- W empik go
Nieznanym: poezje. Seria 1 - ebook
Nieznanym: poezje. Seria 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 242 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KSIĘGARNIA WARSZAWSKIEJ SPÓŁKI WYDAWNICZEJ
16 MAZOWIECKA 16
1902
Äîçâîëåíî Öåíçóðîþ.
Âàðøàâà, 9 Îęòÿáðÿ 1901 ãîäà.
CZĘŚĆ I
SONETY
Nieznanym
NIEZNANYM
Pozdrowienie wam, obcy, nieznani mi ludzie,
Którzy w duchu czar pieśni, jak ja, odczuwacie,
Chociaż serca stwardniały w codziennym kieracie
I grzęźniecie po uszy w życiowej obłudzie…
Kiedy po całodziennym mozole i trudzie,
Żeby ducha odświeżyć, poezje czytacie,
W pociemnieniu czół waszych, zadumy stygmacie,
Widać wiarę kapłanów, marzących o cudzie…
Smutnem ludzkie jest życie… Na ziemi lśnią globie
Próchno złota i uciech zmysłowych demony…
I ja czasem komedję grać jestem zmuszony…
Dzisiaj pono poezja ma nie być na dobie…
I rozumiem, że w tłumie o sercu też czerstwem
Na bożyszcza ludzkości bluzgacie szyderstwem…
TRZE?WYM
…I was także rozumiem, użyciem pijani,
Mieniący się trzeźwymi, spokojni filistrzy…
W zaślepieniu tem żywot uchodzi wam bystrzej,
Nim na zawsze w śmiertelnej znikniecie otchłani…
Wam nie dano pić z uczuć krynicy najczystszej,
Ani braci niedola głąb duszy wam zrani…
Zapomnieliście, zgonu obawą szarpani,
Że za zmysłów uciechą lśni raj promienistszy…
(Choć niesłusznej pogardy ton bardzo mnie boli,
Nie złorzeczę im zgoła, bo duchem kalecy,
Może nawet użalam się gorzkiej niedoli…
Ani pukam do serca kamiennej fortecy,
Zmurszałego w bezruchu… Z pozoru najbierniej
Obojętny na wszystko, uczuwam śmiech czerni…)
POETOM
…I cóż potem wam powiem, druhowie współcześni,
Celów życia świadomi entuzjaści młodzi?…
Pyszne słońce stulecia pożarem zachodzi…
Moźe-śmy już ostatni mohikanie pieśni?…
Na obecny stan patrzeć nam coraz boleśniej,
O jutrzence przyszłości zwątpienie się rodzi…
Może rozum uczucie zupełnie wychłodzi,
Samolubstwo widnokrąg duchowny zacieśni?…
Ale chociażby nawet do tego przyjść miało,
Ukochanym dążeniom nie czyńmy zawodu…
Choćby wszystko nam drogie wyśmianem zostało…
Niechaj pośród ogólnej apatji i chłodu
Nie umilka poezji melodyjna nuta,
Cichym bólem nabrzmiała, bo sercem wyczuta…
Z GŁĘBI DUSZY
Pani Laurze z Konopnickich i
Stanisławowi Pytlińskim
Z GŁĘBI DUSZY
Gdy na niebie noc zapala zwolna gwiazd miljony,
A pod płaszcz jej ciemniejący zbłąkani się cisną,
Zanim wzbierze płaczu fala, nim łzy z oczu trysną,
Z głębi duszy bolejącej płynie śpiew natchniony…
Niechaj płynie, niech rozżala… Podniosłymi tony
Bratnich duchów tłum kwilący niech do głębi wzrusza…
Niechaj myśli ich oszala, kiedy łka w nim dusza…
Z myśli, nawet szalejącej, przyszłość zbierze plony!
Nocy miły chłód powiewa, tęskny śpiew zamiera,
Płaczu fala go zalewa i gwałtownie wzbiera,
Aż przez palce łzami tryska, obie wilży dłonie…
Chłodny powiew łzy osusza, wielką żałość koi,
W zachwyt wprawia chwila blizka, kiedy w serc miljonie
Zabrzmi echem śpiew, co wzrusza, gdy ocenią swoi…
O ŚWICIE
…Świtało. Okna bladły. Ich ciemność brzask dzienny
Rozpraszał, walcząc z światłem lampy chorobliwem…
Stargany beznadziejnej tęsknoty porywem,
Do szyb czoło cisnąłem, znużony i senny…
Świat wyłaniał się z mroków otchłani bezdennej,
Ranek chłodny był, mglisty… Słychać kurów pianie
chwilami z oddali, hen! psów ujadanie…
Ciemność okien rozpraszał powoli brzask dzienny.
Bez ruchu, by nie spłoszyć nagle czaru chwili,
Wsłuchiwałem się w wozów odległe turkoty
I w ćwierk wróbla, co sennie za oknami kwili…
Do szyb czoło cisnąłem, znużony i senny,
Ciemność okien rozpraszał powoli brzask dzienny,
Ale nic nie rozproszy mej wielkiej tęsknoty.
WIECZÓR LET MI
MIRIAMOWI
Wieczoru świeży wiew płonące chłodzi skronie,
Wpatrzony w tęskną dal, upajam się gwiazd ciszą,
Faliste szumy drzew do marzeń mnie kołyszą
I wielki, wielki żal przypływem wzbiera w łonie…
Od Wisły rzewny śpiew w powiewach wiatru tonie,
Łagodnie z biegiem fal pluszczące tratwy płyną
I ogni bucha krew nad ciemnych wód głębiną,
A drzewa szumią wdał, wiatr chłodzi mile skronie.
Flisaczych śpiewów chór już w szumie fal omdlewa,
Rozchwianych ogni sznur migocze, szumią drzewa,
Od tratew skrzypiec głos dolata urywany,
Jak płacz stłumiony, łkań zatamowana fala,
Czy skarg na nędzny los, na ciche płynie łany,
Najczulej z wszystkich grań porusza i rozżala.
MELODJH
W duszy harfy eolskie brzmią… Melodja cicha,
Jak brzęczenie komara, falą szmerów płynie,
Cichych skarg słabe echo, co drzemią w głębinie,
Chociaż duszy zwierciadło spokojem oddycha…
Z rozrzewnieniem radosnem błogo się uśmiecha,
Cała w łzawej melodji tony zasłuchana…
Upojona harmonją czarownego piana,
W jasności zachwycenia bezprzytomnie wzdycha…
Nie budźcie jej… O, snuj się, nitko marzeń złota,
W szarej przędzy parcianej nędznego żywota,
Jak promyczek, co szarość chmurną rozwesela…
Nie budźcie jej… Złudzenie tracić tak boleśnie…
Boleśniej, niż na wieki żegnać przyjaciela…
Niech odrobiny szczęścia zazna chociaż we śnie…
MODLITWA
Cisza… Chłód ze ścian wieje wilgotnych grobowy,
Od poczerniałych sklepień, kamiennych filarów.
Chłodna nawa kościoła, jak skalisty parów,
Szemrze szeptem nabożnie pochylonej głowy…
Nędzarz klęczy w półmroku… Z piersi rozmodlonej,
Jak ptak z klatki, westchnienie takie się wydziera,
Do jakiego pobudzić zdolna skrucha szczera…
W pierś się bije, w ekstazie modłów zatopiony…
W głębi nawy migoce niepewne światełko,
Bliżej zwisa żyrandol, od świec bielejący,
W nim tęczowo się mieni szlifowane szkiełko…
Padł krzyżem na posadzkę, aż jękły kamienie…
Może zwilżył je cichych łez potok gorący,
Bo znów słychać w półmroku żarliwe westchnienie…
Na odwieczerz chłop w polu kartoflisko orze…
Lemiesz kraje grunt Uchy i skiby odwala,
Po policy przepływa miałkiej ziemi fala,
A błyszczące żelazo sypką rolę porze…
Boso idzie za pługiem… Dwie wychudłe szkapy
Ciągną z trudem, aż im się naszelniki prężą,
Kiedy nogi zaryją i siły wytężą,
Zaorując szczerk lekki i piaszczyste sapy…
Chłop zawraca szkapięta… Rękawem koszuli
Z pobrużdżortego czoła muł znojny ociera
I dalej orze skrawek swój ziemi matuli…
A praca czeka jeszcze go ciężka i długa…
Ach, na widok ten serce mi w piersiach zamiera…
Chciałbym lutnię w proch strzaskać i stanąć u pługa.
BRftTMIM DUCHOM
1.
Niech was nie mami chłód, zastygły na mej twarzy,
Wyniosły mowy ton, do warg przyrosła drwina,
Przekory duch, co w lód porywy serca ścina,
(Tak ranku biały szron kwitnące pąki warzy).
Jam łzami każdy schód obmywał tych ołtarzy,
U których ze wszech stron zrzeszają się pielgrzymi:
U Nieznanego wrót, gdzie wonna myrrha dymi
I złoty huczy dzwon i miljon świateł jarzy.
Szlochałem rzewnie w głos, a płacz nieutulony
Potężniał, szerzał, rosł, pryskały łkań miljony
0 piedestału zrąb, gdzie prawda niedościgła…
…O każdej chwili jam o kiju iść gotowy
1 Wre jeszcze ducha głąb, choć pono twarz zastygła…)
Serdeczny zadać kłam taktowi mojej mowy…
II.
Choćźyciamroźny wiew twarzmoją powlókł chłodem,
Blask oczu śćmiły łzy, zgasł ogień w nich zapału,
Jednakże dusza drży pragnieniem ideału nie ochłódła krew w poety sercu młodem…
Natchniony bólem śpiew najlepszym jest dowodem…
Poezji świętej skry nie zgasi nikt na świecie,
W popiele jeszcze tli… W mej piersi ją znajdziecie,
Choć życia mroźny wiew twarz moją powlókł
[chłodem…
…Oj, nieraz takbyni chciał przed wami w płacz
[uderzyć,
Ukoić myśli szał, z mych uczuć wam się zwierzyć,
Podzielić z wami ból świadomych siebie łudzi,
Ale uprzejmy chłód, wyczekująca mina,
Attycka w mowie sól mnie trzeźwią, nim się zbudzi
Przekory duch, co w lód porywy serca ścina…
IZYh.A
W czarne zwoje muślinu lekko otulona,
Z poza których bieleją krągłe kształty ciała,
Jak posąg, stoi niema i zimna, jak skała,
Chociaż ku niej spragnione wyciągam ramiona…
Powabna, jak rusałka, leśna dziwożona,
Z pod zasłony pociąga tajemniczą siłą
I odpycha zarazem… Ach, łatwiejby było
Staią iskrę wykrzesać z kamienia jej łona!
W czarnych oczach łzy błyszczą… Ciemna mgła
[muślinu
Melancholją zadumy postać jej owiała,
Łzy bujne twarz zrosiły… Czyżby mnie kochała?
Czy może anioł smutku z nieba seledynu
Spłynął, żeby zapłakać nad nędzami ziemi,
I otulił nas cicho skrzydłami białemi?
CZARNY WELON
Pod nogami nam liście opadłe szeleszczą,
Pod wiatr szybko idziemy cmentarną aleją,
Drzew odarte gałęzie nad nami się chwieją,
Podmuchy czarny welon mojej pani pieszczą…
Zadyszana, z welonem osłoniętą twarzą,
Z pod którego jej oczy jak węgle świeciły,
Idzie szybko, a pośpiech dodaje jej siły…
I mój smutek z jej bólem cicho się kojarzą…
Kiedy nad grobem matki stała zadumana,
Odrzuciwszy zasłonę w tył z pobladłej twarzy,
W sercu mojem krwawiła zabliźniona rana…
Szanując jej zadumę, tuż za nią stanąłem
I na tym najszczęśniejszym ze wszystkich cmentarzy
Brzeg welonu ukradkiem do ust przycisnąłem…
ZWIĘDŁE LIŚCIE
Błądziliśmy bez celu po pustej alei…
Niepomny, że podobna nie zdarzy się chwila,
Kiedy wicher konary drzew czarnych pochyla,
Szedłem za nią bez woli, bez cienia nadziei…
Powiodła zadumana czarnemi oczyma,
Jakby drogi szukała, marzyła zarazem…
Żali nasze błądzenie być miało obrazem
Owej doli nieszczęsnej, co zdala nas trzyma?
Jak liście zwiędłe, co je wiatr z gałęzi strąca,
Opadliśmy na ziemię, by rozwiać się w polu…
Tak już dawno… A jednak łza oko zamącą…
Kwilą o tem żórawie i krzyże mi skrzypią,
Że nie zaznam kochania rozkoszy i boiu,
Aż zwiędłego piaszczyste tumany przysypią…
WIATRAKI
Powoli na piaszczyste wchodziliśmy wzgórze…
Szła z trudem, nie przyjąwszy mojego ramienia…
Nie słyszała tez pewno ciężkiego westchnienia,
Bo nic słychać nie było w okropnej wichurze…
Stanęliśmy na wierzchu… Opodał sterczały
Opuszczonych wiatraków omszałe ramiona…
Ona kochać nie zdolna!… Zimnego jej łona
Całe morze miłości nie wzruszy, jak skały…
Jak wiatrak spustoszały, do ziemi się chylę…
Nieruchomy, bezwładny, choć dmie zawierucha,
Przypominam widmowo spędzone z nią chwile…
Zimno w polu samemu… Wichura szalona
W pusty szkielet drewniany poprzez szpary dmucha,
Skrzypią zwolna sterczące, omszałe ramiona…
UKOCHANEJ DALEKIEJ
… iiedy sen ołowiane zawrze mi powieki,
Szmat cielesnej powłoki rzuca duch mój biały
I na skrzydłach tęsknoty przez śnieżne Tatr wały
Szybuje bez wytchnienia ku drogiej, dalekiej…
Staje przed nią, jak widmo, sród krwawych ran spieki
I smętku, jakim pola go nasze owiały,
W melancholii bezbrzeżnej zbroczony krwią cały,
Rozszlochany, stęskniony, bezdomny, daleki…
Ale bez miłosierdzia przez nią odtrącony,
Z jękiem wzbija się krwawy w gwiaździste otchłanie,
By u stóp Najwyższego żałosnych skarg tony
Wypłakać i uczynić miłości wyznanie
Ku Ojczyźnie jedynie u Wieczności progu,
By swe straszne cierpienia ofiarować Bogu…
ŚNIJ, DROGA.
…F niechaj ci się we śnie kraj marzeń rozzłoci
Tęczowych, brylantowych, gdyby szronu kwiaty…
I niech ujrzą twe oczy czarownych widm światy,
Gdyby lśniące sezamy pod kwiatem paproci…
Morze pereł, szafirów, złociste makaty,
Grody z kości słoniowej… A oczu błysk koci
Ćmy Shyloków nie zdołałby przejrzeć tych kroci,
Ani zważyć bez błędu brylantów karaty…
Śnij baśń złotą, legendy tęczowe… Śnij, droga….
Niech przeczyste twe tchnienie ulata do Boga,
Unoszone na skrzydłach śnieżystych, anielich…
1 niech spali mi serce płomienna pożoga,
I niech w uścisk lodowy mnie chwyci śmierć sroga,
Zanim do dna wychylę nieszczęsny ten kielich…
WESTRLKOM SOLOHÓW
(Zamiast sonetu do sukni balowej)
Poprzez ciała waszego alabaster twardy
Siatki żyłek błękitnych przeświecają skazy,
Które czynią z westalek w białych zwojach gazy
Wzburzonej krwi szkarłatem tętniące petardy…
Pożar zmysłów czarowne roznieca obrazy,
Gdy czujecie na sobie zdobywcy wzrok hardy,
Krytyczny, chłodny, nie bez połysku pogardy…
Od wybuchu was chronią moralne nakazy…
Zmuszone tłumić w sobie wilczy głód rozkoszy,
Oszukując go flirtem w ramionach tancerza,
Który w trakcie gruchania w ton złota uderza,
Nie bez cienia obawy patrzycie w zwierciadło,
Czy nie rzeźbi skaz-marszczek czasu prąd macoszy
I czy srebro siwizny we włos się nie wkradło?…
Gorycz, żal w sercach waszych zwolna się krysztalą,
Obawa jutra, miłość własna zawiedziona,
Kiedy na piersiach białe splatacie ramiona,
Obtoczone na balach męzkich spojrzeń staią…
Nadziei zamążpójścia iskierka nim skona,
Jeszcze ją powodzenia chwilowe rozpalą,
Jeszcze każda z was marzy, by zostać Omfalą
Z mieszczańskim Herkulesem u flirtu wrzeciona…
Widmo staropanieństwa cień rzuca piramid
Na świetlany kraj marzeń, gdzie myrt wciąż dojrzewa
I w gałązki przystraja dziewiczych biel chlamid,
Jednak jeszcze z nich każda się czegoś spodziewa
(Zawsze grozi wybuchem sercowy dynamit)
I skosztować owocu z rajskiego chce drzewa…
* *
Zapewne, że zdarzają się tez między niemi
Osoby, których godność człowiecza się burzy
Owem biernem czekaniem cieplarnianej róży,
Czy jej rosa łez ślubnych nie udyademi?…
Ciężar nudy światowej już im jest zaduźy,
Cudne głowy pulsują myślami zdrożnemi,
Których nikłe płomyki krew młoda przyciemi,
Kiedy nagła zaduma umysły ich znuży…
Ostatecznie rzekome kobiece feniksy,
Niech poważny w zamiarach' epuzer zawita,
Nie potępią go za to, że książek nie czyta…
Skoro jednak pozycja została zdobyta,
Drgnienie ramion zdradziło mieszczańskiej myśl
[niksy,
Że na szczerbie tej niezbyt ucierpią żurfiksy…
PROMIENIE
Na stole świeca jasnym płomieniem się pali,
W ciemne szyby kroplisty jesienny deszcz dzwoni,
Bezczynnie siedzę z czołem, opartem na dłoni,
Dźwięczna trąbka pocztarska zabrzmiała w oddali…
W jasny płomień wpatrzony, senne oczy mrużę,
Koło świecy lśni wiązka ukośnych promieni,
Na tle ciemnem szyb drżących widmowo się mieni,
Gdy ją skrócę oczyma i znowu wydłużę…
Fala wspomnień odniosła mnie w lata dziecinne,
Kiedy, w płomień wpatrzony, mrużyłem powieki,
By wywołać na jawie złudzenie niewinne…
W oczach łzy się zaszkliły… Promienie tęczowe
Zalśniły, niby wizja przeszłości dalekiej…
Pochyliłem w zadumie rozmarzoną głowę…
W SZUMIE NnWftŁNICY
Już dogasa w lichtarzu świecy płomień siny,
Ciemne szyby wiatr wstrząsa i chłodny deszcz smaga,
Na dworze nawałnicy szum coraz się wzmaga,
Skrzypią domy drewniane zapadłej mieściny…
Chwilami fosforycznie lśnią okien futryny
W chwiejnem świetle ogarka… Poblizkie kałuże
Chlupoczą monotonnie, a deszcz szumi w górze..
Chyba w całem miasteczku ja czuwam jedyny…
Wszystko wokół uśpione… W szumie nawałnicy
Gwizdek ozwał się w pustej, zamarłej ulicy,
Jak słaby odgłos życia, czy jaźni świadomej…
Odetchnąłem… I w serce wstąpiła odwaga,
Bo już jest nas dwa ludzkie myślące atomy,
Wsłuchane w nawałnicy szum, co wciąż się wzmaga.
WIECZÓR
Ściemnia się… W mętniejącej powietrza głębinie
Błyszczą słabo gdzieniegdzie gwiaździste punkciki…
Od berlinek na Wiśle granie harmoniki
Z chłodnym fali powiewem urywane płynie…
Światełka odbijają się w klarownej wodzie,
Maszty rosłe czernieją w splątanych lin sieci,
Czasem zdala szczekanie psów z wiatrem doleci,
Lub wołania głos zabrzmi w powietrzu o chłodzie…
Ciemna głębia nieznanych, bezdennych obszarów
I szeroka toń szklana w gwiazd miljon rozbłysły
I odbija się w wodzie rząd mostu filarów.
Maszty rosłe czernieją, harmoniki granie
Z chłodnym fali powiewem dolata od Wisły,
Zdala słychać w ciemności psów ciągłe szczekanie…
O ZACHODZIE
W ciemnego tataraku soczystej zieleni,
Co dużemi kępami odbija się w wodzie,
Gładkie stawu zwierciadło w cienistych drzew
[chłodzie
Od poświaty zachodu lekko się czerwieni…
Wiew powietrza, co sprzyja grze świateł i cieni,
Zatoczył na głębinie krzywizny i koła,
Za drzewami we młynie klekotem coś woła,
Szumi, niby kaskada, i wartko się pieni…
We mgle piany wystają z wody czarne pale
I omszała budowla mętnie się wyłania,
Staw szklisty zrumieniły zachodu korale…
Chłodny powiew zaszumiał w kępach tataraku,
Za drzewami rozbrzmiewa echo klekotania
O wodnicach na fali i młodym rybaku…
W ZBOŻU
W rozchwianej gęstwie żyta chabry się niebieszczą,
Gdzieniegdzie ponsowieją maków polnych kwiaty
I zawisa rój barwnych motyli skrzydlaty,
Kłosy srebrzą się w słońcu i cicho szeleszczą…
Łagodnego zefiru powiewy je pieszczą,
Chylą żyto, roznoszą kwiecistych pól wonie,
Ćwierkań, fruwań i szmerów chór tworzy harmonję,
Ciężkie kłosy zwieszone sowity plon wieszczą…
Zadzwoniły gdzieś kosy,.. Z miarowym rozmachem
Kilkunastu kosiarzy zbóż gęstwę podcina,
Co rozbrzmiewa szmerami, odurza zapachem…
Jak oczy modre, w życie chabry się niebieszczą,
Nim ostatnia nad nimi zadzwoni godzina,
Kłosy srebrzą się w słońcu i cicho szeleszczą…
ORIWEK
Szumią cicho zachodem ozłocone łany
I łagodnie pochyla się pszenicy fala,
Jakieś głosy zmieszane i brzęk słychać zdala
W błękitnego powietrza roztoczy świetlanej…