Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Niewidzialne oczy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewidzialne oczy - ebook

Rozpoczęcie w Wielkiej Brytanii intensywnych badań nad wykorzystaniem radiolokacji dla celów wojskowych zbiegło się z dojściem Hitlera do władzy. To właśnie na początku lat trzydziestych podjęto próbę skonstruowania urządzenia, które pozwoliłoby kontrolować obszar powietrzny Zjednoczonego Królestwa. Gdy rozpoczęła się II wojna światowa, Anglicy mieli dużą przewagę nad Niemcami w tej dziedzinie. Wykorzystali ją w bitwie o Anglię. Musieli jednak wytężyć wszystkie siły, by w następnych latach móc panować w przestrzeni powietrznej.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17826-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

TAJEMNICZY NADAWCA

Popo­łu­dnie było szare i senne. Od kilku dni nie­mal bez prze­rwy padał deszcz, a wiatr, strą­ca­jąc ostat­nie liście, naga­niał z morza nad mia­sto nowe zwały chmur. Bry­tyj­ski attaché mor­ski John Briks ode­rwał na moment wzrok od leżą­cych przed nim papie­rów i wyj­rzał przez okno. Pomy­ślał, że nawet jak na Nor­we­gię jesień koń­czyła się zbyt szybko – prze­cież to zale­d­wie 6 paź­dzier­nika 1939 roku. Koman­dor Briks był rów­nie ponury jak i pogoda za oknem. Kilka dni temu wyga­sły walki w Pol­sce, umil­kła radio­sta­cja na Helu. Wie­lo­krot­nie powra­cał w myślach do pyta­nia, jak dalej poto­czą się wypadki. Na fron­cie zachod­nim pano­wał stan ni to wojny, ni to pokoju, traf­nie okre­ślony mia­nem dziw­nej wojny. W Lon­dy­nie i Paryżu łudzono się, iż Niemcy nie­miec­kie zre­zy­gnują z agre­syw­nych pla­nów, a ponadto – zda­niem Briksa – pokła­dano zbyt wiel­kie nadzieje w linii Magi­nota, o którą miały roz­bić się kolejne ataki wojsk nie­miec­kich.

Briks zbyt długo pra­co­wał w wywia­dzie woj­sko­wym i zbie­rał dane na temat wypo­sa­że­nia i uzbro­je­nia nie­miec­kich sił zbroj­nych, by nie żywić uza­sad­nio­nych obaw co do wyniku ich star­cia z siłami anglo-fran­cu­skimi.

Od rana stu­dio­wał raport o roz­bu­do­wie prze­my­słu zbro­je­nio­wego w Zagłę­biu Ruhry, dostar­czony przez dobrze zakon­spi­ro­wa­nego infor­ma­tora. Kon­takty z owym infor­ma­to­rem utrzy­my­wał pewien Nor­weg, który pozu­jąc na gorą­cego zwo­len­nika naro­do­wego socja­li­zmu i korzy­sta­jąc z popar­cia par­tii rodzi­mych faszy­stów odby­wał wiele podróży han­dlo­wych po tere­nie całej Rze­szy. Wia­do­mo­ści zawarte w tym wła­śnie rapor­cie pogłę­biały jesz­cze zły humor koman­dora. A w ogóle Briks ostat­nio był roz­go­ry­czony, ponie­waż zamiast do Paryża, na co liczył od pew­nego czasu, przed kil­koma mie­sią­cami zupeł­nie nie­spo­dzie­wa­nie wysłano go do Oslo, co wyda­wało mu się zesła­niem. Przej­rzaw­szy raport attaché sta­ran­nie poskła­dał roz­rzu­cone po stole kartki, a potem umie­ścił je w kasie pan­cer­nej, zama­sko­wa­nej boaze­rią. Do prze­czy­ta­nia miał jesz­cze dwa listy. Pierw­szy nie zawie­rał niczego inte­re­su­ją­cego. Drugi, dostar­czony Brik­sowi przed godziną z sek­cji wizo­wej, był dość zasta­na­wia­jący. List ów zna­lazł w sto­sie podań o wizę jeden z urzęd­ni­ków kon­su­latu. Miał nawet ochotę otwo­rzyć kopertę zaadre­so­waną na nazwi­sko koman­dora, ale po chwili namy­słu sam zaniósł ją Brik­sowi. Attaché roz­ciął kopertę i wyjął arku­sik papieru. W miarę jak czy­tał, jego zain­te­re­so­wa­nie rosło.

„Koman­do­rze – brzmiał tekst – piszę ten list w imie­niu grupy zde­cy­do­wa­nych prze­ciw­ni­ków nazi­zmu. Jeste­śmy gotowi prze­ka­zać ważne infor­ma­cje doty­czące pro­wa­dzo­nych aktu­al­nie w labo­ra­to­riach nie­miec­kich badań, któ­rych wyniki mogą wywrzeć istotny wpływ na prze­bieg dal­szych dzia­łań wojen­nych. Nie żądamy w zamian niczego. Jeśli ta oferta jest inte­re­su­jąca, pro­szę dać nam znać. Sygna­łem będzie poda­nie w dniu 20 paź­dzier­nika zapo­wie­dzi codzien­nej audy­cji BBC w języku nie­miec­kim, a nie jak to miało zawsze miej­sce w angiel­skim”. List zamy­kało zda­nie: „Chcemy do końca pozo­stać ano­ni­mo­wymi, dla­tego też infor­ma­cje będą docie­rały bez­po­śred­nio na Pań­skie ręce wyłącz­nie naszym kana­łem”. Zain­try­go­wany koman­dor prze­pro­wa­dził dys­kretne śledz­two sta­ra­jąc się usta­lić, kto mógł być dorę­czy­cie­lem tego listu. Nie nale­żało bowiem wyklu­czać, iż wszystko to było kolej­nym pod­stę­pem Abwehry. Bada­nia linii papi­lar­nych wyka­zały, że na koper­cie i papie­rze poza odci­skami pal­ców urzęd­nika kon­su­latu nie ma żad­nych innych śla­dów, co wyraź­nie wska­zy­wało, iż nadawca chciał prze­rwać wszel­kie pro­wa­dzące do niego nici. Ani Briks, ani jego naj­bliż­szy współ­pra­cow­nik, który został wta­jem­ni­czony w sprawę, mimo ener­gicz­nych wysił­ków i roz­mów z ludźmi, zatrud­nio­nymi w pobliżu pomiesz­czeń biura kon­su­latu, nie zdo­łali usta­lić wyglądu tajem­ni­czego nadawcy. Co wię­cej – w następ­nym liście, który został dorę­czony koman­dorowi wraz z przy­sła­nym ze sklepu zaku­pio­nym wcze­śniej stro­jem nar­ciar­skim, nie­znany nadawca wezwał Briksa do zaprze­sta­nia pro­wa­dze­nia śledz­twa, gdyż mogło ono napro­wa­dzić na ślad kuriera nie tylko Bry­tyj­czy­ków, ale rów­nież agen­tów nie­miec­kich, któ­rzy pro­wa­dzili obser­wa­cję amba­sady bry­tyj­skiej, a także mieli współ­pra­cow­nika wśród miej­sco­wego per­so­nelu. Teraz już obaj ofi­ce­ro­wie byli pewni, że albo dorę­czy­ciel jest pra­cow­ni­kiem amba­sady, albo też ma moż­ność wni­kli­wego obser­wo­wa­nia roz­gry­wa­ją­cych się w niej wypad­ków.

Koman­dor doszedł do wnio­sku, że ewen­tu­alna póź­niej­sza kore­spon­den­cja może dostar­czyć pew­niej­szych dowo­dów w tej kwe­stii, a tym­cza­sem należy przy­jąć suge­stie autora listu i prze­rwać poszu­ki­wa­nia. Briks prze­słał do Lon­dynu depe­szę zawie­ra­jącą opis sprawy i pyta­nie, co czy­nić dalej. Odpo­wiedź przy­szła po dwóch dniach: „Akcję należy pod­jąć, sygnał zosta­nie prze­ka­zany”.

Pro­wa­dzący audy­cję dla Nie­miec bry­tyj­ski spi­ker nie miał 20 paź­dzier­nika naj­lep­szego dnia – w ciągu wie­czoru pomy­lił się aż trzy razy. Teraz koman­do­rowi nie pozo­stało nic innego jak tylko cze­kać. Upły­nęły pra­wie dwa tygo­dnie bez naj­mniej­szego znaku. Briks nie bar­dzo wie­dział, co o tym myśleć. Jed­nego dnia sądził, iż ktoś po pro­stu zro­bił mu nie­wy­bredny kawał, dru­giego zaś uwa­żał, że zbyt ener­gicz­nym docho­dze­niem sam znie­chę­cił tajem­ni­czego współ­pra­cow­nika i sma­ko­wity kęsek przy­pad­nie attaché woj­sko­wemu amba­sady bry­tyj­skiej w innym kraju.

4 listo­pada 1939 r., gdy jak zwy­kle od dwóch tygo­dni z nie­cier­pli­wo­ścią prze­glą­dał poranną pocztę, ktoś zapu­kał do drzwi. Był to jego zastępca, który z nie­ukry­waną rado­ścią poło­żył przed nim skó­rzane etui na klu­cze.

– Zna­la­złem to dzi­siaj rano wraz z mle­kiem i gaze­tami – powie­dział.

Koman­dor obej­rzał etui – było ono wyko­nane z dwóch gru­bych pła­tów skóry, zakoń­czo­nych uchwy­tem w kształ­cie głowy wikinga. Na pierw­szy rzut oka nie róż­niło się ono od dzie­siąt­ków innych, które można było bez trudu kupić w skle­pach z wyro­bami skó­rza­nymi. Uwagę oby­dwu męż­czyzn zwró­ciła wybita na skó­rze data: 20 paź­dzier­nika. Koman­dor się­gnął do biurka i wyjął scy­zo­ryk. Mocne nici łączące płaty skóry ustę­po­wały powoli. Kiedy roz­pruł szew, jego oczom uka­zała się nie­wielka bibułka. Briks prze­łknął gło­śno ślinę, roz­wi­nął kar­teczkę i prze­czy­tał: „Ze względu na stałą obser­wa­cję amba­sady przez Abwehrę bez­po­śred­nie dorę­cze­nie prze­syłki nie­moż­liwe. Odbiór w dniu dzi­siej­szym. Godzina 13.30. Pod wień­cem na gro­bie radcy Thorpa, cmen­tarz miej­ski, kwa­tera 139”.

Attaché zamy­ślił się głę­boko. Zada­wał sobie pyta­nie, czy przy­pad­kiem nie jest to pułapka. Może wszystko zaaran­żo­wał wywiad nie­miecki, który chce go skom­pro­mi­to­wać w oczach Nor­we­gów, pod­rzu­ca­jąc mate­riały doty­czące ich tajem­nic woj­sko­wych i prze­ka­zu­jąc jed­no­cze­śnie sygnał miej­sco­wemu kontr­wy­wia­dowi, któ­rego pra­cow­nicy będą cze­kali na cmen­ta­rzu? Dla Bry­tyj­czy­ków nie było tajem­nicą, iż wielu spo­śród licz­nych pra­cow­ni­ków amba­sady Rze­szy w Oslo i Insty­tutu Kul­tu­ral­nego oraz przed­sta­wi­cielstw han­dlo­wych pro­wa­dziło dzia­łal­ność wywia­dow­czą. Mogli oni liczyć na pomoc człon­ków nor­we­skiej par­tii faszy­stow­skiej na czele z Quislin­giem. Wywiady bry­tyj­ski i nor­we­ski pod­jęły co prawda od kilku tygo­dni współ­pracę, ale były to zale­d­wie początki. Z dru­giej jed­nak strony zapro­po­no­wany spo­sób prze­ka­za­nia mate­ria­łów wska­zy­wał, iż tajem­niczy nie­zna­jomy sta­rał się stwo­rzyć warunki gwa­ran­tu­jące pomyślny prze­bieg całej ope­ra­cji. Zarówno Briks jak i inny współ­pra­cow­nik amba­sady bez wzbu­dza­nia spe­cjal­nych podej­rzeń mógł zja­wić się przy gro­bie nor­we­skiego radcy Thorpa, który był wie­lo­let­nim pra­cow­ni­kiem amba­sady bry­tyj­skiej w Oslo.

Co prawda w imie­niu amba­sady zło­żono wie­niec w Zaduszki, ale można było prze­cież pod zręcz­nym pre­tek­stem zło­żyć drugi – na przy­kład w imie­niu będą­cego obec­nie amba­sa­do­rem w dale­kiej Japo­nii byłego prze­ło­żo­nego Thorpa. Zde­cy­do­wano, iż na cmen­tarz poje­dzie pra­cow­nik ata­szatu porucz­nik Prowse oraz wice­kon­sul, który nale­żał rów­nież do pionu wywia­dow­czego.

Żeby ewen­tu­al­nym agen­tom nie­miec­kim utrud­nić pro­wa­dze­nie obser­wa­cji, koman­dor zade­cy­do­wał, iż w cza­sie prze­rwy na lunch pra­wie wszy­scy pra­cow­nicy pla­cówki wyjdą do mia­sta. Będzie to sta­no­wiło zasko­cze­nie i utrud­nie­nie dla zapewne nie­licz­nego grona „cieni”. On sam posta­no­wił odbyć wędrówkę po mie­ście, aby sku­pić na sobie uwagę Niem­ców. Zgod­nie z instruk­cją oby­dwaj uda­jący się na cmen­tarz mło­dzi męż­czyźni wyje­chali z amba­sady dopiero wtedy, gdy opu­ścili ją wszy­scy pra­cow­nicy ata­szatu woj­sko­wego, któ­rzy mogli pocią­gnąć za sobą ewen­tu­alne „ogony”. Po kupie­niu małego wieńca w skle­pie kwia­ciar­skim prze­je­chali szybko przez cen­trum Oslo.

Prowse sta­rał się obser­wo­wać w lusterku, czy nie towa­rzy­szy im jakiś samo­chód. Nie zauwa­żył jed­nak niczego podej­rza­nego. Jadąc tro­chę okrężną drogą po kwa­dran­sie dotarli do bramy cmen­ta­rza poło­żo­nego na wzgó­rzu, z któ­rego otwie­rał się widok na mia­sto i zatokę.

Było tu pusto i tak cicho, że obaj Anglicy sły­szeli szum pada­ją­cego dżdżu. Wysie­dli z samo­chodu i otwo­rzyli żela­zną furtę; zawiasy wydały prze­raź­li­wie skrzy­piący jęk. Zasko­czeni, w odle­głych od sie­bie czę­ściach cmen­ta­rza dostrze­gli dwie osoby, które krzą­tały się przy gro­bach. Szybko prze­cięli żwi­rową alejkę i po kilku minu­tach klu­cze­nia sta­nęli przed płytą z nazwi­skiem „Sven Thorpe”, na któ­rej leżały dwa wieńce i wią­zanka kwia­tów.

Prowse się­gnął do kie­szeni i wyjął zło­żoną szarfę. Zakła­da­jąc ją na przy­wie­ziony przez nich wie­niec z gałęzi świer­ko­wych mógł swo­bod­nie zlu­stro­wać cmen­tarz. Pod pozo­rem robie­nia porządku na gro­bie schy­lił się i pod­niósł pierw­szy wie­niec. Pusto. Się­gnął po drugi. Leżała pod nim koperta z sza­rego impre­gno­wa­nego płótna, którą szybko wsu­nął do kie­szeni mary­narki. Następ­nie zło­żył przy­wie­ziony przez nich wie­niec i roz­pro­sto­wał szarfę z napi­sem: „Radcy Thorpe w dowód pamięci Cecil Chubb”. Oby­dwaj Bry­tyj­czycy stali przez chwilę przy gro­bie, ale nikt z obec­nych nie zwra­cał na nich uwagi. W chwili jed­nak gdy otwie­rali drzwiczki samo­chodu, zza zakrętu wyło­niła się czarna maska Opla. Auto zatrzy­mało się tuż obok nich na małym par­kingu, wysiadł z niego męż­czy­zna śred­niego wzro­stu, w ciem­nej jesionce i z gołą głową. Obrzu­cił ich szyb­kim spoj­rze­niem i pod­szedł do furty.

Prowse mruk­nął do towa­rzy­sza:

– Zapa­mię­taj numer samo­chodu.

Po dwu­dzie­stu minu­tach jazdy byli już w amba­sa­dzie. Koman­dor podzię­ko­wał im uści­skiem dłoni. Kiedy został sam w gabi­ne­cie, roz­ciął płótno, potem kopertę z gru­bego papieru. Po chwili na stole leżało kil­ka­na­ście kar­tek maszy­no­pisu i wykre­sów. Briks prze­rzu­cił je kolejno i stwier­dził, iż zawie­rały zwarte i tre­ściwe infor­ma­cje doty­czące pro­wa­dzo­nych w labo­ra­to­riach nie­miec­kich prac badaw­czych z dzie­dziny radio­lo­ka­cji. Naj­bar­dziej zain­te­re­so­wał się infor­ma­cją opa­trzoną napi­sem: „Nie­miec­kie bada­nia – kryp­to­nim »Reflec­tion«”. Mówiła ona o apa­ra­cie radio­lo­ka­cyj­nym nazwa­nym „Freya”, który miał być umiesz­czany w samo­lo­tach typu Jun­kers Ju-52, oraz apa­ra­tu­rze wytwa­rza­nej w fir­mie Lorenz dla potrzeb arty­le­rii prze­ciw­lot­ni­czej Ponadto nie­znany nadawca sygna­li­zo­wał, iż Niemcy pra­cują nad apa­ra­turą rada­rową „Würtzburg” dla potrzeb Krieg­sma­rine. Urzą­dze­nie owo miało nosić nazwę „Seetakt”. Wspo­mi­nał rów­nież o pró­bach z bro­nią rakie­tową.

Briks na wszelki wypa­dek pozo­sta­wił foto­ko­pie listu w kasie pan­cer­nej swego gabi­netu w Oslo i już po dwóch dniach wylą­do­wał z prze­syłką w Lon­dy­nie. Zarówno jego prze­ło­żeni z wywiadu woj­sko­wego MI-6, jak i Mini­ster­stwa Wojny zasy­pali go pole­ce­niami doty­czą­cymi opisu wszyst­kich szcze­gó­łów całej sprawy. Raport wraz z ory­gi­na­łem listu tra­fił na biurko szefa sztabu oraz jego doradcy do spraw naukowo-tech­nicz­nych prof. Regi­nalda V. Jonesa.

Pro­fe­sor Jones, jeden z bar­dziej zna­nych spe­cja­li­stów bry­tyj­skich w dzie­dzi­nie radio­lo­ka­cji, za biurko w Mini­ster­stwie Lot­nic­twa tra­fił wprost z labo­ra­to­rium Cla­ren­down w Oxfor­dzie. Jego pod­sta­wo­wym zada­niem była ana­liza infor­ma­cji z dzie­dziny lot­nic­twa, a szcze­gól­nie radio­lo­ka­cji, dostar­cza­nych przez wywiad bry­tyj­ski. Raporty pro­fe­sora Jonesa docie­rały do pre­miera Cham­ber­la­ina, sze­fów wywiadu i kontr­wy­wiadu woj­sko­wego oraz mini­stra lot­nic­twa.

Nauko­wiec po zapo­zna­niu się z rapor­tem z Oslo przez kilka dni zwle­kał ze sfor­mu­ło­wa­niem osta­tecz­nej oceny. Jego pierw­szym zada­niem, jakie otrzy­mał tuż po wypo­wie­dze­niu wojny III Rze­szy przez Wielką Bry­ta­nię 3 wrze­śnia 1939 r., była ana­liza frag­mentu prze­mó­wie­nia Hitlera. Co prawda Wielka Bry­ta­nia i Fran­cja nie wywią­zały się z przy­ję­tych zobo­wią­zań sojusz­ni­czych wobec Pol­ski i nie pod­jęły dzia­łań wojen­nych prze­ciwko Niem­com, ale już sam fakt wypo­wie­dze­nia przez nie wojny wywo­łał atak wście­kło­ści „wodza”, gdyż był sprzeczny z jego rachu­bami. Hitler w publicz­nym wystą­pie­niu zapo­wie­dział, że oby­dwa kraje otrzy­mają należną im nauczkę. Krzy­czał z try­buny, iż Niemcy są nie­zwy­cię­żone, tym bar­dziej, że dys­po­nują nową tajem­ni­czą bro­nią, za pomocą któ­rej poko­nają każ­dego prze­ciw­nika. Szef wywiadu bry­tyj­skiego w trak­cie lek­tury prze­mó­wie­nia Hitlera zwró­cił uwagę na ten wła­śnie frag­ment i zapy­tał pro­fe­sora Jonesa, czy jego zda­niem jest to bluff pro­pa­gan­dowy, czy też Niemcy nie­miec­kie rze­czy­wi­ście dys­po­nują jaki­miś nowymi rodza­jami broni.

Szef Secret Service pole­cił, by zająć się zwłasz­cza sprawą posia­da­nej ewen­tu­al­nie przez Niemcy nowo­cze­snej apa­ra­tury radio­lo­ka­cyj­nej. Pro­fe­sor Jones został dopusz­czony do naj­bar­dziej pie­czo­ło­wi­cie prze­cho­wy­wa­nych rapor­tów wywiadu bry­tyj­skiego, doty­czą­cych badań i pro­duk­cji nie­miec­kiego prze­my­słu zbro­je­nio­wego. Przez kilka dni wraz z gro­nem współ­pra­cow­ni­ków prze­rzu­cał kartki sko­ro­szy­tów wypeł­nio­nych spra­woz­da­niami i rapor­tami z wizyt bry­tyj­skich prze­my­słow­ców w przed­się­bior­stwach nie­miec­kich, na wysta­wach prze­my­sło­wych, zdję­cia z defi­lad i parad woj­sko­wych, wresz­cie donie­sie­nia agen­tów zakon­spi­ro­wa­nych w nie­miec­kich kołach nauko­wych, prze­my­sło­wych i woj­sko­wych. Wywiad bry­tyj­ski w zasa­dzie orien­to­wał się w bie­żą­cej pro­duk­cji prze­my­słu nie­miec­kiego, ale w infor­ma­cjach, któ­rymi dys­po­no­wał, było dużo luk i nie­wia­do­mych.

Jones po głę­bo­kim namy­śle doszedł do wnio­sku, że wypo­wiedź Hitlera była tylko fan­fa­ro­nadą, nie­opie­ra­jącą się na żad­nych kon­kret­nych pod­sta­wach. Mimo wysiłku nie zdo­łano wpaść na ślad badań czy też pro­duk­cji nowej broni. Kiedy już raport spo­czął na biurku pre­miera Cham­ber­la­ina, wywiad bry­tyj­ski uzy­skał dane doty­czące wypro­du­ko­wa­nej przed kil­koma tygo­dniami nie­miec­kiej miny magne­tycz­nej. Ofi­cer Krieg­sma­rine, który od kilku lat dostar­czał infor­ma­cji wywia­dowi bry­tyj­skiemu, potwier­dził, że wspo­mniany nowy typ miny jest wła­śnie ową tajem­ni­czą bro­nią. Wia­do­mość ta uspo­ko­iła naj­więk­szych nawet nie­do­wiar­ków w Mini­ster­stwie Wojny, któ­rzy z rezerwą odno­sili się do kate­go­rycz­nych stwier­dzeń pro­fe­sora Jonesa.

W mie­siąc póź­niej, po prze­sła­niu do Lon­dynu raportu z Oslo, sprawa ponow­nie nabrała rumień­ców. Czyżby jed­nak Niemcy nie­miec­kie dys­po­no­wały nowo­cze­snymi urzą­dze­niami radio­lo­ka­cyj­nymi, na któ­rych trop wywiad bry­tyj­ski nie wpadł mimo kilku lat poszu­ki­wań? A jeśli tak, to czy Niemcy nie wykra­dli i nie wyko­rzy­stali radaru bry­tyj­skiego? Dotych­czas w Lon­dy­nie pano­wało nie­za­chwiane prze­ko­na­nie, iż nie tylko zdo­łano prze­nik­nąć naj­głęb­sze tajem­nice nie­miec­kiego prze­my­słu zbro­je­nio­wego, ale rów­nież wspól­nie z kontr­wy­wia­dem MI-5 udało się ochro­nić rewe­la­cyjny wyna­la­zek – radar, przed nie­po­wo­ła­nymi oczami. A więc się mylono? Aby udzie­lić odpo­wie­dzi na to pyta­nie, należy cof­nąć się do lat poprze­dza­ją­cych wybuch dru­giej wojny świa­to­wej.NIEWIDZIALNE OCZY

Roz­po­czę­cie w Wiel­kiej Bry­ta­nii inten­syw­nych badań nad wyko­rzy­sta­niem radio­lo­ka­cji dla celów woj­sko­wych zbie­gło się z doj­ściem Hitlera do wła­dzy. To wła­śnie na początku lat trzy­dzie­stych pod­jęto próbę skon­stru­owa­nia urzą­dze­nia, które pozwo­li­łoby kon­tro­lo­wać obszar powietrzny Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa. Przy­pusz­czano, że urzą­dze­nie takie mogłoby wyko­rzy­sty­wać znane już w nauce zja­wi­sko odbi­ja­nia się fal radio­wych od napo­ty­ka­nych obiek­tów. Pod­czas pro­wa­dzo­nych przez Mini­ster­stwo Łącz­no­ści prób kon­taktu radio­wego mię­dzy Szko­cją a odle­głym, poło­żo­nym na wzbu­rzo­nym Morzu Pół­noc­nym, archi­pe­la­giem Hebryd stwier­dzono, że prze­la­tu­jące samo­loty powo­dują zakłó­ce­nia i odbi­cia sygna­łów. Poważne osią­gnię­cia w bada­niach tego zja­wi­ska miał przy­szły lau­reat nagrody Nobla w dzie­dzi­nie fizyki prof. P. Blac­kett. Pro­ble­mem tym zain­te­re­so­wał się też zespół pra­cu­jący w Sta­cji Badań nad Radiem w Dit­ton Park pod kie­row­nic­twem pro­fe­sora Roberta Wat­sona-Watta.

Pierw­sze wyniki uzy­skane przez ten zespół wzbu­dziły zain­te­re­so­wa­nie Mini­ster­stwa Wojny, które dopro­wa­dziło do utwo­rze­nia w 1934 r. komi­tetu, w skład któ­rego weszli naj­lepsi bry­tyj­scy spe­cja­li­ści z dzie­dziny radio­tech­niki i radio­lo­ka­cji. Na jego czele sta­nął prof. Henry Tizard i od tej pory komi­tet nazy­wano po pro­stu jego imie­niem. W dniu 14 lutego 1935 r., pod­czas kolej­nego posie­dze­nia komi­tetu, prof. Wat­son-Watt przed­sta­wił opra­co­wa­nie, wska­zu­jące na realną moż­li­wość wyko­rzy­sta­nia wią­zek fal elek­tro­ma­gne­tycz­nych do wykry­wa­nia oraz okre­śle­nia odle­gło­ści samo­lo­tów znaj­du­ją­cych się w powie­trzu. Przed­sta­wiona przez niego teo­ria, poparta wyni­kami doświad­czeń, tra­fiła do prze­ko­na­nia wszyst­kim uczest­ni­kom spo­tka­nia. Teraz cho­dziło już tylko o to, by zdo­być popar­cie czyn­ni­ków rzą­do­wych i, co naj­waż­niej­sze, uzy­skać fun­du­sze potrzebne na budowę pro­to­typu urzą­dze­nia i prze­pro­wa­dze­nie serii doświad­czeń. W dwa dni póź­niej sir Hugh Dowding, mar­sza­łek lot­nic­twa, przy­jął w gma­chu Mini­ster­stwa Wojny trzy­oso­bową dele­ga­cję komi­tetu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: