Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Nigdy bym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nigdy bym - ebook

„Nigdy bym” to opowieść o kobietach, w których życiu powinno być już niewiele niewiadomych – są dojrzałe, mają stałą pracę, są w stałych i z założenia trwałych związkach, każdy dzień przypomina poprzedni. Los jednak nie patrzy w kalendarz i potrafi zaskoczyć, nawet gdy jesteś już po sześćdziesiątce…

Maria zostaje nagle porzucona przez męża po czterdziestu latach małżeństwa, Mariola natomiast ma trzydzieści cztery lata i właśnie od męża odeszła. Mimo że każda z nich wyznaje zupełnie różne wartości, nawiązuje się między nimi nić porozumienia. A to dopiero początek nowych znajomości. W sanatorium Maria poznaję Krysię, która kiedy tylko może, walczy z ograniczeniami narzucanymi przez skostniałe konwenanse. Czy kobiety, które tak nagle wkroczyły w świat Marii, pomogą jej pozbierać się po odejściu męża i rozpocząć nowe życie? Czy na kobiecej przyjaźni rzeczywiście można polegać?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7905-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MAJ

1.

Maria zamknęła za sobą drzwi taksówki i zawiesiła wzrok na wejściu do bloku. Trochę zakręciło jej się w głowie, ale zdecydowała, że zdoła przejść te kilka metrów i nie upaść. Nie patrzyła pod nogi. Podniosła wzrok i wybrała punkt przed sobą. Chociaż nosiła lekkie wiosenne buty, z trudem stawiała krok za krokiem, jakby miała spętane kostki. Przekręciła klucz i weszła na klatkę schodową. Na dworze wciąż było jasno, ale wewnątrz panował półmrok. Majowe noce nie śpieszyły się z nadejściem. Zdała sobie sprawę, że spędziła na posterunku policji cały dzień. Położyła dłoń na poręczy i przypłynął do niej obraz sprzed czterdziestu lat, kiedy wbiegała po tych schodach po raz pierwszy. Teraz ta poręcz była zapewnieniem, że uda jej się wejść na pierwsze piętro.

W mieszkaniu zdjęła buty i wysunęła ramiona z żakietu. Upadł na podłogę. Po drodze do kuchni zostawiała za sobą części garderoby. Tu bluzka zarzucona na fotel, tam zsunięta nieświadomie spódnica, granatowy kleks na jesionowym parkiecie. Zatrzymała się w plamie poświaty z ulicznej lampy, wpadającej przez kuchenne okno. Wpatrując się w kwadrat oświetlonej podłogi, zdjęła kolczyki. W kuchni nalała szklankę wody z kranu, wypiła duszkiem, potem napełniła drugą. Opróżniła ją tylko do połowy, a do reszty wrzuciła trzymane w dłoni kolczyki. Metal stuknął o dno. Pomimo mroku przeszła przez pokój na skos i usiadła na kanapie w majtkach, staniku i apaszce wciąż zawiązanej pod szyją. Oparła się łokciami o uda i zwiesiła dłonie. Przejeżdżające samochody przerywały ciszę. Początkowo nieświadomie, potem już metodycznie wyczekiwała znanego dźwięku silnika, czekała na odgłos parkowania. Po jakimś czasie ruch na ulicy zamarł.

Zwinęła się na kanapie, podciągając kolana do brody i zaczęła się delikatnie kołysać. Usłyszała swój własny głos nucący dziecięcą rymowankę, a kiedy dreszcz przeszył jej plecy, naciągnęła na siebie koc z oparcia kanapy. Wydawało się jej, że zasypia, potem znowu, że tylko wyobraża sobie sceny z mijającego dnia. Nie umiała ich jednak zatrzymać, przebiegały jej przed oczami, galopowały w wyobraźni, na żadnej nie mogła się dłużej skupić. Jak odwracane w kalejdoskopie obrazki, migały jej sceny z posterunku policji, pakowania koszyka z jedzeniem na działkę, gorączkowych poszukiwań Teodora na parkingu, jazdy taksówką, ogłuszającego pulsowania krwi w skroniach, kiedy policjant czytał jej list. Wysunęła się spod koca i powlokła do telefonu. Poszukała dłonią włącznika światła. Przez chwilę w stuporze wpatrywała się w tarczę, potem bezwiednie wybrała numer Tadeusza. Zanim jednak ktoś zdążył podnieść słuchawkę po drugiej stronie, przycisnęła palcami widełki. Ciągły sygnał zaświdrował jej w uszach. Wzięła aparat do ręki i wróciła na kanapę, ciągnąc za sobą czarny kabel. Ustawiła telefon na podłodze i wsunęła się pod koc. Położyła się na boku i wpatrywała w niego z dłonią wsuniętą pod policzek.

Zadzwoni, w końcu zadzwoni. Ten list pewnie napisał wiele dni temu, w przypływie jakiejś złej chwili. Pewnie powiedziałam mu coś do słuchu. Na język przecież nie choruję. Ale dzisiaj, gdziekolwiek jest, zadzwoni. Przecież nawet po najgorszym dniu nie kładliśmy się spać pokłóceni. Co ten policjant mówił, że list dostali w tamtym tygodniu. Zamrugała, jakby paproch wpadł jej do oka, poczuła ściśnięcie w gardle i pociągnęła za apaszkę. Może to ona ją dusiła. Usiadła, koc opadł jej z ramion, odsłaniając plecy. Szarpiąc, rozwiązała supeł pod szyją.

Jeśli dostali go w zeszłym tygodniu, a list nawet w Lublinie idzie dwa dni, to musiał go wysłać przed sobotą. Nerwowo skubała rąbek apaszki, starając się wyrównać oddech. Przed oczami przebiegł jej cały tydzień, dzień po dniu, niczym przesuwające się slajdy. W piątek padało, Teodor wrócił przemoknięty, poszedł na pocztę zapłacić rachunki. W sobotę rano poszedł na targ, potem pojechali na działkę. Było słonecznie, grabiłam liście, a później zasnęłam na leżaku. Teodor obudził mnie na obiad. Ugotował młody bób. W niedzielę, co było w niedzielę? Przeskakiwała wzrokiem z mebla na mebel, z obrusu w maki na szarość obić foteli. Pociągnęła pled na zmarznięte plecy. Kiedy on to wysłał? No tak, przecież był na poczcie. Maria pokręciła głową z niedowierzaniem. A potem po prostu usiadł ze mną do obiadu, jadł ze mną śniadanie, pił kawę, spacerował pomiędzy drzewami w sadzie? Wszystko po wysłaniu tego listu. Kiedy już wiedział, że odchodzi. A ja jeszcze nie wiedziałam, że decyzja zapadła, że następnej niedzieli po prostu nie będzie. Że zniknie wszystko, co znam i w co wierzę.

Poruszyła ustami, jakby chciała to powiedzieć na głos i tym samym nadać słowom znamiona prawdy. I wtedy jej wzrok padł na lustro w szafie po drugiej stronie pokoju. W świetle z żyrandola, przyćmionym, oszczędnym, mogła dojrzeć zarys skulonej postaci, przykrytej kocem zwisającym z jednej strony do ziemi. Szpiczaste jasne kolana wystawały spod materiału. Z tej odległości nie sposób było zobaczyć rysy twarzy, ale poczuła kamień w żołądku na myśl o tym, że patrzy na kobietę, którą mąż porzucił po czterdziestu latach wspólnego życia. Poczuła, że ją mdli i pobiegła do łazienki.

2.

Czekoladowe baryłki znalazły się w jej dłoni, chociaż kluczyk barku przekręciła, żeby znaleźć nalewkę wiśniową. Pośpiesznie zerwała folię z opakowania i uchyliła wieczko. Kolorowe sreberka błysnęły w świetle lampki nocnej. Usiadła na krześle przed pianinem. Zdejmowała papierki jeden po drugim i odgryzała wieczka beczułek. Potem wysysała słodki likier i odstawiała puste antałki w równym rządku na pokrywę pianina. Stały tak przez kolejne dwa tygodnie. Gdyby była bardziej świadoma otaczającego świata, pewnie ze zgrozą zauważyłaby, że reszta likieru spływa po czekoladowych ściankach i zostawia ślady na dębowym fornirze jej ukochanego Pfeiffera. Wstała i przemaszerowała po rozrzuconych dookoła stołka sreberkach, idąc do kuchni, żeby napić się wody. Siedziała przy kuchennym stole, lekko się kołysząc, wpatrzona w szklankę, zanim wreszcie się napiła. A potem wodziła palcem po plamie wody, rozcierając ją po labiryncie szaro-białych szlaczków na laminacie, aż rozbolały ją oczy.

Kolejnego dnia jej analityczny umysł zawiódł ją przed szafę, którą dzieliła z Teodorem. Otworzyła na oścież drzwi i wpatrywała się w ułożone w schludnych kupkach podkoszulki, równe rządki slipek i kuleczki zwiniętych czarnych skarpetek. Przeliczyła koszule na wieszakach, było ich osiem. A potem dotarło do niej, że nie ma pojęcia, ile ich zawsze miał. A bardzo chciała wiedzieć, co ze sobą zabrał. W łazience wciąż leżała jego maszynka do golenia, obok pędzel z włosia bobra. Wszystko zostało. Jakby wyszedł gdzieś na chwilę. A skoro nie umarł, to wróci. Kiedyś wróci, na pewno wróci. Mamy dobre małżeństwo. Bez zdrad, nigdy mnie nie uderzył, nie przychodził po pracy pijany, nie znikał z koleżkami. Nawet się nie kłóciliśmy. Z zaciśniętym gardłem wyszła z łazienki, ciągnąc za sobą zdjęty z wieszaka szlafrok.

Po czterech dniach zaczęły śmierdzieć śmieci. Wyjęła worek i mocno go zawiązała, wstrzymując oddech. Potem włożyła go do jeszcze jednej plastikowej torby i wystawiła na razie na balkon, przekonana, że w końcu zdoła wyjść z domu, choćby nocą, żeby nikogo nie spotkać.

Któregoś dnia obudziła się o nieokreślonej porze i oszołomiona starała się ustalić, czy to świt, czy zmierzch. W pokoju panował półmrok. W koszuli nocnej, która była teraz jej codziennym strojem, poczłapała do kuchni i postawiła czajnik na gaz. Kamionkowy zegar na ścianie pokazywał siódmą, uniosła brwi i westchnęła. To nadal mi nic nie mówi. Czy to już jutro, czy przespałam całą noc? Podeszła do okna i pochylając się, oparła głowę o szybę. Przed blokiem kobieta z dzieckiem w wózku wracała ze spaceru. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wywleka niemowlaka o siódmej rano. To musi być wieczór, wydedukowała, odwróciła się na pięcie i ruszyła do sypialni.

W łóżku otuliła się kołdrą, żeby poczuć coś blisko ciała. Drgnęła, kiedy po kilku minutach usłyszała ciche postukiwanie dochodzące z kuchni. Zerwała się z łóżka i popędziła za dźwiękiem, tylko po to, by poczuć zapach przypalającego się czajnika. Wyłączyła gaz i oprzytomniała na tyle, żeby nie chwycić naczynia za rączkę. Ssanie w żołądku skierowało ją do lodówki. Długo przypatrywała się pojemnikom z jedzeniem i półproduktom, ale żołądek tylko podszedł jej do gardła i odmówił współpracy.

Postanowiła zasłaniać i odsłaniać okna. Uznała, że to świetny pomysł, żeby pamiętać o porach dnia, choć wiedza ta zupełnie nie była jej potrzebna. Następnego dnia rano podniosła ramiona, żeby odsłonić zasłonki, i poczuła, że bije od niej nieprzyjemny zapach. To jedyne zaniedbanie, którego nie mogła znieść. Weszła pod prysznic i długo stała pod ciepłym strumieniem, pozwalając wodzie rozluźnić napięte mięśnie. W końcu pośpiesznie umyła włosy i w turbanie z ręcznika wróciła do pokoju, po drodze sięgając po słoiczek z kremem do twarzy Pani Walewska. Po tygodniu zaczęła słyszeć ciszę. Tę bolesną, nieznośną, kopiącą pod żebrami ciszę. Włączyła telewizor, żeby otoczyć się dźwiękami. Gadające głowy towarzyszyły jej od tego momentu nieustannie. Czasami wieczorem wyciszała głos, ale nadal siedziała wpatrzona w ekran, na którym komiczne nieme postaci biły się, ścigały samochodami, gotowały albo uprawiały seks. Potrafiła godzinami gapić się w ekran, a nawet czasem wybuchać śmiechem. Tylko kiedy zmieniając kanały trafiała na Discovery Channel, ze złością ciskała pilotem w stronę kanapy, aż lądował między poduszkami. Głos lektora jego ulubionego programu kojarzył jej się z zaginionym mężem. Kiedy nie patrzyła w ekran, jej wzrok płynął po ścianie naprzeciwko foteli i kiwała lekko głową, jakby aprobując położenie każdego przedmiotu. Komody, obrazu czy ramek ze zdjęciami.

Trzaskanie drzwi klatki schodowej wyjątkowo niewiele ją obchodziło, ale ilekroć ktoś zamykał je po cichu, jak robił to Teodor, i odgłos kroków zbliżał się do pierwszego piętra, zastygała w wyczekiwaniu. W ustach jej zasychało i stawała się czujna jak samica pilnująca młodych. Kroki mijały jej drzwi i idący wspinał się dalej. Wówczas jej ciało miękło i topniało. Traciło kształt, jakby ktoś usunął z niego wszystkie kości, a mięśnie pożarła atrofia.

Ból głowy przestał reagować na tabletki. W nocy obudziły ją skurcze łydek, sycząc i trzymając się ściany podreptała do łazienki. Pod prysznicem długo polewała nogi gorącą wodą. Sięgnęła do szafki z lekami i znalazła magnez, który lekarz nakazał Teodorowi brać na serce. Wycisnęła z blistra od razu cztery tabletki i popiła wodą z kranu. Uliczna lampa jak zwykle rzucała lekką poświatę na wnętrze kuchni. Znalazła włącznik światła i nacisnęła. Żołądek nie wołał, ale rozsądek nakazywał zjeść wreszcie sycący posiłek. Na patelnię wbiła trzy jajka, dołożyła łyżkę masła i dorzuciła szczyptę soli. Chleb nie nadawał się już nawet dla ptaków. Pokrywał go delikatny zielonkawy meszek. Łapczywie zjadła jajecznicę prosto z patelni, nie siadając nawet do stołu. Spojrzała na kalendarz, ale data wciąż wskazywała dzień zniknięcia jej męża. Nie wiedziała, ile dni minęło.

Jeśli taki był twój plan, Teo, żeby zniszczyć mnie swoją ucieczką, to byłeś na dobrej drodze. Prawie ci się udało, draniu. Mogę nie spać i nie jeść, ale żyję i oddycham. Pewnie myślałeś, że zabije mnie wstyd. Nic mnie już nie zabije. Tylko śmierć. Nie ty pierwszy mnie porzuciłeś, pamiętaj, ja mam doświadczenie w byciu porzucaną.

Nagle zdała sobie sprawę z tego, że patrząc na odbicie w szybie, mówi to wszystko na głos. Nie wiedziała nawet, kiedy zaczęła. Ale dokończyła wściekłym tonem: — Mama mnie tego nauczyła, pamiętasz?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: