Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Noc bezsenna Tom 3: rozmyślania i powiastki nieboszczyka Pantofla z papierów po nim pozostałych. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Noc bezsenna Tom 3: rozmyślania i powiastki nieboszczyka Pantofla z papierów po nim pozostałych. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 319 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry, po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by exem­pla­rzy.

War­sza­wa dnia 28 Sierp­nia (9 Wrze­śnia) 1858 r.

p… o. Star­sze­go Cen­zo­ra, As­ses­sor Kol­le­gial­ny,

A. Bro­niew­ski.

III.

EWA.

Wszyst­ko się dla mi­ło­ści mi­ło­ścią pro­mie­ni.

Child Ha­rold III, ch.

W mi­ło­ści jest za­ra­zem i krzyż i ko­ro­na

Ele­on. Zi­mięc­ka.

I KO­BIE­TA CZŁO­WIEK.

Po­wia­da­ją, że lu­dzie, w zgrzy­bia­łej sta­ro­ści czę­sto­kroć dzie­cin­nie­ją, tak da­le­ce, że się cac­ka­mi ba­wią i pso­ty ro­bią. Nie wi­dzia­łem nig­dy ta­kich grzy­bów, i nie pra­gnę żad­ne­go oglą­dać, bo to musi być smut­no pa­trzeć na ży­cie zgię­te niby w kól­ko i sty­ka­ją­ce się swo­je­mi koń­ca­mi. Ale że ta­kie kól­ka są, o tem nie wąt­pię. Po­wiem wię­cej, to samo zda­rza się z ser­cem ludz­kiem, któ­re nie raz bie­ży tak­że po kół­ku, i po wie­lu la­tach wra­ca do punk­tu, na któ­rym już było. W mło­do­ści, to­rzeź­we dziec­ko po­spo­li­cie nie sza­nu­je swo­ich pięk­nych ca­cek. O tem wie każ­dy. Mło­dzie­niec kłó­ci się i za­dzie­ra z ko­le­ga­mi, tar­ga związ­ki przy­jaź­ni, za­wię­zu­je lek­ko­myśl­nie i zry­wa po­ryw­czo wę­zły mi­ło­ści, aże­by z więk­szą swo­bo­dą le­cieć da­lej po dro­dze ży­wo­ta. Zda­je mu się, że się od­da­la nie­po­wrol­nie od wszy­sl­kie­go co po­rzu­cił, i że czas śla­dy jego kro­ków za­cie­ra. Ani mu się śni ko­ło­wać! – Do­pie­ro pod sta­rość oczy mu się otwie­ra­ją, i wi­dzi wy­raź­nie, że się znów zbli­ża do tych osób, któ­re znał za mło­du. Gar­nie się do nich mi­mo­wol­nym po­pę­dem, ko­cha znów tych, któ­rzy kie­dyś byli mu dro­dzy; ko­cha wszyst­kich, któ­rych znał daw­niej, i nie raz dla tego tyl­ko że ich znał.

Nie utrzy­mu­ję, żeby każ­dy czło­wiek byt ko­niecz­nie pod­le­gły tak dziw­nej ko­ło­wrot­no­ści; wszak­że co się mnie ty­cze, to je­stem pew­ny, że ma­sze­ru­je nie­za­wod­nie po kół­ku. Moi szkol­ni ko­le­dzy, prze­zwa­li mnie kie­dyś Pan­lo­flem, wy­cier­pia­łem od nich wie­le przy­kro­ści, kłó­ci­łem się z nimi w od­por­nej woj­nie, co nie­mia­ra; – a te­raz kie­dy któ­re­go­bądź z nich spo­tkam, to mi się zda­je, że po dłu­giej roz­łą­ce, oglą­dam ro­dzo­ne­go bra­ta lub bli­skie­go krew­ne­go. Cala moja mło­dość, jak­by z gro­bu wsta­je. Ty­sią­ce bło­gich wspo­mnień roją mi się w umy­śle, czu­ję się znów mło­dym, nie­bo wy­da­je mi się pięk­niej­szem, słoń­ce ja­śniej na niem świe­ci, za­wie­ru­cha prze­mie­nia się w cie­ple i won­ne tchnie­nie wio­sny.

le­siom tak szczę­śli­wy, że go­tów­bym na­tych­miast wieść na ja­kie drze­wo i wró­ble gniaz­da wy­krę­cać! Szko­da że przy­zwo­itość temu się sprze­ci­wia, i nogi też ja­koś nie słu­żą;–a co naj­gor­sza, że chwi­le ta­kie­go szczę­ścia wy­da­rza­ją mi się już nie­zmier­nie rzad­ko, dla tego, że wiel­ka nie­gdyś licz­ba mo­ich szkol­nych ko­le­gów co dzień się zmniej­sza. Je­den po dru­gim wy­da­ła się do tej ta­jem­ni­czej kra­iny, z któ­rej nikt nie po­wra­ca! Wszak­że, zo­sta­je mi po nich, za­wsze żywa pa­mięć w ser­cu i czę­sto­kroć żywe ich dzie­ci na świe­cie, do któ­rych przy­wią­zu­ję się jak­by do wła­snych. Moge więc z umar­le­mi jesz­cze ob­co­wać i nie­kie­dy być im po­ży­tecz­nym.

W ta­kiem wła­śnie uspo­so­bie­niu, od­wie­dzi­łem pew­ne­go wie­czo­ra pp. Ostro­widz­kich. Pani, jest cór­ką mo­je­go przy­ja­cie­la. No­si­łem ją kie­dyś nie­mow­lę­ciem na ręku, po­tem ob­da­rza­łem cu­kier­ka­mi, pie­ści­łem i przy­czy­nia­łem się do jej ukształ­ce­nia, i przez to wszyst­ko za­ro­bi­łem so­bie na ja­kieś po­kre­wień­stwo z ty­tu­łem Wu­jasz­ka, któ­ry mi zo­slał na­wet po wyj­ściu jej za mąż. Na­zy­wam ją też na­wza­jem ku­zyn­ką. Je­go­mo­ścia znam tak­że od dzie­ciń­stwa. – Mło­de to mał­żeń­stwo, z jed­ne­go wzglę­du do­sko­na­le jest do­bra­ne. Mąż zdał się być prze­zna­czo­nym dla swo­jej żony, a la dla nie­go, bo już­ci Ada­mo­wi naj­wła­ści­wiej oże­nię się z Ewą, a Ewie wyjść za Ada­ma. Sia­li oni już obok sie­bie w ka­len­da­rzu, wprzód nim sta­nę­li przed oł­ta­rzem: a po­braw­szy się osią­gnę­li w tym związ­ku przy­jem­ność:, któ­ra się nie­zmier­nie rzad­ko spo­ty­ka w mał­żeń­stwie, mia­no­wi­cie tę, że mogą co rok ob­cho­dzie – w jed­nym dniu, za­wsze imie­ni­ny. Z in­nych wzglę­dów trud­no było do­strzedz rów­nie sto­sow­nych przy­pa­dło­ści. Adam zu­żyw­szy w pręd­kim cza­sie go­rą­cą swo­ją mi­łość, oka­zy­wał się co raz wy­raź­niej, bied­nym ma­ter­ja­li­stą i sa­mo­lu­bem, a przez oku­la­ry z ta­kie­mi szkieł­ka­mi, za­pa­tru­jąc się na żonę, ocze­wi­ście nie wi­dział w niej nic wię­cej jak pięk­ną la­lecz­kę. Ja, com ją znał le­piej, wiel­bi­łem w niej nie­wia­stę wy­so­kiej pięk­no­ści mo­ral­nej, z ser­cem peł­nem aniel­skiej do­bro­ci, umy­słem nie­po­spo­li­cie oświe­co­nym i ro­skosz­nie wdzięcz­nym; a za­po­zna­nia ta­kich skar­bów nie­mo­głem wy­ba­czyć mę­żo­wi. Adam nie wart był Ewy. Tę ostrą praw­dę, wy­po­wie­dzia­łem mu nie raz w żywe oczy, lecz na cóż to się mo­gło przy dać czło­wie­ko­wi któ­ry się śmiał z god­no­ści ko­bie­cej; – bo nie miał o niej po­ję­cia? – któ­ry za­miast uwiel­bie­nia, sza­cun­ku, i na­wet spra­wie­dli­wo­ści i zna­cho­dził dla żony tyl­ko grzecz­ność, a za­miast mi­ło­ści tyl­ko przy­chyl­ność?

Kie­dym wszedł do sa­lo­nu, Ewa sie­dzia­ła na ka­na­pie nie­co za­du­ma­na i jak­by dla roz­pro­sze­nia nie­przy­jem­nych my­śli, ob­ja­śnia­ła swo­jej ma­leń­kiej Ole­si bar­dzo gor­li­wie, zna­cze­nie ob­raz­ków w no­wym ele­men­ta­rzu. Ci­snę­ła ją do swe­go łona; – czę­sto wpa­tru­jąc się w jej ślicz­ną twa­rzycz­kę, i w tem roz­tar­gnie­niu zda­la się nie sły­szeć wca­le dow­cip­nych żar­ci­ków męża, któ­ry w yświe­żo­ny, z ka­pe­lu­szem już w ręku, krę­cił się jesz­cze koło niej przed wy­jaz­dem na ja­kiś wie­czór. Uśmie­chał się, szcze­bio­tał jej co­raz nowe kon­cep­ta, to do ucha, to gło­śno, niby dla tego żeby ode­rwać jej uwa­gę od cór­ki i w na­gro­dę swo­ich za­bie­gów, zy­skać czu­łe spoj­rze­nie. Do­my­śla­łem się z tego, że coś mię­dzy nimi za­szło, i utwier­dzi­łem się w mo­jem po­dej­rze­niu, spo­strze­gł­szy po­mie­sza­nie, w któ­re wpra­wi­ła ich oboj­gu moja nie­spo­dzia­na wi­zy­ta. Ewa skwa­pli­wie prze­rwa­ła swo­je za­ję­cie z małą

Ole­sia., przy­bie­gła do mnie we­so­ło i bio­rąc pod ra­mię, a pro­wa­dząc do ka­na­py, dla za­ję­cia obok niej miej­sca, ode­zwa­ła się nie­co wzru­szo­na: Ach! praw­dzi­wie jak z nie­ba Wu­ja­szek mi spa­dasz! przy­najm­niej nie będę się nu­dzie sama jed­na.

Le­d­wie skoń­czy­ła mó­wie, Adam przy­wi­tał się ze mną i ści­snąw­szy za rękę rzekł: – je­że­li nie spo­dzie­wasz się p. Win­cen­ty, za­ba­wie ją bar­dzo we­so­ło, – a przy­najm­niej tak we­so­ło jak­by się mo­gła za­ba­wie na świet­nym wie­czo­rze u pp*** to pro­szę cie­bie na­mów ją, żeby po­je­cha­ła ze mną.

– Na­tu­ral­nie, że nie mam tyle za­ro­zu­mia­ło­ści, – za­wo­ła­łem nie­co zdzi­wio­ny.

– Nie słu­chaj go Wu­jasz­ku! po­chwy­ci­ła Ewa; od kil­ku dni nie daje mi po­ko­ju, usta­wicz­nie mą­cąc mi gło­wę, tą świet­no­ścią, cho­cia­żem już z dzie­sięć razy wy­łusz­czy­ła mu po­wo­dy, dla któ­rych żad­ną mia­rą nie mogę zgo­dzić się na jego żą­da­nie. Gdy­by nie było prze­szko­dy, dla cze­góż­bym nie mia­ła tego uczy­nić? – je­stem mło­da, lu­bię się ba­wić; po­je­cha­ła­bym naj­chęt­niej. Gdy­bym na­wet wie­dzia­ła na pew­ne że się tam znu­dzę, – i toby mnie nie zra­zi­ło, bo sta­ram się ko­rzy­stać z każ­de­go zda­rze­nia, w któ­rem mogę mę­żo­wi zro­bić przy­jem­ność. Ale na len raz nie­po­dob­na, dla tego że tu idzie nie­tyl­ko o mnie, lecz jesz­cze wię­cej o nie­go.

– O mnie, Ew­ciu, bądź spo­koj­ną, – od­parł Adam;–wiesz pa­nie Win­cen­ty jaka to jest prze­szko­da?…

– Ada­mie! – prze­rwa­ła skwa­pli­wie, mło­da ko­bie­ta; – pro­szę cie­bie niech to mię­dzy nami zo­sta­nie.

– Cha, cha, cha! za­śmiał się mąż; bar­dzo waż­na ta­jem­ni­ca… słusz­nie się lę­kasz, żeby Wu­ja­szek się nie prze­ra­ził. O dziec­ko! dzec­ko! Wy­obraź so­bie p. Win­cen­ty, moja pani ma peł­ną sza­fę su­kien, a po­wia­da, że dla bra­ku sto­sow­ne­go ubio­ru, nie może być na tym wie­czo­rze.

Ru­mie­niec nie­ukon­ten­lo­wa­nia wy­slą­pił na twarz Ewy; rzu­ci­ła na męża smęt­ne spoj­rze­nie, jak­by wy­rzu­ca­jąc mu brak de­li­kat­no­ści, i rze­kła zwra­ca­jąc się do mnie:

– Pa­no­wie so­bie dwo­ru­je­cie z ko­biet, że są ga­da­tli­we, a ten trzpiot lubo jest męż­czy­zną, nie może się jed­nak wstrzy­mać od szcze­bio­ta­nia nie­po­trzeb­nych rze­czy. Te­raz na­przy­kład, po­sta­wił mnie w bar­dzo przy­krem po­ło­że­niu. Nie chcia­ła­bym że­byś Wu­ja­szek uwa­żał mnie za ja­kąś wielrz­ni­cę, któ­ra dla tego tyl­ko żyje, żeby się stro­ić, i dla uspra­wie­dli­wie­nia sie­bie, mu­szę chcąc nie­chcąc tłó­ma­czyć się z mo­jej gar­de­ro­by. Je­stem pew­ną, żeś nig­dy jesz­cze nie sły­szał Wu­jasz­ku, ta­kich głę­bo­kich se­kre­tów nie­wie­ścich. Nie wiem na­wet czy to co po­wiem zro­zu­miesz i oce­nisz?

Na nie­szczę­ście we­szło u nas w zwy­czaj, że w świe­cie, przed temi sa­me­mi oso­ba­mi, czy­li ra­czej przed temi sa­me­mi ko­bie­ta­mi, dwa razy, w jed­nym stro­ju, po­ka­zać się nie moż­na. Jest to pra­wi­dło dzi­wacz­ne, na­wet nie­do­rzecz­ne, ale kto żyje w świe­cie musi się do nie­go sto­so­wać. Wiem, że na tym wie­czo­rze, wszyst­kie ko­bie­ty będą w ta­kich stro­jach, w ja­kich jesz­cze ich nie-wi­dzia­no, a ja, lubo po­sia­dam, jak Adam mówi, peł­ną sza­fę stro­jów, prze­cie zu­peł­nie no­wej suk­ni w tej chwi­li nie mam; dla jed­ne­go zaś wie­czo­ru nie chcia­łam jej so­bie spra­wić z po­śpie­chem i zbyt­nim na­kła­dem. – Po­je­chać tam, nie­za­sto­swaw­szy się do zwy­cza­ju, by­ło­by to na­ra­zić sie­bie na szy­der­cze spoj­rze­nia i uśmie­chy wszyst­kich ko­biet, a meza na po­są­dze­nie o skąp­stwo. Cóż Wu­jasz­ku? osądź te­raz, czy nie po­win­nam była zo­stać się W domu?

– Masz pani zu­peł­ną słusz­ność, od­rze­kłem z po­wa­gą. – Cie­szę się moc­no, że lubo w tym kry­tycz­nym przy­pad­ku, wszyst­ko cię po­cią­ga­ło pójść za pu­sto­tą świa­to­wą: mi­łość a na­wet na­le­ga­nia męża; – że po­mi­mo tego… wy­trwa­łaś w ro­zum­nem po­sta­no­wie­niu. Pa­nie Ada­mie! prze­proś ją WPan… i to co prę­dzej.

– Naj­chęt­niej prze­pro­szę, – od­po­wie­dział Adam, nie dla tego wszak­że, że­bym jej po­sla­no-wie­nie uwa­żał za bar­dzo ro­zum­ne, ale żem się sam na­my­ślił i te­raz już poj­mu­ję, że ona istot­nie nic może wy­je­chać' z domu. Ew­cia uczy­ni­ła swo­je po­sta­no­wie­nie po­dob­no bez na­my­słu, – pro­sto in­stynk­tem… – lecz nie omy­li­ła się.

– Co? co? spy­ta­łem.

– Pew­nie jaki dow­cip­ny żar­cik, szep­nę­ła żona i spu­ści­ła oczy z re­zy­gna­cją.

– Wpraw­dzie, nie moje to od­kry­cie,– rzekł mąż,– już to kłoś przedem­ną zna­lazł, że ko­bie­ta skła­da się z trzech czę­ści: z du­szy, cia­ła i no – wego ubio­ru. Ja tyl­ko za­sto­so­wa­łem te waż­ną praw­dę do ni­niej­sze­go przy­pad­ku. Ocze­wi­ście, je­że­li na jaką ca­łość po­trzeb­ne są trzy czę­ści, a ma się ich tyl­ko dwie, to ca­łość nie­kom­plet­na i nie może się po­ka­zać' tam… gdzie sci kom­plet­ne eg­zem­pla­rze.

– Nie chwa­lę kon­cep­tu, pa­nie Ada­mie,–od­par­łem.

– Nie chwa­lisz.–za­wo­łał,–praw­dzi­wie nie­wiem "dla cze­go? Je­steś wy­raź­nie źle uprze­dzo­ny i dla tego nie­spra­wie­dli­wy, lecz po­mi­jam to. Po­wiem ci te­raz moje wła­sne od­kry­cie, któ­re po­win­no­by ci się po­do­bać, bo to głę­bo­ka fi­lo­zo­fja. Dzi­wią się lu­dzie, że cha­rak­te­ry ko­bie­ce wię­cej są zmien­ne niż po­go­da je­sien­na. Miły Boże.' to rzecz bar­dzo na­tu­ral­na. In­a­czej być nie może, w ser­cu ko­bie­cem jest co­kol­wiek cie­pła, a w głów­ce co­kol­wiek wia­tru. Oby­dwa Ie pier­wiast­ki są nie­spo­koj­ne. Jak głów­ka dmuch­nie do ser­ca, to ser­dusz­ko sty­gnie. Jak ser­te chuch­nie do gło­wy, to głów­ka się roz­pa­la. Nig­dy nie wia­do­mo, jaka jest tem­pe­ra­tu­ra tej ta­jem­ni­czej isto­ty. To tyl­ko pew­na, że z tego dmu­cha­nia i chu­cha­nia wy­ni­ka ruch nie­usta­ją­cy, któ­ry jed­ni ucze­ni na­zy­wa­ją, lek­ko­myśl­no­ścią, a dru­dzy ka­pry­sem.

Wi­dzia­łem, że moje uwa­gi draż­ni;! tyl­ko jego sar­ka­stycz­ną wenę i po­sta­no­wi­łem mil­czeć póki go szał nic opu­ści. Wszak­że Ewa, ocze­ku­ją­ca może z więk­szą jesz­cze ode­mnie nie­cier­pli­wo­ścią za­koń­cze­nia tej draż­li­wej roz­mo­wy, nie mo­gła znieść obo­jęt­nie tego sar­ka­zmu, i zwra­ca­jąc py­ta­nie niby do mnie, ode­zwa­ła się, po­dob­no nie bez przy­czy­ny:

– Do­wiedz się od nie­go Wu­jasz­ku… co też­się po­do­ba wie­lu męż­czy­znom w tych ko­bie­tach, któ­re mają lód w ser­cu i wiatr w gło­wie

– A, to co in­ne­go!– od­strze­lił Adam,– taka wia­tro­glów­ka, jak wino szam­pań­skie, po­trze­bu­je wła­śnie lodu. Cesi du cham­pa­gne a la gla­ce' Ży­czę wam, naj­przy­jem­niej­szej za­ba­wy.– To po­wie­dziaw­szy, po­że­gnał żonę z wy­kwint­ną grzecz­no­ścią, ści­snął moje dło­ni wy­szedł z po­ko­ju.

Mło­da ko­bie­ta, prze­pro­wa­dzi­ła męża ja­kimś za­my­ślo­nym wzro­kiem i po chwi­li rze­kła, ja­kim ao te­raz wi­dzia­łeś Wu­jasz­ku, ta­kim jest za­wsze. Naj­mil­sza jego za­baw­ka… szy­dzić z tej płci do któ­rej na­le­ży żona. Umie ua pa­mięć całą li­le­ra-

2*

ra­lu­rę sar­ka­zmów dru­ko­wa­nych lub po­wie­dzia­nych kie­dy­kol­wiek na ko­bie­ty i z nie­po­spo­li­tym ta­len­tem wy­my­śla nowo. Po­pi­su­je się nie­mi nie­tyl­ko przedem­ną, lecz i w to­wa­rzy­stwie. Nie chce przy­znać tego, że je­że­li ko­bie­ty są czę­sto złe, to Iemu naj­wię­cej win­ni sami męż­czyź­ni, któ­rzy ba­ła­mu­cą im zdro­we po­ję­cia, du­rzą je, psu­ją, wtrą­ca­ją w prze­paść i jesz­cze z nich szy­dzą! Gdzież tu spra­wie­dli­wość?– Ta­każ to jest opie­ka nad płcią sła­bą, na­trzą­sać się z nas, – uwa­żać za ja­kieś dzie­ci nig­dy nie przy­cho­dzą­ce do doj­rza­ło­ści, – za ja­kieś upo­śle­dzo­ne od na­tu­ry stwo­rze­nia?– Do­praw­dy, nie wiem, dla cze­go Adam się że­nił ma­jąc ta­kie po­ję­cia? I nie­ro­zu­miem, co lu­dzie mogą o mnie są­dzić, sły­sząc z jego ust ta­kie bu­du­ją­ce zda­nia? Bez wąt­pie­nia, świat ma pra­wo do­my­ślać się, że jego wnio­ski opar­te są na ob­ser­wa­cji nad naj­bliż­szą mu nie­wia­stą, to jest nad wła­sną żoną.

– Świat,– od­po­wie­dzia­łem, – wi­dzi w tem tyl­ko żart, lub po­pi­sy­wa­nie się z dow­ci­pom, i nic wię­cej. Naj­le­piej ku­zyn­ko nie­zwa­żać na to.

– Żart nie­ustan­nie po­wta­rza­ny, sta­je się wy­ra­że­niem praw­dzi­wych po­jęć czło­wie­ka.

– A czy pró­bo­wa­łaś od­uczyć' go od tego dzi­wac­twa? – czy pro­si­łaś go żeby za­prze­stał nie­przy­zwo­itej za­baw­ki?

– O! wie­le razy! – ale za­wsze da­rem­nie. Śmie­je się tyl­ko.

– A gdy­byś też śmia­ła się z nim ra­zem?

– Do­świad­cza­łam i tego środ­ka, i z bo­le­ścią ser­ca prze­ko­na­łam się, że do ni­cze­go nie pro­wa­dzi. Szy­der­stwo sta­je się nie­kie­dy na­mięt­no­ścią, tak jak gra w kar­ty.

– Nie spo­dzie­wam się… żeby aż do pas­sij je po­su­wał, bo wte­dy źle bym mu­siał wrdżyć o jego cha­rak­te­rze. Zda­je mi się ku­zyn­ko, że nie­spra­wie­dli­wie o nim są­dzisz?

– O Wti­jasz­ku! jak­żeś mógł przy­pu­ścić, że­bym dla jed­nej, bła­hej drob­nost­ki zu­peł­nie po­tę­pia­ła męża? Gdzież­tam! Wierz mi, że go umiem ce­nie i je­stem zu­peł­nie szczę­śli­wą! Tu za­czę­ła mi opi­sy­wać z rze­tel­nym za­pa­łem, wie­lo­ra­kie pięk­ne przy­mio­ty Ada­ma, pod­no­si­ła go co­raz wy­żej i na­resz­cie po­ka­za­ło się, że mąż jej był pe­łen czu­ło­ści, szla­chet­no­ści i de­li­kat­ne­go tak­tu, sło­wem, że go uwa­ża­ła za wzór cnót mał­żeń­skich. Na ten pa­ne­gi­ryk prze­sa­dzo­ny nie­co lecz wy­po­wie­dzia­ny z cał­ko­wi­tą szcze­ro­lą, zło­ży­ły się dwie po­bud­ki: mi­łość dla meża i oba­wa że­bym nie miał o nim zlej opi­nij. Wszak­że skoń­czyw­szy, i spo­strze­gł­szy na mo­jej twa­rzy uśmiech, od któ­re­gom nie mógł się wstrzy­mać, wi­dząc z jaką gor­li­wo­ścią bro­ni­ła nie­wdzięcz­ni­ka, – Ewa zwró­ci­ła się znów do prze­rwa­nej roz­mo­wy i rze­kła:

– Nie dzi­wię się Ada­mo­wi, że ma fał­szy­we o ko­bie­lach wy­obra­że­nie. Wszy­scy męż­czyź­ni w ogól­no­ści, sfor­mu­ło­wa­li so­bie ja­kieś dziw­ne o nas po­ję­cia….

– Jak­to? – prze­rwa­łem, – i ja na­wet?

– Na laką zu­chwa­łą za­ro­zu­mia­łość, od­par­ła Ewa, nie­bar­dzom była przy­go­to­wa­na. Pierw­szy to raz, do­wia­du­ję się z wła­snych ust Wu­jasz­ka… że do­sko­na­le znasz ko­bie­ty, i to mnie co­kol­wiek zdu­mie­wa. Sami pań­stwo wy­zna­je­cie, że je­ste­śmy ja­kąś za­gad­ką, nie­ła­twą do roz­wią­za­nia. Nie-roz­sl­rzy­ga­jąc o ile Ia­kie zda­nie jest praw­dzi­we lub nie, by­ła­bym jed­nak nie­zmier­nie cie­ka­wą do­wie­dzieć się 'do­kład­nie, z ja­kie­go też sta­no­wi­ska mój po­waż­ny fi­lo­zof za­pa­tru­je się na to bied­ne stwo­rze­nie, co się na­zy­wa ko­bie­tą?

– O! z bar­dzo wy­so­kie­go punk­tu… i w Iaki te­le­skop przez któ­ry wszyst­ko moż­na wi­dzieć.

– No, do­brze. Cóż tedy wi­dzisz Wu­jasz­ku?

– Wi­dzę na­przód, że to jest isto­ta nie­wy­po­wie­dzia­nie cie­ka­wa, Iak da­le­ce, że kie­dy-dla skosz­to­wa­nia jabł­ka wy­rze­kła się raju.

– O! ta nie­wąt­pli­wa praw­da, wia­do­ma jest na­wet mo­jej Ole­si. Po­mo­gę ci Wu­jasz­ku i wy­pro­wa­dzę z niej wnio­sek, że nie­wia­sta jest lek­ko-wier­na, cze­go może da­tam do­wód, uwie­rzyw­szy zbyt snad­nie w te­le­skop. Pa­trz­że w nie­go, Wu­jasz­ku i po­wiedz co wi­dzisz wię­cej.

– Pa­trzę, pa­trzę, moja ku­zyn­ko, lecz tyle rze­czy wi­dzę ra­zem, że mi trud­no od­róż­nić jed­ną od dru­giej. Aż mi pstro w oczach, tak wszyst­ko zmie­sza­ne i splą­ta­ne: pięk­ne z brzyd­kiem, wy­so­kie z ni­skiem, ogni­ste z lo­do­wa­łem jed­nak w osta­tecz­nej kon­klu­zji po­wie­dział­bym, że ko­bie­ta jest zwy­kle albo da­le­ko lep­szą, albo da­le­ko gor­szą od męż­czy­zny.

– Rzuć swój te­le­skop fi­lo­zo­fie, boś nic no­we­go nie zo­ba­czył, a przy­najm­niej nie po­wie­dział. Sta­ry La­bru­ierc jest oj­cem tego zda­nia kló­reś przy­to­czył, a dzi­siej­si po­wie­ścio­pi­sa­rze przy­własz­czyw­szy je so­bie, po­wta­rza­ją zbyt czę­sto, tyl­ko w in­nej co­kol­wiek for­mie. Dziś mówi się, że ko­bie­ta jest anioł, albo sza­tan. Może w tem jest zwrot po­etyc­ki, ale sen­su i do­świad­cze­nia po­dob­no nie wie­le.

– O! to chy­ba już po­wiem, że la na po­zór lek­ka, kru­cha i pro­sta isto­ta jest wie­ko­wą ta­jem­ni­cą tego św iala. Że (o za­wsze mło­de dziec­ko in­stynk­tem ser­ca wy­ści­ga nie­kie­dy doj­rza­ła, mą­drość star­ców, a ener­gją nie­mo­cy do­ko­ny­wa przed­się­wzięć, przed któ­re­mi cofa się nie­usl­ra-szo­ność bo­ha­te­rów.

– Rzuć te­le­skop Wu­jasz­ku! to tyl­ko pięk­ne sło­wa. Z Ia­kich okrą­głych per­jo­dów, nikt o ko­bie­cie nie po­weź­mie naj­mniej­sze­go po­ję­cia; prze­ciw nio, je­że­li miał ja­kie, to je so­bie za­mą­ci. Zresz­tą i to leż sta­re rze­czy, po­wta­rza­ne po książ­kach i sa­lo­nach.

– Rzu­cam te­le­skop, i wy­zna­ję z po­ko­rą, żem so­bie za­wie­le za­ufał. Tra­fi­ła kosa na ka­mień. Zna­la­złem mi­strzy­nię i od niej spo­dzie­wam się na­resz­cie usły­szeć co to jest ko­bie­ta"?

– O wiel­ki fi­lo­zo­fie! za­dzi­wisz się pew­nie, i może nie uwie­rzysz, je­że­li ci po­wiem, że ko­bie­ta jest czło­wiek.

– lini! ku­zyn­ko, mamy z tobą to wspól­ne­go, że w trud­nych za­gad­nie­niach zga­dza­my się przy­najm­niej w po­cząt­ku. I to do­brze; bo mo­gli­by­śmy so­bie za­prze­czyć od pierw­sze­go sło­wa. By­łaś tak grzecz­ną, żeś uwie­rzy­ła w cie­ka­wość wa­szej pici; – ja też wy­wię­zu­jąc się rów­ną grzecz­no­ścią, wie­rzę że ko­bie­ta jest czło­wiek. Ale cóż wię­cej?

– Nic wię­cej. Jest, tyl­ko czło­wie­kiem.

– Tego za mało! po­trze­ba prze­cie tę wiel­ką myśl po­dzie­lić na czę­ści; – na rysy cha­rak­te­ru, umy­słu, ser­ca…

– I dojść do czczych per­jo­dów? że nie po­wiem do nie­do­rzecz­no­ści? Otoż to wła­śnie naj­bar­dziej prze­szka­dza pa­nom, mieć zdro­we o nas po­ję­cie, że nie chce­cie po­prze­stać na pro­stem zda­niu, że ko­bie­ta, tak samo jak męż­czy­zna jest czło­wie­kiem, że tak jak on ma ro­zum i ser­ce, ani zu­peł­nie do­bre, ani cał­ko­wi­cie złe, może się pod­no­sić wy­so­ko i upa­dać ni­sko, pod­le­ga na­mięt­no­ściom, dzi­wac­twu, ka­pry­som i t… d. Że­by­ście w tę ocze­wi­stą praw­dę wie­rzy­li, i nie – wy­dwa­rza­jąc uwa­ża­li ko­bie­ty za bo­skie stwo­rze­nia, (oby­ście nio ro­bi­li znas, ani ta­jem­ni­czych sfink­sów, ani anio­łów, ani sza­ta­nów..Vie przy­pi­sy­wa­li­by­ście nam ani ide­al­nej do­sko­na­ło­ści, aui po­twor­ne­go ze­psu­cia, a trzy­ma­jąc się wy­ro­zu­mia­łej spra­wie­dli­wo­ści, mo­gli­by­ście nas ro­zu­mie-ć; – przy­najm­niej o tyle… o ile czło­wiek czło­wie­ka poj­mo­wać może.

Kie­dyś w cza­sach po­gań­stwa i bar­ba­rzyń­stwa, ko­bie­ta była nie­wol­ni­cą męż­czy­zny. Chry­sty­anizm i cy­wi­li­za­cja skru­szy­ły te pęta, wszak­że daw­ne po­ję­cia tak głę­bo­ko już się były za­ko­rze­ni­ły, że do­tąd jesz­cze umy­sły męz­kie, po­ety­zu­ją ra­czej ko­bie­tę na roz­ma­ite spo­so­by, osa­dza­jąc ją to w nie­bie, to w pie­kle, uwa­ża­jąc za dziec­ko, lub ba­wi­del­ko… – byle tyl­ko wy­raź­nie nie przy­znać się do tego, żc ko­bie­ta tak samo jak męż­czy­zna żyje na zie­mi i rów­nie jak on jest czło­wie­kiem. Sta­wia­cie nas wy­żej lub ni­żej od sie­bie, byle nie przy­pu­ścić do rów­no­ści czło­wie­czeń­stwa. – Nie wiem jak inne nie­wia­sty o tóm my­ślą, – ja to po­czy­tu­ję za osta­tek po­jęć epo­ki ko­bie­ce­go nie­wol­nic­twa. – Słusz­nie! słusz­nie! za­wo­ła­łem wzru­szo­ny

Nie pa­mię­tam kto to po­wie­dział: – ilu a au fond dc la na­tu­rę hu­ma­ine un pa­ga­ni­sme im­pe­ris­sa­ble, qui se re­eil­le dans to­usles siec­les. Dziś ten po­ga­nizm de­kla­mu­je i bre­dzi żeby nie uznać w ko­bie­cie bliź­nie­go. Miej­my na­dzie­ję, że z po­stę­pem re­li­gij­nych po­jęć, prze­sta­nie­my wi­dzieć w nie­wie­ście: bo­gi­nią, wrdż­kę, anio­ła, dziec­ko, cac­ko i t… p… dzi­wac­twa, a za­cznie­my ją sza­no­wać, nie­tyl­ko z grzecz­no­ści lecz po­bu­dek wyż­szych, jako czło­wie­ka. Ale wte­dy po­ezja i po­wie­ści może zu­peł­nie upad­ną i za­gi­ną?

– Nie są­dzę,–od­po­wie­dzia­ła Ewa;–po­ezja jako naj­po­wab­niej­sze przed­sta­wie­nie pięk­na i praw­dy, nie za­gi­nie do­pd­ty, do­pó­ki te dwa cu­dow­ne słoń­ca będą świe­cić na nie­bie du­szy ludz­kiej, a co się ty­cze po­wie­ści, to po­dob­no stra­ci­li­by­śmy nio wie­le, żeby skła­da­jąc je na pod­sta­wie swoj­skiej i na­ro­do­wej, za­prze­sta­no opi­sy­wać w nich to, co się u nas przy­najm­niej do­tąd, w ży­ciu ko­biet nie­zmier­nie rzad­ko zda­rza, jak na­przy­kład owe nad­zwy­czaj­ne i pra­wie prze­cho­dzą­ce na­tu­rę ludz­ką po­świę­ce­nia i he­ro­izmy, albo strasz­ne, praw­dzi­wie pie­kiel­ne na­mięt­no­ści; owe prze­ra­ża­ją­ce dzi­wac­twa, zdu­mie­wa­ją­cą lek­ko­myśl­ność sza­lo­na za­lot­ność i t… d. Może się to przy­tra­fić, ale to jest izad­ki wy­ją­tek. Ży­cie na­sze, skła­da się… po­więk­szej czę­ści z wy­pad­ków po­spo­li­tych, ze zda­rzeń po­wsze­dnich, z drob­no­stek i fra­szek, któ­re same przez się malo zna­czą, Jecz w uro­czym świat­ku ko­bie­ce­go ser­ca prze­obra­ża­ją się w waż­ne przy­go­dy i nie­kie­dy na­wet w dra­ma­la wy­so­kie­go zna­cze­nia. Pi­sarz z la­len­lem po­wi­nien­by umieć za­jąć czy­tel­ni­ka, nic sta­wia­jąc swo­ich bo­ha­te­rek na wy­so­kie szczu­dła, któ­re im są nie­przy­zwo­ite i na­wet ja­koś nie do twa­rzy. Po­wi­nien­by nig­dy nie wy­cho­dzić z na­tu­ral­no­ści i praw­dy po­wsze­dnie­go ży­cia. Naj­prost­sze szcze­gó­ły mogą po­słu­żyć za wą­tek ślicz­nej po­wiast­ki, tak jak z pro­stych ka­mycz­ków moż­na kształ­to­wać dziw­nie pięk­ne grup­py w ka­lej­do­sko­pie.

– Praw­da!–rze­kłem,–nie­za­prze­czo­na praw­da! Czy­ta­łem kie­dyś an­giel­ską po­wieść pod ty­tu­łem sim­plc sto­ry (pro­ste opo­wia­da­nie), któ­ra naj­do­kład­niej od­po­wia­da two­im ży­cze­niom, ku­zyn­ko; bo nie­wy­cho­dząc z ra­mek po­wsze­dnie­go ży­cia ko­bie­ty, jest jed­ną z naj­lep­szych ja­kie znam po­wie­ści. A na­pi­sa­ła ją nie­wia­sta.

– Ża­łu­ję że nie mam ta­len­tu tej pani,– ode­zwa­ła się po chwi­li Ena, – bo mo­gła­bym opo­wie­dzieć wu­jasz­ko­wi hi­stor­ją jed­nej z mo­ich przy­ja­ció­łek; – pro­stą, bez przy­gód i nad­zwy­czaj­nych wy­bu­chów na­mięl­no­ści, a jed­nak dość zaj­mu­ją­cą Na­tu­ral­nie tyl­ko dla ta­kie­go czło­wie­ka, któ­ry uwa­ża nie­wia­stę za słwi rże­nie boże i choć co­kol­wiek cie­pła ma w ser­cu.

– Spo­dzie­wam się, że tym dwóm wa­run­kom mogę za­dość uczy­nić; – a więc po­wieść mi się na­le­ży.

– Nie­chże wu­ja­szek ra­czy wy­jąć z kie­sze­ni ta­lent Kiss In­ch­bald i po­ży­czyć mi go na ja­kie, pół go­dzi­ny.

– Moja mila ku­zyn­ko! ta­lent to nie su­kien­ka. Pa­ryz­kie mody mogą się jak­kol­wiek przy­dać dla Po­lki; mó­wię jak­kol­wiek, dla tego że le­piej by­ło­by prze­cię mieć swoj­skie, na­sze wła­sne; – lecz ta­lent an­giel­ski nic nie wart na Ma­zow­szu, tak samo jak Ma­zo­wiec­ki moż­na w An­gl­ji obo­jęt­nie za okno wy­rzu­cić. Za­czy­naj więc o wła­snych si­łach. Je­stem pe­wien, że ci star­czą do koń­ca.

Ewa po nie­ja­kim opo­rze zgo­dzi­ła się na mojo żą­da­nie. Opo­wiem wu­jasz­ko­wi… rze­kła z uśmie­chem, jak bedę umia­ła. Uprze­dzam tyl­ko że wszyst­kie imio­na prze­mie­nić, bo wu­ja­szek mógł­byś" po­znać' nie­któ­re oso­by. Moją przy­ja­ciół­kę na­zwę na­przy­kład… Ole­sia, Iak jak ne zo­wie ta mila dzie­ci­na, co od­daw­na już oczki mru­ży i spać chce. Za­dzwo­ni­ła i po­bło­go­sła­wiw­szy dzie­cię na noc, od­da­la pia­stun­ce.

Po­tom opo­wie­dzia­ła mi po­wiast­kę. Słu­cha­łem jej z uwa­gą a jed­nak ani słów jej po­wtó­rzyć, ani wdzię­ku jej nar­ra­cji na­śla­do­wać nie po­tra­fię. Nie­któ­re ko­bie­ty po­sia­da­ją se­kret tak zaj­mu­ją­ce­go opo­wia­da­nia i tak na­tu­ral­ne­go wy­snu­cia wąt­ku my­śli, że nie moż­na się wstrzy­mać od po­dzi­wu, a w umy­śle zo­sta­je wy­obra­że­nie jak­by pięk­ne­go ob­ra­zu, któ­ry ślicz­na rącz­ka wy­ha­fto­wa­ła zło­tem i per­ła­mi na ak­sa­mi­cie.

Zro­bię co mogę. Po­wtó­rzę jak będę umiał. Każ­dy prze­cię opo­wia­da po swo­je­mu.

KARCZ­MA NA DRO­DZE

Pod ko­niec je­sie­ni, go­ściń­cem od War­sza­wy do Lu­bli­na, dą­ży­ła nie­zbyt szyb­ko sta­ro­świec­ka ka­re­ta za­przę­żo­na czwór­ką kasz­lan­ków. Nio miła to rzecz, po­dró­żo­wać u nas o tej po­rze roku. Szka­rad­na po­go­da i szka­rad­ne dro­gi, jak­by zma­wia­ją się na utra­pie­nie każ­de­go, co mo­gąc się­dzieć w domu, w wy­god­nem krze­śle kolo ko­min­ka, wy­ści­bia nos za wro­ta, i z do­brej woli, lub też z cięż­kie­go musu tłu­cze się po świe­cie. Deszcz lat jak ob­sta­lo­wa­ny. Wiatr chwy­tał wlot spa­da­ją­ce z góry kro­ple i roz­rzu­cał je z im­pe­tem, żeby sil­niej ude­rza­ły w każ­dą twarz wę­dru­ją­cą po dro­dze; a przy­tem świ­stał i wy­dmu­chi­wał prze­ni­kli­we akor­dy. Na oło­wia­nem, brud­no sza­rem nie­bie, księ­życ uto­nął w chmu­rach, i gwiaz­dy po­cho­wa­ły się co do jed­nej. Na

3*

go­ściń­cu było ciem­no. Woź­ni­ca wy­trzesz­czał sli­pie, żeby nie wpaść' w jaką jamę, a dziew­czy­na obok nie­go sie­dzą­ca, nie­ustan­nie na­cią­ga­ła co­raz wy­żej, aż na no? aż aa gło­wę, prze­mo­kłą na wskroś sa­lop­kę, i dzwo­niąc zę­ba­mi od zim­na, od­ma­wia­ła mo­dli­tew­kę o szczę­śli­wą po­dróż. Tyl­ko lo­kaj owi­nię­ty w ba­ra­ni ko­żuch, spo­koj­nie so­bie drze­mał sie­dząc za ka­re­tą, i dla bez­pie­czeń­stwa trzy­ma­jąc się jed­ną ręką za re­so­rę. W ka­re­cie ku­li­ły się trzy ko­bie­ty, jed­na w po­waż­nym już wie­ku i dwie mło­de, mil­cząc i zie­wa­jąc tak ener­gicz­nie, jak so­bie nie­raz po­zwa­la pięk­na bu­zia, kie­dy wić, że nie ma nie­bez­piecz­nych świad­ków i na­wet sama sie­bie nie wi­dzi w ciem­no­ści. Wśród tej za­baw­ki, ode­zwał się na­gle gło­sek nie­co ża­ło­sny, ale jesz­cze wię­cej nie­cier­pli­wy:

– Ach, mar­no! cóż to za nudy tak się wlec bez koń­ca.' I chłod­no, i głod­no, i kto wie jesz­cze jaki noc­leg bę­dzie? Do­praw­dy, je­że­li to dłu­go po­trwa, to się roz­pła­czę; a taką mam szcze­rą in­ten­cją, że mi tyl­ko za­cząć trud­no; – …ale jak za­cznę, to będę pla­kac aż do sa­me­go domu.

– Wstydź się Ole­siu! – rze­kła mat­ka ła­god­nie, – jak tez mo­żesz tak się pie­ścić'' prze-eieś nic hisz­pan­ka ani włosz­ka, a po­lce nie do twa­rzy je na­śla­do­wać. Hoża sar­mat­ka, wy­cho­wa­na na wsi, wy­trwa­łą jest na sło­tę i zim­no. Bierz przy­kład z Jul­ci. Ona każ­dą przy­krość bez sar­ka­nia prze­no­si.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: