Nieustające napomnienia - ebook
Nieustające napomnienia - ebook
""Nieustające napomnienia"" to współczesny dziennik osobistej praktyki stoickiej. Pod pewnym względem tekst stanowi odpowiedź na pytanie o to, jak wyglądałyby Rozmyślania Marka Aureliusza, gdyby powstały teraz, a więc przy uwzględnieniu współczesnego języka, stanu wiedzy o świecie i człowieku oraz specyficznego zestawu wyzwań, przed jakimi staje dzisiejszy człowiek. Książka zawiera wiele antycznych technik stoickich, ale nierzadko przekształconych w taki sposób, żeby miały zastosowanie obecnie. Publikacja kierowana jest zarówno do tych, którzy zainteresowani są stoicyzmem, jak i tych, którzy po prostu chcieliby prowadzić bardziej refleksyjne życie. Tomasz Mazur (ur. 1972 r. w Warszawie) jest współczesnym praktykującym stoikiem, trenerem rozwoju filozoficznego, nauczycielem i pisarzem. Od wielu lat zajmuje się popularyzowaniem praktyki stoickiej, w tym także stałą pracą nad podnoszeniem jej jakości, efektywności, aktualności i rozumienia. Prowadzi warsztaty i spotkania poświęcone realizacji tych celów. Jest autorem licznych tekstów popularyzujących filozofię, a w szczególności praktykę stoicką – między innymi „Fiasko” (2012), „O stawaniu się stoikiem” (2014) czy „Zakazana historia filozofów” (2019). Od 2019 roku nagrywa podcast „Ze stoickim spokojem”.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-942481-3-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DRUGA
dalsze napomnienia
poranne
.
17.
Role społeczne: mąż
Wstałeś dzisiaj rano jako mąż i jako mąż położysz się wieczorem spać. Staraj się więc postępować adekwatnie do tej roli. Czy dokonana przed wielu laty decyzja o zawarciu związku była właściwa? Może była przedwczesna? A może podjęta pod wpływem niewłaściwych pobudek? A może w stanie odurzenia zakochaniem? Żadne z tych pytań ani cię dzisiaj nie dotyczy, ani nie obchodzi, żadnemu z nich nie poświęcasz najmniejszej uwagi. Dzisiaj, przez cały dzień, jesteś mężem i jedyne, co cię obchodzi, to być dobrym mężem.
Bycie dobrym człowiekiem w pierwszej kolejności wymaga ustalenia ról, jakie ci przypadły w udziale, a które są konsekwencją sumy dokonanych już przez ciebie w życiu wyborów. Następnie musisz się tylko starać należycie z nich wywiązywać ‒ należycie, czyli najlepiej, jak potrafisz.
Ludzie nieustannie wiercą się w swoim życiu, uganiając się za urojonym spełnieniem, stale rewidują swoje decyzje, wypominają oraz rozpamiętują, roztkliwiają się nad zaniechanymi możliwościami, gdybają nad utraconymi perspektywami. W ten sposób stale ściągają nieszczęście na siebie i swoich bliskich. Jedyne spełnienie człowieka dokonuje się w byciu dobrym człowiekiem, a do tego nie trzeba ani jechać do Tybetu czy Meksyku, ani robić oszałamiającej kariery w tym czy tamtym obszarze aktywności zawodowej. Ach, mogłem zostać aktorem! O ja biedny! Ileż wspaniałych wzruszeń mnie ominęło! Śmiej się z takich głosów gromko a zdrowo. Wszystko, czego potrzebujesz, żeby być dobrym człowiekiem, masz zawsze tuż przed sobą, bezpośrednio w zasięgu ręki. Wystarczy, że będziesz robił z oddaniem i miłością to, co do ciebie należy ‒ tu i teraz.
Czy nie ma zatem żadnych okoliczności, które uzasadniałyby rezygnację z raz podjętej roli? Oczywiście, że są, ale bardzo ograniczone i wymagają uważności oraz rozwagi w stosowaniu. Istnieją trzy powody rezygnacji z raz podjętej roli. Po pierwsze, kiedy okazuje się, że zadania, jakich od nas wymaga, kolidują z zadaniami wynikającymi z innej podjętej już roli ‒ wtedy z jednej trzeba zrezygnować i nie udawać, że się realizuje obie. Po drugie, kiedy rola wymaga od nas działań wchodzących w sprzeczność z przyjętym przez nas kodeksem etycznym ‒ jeśli stanowisko pracy wymaga oszukiwania ludzi, powinno się je porzucić. Po trzecie wreszcie, kiedy rola okazuje się ponad nasze siły ‒ czasami brak nam kompetencji albo wydolności do podjęcia się niektórych zadań, trzeba to rozpoznać i zrezygnować z roli. Przede wszystkim jednak strzec się przy tym należy naginania powyższych zasad do doraźnych zachceń i odechceń. Zanim podejmiemy decyzję o rezygnacji z jakiejś roli, sprawdźmy wpierw starannie, konsultując to ze znajomymi, czy przypadkiem nie robimy tego na siłę, przesadnie wyolbrzymiając domniemane sprzeczności czy brak wydolności. Zbyt często brak siły mylimy z lenistwem i rozproszeniem woli.
Wartości, jakie mamy w życiu do zrealizowania, wcale nie trzeba szukać, lecz przypomnieć sobie. Jeśliś miał kryzys w związku, to nie dlatego, żeś się odkochał albo przejrzał na oczy, albo wreszcie odnalazł prawdziwego siebie, albo że żona twoja nieodwracalnie się zmieniła. Nie, to wszystko głupotki niegodne poważnego człowieka. Jeśliś miał kryzys, to wyłącznie dlatego, że ci pamięć szwankuje. Miłość to przede wszystkim forma pamięci, a nie uczucie. Bycie mężem wymaga więc w pierwszej kolejności ćwiczenia pamięci, następnie wywiązywania się ze zobowiązań, w końcu, po trzecie, z wykonywania zadań męża.
Przypominaj sobie stale, kim jest dla ciebie twoja żona i dlaczegoś ją wybrał. Pamiętaj o okresie zakochania, o wszystkich wspólnych latach, o tym, ile dla ciebie poświęciła i jakim wsparciem potrafi być w trudnych chwilach. Regularnie stawiaj sobie te sprawy przed oczyma. Nie możesz o tym zapominać, zwłaszcza przypominaj to sobie, kiedy jesteś znużony albo czymś na żonę rozzłoszczony. Czy ktoś ci kiedyś obiecywał, że małżeństwo to same dobre chwile, gruchanie, wyrazy uznania, namiętność? Jeśli tak, to kłamał. Małżeństwo to wspólne borykanie się z przeciwnościami życia, a także nieporozumienia i spory.
Wywiązuj się ze zobowiązań. Obiecałeś wierność, bądź wierny, obiecałeś troskę o dzieci i wspólne gospodarstwo, bądź troskliwy ‒ taka jest twoja rola, taki kontrakt. Nie pozwalaj, żeby żadne życiowe zawirowania, pragnienia czy lęki sprowadziły na ciebie niepamięć w tych sprawach.
Wywiązuj się z codziennych zadań męża, bądź dobrym słuchaczem trosk żony, dzielcie się sprawiedliwie obowiązkami domowymi, powiadamiaj ją o swoim planie dnia, zwłaszcza o nagłych zaburzeniach tego planu, zwierzaj się jej z ważnych dla ciebie spraw, bądź zawsze w kontakcie i zawsze gotów, by zrezygnować z innych, mniej pilnych spraw, jeśli ona tego bardzo potrzebuje. Wszystko to wypełniaj ze spokojem i pogodą ducha, albowiem rola męża to wielki zaszczyt ‒ robisz to dla osoby, która właśnie ciebie wybrała, a ty wybrałeś właśnie ją. Mało jest piękniejszych rzeczy, niż kiedy dwie wolne osoby wybierają siebie nawzajem, gotowe ustalić wzajemne zobowiązania i wytrwać w nich.
18.
Role społeczne: ojciec
Wstałeś dziś także jako ojciec i, doczekawszy się trójki dzieci, codziennie od nowa doświadczasz jednocześnie dwóch przeciwnych stanów: zachwytu i udręki. Oto bowiem stają przed tobą i przemawiają do ciebie trzy zawiłe zestawienia twoich wad i zalet, trzy zakrzywione zwierciadła wszystkich twoich czynów i słów, z każdym dniem zmieniające się przy tym coraz bardziej w całkowicie samoistne osoby, podobne tobie, a jednocześnie całkowicie odmienne, na które masz coraz bardziej ograniczony wpływ ‒ patrzysz na nie niby na piękne oddalające się komety. Ucz się akceptować ten stan rzeczy (bo zmienić go nie zdołasz), a zachwyt i udręka zaczną się stopniowo przekształcać w bardziej stoickie uczucia podziwu i troski.
Niewiele jest misji trudniejszych niż rola rodzica. Najpierw jest to misja ochrony i kształtowania, następnie nauki współżycia w zdrowej rodzinnej wspólnocie, wreszcie ‒ wsparcia w stawianiu pierwszych kroków w niełatwym dorosłym życiu. Przez lata starałeś się dobrze zrozumieć te role, nieraz dotkliwie doświadczywszy błędów, jakie można w każdej z nich popełnić. Są to zresztą błędy niemal nieuchronne, dzisiaj już to rozumiesz. Właśnie dlatego rola rodzica jest tak trudna, to pierwszy zasadniczy powód: w punkcie wyjścia wydaje ci się, że można ustrzec się błędów, że jest na nie jakiś sposób, że właśnie ty go znajdziesz. Na niektóre błędy może i tak, ale na inne jednak nie, choć o tym dowiadujemy się dopiero po fakcie. Rodzicielstwo to w gruncie rzeczy zasadzka. Prawdziwa mądrość to być może uświadomienie sobie nieuchronności pewnych błędów, a następnie gotowość do ich systematycznego i upartego naprawiania.
Zarówno w przypadku relacji z partnerem, jak i relacji z własnym dzieckiem używamy jednego, trochę dziwnego słowa: miłość. Tymczasem są to dwa zupełnie inne uczucia, dwa zupełnie inne stany, inne relacje. Partner w miłości wybiera ciebie, w każdej też chwili może cię odrzucić, wykreślić ze swojego życia i przestać być twoim partnerem. Dziecko niczego nie wybiera, jest na ciebie w pewnym sensie skazane, nadto nawet jeśli, na skutek jakichś tragicznych zawirowań w waszej relacji, zapragnęłoby cię odrzuć, to i tak do końca życia pozostanie twoim dzieckiem, a ty jego ojcem lub matką. Jest to relacja nieusuwalna.
Dlatego odpowiedzialność za relację jest od początku zasadniczo niesymetryczna, na początku w całości spoczywa na barkach rodzica, na twoich barkach. Bierzesz na siebie obowiązek ochrony, obowiązek stróża i obrońcy przeciw wszystkim zagrożeniom świata, a będąc przytłoczony odpowiedzialnością, popełniasz pierwszy błąd rodzica ‒ bierzesz na siebie w całości misję, którą w istocie dzielisz z losem. Poczuwasz się do obowiązku ochrony swojego dziecka, nie dopuszczając do siebie faktu, że to nie w pełni jest od ciebie zależne, że to nigdy nie będzie całkiem w twojej mocy. Szkodzisz w ten sposób i sobie, i swojemu dziecku, bo już na trwałe wplatasz w waszą relację woal lęku, stan podwyższonego zagrożenia. Ono to zawsze wyczuwa, ono to na zawsze już w sobie przechowa.
Ileż to razy jako młody pracownik naukowy uniwersytetu, kiedy miałeś się na przykład przygotować do wykładu lub seminarium odbywającego się następnego dnia, grzązłeś w paraliżującym lęku, nie mogąc swobodnie przeprowadzić żadnego rozumowania, czego powodem była ciężka choroba dziecka, które kaszlało i gorączkowało tuż za ścianą, a ty co chwila wstawałeś od biurka i szedłeś sprawdzić jego przyspieszony oddech. Bałeś się, że stanie się coś strasznego, że zawiedziesz, że nie podołasz. I szedłeś na wykład źle przygotowany.
A przecież ono musi chorować, a nawet musi też kiedyś umrzeć, bo śmierć siedzi na jego ramieniu od narodzin. Odrzucając chorobę i śmierć, odrzucasz część własnego dziecka, jego ludzką kondycję. Kochać w pełni to zaakceptować także perspektywę umierania, kochać wewnątrz niej (od środka) i pomimo niej. Teraz już to rozumiesz. Nie lękasz się, że któreś z twoich dzieci może umrzeć, takie jest prawo jego życia i ty to prawo przyjmujesz jako tego życia dawca. Jest to w istocie rodzaj kontraktu ze śmiertelnością ‒ czytaj uważnie, co jest w nim zapisane małym drukiem!
Dwa kolejne błędy wiążą się z misją kształtowania. Po drugie więc, wydaje ci się, że w pełni odpowiadasz za kształtowanie swojego dziecka, zapominając, że tę z kolei misję dzielisz z genetyką i społeczeństwem. Zawsze masz na swoje dziecko wpływ znacznie mniejszy, niż ci się wydaje. Po trzecie, boisz się, że wpłyniesz na nie niewłaściwie, że je źle ukształtujesz, nie rozumiejąc, że właśnie tym lękiem już wpływasz na nie niewłaściwie. Dziecko czyta każdy twój lęk i żyje w jego cieniu. Bądź sobą, rób najlepiej to, co umiesz, naprawiaj dawne błędy, popełniaj nowe, jeśli nie ma innego wyjścia, i nie oglądaj się za siebie.
A następna misja ‒ misja współżycia? Czyż i ona nie jest najeżona zagrożeniami i pułapkami? Wydaje ci się, że jeszcze trzeba kształtować, a tu już dawno nadszedł czas na słuchanie, na oddawanie inicjatywy, na kompromisy między wolą twoją a twojego dziecka. To kolejny, czwarty błąd, jaki prawie każdy musi zrobić: za późno orientujemy się, że dziecko nie tylko ma coś do wysłuchania, ale także coś do powiedzenia, więcej ‒ że bardzo często może mieć rację wbrew racji naszej. Jakże trudno jest to przyjąć!
A piąty błąd? Bierze się z tego, że dorosłemu dziecku, któremu trzeba pomóc wyjść w świat, starasz się stale doradzać i kierować nim, podczas gdy trzeba mu dać możliwość popełniać własne błędy i wyciągać z nich wnioski. Skoro ty miałeś prawo do swoich błędów, ono też je ma. Pomagaj mu naprawiać błędy, jeśli tego oczekuje, ale nie staraj się go za wszelką cenę uchronić przed nimi, bo to właśnie jest błędem.
Wskażcie mi mocarza, który potrafi się ustrzec wszystkich tych błędów, a powiem wam, że nie jest człowiekiem.
19.
Role społeczne: przyjaciel
Imiona przyjaciół: Rafał, Michał, Maciej, Tomasz, Darek, Monika, Paweł, Katarzyna, Robert, Michał, Igor, Marek, Marcin, Jola, może też Misza, może Monika... i wiele innych imion, przyjaciół, prawie przyjaciół, możliwych przyjaciół, także przyjaciół jednodniowych. Z niektórymi utraciłeś już kontakt, z innymi relacja się rozluźniła, o niektórych prawie już zapomniałeś, inni zapomnieli o tobie.
Przypominasz sobie na przykład Waltera, którego poznałeś na konferencji filozoficznej w Omaha. Miał wygłosić odczyt o Davidzie Humie, a zamiast tego przeczytał rozdział swojej powieści, poetycko i emocjonalnie relacjonującej przeżycia taksówkarza jeżdżącego na nocnej zmianie. Słuchałeś zauroczony i od razu go pokochałeś. Potem przegadaliście całą noc. Zwierzył ci się, że niedługo obroni habilitację i będzie niezależnym naukowcem, będzie mógł filozofować, o czym chce i jak chce, a nie według wytycznych i standardów niezbędnych w procesie zdobywania stopni akademickich. Chciał być wolnym filozofem. Kochałeś to w nim. I zapragnąłeś zostać jego przyjacielem. Ale później wróciłeś do Polski i sam zająłeś się swoją habilitacją. Potem dowiedziałeś się od Hugh, że Walter zmarł rok później, nawet nie pamiętasz już w jakich okolicznościach. On nie zdążył być wolny, a ty nie zdążyłeś zostać jego przyjacielem. Często tak się dzieje.
Lista możliwych imion przyjaciół jest nieskończona. Arystoteles pisał, że możemy w naszym życiu pomieścić tylko jedenaście takich osób. To zgrabne wyliczenie nie bierze pod uwagę faktu, że pojemność ludzkich serc nie jest jednaka. Odkąd sięgasz pamięcią, liczba prawdziwych przyjaciół nigdy nie przekraczała w twoim życiu dwóch, trzech osób w jednym czasie. Wszak nie były to te same imiona. Do pewnego stopnia to oczywiście zupełnie naturalny proces. Czy jednak ty sam zawsze dostatecznie troszczyłeś się o swoje przyjaźnie? Czy byłeś dobrym przyjacielem? Czy wiesz, co to znaczy być dobrym przyjacielem?
Powiada się, że rodziny się nie wybiera i że się ją ma na całe życie. Relacje rodzinne, jakie by nie były, mają bowiem w sobie element fundamentalnej trwałości. Złe relacje rodzinne dalej są relacjami rodzinnymi. Z przyjaźnią jest inaczej: złe relacje przyjacielskie z czasem w ogóle przestają być przyjaźnią. Gdyby porównać relacje do różnego rodzaju roślin, rodzina byłaby kaktusem, który żyje niemal w każdych warunkach, jednak kwitnie tylko w najbardziej sprzyjającej aurze, której zapewnienie zależy od nas. Przyjaźń zaś jest rzadkim szczepem winorośli ‒ jeśli się o nią stale nie troszczymy i naszymi ustawicznymi staraniami nie zabiegamy, usycha i znika. Miejsce bliskości zajmuje obcość.
Jeśli tylko pozwalają na to inne obowiązki, przyjaźń traktować należy jak taką samą służbę co wszystkie inne wartości. A służyć to pamiętać, to dzielić się sobą, być gotowym do wyrzeczeń i zaangażowania swojego czasu. Tylko przy spełnieniu tych warunków oddaje nam przyjaźń tym, czym jest najbardziej bogata ‒ trwałym uczuciem więzi, bliskości i oparcia.
20.
Role społeczne: stanowisko zawodowe
Współczesny człowiek co najmniej połowę czasu czuwania dorosłego życia poświęca ‒ albo zaprzepaszcza ‒ na tak zwane życie zawodowe. Praca stała się dla nas poniekąd naturalnym środowiskiem. Jednocześnie znaczna część z nas postrzega swoją „robotę” jako mniej lub bardziej przykrą konieczność, której wolelibyśmy uniknąć, gdybyśmy tylko mogli. Wydaje się nam, że praca jest jedynie uciążliwym środkiem gwarantującym przyjemne i wygodne życie, które możemy wieść w czasie wolnym od niej, kiedy to możemy o niej zapomnieć, nie kłopotać się nią. Bardzo często więc pracujemy, żeby móc pozwolić sobie na zapomnienie o konieczności pracy.
Z kolei inni, których jest równie wiele, do tego stopnia zatracają się w pracy, że nie widzą już życia poza nią, czas wolny traktując jedynie jako przerwy w wykonywaniu czynności zawodowych. Nie chcą i nie potrafią zapomnieć o pracy, ale nie dlatego, że stanowi ona środek do ważnego celu, lecz dlatego, że sama stała się celem, najważniejszym z wszystkich. Praca nie jest częścią ich życia, ich życie stało się częścią pracy.
Mimo sprzeczności, jaka zachodzi między tymi postawami, doświadczyłeś w życiu ich obu. Albo uciekałeś w pracę, albo w wywczas ‒ w obu wypadkach uciekałeś od siebie. Jedyną naprawdę ważną robotą człowieka jest pozyskanie siebie, następnie, z tej właśnie perspektywy, rozpoznanie tego, co ważne, wreszcie podejmowanie nieustannych wysiłków w realizacji tych celów. Jest to praca na cały etat, wszystko inne jest jedynie dodatkiem lub udogodnieniem w jej wykonywaniu.
Rankiem każdego dnia powszedniego pokonujesz tę samą dobrze ci znaną drogę, by wejść do tego samego budynku, przywitać się z recepcjonistami, wsiąść do windy, wjechać na swoje piętro, objąć we władanie swój gabinet, a tam, godzina po godzinie, mierzyć się z podobnymi wyzwaniami, współpracując lub zmagając się z tymi samymi lub takimi samymi ludźmi. Przez pięć dni w tygodniu, czasami nawet częściej.
Jakże łatwo zatracić się w tej drodze, tych murach, tych ludziach i sprawach, tak że zdają się całym światem, którego, jeśli wszystko się pomyślnie układa, nie chcesz opuszczać i z którego, jeśli problemy się nawarstwiają, wolałbyś uciec, by zaznać choć odrobiny wytchnienia. Wystarczy jednak stale pamiętać, że to jedynie rama służąca ci do oprawy tego, co naprawdę ważne, najważniejsze. Praca jest wyłącznie pretekstem, by dawać świadectwo człowieczeństwa i ukrytego w nas ducha.
Codziennie więc, wyruszając do pracy, obejmując stanowisko, w pierwszej kolejności myśl o tym, jak dawać świadectwo. Każde wyzwanie, każdy obowiązek, przeciwność, a nawet katastrofę traktuj przede wszystkim jako pretekst, by okazywać rozwagę, spokój, życzliwość, poszanowanie godności drugiego człowieka, wrażliwość na przyrodę oraz wsłuchanie w odwieczny miarowy rytm kosmosu.
21.
Rola najważniejsza: człowiek
Wszystkie role twojego życia, wszystkie zmagania, tak ze sobą, jak z otoczeniem, są jedynie chwilowym przystankiem w podróży człowieka, jaką odbywasz. Podróż trwa dalej, choćbyś się opierał i narzekał. Nie ma ucieczki od losu człowieka, możesz jedynie podjąć go z godnością i w pełni świadomie, zamiast tkwić w zatraceniu czy śnić wizje szczęścia doczesnego, których nigdy nie będzie ci dane ziścić.
Lękasz się o swoje zdrowie? Zrób krok wstecz, powiadając sobie, że chorować jest przecież dolą człowieka. Przyjmij to jako nieodłączną część swojej kondycji. Lękasz się złej opinii? To przecież też część tej samej doli, a także cena za bycie człowiekiem pośród innych ludzi. Lękasz się ubóstwa, utraty bliskich, porażki zawodowej? Przecież to wszystko człowiek ‒ przyjmij i nie kapryś. Człowieczeństwo to największy dar, jaki dała nam natura. To my, grymasząc i wybrzydzając, zmieniamy go w przekleństwo. Ale to ostatnie zawsze można powstrzymać. Więc powstrzymuj.KSIĘGA
TRZECIA
napomnienia
profilaktyczne
.
1.
Cenny prezent
Łatwo jest zachować uśmiech i pogodne usposobienie, jeśli cię nic nie boli, a na horyzoncie nie rysuje się perspektywa mniej lub bardziej trwałego ubytku sił witalnych. Niech to będzie twoim celem i ambicją, byś umiał zachować ducha lekkiego nawet w bólu i żebyś był całkiem wolny od strachu przed cierpieniem i przykrym przedwczesnym zgonem.
Powiadaj sobie, że spotka cię dokładnie to, co było ci pisane, i dokładnie wtedy, kiedy było ci pisane. Póki co zaś ciesz się każdym beztroskim oddechem, każdą chwilą swobodnego korzystania z wszystkich funkcji twojego ciała. I nigdy nie zapominaj, że przypadł ci w udziale i na własność najbardziej cudowny i niezwykły efekt tysięcy lat ewolucji. Raduj się nim i napawaj, jakbyś właśnie dostał niezwykły i ekskluzywny prezent.
2.
Odróżnić ból od cierpienia
Bólu doświadcza ciało, ale cierpienie powstaje w umyśle. W naszej jest więc mocy, by mu się nie poddać. Kondycja ciała ludzkiego sprawia, że zaznajemy urazów i trawią nas choroby ‒ to jednak ułomność umysłu przekształca je w cierpienia. Pierwsze trzeba zaakceptować, z drugiego można się wyleczyć.
3.
Zasłona
Bez względu na to, jak bardzo ograniczają nas dolegliwości ciała, niemal zawsze, o czym tak łatwo jest zapomnieć, więcej dróg nam ono udostępnia, niż zamyka. Boli cię kolano i już sobie dzisiaj nie poskaczesz? Ale czy ci kto zabrania iść na przechadzkę, przejechać się rowerem albo podjąć się pomniejszych prac ogrodowych? To, czego robić nie możemy, przesłania nam zazwyczaj to, co zrobić możemy, a może nawet powinniśmy.
Czasami też po prostu lubimy cierpieć, wykorzystując to jako sposobność zyskania uwagi innych, współczujących nam w naszej strasznej niedoli. W wielu przypadkach jest to zresztą jedyny sposób na wyróżnienie dla poza tym bezbarwnej i nieciekawej osoby. Jednak w cierpieniu za zaciekawienie płacimy odurzeniem, co stanowi najbardziej nieopłacalną transakcję. Żeby być ciekawym, wystarczy zazwyczaj przestać chcieć być ciekawym.
4.
Zwrot pożyczki
Niczego, co posiadasz, nie uważaj za naprawdę swoje. Bądź gotowy na to, że los właśnie dzisiaj upomni się o należny mu udział. Wypatruj jego posłańców ze spokojem i pogodą ducha, jakby to byli dawno zapowiedziani goście. Wyobrażaj też sobie ich postać, przewiduj, jaką mogą przyjąć formę.
Oto po powrocie do domu będzie może na ciebie czekało pismo z urzędu skarbowego, słusznie bądź niesłusznie wykazujące należną płatność, której się nie spodziewałeś, a która opiewa na rujnującą cię kwotę. Albo pęknięta rura zaleje ci mieszkanie, dając podobny skutek finansowy. Wiesz przecież dobrze, że podobne niespodzianki nie są czymś niezwykłym. Dlaczego więc nie miałyby przydarzyć się tobie właśnie dzisiaj?
5.
Zdradliwe pochlebstwo
Jeśli obojętny jest ci już brak zainteresowania twoją aparycją i nie łasisz się o nie więcej ani nie rozglądasz w poszukiwaniu najdrobniejszych jego przejawów, nie sądź, że tym samym jesteś całkiem zabezpieczony przed niespodziewanymi wyrazami uznania czy pochlebstwem. Próżność wyproszona drzwiami frontowymi lubi się zakradać tylnymi, mianowicie pod pretekstem nawet najbardziej życzliwych i zasadnych form aprobaty dla twojego wyglądu i zachowania.
Niech ci kto dzisiaj powie, żeś wyprzystojniał z wiekiem, że zachowujesz świetną formę, niech wyrazi podziw dla twojej kondycji, pozwalającej pokonywać ci bez zmęczenia kilkudziesięciokilometrowe trasy rowerowe, niech się zachwyci sposobem, w jaki się nosisz, kompozycją stroju, sprężystością kroku, smukłością sylwetki, niech będzie w tym szczery bądź nieszczery, bezinteresowny lub interesowny, ty biegnij natychmiast do tylnych drzwi twej miłości własnej, trzymaj je mocno, żeby ci się tamtędy nie wkradło upojne samozadowolenie, niebezpieczne omdlenie czujności.
Na każdym etapie życia równie niebezpieczna jest pokusa, by wygodnie spocząć w objęciach tego, kim się wydajesz być, i zapomnieć o wymagającej pozycji tego, kim w istocie jesteś i musisz być.
6.
Inwestuj energię
Jeżeli budzisz się w dobrej formie, sprawny fizycznie, z dobrymi ciśnieniem, tętnem i kondycją, wiedz, że nie jest to zasługa dnia dzisiejszego, lecz minionych. Energia, którą jesteś przepełniony, to zwrot inwestycji, efekt ciężkiej pracy. Nie możesz pozwolić, by cała dzisiejsza siła ducha i zapał do życia wydatkowane zostały na realizację bieżących zadań – co najmniej część musisz dobrze zainwestować na rzecz dobrej formy w dniach następnych.
7.
Wolność do
Pamiętaj przede wszystkim, co o emocjach i impulsach pisał Chryzyp i inni stoicy Starej Stoi. Emocje to zaburzenie. Twoim celem jest uwolnienie się od tej dolegliwości. Lecz najważniejsze, byś rozumiał, że rzecz nie w tym, od czego się uwalniasz, lecz ku czemu. Nie myśl o tym, że masz żyć bez emocji, ale że dążysz do uczucia radosnego spokoju. Skup się więc na tym, by sobie wyraźnie przedstawić, czym ów spokój w swej istocie jest. Następnie o emocjach wiedz tylko tyle, że są przeszkodą w osiągnięciu tego spokoju, niczym więcej. Niczego więcej nie musisz o nich wiedzieć, niczego o nich myśleć.
Czym więc jest radosny spokój stoika? Przede wszystkim nie jest, jak to się często stoikom zarzuca, brakiem jakichkolwiek stanów uczuciowych. Różnica polega na tym, że stoik doświadcza nie tyle intensywnie, co głęboko. Radosny spokój jest głębokim, złożonym uczuciem, które na zewnątrz jawi się często niczym spokojna tafla oceanu, kryjąca głębokie ciepłe prądy, których obecności domyślamy się jednie na podstawie obserwacji klimatu.
Po czym można radosny spokój rozpoznać? Przede wszystkim po ufności we własne siły, następnie po zainteresowaniu drobiazgami życia, w tym życzliwym zainteresowaniu detalami z życia innych ludzi, dalej po zdolności cieszenia się chwilą obecną ze wszystkimi jej aspektami, a także cierpliwości względem wszelkich zdarzeń nieprzewidzianych, a zwłaszcza niepomyślnych, w tym braku nerwowego wyczekiwania czegokolwiek, wreszcie po stałej pogodnej motywacji do podejmowania życiowych wyzwań, która bierze się z oparcia się na własnej, dobrze przemyślanej i uwewnętrznionej hierarchii wartości. Tym wszystkim, tymi wszystkimi uczuciami, splecionymi ze sobą mocną więzią, jest wielki radosny spokój stoika. Właśnie do tego zmierzasz, to jest twoim celem. I to tracisz, stając się łupem szybkich i łatwych emocji, które są niby odurzenie alkoholem.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------