Nimfomania, czyli Traktat o szale macicznym - ebook
Nimfomania, czyli Traktat o szale macicznym - ebook
Nimfomania, czyli szał maciczny, atakuje znienacka i dziewczęta przedwcześnie dojrzałe do miłości, i panny rozpustne, i kobiety zaniedbywane przez małżonków słabego temperamentu, i młode wdowy, przywykłe do zmysłowych delicji. Wszystkie, gdy dotknie je ta choroba, podsycają piekielny ogień trawiącej je lubieżności wyuzdanymi powieściami, rozmowami i rozmyślaniami. Wpierw zadumane, smutne i melancholijne, z czasem wpędzają się w nieokiełznane szaleństwo, budzące powszechne osłupienie. Lubią się niby niechcący obnażać, udając roztargnienie. Potem popadają w manię: krzyczą, gadają od rzeczy, gwiżdżą i klaszczą, aby pobudzać namiętności mężczyzn. W końcu zrzucają jarzmo wstydu i ordynarnie zachęcają pierwszych lepszych do zaspokajania swych nienasyconych pożądań, zanim nie dopadną ich głuptactwo i męki konania.
Książka doktora medycyny M.D.T. de Bienville’a mówi o przyczynach i różnorodności objawów tej strasznej choroby oraz podaje najpewniejsze metody jej leczenia, poparte historiami panien nimfomanek, które udało się wyrwać z objęcia śmierci.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7453-301-0 |
Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pewne przesądy podważałyby może cel, jaki sobie stawiam, gdybym na początku nie wyłuszczył czytelnikom powodów skłaniających mnie do omówienia i zgłębienia tak ważnej i drażliwej kwestii jak ta. Pierwszą troską autora powinno być zdobycie zaufania co do natury przedmiotów, którymi chce się zająć; lecz to wcale nie wystarcza – powinien on również dowieść, że na to zaufanie zasługuje. Jego roztropne i owocne dociekania oraz odkrycia, jego oczywiste zasady, jego moralne i fizyczne doświadczenia, klarowność jego metod, prawdziwość i przystępność środków, jakimi się posługuje, sama nowość jego tematu i sposobu dowodzenia – to droga, którą powinien obrać, aby przekonywać, nie oszukując, aby przychodzić z pomocą, nie będąc ganionym, oraz aby osiągnąć swój cel bez lęku czy to przed fałszywymi przesądami, czy przed zawistnikami.
Nie usiłując dociekać motywów, dla których autorzy starożytni i nowożytni utrzymywali tę materię w mroku milczenia, a w najlepszym wypadku zarysowywali ją jedynie w sposób niepełny, poprzestanę na wyłuszczeniu powodów, które skłoniły mnie do jej omówienia ex professo.
Słynny Astruc w traktacie o chorobach kobiet pozostawił nam na ten temat krótki szkic po łacinie, który z trudem chyba wymknął się skromności jego uczonego pióra; w dodatku postanowił napisać go w tym języku, aby nie dać doń dostępu oczom pospólstwa i umożliwić poznanie go jedynie ludziom wykształconym i zobowiązanym ze względu na swą profesję do zaradzania zakłóceniom porządku natury.
Nie ośmielę się potępiać nadmiaru skromności człowieka tak szacownego, ale też nie uważam, że jego milczenie ma moc obowiązującego prawa. Wiem, że każdy, kto pisze ku pożytkowi bliźnich, powinien znać prawdziwe granice przyzwoitości i przestrzegać ich; i nie uchybiając bynajmniej tym świętym prawom, jestem przekonany, iż środki, których używam, mogą tę cnotę jedynie utwierdzić. Cóż bowiem lepiej zapewni jej panowanie niż objawienie samym osobom płci żeńskiej żywego i przejmującego obrazu straszliwych i niewiarygodnych cierpień, jakie mogą spaść na młode dziewczę, gdy tylko zacznie ono zbaczać z drogi uczciwości! Oby mój pędzel był dość wyrazisty, a moje kolory dość naturalne, by ukazać całą grozę, jaką powinien budzić podobny występek! Oby moja pomoc służyła przezwyciężaniu tak niebezpiecznych słabości.
Umysł ludzki, sam w sobie ograniczony, uwodzony i oślepiany przez namiętności, o wiele bardziej jest wrażliwy na lęk przed fizycznie wykazaną karą niż na zagrożenie stosowną karą moralną, którą odroczenie w czasie czyni niezbyt dojmującą – zaciera jej termin, jej rozmiar, a często i naturę. Ileż to czytelnicy mają do zawdzięczenia napisanemu z pasją traktatowi o onanizmie! Jakaż moc tkwi w owych prawdziwych i przerażających obrazach, które sugestywnie odmalował słynny Tissot! Ileż tysięcy młodych ludzi uniknęło dzięki tym przestrogom otchłani, w której mieli się pogrążyć! Ileż tysięcy innych wydobyło się z niej z jego pomocą w chwili, gdy mieli zginąć w tym rozprzężeniu, odmalowanym w jego książce tak żywo i prawdziwie!
A zresztą, czy można uważać za niebezpieczną książkę, która stara się jedynie odwieść od występnej rozkoszy, przerazić młode osoby, które mogłyby wykazywać skłonność do tej nieszczęsnej manii, oraz powstrzymać grzeszne nieokiełznanie temperamentu za pomocą nader wymownych przykładów tudzież zasad i wniosków czerpanych z obdarzonej mocą przekonywania natury?
Gdyby ta książka wpadła w ręce młodych osóbek czy to przez nieuwagę ojców i matek, czy z powodu zaniedbania tych, którzy sprawują pieczę nad ich wychowaniem, czy wreszcie za sprawą jakichś libertyńskich uwodzicieli, którzy zawsze znajdą sposób, by wkręcić się do przyzwoitych domów, jednym słowem: jeżeli jakimkolwiek sposobem jakaś panna będzie mogła przeczytać tę książkę, to cóż się stanie? Nic. Będzie mogła co najwyżej ubolewać nad niesłychanym nagromadzeniem niedoskonałości, jakim podlega płeć kobieca, tudzież nad nieskończenie rozmaitymi przyczynami jej zaburzeń i rozkładu.
Przedwczesna wiedza, jakiej może dostarczyć ta lektura, wcale nie wbije jej w pychę ani nie spowoduje zepsucia; da jej zaś odczuć kruchość swej natury, każe szanować, a nawet miłować zasady, które niechybnie ustrzegą ją przed rychłą katastrofą, na którą jest narażona przez swą wrodzoną słabość.
Dlatego też, absolutnie przekonany o tym, że moja książka nie może wyrządzić większej szkody, nie wahałem się jej wydać ze względu na realne dobro, jakie może ona zrodzić. Jakież bowiem korzyści będą z niej mogli wyciągnąć ojcowie, matki i wszystkie osoby zajmujące się wychowaniem dziewcząt! Z jakąż znajomością rzeczy i rozwagą będą mogli ukierunkowywać i pielęgnować rodzące się skłonności swych młodych wychowanek! I jak bardzo będą szczęśliwi, gdy sami staną się sekretnymi lekarzami choroby zdolnej okryć hańbą tę, którą ona zaatakuje, i dostarczyć najokrutniejszych strapień tym, którzy dali owej nieszczęśnicy życie! Nie widzę zresztą żadnego istotnego powodu zmuszającego lub choćby tylko upoważniającego medycynę do zachowywania milczenia na temat choroby, która w nie mniejszym stopniu niż pozostałe powinna być przedmiotem badań i zabiegów leczniczych.
Pewien słynny autor, godny polecenia zarówno dla swej pobożności, jak i znajomości zasad leczenia, które wyłożył z godną podziwu erudycją, metodycznością i elokwencją, otóż ten czcigodny autor podał w wątpliwość, czy wolno jest uczciwemu lekarzowi stosować środki zapobiegawcze przeciwko dolegliwościom powodowanym przez występek, o którym nie sposób myśleć bez wstrętu.
Nie bał się odpowiedzieć sam sobie, że każda nauka powinna ograniczać się do swego przedmiotu, a zarazem cała się nim zajmować; że w konsekwencji, skoro choroba fizyczna jest przedmiotem medycyny, to wszystkie wynikające z niej przypadłości muszą wymagać dociekań i badań lekarza. Dotyczy to nie tylko stosowania remediów na choroby aktualnie występujące, ale również poszukiwania środków zdolnych im zapobiegać, bez względu na ich budzącą grozę przyczynę. Tylko od Boga zależy to, czy winny znajdzie śmierć we własnym występku, my zaś powinniśmy się trwożyć, wielbiąc sprawiedliwość Jego wyroków; nie powinniśmy jednak ustawać w przyzywaniu i naśladowaniu, na ile to leży w naszej mocy, Jego bezmiernego miłosierdzia. Sam zawdzięczam to świadectwo prawdzie i Jego niewyczerpanej łaskawości; widziałem bowiem wiele chorych w bezpośrednim niebezpieczeństwie śmierci, a jeśli traciłem nadzieję na ich ozdrowienie, to raczej z powodu miotanych przez nie bluźnierstw i nieustannych złorzeczeń niż natury ich choroby; widziałem, jak te same chore odzyskują pełnię zdrowia na skutek równie zadziwiającego, co godnego naśladowania Bożego miłosierdzia.
Jeżeli zatem lekarz winien jest z racji swej profesji nie tylko działać na rzecz wyleczenia jakiejkolwiek choroby, lecz również, jeśli to możliwe, zapobiegać jej zaistnieniu, to czyż będzie można go ganić, nie dopuszczając się niesprawiedliwości, jeżeli obierze najpewniejszą i najogólniejszą drogę, aby osiągnąć zamierzony cel? Oto sytuacja, w jakiej się znajduję. Choroba, o której będę traktować, nie jest bynajmniej jakimś urojeniem, istnieje aż nazbyt realnie u płci kobiecej, czyni w niej z każdym dniem aż nazbyt wielkie postępy. Nawet gdyby wszyscy zarzucali mi, że mówię nieprawdę, byłbym zmuszony odwołać się do oczywistości mej wiedzy i mych odkryć. Mam tedy podstawy, by opisać jej przyczyny i odmiany, a mój obowiązek wymaga, abym zaproponował na nią również remedia.
Za tą pierwszą refleksją podąża inna, bardziej istotna dla zachowania gatunku. Spośród środków, którymi można przeciwdziałać zarażeniu, należy wybrać ten najbardziej skuteczny i ten, którego znajomość może stać się najpewniejsza, najszybsza i najpowszechniejsza. Otóż czy można sobie wyobrazić coś bardziej pomocnego w osiągnięciu tych różnych sukcesów niż książka, której wszystkie prawdy są namacalne, której wyrażenia, nie tyle kwieciste, ile naturalne i budzące grozę, są jak pioruny zdolne przerazić najbardziej zatwardziałe i najbardziej szalone głowy?
Będę aż nadto szczęśliwy, jeżeli owe rozważania okażą się jakkolwiek przydatne społeczeństwu. Z pewnością umiłowanie dobra publicznego, które prowadzi moje pióro, nie gwarantuje powodzenia. Być może jacyś uczeni zechcą skrytykować tę książkę; pragnę jednak, aby do wyrażania swych opinii zainspirowały ich uczucia podobne do tych, które skłoniły mnie do jej napisania. Czytelnicy tylko na tym zyskają. Będę się szczycił tym, że mnie upokorzono, jeśli zdołam sobie przynajmniej pogratulować tego, że wydobyłem z mroku interesującą mnie materię, choćby nawet sama moja praca miała być przyćmiona przez inną, wzniesioną na jej zgliszczach. Nie mam aż tak wielkiego mniemania o swej wiedzy, by uważać się za nieomylnego; oby tylko ktoś ode mnie godniejszy mógł kontynuować pracę przeze mnie ledwie zapoczątkowaną. Ustąpię bez wstydu, a nawet z przyjemnością, przed prawdami bardziej przekonywającymi, przed zasadami bardziej pewnymi oraz przed elokwencją dobitniejszą i bardziej przerażającą.
Tak czy owak, piszę nie tyle dla ludzi profesji medycznej, ile dla ogółu mężczyzn i kobiet, którzy – prości w swych myślach – będą mi wdzięczni za prostotę moich. Doświadczenie przekona ich, że jestem szczery w obrazach, które im ukazuję, a skuteczność moich środków wzbudzi w nich uczucie wdzięczności wobec mnie, którego pracę potraktują z uwagą.
Oto porządek, jaki zobowiązuję się zachować w tej książce.
W pierwszym rozdziale dowiodę słabości płci żeńskiej, spowodowanej jej budową organiczną, aby dać dostateczną wiedzę o naturze włókien i mięśni, które odgrywają najważniejszą rolę w przypadłościach macicy.
W drugim pokażę ogólnie, czym jest nimfomania, czyli szał maciczny.
W trzecim będę dociekał jej przyczyn i różnych przypadków.
W czwartym będę mówił o różnorodności jej stopni i objawów.
W piątym ustalę, jakie są jej oznaki diagnostyczne i prognostyki.
W szóstym podam metody leczenia oraz wskażę najpewniejsze specyfiki dla różnych stadiów choroby. Nie będę ukrywał nikłej nadziei na wyleczenie, jaka pozostaje tym, które doszły do trzeciego i ostatniego okresu. Wskażę mimo to najbardziej wypróbowane specyfiki i podam najlepiej rozumiane zasady postępowania prowadzące do wyleczenia, jeżeli to w ogóle jest jeszcze możliwe, lub przynajmniej pomagające pokonać rozpacz, w którą zawsze gotowa jest popaść chora w ostatniej fazie tej choroby.
Na końcu czytelnik znajdzie Apendyks z ponumerowanymi przepisami, do których będziemy się odwoływać. A żeby uniknąć pomyłek, jeśli chodzi o dawki, jakie należy stosować, objaśnię teraz, co rozumiemy przez wagę i miarę w medycynie.
Funt ma tylko dwanaście uncji; uncja zawiera osiem drachm; drachma – trzy skrupuły, skrupuł – dwadzieścia granów; gran zaś waży tyle co ziarno jęczmienia.
Pinta paryska zawiera trzydzieści dwie uncje; szklenica (chopine) – szesnaście; półszklenica (demi-setier) – osiem; rybka (poisson) – cztery; półrybka (demi-poisson) – dwie uncje płynu. Kubek (gobelet) jest ósmą częścią pinty. Łyżka to zawartość zwykłej srebrnej łyżki, która mieści pół uncji płynu. Garść to ilość, jaka może się zmieścić w dłoni. Szczypta to tyle, ile można wziąć trzema palcami.
Dzięki tym drobnym objaśnieniom każdy będzie mógł korzystać z moich przepisów bez żadnego ryzyka. Pragnę gorąco, aby z tej książki korzystano z takim powodzeniem, z jaką starannością, uwagą i szczerością nad nią pracowałem, ujawniając czytelnikom wiadomości, które wielu zachowałoby dla siebie jako cenne sekrety. Taki zarzut można by słusznie uczynić niektórym ludziom sztuki lekarskiej, skądinąd dość sławnym. Czy to małoduszność? Czy wstrętna interesowność? Z którejkolwiek strony na to patrzę, są oni równie godni pogardy. Słyszałem, jak niejeden z nich chwalił się, że udostępnił ogółowi jedynie to, czego chciał się pozbyć, zachowując tylko dla siebie prawdziwe specyfiki leczące omawiane przez siebie choroby. Nie zaskakuje nas, kiedy taki sposób myślenia cechuje jakiegoś szarlatana; czy może on jednak istnieć w duszy uczciwej, szlachetnej i człowieczej?
ROZDZIAŁ PIERWSZY O częściach ciała kobiety
Ponieważ początek i postępy choroby, którą nazywamy szałem macicznym, biorą się bezwzględnie z ucisków i ruchów wewnętrznych narządów, sądzę, że mogę pominąć tutaj opis zewnętrznych narządów kobiety.
Poprzestanę tedy na możliwie najzwięźlejszym opisie jej części wewnętrznych, a zwłaszcza tych, które przyczyniają się bezpośrednio do ucisków i dolegliwości macicy jako głównego siedliska przykrych przypadłości, których przerażający obraz zamierzam tutaj przedstawić.
W narządach kobiecych bierzemy pod uwagę dwa przewody: jeden zwany przewodem cewki moczowej, którego nie będziemy w ogóle opisywać, ponieważ nie ma on nic wspólnego z naszym tematem; drugim jest pochwa, będąca według anatomów długim kanałem, który biegnie w dół od otworu macicy aż do zakończenia wstydliwych części kobiecych.
U dziewic ocenia się go na około pięciu, sześciu cali długości; przechodzi on między pęcherzem i odbytnicą. Z dwóch błon, z których składa się jego substancja, jedna jest wewnętrzna, a druga zewnętrzna.
Błona wewnętrzna jest tkanką zbudowaną z nerwów, które w konsekwencji czynią ją bardzo wrażliwą. Jej część wewnętrzna pełna jest spiralnych zmarszczek, które rozciągają się podczas porodu. Kanał ten wypełniają pęcherzyki zawierające pewne śluzy, wytwarzane przez niezliczone małe gruczoły; stąd bierze się nieodzowna wilgoć w pochwie.
Błona zewnętrzna jest tkanką zbudowaną z włókien mięśniowych, które mają zdolność rozszerzania się i kurczenia. W dolnej części otworu tego kanału widać splot naczyń krwionośnych, tworzących ciało jamiste wypełnione krwią tętnicową. Krew owa wytryskuje w pewnych momentach rozkoszy z tych naczyń, które – obejmowane wieloma włóknami mięśniowymi – w osobliwy sposób zacieśniają otwór i powodują nadzwyczajną wrażliwość.
Tętnice i żyły górnej części pochwy wychodzą z podbrzusza, tętnice i żyły części dolnej zaś biorą swój początek w częściach hemoroidalnych. Te pierwsze łączą się z drugimi i mają za zadanie je ożywiać, aby nadymać i usztywniać ciała jamiste przez skrajną wrażliwość, jaka w nich panuje. Nadmiar krwi tętnicowej jest odprowadzany do żyły czczej.
Macica to ciało błoniaste, pokryte dużą ilością naczyń krwionośnych. Jej kształt dokładnie przypomina gruszkę, a jej jama może pomieścić duży migdał. Długość macicy, od wewnętrznego otworu do końca, odpowiada grubości trzech palców; jej część tylna ma szerokość dwóch cali, a przednia – jednego. Ma ona cal grubości. Usytuowana jest w dolnej części podbrzusza, między odbytnicą a pęcherzem, gdzie kości łonowe chronią ją z przodu, a kość krzyżowa z tyłu; pomiędzy tymi kośćmi a macicą występuje jednak pewna wolna przestrzeń, co powoduje u osób płci żeńskiej szerokość bioder.
Otwór macicy, który łączy się z górną częścią pochwy, jest bardzo mały i przypomina nieco pysk psa; zagłębienie wewnątrz szyi otworu nazywa się szyjką macicy. Jej powierzchnia jest nierówna i pełna zmarszczek, pomiędzy którymi zauważyć można wiele bardzo drobnych kanalików, które zwilżają szyjkę macicy w trakcie miesiączkowania. Białe upławy pochodzą z gruczołów znajdujących się u początku tych kanalików. To one właśnie są siedliskiem tej tak dzisiaj pospolitej choroby u płci żeńskiej, która cierpi na nią, nie zastanowiwszy się, że niesie ona ze sobą przyczynę śmierci.
W szyjce macicy są małe otworki, będące zakończeniami przewodów, które zaczynają się w pęcherzykach nasiennych, mających za zadanie wlewać do macicy śluzowaty i nasienny płyn, który pęcherzyki pompują i wyciągają z jąder lub jajników kobiety, a który, nie będąc bynajmniej nasieniem, zastępuje je mimo wszystko przez rozkosz, jaką wywołuje, wydostając się z owych pęcherzyków, będących małymi kulistymi ciałami służącymi temu nasiennemu płynowi za naczynie; płyn ów z kolei jest wprowadzany naczyniami, które biorą początek w jajnikach. Owe pęcherzyki są unerwione i umięśnione; rozszerzają się przez ruch mięśni przyśpieszających, za których sprawą przyciągają płyn nasienny, w danym momencie zmuszający je do skurczenia się, aby wepchnąć go z siłą do jamy macicy. Do tego momentu kobieta działała zupełnie sama; a ponieważ szczególny ruch jej narządów jest nam dobrze znany i dostatecznie ukazuje nam wszystkie przyczyny mające źródło w jej naturze, które dotyczą przypadłości szału macicznego, nie będziemy rozwodzić się dłużej nad działaniem jej mięśni i włókien, co prowadziłoby nas, niejako wbrew sobie, do zasad i skutków rozmnażania.
Ograniczymy się do powiedzenia jeszcze paru słów o położeniu żył, tętnic i nerwów, macicy i jej więzadeł, ponieważ wszystkie te sprawy są niezmiernie ważne dla naszego tematu; i chociaż jajniki nie mają bardzo istotnego związku ze schorzeniem, o którym mówię, to uważam jednak za konieczne zapoznanie czytelników również z ich naturą i po-łożeniem, stają się one bowiem źródłem rozlicznych przypadłości z powodu niewiedzy ojców i matek lub tych, którym powierza się wychowywanie młodzieży.
Tętnice i żyły macicy biegną od żył hemoroidalnych i podbrzusznych oraz od naczyń nasiennych, które zespalają się jedne z drugimi. Nerwy macicy biegną od nerwów międzyżebrowych oraz tych, które wychodzą z kości krzyżowej. W jej wewnętrznej powierzchni znajduje się wiele naczyń limfatycznych, które – łącząc się stopniowo – tworzą grube gałęzie, wnikające do zbiornika mlecza. Wszystkie naczynia macicy pełzną po jej zewnętrznej powierzchni, tworząc wiele zakrętów i załamań, które chronią je przed zerwaniem w trakcie rozciągania.
Tylna część macicy nie trzyma się na niczym; przednia jest przyczepiona do pęcherza i do odbytnicy, a każda strona dwoma rodzajami więzadeł, które dzielimy na więzadła szerokie i więzadła obłe.
Więzadła szerokie to nic innego jak wytwór otrzewnej, który wychodzi z boków macicy. Są one zbudowane z podwójnej błony, która zawiera jeszcze inną w swym zdwojeniu. Porównuje się je zazwyczaj, z powodu ich kształtu i szerokości, do skrzydeł nietoperzy.
Jajnik jest przyczepiony do jednego z ich końców, który ma swe naczynia odprowadzające; jedno z nich wchodzi w głąb macicy, a drugie zmierza przez pęcherzyki nasienne ku jej szyjce.
Więzadła obłe biorą swój początek w przedniej i bocznej części dna macicy i przechodząc przez wytwory otrzewnej poprzez pierścienie mięśni skośnych i półkolcowych podbrzusza, giną w tłuszczu koło pachwin, gdzie tworzą rozszerzenie w kształcie kurzej łapki.
U kobiet występują cztery naczynia nasienne, które są krótsze od męskich. Każda tętnica tworzy wiele zakrętów i nawrotów; schodząc w dół, dzielą się one na dwie gałęzie, przy czym mniejsza prowadzi do jajnika, a grubsza dzieli się na trzy, z których jedna ułożona jest na macicy, druga powyżej pochwy, a trzecia na więzadłach macicy i jajowodach.