z zewnątrz i odciągali go od ważnych zadań? A może chciał się ich pozbyć, zanim porozmawiają z pracownikami? Czy naprawdę dbał o bezpieczeństwo dzieci, czy tylko pragnął czerpać zyski z ich pracy?
Zignorował jej pytanie, co wiele mówiło o jego stosunku do reformatorów. Mimo to zaczęła z nim rozmawiać. Dlaczego? Zwykle była nieśmiała i niechętnie zabierała głos, unikała też konfrontacji.
A może postąpiła tak, ponieważ poczuła silne i nieoczekiwane… nie bardzo wiedziała, jak to opisać. Połączenie? Więź? Przyciąganie?
Fitzallen zachowywał się z pewnością siebie mężczyzny przyzwyczajonego do pełnienia przywódczej roli. No i z pewnością był atrakcyjny. Wysoki, o szerokich ramionach, miał ciemne, inteligentne oczy i bujne włosy. Przyciągnąłby uwagę każdej kobiety.
Chociaż był ubrany i mówił jak dżentelmen, najwyraźniej nim nie był. Nikt, kto urodził się dżentelmenem, nie pracowałby w fabryce. I nie zdjąłby ubrań w obecności kobiet. Gdy przypomniała sobie, jak wyglądał, gdy po raz pierwszy go zobaczyła, ogarnął ją zawstydzający dreszcz zmysłowego podniecenia. Podwinięte rękawy, rozpięta koszula odsłaniająca silną szyję i szeroką klatkę piersiową, duże, sprawne dłonie, zręcznie przesuwające się między bawełnianymi nitkami i kołami zębatymi. Wyglądał… pierwotnie i potężnie. I dość niebezpiecznie.
Mężczyzna, który równie dobrze czułby się, wygłaszając przemówienie na forum parlamentu, jak i na spotkaniach z wyborcami czy robotnikami. Zupełnie inaczej niż dobrze wykształcony, wysoko urodzony, oddany polityce dżentelmen, którego wcześniej uważała za ideał.
Pomimo widocznej ogłady pan Fitzallen wydawał się typem człowieka, który wolałby rozstrzygać ostre spory walką na pięści niż argumentacją.
Powinna być ostrożna.
Wielokrotnie czuła na sobie jego spojrzenie, gdy oprowadzał ich po fabryce, Za każdym razem ogarniało ją wówczas nerwowe napięcie. Być może fakt, że chyba uznał ją za atrakcyjną, tak jak ona jego, popchnął ją do wszczęcia rozmowy. Odniosła wrażenie, że ją polubił, dlatego poczuła się tak bardzo urażona, gdy prawda okazała się zupełnie inna.
I bardzo dobrze. Kiedy wyobraziła sobie reakcję ciotki Patterson, gdyby Sara przyznała, że rozmawiała z zarządcą fabryki, aż parsknęła śmiechem. Krzyk ciotki, zanim by zemdlała, byłby na tyle przenikliwy, że zaalarmowałby wszystkich sąsiadów. W Londynie prawdopodobnie zabrakłoby soli trzeźwiących, by ją ocucić.
Pomimo oczywistej pogardy Fitzallena i niebezpiecznego przyciągania, które powinno obudzić jej czujność, Sara nie mogła przestać o nim myśleć. Był ambitnym młodym mężczyzną, wykazał się znaczną wiedzą i był bardzo ceniony przez swojego pracodawcę. Nagle uderzyło ją, jak niezwykłe było to, że to pan Fitzallen, a nie właściciel fabryki oprowadzał ich po zakładzie i odpowiadał na wszystkie pytania.
Skąd pochodził Cameron Fitzallen i w jaki sposób doszedł do obecnej pozycji? Czy był synem farmera, zwabionym obietnicą zarobków i awansu? Czy był kiedyś chłopcem zafascynowanym maszynami? W którymś momencie musiał odebrać wykształcenie w innej części Anglii, ponieważ mówił bez śladu silnego akcentu, którego nie pozbył się pan Hughes.
Podejrzewała, że gdyby była na tyle odważna, by stanowczo nalegać na udzielenie odpowiedzi na jej pytanie, powiedziałby wiele interesujących rzeczy. Był inny i o wiele bardziej fascynujący niż nudni, konwencjonalni dżentelmeni z towarzystwa, z którymi zwykle się zadawała. Wydawał się od nich tak różny, jak indyjski tygrys od domowego kota.
Ciekawość i zaskakujący pociąg fizyczny walczyły w niej ze sceptycyzmem i ostrożnością.
Co w nią wstąpiło? Zniesmaczona pokręciła głową. Nieśmiała, łagodna Sara Standish nigdy nie była odważna ani nie dążyła do konfrontacji z nieprzewidywalnymi nieznajomymi.
Nawet gdyby ta dziwna skłonność do pana Fitzallena nie osłabła, nic nie mogłaby z tym zrobić. Z tego, co wiedziała, komisja zamierzała złożyć tylko jedną wizytę w każdym z obiektów znajdujących się na ich liście. To irytujące, intrygujące i niepokojące wrażenie, jakie wywarł na niej Cameron Fitzallen, będzie wszystkim, co po nim pozostanie w jej wspomnieniach.
Odrzucając irracjonalny żal, Sara podeszła do lady Trent i z uśmiechem podała jej ramię.