Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nieznana komedya Aleksandra Fredry "Intryga na prędce" - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nieznana komedya Aleksandra Fredry "Intryga na prędce" - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 196 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NIE­ZNA­NA KO­ME­DYA FRE­DRY.

Wy­dał i wstę­pem opa­trzył

Hen­ryk Cep­nik.

Dzia­łal­ność ko­me­dy­opi­sar­ską Fre­dry zwy­kło się da­to­wać od »Pana Gel­dha­ba«, któ­ry też fi­gu­ru­je za­wsze na pierw­sze­ni miej­scu w zbio­ro­wych wy­da­niach dzieł sce­nicz­nych au­to­ra »Ślu­bów pa­nień­skich«. Przy­znał mu zresz­tą pra­wo do tego za­szczy­tu sam po­eta, umiesz­cza­jąc tę wła­śnie ko­me­dyę na cze­le pierw­sze­go, dwu­to­mo­we­go wy­da­nia dzieł swo­ich z r. 1826, wła­snym kosz­tem w Wied­niu ogło­szo­ne­go. Nada­ło to »Panu Gel­dha­bo­wi« do pew­ne­go stop­nia ce­chę jak­by pierw­szej wo­gó­le ko­me­dyi Fre­drow­skiej. W rze­czy­wi­sto­ści tak nie jest, a tak­że sam Fre­dro uwa­żał inny zu­peł­nie utwór za swą »pierw­szą ko­me­dyę«, swój »płód pier­wo­rod­ny«.

Utwo­rem tym, któ­ry fak­tycz­nie za­in­au­gu­ro­wał twór­czość ko­me­dy­opi­sar­ską Fre­dry i, co wię­cej, wy­sta­wio­ny na sce­nie, wy­prze­dził war­szaw­ską pre­mie­rę »Pana Gel­dha­ba« z r. 1821 o całe czte­ry lata, była jed­no­ak­to­wa ko­me­dya wier­szem p… t.: » In­try­ga na­pręd­ce«.

O ist­nie­niu tej ko­me­dyi, jak wo­gó­le o ca­łym przed­gel­dha­bow­skim okre­sie w twór­czo­ści Fre­dry, wie­dzie­li­śmy do­tąd tyle tyl­ko, ile prze­ka­zał nam w tej mie­rze sam po­eta w swej au­to­bio­gra­fii, ogło­szo­nej w r. 1876 przez Lu­cy­ana Sie­mień­skie­go w war­szaw­skiej »Kro­ni­ce Ro­dzin­nej«. Wie­dzie­li­śmy za­tem, że taki utwór był rze­czy­wi­ście na­pi­sa­ny i że był pierw­szą wo­gó­le pró­bą sił dwu­dzie­sto­dwu­let­nie­go pod­ów­czas po­ety na polu ko­me­dyi, że był na­wet gra­ny na sce­nie, że jed­nak na­stęp­nie gdzieś za­gi­nął. Na­tem koń­czył się cały za­sób na­szych wia­do­mo­ści o tej pierw­szej ko­me­dyi Fre­dry – sama ko­me­dya ucho­dzi­ła za bez­pow­rot­nie za­gi­nio­ną, a o tre­ści jej moż­na było wnio­sko­wać tyl­ko z po­da­ne­go przez po­etę szcze­gó­łu, iż tego wła­śnie utwo­ru użył póź­niej za pod­sta­wę do na­pi­sa­nia »No­we­go Don­Ki­szo­ta«.

Aż oto obec­nie ta rze­ko­mo za­gi­nio­na pierw­sza ko­me­dya Fre­dry od­na­la­zła się szczę­śli­wie, a od­na­la­zła się w zbio­rach lwow­skiej, od kil­ku lat miej­skiej, bi­blio­te­ki te­atral­nej przy spo­sob­no­ści ka­ta­lo­go­wa­nia ich przez pod­pi­sa­ne­go. Ja­kim spo­so­bem mógł taki cen­ny uni­kat prze­le­żeć tam bez zwró­ce­nia na sie­bie czy­jej­kol­wiek uwa­gi tak dłu­gie dzie­siąt­ki lat – trud­no do­praw­dy po­jąć, jesz­cze trud­niej wy­tłó­ma­czyć. Na­le­ży bo­wiem nad­mie­nić, że wspo­mnia­ną bi­blio­te­kę te­atral­ną, przed na­by­ciem jej przez gmi­nę na wła­sność, nie­jed­no­krot­nie ba­da­li i oce­nia­li roz­ma­ici znaw­cy, że parę razy spo­rzą­dza­no jej in­wen­tarz, że ist­nie­je od daw­na szcze­gó­ło­wy jej ka­ta­log abe­ca­dło­wy, w któ­rym »In­try­ga na­pręd­ce« za­cią­gnię­ta jest pod nr. 241, że wresz­cie, a tak­że w ostat­nich już la­tach, ko­rzy­sta­no czę­sto z tej bi­blio­te­ki dla ce­lów li­te­rac­kich. I mimo wszyst­ko nikt na­wet nie po­my­ślał o tem, aby z pro­stej bo­daj cie­ka­wo­ści zaj­rzeć do eg­zem­pla­rza, opa­trzo­ne­go tak bi­ją­cym w oczy, bo zna­nym z każ­dej nie­mal bio­gra­fii Fre­dry ty­tu­łem, – i w re­zul­ta­cie »In­try­ga na­pręd­ce« ucho­dzi­ła w dal­szym cią­gu za utwór bez śla­du prze­pa­dły.

Daj­my jed­nak po­kój re­flek­sy­om z tego po­wo­du. Dość, że od­na­la­zła się szczę­śli­wie ko­me­dya, któ­rą przez tyle dzie­siąt­ków lat ka­za­no nam uwa­żać za za­gi­nio­ną, i że od­tąd mo­że­my mó­wić o tym »pło­dzie pier­wo­rod­nym« muzy Fre­drow­skiej jako o rze­czy ist­nie­ją­cej, gdy do tej pory wy­star­czać nam mu­sia­ła je­dy­nie po­da­na o niej la­ko­nicz­na wzmian­ka po­ety. A choć na­wet ko­me­dya ta w ni­czem istot­nem nie zmie­nia usta­lo­ne­go już na ca­ło­kształt twór­czo­ści au­to­ra »Ślu­bów pa­nień­skich« po­glą­du – jest jed­nak bar­dzo cen­nym i po­żą­da­nym z wie­lu wzglę­dów przy­czyn­kiem do dzie­jów tej twór­czo­ści, po­zwa­la nam bo­wiem po­chwy­cić pierw­sze tęt­no roz­bu­dzo­ne­go ta­len­tu i tem sa­mem o nowy rys wzbo­ga­ca cha­rak­te­ry­sty­kę du­cho­wą mi­strza ko­me­dyi pol­skiej.

Za­czy­nał on pod­ów­czas dwu­dzie­sty trze­ci rok ży­cia, ale miał już za sobą bo­ga­ty za­sób do­świad­cze­nia ży­cio­we­go, zdo­by­te­go w kil­ku­let­nim mo­zo­le i tru­dzie wo­jen­nym, w owej »szko­le świa­ta«, o któ­rej sam traf­nie mówi, że jest »naj­prak­tycz­niej­sza, naj­bar­dziej uroz­ma­ico­na, a za­ra­zem naj­po­nęt­niej­sza ze wszyst­kich szkół, w ja­kich się mamy uczyć do­świad­cze­nia«. Kształ­cił się zaś Fre­dro w tej twar­dej szko­le, jak wia­do­mo, dłu­go. Za­cią­gnąw­szy się wy­rost­kiem szes­na­sto­let­nim w sze­re­gi wojsk na­ro­do­wych Księ­stwa War­szaw­skie­go, przez sześć lat bez mała w nich wy­trwał, bio­rąc czyn­ny udział w koń­co­wej fa­zie wo­jen na­po­le­oń­skich, aby po ab­dy­ka­cyi »boga woj­ny«, w ran­dze ka­pi­ta­na, a z krzy­ża­mi »vir­tu­ti mi­li­ta­ri« i le­gii ho­no­ro­wej na mło­dej pier­si, ale o po­ży­czo­nym gro­szu, wró­cić pod dach ro­dzi­ciel­ski. Jak­że jed­nak zmie­nio­nym! Opusz­czał dom ro­dzin­ny »z ra­do­snem unie­sie­niem« – wra­cał wpraw­dzie »z pę­kiem do­świad­cze­nia róż­ne­go ro­dza­ju«, ale »bez celu«, a w do­dat­ku z uczu­ciem go­ry­czy i roz­cza­ro­wa­nia, uczu­ciem tem przy­krzej­szem, im go­ręt­sze było owo unie­sie­nie, któ­re po­wio­dło go pod sztan­da­ry na­po­le­oń­skie.

W tym na­stro­ju du­cho­wym zna­la­zł­szy się na bru­ku lwow­skim, Fre­dro, wię­cej przy­mu­szo­ny sto­sun­ka­mi to­wa­rzy­ski­mi, niż z po­pę­du wła­sne­go, dał się po­rwać w wir roz­ba­wio­ne­go nad mia­rę ży­cia, ja­kiem tęt­nił Lwów pod­ów­czas. Nie­swoj­sko mu było jed­nak w tej at­mos­fe­rze, ale – jak sam opo­wia­da o tym okre­sie – »choć we­wnętrz­nie czuł nie­smak, a tem sa­mem po­trze­bę uka­za­nia jak w zwier­cia­dle fi­zy­ogno­mii tego spo­łe­czeń­stwa temu sa­me­mu spo­łe­czeń­stwu, aby się zre­flek­to­wa­ło i we­szło w sie­bie, nie śmiał prze­cież chwy­cić za pió­ro, nie ma­jąc jesz­cze ob­ja­wie­nia au­tor­skie­go za­wo­du«.

Nie­ba­wem jed­nak i ono przy­szło.

Tu od­da­ję głos sa­me­mu po­ecie, bo przy­to­czo­ny ni­żej wy­ją­tek z cy­to­wa­nej już po­przed­nio au­to­bio­gra­fii wią­że się bez­po­śred­nio z pierw­szą ko­me­dyą Fre­dry: »In­try­gą na­pręd­ce«.

»Szczę­śli­wy traf – opo­wia­da Fre­dro – spro­wa­dził mi żyda, an­ty­kwa­ry­usza, co cho­dząc po do­mach z książ­ka­mi, przy­niósł Mo­lie­ra. Za­pła­ci­łem mu du­ka­ta, a za­bra­łem ar­cy­dzie­ła, do­tąd mi pra­wie obce, bo jed­ną tyl­ko ko­me­dyę tego mi­strza mia­łem spo­sob­ność wi­dzieć na sce­nie pa­ry­skiej.

»Bio­rąc za prze­wod­ni­ka wzór tak nie­śmier­tel­ny, wy­raź­niej za­czą­łem poj­mo­wać po­wo­ła­nie au­to­ra dra­ma­tycz­ne­go i od­tąd wzią­łem się do stu­dy­ów na se­ryo.

Z oj­czy­stych wzo­rów, oso­bli­wie współ­cze­snych, nie wie­le mo­głem ko­rzy­stać, gdy na­wet na sa­mym wstę­pie, zwy­cza­jem mło­do­cia­nym, po­rwa­łem się do skry­ty­ko­wa­nia świe­żo wy­szłej ko­me­dyi Niem­ce­wi­cza »Pan No­wi­na«, któ­rą po­rą­ba­łem w nie­mi­ło­sier­ny, a jak te­raz wi­dzę, w naj­nie­do­rzecz­niej­szy spo­sób.

Szer­mier­ka ta do­da­ła mi jed­nak od­wa­gi, gdy pew­ne­go dnia, bez żad­ne­go przy­go­to­wa­nia, pra­wie bez na­my­słu, za­sia­dłem do sto­li­ka i na­pi­sa­łem wier­szem jed­no­ak­to­wą ko­me­dyę »In­try­ga na­pręd­ce«, z któ­rej to póź­niej w roz­sze­rzo­nych ra­mach zro­bił się »Nowy Don­Ki­szot«.

»Na­pi­saw­szy tę pierw­szą ko­me­dyę, wi­dzia­łem się w kło­po­tli­wem po­ło­że­niu. Szło mi o to, że­bym mógł komu płód pier­wo­rod­ny prze­czy­tać, za­się­gnąć zdro­wej rady i do­wie­dzieć się, czy war­to psuć czas i pa­pier. Xa nie­szczę­ście nie było żad­ne­go li­te­rac­kie­go ogni­ska, żad­nej po­wa­gi, do któ­rej miał­bym nie już za­ufa­nie, lecz śmia­łość. Wpraw­dzie za­czął był Adam Chłę­dow­ski re­da­go­wać »Pa­mięt­nik Lwow­ski, lecz pło­mień, wzno­szą­cy się z tego sto­su su­ro­wych ga­łę­zi, nie grzał, ani świe­cił. Nie po­zo­sta­ło mi nic in­ne­go, jak tyl­ko przez trze­cią oso­bę po­słać moją ko­me­dyę Ja­no­wi Ne­po­mu­ce­no­wi Ka­miń­skie­mu, je­dy­ne­mu znaw­cy i do­świad­czo­ne­mu prak­ty­ko­wi. Ka­miń­ski ko­me­dyę po­pra­wił i zro­bił uwa­gę, że jest w niej ja­kiś plan lo­gicz­nie prze­pro­wa­dzo­ny. Kor­ne­dya była gra­ną i nikt o niej nie wspo­mniał; ode­bra­łem ją do po­pra­wy, aby już nig­dy nie wró­ci­ła na sce­nę«.

Oto ge­ne­za i losy pierw­szej ko­me­dyi Fre­drow­skiej, z któ­rą z ko­lei bli­żej się nam za­zna­jo­mić wy­pa­da.

Do­słow­ny ty­tuł utwo­ru brzmi:

IN­TRY­GA NA­PRĘD­CE

czy­li

NIE­MA ZŁE­GO BEZ DO­BRE­GO.

Ko­me­dya w 1-ym Ak­cie wier­szem.

U dołu kar­ty ty­tu­ło­wej znaj­du­je się do­pi­sek: »l-go kwiet­nia 1915« – nie­wąt­pli­wie data ukoń­cze­nia ko­me­dyi. Cały rę­ko­pis, bar­dzo do­brze i czy – sto za­cho­wa­ny, li­czy ra­zem z ty­tu­łem i spi­sem osób 50 stro­nic za­pi­sa­nych, dwie czy­ste, wszyst­kie nie­licz­bo­wa­ne. For­mat in ąu­ar­to, pa­pier bi­bu­la­sty, żół­ta­we­go ko­lo­ru, pi­smo nad­zwy­czaj sta­ran­ne, nie­mal ka­li­gra­ficz­ne. Sama ko­me­dya pi­sa­na jest cała jed­ną ręką, na­to­miast znaj­du­ją­ce się w eg­zem­pla­rzu licz­ne po­praw­ki i do­pi­ski usku­tecz­nio­ne zo­sta­ły inną ręką. Na ostat­niej za­pi­sa­nej stro­ni­cy rę­ko­pi­su, u dołu, znaj­du­je się no­tat­ka cen­zu­ry: »Ge­le­sen und wird zu­ge­las­sen. Lem­berg am 17 Juni 816«, za­opa­trzo­na dwo­ma pod­pi­sa­mi, z któ­rych pierw­szy »Fra­po­sta«, dru­gi nie­czy­tel­ny.

W po­wyż­szym opi­sie rę­ko­pi­su ude­rzyć mu­siał każ­de­go brak jed­nej rze­czy: – na­zwi­ska au­to­ra. Istot­nie, nie­ma go zu­peł­nie; ko­me­dya jest ano­ni­mo­wą. Ale au­ten­tycz­ność jej jako ko­me­dyi Fre­drow­skiej nie pod­le­ga żad­nej kwe­styi, a stwier­dza­ją ją nie­zbi­cie szcze­gó­ły, po­da­ne przez Fre­drę w za­cy­to­wa­nym po­przed­nio ustę­pie z jego au­to­bio­gra­fii.

Przedew­szyst­kiem ty­tuł jest ten sam. Na­stęp­nie po­eta za­zna­cza wy­raź­nie, że »In­try­ga na­pręd­ce« była jed­no­ak­to­wą ko­me­dyą wier­szem, a od­na­le­zio­ny obec­nie utwór jest rów­nież jed­no­ak­to­wy i wier­szem pi­sa­ny. Da­lej daty, ja­kie znaj­du­je­my w rę­ko­pi­sie, zga­dza­ją się w zu­peł­no­ści z tem, co opo­wia­da Fre­dro w swej au­to­bio­gra­fii. Wspo­mi­na on tam mia­no­wi­cie o »świe­żo wy­szłej« ko­me­dyi Niem­ce­wi­cza »Pan No­wi­na«, oraz o »Pa­mięt­ni­ku Lwow­skim« otóż pierw­sza uka­za­ła się w r. 1815, dru­gi zaś za­czął wy­cho­dzić w r. 1816, a wła­śnie te dwie daty za­zna­czo­ne są wy­raź­nie w rę­ko­pi­sie i usta­la­ją do­kład­nie czas po­wsta­nia ko­me­dyi w związ­ku z po­da­ny­mi przez Fre­drę szcze­gó­ła­mi. Tak­że i wzmian­ka po­ety o wy­sta­wie­niu jego ko­me­dyi znaj­du­je po­twier­dze­nie w eg­zem­pla­rzu, któ­ry mam pod ręką, a śmiesz­nem by­ło­by przy­pusz­cze­nie, żeby w tym wła­śnie cza­sie mo­gła być gra­ną na sce­nie lwow­skiej inna ja­kaś, a nie Fre­drow­ska » In­try­ga na­pręd­ce«. Wresz­cie sam na­wet fakt… że na rę­ko­pi­sie nie­ma na­zwi­ska Fre­dry, zga­dza się z za­zna­czo­nym przez po­etę szcze­gó­łem, iż po­słał swój utwór Ka­miń­skie­mu »przez trze­cią oso­bę«, a więc chciał jako au­tor po­zo­stać w ukry­ciu.

Ale jest jesz­cze je­den, a naj­sil­niej­szy do­wód na to, że od­na­le­zio­na ko­me­dya jest pierw­szą ko­me­dyą Fre­dry. Do­star­cza go wzmian­ka po­ety, że z tej ko­me­dyi »póź­niej w roz­sze­rzo­nych ra­mach zro­bił się »Nowy Don­Ki­szot. Do­wód ten wy­star­cza za wszyst­kie inne, na­le­ży bo­wiem tyl­ko po­rów­nać oba te utwo­ry, aby się prze­ko­nać o ści­słem po­kre­wień­stwie, ja­kie mię­dzy nie­mi ist­nie­je. Nie­tyl­ko za­ło­że­nie w obu ko­me­dy­ach jest jed­na­kie, ale tak­że znaj­du­je­my tu i tam te same oso­by dzia­ła­ją­ce, a nie­któ­re z nich na­wet tak samo się w obu utwo­rach na­zy­wa­ją: co wię­cej – są w »No­wym Don­Ki­szo­cie« ustę­py, do­słow­nie po­wtó­rzo­ne z »In­try­gi ną pręd­ce«, żeby wspo­mnieć o tak cha­rak­te­ry­stycz­nych, jak sce­ny i i 5 w »In­try­dze«, a 3 i 6 w »No­wym Don­Ki­szo­cie«.

Wszyst­ko to po­nad wszel­ką wąt­pli­wość Stwier­dza, że ko­me­dya, któ­rą obec­nie ogła­szam, jest iden­tycz­na z ową przez Fre­drę wy­mie­nio­ną, któ­ra do­tąd uwa­ża­na była za jego za­gi­nio­ną »pierw­szą ko­me­dyę«.

Po­da­ny w dal­szym cią­gu do­słow­ny jej prze­druk uwal­nia mnie od opo­wia­da­nia jej tre­ści. Nie będę się tak­że wda­wał w oce­nę jej za­let i wad, zo­sta­wia­jąc to bar­dziej fa­cho­wym pió­rom. Niech mi wol­no bę­dzie tyl­ko mi­mo­cho­dem rzu­cić garść uwag, po­czy­nio­nych przy od­czy­ty­wa­niu tego »pło­du pier­wo­rod­ne­go« muzy Fre­drow­skiej.

W nie­jed­no­krot­nie już po­wy­żej cy­to­wa­nej au­to­bio­gra­fii Fre­dro za­zna­cza wy­raź­nie, że za­brał się »na se­ryo« do ko­me­dyi pod wpły­wem lek­tu­ry Mo­lie­ra i że pierw­szym hoł­dem, zło­żo­nym temu mi­strzo­wi, była wła­śnie »In­try­ga na­pręd­ce«. Na­le­ża­ło­by, jak zwy­kle w ta­kich wy­pad­kach, ocze­ki­wać, że pod tak bez­po­śred­nim wpły­wem na­pi­sa­ny utwór nosi wszel­kie ce­chy na­śla­dow­nic­twa. Tym­cza­sem, je­że­li po­mi­nie­my pew­ne ty­po­we, a czy­sto ze­wnętrz­ne wła­ści­wo­ści tech­ni­ki Mo­lie­row­skiej (wy­bit­ny udział w ak­cyi słu­żą­ce­go i prze­bie­ra­nie się in­nej oso­by dzia­ła­ją­cej), nie znaj­du­je­my w tej »pierw­szej ko­me­dyi« Fre­dry na­praw­dę nic ta­kie­go, coby mo­gło ucho­dzić za nie­wol­ni­cze na­śla­dow­nic­two Mo­lie­ra. Za­krój ca­ło­ści jest nie­za­prze­cze­nie w ty­pie far­sy Mo­lie­row­skiej, z za­cho­wa­niem nie­któ­rych kon­wen­cy­onal­no­ści tech­ni­ki fran­cu­skie­go ko­me­dy­opi­sa­rza, ale ogól­ne wra­że­nie, ja­kie daje ten utwór, jest wra­że­niem rze­czy sa­mo­dziel­nej, ory­gi­nal­nej. Nowy to do­wód, że, jak w dal­szej swej twór­czo­ści, Fre­dro, mimo ca­łe­go uwiel­bie­nia dla twór­cy »Tar­tuf­fe'a«, umiał już na­wet w tym pierw­szym, pod bez­po­śred­nim wpły­wem Mo­lie­ra na­pi­sa­nym utwo­rze, za­cho­wać swą in­dy­wi­du­al­ność i od­ręb­ność, ustrzedz się śle­pe­go na­śla­dow­nic­twa.

In­te­re­su­ją­ca z tego wzglę­du, jest »In­try­ga na­pręd­ce« in­te­re­su­ją­cą dla ba­da­cza twór­czo­ści Fre­dry tak­że i pod in­nym wzglę­dom. Fre­dro, któ­re­go po­cząt­ko­wa edu­ka­cya umy­sło­wa była wo­gó­le bar­dzo wa­dli­wa, sam wy­zna­je, iż do­pie­ro w r. 1810, już jako żoł­nierz, »po raz pierw­szy do­wie­dział się, że mógł­by skła­dać wier­sze«. Za­czął też je pi­sać oko­ło tego cza­su, ale tak so­bie zu­peł­nie sa­mo­rod­nie, nie ma­jąc wte­dy jesz­cze na­wet po­ję­cia o za­sad­ni­czych pra­wi­dłach ry­mo­twór­stwa, a przy­tem bez ja­kichś wyż­szych pre­ten­syi i aspi­ra­cyi, gdyż, jak sam opo­wia­da, »na ob­co­wa­nie z mu­za­mi nie miał wca­le cza­su, ani też, bę­dąc żoł­nie­rzem, nie tę­sk­nił za ich to­wa­rzy­stwem«. Do­pie­ro po po­wro­cie do kra­ju przy­szło na nie­go »ob­ja­wie­nie au­tor­skie­go za­wo­du«, pierw­szym zaś świa­do­mym wy­ra­zem tego ob­ja­wie­nia była wła­śnie »In­try­ga na­pręd­ce«.

Wie­dząc o tem wszyst­kiem, dzi­wić się tem wię­cej na­le­ży po­praw­no­ści, jaka ce­chu­je tę »pierw­szą ko­me­dyę« Fre­dry. Za­pew­ne, do do­sko­na­ło­ści jej da­le­ko, bra­ków, uste­rek i wad w niej nie­ma­ło, ale mimo wszyst­ko, roz­wa­ża­na w ca­ło­ści, spra­wia ona jak­naj­ko­rzyst­niej­sze wra­że­nie, zwłasz­cza, gdy się ma na uwa­dze, że to pierw­sza pró­ba sit au­tor­skich. Wiersz ogó­łem wca­le gład­ki i płyn­ny, ję­zyk pro­sty, jędr­ny i żywy, gdzie­nieg­dzie zaś nie po­zba­wio­ny po­etycz­ne­go za­bar­wie­nia, styl ja­sny i nie­wy­mu­szo­ny, tok my­śli lo­gicz­ny i kon­se­kwent­ny, dy­alog ła­twy i na­tu­ral­ny – wszyst­ko to, po­mi­mo pew­nych tu i ów­dzie nie­rów­no­ści czy nie­do­cią­gnięć, na­da­je »In­try­dze na­pręd­ce« zna­mię rze­tel­ne­go, po­myśl­nie się za­po­wia­da­ją­ce­go i o nie­wąt­pli­wem już wy­ro­bie­niu ta­len­tu pi­sar­skie­go.

Jest tak­że ta ko­me­dya wy­mow­nem świa­dec­twem, że już w tym pierw­szym utwo­rze sce­nicz­nym Fre­dro czuł sce­nę i ro­zu­miał jej wy­ma­ga­nia, jej psy­chi­kę. Spo­ro w nim wpraw­dzie jesz­cze dy­le­tanc­twa, spo­ro na­iw­no­ści, spo­ro rze­czy nie­praw­do­po­dob­nych lub prze­sa­dzo­nych, ale zmysł w kom­bi­no­wa­niu efek­tów sce­nicz­nych jest już w tej pierw­szej pró­bie, i to w znacz­nym stop­niu, układ zaś i prze­pro­wa­dze­nie ca­ło­ści, ogól­nie bio­rąc, za­świad­cza­ją jak naj­le­piej o istot­nem uzdol­nie­niu w za­kre­sie two­rze­nia dra­ma­tycz­ne­go. A nie za­po­mi­naj­my, chcąc tem spra­wie­dli­wiej oce­nić tę »pierw­szą ko­me­dyę« Fre­dry, że na­pi­sał on ją, jak sam za­zna­cza, »bez żad­ne­go przy­go­to­wa­nia, pra­wie bez na­my­słu«, i że na punk­cie zna­jo­mo­ści te­atru był on w owym cza­sie jesz­cze pra­wie zu­peł­nym la­ikiem, ze­tknął się bo­wiem z te­atrem i na­brał ja­sne­go po­ję­cia o tej po­tę­dze sztu­ki« do­pie­ro na nie­dłu­go przed po­wro­tem do kra­ju, w cza­sie swej krót­kiej byt­no­ści w Pa­ry­żu.

Wo­gó­le dla stu­dy­um nad roz­wo­jem twór­czo­ści Fre­dry jest »In­try­ga na­pręd­ce«, jako pierw­sza pró­ba ta­len­tu po­ety w dzie­dzi­nie ko­me­dy­opi­sar­stwa, przy­czyn­kiem rów­nie cie­ka­wym, jak cen­nym, nie­wąt­pli­wie też ogło­sze­nie jej dru­kiem wy­wo­ła wśród wiel­bi­cie­li »Ślu­bów pa­nień­skich« szcze­re za­do­wo­le­nie. Wpro­wa­dza nas bo­wiem ta »pierw­sza ko­me­dya« Fre­dry w zna­ny do tej pory je­dy­nie z opo­wie­ści sa­me­go po­ety okres, w któ­rym ta­lent jego zry­wał się do lotu, i po­zwa­la za­po­znać się z naj­wcze­śniej­szym ob­ja­wem tego bu­dzą­ce­go się do­pie­ro ta­len­tu, któ­ry w nie­wie­le lat póź­niej miał sło­necz­nym bla­skiem roz­świe­tlić ho­ry­zont pol­skiej twór­czo­ści, pol­skiej sztu­ki dra­ma­tycz­nej.

Na za­koń­cze­nie słów parę o wy­sta­wie­niu »In­try­gi na­pręd­ce« na sce­nie lwow­skiej.

Było to w cza­sach, gdy nie­stru­dzo­ną ener­gią i wy­sił­kiem przez Jana Ne­po­mu­ce­na Ka­miń­skie­go pod­trzy­my­wa­na sce­na pol­ska we Lwo­wie wy­wal­cza­ła so­bie do­pie­ro pra­wo eg­zy­sten­cyi. Wal­ka była twar­da i cięż­ka. Nie­tyl­ko z uprzy­wi­le­jo­wa­niem te­atru nie­miec­kie­go, któ­re­mu ubo­żuch­na sce­na pol­ska dro­go opła­cać się mu­sia­ła i któ­ry za­bie­rał jej naj­lep­sze dni przed­sta­wień w ty­go­dniu, wal­czyć trze­ba było, nie­tyl­ko z utrud­nie­nia­mi ze stro­ny władz i cen­zu­ry, ale tak­że z apa­tyą pol­skiej pu­blicz­no­ści, któ­rą zwa­biać trze­ba było do te­atru roz­ma­ite­mi »Sy­re­na­mi z Dnie­stru« i »Mar­ci­no­we­mi z Du­na­ju« lub ta­kie­mi ar­cy­dzie­ła­mi, jak Kaj­cio Tu­czy­brzuch z Cie­ląt­ko­wie«, »Ri­nal­do Einal­di­ni«, »Sro­ka zło­dziej« i t… p. Ile po­świę­ce­nia i za­par­cia się wy­ma­ga­ło pro­wa­dze­nie te­atru w ta­kich wa­run­kach, ile trze­ba było har­tu i nie­złom­nej woli, aby wy­trwać na po­ste­run­ku – nie trud­no to so­bie wy­obra­zić. A jed­nak nic od­wieść nie po­tra­fi­ło Ka­miń­skie­go od raz po­wzię­tej idei. Wy­trwa­le, z upo­rem nie­mal, a wśród naj­prze­róż­niej­szych prze­ciw­no­ści, bu­do­wał on mo­zol­nie fun­da­men­ty pod gmach kul­tu­ry te­atral­nej w sto­li­cy kra­ju, sam je­den wy­star­cza­jąc za wszyst­kich, bo i dy­rek­to­rem był, i ad­mi­ni­stra­to­rem, i re­ży­se­rem, i ak­to­rem w jed­nej oso­bie, a w do­dat­ku jesz­cze au­to­rem, tłó­ma­czem lub prze­ra­bia­czem nie­zli­czo­nych sztuk. Na wszyst­ko miał czas, wszyst­kie­mu umiał po­do­łać – praw­dzi­wy ty­tan pra­cy, uoso­bie­nie nie­wy­czer­pa­nej ener­gii, przed­się­bior­czo­ści i wy­trwa­ło­ści.

W jego to ręce, a przez trze­cią oso­bę, zło­żył Fre­dro ano­ni­mo­wy swój utwór. I nie do­znał za­wo­du. Ka­miń­ski nie­tyl­ko ko­me­dyę »po­chwa­lił«, ale i przy­jął ją do gra­nia. W ten spo­sób »In­try­ga na­pręd­ce« do­sta­ła się na sce­nę. Wy­sta­wio­no ją – jak wy­ni­ka z »Rocz­ni­ka Te­atru Pol­skie­go« na rok 1817 – w dniu 10 mar­ca te­goż roku ra­zem z trzy­ak­to­wym, przez Ka­miń­skie­go tłó­ma­czo­nym dra­ma­tem Kot­ze­bu­ego p… t.: »Edward w Szko­cyi, czy­li Noc prze­śla­do­wa­ne­go«.

Szczę­śli­wym zbie­giem oko­licz­no­ści za­cho­wa­ła się na­wet ob­sa­da ról, w ja­kiej gra­no tę »pierw­szą ko­me­dyę« Fre­dry. Oto ra­zem z od­na­le­zio­nym eg­zem­pla­rzem sztu­ki zna­la­zły się i role z wy­pi­sa­ne­mi na nich na­zwi­ska­mi gra­ją­cych. Gra­no mia­no­wi­cie »In­try­gę na­pręd­ce« w na­stę­pu­ją­cej ob­sa­dzie:

Kasz­te­lan – Ka­rol Ło­pu­szań­ski.

Edward – An­to­ni Ben­za.

Ma­ry­sia – Anie­la Rut­kow­ska.

Go­spo­dy­ni – Anna Sa­lo­wa.

Mi­chał – Szczę­sny Sta­rzew­ski.

Kmotr – Jan Sta­rzew­ski.

Pocz­ty­lion – Jan Nep. No­wa­kow­ski.

Na­zwi­ska te mó­wią bar­dzo wie­le. Świad­czą one, z jaką życz­li­wo­ścią za­jął się Ka­miń­ski utwo­rem nie­zna­ne­go so­bie na­wet z na­zwi­ska au­to­ra, je­że­li wy­ko­na­nie jego po­wie­rzył naj­lep­szym swo­im ar­ty­stom, ta­kim, jak Ben­za, S. Sta­rzew­ski. No­wa­kow­ski, Sa­lo­wa i Rut­kow­ska, pierw­sza amant­ka ów­cze­snej sce­ny lwow­skiej i ulu­bie­ni­ca pu­blicz­no­ści. Nie te­atru też, ani tem mniej Ka­miń­skie­go było winą, że ko­me­dya Fre­dry gra­na była tyl­ko je­den raz, ale ów­cze­snych sto­sun­ków te­atral­nych, wśród któ­rych po jed­nem przed­sta­wie­niu zni­ka­ły z afi­sza na­wet ta­kie utwo­ry, jak »Mak­bet«, »Król Lear«, »Otel­lo«, »Emi­lia Ga­lot­ti«, »We­se­le Fi­ga­ra« i po­dob­ne, bo pu­blicz­ność żą­da­ła in­nej zu­peł­nie stra­wy, a te­atr mu­siał ją da­wać, aby żyć. Zresz­tą, w tym sa­mym se­zo­nie, co »In­try­ga na­pręd­ce«, gra­no na sce­nie lwow­skiej zu­peł­nie nową wów­czas ko­me­dyę tak gło­śne­go i po­pu­lar­ne­go w ca­łej Pol­sce au­to­ra, jak Niem­ce­wicz, mia­no­wi­cie »Pana No­wi­nę«, i gra­no ją tak­że tyl­ko je­den raz. Wi­docz­nie na wię­cej nie po­zwa­lał sys­tem, na­rzu­co­ny Ka­miń­skie­mu i te­atro­wi przez samą pu­blicz­ność, któ­rą współ­cze­sny świa­dek tak scha­rak­te­ry­zo­wał: »Bądź pew­nym, że na sztu­kach Kor­ne­la, Wol­te­ra, Szyl­le­ra, lffian­da zli­czysz wi­dzów na pal­cach; lecz kie­dy ogrom­ny afisz ogło­si »Sy­re­nę z Dnie­stru, siedź w domu, bo cię udu­szą. Nie trud­no ci przyj­dzie po­znać, że przy­czy­ną tego sma­ku jest brak oświe­ce­nia«.

Fak­tem jest, że Ka­miń­ski wo­bec ko­me­dyi Fre­dry uczy­nił wszyst­ko, na co go stać było, da­jąc ją w pierw­szo­rzęd­nej ob­sa­dzie. Resz­ta nie od nie­go już za­le­ża­ła, ale od in­nych czyn­ni­ków, któ­re z cza­sem do­pie­ro się wy­ro­bi­ły, a to w mia­rę, jak wy­ra­bia­ła się na lwow­skim grun­cie fa­cho­wa kry­ty­ka te­atral­na. W cza­sie wy­sta­wie­nia »In­try­gi na­pręd­ce« kry­ty­ki te­atral­nej we Lwo­wie jesz­cze nie było. Cza­sem, a z rzad­ka tyl­ko, wspo­mi­na­ła o te­atrze je­dy­na pod­ów­czas re­pre­zen­tant­ka lwow­skiej pra­sy co­dzien­nej, »Ga­ze­ta Lwow­ska«, ale wła­ści­wą kry­ty­kę te­atral­ną za­po­cząt­ko­wał do­pie­ro oko­ło 1818 r. »Pa­mięt­nik Lwow­ski«. To też, je­że­li Fre­dro pi­sze w swej au­to­bio­gra­fii, że o ko­me­dyi jego »nikt nie wspo­mniał«, sta­ło się to dla­te­go, że wte­dy jesz­cze »wspo­mnieć« o niej nie było komu, bo kry­ty­ka te­atral­na jesz­cze nie ist­nia­ła.

Hen­ryk Cep­nik.UWA­GA.

Aka­de­mia Umie­jęt­no­ści, wy­da­jąc swo­im na­kła­dem ten cie­ka­wy za­by­tek li­te­ra­tu­ry pol­skiej, trzy­ma się za­sad wy­daw­ni­czych, któ­rych zwy­kle w po­dob­nych ra­zach prze­strze­ga, to jest mo­der­ni­zu­je pi­sow­nię, ale za­cho­wu­je ję­zyk au­to­ra wraz z jego błę­da­mi, te ostat­nie wska­zu­jąc nie­kie­dy od­po­wied­nie­mi zna­ka­mi, ale ich nie po­pra­wia­jąc. Do­dat­ko­wo na­le­ży za­zna­czyć, że imię głów­ne­go bo­ha­te­ra, Edward, pi­sa­ne jest w pierw­szej po­ło­wie au­to­gra­fu sta­le przez u (Edward) i do­pie­ro w dru­giej po­ło­wie wy­stę­pu­je w po­praw­nej for­mie. W dru­ku ta róż­ni­ca nie zo­sta­ła uwzględ­nio­ną, więc tu się ją za­zna­cza.

Alek­san­der Fre­droOSO­BY:

KASZ­TE­LAN UCZCIW­SKI.

EDWARD, syn jego.

MA­RY­SIA, wy­cho­wa­ni­ca kasz­te­la­na.

GO­SPO­DY­NI karcz­my.

MI­CHAŁ, słu­żą­cy Edwar­da.

KMOTR, stróż kar­czem­ny, głu­chy.

PO­STY­LION.

Sce­na w karcz­mie nie­da­le­ko Ra­do­mia.

Sce­na I.

(Te­atr wy­sta­wia izbę szyn­ko­wą. Stół i lawa przy boku, w głę­bi tap­czan. Drzwi i na lewo i pra­wo. Noc – ka­ga­niec się pali. Sły­chać trąb­kę pocz­tar­ską i ko­ła­ta­nie we

drzwi).

KMOTR

(sam, prze­bu­dzo­ny na tap­cza­nie).

Co za burz­li­wy wi­cher, aż się dom ko­ły­sze…

Cho­ciaż mó­wią, żem głu­chy, jed­nak ja to sły­szę…

Grzmot w prze­ry­wa­ne tre­le pie­kiel­nie przy­gry­wa,

Pio­run tyl­ko z ło­sko­tem cza­sem go prze­ry­wa.

(Sły­chać trzask z bi­cza – zry­wa się)

Ah! – zno­wu! O mój Boże!… w same wal­nął wro­ta…

Karcz­mi­sko pew­nie w ogniu, dy­abel­ska ro­bo­ta.

(Chwy­ta ko­new i chce wy­cho­dzić).

GO­SPO­DY­NI (w al­kie­rzu)

Hej!… Kmo­trze!… Kmo­trze!…

KMOTR

Słu­cham!

GO­SPO­DY­NI

Idź, otwórz go­spo­dę.

KMOTR

Aha! wpadł w wodę… Do­brze, (śmie­jąc się) małe (s) zro­bił szko­dę.

(Ko­ła­czą)

Grzmi, ależ to grzmi cią­gle, ogni­sto i sro­dze,

Chi­ba (s) pono pies je­den był­by te­raz w dro­dze.

GO­SPO­DY­NI

A! Cóż, nie sły­szysz, głu­chy, ktoś we drzwi ko­ła­cze.

KMOTR

Co się wać­pa­ni zda­je, tu­taj nikt nie ska­cze.

(Do sie­bie)

Jed­nak­że wiel­kie dzi­wy – pio­ru­nu­je zbli­ska,

A żeby też raz je­den, to się nie za­bły­ska.

(Idzie do okna).

Tać tu po­go­da… tyl­ko rzę­si­sta ciem­no­ta.

Aj… aj… niby wóz ja­kiś… Człek sztu­ka (s) we wro­ta.

Czy to mnie się tak wi­dzi (prze­cie­ra oczy), czy­li w rze­czy samy.

MI­CHAŁ (ze dwo­ru).

Otwórz­że, głu­chy ośle… Go­dzi­nę cze­ka­my.

Bóg daj, byś utch­nął w pro­gu!… w czwo­ro zła­mał nogę!

KMOTK (w oknie).

Hę… Do­kąd?… Do Czwo­ro­wa py­ta­cie o dro­gę?…

MI­CHAŁ (ze dwo­ru).

Ale otwórz nam, otwórz, gdzie masz, ło­trze, uszy!

KMOTR (w oknie).

Jak się mam?… Do­brze… do­brze…

MI­CHAŁ (ze dwo­ru).

Hul­taj się nie ru­szy,

I pono noc tę całą stać bę­dziem na dwo­rze.

KMOTR.

I owszem, bar­dzo do­brze… Za­raz wam otwo­rzę.

(Do sie­bie).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: