Nieszczęście w szczęściu - ebook
Nieszczęście w szczęściu - ebook
Nikt bardziej niż Tekla nie jest zaskoczony odmianą losu. Wygrana w Lotka, zakochany mężczyzna, świetna praca. Towarzyszący jej od lat pech przepadł, a w jego miejsce pojawiło się wreszcie szczęście. Zdaniem Dominiki, jej kuzynki i przyjaciółki, nikt bardziej od niej nie zasłużył na tę zmianę. Niestety, tylko ona wydaje się być tego zdania. Wokół - jak grzyby po deszczu - zaczynają wyrastać zazdrośnicy, uważający, że Tekla zabiera szczęście innym ludziom. Zawistni sąsiedzi, zawistne koleżanki z pracy i szefowa, która wierzy, że Tekla poluje na jej stołek, próbując podstawić jej nogę, a to jeszcze nie koniec. Tekla również zaczyna zauważać, że co jej los dopisze, to komu innemu zabierze, ale próba morderstwa? Czy to nie lekka przesada? Na szczęście, bo jakżeby inaczej, w jej życiu znów pojawia się komisarz Gawron…
Olga Rudnicka- znana autorka powieści sensacyjnych "Natalii 5", "Cichy wielbiciel", "Były sobie świnki trzy" i wielu, wielu innych. Miłośniczka zwierząt, natury i dobrego jedzenia. Kocha jazdę konną i dobrą książkę. Nigdy nie polubi kawy i hipokryzji. Zawsze będzie podążać za swoimi marzeniami.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-730-3 |
Rozmiar pliku: | 370 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dominika Anioł niecierpliwie stukała obgryzionymi paznokciami o blat biurka, z trudem powstrzymując się przed wybuchem. Komisarz Gawron nie zmienił się ani o jeden siwy włos. Wysoki, nadal tak samo stanowczy jak kilka miesięcy wcześniej, patrzył na nią tym samym wzrokiem – niby powaga, niby ironia pomieszana z dobrotliwością wujaszka, który tłumaczy chrześniakowi, że prezerwatywę zakłada się przed, a nie po.
I jeszcze ten jego kolega, komisarz Klulikowski. Ten to nawet nie krył wesołości, choć wyglądał, jakby spał w samochodzie. I to dłuższy czas, sądząc po wymiętolonym i chyba nieświeżym ubraniu.
– Będziecie musieli mnie stąd wynieść albo obsłużyć – powiedziała ostrzegawczym tonem, zastanawiając się, jakie mają legalne możliwości pozbycia się jej i czy zrzucenie ze schodów też się do nich zalicza.
– Szanowna pani, to nie sklep. – Klulikowski parsknął. – Pani i pani nawiedzona kuzynka…
– Daj spokój – przerwał mu starszy kolega. – Wysłuchajmy do końca.
– Chyba się tym nie zajmiesz?! To jakieś…
– Dlaczego pani uważa, że to nie były zwyczajne wypadki? – Mikołaj zwrócił się do siedzącej naprzeciw niego kobiety, nie pozwalając koledze dokończyć i ignorując jego zastrzeżenia.
Bo pięć miesięcy temu na starym cmentarzu odprawiłyśmy rytuał na odpędzenie pecha, odrzekła w myślach Dominika. Nie mogła jednak się przyznać do zbezczeszczenia miejsca kultu, nieważne, że zamkniętego na cztery spusty. No, może nie licząc rozpadającego się płotu.
Mimo że nikogo nie skrzywdziły, nadal miały wyrzuty sumienia, które Tekla jeszcze podsycała. To katolickie wychowanie, uznała Dominika. Człowiek ma za dużo kompleksów. Zdaje się też, że mogły popełnić przestępstwo. Niewielkie, a kara śmierci na pewno im nie groziła, ale zawsze. Tak, o cmentarzu lepiej nie wspominać.
– Dlaczego pani uważa, że to nie były zwyczajne wypadki? – powtórzył Gawron głośniej, bo młoda kobieta odpłynęła gdzieś myślami i nie był pewien, czy i kiedy wróci.
– A co? Pech? – zapytała zadziornie. – Chyba pan w niego nie wierzy?
– Kilka miesięcy temu usiłowały mnie panie przekonać, że pani Tekla jest przeklęta i każdego, kto się z nią zetknie, spotka nieszczęście. Co się zmieniło? – spytał.
Bo na wszelki wypadek, żeby utrzymać efekt, podczas każdej pełni nadal zamykamy pecha w butelce po winie i topimy w Warcie, chciała odpowiedzieć. W ostatniej chwili ugryzła się w język. To akurat nie przestępstwo, ale nie była pewna, czy nie wykroczenie. Nie ma co się przyznawać.
– Nastawienie – odrzekła ponuro. – Nastawienie się zmieniło. Bądźmy dorośli i rozsądni.
Nie przyznała się, że na początku też uważała, że pech wrócił i w odwecie za przepędzenie usiłuje teraz zamordować jej kuzynkę, ale ile można? Coś za dużo tych wypadków. Czas zacząć myśleć realistycznie. Ktoś musi za tym stać. Ktoś żywy.
– I zasadniczo Tekli całkiem dobrze się powodzi – dodała. – Dostała niezłą pracę, zaczęła studia, wygrała trochę kasy, jest zakochana z wzajemnością w facecie, który po sobie sprząta, spuszcza wodę w toalecie i nie jest maminsynkiem. Gdyby pech nadal jej towarzyszył, wywaliliby ją po okresie próbnym, nie płacąc ani grosza, nie byłoby jej wówczas stać na studia, a na dodatek trafiłaby na jakiegoś dziecioroba, który ma więcej wyroków za alimenty niż dzieci, a za dzieło sztuki uważa tatuaż na karku w postaci kodu kreskowego.
– Ma pani niezbyt wygórowane oczekiwania, jeśli chodzi o mężczyzn – zauważył sarkastycznie komisarz Klulikowski.
– Że co proszę? – spytała niegrzecznie.
Poprzednio też się nie polubili. To, że nie widziała go od kilku miesięcy, nie zaowocowało nieoczekiwaną sympatią.
– Na ogół to kobiety mają listę wymagań dłuższą od rolki trzywarstwowego papieru toaletowego – powiedział.
Spojrzała na niego krzywo, lecz jako osoba dorosła, zrównoważona, rozsądna i odpowiedzialna, postanowiła odpuścić komisarzowi. Przydługie włosy, niedogolony podbródek, przekrwione oczy, urwany guzik od koszuli i naderwana kieszeń spodni. Kilka miesięcy wcześniej wyglądał młodziej, przystojniej, porządniej i… czyściej. Teraz sprawiał wrażenie, jakby żona wystawiła go z walizeczkami za drzwi bez instrukcji obsługi, co dalej.
Szkoda, że obaj śledczy poznali Teklę i ją od tej gorszej strony. Skutek jest teraz taki, że z nieznanego im świadka nie ośmieliliby się kpić, a z niej robią sobie żarty. Niestety, nie mogła pójść do innego komisariatu. Mieli rejonizację, psia jego mać! A przez ten przeklęty zegar wszyscy je kojarzą!
– Najpierw ktoś próbował ją otruć – zaczęła wyliczać, ignorując papier toaletowy komisarza Klulikowskiego – ale nie potraktowała tego poważnie. Myślała, że jogurt się zepsuł. Potem ktoś usiłował wepchnąć ją pod tramwaj, ale uznała, że w tłoku ktoś musiał ją przypadkiem pchnąć i tyle. Gdy wracała z siłowni, ktoś za nią szedł i nie wiadomo, jak by to się skończyło, ale na szczęście Michał po nią wyszedł. Dodajmy do tego próbę potrącenia na parkingu, a w sobotę ktoś zepchnął ją ze schodów i uciekł. Każda z tych sytuacji osobno może być przypadkowa, ale wszystkie naraz? W ciągu kilku tygodni? Coś za dużo tych wypadków. Aha! Nie zapominajmy o porysowanym samochodzie, przebitych oponach i martwej rybie. I co? Nadal pan uważa, że to tylko zbieg okoliczności albo pech?! – zakończyła triumfalnie, uderzając dłonią w blat biurka.
– Hm… – Gawron spoglądał na nią badawczo.
Martwa ryba zaciekawiła go przez moment, ale obawiał się, że jeśli zapyta, odpowiedź doprowadzi go na skraj szaleństwa.
– Faktycznie, wygląda to podejrzanie.
– Noż kwa! Mówiłam tak od razu! Jemu! – Machnęła palcem w kierunku komisarza Klulikowskiego. – A on mnie próbował wystawić za drzwi! Na szczęście pan przyszedł!
– Czy pani Tekla mogła komuś podpaść? Na tyle, żeby chciał ją zabić? – zapytał z powątpiewaniem Mikołaj, ale nie mógł powstrzymać krążących mu po głowie myśli.
Używając języka z zakresu psychologii, Tekla była walnięta, ale w gruncie rzeczy nieszkodliwa z tymi swoimi czarami-marami i hokus-pokus, niemniej pewne nazwisko wyświetliło mu się przed oczami jak neon. Nawet pojawiła się nadzieja, że może uda mu się ruszyć zamkniętą sprawę! I odpracować tyły, które załapał, a może i spalić gniazdo szerszeni, bo po tym, jak użądliły go w dupę, nadal sączył się jad.
– Hm… – Dominika chrząknęła niepewnie i uciekła spojrzeniem w bok.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI