- W empik go
Nikt nie jest prorokiem między swymi - ebook
Nikt nie jest prorokiem między swymi - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 196 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Rad bym z duszy, ale to jakoś nie wypada.
– Dlaczego ma nie wypadać? – odpowiedział. – Ty, cher Worszyłło, zaczynasz dopiero karierę literacką;twoje nazwisko jeszcze nic nie mówi. Pardon mój drogi, ale ono nic nie mówi. Ręczę ci, że połowa z tych, co czytać będzie twoją powiastkę, czytać będzie właśnie dlatego, że dasz jej tytuł francuski.
– A ja myślę:poniekąd ma rację. Tytuł dla powieści, to toż samo, co nazwisko dla człowieka. Tenże sam mój przyjaciel ma wiele dowcipu i doświadczenia – to on mnie nauczył, że nazwisko ma tyle znaczenia dla człowieka. Ja bo przez jakiś czas wahałem się w sądzie i o tej kwestii i o wielu innych.
– Trzeba mieć punkt wyjścia. Czy ty, Worszyłło, masz punkt wyjścia?
– Co powiadasz?
– Nie pytaj nigdy w ten sposób:"Co powiadasz?" Ma to w sobie coś ze złego tonu. Zauważyłeś, że ludzie złego tonu powtarzają często wyraz:"powiada, powiada, pada ".
– Zauważyłem.
– Przepraszam, że ja ci mówię takie rzeczy, ale wprowadziłem cię do p. X., do naszego sławnego W., do hr. M., słowem, w najlepsze nasze towarzystwa, do których chciawszy wejść, trzeba się naginać koniecznie.
– Ale o co mnie pytałeś?
– Czy masz punkt wyjścia, zasady? Wczoraj widziałem, jak rozmawiając z księciem C. skrzywiłeś się jak nieszczęście i wytrząsałeś palcem ucho. To lekceważenie! – to dowodzi, że albo wcale nie masz zasad, albo co gorzej, masz je przewrotne.
Zaczerwieniłem się strasznie i wolałem wyznać, że wcale nie mam zasad.
Ale, o czytelniku! nie zrażaj się. Przyjaciel mój dał mi zasady, których dziś trzymam się ściśle i których, jeżeli nie okażę w ciągu tego opowiadania, wina to będzie raczej nieudolności pióra niż dobrych chęci.
Po czym mogę przystąpić do samego opowiadania. Pisze się wiele powieści, w których bohaterami są jacyś ludzie lub nawet sfery, o których mówiąc, każdy dobrze wychowany człowiek zawsze dodaje wyraz:"za pozwoleniem ".
Ja sam słyszałem, jak senatorowa K., przedstawiając pani L. znanego artystę W., rzekła;
– Pani pozwoli przedstawić sobie pana. Pardon, quel est votre nom?… a! pana W… mais ila assez de talent, pour nous amuser dodała ciszej.
Talent może zastąpić nazwisko i otworzyć podwoje zwykle dla "canaille " zamknięte.
Trzeba się tylko umieć naginać. Nieszczęściem czy szczęściem, mój bohater nie był ani poetą, ani malarzem, ani muzykiem, ani rzeźbiarzem, ani w ogóle długowłosym kochankiem muz nie miał majątku, brakło mu stanowiska, nie był dygnitarzem, nie miał nadzwyczajnego dowcipu, był zaledwie przystojny, nie miał nic z tego o czym wyżej.
– Cóż miał?
– Dwadzieścia siedem lat.
– O, o!to niewiele.
W tym rzecz, że miał niewiele lat:był młody;ale miał jeszcze coś prócz tego:między miasteczkiem M. a Chłodnicą, własnością państwa Chłodno, miał Mżynek.
Qu'est-ce que c'est que ca?
To także niewiele było. Domek z ogródkiem obrosłym leszczyną i z rzeczką płynącą cienistym brzegiem, a prócz tego trzy, ba, nawet nie całe, włóki gruntu. Ale to jeszcze nie koniec:miał i coś trzeciego, co, gdyby o to dbał, nadawałoby mu pewną pozycję w świecie. Nazywał się Wilk Garbowiecki. Kto zna choć trochę dawne dzieje, ten może słyszał o Garbowieckich, jako za tarnogrodzkiej bili się mężnie z Sasami. Jam wprawdzie nie wiedział, czy ciż sami nosili miano Wilków, ale przyjaciel, o którym wyżej, oświecił mnie. On w heraldyce wielce peritus, utrzymywał, że bohater mój miał z piętnastu senatorów w rodzie, a przydomek Wilk dostała ta rodzina z dawnych czasów za jakiś czyn bohaterski. Wszystko to być może, lubo sam Wilk Garbowiecki, którego znałem, nic o tym nie wiedział, a nawet nie uważał sobie za żaden zaszczyt, że się nazywał Wilk Garbowiecki. Wyznaję to ze wstydem – mój bohater, nie cenił w sobie urodzenia. Czasem jednak grała w nim dobra krew; nieszczęściem on utrzymywał, że to nie była dobra krew tylko obrażona godność osobista. Raz np. bogaty fabrykant pończoch, u którego – wyznaję to znów ze wstydem – Wilk dawał lekcje, oprowadzał go po swoich apartamentach.
– Widzisz pan tę konsolę?- spytał.
– Widzę.
– Pan myślisz, że to co?
– Myślę, że to konsola.
– Pan myślisz, że to marmur? pan pewno myślisz, że to marmur? – to nie marmur, to alabaster. Widziałeś pan co podobnego?
Wilk zmarszczył się na ostatnie pytanie – fabrykant prowadził go dalej.
– Widzisz pan tę kasetkę?
– Widzę tę kasetkę.
– Pan myślisz, że ten cyzel na niej – to co?
– Brąz.
– Pan myślisz, że to brąz? – Tu fabrykant cmoknął, chlipnął, mlasnął i dodał w cichej ekstazie:
– Złoto! Widziałeś pan co podobnego?
Wilk zmierzył go oczyma od stóp do głów. Fabrykant nie zauważył tego i na dobitkę rzekł dobrodusznie:
– Kto takie rzeczy ma, ten wygrał. A po chwili znów:
– Widzisz pan ten portret? (Tu wskazał na własny portret, wiszący między dwoma zwierciadłami w salonie.)
– Widzę – to zapewne złoty cielec?
– Co jest cielec to cielec, a to jest mój portret. A gdzie tu rogi? Co pan mówi?
– Że ten kto cielca malował, trafił pana… a rogi są w pańskiej kasie.
– Ho! ho! Wilk wyszczerzył staroszlacheckie zęby – mówiono w Warszawie.
Ale Wilk utrzymywał, że wyraz "staroszlacheckie " był głupstwem i mimo moich przedstawień, że odejmuje faktowi koloryt, nie chciał cofnąć zdania.
– A niech mi nie dmie bogactwem! – Homo sum – powtarzał z pewną dumą.
Te błędne pojęcia zaszczepiło w nim życie. Musiał pracować i łamać się z ubóstwem. Ba!gdyby tak miał porządną fortunę, pewno by mu się rozjaśniło w głowie. Tegoż zdania był i mój przyjaciel. Zresztą Wilk był dziwak. Pytam go pewnego razu, dlaczego tak pracuje mając już grosz jakiś i co myśli robić nadal?
– Rolę orać – odrzekł krótko.
Zdziwiłem się.
– Słuchaj, Worszyłło! mówił dalej. – Pomijam, że osobiste upodobanie ciągnie mnie do roli, ale mam i inne cele. Rozszerzanie zdrowych i uczciwych zasad, mimo że stu głupców z nich się śmieje, jest obowiązkiem uczciwego człowieka. W mieście – ognisko myśli;wy tu macie literatów, gazety, książki, co chcesz. Na wsi trzeba przykładów – tam książek nie czytają. Otóż jadę na wieś dlatego, żeby być takim przykładem i dlatego jeszcze, że mi się tak podoba.