Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nietutejsi - ebook

Data wydania:
9 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
30,00

Nietutejsi - ebook

Kim jesteśmy? Nie istnieje chyba bardziej elementarne pytanie ontologiczne. Nie istnieje też chyba żadne bardziej elementarne pytanie, które można sobie zadać, a nawet bez przerwy zadawać, czytając "Nietutejszych". Jolanta Jonaszko, może lepiej: jej narratorka, pozostająca w zawieszeniu między „tam” i „tutaj”, całkiem świadomie sytuująca się w obszarze liminalnym, w mitycznym pomiędzy, doświadcza rzeczywistości z perspektywy obcego, emigranta zawieszonego między kulturowym Wschodem a Zachodem, kobiety mierzącej się z inną przestrzenią i innymi problemami niż te znane jej z miejsca urodzenia i wychowania. Czego uczy nas Jonaszko? Przede wszystkim tego, że unifikacja Europy nadzwyczaj często pozostaje w sferze deklaracji – nie ma jednej Europy, linie demarkacyjne przebiegają zgodnie z liniami podziałów geograficznych, a także – że w obrębie tych nieformalnie wydzielonych kawałków świata przebiegają wewnętrzne granice psychokulturowe, a te znieść (w obu znaczeniach tego słowa) najtrudniej. Stąd, z jednej strony – wszechobecne wyalienowanie pomimo usiłowań dopasowania się do rzeczywistości, a z drugiej – rozpaczliwe próby pozostania sobą w obliczu groźby normalizacji i standaryzacji. Konkluzją Nietutejszych zdaje się być to, że człowiek nigdy nie jest do końca „swój” i nigdy nie jest do końca „obcy”, że te dwa biegunowe aspekty doświadczenia składają się na całokształt tego, co można nazwać „ja”. Jonaszko ukazuje to znakomicie, a dodatkowo robi to za pomocą języka odartego ze zbędnych ozdobników, choć nie surowego, i na tyle sugestywnie, że można jej wierzyć; w każdym razie ja („ja”) jej wierzę. Tomasz Dalasiński

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67460-51-4
Rozmiar pliku: 702 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NIEBIESKIE TULIPANY

Mówi się, że pierwsze wrażenie zostaje z tobą na zawsze, ale po niej mam tylko ostatnie. Wstyd przyznać, ale tego dnia, kiedy się poznałyśmy, za dużo się działo, żeby jeszcze jakoś specjalnie zwracać uwagę na obcego człowieka. W końcu to my byliśmy oceniani, nie ona. To nam zależało na wynajęciu nowego mieszkania. Niby prosta rzecz, ale tutaj granicząca z cudem. Mieszkań w Hesji nie przybywało, a takich jak my, dorabiających się cudzoziemców albo Niemców z biedniejszych landów, którzy dostali pracę w jednym z tutejszych koncernów, było coraz więcej.

Miałam świadomość, że szanse są nikłe i denerwowałam się. Zwracałam uwagę na szczegóły, które mogły mieć jakieś znaczenie, na odległość do najbliższego marketu i na powietrze, które miało tu być czystsze niż kilka kilometrów dalej, bo to już Kurort Auerbach, a ona mi w tym wszystkim umknęła. W pamięci zostało tylko kilka scen.

– Dobrą dzielnicę sobie upatrzyliście...

Jej ton był pełen podziwu i niedowierzania jednocześnie. Zrobiła pauzę, zastanawiając się pewnie, jak szybko, ponad blatem masywnego drewnianego stołu, wytłumaczyć nietutejszym, że znajdują się nie tylko z dala od torów kolejowych, ale i blisko gór, w ich chłodnym, drogim cieniu. Na geograficznym i społecznym wzniesieniu. Że wille wkoło to więcej niż nieruchomości za milion euro, to jest sztuka, którą przyjeżdżają oglądać tylko wtajemniczeni niemieccy turyści. Że kupić taką posiadłość w dzisiejszych czasach jest trudno i mało kto tu wynajmuje. Tu się dziedziczy, a potem pracuje do zmroku, żeby te mury utrzymać.

Gdy wjeżdżaliśmy pod stromą górkę, kierując się w stronę obrośniętych winnicami wzgórz, uliczki stawały się coraz węższe, a ja przylepiłam nos do szyby i próbowałam objąć wzrokiem niższe kondygnacje rezydencji po obu stronach drogi. Pewne siebie i dostojne, jakby były dziełami samej góry, nic mi nie mówiły oprócz tego, że to chyba nie jest miejsce dla nas. Dopiero ona wyjaśniła nam, że to projekty Metzendorfa i że nie ma się czego bać, bo wszystko jest dla ludzi, ale to powiedziała dużo później.

Tego pierwszego dnia otuchy dodała nam mgła, która zamazywała kontury, sprawiając, że klimat tej dzielnicy wydawał się baśniowy. Zapraszał, dawał nadzieję, bo nic tu nie wyglądało do końca realnie – ani porośnięte mchem cegły, ani skrzypiące okiennice zawieszone na gotyckich wieżyczkach, ani nasza tutaj obecność. We mgle wszystko zdawało się możliwe.

Budynek, przed którym zaparkowaliśmy, różnił się od reszty. Nowoczesny, dwupiętrowy, z płaskim dachem. Ściany gładkie, otynkowane, białe. Mieszkanie, które mieliśmy obejrzeć, znajdowało się na parterze. Przed domem nie było ani muru, ani płotu z furtką, która zatrzeszczałaby, a potem nas wpuściła. Nawet żywopłotu nie było, nic. Wille, które mijaliśmy, otaczały mury albo siatki wypełnione białymi kamyczkami, a tu tylko szerokie, może dwumetrowe pasmo trawnika oddzielające budynek od chodnika. Dom był lekko wycofany, zupełnie jak ona.

Na ganku, tuż przed drzwiami wejściowymi, leżał martwy szczur z nadgryzionym gardłem, z którego sączyła się krew. Bałam się podejść bliżej, więc zostałam z tyłu, a mąż wyciągnął rękę nad zwierzem i zadzwonił do drzwi, po czym też się cofnął.

Gdy otworzyła drzwi, najpierw spojrzała w dół, potem na nas i rzekła:

– To sprawka Kiary, przepraszam państwa, już to zabieram.

Z czymś w rodzaju czułości wzięła szczura do ręki i wyniosła go do ogrodu.

– To ja już ręki nie podaję. Ten szczur to prezent od Kiary. Poluje i mi je przynosi, a ja odnoszę na kompost. Nigdy ich nie zjada – dodała, nie wiadomo po co.

Później przedstawiła się imieniem i nazwiskiem. Zaproponowała nawet, żebyśmy przeszli na ty, ale jakoś się to nie przyjęło. Dla nas pozostała panią Gabel. Dostojną, nie do końca serdeczną panią Gabel. Wiał od niej chłód jak od niektórych willi, które mijaliśmy.

– Jacy wy jesteście młodzi – powiedziała z nutą pobłażliwości, już w środku mieszkania, które mieliśmy oglądać. Jakby ten wiek był naszą zasługą.

Pomyślałam, że start od zera jest dla niej pewnie równie egzotyczny jak dla nas ta cała dzielnica, o której istnieniu dotąd nie wiedzieliśmy. Albo nie wierzyła, że nas w ogóle na to mieszkanie stać, przecież widziała, że nie jesteśmy stąd, i nie chciała marnować na nas czasu.

Może właśnie wtedy przestałam jej ufać, a może nigdy nie zaczęłam.

* * *

Jeździliśmy do pracy ulicami równoległymi do naszej, ale trzy poziomy niżej, do centrum, z którego czasem spoglądaliśmy w stronę winnic wijących się nad nami i całym pasmem miasteczek od Darmstadt aż po Heidelberg. Ten pas nazywał się Bergstrasse, choć niektórzy woleli bardziej swojskie Weinstrasse – oba określenia się zgadzały, bo nie brakowało tu ani gór, ani lokalnych win. Dla nas te wzgórza były tylko częścią horyzontu. Nawet nie sądziłam, że można tak wysoko mieszkać. No, może jeśli się jest uznanym prawnikiem, wybitnym psychoterapeutą albo doradcą podatkowym

Możliwość wynajęcia mieszkania w tej okolicy spadła nam jak z nieba. Siostra kolegi męża akurat się wyprowadzała i powiedziała o tym bratu, zanim pani Gabel zamieściła ogłoszenie w gazecie i w ten sposób dostaliśmy jej numer. Gdy dopytywaliśmy byłą lokatorkę, dlaczego się wyprowadza, powiedziała, że nie czuje się komfortowo, mieszkając bezpośrednio pod właścicielką, która nie pozwala jej palić na tarasie.

– Nagle zaczął jej dym przeszkadzać. – Wzruszyła ramionami. – Dym! Jakbym wcześniej e-papierosy paliła, czy co!

Powiedziała też, że właścicielka nie lubi głośnej muzyki, a ona ma piętnastoletniego syna, który akurat wchodzi w hałaśliwy okres, i że pani Gabel nie mogła mieć dzieci, więc nie wie, co to znaczy. Ponoć z mężem budowali ten dom właśnie dla potomstwa, a teraz zmuszeni są wynajmować parter obcym. Dodała, że nie pasowały jej też kwiaty na balkonie, bo „zakłócały estetykę domu”, i niejednokrotnie się o to sprzeczały.

My nie mieliśmy dzieci, więc nie powinno być problemu, a i kwiaty są mi zupełnie obojętne. Musiałam jednak już wtedy stworzyć sobie w głowie jej pierwszy obraz – damy w domu na wzgórzu, dla której ważniejsze są rzeczy niż ludzie. Nam na szczęście do zarzucenia miała niewiele, pomogła nawet umeblować mieszkanie, wybrała kanapę, skróciła firany, „żeby nie zbierały kurzu”_._ Byłam jej za to wdzięczna, ale co z tego, skoro myśli ułożyły się już po swojemu? Pierwsze wrażenie ciężko zmienić.

Pamiętam też, że w trakcie pierwszej rozmowy zapytała nas o dzieci, a dokładniej o _Familienplanung_, czyli planowanie rodziny. Nie do końca wiedziałam, co odpowiedzieć. Myślałam, że może sprawdza, czy istnieje ryzyko hałasu, ale mimo to powiedziałam, że dzieci nie są wykluczone. Pokrętnie, z podwójnym zaprzeczeniem, jakby to miało coś zmienić. Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się wtedy szerzej niż do szczura i to był chyba najserdeczniejszy moment tej całej rozmowy.

Spoglądała potem od czasu do czasu na nas z nostalgią albo zadumą. Myślałam, że to może przez te nienarodzone dzieci, ich albo nasze, ale starałam się koncentrować na pilniejszych sprawach: na umowie, która leżała przed nami, i na obowiązkach spisanych jej kaligraficznym pismem na ostatniej stronie. Dała nam tydzień do namysłu, a my kalkulowaliśmy, czy stać nas na czynsz. W końcu podpisaliśmy, a ja poczułam ulgę, że decyzja została podjęta.

* * *

Wyglądała zawsze tak samo i przez to, chcąc nie chcąc, utrwaliła swój obraz w mojej głowie. Pocieniowane, lekko pofalowane włosy opadające na ramiona, kosmyk za kosmykiem podkręcone na szczotce. Skóra o zdrowym, brązowym odcieniu. Okulary z czarną prostokątną oprawą i czerwona szminka na ustach. Chodziła w obcisłych spodniach i aksamitnej bluzce pod dobrze skrojonym żakietem, który podkreślał jej smukłą talię. Zdziwiło mnie, gdy kilka lat później zobaczyłam, jak schodzi po schodach o lasce. Powiedziała tylko, że coś się dzieje z jej biodrem, a ja pomyślałam, że to nieprawda.

Dbała o siebie, chodziła wyprostowana, łopatki miała spięte z tyłu jakąś niewidzialną klamrą. Tylko przy pracy w ogrodzie garbiła się i wkładała płaskie buty. Czasami schylała się też do szczurów lub jej szarej, kościstej kotki. Latem, gdy wyrywała chwasty i przekopywała grządki ze stokrotkami, pot spływał jej po skroniach. Gdy przechodziliśmy, podnosiła się, ocierała okulary rękawem i mówiła coś w stylu:

– Trzeba je teraz przekopać, żeby ziemia lepiej oddychała.

Pewnie chciała nas do tej ziemi przekonać, ale na darmo. Przecież my tylko wynajmowaliśmy. Według umowy trawę mieliśmy kosić na przemian, ale o plewieniu nie było mowy, nie mówiąc już o miłości.

Czasem, gdy wyjeżdżali, karmiliśmy kota, ale poza tym rzadko byliśmy potrzebni. Zwykle prosili o pomoc sąsiadów z naprzeciwka, których upodobała sobie ich kotka. Szklarza i nauczycielkę z domu z okiennicami, które ledwo trzymały się w zawiasach, i z sadem jak tajemniczy ogród – zarośniętym tak obficie, że niewiele było widać zza furtki, która jęczała przy każdym ruchu. Myślę, że to ten sad ich tu trzymał, albo pamięć o jakichś zamożnych przodkach z lepszych, świeżo powojennych czasów. Tak czy siak, szklarz i nauczycielka nie chcieli się stąd wyprowadzać, mimo że byli raczej tymi, którzy w tej okolicy walczyli o przetrwanie.

Pani Gabel o nic nie walczyła, tak mi się przynajmniej wydawało, miała za to do ziemi przed swoim domem i rękę, i serce. Wzdłuż chodnika do drzwi wejściowych posadziła tulipany zgrupowane w kwadraty. Żółte, różowe i niebieskie kwiaty obracały się do słońca tak, że ludzie przechadzający się po chodniku myśleli, że to do nich. Gdy te ostatnie, niebieskie, otwierały się, ich odcień wpadał w fiolet. Były wtedy nieziemskie. Może dlatego więdły szybciej niż reszta.

Nie widywaliśmy się często. Niby jeden dom, ale różne rytmy. Mąż pani Gabel przechodził chodnikiem wzdłuż tulipanów już o siódmej rano, wsiadał do czarnego mercedesa zaparkowanego pod dębem po drugiej stronie ulicy i jechał do swojego biura podatkowego. Zawsze machał jej na do widzenia, tym samym niepewnym, dyskretnym ruchem, jakby się dopiero poznali. Ona zostawała w domu, a ja dziwiłam się, że nie pracuje, bo wyglądała na czterdzieści pięć lat i z tego co słyszałam, miała wysoką pozycję w koncernie farmaceutycznym. Pomyślałam, że może nie musi, jej mąż zarabiał pewnie wystarczająco dużo. W końcu biuro nazwane jego imieniem zatrudniało koło trzydziestu osób, a z podatkami jak z zębami – zawsze jest coś do zrobienia.

W południe przyjeżdżał do domu na lunch, więc gdy o jedenastej słyszałam kroki, wiedziałam już, że pani Gabel zaczyna krzątać się po kuchni. Pojawiał się punkt dwunasta, a o wpół do pierwszej szli na półgodzinny spacer. Znikali na prawo od domu i wracali z lewej strony – robili pętlę. Czasem szli pod rękę, czasem po prostu blisko siebie, jedno ramię ledwo muskało drugie. Potem on wsiadał do samochodu, ona wracała do domu, a ja patrzyłam na nich przez szybę i myślałam, że to najszczęśliwsi ludzie na świecie.

Jedna ściana klatki schodowej, na której czasem się mijałyśmy, zasłonięta była regałami z książkami. Od wykafelkowanej podłogi aż po biały sufit ciągnęły się opowiadania i sztuki Czechowa, Kafka w różnych wydaniach, literatura angielska, Maugham, Conrad, ale też mniej znani autorzy. Sporo prozy psychologicznej. Od niektórych tytułów wiało spirytualizmem i ezoteryką, a pozłacane oprawy dawały tej prostej, białej przestrzeni trochę połysku. Nie sądziłam wtedy, że pani Gabel dużo czyta, wydawało mi się, że książki są raczej ozdobą, na którą można rzucić okiem i tyle. Miałam wrażenie, że jeśli wyjęłoby się jedną książkę, to cała konstrukcja przewróciłaby się jak domino, nigdy więc ich nie dotykałam.

Na przeciwnej ścianie wisiały czarno-białe fotografie z Pablem Picasso w jakimś słabo oświetlonym kubańskim klubie, z fajką w ręku i przenikliwym spojrzeniem. Pablo mrużył oczy i o czymś intensywnie myślał. Może o pani Gabel i o tym, czego ja nie byłam świadoma? Dopiero gdy już nie mogła sama schodzić po schodach i opierała się o ramię męża, zaczęłam coś podejrzewać. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że coś tu jest nie tak i to dostatnie, spokojne i szczęśliwe życie, które podziwiałam, jest bardziej złożone.

Tego roku wyjątkowo nie pojechali też do swojego domku w Kanadzie, nie zostawili Kiary na pastwę szklarza, a trawy na naszą. Nie wrócili ze zdjęciami i opowiadaniami o widoku na niedźwiedzie albo na zalew, w którym pluskały się delfiny. O powietrzu, które jest tam czystsze niż w jakimkolwiek niemieckim _Kurort._ O ludziach, którzy są otwarci, serdeczni, uprzejmi i z klasą, bo „jedno nie wyklucza przecież drugiego”.

Kiedy mi o tym opowiadała, miałam wrażenie, że za oceanem pani Gabel stawała się inna. Myślałam, że znaleźli tam swój raj na ziemi, w którym spędzali każdego roku około miesiąca. Do czasu.NOTA BIOGRAFICZNA AUTORKI

JOLANTA JONASZKO (ur. w 1986 r. w Szczecinie) – absolwentka studiów literatury niemieckiej i rosyjskiej na Oxfordzie oraz studiów magisterskich europeistyki na Yale University. Pracowała w think tankach i firmach konsultingowych, obecnie jest konsultantem i trenerem w zakresie rozwijania talentów i reorientacji zawodowej w międzynarodowej korporacji w RFN. Mieszka we Frankfurcie nad Menem. Nominowana do Nagrody Literackiej „Jantar” (2020) i Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza (2021) za zbiór opowiadań _PORTRETY_. Wydała: dziennik _BEZ DZIADKA. PAMIĘTNIK ŻAŁOBY_ (FORMA 2018) oraz zbiory opowiadań: „Portrety” (FORMA / DK „13 MUZ” 2020), _NIETUTEJSI_ (FORMA / FLiHB / DK „13 MUZ” 2023). Jej opowiadania znalazły się w antologii współczesnych polskich opowiadań _2020_ (FORMA 2020) oraz w książce _ELEWATOR. ANTOLOGIA 2012-2021. PROZA_ (FLiHB 2022).W SERII _PIĘTNASTKA_ UKAZAŁY SIĘ:

ANDRZEJ BALLO „Albowiem”, „Bodajże”

HENRYK BEREZA „Względy”, „Zgłoski”, „Zgrzyty”

KAZIMIERZ BRAKONIECKI „Dziennik berliński”

ZBIGNIEW CHOJNOWSKI „Tarcze z pajęczyny”

MACIEJ CISŁO „Błędnik”

WOJCIECH CZAPLEWSKI „Książeczka rodzaju”, „Książeczka wyjścia”

MAREK CZUKU „Róbta, co chceta”, „Stany zjednoczone”

JAN DRZEŻDŻON „Łąka wiecznego istnienia”

ANNA FRAJLICH „Czesław Miłosz. Lekcje”, „Laboratorium”

PAWEŁ GORSZEWSKI „Niecierpiące zwłoki” , „Uczulenia”

MAŁGORZATA GWIAZDA-ELMERYCH „Czy Bóg tutaj”

TOMASZ HRYNACZ „Noc czerwi”

LECH M. JAKÓB „Ćwiczenia z nieobecności”, „Do góry nogami”, „Poradnik grafomana”, „Poradnik złych manier”, „Rzeczy”,

PAWEŁ JAKUBOWSKI „Kopuła”

ZBIGNIEW JASINA „Drzewo oliwne”, „Inaczej przemijam”

JOLANTA JONASZKO „Bez dziadka. Pamiętnik żałoby”, „Nietutejsi”, „Portrety”

GABRIEL LEONARD KAMIŃSKI „Pan Swen (albo wrocławska abrakadabra)”

PIOTR KĘPIŃSKI „Po Rzymie. Szkice włoskie”

BOGUSŁAW KIERC „Cię-mność”, „Płomiennie obojętny (o chłopcu, który chciał być Bogiem)”

KAZIMIERZ KYRCZ JR „Punk Ogito”

ARTUR DANIEL LISKOWACKI „Brzuch Niny Conti”, „Capcarap”, „Cukiernica pani Kirsch”, „Kronika powrotu”, „Ulice Szczecina”, „Ulice Szczecina (ciąg bliższy)”

KRZYSZTOF LISOWSKI „Czarne notesy (o niekonieczności)”, „Motyl Wisławy. I inne podróże”

KRZYSZTOF MACIEJEWSKI „Dziewięćdziesiąt dziewięć”, „Osiem”

TOMASZ MAJZEL „Opowiadania w liczbie pojedynczej”, „Treny Echa Tropy”

PIOTR MICHAŁOWSKI „Cisza na planie”

MIROSŁAW MROZEK „Odpowiedź retoryczna”

EWA ELŻBIETA NOWAKOWSKA „Merton Linneusz Artaud”

HALSZKA OLSIŃSKA „Bliskie spotkania”, „Małostki”, „Złota żyła”

PAWEŁ ORZEŁ „Cudzesłowa”

MIROSŁAWA PIASKOWSKA-MAJZEL „(Po)między”

KAROL SAMSEL „Jonestown”, „Prawdziwie noc”, „Więdnice”

BARTOSZ SAWICKI „Krucha wieczność”

EUGENIUSZ SOBOL „Killer”

EWA SONNENBERG „Wiersze dla jednego człowieka”

WOJCIECH STAMM „Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste”

GRZEGORZ STRUMYK „Re _ le rutki”

LESZEK SZARUGA „Kanibale lubią ludzi”

WIESŁAW SZYMAŃSKI „Skrawki”

MICHAŁ TABACZYŃSKI „Legendy ludu polskiego. Eseje ojczyźniane”

PAWEŁ TAŃSKI „Glinna”, „Kreska”

MARIA TOWIAŃSKA-MICHALSKA „Akrazja”, „Engram”, „Z Ameryką w tle”

ANDRZEJ TURCZYŃSKI „Źródła. Fragmenty, uwagi i komentarze”

MIŁOSZ WALIGÓRSKI „Długopis”

HENRYK WANIEK „Notatnik i modlitewnik drogowy (1984-1994)”, „Notatnik i modlitewnik drogowy II (1994-2004)”

SŁAWOMIR WERNIKOWSKI „Partita”, „Passacaglia”

ALEX WIESELTIER „Krzywe zwierciadło”

LESZEK ŻULIŃSKI „Suche łany”
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: