Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Niewyjaśnione tajemnice II wojny światowej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
54,90

Niewyjaśnione tajemnice II wojny światowej - ebook

Pasjonująca książka autora militarnych bestsellerów sprzedanych w Polsce w prawie 200 tysiącach egzemplarzy!

W tej fascynującej książce William Breuer odkrywa na podstawie nieznanych relacji, niepublikowanych wspomnień, tajnych raportów wojskowych i wywiadów z naocznymi świadkami najdziwniejsze epizody lat 1939-45, które dowodzą, że podczas wojny logika rządzi się często niezwykłymi prawami.

100 najbardziej zagadkowych epizodów, niewytłumaczalnych faktów i osobliwych zbiegów okoliczności: zadziwiające zdarzenia, nierozwiązane zagadki, ludzie, którzy zniknęli, niesamowite przeczucia, dziwne spotkania.
- Próba generalna przed Pearl Harbor?
- Kto podpalił „Normandie” w nowojorskim porcie?
- Duch w bazie Scapa Flow.
-Japoński próbny alarm przeciwlotniczy nie w porę.
- Ameryka podsłuchuje Hitlera.
- Samolot widmo z Kienou.
- Przejażdżka wierzchem na U-Boocie.
- Czy był plan porwania zwłok Hitlera?
- Czy Frau Goebbels chciała zdradzić Trzecią Rzeszę?
- Sekret Reinharda Heydricha.
- Widmowy głos w Ardenach.
- Zagłada 19. Eskadry.
- Przeczucie Churchilla ocaliło mu życie.

Napisano już wiele książek o wielkich kampaniach, planach strategicznych, decyzjach na najwyższym szczeblu, stoczonych bitwach oraz przykładach bohaterstwa i szaleńczej brawury z czasów II wojny światowej. Nie było dotąd wyczerpującego omówienia zajmującego się tym, co tajemnicze, niewyjaśnione, przypadkowe i niewytłumaczalne. Ta książka pomoże wypełnić tę lukę.
Nigdy nie brakowało, i prawdopodobnie nigdy nie zabraknie, „uczonych ekspertów”, którzy nie mają żadnych osobistych doświadczeń wojennych, lecz drwią z epizodów urągających akceptowanym powszechnie regułom logiki. Jak jednak wiedzą niemal wszyscy weterani i wyżsi dowódcy, podczas wojny logika rządzi się często osobliwymi prawami.

William Breuer to jeden z najpopularniejszych amerykańskich historyków wojskowości, autor nieustannie wznawianych na świecie bestsellerów, m.in.: Największe oszustwa w II wojnie światowej, Tajne bronie w II wojnie światowej, Tajne epizody II wojny światowej, Szalone misje II wojny światowej, Ściśle tajne w II wojnie światowej. W swoich książkach, napisanych żywo i z rozmachem, dociera zawsze do niepublikowanych informacji i przedstawia je w tempie najlepszej powieści sensacyjnej.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-7154-5
Rozmiar pliku: 7,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Napisano już wiele książek o wielkich kampaniach, planach strategicznych, decyzjach na najwyższym szczeblu, stoczonych bitwach oraz przykładach bohaterstwa i szaleńczej brawury z czasów II wojny światowej. Nie było dotąd wyczerpującego omówienia zajmującego się tym, co tajemnicze, niewyjaśnione, przypadkowe i niewytłumaczalne. Ta książka pomoże wypełnić tę lukę.

Nigdy nie brakowało, i prawdopodobnie nigdy nie zabraknie, „uczonych ekspertów”, którzy nie mają żadnych osobistych doświadczeń wojennych, lecz drwią z epizodów urągających akceptowanym powszechnie regułom logiki. Jak jednak wiedzą niemal wszyscy weterani i wyżsi dowódcy, podczas wojny logika rządzi się często osobliwymi prawami.

Składające się na tę książkę relacje były pracowicie zbierane przez wiele lat z gazet, czasopism i innych publikacji na temat II wojny światowej. Czytałem wojskowe raporty przechowywane w różnych archiwach i książki wiarygodnych autorów, którzy brali udział w opisywanych przez siebie wydarzeniach lub znali je z pierwszej ręki. Prowadziłem też wywiady i korespondencję z ich uczestnikami. W tym ostatnim przypadku ściśle wystrzegałem się mimowolnej stronniczości bądź przesady, starając się uzyskać potwierdzenie ze strony dwóch lub więcej osób uwikłanych bezpośrednio w daną sytuację.

Co się tyczy przeczuć, wykorzystywałem jedynie takie epizody, w których człowiek mający przeczucie albo zwierzył się z tego co najmniej dwóm innym osobom przed wypadkiem, albo opisał je w swoim dzienniku, albo, jeśli przeżył, natychmiast opowiedział o tym komuś innemu.

Do powstania tej książki przyczyniło się bardzo wiele osób. Moja żona, Vivien, utalentowana pisarka, okazała się niezwykle pomocna w poszukiwaniach i organizowaniu wywiadów, a oprócz tego nieustannie przeglądała rękopis i udzielała mi cennych wskazówek. Wśród tych, którzy służyli pomocą, znaleźli się też między innymi:

Pierre Gosset, Instytut Bitwy o Ardeny, Liege, Belgia; Hilary Roberts, Muzeum Wojska, Londyn; dr Richard J. Sommers, Instytut Historii Wojskowości Armii Stanów Zjednoczonych, Carlisle, Pennsylvania; Alyce Mary Guthrie, dyrektor administracyjny zakładów PT Boats, Inc., Memphis, Tennessee; Henry J. Shaw, Jr., główny historyk w Dowództwie Korpusu Piechoty Morskiej, Waszyngton; pułkownik (w st. spocz.) Lyman F. Hammond, dyrektor Instytutu Douglasa MacArthura, Norfolk, Wirginia; Profesor Reginald V. Jones, były doradca naukowy premiera Winstona Churchilla, Aberdeen, Szkocja; dr William F. Atwater, Muzeum Dona F. Pratta, Fort Campbell, Kentucky; major (w st. spocz.) Keith O’Kelly, kurier królewski, Hampshire, Anglia; dr John Duvall, Muzeum 82. Dywizji Powietrznodesantowej, Fort Bragg, Karolina Północna; dr Dean C. Allard, historyk oraz B.F. Cavalcante, archiwista, Instytut Historii Marynarki Wojennej, Waszyngton; dr Dan Holt, dyrektor Biblioteki Dwighta D. Eisenhowera, Abilene, Kansas; Charles Steinhice, bibliotekarz, Biblioteka Publiczna w Chattanooga, Tennessee; a także pracownicy Współczesnych Archiwów Wojskowych, Archiwa Narodowe, Waszyngton.

William B. Breuer

Chilhowee Mountain

Tennessee

lipiec 1996CZĘŚĆ I
ZAGADKOWE WYDARZENIA

Jest to osnuta tajemnicą zagadka wewnątrz niewiadomej.

Winston S. Churchill

Próba generalna przed Pearl Harbor?

Porucznik Mastake Okuyama leciał na czele eskadry bombowców japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej nad szerokim nurtem chińskiej rzeki Jangcy. Chińczycy zwą ją Changjiang, czyli Długą Rzeką, ponieważ toczy swe wody z głębi kraju korytem długości niemal 6000 kilometrów, nim wpadnie do Morza Żółtego. Do wielkich miast, jakie wyrosły nad brzegami Jangcy, należą między innymi Szanghaj i Nankin. Był poranek 12 grudnia 1937 roku.

W tym samym czasie, gdy porucznik Okuyama i piloci z jego eskadry przelatywali nad żyzną doliną Jangcy, czujnie się przypatrując przepływającym pod nimi statkom, USS „Panay”, 450-tonowa kanonierka, kierowała się w dół rzeki. Zbudowana w Szanghaju specjalnie z myślą o patrolowaniu chińskich rzek, „Panay” strzec miała amerykańskich marynarzy przed bandami krwiożerczych piratów, od których roiło się na tych wodach.

Dowódcą „Panay” był komandor porucznik James J. Hughes, absolwent Akademii Marynarki Wojennej, sprawujący tę funkcję od zeszłego roku. Jego kanonierka mierzyła od dziobu do rufy prawie 60 metrów, a jej uzbrojenie składało się z baterii dwóch trzycalowych dział, baterii przeciwlotniczych karabinów maszynowych kaliber 50 mm oraz ze standardowych karabinów maszynowych kaliber 30 mm, używanych przeciwko piratom atakującym z bliska.

Dwa wąskie kominy i pokryte płótnem nadburcia wskazywały, że „Panay” przeznaczona jest do żeglugi po płytkich wodach, a wielkie amerykańskie bandery, powiewające na dziobie i na rufie, widoczne były z daleka nawet dla obserwatora o bardzo słabym wzroku.

„Panay”, której załoga składała się z 55 marynarzy, płynęła z „humanitarną misją”, uwożąc z oblężonego przez armię japońską Nankinu czterech pracowników amerykańskiej ambasady, pięciu uchodźców i grono zachodnich dziennikarzy. Tuż przed południem, kanonierka komandora Hughesa pokonała już 30 mil. Jej dowódca nawiązał łączność z Szanghajem, podając swoją pozycję i donosząc, iż zamierza rzucić kotwicę.

Okrutna wojna, jaka od kilku miesięcy toczyła się w Chinach, rozpoczęła się w upalną noc 1 lipca 1937 roku. Wtedy to w pobliżu historycznego pekińskiego mostu Marco Polo wydarzył się pamiętny „incydent”. Jednostka Armii Kwantuńskiej, której sprawujący kontrolę nad japońskim rządem generałowie przykazali „strzec” ich interesów w mieście, ostrzelała pobliski garnizon narodowej armii chińskiej generalissimusa Czang Kai-szeka. Była to, nieco zbyt nerwowa, reakcja na rzekomą ucieczkę żołnierza z tegoż garnizonu.

Jak później ustalono, chiński żołnierz wyszedł za potrzebą. Na jego widok padły jednak strzały i wkrótce rozpoczęła się wymiana ognia. Wykorzystując ten pretekst („niesprowokowana agresja przeciwko cesarskiej Japonii”), japońscy generałowie wysłali do Chin nowe dywizje, czołgi oraz samoloty i konflikt rozgorzał z całą siłą.

Japonia została postawiona w stan pełnej gotowości. Wydawane przez rząd broszury nawoływały cywilów i wojskowych do „samopoświęcenia” w rozpoczynającej się „krucjacie, której celem jest wyzwolenie Azji i zachodniego Pacyfiku od imperializmu”. W rzeczywistości owa „wyzwoleńcza krucjata” rozpoczęła się 10 lat wcześniej. W 1927 roku japońscy generałowie i admirałowie orzekli, iż konflikt zbrojny ze Stanami Zjednoczonymi jest nieuchronny. Opracowali więc ściśle tajny plan, nazwany „memoriałem Tanaki” – scenariusz militarnego podboju Chin i dalszej ekspansji w Azji oraz wojny ze Stanami Zjednoczonymi.

Obecnie, w 1937 roku, na rzece Jangcy w pobliżu Nankinu, wszyscy na pokładzie kanonierki „Panay” spożywali bez pośpiechu lunch, gdy o godzinie 13.30 poderwał ich na nogi okrzyk starszego sygnalisty Langa: „Japońce zrzucają bomby!”

USS „Panay” tonie na rzece Jangcy (_U.S. Navy_).

Na zakotwiczoną „Panay” spadała z rykiem silników eskadra porucznika Mastake Okuyamy, w skład której wchodziło, wedle późniejszych sprzecznych relacji, od 8 do 15 samolotów. Komandor Jim Hughes pobiegł w stronę sterówki, którą w chwilę potem rozdarła eksplozja. Dowódca wyszedł z tego ze złamaną nogą.

Na pokładzie Norman Alley z „Universal News” chwycił kamerę i zaczął filmować. Samoloty przelatywały tak nisko, że mógł bez trudu rozróżnić twarze pilotów. Alley był wstrząśnięty faktem, że nadal bombardowano „Panay”, chociaż piloci bez wątpienia wyraźnie widzieli ogromne amerykańskie bandery, powiewające w podmuchach bryzy na dziobie i na rufie.

Jednocześnie członkowie załogi „Panay” dopadli karabinów maszynowych i otworzyli ogień do nurkujących japońskich samolotów. Jim Marshall, dalekowschodni korespondent magazynu „Collier”, przyglądał się zdumiony tej scenie. Atakujący znajdowali się tak nisko, że nie mogli nie zdawać sobie sprawy, iż bombardują amerykański okręt. W chwilę później Marshall został poważnie ranny odłamkami bomby, które ugodziły go w szyję, bark, żołądek i klatkę piersiową.

Tymczasem porucznik Arthur F. Anders, oficer operacyjny, objął dowództwo w zastępstwie ciężko rannego komandora Jima Hughesa. Anders, pochodzący z Vallejo w Kaliforni, prowadził właśnie nieskuteczny ogień z karabinu maszynowego w kierunku pikującego japońskiego samolotu, gdy został raniony w krtań i upadł na pokład.

Dwadzieścia minut po pierwszej eksplozji „Panay”, podziurawiona jak sito pociskami z broni maszynowej i odłamkami bomb, zaczęła tonąć. Rozciągnięty na pokładzie Anders, który obficie krwawił i z powodu rany gardła nie mógł mówić, wyciągnął kawałek białej kredy i napisał na grodzi: „Wsiadajcie do szalup. Trzymajcie się możliwie blisko brzegu. Potem odeślijcie szalupy z powrotem”.

Członkowie załogi i pasażerowie stłoczyli się przy burcie, spuścili łodzie ratunkowe i powiosłowali w stronę brzegu. Niektórzy zeskoczyli z pokładu i zaczęli płynąć wpław. Nagle usłyszeli przerażający odgłos nurkujących ponownie japońskich samolotów, a zaraz potem wściekły wizg pocisków z broni maszynowej, uderzających w wodę wokół nich.

Ledwie rozbitkowie zdążyli się ukryć w porastających brzeg trzcinach, pojawiła się japońska łódź motorowa i otworzyła do nich ogień z karabinów maszynowych. Następnie motorówka zawróciła i ostrzelała tonącą „Panay”. Zanim jednak kanonierka poszła na dno, łódź motorowa podpłynęła do niej i kilku japońskich oficerów weszło na pokład, zapewne w poszukiwaniu tajnych szyfrów lub nowoczesnych urządzeń.

Odyseja rozbitków zakończyła się dopiero kilkanaście dni później, kiedy po uciążliwym marszu w głąb lądu dotarli wreszcie na obszar zajęty przez armię chińską. Przez cały ten czas oddziały japońskich żołnierzy przeczesywały okolicę, aby ich wytropić.

Z chwilą gdy rozbitkowie z „Panay” dotarli w bezpieczne miejsce, można było oszacować poniesione straty. Zginęło dwóch amerykańskich marynarzy i włoski dziennikarz, Sandro Sandini. Siedemnastu członków załogi i pracowników amerykańskiej ambasady zostało rannych, niektórzy z nich poważnie.

Tymczasem, nazajutrz po zatopieniu „Panay”, japoński generał Iwane Matsui, niski mężczyzna w okularach w rogowych oprawkach, wprowadził swe zwycięskie oddziały do Nankinu, depcząc po piętach wycofującym się wojskom Czang Kai-szeka. Matsui, który na tę okazję dosiadł konia o symbolicznie białej maści, ogłosił, że „japońska cesarska droga świeci jasnym blaskiem”.

Japońscy żołnierze urządzili w Nankinie krwawą łaźnię, jakiej nie widziano od czasów barbarzyńskiego Huna Attyli. Około 250 000 chińskich cywilów – mężczyzn, kobiet i dzieci – zostało zamordowanych, ściętych samurajskimi mieczami bądź zakłutych bagnetami. Masakra stała się znana jako „gwałt nankiński”. Nawet odporni obserwatorzy z ramienia armii niemieckiej byli wstrząśnięci tym, co w przesyłanych do Berlina raportach określali jako systematyczną rzeź.

Kiedy wieść o losie „Panay” dotarła do Stanów Zjednoczonych, podniosły się gniewne okrzyki oburzenia. Opanowany zwykle Cordell Hull, siwowłosy, oszczędny w słowach sekretarz stanu, nazwał zatopienie kanonierki dziełem „rozbestwionych, na wpół obłąkanych” japońskich admirałów i generałów.

Wściekłość Amerykanów wzrosła kilka dni później, kiedy pułkownik Kingero Hashimoto, najwyższy japoński oficer w tym regionie, który szczerze nienawidził Stanów Zjednoczonych, wygłosił komentarz, zacytowany natychmiast przez prasę: „Otrzymałem rozkaz, by otworzyć ogień ”.

W Białym Domu prezydent Franklin Delano Roosevelt obejrzał uważnie film, nakręcony z pokładu „Panay” przez korespondenta „Universal News”, Normana Alleya. Zanim materiał trafił do amerykańskich kin, Roosevelt, na mocy swych prezydenckich uprawnień, rozkazał go ocenzurować i wyciąć zbliżenia twarzy japońskich pilotów. Wyświetlanie okrojonego w ten sposób filmu miało pohamować gniew opinii publicznej i zapobiec otwartej konfrontacji z potężną japońską machiną wojenną.

Czy atak na „Panay” był rzeczywiście wynikiem pomyłki? Czy też zaplanowany został jako swego rodzaju próba generalna przed niespodziewanym nalotem na Pearl Harbor, przeprowadzonym zaledwie cztery lata później? Czy swoim zdradzieckim posunięciem japońscy naczelni dowódcy chcieli wybadać wolę i zdecydowanie Amerykanów? Japończycy w swoich oficjalnych oświadczeniach mówili o „tragicznym w skutkach przypadku błędnego rozpoznania”. Wielu amerykańskich wyższych wojskowych wyrażało jednak prywatnie pogląd, że atak był zaplanowaną, precyzyjnie zgraną operacją, połączonym przedsięwzięciem z udziałem bombowców nurkujących, silnie uzbrojonej motorówki i żołnierzy armii lądowej.

Być może japońscy dowódcy mieli wiele wątpliwości, które mógł rozwiać jedynie atak na „Panay”. Jak ostra – lub słaba – byłaby oficjalna amerykańska reakcja na śmierć żołnierzy i zniszczenie sprzętu? Jak silna i dobrze wyszkolona była organizacja wojskowa Stanów Zjednoczonych? W pobliskim Szanghaju stacjonowało kilka tysięcy żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej. Czy pospieszyliby na miejsce zatonięcia „Panay”, by udaremnić dalsze spodziewane wrogie akty?

Rząd Roosevelta nie chciał dać się wciągnąć w bezpośrednią konfrontację na Dalekim Wschodzie. Dlatego też, wyraziwszy uprzednio publicznie stosowne oburzenie, wystosował oficjalny protest pod adresem rządu japońskiego, utrzymany w nader łagodnym tonie. Zarzucono w nim japońskim pilotom „lekkomyślność podczas lotów”.

Zapewne po to, by ukryć swe przyszłe zamiary wobec Stanów Zjednoczonych, rząd japoński przeprosił za incydent na rzece Jangcy i w ramach zadośćuczynienia przekazał czek na sumę ponad 2 000 000 dolarów. Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: czy japońskich naczelnych dowódców do tego stopnia rozzuchwaliła mdła amerykańska reakcja na niesprowokowany atak na „Panay”, że uznali Stany Zjednoczone za papierowego tygrysa i nadal snuli plany zaskakującego uderzenia na amerykańską Flotę Pacyfiku w Pearl Harbor?¹Tajemniczy niemiecki naukowiec

Na początku 1939 roku nad Europą gromadziły się burzowe chmury, lecz większość niemieckiego _Herrenvolku_ (narodu panów) chciała pokoju. Pod koniec sierpnia William L. Shirer, amerykański korespondent radia CBS, spacerował ulicami Berlina i rozmawiał z wieloma zwykłymi obywatelami. Tego wieczoru zapisał w swym dzienniku: „Wszyscy tutaj są przeciwko wojnie. Jak kraj może wszcząć wielką wojnę, jeśli jego ludność stanowczo się temu sprzeciwia?”

Adolf Hitler przemyślał już ten problem. Podczas konferencji, zwołanej 22 sierpnia w swym bawarskim ustroniu, oświadczył swoim dowódcom: „Dam propagandowy powód rozpoczęcia działań. To obojętne, czy będzie wiarygodny, czy nie. Zwycięzcy nikt później nie zapyta, czy powiedział prawdę. Kiedy rozpoczyna się i prowadzi wojnę, nie liczy się słuszność, lecz zwycięstwo”.

O świcie 1 września 1939 roku pięć niemieckich armii, wspieranych przez roje opadających z wyciem bombowców nurkujących stukasów, przekroczyło polską granicę i rozpoczęło z trzech kierunków marsz na Warszawę. Szybkość, siła i skuteczność niemieckiego natarcia, najpotężniejszego, jakie dotąd znał świat, sprawiły, że w językach wielu narodów pojawiło się nowe słowo: _Blitzkrieg_.

Trzeciego września, po tym, jak Führer stanowczo odrzucił ultimatum premiera Neville’a Chamberlaina i odmówił wycofania wojsk z Polski, Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę. Wielka Brytania i Francja, całkowicie nieprzygotowane do konfliktu na wielką skalę, mogły jedynie trwać po swojej stronie okopów, przyglądając się, jak słabsza liczebnie, niedostatecznie wyszkolona i źle wyposażona armia polska zostaje rozbita w ciągu zaledwie 27 dni.

Nieco później, 17 października, trzy tygodnie po tym, jak hitlerowska swastyka załopotała nad Warszawą, wiceadmirał Hector Boyes, attaché marynarki wojennej w ambasadzie brytyjskiej w Oslo, rozerwał kopertę, wręczoną mu przed chwilą przez adiutanta, i zaczął czytać znajdujący się wewnątrz anonimowy list. List był napisany odręcznie, a jego autor stwierdzał, że jeśli Brytyjczycy chcą otrzymać niezwykle ważne informacje na temat niemieckich osiągnięć w dziedzinie techniki i uzbrojenia, powinni udzielić twierdzącej odpowiedzi, zmieniając początek regularnej audycji BBC nadawanej w języku niemieckim przez wstawienie słów: _Hullo, hier ist London_ (Halo, tu Londyn).

Zdumiony i zaintrygowany tajemniczym listem od nieznanego, a mimo to najwyraźniej dobrze poinformowanego nadawcy, admirał Boyes niezwłocznie powiadomił o wszystkim swych zwierzchników w Anglii.

Późną jesienią 1939 roku nad Londynem unosiło się przeczucie nadciągającej katastrofy. Nadchodziło wiele wieści o wojnie – i wszystkie były złe. W atmosferze przygnębienia Stewart Menzies, szef MI-6 (brytyjskiej służby wywiadowczej), oraz jego najwyżsi rangą podwładni zebrali się w swej kwaterze głównej na Broadwayu, cichej bocznej uliczce nieopodal gmachu Parlamentu i opactwa Westminster.

Menzies i jego współpracownicy zastanawiali się głęboko nad znaczeniem anonimowego listu, który admirał Boyes otrzymał w Oslo. Czy został napisany przez szaleńca? Niektórzy uważali, iż może to być posunięcie w swego rodzaju wojnie psychologicznej, prowadzonej przez Abwehrę, wywiad wojskowy Trzeciej Rzeszy, liczącą około 16 000 agentów działających na siedmiu kontynentach.

Ostatecznie kierownictwo MI-6, pod wpływem nalegań Menziesa, zdecydowało się pójść za wskazaniem listu z Oslo i zmienić początek audycji BBC na _Hullo, hier ist London_.

Tak rozpoczęła się jedna z najbardziej tajemniczych i złożonych operacji szpiegowskich II wojny światowej.

Czwartego listopada 1939 roku, tydzień po audycji BBC, wartownik przed ambasadą brytyjską w Oslo, prawie 1000 kilometrów od Londynu, odbywał właśnie swój spacer podczas zamieci śnieżnej, gdy natknął się na leżącą na kamiennym stopniu paczkę. Owinięta w szary papier i przewiązana mocnym sznurkiem, miała 8 centymetrów grubości, 30 centymetrów szerokości i 40 centymetrów długości. Była już na wpół przysypana śniegiem i gdyby nie odnaleziono jej w porę, mogłaby leżeć pod śnieżną pokrywą przez całe tygodnie.

Przesyłka była zaadresowana do admirała Hectora Boyesa, więc wartownik niezwłocznie dostarczył ją attaché morskiemu. Kiedy Boyes otworzył paczkę – nadzwyczaj ostrożnie, ponieważ mogła zawierać bombę – znalazł sporządzoną na ośmiu stronach maszynopisu szczegółową relację na temat ostatnich niemieckich osiągnięć technicznych oraz kilkanaście rysunków. Na pierwszy rzut oka zdawały się one przedstawiać nowe rewolucyjne rodzaje broni, między innymi wielkie rakiety. Boyes natychmiast wysłał paczkę do Londynu.

Profesor Reginald V. Jones z brytyjskiego wywiadu był poruszony zawartością paczki z Oslo (_za zgodą R.V. Jonesa_).

Trzydzieści sześć godzin później kopie zawartości tajemniczej paczki rozdano brytyjskim naukowcom i ekspertom wywiadu, by dokonali analizy dostarczonego materiału i przedstawili własne wnioski. Większość ekspertów odniosła się do sprawy sceptycznie. Kilku uważało, że dokumenty są falsyfikatami, celowo spreparowanymi przez Niemców, którzy chcieli sprawić, aby Brytyjczycy tracili cenny czas, próbując odtworzyć nieistniejące wynalazki.

Jednakże 28-letni Reginald V. Jones, jeden z pracowników brytyjskiej służby wywiadowczej, był poruszony rozmiarami technicznych implikacji. Wydawało się logiczne, że Niemcy usiłują nadać działaniom wojennym zupełnie nowy wymiar. Wśród nowych przerażających rodzajów konstruowanych przez Niemców broni znalazły się: bomba kierowana radiem, bezzałogowy samolot zwany V-1 (znany później Sprzymierzonym jako „latająca bomba”) i V-2, ogromna rakieta dalekiego zasięgu.

Podczas gdy brytyjscy naukowcy wykorzystywali szczegółowe rysunki i opisy, by opracowywać środki zaradcze, tożsamość osoby odpowiedzialnej za niezwykłą przesyłkę z Oslo pozostawała przedmiotem zażartych dyskusji wśród wtajemniczonych w sprawę. W jaki sposób jeden człowiek (prawdopodobnie Niemiec) mógł wejść w posiadanie tylu najściślej strzeżonych sekretów Trzeciej Rzeszy – w tym rysunków technicznych – a także znaleźć środki i sposoby, by dostarczyć owe bezcenne dane brytyjskim przywódcom?

Było oczywiste, że człowiek ten dysponuje rozległym zapleczem technicznym i naukowym oraz ma bezpośredni dostęp do prowadzonych w Trzeciej Rzeszy badań nad nowymi rodzajami broni. Nie ulegało też wątpliwości, iż nadawca przesyłki z Oslo jest zaprzysięgłym antyfaszystą, który gorąco pragnie, aby nie ziściły się marzenia Adolfa Hitlera o podbojach, i który zaryzykowałby życie dla osiągnięcia tego celu.

Tożsamość tajemniczego informatora stała się przedmiotem niezliczonych dociekań. Niezależnie od tego kim była, niezidentyfikowana osoba odegrała mało znaną, lecz ważną rolę, pozwalając Brytyjczykom pokrzyżować w przyszłości plany Adolfa Hitlera. Być może szef MI-6, Stewart Menzies, który miał liczne poufne kontakty w Trzeciej Rzeszy, wiedział, kto jest nadawcą przesyłki. Jeśli tak, zabrał tę informację do grobu².Szpieg w Radzie Wojennej Churchilla?

Na początku sierpnia 1940 roku Wielka Brytania przygotowywała się do odparcia niemieckich sił inwazyjnych, które zgromadziły się po drugiej stronie kanału, gotowe do skoku. W ciągu 10 miesięcy od wybuchu wojny Adolf Hitler panował nad większością państw zachodniej Europy.

„Jeśli Szwaby przyjdą – oświadczył Winston Churchill adiutantowi – będziemy musieli rozbijać im łby butelkami po piwie; nie mamy innej broni!”

Hitler uznał jednak, że nie musi rozpoczynać operacji „Lew Morski”, czyli inwazji przez kanał. Pierwszego sierpnia podpisał dyrektywę ogólną nr 17, nakazując Hermannowi Göringowi, który otrzymał niedawno specjalnie dla niego utworzony tytuł marszałka Rzeszy, by rzucił Anglię na kolana samą potęgą swych sił powietrznych.

Wzdłuż wybrzeża kanału i w Norwegii skoncentrowano 3358 junkersów, dornierów, heinkli, stukasów oraz messerschmittów 109 i 110 – największą dotychczasową flotę powietrzną. W południowej Anglii kilkuset pilotów myśliwskich RAF-u, latających na spitfire’ach i hurricane’ach, szykowało się z ponurą zawziętością, by stawić czoło temu potężnemu zagrożeniu.

Piloci myśliwców RAF-u byli niezwykłymi ludźmi – zuchwałymi, upartymi i odważnymi. Jeszcze kilka lat wcześniej wielu z nich wyznawało zdecydowanie pacyfistyczne poglądy. Niektórzy złożyli kontrowersyjną „przysięgę oksfordzką”, ślubując, że nigdy nie będą walczyć „za Króla i Ojczyznę”. Lecz teraz, kiedy w grę wchodziło przetrwanie Anglii, mieli zamiar walczyć i oddać życie, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Marszałek lotnictwa Hugh Dowding, szef sztabu Dowództwa Myśliwskiego RAF-u, dowiedział się dzięki nasłuchowi elektronicznemu (opatrzonemu kryptonimem Ultra), że Göring przygotowuje się do uderzenia wszystkimi siłami. Dysponując tą wiedzą, rewolucyjnym wynalazkiem w postaci radaru oraz niezrównanym systemem kontroli radiowej, 58-letni Dowding kierował bitwą o Anglię z podziemnej kwatery głównej (znanej jako Dziura), w siedzibie Dowództwa Myśliwskiego w Bentley Prior, w hrabstwie Middlesex.

Przez cztery tygodnie na angielskim niebie i nad kanałem toczyły się zacięte, mordercze walki. Dzięki systemowi nasłuchu Dowding znał z góry cele i taktykę Luftwaffe, pozwalając oficerom operacyjnym RAF-u gromadzić swoje eskadry we właściwym miejscu i czasie oraz na odpowiednim pułapie. Mógł koncentrować brytyjskie siły na kierunkach głównych uderzeń, zamiast rozpraszać szczupłe rezerwy RAF-u, by uganiały się szaleńczo po niebie w poszukiwaniu drugorzędnych bądź pozorowanych zgrupowań bombowców.

Ale podczas gdy marszałek Dowding dysponował symbolicznym „uchem” zainstalowanym w kwaterze głównej Luftwaffe, Niemcy posiadali zapewne prawdziwego informatora, umieszczonego bezpośrednio w brytyjskiej Radzie Wojennej. Chociaż Göring i jego dowódcy nie byli wtajemniczeni w szczegóły taktyki RAF-u, co dawało Dowdingowi ogromną przewagę, Adolf Hitler i niemieccy wyżsi dowódcy dowiadywali się o najważniejszych decyzjach brytyjskiego rządu w ciągu kilku godzin od ich podjęcia.

W tym czasie, kiedy Wyspom Brytyjskim groziło największe niebezpieczeństwo od dnia, gdy w 1588 roku hiszpańska Wielka Armada wpłynęła na wody kanału La Manche, wywiad Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie i na Hawajach przechwytywał i rozszyfrowywał ściśle tajne depesze, wysyłane przez attaché morskiego w Berlinie do szefa Trzeciej Sekcji sztabu marynarki wojennej w Cesarskiej Kwaterze Głównej na przedmieściach Tokio. Fragment jednego z radiogramów brzmiał: „Otrzymałem od niemieckiej marynarki protokoły posiedzenia brytyjskiej Rady Wojennej, które odbyło się w dniu 14 sierpnia …”

Na nieszczęście dla Wielkiej Brytanii, ta niezwykle wymowna japońska depesza, a także wiele innych o podobnej treści, została odczytana dopiero wówczas, gdy wojna w Europie dobiegała już końca. W roku 1940 wydział łączności wywiadu Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych zatrudniał zaledwie garstkę ludzi i tylko kilku z nich potrafiło tłumaczyć japońskie teksty na angielski. Liczba przechwyconych japońskich szyfrogramów była tak ogromna, że minęło trzy i pół roku, nim przytłoczeni nawałem obowiązków pracownicy amerykańskiego wywiadu zebrali dość materiałów, by stwierdzić, iż Niemcy najprawdopodobniej mają wtyczkę w brytyjskiej Radzie Wojennej.

Kim była hitlerowska wtyczka w najwyższych organach brytyjskiego rządu? Jakim sposobem w 1940 roku, kiedy toczyła się bitwa o Anglię, osobie tej udawało się przekazywać obszerne i szczegółowe protokoły posiedzeń Rady Wojennej do Berlina?

Jakimi pobudkami kierował się informator? Czy miał on – lub ona – zamiar nie tylko dostarczać nazistom pierwszorzędne materiały wywiadowcze, lecz także spróbować podkopać rząd Winstona Churchilla i sprawić, by zastąpił go inny, bardziej skłonny do kapitulacji, w wypadku gdyby Niemcy przekroczyli kanał i zaatakowali Wielką Brytanię?

Czy osoba ta mogła być związana z osławionym Tylerem Gatesworthem Kentem, 29-letnim Amerykaninem, któremu wróżono wielką karierę w amerykańskim departamencie stanu? Kent, wysoki i przystojny młodzieniec, pojawił się w amerykańskiej ambasadzie w Londynie w październiku 1939 roku. Wykształcony, zdolny, mówiący biegle pięcioma językami Kent niezachwianie wierzył w wymysł nazistowskiej propagandy, że międzynarodowe żydostwo rozpętało wojnę, aby dzięki niej umocnić swe wpływy i władzę nad światem.

Pomimo tak kuriozalnych poglądów, Tyler Kent cieszył się pełnym zaufaniem ambasadora Josepha P. Kennedy’ego (którego syn John miał pewnego dnia zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych) i został przydzielony do ściśle tajnego pokoju szyfrów w ambasadzie. Tym samym Kent zyskał dostęp do najbardziej poufnej korespondencji pomiędzy ambasadorem Kennedym a sekretarzem stanu Cordellem Hullem. Młody pracownik ambasady mógł także przeglądać depesze innych amerykańskich dyplomatów w Europie, wykorzystujących londyńską placówkę jako ośrodek komunikacyjny.

Co więcej, Kent poradził sobie z „szarym kodem”, szyfrem, który departament stanu uważał za niemożliwy do złamania. To właśnie „szarego kodu” używali Winston Churchill i prezydent Roosevelt w swej najbardziej poufnej korespondencji.

Na początku 1940 roku brytyjskie służby specjalne ustaliły, że tajne informacje jakimś sposobem trafiają do Berlina i Rzymu. Skomplikowane śledztwo doprowadziło do Tylera Kenta i 20 maja o godzinie 10.00 obiecujący młodzieniec został aresztowany przez funkcjonariuszy Scotland Yardu. Miał przy sobie komplet kluczy, umożliwiający mu dostęp do sejfu, w którym ambasador Kennedy przechowywał tajne dokumenty.

Tyler Kent zaprzeczył, jakoby był szpiegiem, chociaż podczas rewizji w jego mieszkaniu detektywi znaleźli około 1500 tajnych dokumentów, wykradzionych z ambasady. Został zwolniony z departamentu stanu i, jako że utracił immunitet dyplomatyczny, stanął przed sądem. Uznano go za winnego i skazano na siedem lat w Dartmoor, nacięższym z brytyjskich więzień.

Ponieważ Kent został aresztowany 20 maja 1940 roku – trzy miesiące przed rozpoczęciem bitwy o Anglię – nie mógł przekazywać do Berlina protokołów tajnych posiedzeń Rady Wojennej. Może jednak pozostawił w rządzie wspólnika, który robił to zamiast niego? Tak czy inaczej, nigdy nie ustalono tożsamości zdrajcy, który zapewnił Adolfowi Hitlerowi dostęp do najważniejszej brytyjskiej agendy rządowej³.Duch w bazie Scapa Flow

W jasnej poświacie zorzy polarnej, rozświetlającej te szerokości geograficzne, niemiecki okręt podwodny dowodzony przez porucznika Günthera Priena, śmiałego i zuchwałego oficera marynarki, wśliznął się przez labirynt kanałów i zdradliwych prądów do silnie strzeżonej bazy brytyjskiej floty wojennej. Mieściła się ona w Scapa Flow, w archipelagu Orkadów u wybrzeży północno-wschodniej Szkocji. Prien zmierzał do upatrzonego celu, którym był stary pancernik „Royal Oak”. Zbliżała się północ 13 października 1939 roku – minęło sześć tygodni, od chwili gdy Wielka Brytania przystąpiła do wojny z Trzecią Rzeszą.

Brytyjska admiralicja nie martwiła się zbytnio o bezpieczeństwo swych okrętów wojennych. Baza w Scapa Flow uchodziła za niedostępną dla łodzi podwodnych. Na pokładzie „Royal Oak” większość marynarzy z liczącej 1146 członków załogi spała spokojnym snem, w poczuciu pewności, że nie zagrażają im niemieckie U-Booty.

Nagle nocną ciszę nad Scapa Flow rozdarły następujące szybko po sobie trzy potężne eksplozje. Porucznik Prien odpalił trzy torpedy, z których każda dosięgła pancernika. Ugodzony śmiertelnie „Royal Oak” wywrócił się dnem do góry i zatonął w ciągu zaledwie 13 minut, zabierając ze sobą do wodnego grobu 832 marynarzy oraz dowódcę okrętu, kontradmirała H.F.C. Blagrove’a. Tymczasem U-Boot wymknął się ze Scapa Flow tą samą drogą, którą przypłynął, niewykryty i nietknięty.

Był to wielki wyczyn niemieckiej marynarki wojennej i kolosalny sukces propagandowy Trzeciej Rzeszy. Günthera Priena i jego załogę przywitano w Berlinie jak bohaterów, a dowódca U-Boota otrzymał Krzyż Rycerski z rąk samego Adolfa Hitlera.

W Londynie admiralicja, głęboko zażenowana i upokorzona zatopieniem „Royal Oak” w macierzystym porcie, wyraziła przypuszczenie, że okrętowi podwodnemu pomógł dotrzeć do celu działający na Orkadach szpieg. MI-5, brytyjski kontrwywiad, został wprost obarczony przez admiralicję winą za to, że nie udało mu się w porę zdemaskować owego nazistowskiego szpiega.

Na Orkadach pojawili się w dużej liczbie agenci MI-5, by wytropić nieuchwytnego osobnika, dzięki któremu Niemcy odnieśli tak wielki sukces. Poszukiwania nie dały jednak żadnego rezultatu. Mieszkańców wysp ogarnęła szpiegomania: w atmosferze ogólnej histerii niebezpieczny nazista rozpłynął się bez śladu.

Szesnaście miesięcy później, wiosną 1942 roku, poczytny tygodnik „Saturday Evening Post” opublikował artykuł, identyfikujący szpiega ze Scapa Flow jako byłego oficera niemieckiej cesarskiej marynarki wojennej, kapitana Alfreda Wehringa.

Zgodnie z zamieszczoną w „Post” relacją, w 1928 roku Wehring został zwerbowany przez niemiecki wywiad i umieszczony w pobliżu bazy Scapa Flow, która, jak uważano, będzie miała ogromne znaczenie w ewentualnej przyszłej wojnie z Wielką Brytanią. Wehring przyjął fikcyjne nazwisko Albert Oertel, przeistoczył się w szwajcarskiego zegarmistrza i otworzył niewielki warsztat w wiosce Kirkwall na Orkadach.

Dwanaście lat później Wehring wyszedł z głębokiej konspiracji i przekazał admirałowi Karlowi Dönitzowi, dowódcy niemieckiej floty podwodnej, szczegółowe informacje na temat instalacji obronnych Scapa Flow, tamtejszych zdradliwych prądów i innych czynników utrudniających nawigację.

Artykuł podpisał Curt Reiss, amerykański dziennikarz i specjalista w dziedzinie działalności szpiegowskiej. Reiss stwierdzał, że wykorzystując pierwszorzędne materiały wywiadowcze otrzymane od agenta, Dönitz wysłał porucznika Priena, kierowanego przez Alfreda Wehringa (Alberta Oertela), do Scapa Flow, by zaatakował pancernik „Royal Oak”. U wejścia do cieśniny Wehring wszedł na pokład U-47, służąc mu jako pilot nawigator, a następnie powrócił triumfalnie do ojczyzny po 12 latach spędzonych pod przybranym nazwiskiem w Szkocji.

Nieomal niedostrzeżenie „Duch Scapa Flow” wkroczył do uświęconego przybytku tajemnej wiedzy szpiegowskiej. Nawet czołowi naziści byli pod wrażeniem niezwykłego wyczynu Wehringa. SS-Brigadeführer Walter Schellenberg, od 1941 roku szef Sicherheitsdienst (SD), wywiadowczego pionu Schutzstaffel (SS), wskazywał na epizod Scapa Flow jako na doskonały przykład znaczenia „inteligentnie zaplanowanej kooperacji pomiędzy a operacjami wojskowymi”.

Po wojnie generał major Vernon G. W. Kell, szef MI-5, napisał, że „Niemcy otrzymywali najświeższe informacje od szpiega”. Kiedy sześć lat po zatopieniu „Royal Oak” nastał pokój, w Anglii nadal dyskutowano na temat owego zdarzenia. Admiralicja uparcie trwała przy swojej wersji, że głównym winowajcą był Wehring (Oertel).

Jednakże liczni brytyjscy dziennikarze, próbujący rozwikłać zagadkę, często wyjeżdżali na Orkady i nie odnaleźli nikogo, kto widział, a tym bardziej znał Alfreda Wehringa, który przez 12 lat mieszkał ponoć w Kirkwall jako Albert Oertel, szwajcarski zegarmistrz.

Dowódca U-Boota Günther Prien, bohater ze Scapa Flow (zdobyczny rysunek niemiecki, _National Archives_).

Porucznik Günther Prien, jedyny człowiek, który mógłby udzielić dokładniejszych informacji, zginął w połowie 1941 roku, gdy dowodzony przezeń okręt podwodny został zatopiony na Atlantyku. Naród niemiecki dowiedział się o jego śmierci dopiero po sześciu miesiącach.

Pozostaje zatem pytanie: czy naprawdę istniał hitlerowski szpieg, doskonale wtopiony w otoczenie na Orkadach, Niemiec, który dokonał jednego z największych w historii wyczynów szpiegowskich, czy był to po prostu duch Scapa Flow, który nagle się zmaterializował?⁴Zaskoczeni alianccy generałowie

Amerykański senator William Borah mówił o „wojnie na niby”. Brytyjski premier Neville Chamberlain nazwał ją „dziwną wojną”. Dla Niemców był to Sitzkrieg (siedząca wojna). Od czasu, gdy we wrześniu 1939 roku potężna machina wojenna Adolfa Hitlera zmiażdżyła Polskę, Brytyjczycy i Francuzi za Linią Maginota oraz żołnierze Wehrmachtu za Linią Zygfryda marnotrawili czas, starając się nie strzelać do siebie nawzajem.

Wydawcy gazet w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych spoglądali w przyszłość przez różowe okulary. „Dziwna wojna”, pisali, niebawem skończy się sama, wszyscy zaś kombatanci powrócą do domów i nie będzie żadnych więcej strat w ludziach ani niszczenia własności.

Jakby na przekór tym nastrojom powszechnego optymizmu, 10 stycznia 1940 roku niewielki samolot przelatujący wzdłuż granicy belgijskiej doznał defektu silnika i musiał awaryjnie lądować. Skrzydła samolotu odpadły, kiedy rozbił się wśród drzew. Z pobliskiego posterunku straży granicznej nadbiegło kilku belgijskich żołnierzy, aby udzielić pomocy ofiarom katastrofy.

Dwaj mężczyźni, znajdujący się na pokładzie samolotu, przeżyli przymusowe lądowanie. Chociaż mieli na sobie cywilne ubrania, obaj byli oficerami armii niemieckiej. Żaden z nich nie odniósł poważniejszych obrażeń. Dwaj Niemcy, pilot i 32-letni major Helmuth Reinberger, zostali odprowadzeni do pobliskiej kwatery głównej armii belgijskiej, gdzie zażądali, aby pozwolono im skontaktować się telefonicznie z ambasadorem lub niemieckim attaché wojskowym w neutralnej Belgii.

Wartownię w siedzibie dowództwa ogrzewał niewielki, lecz bardzo gorący brzuchaty piec. Siedzący na krześle major Reinberger zdawał się drzemać. W drugim końcu pomieszczenia odpoczywało dwóch belgijskich żołnierzy. Nagle Reinberger poderwał się na nogi i dopadł pieca. Otworzył drzwiczki, parząc się boleśnie w rękę, i cisnął w ogień plik papierów, skrywanych dotąd pod długim, szarym płaszczem.

W tym momencie kapitan Emilio Rodrigue, belgijski komendant odcinka, wszedł do pokoju, aby przesłuchać Niemców. Podbiegł do pieca, włożył do niego rękę i wyciągnął papiery, które zajęły się już jasnym płomieniem. On również dotkliwie się poparzył.

Reinberger bez słowa rzucił się na belgijskiego kapitana, próbując odebrać mu rewolwer. Obaj mężczyźni upadli i potoczyli się po podłodze. Nadbiegli inni belgijscy żołnierze. Z ich pomocą udało się obezwładnić niemieckiego oficera.

Nadpalone fragmenty niemieckiego „Planu Żółtego” (_National Archives_).

„Jestem skończony – oświadczył Reinberger. – Zrobiłem rzecz niewybaczalną i dlatego potrzebny był mi pański rewolwer. Nie chciałem zabić pana, lecz siebie!”

Chociaż papiery Reinbergera częściowo strawił ogień, belgijski wywiad poskładał ocalałe fragmenty i zdołał odczytać nagłówek: „Ogólny rozkaz operacyjny”. Początek rozkazu brzmiał: „Armia niemiecka rozpocznie ofensywę na froncie pomiędzy Morzem Północnym a Mozelą…” Dalej pojawiały się takie sformułowania, jak _Festung Holland_ (twierdza Holandia), _VII Fliegerkorps_ (Siódmy Korpus Lotniczy) i _Panzergruppe_ (zgrupowanie pancerne). Belgijscy generałowie nie wierzyli własnym oczom: był to prawie kompletny operacyjny „Plan Żółty”, dotyczący niemieckiej inwazji na Francję i Niderlandy.

Czy papiery Reinbergera zostały celowo spreparowane, aby wprowadzić w błąd zachodnich aliantów? Belgijski wywiad był zdecydowany znaleźć odpowiedź na to pytanie. Kiedy generał major Wernher Wenninger, niemiecki attaché wojskowy w Brukseli, poprosił o zgodę na rozmowę z majorem Reinbergerem, natychmiast uzyskał pozwolenie. Obaj Niemcy zostali umieszczeni w oddzielnym pokoju, gdzie mogli porozmawiać bez świadków. Belgowie jednak, o czym oficerowie Wehrmachtu nie wiedzieli, założyli w pokoju podsłuch.

Siedzący w sąsiednim pomieszczeniu specjaliści od podsłuchu elektronicznego słyszeli, jak Reinberger wyjaśnił generałowi, że udało mu się spalić w całości rozkazy operacyjne, dotyczące „Planu Żółtego” – co było wierutnym kłamstwem, lecz zdenerwowany Wenninger przyjął je z wyraźną ulgą. To zapewnienie kuriera przekonało Belgów, że dokumenty są autentyczne, niespreparowane.

W Berlinie Adolf Hitler nie uwierzył w opowieść Reinbergera i wpadł w dziką furię. „Był to największy wybuch złości, jaki kiedykolwiek przeżyłem – wyznał później generał Wilhelm Keitel. – Führer szalał z wściekłości, piana wystąpiła mu na usta, tłukł pięściami w ścianę i miotał obelgi pod adresem »idiotów i zdrajców w sztabie generalnym«”, grożąc im sądem wojskowym za doprowadzenie do sytuacji, w której wróg poznał jego plany przyszłych podbojów na Zachodzie.

Hitler i jego generałowie zakładali, iż „Plan Żółty” zostanie dostarczony do najwyższego dowództwa Sprzymierzonych. Gdy jednak niemiecki wywiad zameldował, że w rozmieszczeniu brytyjskich i francuskich jednostek nie zaszły żadne zmiany, Führer rozkazał wcielić plan w życie z niewielkimi tylko poprawkami.

W pierwszych miesiącach 1940 roku Sprzymierzeni uzyskali wiele innych dowodów, świadczących, iż Hitler zamierza przystąpić do decydującej ofensywy na Zachodzie.

Dwunastego stycznia 1940 roku w Rzymie księżniczka piemoncka Marie-José, żona włoskiego następcy tronu, złożyła wizytę hrabiemu Ciano, zięciowi dyktatora Benita Mussoliniego i włoskiemu ministrowi spraw zagranicznych. Galeazzo Ciano, wysoki, przystojny mężczyzna, w skrytości ducha szczerze nienawidził „nazistowskiej szajki”. Nie znosił zwłaszcza Hermanna Göringa i Reichsführera SS, Heinricha Himmlera. Księżniczka Marie-José niemal ze łzami w oczach wyraziła przed nim swoje obawy, że armia niemiecka lada chwila wtargnie do Belgii, jej rodzinnego kraju.

Tego wieczoru hrabia Ciano napisał w dzienniku: „Powiedziałem jej, że w świetle naszych najświeższych informacji wydaje się to wielce prawdopodobne. Bez wątpienia powiadomi o tym króla Leopolda”. Ciano uczynił zatem znaczący wysiłek, aby wetknąć kij w szprychy machiny wojennej „nazistowskiej szajki”.

W tygodniach poprzedzających inwazję „nawróceni” szpiedzy, pracujący dla Francuzów, wykradli dokumenty, które precyzyjnie określały cele „Planu Żółtego”. Francuski i brytyjski zwiad lotniczy donosił o silnej koncentracji niemieckich oddziałów i jednostek pancernych tuż przy granicy Rzeszy. I, co najważniejsze, Ultra, ściśle tajna brytyjska służba nasłuchu, przechwyciła i rozszyfrowała setki radiogramów Wehrmachtu, z których wynikało, że „Plan Żółty” jest gotów do natychmiastowej realizacji.

Trzydziestego kwietnia 1940 roku doktor Josef Müller, wybitny prawnik z Monachium, wysiadł z rejsowego samolotu Lufthansy na lotnisku w Rzymie i taksówką pojechał do hotelu. Müller, praktykujący katolik, wypełniał najważniejszą misję swego życia: próbował ostrzec Brytyjczyków i Francuzów, że Hitler zamierza wcielić w życie „Plan Żółty”.

Doktor Müller był członkiem Schwarze Kapelle (Czarnej Orkiestry), głęboko zakonspirowanej organizacji wpływowych niemieckich oficerów i wyższych urzędników państwowych, którzy postawili sobie za cel usunąć Führera – w ten lub inny sposób. Spiskowcy byli przekonani, że Hitler lekkomyślnie prowadzi ojczyznę ku całkowitej zagładzie.

Müller został wybrany do tej niezwykle ważnej misji, ponieważ posiadał liczne kontakty w Watykanie i cieszył się sympatią papieża Piusa XII. Do przyjaciół prawnika w Stolicy Apostolskiej zaliczał się też ojciec Robert Leiber, jezuita, będący powiernikiem papieża.

Podczas poprzedniej podróży do Rzymu w październiku 1939 roku Müller spotkał się potajemnie z papieżem, który zgodził się wystąpić w roli pośrednika pomiędzy Schwarze Kapelle a rządem brytyjskim. Łącznikiem papieża byłby D’Arcy Osborne, ambasador Wielkiej Brytanii w Watykanie. Papież podkreślał, że jego celem jest pokój oparty na zapewnieniach Francji i Anglii, iż nie wykorzystają wewnętrznych zaburzeń, jakie mogą wystąpić po „usunięciu” Adolfa Hitlera, by zaatakować i zająć Niemcy. Ani rząd brytyjski, ani francuski nie miał ochoty pójść na takie ustępstwa.

Josef Müller odczuwał wyrzuty sumienia w związku ze swym zadaniem. Uważał się za lojalnego Niemca. Gdyby jego misja się powiodła, a uprzedzone armie brytyjska i francuska udaremniły „Plan Żółty”, ilu młodych Niemców zginęłoby przez niego?

Müller wiózł ze sobą starannie zredagowane oświadczenie, które napisali przed jego wyjazdem przywódcy Schwarze Kapelle. Stwierdzali w nim, że Hitler przygotowuje się do uderzenia na Zachodzie – i że nastąpi to wkrótce. Müller wręczył oświadczenie swemu staremu przyjacielowi, ojcu Leiberowi, a ten, jak należy przypuszczać, przekazał je papieżowi i ambasadorowi Osborne’owi.

Ojciec Leiber pospieszył następnie poinformować o wszystkim swego byłego szkolnego kolegę, jezuickiego księdza Theodora Monnensa, a wielebny Monnens z kolei zaniósł niepokojącą wiadomość Adrienowi Nieuwenhuysowi, belgijskiemu ambasadorowi w Rzymie. Nieuwenhuys nie dał jej początkowo wiary, lecz zmienił zdanie kilka dni później, kiedy opat Hubert Noots, Belg, który był generałem zakonu premonstratensów, powiadomił go, że Wehrmacht zaatakuje niebawem Niderlandy i Francję przy użyciu czołgów, piechoty, spadochroniarzy i samolotów. Ambasador Nieuwenhuys poważnie się zaniepokoił i natychmiast ostrzegł rząd w Brukseli. Był 2 maja 1940 roku.

Tydzień później, wieczorem 9 maja, pułkownik Hans Oster, zastępca szefa Abwehry, i jego stary przyjaciel, holenderski attaché wojskowy, major Gijsbertus Sas, jedli razem kolację w domu Ostera na przedmieściach zaciemnionego Berlina. Oster, od dawna należący do Schwarze Kapelle, był przygnębiony i wściekły zarazem. Oznajmił z goryczą majorowi Sasowi, że nieco wcześniej tego popołudnia Führer nieodwołalnie rozkazał przystąpić do realizacji „Planu Żółtego”.

W tym momencie wzdłuż granicy francuskiej, belgijskiej i holenderskiej czekało w gotowości 2 500 000 żołnierzy, sformowanych w 102 dywizje, w tym dziewięć pancernych i sześć zmotoryzowanych. Natarcie miało się rozpocząć o godzinie 3.30 rano następnego dnia, 10 maja 1940 roku.

Po kolacji pułkownik Oster pojechał do niemieckiego naczelnego dowództwa, by sprawdzić, czy nie nastąpiła zmiana planów. Nie nastąpiła: trwały ostatnie przygotowania do ataku. Powróciwszy do domu, Oster oznajmił Sasowi: „Ta świnia pojechała na front zachodni”. „Świnią” był Adolf Hitler.

Sas zatelefonował do belgijskiego attaché wojskowego w Berlinie, a następnie udał się pospiesznie do własnej ambasady. Zamówił rozmowę z holenderską kwaterą główną w Hadze i, posługując się uzgodnionym wcześniej szyfrem, uprzedził swych przełożonych: „Jutro o świcie! Trzymajcie się!”

Kilka godzin po tym, jak major Sas przekazał ostrzeżenie, kolumna zaciemnionych pojazdów podjechała pod wielki betonowy bunkier, położony na szczycie porośniętego gęstym lasem wzgórza na południe od Akwizgranu. Dochodziła 3.00 rano w dniu Y (dzień ataku). Bunkier, oznaczony kryptonimem _Felsennest_ (Orle Gniazdo), miał służyć Adolfowi Hitlerowi jako stanowisko dowodzenia w rozpoczynającej się właśnie ofensywie.

Zaledwie 30 minut po przybyciu nazistowskiego boga wojny roje wyjących stukasów zaczęły bombardować cele w neutralnej Belgii i Holandii. Dwie godziny później niemiecka piechota i czołgi przekroczyły granicę. Pomimo ogromnej liczby sygnałów ostrzegawczych, pochodzących w większości z najwyższych kręgów w obozie wroga, alianccy generałowie zostali całkowicie zaskoczeni. Nawet dowódcy Führera byli zdumieni szybkością i rozmiarami własnych zwycięstw.

W niewiarygodnie krótkim czasie sześciu tygodni nacierający Wehrmacht podbił Francję, Belgię, Luksemburg i Holandię oraz przepędził z kontynentu brytyjski korpus ekspedycyjny. Na plażach pod Dunkierką pozostały niemal wszystkie angielskie czołgi, armaty, samochody i zapasy amunicji.

Kwestia, dlaczego alianckie naczelne dowództwo, które sparaliżowała niemiecka inwazja, było do tego stopnia nieprzygotowane do obrony, pozostaje jedną z najbardziej nieprzeniknionych tajemnic tej wojny⁵.Hitler torpeduje operację „Felix”

W połowie 1940 roku, po upadku Francji, Hitler był oburzony lekceważącą reakcją premiera Winstona Churchilla na złożoną przezeń „pokojową” ofertę oraz tępym uporem Anglii, zdecydowanej prowadzić dalej wojnę w całkowitym osamotnieniu. Kiedy więc generałowie Hitlera opracowywali szczegółowe plany operacji „Lew Morski”, inwazji na Anglię przez kanał z portów północnej Francji i Belgii, on sam postanowił „przepędzić Anglosasów z zachodniej części Morza Śródziemnego”. Führer mógł osiągnąć swój cel, zdobywając Gibraltar, koronną brytyjską kolonię, na południowym wybrzeżu Hiszpanii. Masywną wapienną skałę, wznoszącą się 430 metrów ponad poziom morza, oddziela od afrykańskiego brzegu wąska Cieśnina Gibraltarska.

Gibraltar połączony jest ze stałym lądem płaskim, piaszczystym przesmykiem długości 2,5 kilometra. Ten pas ziemi tworzy silnie strzeżoną „strefę neutralną” pomiędzy Hiszpanią a Gibraltarem. Gdyby Niemcom udało się zająć ogromną skałę, wąskie przejście z Morza Śródziemnego na Ocean Atlantycki zostałoby zamknięte dla alianckich okrętów.

Niemieckie naczelne dowództwo opracowało ambitny plan, opatrzony kryptonimem „Felix”. Gibraltar miał zostać zaatakowany pod koniec listopada 1940 roku. Z uwagi na swe bliskie stosunki z generalissimusem Franciskiem Franco, Hitler wyznaczył admirała Wilhelma Canarisa, szefa Abwehry, by przygotował grunt pod operację „Felix”. Canaris miał przede wszystkim ocenić możliwości ataku na Skałę, starą brytyjską twierdzę, oraz zmusić Franco, aby wziął udział we wspólnym przedsięwzięciu. Podczas wojny Hiszpania zachowywała neutralność, była jednak daleko bardziej lojalna wobec hitlerowskich Niemiec niż wobec aliantów zachodnich.

Nieoczekiwanie Canaris, który przez całe życie starał się pozostawać w cieniu, pozwolił się zwieść ułudzie napoleońskiej wielkości. Nie tylko zajął się wywiadowczym aspektem operacji „Felix”, lecz zawiązał też rozległy spisek, aby samemu pokierować całą akcją.

Brytyjski żołnierz pełni straż w Gibraltarze, by ostrzegać przed spodziewanym niemieckim atakiem (_National Archives_).

Wyznaczywszy sobie rolę „nadzwyczajnego agenta terenowego”, Canaris poprowadził zespół złożony z samych asów wywiadu na hiszpański stały ląd, aby zbadać teren i opracować ogólny plan ataku. Nigdy jeszcze w historii działań szpiegowskich w jednej misji nie uczestniczyło tylu wybitnych szpiegów – sam szef niemieckiej służby wywiadowczej (Canaris), jego pierwszy adiutant, pułkownik Hans Piekenbrock, oraz komandor Wilhelm Leissner, kierownik komórki Abwehry w Hiszpanii, który występował jako Gustav Lenz, szanowany przedsiębiorca z Madrytu.

Upojony rolą, jaką sam sobie wyznaczył, Canaris przeprowadził bardzo wiele wypadów rozpoznawczych wokół Gibraltaru i wysłał zastęp agentów do Hiszpanii. W rezultacie kraj ten stał się ulubioną atrakcją turystyczną pracowników Abwehry. Wszystko, co musiał zrobić oficer wywiadu, aby zapewnić sobie bezpłatne wakacje w luksusowym hiszpańskim kurorcie, to przedstawić projekt, który miałby bodaj luźny związek z operacją „Felix”.

Do końca 1940 roku cały rejon Gibraltaru został dokładnie rozpoznany, a wszelkie instalacje obronne, łącznie ze stanowiskami karabinów maszynowych i polami minowymi, naniesiono na mapy. Wszystko to jednak okazało się straszliwą stratą czasu i energii, ponieważ Hitler nieoczekiwanie zrezygnował z szansy zdobycia kluczowego bastionu, jakim był Gibraltar. Nigdy nie podał żadnego wyjaśnienia swojej decyzji⁶.

_Koniec wersji demonstracyjnej._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: