- W empik go
Noc bezsenna Tom 3: rozmyślania i powiastki nieboszczyka Pantofla z papierów po nim pozostałych. - ebook
Noc bezsenna Tom 3: rozmyślania i powiastki nieboszczyka Pantofla z papierów po nim pozostałych. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 319 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa dnia 28 Sierpnia (9 Września) 1858 r.
p… o. Starszego Cenzora, Assessor Kollegialny,
A. Broniewski.
III.
EWA.
Wszystko się dla miłości miłością promieni.
Child Harold III, ch.
W miłości jest zarazem i krzyż i korona
Eleon. Zimięcka.
I KOBIETA CZŁOWIEK.
Powiadają, że ludzie, w zgrzybiałej starości częstokroć dziecinnieją, tak dalece, że się cackami bawią i psoty robią. Nie widziałem nigdy takich grzybów, i nie pragnę żadnego oglądać, bo to musi być smutno patrzeć na życie zgięte niby w kólko i stykające się swojemi końcami. Ale że takie kólka są, o tem nie wątpię. Powiem więcej, to samo zdarza się z sercem ludzkiem, które nie raz bieży także po kółku, i po wielu latach wraca do punktu, na którym już było. W młodości, torzeźwe dziecko pospolicie nie szanuje swoich pięknych cacek. O tem wie każdy. Młodzieniec kłóci się i zadziera z kolegami, targa związki przyjaźni, zawięzuje lekkomyślnie i zrywa porywczo węzły miłości, ażeby z większą swobodą lecieć dalej po drodze żywota. Zdaje mu się, że się oddala niepowrolnie od wszyslkiego co porzucił, i że czas ślady jego kroków zaciera. Ani mu się śni kołować! – Dopiero pod starość oczy mu się otwierają, i widzi wyraźnie, że się znów zbliża do tych osób, które znał za młodu. Garnie się do nich mimowolnym popędem, kocha znów tych, którzy kiedyś byli mu drodzy; kocha wszystkich, których znał dawniej, i nie raz dla tego tylko że ich znał.
Nie utrzymuję, żeby każdy człowiek byt koniecznie podległy tak dziwnej kołowrotności; wszakże co się mnie tycze, to jestem pewny, że maszeruje niezawodnie po kółku. Moi szkolni koledzy, przezwali mnie kiedyś Panloflem, wycierpiałem od nich wiele przykrości, kłóciłem się z nimi w odpornej wojnie, co niemiara; – a teraz kiedy któregobądź z nich spotkam, to mi się zdaje, że po długiej rozłące, oglądam rodzonego brata lub bliskiego krewnego. Cala moja młodość, jakby z grobu wstaje. Tysiące błogich wspomnień roją mi się w umyśle, czuję się znów młodym, niebo wydaje mi się piękniejszem, słońce jaśniej na niem świeci, zawierucha przemienia się w cieple i wonne tchnienie wiosny.
lesiom tak szczęśliwy, że gotówbym natychmiast wieść na jakie drzewo i wróble gniazda wykręcać! Szkoda że przyzwoitość temu się sprzeciwia, i nogi też jakoś nie służą;–a co najgorsza, że chwile takiego szczęścia wydarzają mi się już niezmiernie rzadko, dla tego, że wielka niegdyś liczba moich szkolnych kolegów co dzień się zmniejsza. Jeden po drugim wydała się do tej tajemniczej krainy, z której nikt nie powraca! Wszakże, zostaje mi po nich, zawsze żywa pamięć w sercu i częstokroć żywe ich dzieci na świecie, do których przywiązuję się jakby do własnych. Moge więc z umarlemi jeszcze obcować i niekiedy być im pożytecznym.
W takiem właśnie usposobieniu, odwiedziłem pewnego wieczora pp. Ostrowidzkich. Pani, jest córką mojego przyjaciela. Nosiłem ją kiedyś niemowlęciem na ręku, potem obdarzałem cukierkami, pieściłem i przyczyniałem się do jej ukształcenia, i przez to wszystko zarobiłem sobie na jakieś pokrewieństwo z tytułem Wujaszka, który mi zoslał nawet po wyjściu jej za mąż. Nazywam ją też nawzajem kuzynką. Jegomościa znam także od dzieciństwa. – Młode to małżeństwo, z jednego względu doskonale jest dobrane. Mąż zdał się być przeznaczonym dla swojej żony, a la dla niego, bo jużci Adamowi najwłaściwiej ożenię się z Ewą, a Ewie wyjść za Adama. Siali oni już obok siebie w kalendarzu, wprzód nim stanęli przed ołtarzem: a pobrawszy się osiągnęli w tym związku przyjemność:, która się niezmiernie rzadko spotyka w małżeństwie, mianowicie tę, że mogą co rok obchodzie – w jednym dniu, zawsze imieniny. Z innych względów trudno było dostrzedz równie stosownych przypadłości. Adam zużywszy w prędkim czasie gorącą swoją miłość, okazywał się co raz wyraźniej, biednym materjalistą i samolubem, a przez okulary z takiemi szkiełkami, zapatrując się na żonę, oczewiście nie widział w niej nic więcej jak piękną laleczkę. Ja, com ją znał lepiej, wielbiłem w niej niewiastę wysokiej piękności moralnej, z sercem pełnem anielskiej dobroci, umysłem niepospolicie oświeconym i roskosznie wdzięcznym; a zapoznania takich skarbów niemogłem wybaczyć mężowi. Adam nie wart był Ewy. Tę ostrą prawdę, wypowiedziałem mu nie raz w żywe oczy, lecz na cóż to się mogło przy dać człowiekowi który się śmiał z godności kobiecej; – bo nie miał o niej pojęcia? – który zamiast uwielbienia, szacunku, i nawet sprawiedliwości i znachodził dla żony tylko grzeczność, a zamiast miłości tylko przychylność?
Kiedym wszedł do salonu, Ewa siedziała na kanapie nieco zadumana i jakby dla rozproszenia nieprzyjemnych myśli, objaśniała swojej maleńkiej Olesi bardzo gorliwie, znaczenie obrazków w nowym elementarzu. Cisnęła ją do swego łona; – często wpatrując się w jej śliczną twarzyczkę, i w tem roztargnieniu zdala się nie słyszeć wcale dowcipnych żarcików męża, który w yświeżony, z kapeluszem już w ręku, kręcił się jeszcze koło niej przed wyjazdem na jakiś wieczór. Uśmiechał się, szczebiotał jej coraz nowe koncepta, to do ucha, to głośno, niby dla tego żeby oderwać jej uwagę od córki i w nagrodę swoich zabiegów, zyskać czułe spojrzenie. Domyślałem się z tego, że coś między nimi zaszło, i utwierdziłem się w mojem podejrzeniu, spostrzegłszy pomieszanie, w które wprawiła ich obojgu moja niespodziana wizyta. Ewa skwapliwie przerwała swoje zajęcie z małą
Olesia., przybiegła do mnie wesoło i biorąc pod ramię, a prowadząc do kanapy, dla zajęcia obok niej miejsca, odezwała się nieco wzruszona: Ach! prawdziwie jak z nieba Wujaszek mi spadasz! przynajmniej nie będę się nudzie sama jedna.
Ledwie skończyła mówie, Adam przywitał się ze mną i ścisnąwszy za rękę rzekł: – jeżeli nie spodziewasz się p. Wincenty, zabawie ją bardzo wesoło, – a przynajmniej tak wesoło jakby się mogła zabawie na świetnym wieczorze u pp*** to proszę ciebie namów ją, żeby pojechała ze mną.
– Naturalnie, że nie mam tyle zarozumiałości, – zawołałem nieco zdziwiony.
– Nie słuchaj go Wujaszku! pochwyciła Ewa; od kilku dni nie daje mi pokoju, ustawicznie mącąc mi głowę, tą świetnością, chociażem już z dziesięć razy wyłuszczyła mu powody, dla których żadną miarą nie mogę zgodzić się na jego żądanie. Gdyby nie było przeszkody, dla czegóżbym nie miała tego uczynić? – jestem młoda, lubię się bawić; pojechałabym najchętniej. Gdybym nawet wiedziała na pewne że się tam znudzę, – i toby mnie nie zraziło, bo staram się korzystać z każdego zdarzenia, w którem mogę mężowi zrobić przyjemność. Ale na len raz niepodobna, dla tego że tu idzie nietylko o mnie, lecz jeszcze więcej o niego.
– O mnie, Ewciu, bądź spokojną, – odparł Adam;–wiesz panie Wincenty jaka to jest przeszkoda?…
– Adamie! – przerwała skwapliwie, młoda kobieta; – proszę ciebie niech to między nami zostanie.
– Cha, cha, cha! zaśmiał się mąż; bardzo ważna tajemnica… słusznie się lękasz, żeby Wujaszek się nie przeraził. O dziecko! dzecko! Wyobraź sobie p. Wincenty, moja pani ma pełną szafę sukien, a powiada, że dla braku stosownego ubioru, nie może być na tym wieczorze.
Rumieniec nieukontenlowania wysląpił na twarz Ewy; rzuciła na męża smętne spojrzenie, jakby wyrzucając mu brak delikatności, i rzekła zwracając się do mnie:
– Panowie sobie dworujecie z kobiet, że są gadatliwe, a ten trzpiot lubo jest mężczyzną, nie może się jednak wstrzymać od szczebiotania niepotrzebnych rzeczy. Teraz naprzykład, postawił mnie w bardzo przykrem położeniu. Nie chciałabym żebyś Wujaszek uważał mnie za jakąś wielrznicę, która dla tego tylko żyje, żeby się stroić, i dla usprawiedliwienia siebie, muszę chcąc niechcąc tłómaczyć się z mojej garderoby. Jestem pewną, żeś nigdy jeszcze nie słyszał Wujaszku, takich głębokich sekretów niewieścich. Nie wiem nawet czy to co powiem zrozumiesz i ocenisz?
Na nieszczęście weszło u nas w zwyczaj, że w świecie, przed temi samemi osobami, czyli raczej przed temi samemi kobietami, dwa razy, w jednym stroju, pokazać się nie można. Jest to prawidło dziwaczne, nawet niedorzeczne, ale kto żyje w świecie musi się do niego stosować. Wiem, że na tym wieczorze, wszystkie kobiety będą w takich strojach, w jakich jeszcze ich nie-widziano, a ja, lubo posiadam, jak Adam mówi, pełną szafę strojów, przecie zupełnie nowej sukni w tej chwili nie mam; dla jednego zaś wieczoru nie chciałam jej sobie sprawić z pośpiechem i zbytnim nakładem. – Pojechać tam, niezastoswawszy się do zwyczaju, byłoby to narazić siebie na szydercze spojrzenia i uśmiechy wszystkich kobiet, a meza na posądzenie o skąpstwo. Cóż Wujaszku? osądź teraz, czy nie powinnam była zostać się W domu?
– Masz pani zupełną słuszność, odrzekłem z powagą. – Cieszę się mocno, że lubo w tym krytycznym przypadku, wszystko cię pociągało pójść za pustotą światową: miłość a nawet nalegania męża; – że pomimo tego… wytrwałaś w rozumnem postanowieniu. Panie Adamie! przeproś ją WPan… i to co prędzej.
– Najchętniej przeproszę, – odpowiedział Adam, nie dla tego wszakże, żebym jej poslano-wienie uważał za bardzo rozumne, ale żem się sam namyślił i teraz już pojmuję, że ona istotnie nic może wyjechać' z domu. Ewcia uczyniła swoje postanowienie podobno bez namysłu, – prosto instynktem… – lecz nie omyliła się.
– Co? co? spytałem.
– Pewnie jaki dowcipny żarcik, szepnęła żona i spuściła oczy z rezygnacją.
– Wprawdzie, nie moje to odkrycie,– rzekł mąż,– już to kłoś przedemną znalazł, że kobieta składa się z trzech części: z duszy, ciała i no – wego ubioru. Ja tylko zastosowałem te ważną prawdę do niniejszego przypadku. Oczewiście, jeżeli na jaką całość potrzebne są trzy części, a ma się ich tylko dwie, to całość niekompletna i nie może się pokazać' tam… gdzie sci kompletne egzemplarze.
– Nie chwalę konceptu, panie Adamie,–odparłem.
– Nie chwalisz.–zawołał,–prawdziwie niewiem "dla czego? Jesteś wyraźnie źle uprzedzony i dla tego niesprawiedliwy, lecz pomijam to. Powiem ci teraz moje własne odkrycie, które powinnoby ci się podobać, bo to głęboka filozofja. Dziwią się ludzie, że charaktery kobiece więcej są zmienne niż pogoda jesienna. Miły Boże.' to rzecz bardzo naturalna. Inaczej być nie może, w sercu kobiecem jest cokolwiek ciepła, a w główce cokolwiek wiatru. Obydwa Ie pierwiastki są niespokojne. Jak główka dmuchnie do serca, to serduszko stygnie. Jak serte chuchnie do głowy, to główka się rozpala. Nigdy nie wiadomo, jaka jest temperatura tej tajemniczej istoty. To tylko pewna, że z tego dmuchania i chuchania wynika ruch nieustający, który jedni uczeni nazywają, lekkomyślnością, a drudzy kaprysem.
Widziałem, że moje uwagi drażni;! tylko jego sarkastyczną wenę i postanowiłem milczeć póki go szał nic opuści. Wszakże Ewa, oczekująca może z większą jeszcze odemnie niecierpliwością zakończenia tej drażliwej rozmowy, nie mogła znieść obojętnie tego sarkazmu, i zwracając pytanie niby do mnie, odezwała się, podobno nie bez przyczyny:
– Dowiedz się od niego Wujaszku… co teżsię podoba wielu mężczyznom w tych kobietach, które mają lód w sercu i wiatr w głowie
– A, to co innego!– odstrzelił Adam,– taka wiatroglówka, jak wino szampańskie, potrzebuje właśnie lodu. Cesi du champagne a la glace' Życzę wam, najprzyjemniejszej zabawy.– To powiedziawszy, pożegnał żonę z wykwintną grzecznością, ścisnął moje dłoni wyszedł z pokoju.
Młoda kobieta, przeprowadziła męża jakimś zamyślonym wzrokiem i po chwili rzekła, jakim ao teraz widziałeś Wujaszku, takim jest zawsze. Najmilsza jego zabawka… szydzić z tej płci do której należy żona. Umie ua pamięć całą lilera-
2*
ralurę sarkazmów drukowanych lub powiedzianych kiedykolwiek na kobiety i z niepospolitym talentem wymyśla nowo. Popisuje się niemi nietylko przedemną, lecz i w towarzystwie. Nie chce przyznać tego, że jeżeli kobiety są często złe, to Iemu najwięcej winni sami mężczyźni, którzy bałamucą im zdrowe pojęcia, durzą je, psują, wtrącają w przepaść i jeszcze z nich szydzą! Gdzież tu sprawiedliwość?– Takaż to jest opieka nad płcią słabą, natrząsać się z nas, – uważać za jakieś dzieci nigdy nie przychodzące do dojrzałości, – za jakieś upośledzone od natury stworzenia?– Doprawdy, nie wiem, dla czego Adam się żenił mając takie pojęcia? I nierozumiem, co ludzie mogą o mnie sądzić, słysząc z jego ust takie budujące zdania? Bez wątpienia, świat ma prawo domyślać się, że jego wnioski oparte są na obserwacji nad najbliższą mu niewiastą, to jest nad własną żoną.
– Świat,– odpowiedziałem, – widzi w tem tylko żart, lub popisywanie się z dowcipom, i nic więcej. Najlepiej kuzynko niezważać na to.
– Żart nieustannie powtarzany, staje się wyrażeniem prawdziwych pojęć człowieka.
– A czy próbowałaś oduczyć' go od tego dziwactwa? – czy prosiłaś go żeby zaprzestał nieprzyzwoitej zabawki?
– O! wiele razy! – ale zawsze daremnie. Śmieje się tylko.
– A gdybyś też śmiała się z nim razem?
– Doświadczałam i tego środka, i z boleścią serca przekonałam się, że do niczego nie prowadzi. Szyderstwo staje się niekiedy namiętnością, tak jak gra w karty.
– Nie spodziewam się… żeby aż do passij je posuwał, bo wtedy źle bym musiał wrdżyć o jego charakterze. Zdaje mi się kuzynko, że niesprawiedliwie o nim sądzisz?
– O Wtijaszku! jakżeś mógł przypuścić, żebym dla jednej, błahej drobnostki zupełnie potępiała męża? Gdzieżtam! Wierz mi, że go umiem cenie i jestem zupełnie szczęśliwą! Tu zaczęła mi opisywać z rzetelnym zapałem, wielorakie piękne przymioty Adama, podnosiła go coraz wyżej i nareszcie pokazało się, że mąż jej był pełen czułości, szlachetności i delikatnego taktu, słowem, że go uważała za wzór cnót małżeńskich. Na ten panegiryk przesadzony nieco lecz wypowiedziany z całkowitą szczerolą, złożyły się dwie pobudki: miłość dla meża i obawa żebym nie miał o nim zlej opinij. Wszakże skończywszy, i spostrzegłszy na mojej twarzy uśmiech, od któregom nie mógł się wstrzymać, widząc z jaką gorliwością broniła niewdzięcznika, – Ewa zwróciła się znów do przerwanej rozmowy i rzekła:
– Nie dziwię się Adamowi, że ma fałszywe o kobielach wyobrażenie. Wszyscy mężczyźni w ogólności, sformułowali sobie jakieś dziwne o nas pojęcia….
– Jakto? – przerwałem, – i ja nawet?
– Na laką zuchwałą zarozumiałość, odparła Ewa, niebardzom była przygotowana. Pierwszy to raz, dowiaduję się z własnych ust Wujaszka… że doskonale znasz kobiety, i to mnie cokolwiek zdumiewa. Sami państwo wyznajecie, że jesteśmy jakąś zagadką, niełatwą do rozwiązania. Nie-rozslrzygając o ile Iakie zdanie jest prawdziwe lub nie, byłabym jednak niezmiernie ciekawą dowiedzieć się 'dokładnie, z jakiego też stanowiska mój poważny filozof zapatruje się na to biedne stworzenie, co się nazywa kobietą?
– O! z bardzo wysokiego punktu… i w Iaki teleskop przez który wszystko można widzieć.
– No, dobrze. Cóż tedy widzisz Wujaszku?
– Widzę naprzód, że to jest istota niewypowiedzianie ciekawa, Iak dalece, że kiedy-dla skosztowania jabłka wyrzekła się raju.
– O! ta niewątpliwa prawda, wiadoma jest nawet mojej Olesi. Pomogę ci Wujaszku i wyprowadzę z niej wniosek, że niewiasta jest lekko-wierna, czego może datam dowód, uwierzywszy zbyt snadnie w teleskop. Patrzże w niego, Wujaszku i powiedz co widzisz więcej.
– Patrzę, patrzę, moja kuzynko, lecz tyle rzeczy widzę razem, że mi trudno odróżnić jedną od drugiej. Aż mi pstro w oczach, tak wszystko zmieszane i splątane: piękne z brzydkiem, wysokie z niskiem, ogniste z lodowałem jednak w ostatecznej konkluzji powiedziałbym, że kobieta jest zwykle albo daleko lepszą, albo daleko gorszą od mężczyzny.
– Rzuć swój teleskop filozofie, boś nic nowego nie zobaczył, a przynajmniej nie powiedział. Stary Labruierc jest ojcem tego zdania klóreś przytoczył, a dzisiejsi powieściopisarze przywłaszczywszy je sobie, powtarzają zbyt często, tylko w innej cokolwiek formie. Dziś mówi się, że kobieta jest anioł, albo szatan. Może w tem jest zwrot poetycki, ale sensu i doświadczenia podobno nie wiele.
– O! to chyba już powiem, że la na pozór lekka, krucha i prosta istota jest wiekową tajemnicą tego św iala. Że (o zawsze młode dziecko instynktem serca wyściga niekiedy dojrzała, mądrość starców, a energją niemocy dokonywa przedsięwzięć, przed któremi cofa się nieuslra-szoność bohaterów.
– Rzuć teleskop Wujaszku! to tylko piękne słowa. Z Iakich okrągłych perjodów, nikt o kobiecie nie poweźmie najmniejszego pojęcia; przeciw nio, jeżeli miał jakie, to je sobie zamąci. Zresztą i to leż stare rzeczy, powtarzane po książkach i salonach.
– Rzucam teleskop, i wyznaję z pokorą, żem sobie zawiele zaufał. Trafiła kosa na kamień. Znalazłem mistrzynię i od niej spodziewam się nareszcie usłyszeć co to jest kobieta"?
– O wielki filozofie! zadziwisz się pewnie, i może nie uwierzysz, jeżeli ci powiem, że kobieta jest człowiek.
– lini! kuzynko, mamy z tobą to wspólnego, że w trudnych zagadnieniach zgadzamy się przynajmniej w początku. I to dobrze; bo moglibyśmy sobie zaprzeczyć od pierwszego słowa. Byłaś tak grzeczną, żeś uwierzyła w ciekawość waszej pici; – ja też wywięzując się równą grzecznością, wierzę że kobieta jest człowiek. Ale cóż więcej?
– Nic więcej. Jest, tylko człowiekiem.
– Tego za mało! potrzeba przecie tę wielką myśl podzielić na części; – na rysy charakteru, umysłu, serca…
– I dojść do czczych perjodów? że nie powiem do niedorzeczności? Otoż to właśnie najbardziej przeszkadza panom, mieć zdrowe o nas pojęcie, że nie chcecie poprzestać na prostem zdaniu, że kobieta, tak samo jak mężczyzna jest człowiekiem, że tak jak on ma rozum i serce, ani zupełnie dobre, ani całkowicie złe, może się podnosić wysoko i upadać nisko, podlega namiętnościom, dziwactwu, kaprysom i t… d. Żebyście w tę oczewistą prawdę wierzyli, i nie – wydwarzając uważali kobiety za boskie stworzenia, (obyście nio robili znas, ani tajemniczych sfinksów, ani aniołów, ani szatanów..Vie przypisywalibyście nam ani idealnej doskonałości, aui potwornego zepsucia, a trzymając się wyrozumiałej sprawiedliwości, moglibyście nas rozumie-ć; – przynajmniej o tyle… o ile człowiek człowieka pojmować może.
Kiedyś w czasach pogaństwa i barbarzyństwa, kobieta była niewolnicą mężczyzny. Chrystyanizm i cywilizacja skruszyły te pęta, wszakże dawne pojęcia tak głęboko już się były zakorzeniły, że dotąd jeszcze umysły męzkie, poetyzują raczej kobietę na rozmaite sposoby, osadzając ją to w niebie, to w piekle, uważając za dziecko, lub bawidelko… – byle tylko wyraźnie nie przyznać się do tego, żc kobieta tak samo jak mężczyzna żyje na ziemi i równie jak on jest człowiekiem. Stawiacie nas wyżej lub niżej od siebie, byle nie przypuścić do równości człowieczeństwa. – Nie wiem jak inne niewiasty o tóm myślą, – ja to poczytuję za ostatek pojęć epoki kobiecego niewolnictwa. – Słusznie! słusznie! zawołałem wzruszony
Nie pamiętam kto to powiedział: – ilu a au fond dc la naturę humaine un paganisme imperissable, qui se reeille dans tousles siecles. Dziś ten poganizm deklamuje i bredzi żeby nie uznać w kobiecie bliźniego. Miejmy nadzieję, że z postępem religijnych pojęć, przestaniemy widzieć w niewieście: boginią, wrdżkę, anioła, dziecko, cacko i t… p… dziwactwa, a zaczniemy ją szanować, nietylko z grzeczności lecz pobudek wyższych, jako człowieka. Ale wtedy poezja i powieści może zupełnie upadną i zaginą?
– Nie sądzę,–odpowiedziała Ewa;–poezja jako najpowabniejsze przedstawienie piękna i prawdy, nie zaginie dopdty, dopóki te dwa cudowne słońca będą świecić na niebie duszy ludzkiej, a co się tycze powieści, to podobno stracilibyśmy nio wiele, żeby składając je na podstawie swojskiej i narodowej, zaprzestano opisywać w nich to, co się u nas przynajmniej dotąd, w życiu kobiet niezmiernie rzadko zdarza, jak naprzykład owe nadzwyczajne i prawie przechodzące naturę ludzką poświęcenia i heroizmy, albo straszne, prawdziwie piekielne namiętności; owe przerażające dziwactwa, zdumiewającą lekkomyślność szalona zalotność i t… d. Może się to przytrafić, ale to jest izadki wyjątek. Życie nasze, składa się… powiększej części z wypadków pospolitych, ze zdarzeń powszednich, z drobnostek i fraszek, które same przez się malo znaczą, Jecz w uroczym światku kobiecego serca przeobrażają się w ważne przygody i niekiedy nawet w dramala wysokiego znaczenia. Pisarz z lalenlem powinienby umieć zająć czytelnika, nic stawiając swoich bohaterek na wysokie szczudła, które im są nieprzyzwoite i nawet jakoś nie do twarzy. Powinienby nigdy nie wychodzić z naturalności i prawdy powszedniego życia. Najprostsze szczegóły mogą posłużyć za wątek ślicznej powiastki, tak jak z prostych kamyczków można kształtować dziwnie piękne gruppy w kalejdoskopie.
– Prawda!–rzekłem,–niezaprzeczona prawda! Czytałem kiedyś angielską powieść pod tytułem simplc story (proste opowiadanie), która najdokładniej odpowiada twoim życzeniom, kuzynko; bo niewychodząc z ramek powszedniego życia kobiety, jest jedną z najlepszych jakie znam powieści. A napisała ją niewiasta.
– Żałuję że nie mam talentu tej pani,– odezwała się po chwili Ena, – bo mogłabym opowiedzieć wujaszkowi historją jednej z moich przyjaciółek; – prostą, bez przygód i nadzwyczajnych wybuchów namięlności, a jednak dość zajmującą Naturalnie tylko dla takiego człowieka, który uważa niewiastę za słwi rżenie boże i choć cokolwiek ciepła ma w sercu.
– Spodziewam się, że tym dwóm warunkom mogę zadość uczynić; – a więc powieść mi się należy.
– Niechże wujaszek raczy wyjąć z kieszeni talent Kiss Inchbald i pożyczyć mi go na jakie, pół godziny.
– Moja mila kuzynko! talent to nie sukienka. Paryzkie mody mogą się jakkolwiek przydać dla Polki; mówię jakkolwiek, dla tego że lepiej byłoby przecię mieć swojskie, nasze własne; – lecz talent angielski nic nie wart na Mazowszu, tak samo jak Mazowiecki można w Anglji obojętnie za okno wyrzucić. Zaczynaj więc o własnych siłach. Jestem pewien, że ci starczą do końca.
Ewa po niejakim oporze zgodziła się na mojo żądanie. Opowiem wujaszkowi… rzekła z uśmiechem, jak bedę umiała. Uprzedzam tylko że wszystkie imiona przemienić, bo wujaszek mógłbyś" poznać' niektóre osoby. Moją przyjaciółkę nazwę naprzykład… Olesia, Iak jak ne zowie ta mila dziecina, co oddawna już oczki mruży i spać chce. Zadzwoniła i pobłogosławiwszy dziecię na noc, oddala piastunce.
Potom opowiedziała mi powiastkę. Słuchałem jej z uwagą a jednak ani słów jej powtórzyć, ani wdzięku jej narracji naśladować nie potrafię. Niektóre kobiety posiadają sekret tak zajmującego opowiadania i tak naturalnego wysnucia wątku myśli, że nie można się wstrzymać od podziwu, a w umyśle zostaje wyobrażenie jakby pięknego obrazu, który śliczna rączka wyhaftowała złotem i perłami na aksamicie.
Zrobię co mogę. Powtórzę jak będę umiał. Każdy przecię opowiada po swojemu.
KARCZMA NA DRODZE
Pod koniec jesieni, gościńcem od Warszawy do Lublina, dążyła niezbyt szybko staroświecka kareta zaprzężona czwórką kaszlanków. Nio miła to rzecz, podróżować u nas o tej porze roku. Szkaradna pogoda i szkaradne drogi, jakby zmawiają się na utrapienie każdego, co mogąc siędzieć w domu, w wygodnem krześle kolo kominka, wyścibia nos za wrota, i z dobrej woli, lub też z ciężkiego musu tłucze się po świecie. Deszcz lat jak obstalowany. Wiatr chwytał wlot spadające z góry krople i rozrzucał je z impetem, żeby silniej uderzały w każdą twarz wędrującą po drodze; a przytem świstał i wydmuchiwał przenikliwe akordy. Na ołowianem, brudno szarem niebie, księżyc utonął w chmurach, i gwiazdy pochowały się co do jednej. Na
3*
gościńcu było ciemno. Woźnica wytrzeszczał slipie, żeby nie wpaść' w jaką jamę, a dziewczyna obok niego siedząca, nieustannie naciągała coraz wyżej, aż na no? aż aa głowę, przemokłą na wskroś salopkę, i dzwoniąc zębami od zimna, odmawiała modlitewkę o szczęśliwą podróż. Tylko lokaj owinięty w barani kożuch, spokojnie sobie drzemał siedząc za karetą, i dla bezpieczeństwa trzymając się jedną ręką za resorę. W karecie kuliły się trzy kobiety, jedna w poważnym już wieku i dwie młode, milcząc i ziewając tak energicznie, jak sobie nieraz pozwala piękna buzia, kiedy wić, że nie ma niebezpiecznych świadków i nawet sama siebie nie widzi w ciemności. Wśród tej zabawki, odezwał się nagle głosek nieco żałosny, ale jeszcze więcej niecierpliwy:
– Ach, marno! cóż to za nudy tak się wlec bez końca.' I chłodno, i głodno, i kto wie jeszcze jaki nocleg będzie? Doprawdy, jeżeli to długo potrwa, to się rozpłaczę; a taką mam szczerą intencją, że mi tylko zacząć trudno; – …ale jak zacznę, to będę plakac aż do samego domu.
– Wstydź się Olesiu! – rzekła matka łagodnie, – jak tez możesz tak się pieścić'' prze-eieś nic hiszpanka ani włoszka, a polce nie do twarzy je naśladować. Hoża sarmatka, wychowana na wsi, wytrwałą jest na słotę i zimno. Bierz przykład z Julci. Ona każdą przykrość bez sarkania przenosi.