Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Noc Sów - ebook

Data wydania:
25 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,90

Noc Sów - ebook

Czy sowy mogą zażywać długich kąpieli i czy widzą w ciemnościach absolutnych?
Czy Hedwiga mogła być wieloletnią przyjaciółką Harry’ego Pottera, skoro sowy śnieżne zdecydowanie preferują nomadyczny tryb życia?
I wreszcie, który przedstawiciel sowiego gatunku jest Księciem Ciemności?
Sowy to ptaki sprzeczności. Każdy potrafi je rozpoznać, choć mało kto je spotkał. Powszechnie rozpoznawalne, ale słabo poznane. Ptaki wiedzy, a jednocześnie ptaki przeklęte. Mroczni łowcy i totemy kobiet. Jakie są naprawdę?
Wielkie oczy, miękkie jak jedwab pióra, zabawne uszy (choć nie u wszystkich), a przede wszystkim szczególna aura – połączenie ciszy oraz arystokratycznego opanowania i pewności siebie. Ich pohukiwania i hipnotyzujący wzrok przyprawiają nas o dreszcze. Podobno wpędzały naszych przodków do grobu, a z czarownicami latały na miotłach…
Jacek Karczewski ze stowarzyszenia Ptaki Polskie, które jest organizatorem fenomenalnego wydarzenia o ogólnopolskiej skali – Nocy Sów – powraca z nową książką o takim samym tytule. Oto kompletna kolekcja polskich sów: 18 rozdziałów fascynujących faktów i sowich legend z całego świata. To książka absolutnie wyjątkowa – wyróżnia ją pasja autora i czułość, z którą opowiada nam o różnych gatunkach ptaków.


Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66517-82-0
Rozmiar pliku: 6,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Być jak sowa

18 grudnia 1994 roku, departament Ardèche, południowo-wschodnia Francja. Trzech grotołazów znajduje skalną szczelinę, która prowadzi do dawno zapomnianej jaskini. Po chwili śmiałkowie stają w wielkiej jak pałacowa komnata grocie, jednej z wielu, które razem z łączącymi je korytarzami ciągną się na długości ponad pół kilometra. Ich ściany pokrywają prehistoryczne malowidła zwierząt. Mamuty i tak samo włochate nosorożce, tarpany, tury, żubry, jelenie. Obrazy typowe dla tego typu galerii. Ta jednak już na pierwszy rzut oka jest wyjątkowa, bo wielkim trawożercom towarzyszą hieny, lwy, pantery i niedźwiedzie jaskiniowe. Badacze doliczą się tam ponad 300 rysunków zwierząt 12 różnych gatunków. Wszystkie uderzają realizmem, a jeszcze bardziej artyzmem. W pewnym momencie zaskoczeni przybysze zdają sobie sprawę, że ktoś im się przygląda… Wielka głowa, dwoje, jak się z bliska okazało, lekko zamazanych oczu i sterczące uszy. To mogła być tylko sowa! Najprawdopodobniej uszatka. A może jakiś wymarły gatunek? W każdym razie dzisiaj znamy ją jako sowę z jaskini Chauvet, którą pewien utalentowany jaskiniowiec narysował jakieś 38 tysięcy lat temu, poświęcając jej całą ścianę, z daleka od innych zwierząt. Wiedział, że sowy swobodnie obracają głowę, bo sportretował ją od strony pleców, ale patrzącą na wprost. Najstarszy znany rysunek sowy i w ogóle jakiegokolwiek ptaka. Początek naszej love & hate relacji z sowami?

Nasi przodkowie, zamieszkujący groty i szałasy zbieracze, a czasami myśliwi, spędzali niewiele czasu na poszukiwaniu jedzenia i tropieniu zdobyczy. Wszystkiego razem może tydzień w miesiącu. Reszta to był czas wolny. Mieli go aż nadto, żeby wymyślać języki, rytuały, religie i sztukę. Tym bardziej, że coraz większy mózg, nasza ewolucyjna specjalność, ciągle domagał się zajęcia. O nudzie nie mogło być mowy. Natura dostarczała (i wciąż dostarcza) nieograniczonej liczby bodźców i inspiracji. Tak narodziła się sowa z Chauvet oraz niezliczone korowody innych zwierząt i postaci z jaskiń rozrzuconych po całym świecie. Malowidła sów pojawiają się również w innych miejscach. Te najbardziej znane, choć dużo młodsze, to rodzina sów śnieżnych z jaskini Trois Frères u podnóża francuskich Pirenejów oraz jeszcze jedna śnieżna z niedalekiej jaskini Le Portel. Kolejny dowód na to, że jeszcze 10 tysięcy lat temu nasz kontynent pokrywał ogromny lądolód, a tam, gdzie go nie było, rozciągała się tundra. Jak się okazuje, w surowym klimacie dobrze radziły sobie nie tylko sowy śnieżne, mamuty czy renifery, ale też ludzie. W każdym razie mieli czas na sztukę.

Sowy są wyjątkowe pod wieloma względami, ale z naszego punktu widzenia chyba najbardziej niezwykłe jest to, że ktokolwiek którąś z nich zobaczy – dziecko czy dorosły, prawdziwą czy mocno wystylizowaną postać z kreskówki – wie, że to sowa. Zapytasz, kiedy ostatnio widział jakąś na żywo – najczęściej nie widział wcale. Międzykulturowy, ogólnoludzki fenomen. Dlaczego? Bo sowy wyglądają jak my. Duża głowa, dziób jak nos i frontalnie położone oczy do złudzenia przypominają ludzką twarz. W każdym razie tak nam się wydaje… My, ludzie, jesteśmy genetycznie zaprogramowani na widzenie twarzy nawet tam, gdzie jej nie ma – na przykład w masce samochodu, w unoszącej się na kawie piance czy na pełnej tarczy księżyca. Przy nich twarz sowy wydaje się oczywista. Obcując z sową, mamy wrażenie, jakbyśmy byli w towarzystwie istoty rozumnej, a spojrzenie jej wielkich oczu daje nam złudzenie porozumienia, a nawet więzi. Wyprostowana sylwetka, czujne uszy (choć nie u wszystkich), piękny rysunek na miękkich jak jedwab piórach oraz ta szczególna aura – połączenie ciszy i pewności siebie – przydają jej jakiejś arystokratycznej wyższości. Wszystko to sprawia, że ludzie przy sowach zachowują się inaczej niż w towarzystwie innych zwierząt. Ale sowa to ptak sprzeczności. Choć powszechnie rozpoznawalna, o większości gatunków niewiele wiemy. Nocny łowca i jednocześnie totem kobiet. Ptak wiedzy i ptak przeklęty. Bo niby taka rozumna, a działa pod osłoną ciemności, jakby miała złe intencje albo coś do ukrycia, tak jak złodzieje, mordercy, duchy i różni nieumarli. Może więc to nie mądrość, ale diabelskie sztuczki? A może po prostu nasze własne projekcje i odwieczna fascynacja złem…?

Z ewolucyjnego punktu widzenia za pierwszą sowę wielu uważa Ogygoptynx wetmorei. Żyła jakieś 60 milionów lat temu, a jej szczątki znajdowane są w Ameryce Północnej. Odrębne zdanie w tej kwestii zgłosił Heimo Mikkola, uznawany za największy europejski, jeśli nie światowy autorytet od sów. Jego zdaniem pierwsze sowy pojawiły się na Ziemi już pomiędzy 70 a 135 milionami lat temu, czego mają dowodzić fragmenty szkieletów odkryte w Rumunii. Ogygoptynx zdaniem fińskiego supereksperta i sowoholika może być wspólnym przodkiem i ogniwem łączącym wszystkie współczesne sowy. Prasowa z Ameryki na pewno żyła w czasach wielkiego rozkwitu swojego plemienia i chyba nikogo nie zdziwi, jak powiem, że w trzeciorzędzie miał też miejsce prawdziwy wysyp gryzoni. Z bujnych prehistorycznych traw co chwila popiskiwał nowy gatunek myszy, szczurów lub norników. Sowy nie mogły pozostać obojętne na taki urodzaj i odpowiedziały własnym. Podzieliły się na dwie rodziny, płomykówkowate i puszczykowate, a każda eksplodowała wieloma nowymi gatunkami. 20 milionów lat temu na Ziemi były już sowy należące do wszystkich rozpowszechnionych obecnie rodzajów – Bubo, Asio, Otus, Strix i Tyto (odpowiednio puchacze, uszatki, syczki, puszczyki i płomykówki). Nie ma jednak dowodów na to, że którykolwiek ze współczesnych gatunków pojawił się na scenie wcześniej niż w plejstocenie, czyli przed trzema milionami lat.

Znane nam dzisiaj sowy to tylko część dużo większego kiedyś rzędu. Szczególnie w przypadku płomykówek więcej jest gatunków wymarłych niż żyjących. Największe, o których wiemy, mierzyły ponad metr wysokości i ważyły co najmniej 10 kilogramów. Dwa–trzy razy tyle, co współczesne puchacze. Tyto gigantea żyła w rejonie Morza Śródziemnego, a Tyto pollens na Karaibach. Ta druga mogła przetrwać w kilku odosobnionych lokalizacjach do czasów historycznych, jej los został jednak przesądzony wkrótce po tym, jak na rajskich wyspach osiedlili się ludzie. Wiele wskazuje na to, że olbrzymie sowy nie latały, a sądząc po wielkości stóp i szponów, mogły siać grozę nawet wśród tamtejszych kapibar, które dopadały albo w biegu, albo z zasadzki.

Według Światowej Listy Ptaków (World Bird List) na Ziemi żyje dzisiaj 249 różnych gatunków sów. 19 należy do rodziny płomykówek, pozostałe 230 to puszczykowate. Jeszcze w roku 2015 na pytanie o to, ile mamy sów, ornitolodzy odpowiedzieliby, że 240, w 2008 –189, a 30 lat wcześniej, że zaledwie sto trzydzieści kilka gatunków. Nie, nie odkryliśmy w międzyczasie ponad 100 nowych, a zaledwie dwa: sowicę szarolicą z indonezyjskiej wyspy Sumba, którą naukowcy opisali w roku 2001, oraz sóweczkę kasztanowatą znalezioną w 2002 roku w Brazylii. Wysyp nowych gatunków pojawił się wraz z dostępem do DNA ptaków. Tym razem nie odkrywaliśmy ich na odludnych wyspach ani w dziewiczych lasach deszczowych, ale w laboratoriach. Wiele różnych ras, które tradycyjnie uważano za podgatunki, z genetycznego punktu widzenia okazało się niezależnymi gatunkami. Badania i dyskusje wciąż trwają, więc z całą pewnością jeszcze nieraz usłyszymy o nowych, choć dawno odkrytych zwierzętach. Zresztą ewolucja ciągle trwa i to, co dzisiaj widzimy, to jedynie bieżący stan odysei życia na Ziemi.

Koncepcje gatunków oraz ich listy bez wątpienia są potrzebne. Pomagają nam opisać i zrozumieć świat przyrody. Musimy się jednak pogodzić z faktem, że wiele z naszych definicji ma charakter umowny. I tak umówiliśmy się, że kluczowym kryterium przynależności do danego gatunku jest możliwość reprodukcji. Zwierzęta należące do tego samego gatunku mogą się swobodnie rozmnażać, czego owocem jest płodne potomstwo, które zapewni swojej linii ciągłość. Na razie wszystko jest jasne. Żeby zobaczyć, jak to działa w praktyce, wystarczy rozejrzeć się w tramwaju w drodze do pracy albo jeszcze lepiej, spacerując po ulicach Londynu, Berlina czy Paryża. Zmienność, która wydaje się nie mieć granic, a wszystko w ramach jednego, niewiarygodnie zróżnicowanego gatunku, Homo sapiens. Zgodnie z przyjętą definicją, zwierzęta należące do różnych gatunków nie mogą się ze sobą łączyć. Ale zwierzęta lubią seks i nierzadko dochodzi do międzygatunkowych mezaliansów. Ktoś powie, że może i tak, ale nawet jeśli z takiego związku coś się urodzi, to i tak będzie bezpłodne. Kłopot w tym, że natura często niewiele sobie robi z naszych list, teorii i podziałów. Z jej punktu widzenia mogą one być tak samo martwe jak służące ich opisowi greka i łacina. I tak wbrew naszej logice i definicjom na świat przychodzą płodne bękarty, hybrydy. Może nie warto się upierać: życie na Ziemi jest kontinuum raczej niż zbiorem dobrze zdefiniowanych i wyraźnie oddzielonych od siebie punktów. Równie dobrze moglibyśmy próbować decydować, gdzie na tęczy kończy się jeden kolor, a zaczyna drugi.

Na tle innych ptasich rodzin sowy i tak są wyjątkowo powściągliwe. Mają jeden z najniższych odsetków hybrydyzacji: zaledwie jeden procent. Mimo to w Ameryce regularnie krzyżują się ze sobą syczek krzykliwy z zachodnim oraz zachodni z plamistym. No trudno… Sen z powiek przyrodników spędzają za to romantyczne związki puszczyków kreskowanych z plamistymi. Wszystko dlatego, że te drugie są gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Głównym powodem jest postępujący zanik siedlisk (starych lasów), co dodatkowo wystawia je na z góry przegraną rywalizację z większym i silniejszym puszczykiem kreskowanym. Krzyżowanie się z innym, dużo liczniejszym gatunkiem może tylko przyspieszyć rozmycie, aż wreszcie zanik czystej puli genowej. Ciekawe, że puszczyk kreskowany najczęściej bezceremonialnie przepędza lub po prostu eliminuje puszczyki plamiste ze swoich rewirów. Są jednak takie, które znalazły na niego sposób – sypiają z wrogiem. I tak w amerykańskich lasach klują się kolejne puszczyki hybrydowe. Mają już nawet swoją żargonową nazwę – Sparred Owl. W bardzo wolnym tłumaczeniu mogłaby ona brzmieć „puszczyk plaskowany”. Po angielsku plamisty to Spotted, a kreskowany to Barred Owl. Lubiący zabawy z językiem Anglosasi skrzyżowali obie nazwy, tak jak krzyżują się ze sobą obydwa gatunki. W naszych lasach dzieje się podobnie. Skłonność do łączenia się puszczyka uralskiego ze zwyczajnym, zewnętrznie dwóch zupełnie różnych gatunków, była największym wyzwaniem, z jakim borykali się niemieccy przyrodnicy w projekcie reintrodukcji uralskich. Dobrze znane są też między innymi krzyżówki puchacza zwyczajnego z puchaczem pustynnym. W jednym i w drugim przypadku owocem tych związków jest chętne i płodne potomstwo!

Wbrew dawnym przekonaniom sowy nie są spokrewnione ze szponiastymi, czyli dziennymi ptakami drapieżnymi. Te ostatnie zresztą też są bardzo zróżnicowane i przynajmniej niektóre rodziny bardziej łączy nasza tradycja i układ przewodników o ptakach niż DNA. Zewnętrzne podobieństwo to tylko konwergencja, jakiej w przyrodzie pełno: niespokrewnione ze sobą gatunki, żyjąc w podobny sposób w podobnym środowisku, upodabniają się do siebie wyglądem. Nie powinno nas to dziwić, bo pod osłoną nocy sowy robią dokładnie to, co szponiaste za dnia – zabijają i zjadają inne zwierzęta. Kiedyś sowy kojarzono z owadożernymi lelkami, z którymi dzielą nocne nieba. Dzisiaj jednak uważa się, że sowom genetycznie bliżej jest do papug oraz spokrewnionych z papugami… sokołów! Lelki z kolei według najnowszych ustaleń ciążą ku jerzykom i kolibrom.

Sowy pohukują i pokrzykują ze wszystkich wielkich lądów, a także z wielu wysp i wysepek. Nie ma ich tylko na Antarktydzie i okolicznych wyspach. Najwięcej różnych gatunków żyje w Ameryce Południowej i wbrew temu, co często o nich myślimy, sowy wolą cieplejsze klimaty. Niektóre mają niewielkie, endemiczne zasięgi oraz populacje, które w najlepszym razie liczą kilkadziesiąt ptaków. Tak jak maleńka wąsówka odkryta w 1976 roku w Peru, którą do tej pory widziała garstka osób w zaledwie trzech lokalizacjach. W tej smutnej kategorii są też syczki złowrogie, stokowe i krótkouche z Komorów, syczek brązowy z Indonezji, pójdźka leśna z Indii oraz wspomniana już sóweczka kasztanowata z Brazylii. Co do płomykówki brunatnej, której całym światem były zagubione w archipelagu Moluki malutkie wyspy Sula, nikt nawet nie ma pewności, czy ona w ogóle jeszcze istnieje. Tymczasem jej kuzynka, płomykówka zwyczajna, zamieszkuje wszystkie kontynenty – oczywiście z wyjątkiem Antarktydy i… być może Australii. (Szczegóły w rozdziale Płomykówka. Sowa z sercem na twarzy). Tuż za nią leci sowa błotna. Za wielkich czempionów możemy też uznać klan puszczyków. Tylko 21 gatunków, za to co najmniej jeden, a często dwa lub trzy z nich znajdziemy niemal w każdym lesie pomiędzy Arktyką i zwrotnikiem Raka. Niektóre wciąż mają kilkumilionowe populacje, co dzisiaj zdarza się tylko największym szczęściarzom. Sowy, jak to drapieżniki, nigdzie nie są częste, ale na tle innych ptasich rodzin mają się stosunkowo dobrze. Najwyraźniej w świecie zdominowanym przez dziennych z natury ludzi wybór nocnego życia okazał się dobrą strategią na przetrwanie. Wydaje się, że przynajmniej dopóki nie zabetonujemy całej Ziemi i nie wytrujemy wszystkiego, co na niej żyje, mądre sowy znajdą dla siebie dość jedzenia i dalej będą pohukiwać z mroków nocy.

Nie bez znaczenia jest fakt, że różne sowy zajmują bardzo różne siedliska i krajobrazy. To po części tłumaczy też wielkie zróżnicowanie ich wagi i rozmiarów. Ważący cztery i pół kilograma puchacz japoński jest ponad 100 razy cięższy od maleńkiej kaktusówki z południowego zachodu Ameryki Północnej. Kaktusówka wygląda jak każda typowa sowa, tyle że w miniaturze. Nic dziwnego, że w anglojęzycznej literaturze nazywają ją elfem, Elf Owl. Przy średniej wadze 40 gramów i wielkości najwyżej wróbla nie pozostało jej nic innego jak zamiast na gryzonie polować na owady i pajęczaki. Musi tylko pamiętać, żeby chwytając skorpiony, najpierw pozbyć się ich kolca jadowego. Przy jej rozmiarach sama musi mieć się cały czas na baczności. Kaktusówka ma przy tym nerwy ze stali. Gdy wpada w zęby jakiegoś drapieżnika, bardzo przekonująco udaje martwą, a kiedy ten zluzuje uścisk – ucieka!

Bycie sową, dużą czy małą, przeważnie oznacza widzenie w ciemnościach, słyszenie tego, czego nikt inny usłyszeć nie może, i bezgłośne poruszanie się. Trzy cechy, które składają się na definicję typowej sowy oraz tworzą jej ekologiczne USP, Unique Selling Proposition. Pozwoliły one też sowom zająć wolną od konkurencji (innych skrzydlatych drapieżników) niszę – noc.

Podobnie jak słonie czy nosorożce, hieny i kojarzone dzisiaj z Afryką wielkie koty żyły kiedyś w Europie, w klimacie podobnym do obecnego. Najdłużej przetrwały lwy, które jeszcze w czasach greckich można było spotkać na Bałkanach, a na Bliskim Wschodzie zostały eksterminowane dopiero w średniowieczu.

Popularny anglojęzyczny zwrot, który dosłownie znaczy miłość i nienawiść, a którym opisuje się burzliwe związki oparte na przeciwstawnych uczuciach.

Gdy na Ziemi pojawili się pierwsi ludzie, ptaki były na niej już od jakichś 150 milionów lat. Ponieważ rozwijaliśmy się z przyrodą w tle, ptaki oraz inne dzikie zwierzęta i krajobrazy stały się częścią naszej tożsamości gatunkowej – są wpisane w ewolucyjne DNA człowieka. To tłumaczy naszą potrzebę kontaktu z przyrodą (współcześnie coraz bardziej ignorowaną) oraz jej tonizujące i lecznicze oddziaływanie na nas.

Dla ułatwienia krótka powtórka z systematyki na przykładzie dwóch gatunków – puchacza i człowieka. Obydwa należą do domeny komórkowców (eukariota), królestwa zwierząt, typu strunowców i podtypu kręgowców. W tym miejscu wspólny do tej pory konar genealogiczny się rozwidla. W przypadku puchacza wygląda on tak: gromada ptaki, rząd sowy, rodzina puszczykowate, rodzaj puchacze (Bubo), gatunek puchacz (zwyczajny) (Bubo bubo), z co najmniej 16 podgatunkami. A u człowieka tak: gromada ssaki, rząd naczelne, nadrodzina małpy człekokształtne, rodzina człowiekowate, rodzaj ludzie (Homo), gatunek człowiek rozumny (Homo sapiens).

Okres wielkiego rozkwitu jakieś grupy systematycznej – intensywnego podziału na rodziny, rodzaje i gatunki – nazywa się radiacją.

Znajdowanie szczątków kopalnych ptaków i tym samym ich badanie jest bardzo trudne. Ptaki są ewolucyjnie stosunkowo młode, a do tego ich pneumatyczne, częściowo wypełnione powietrzem kości łatwo się kruszą i są chętnie zjadane przez różne drapieżniki i wszystkożerców, takich jak chociażby niektóre gryzonie. Paleontolodzy mówią, że nawet ryby lepiej się przechowują w archeologicznych pokładach.

Lista ta jest autoryzowana i systematycznie aktualizowana przez Międzynarodowy Komitet Ornitologiczny. Ostatnio organizacja ta zmieniła nazwę na International Ornithologists’ Union, ale w powszechnym użyciu ciągle jest skrót ICO – International Ornithological Committee.

Jeszcze 30–40 lat temu wśród systematyków dominowały tendencje redukcjonistyczne. W efekcie wiele taksonów wcześniej uznawanych za gatunki zaczęto traktować jako podgatunki. Obecnie przeważa myślenie odwrotne, które znajduje poparcie w badaniach genetycznych, ale nierzadko pozostaje w kontrze do utartych przekonań i podręcznikowych tradycji.

Dzienne drapieżne też nieczęsto krzyżują się między sobą. Z kolei na drugim biegunie są gorącokrwiste wróblaki, przede wszystkim pokrzewkowate. Do międzygatunkowych mezaliansów często dochodzi też u kolibrów i kuraków. W rodzinie głuszcowatych, do której oprócz głuszców należą cietrzewie, pardwy i jarząbki, sięgają one aż 20 procent. Rekordziści to kaczkowate – około 40 procent. W przyszłości możemy się spodziewać ciągłego wzrostu międzygatunkowych krzyżówek. Zmiany klimatu, zanik siedlisk, kurczenie się populacji i mniejsza w związku z tym dostępność typowych partnerów – wszystko to prowadzi do znoszenia kolejnych barier i wzrostu hybrydyzacji.

Konwergencja może dotyczyć również gatunków genetycznie bardzo odległych, na przykład delfinów, fok i pingwinów (gdy znajdują się pod wodą). Jest też zjawisko odwrotne – dywergencja, kiedy to genetycznie bliskie sobie gatunki wiodą różny tryb życia w różnych biotopach (siedliskach) i wyglądają zupełnie inaczej. Na przykład słonie i góralki, które wyglądają jak przerośnięte chomiki!

Ptasie drzewo genealogiczne okazuje się dużo bardziej skomplikowane, niż myśleliśmy, i odkąd nauczyliśmy się dekodować DNA, nie przestaje zaskakiwać, wywracając do góry nogami utrwalone przez lata przekonania.

Czyli takie, które w swoim występowaniu ograniczają się do jednego tylko kraju, niewielkiego regionu lub miejsca. Łatwo się domyślić, że najwięcej gatunków endemicznych żyje na różnych izolowanych wyspach.

USP możemy przetłumaczyć jako wyróżniającą cechę produktu – coś, czego nie mają inne podobne towary lub usługi, a co z reguły jest mocno akcentowane we wszelkich działaniach marketingowych.Uszatka. Sowa typowa

GDZIE SZUKAĆ?

Najlepiej w serbskim miasteczku Kikinda, światowej stolicy sów, gdzie każdego roku setki uszatek przylatują na zimę. U nas również zdarzają się zimowe sejmiki uszatek, ale w najlepszym razie gromadzą kilkanaście ptaków. Mieszkając w sąsiedztwie gęstych zadrzewień albo spacerując w parku lub lesie, warto zwracać uwagę na zachowania drobnych ptaków, które gromadnie i w stanie na skraju histerii rzucają się na każdą napotkaną sowę. Uszatki są szczególnie narażone na ich ataki, bo za dnia przesiadują na drzewach zamiast ukrywać się w dziuplach, grotach czy budynkach, tak jak na przykład puszczyki.

CZEGO WYGLĄDAĆ?

Nieruchomego obiektu wysoko na gałęzi, zwykle tuż przy pniu drzewa. Uszatka wygląda jak nasze wyobrażenie sowy: pokryta szaro-brązowymi, wzorzystymi piórami, wyprostowana, z dużą głową, sterczącymi uszami i wielkimi pomarańczowymi oczami, które nie mogą się nadziwić, że właśnie zostały zdemaskowane. Jedyne, co się nie zgadza, to wielkość. Spodziewaliśmy się mitycznego kolosa, a widzimy ptaka wielkości dużego gołębia! Jej długie, sztywne i rytmicznie poruszające się skrzydła przeważnie pracują od linii ciała w dół, co sprawia, że uszatka w locie wygląda jak nakręcana, mechaniczna zabawka. Poluje z powietrza. Metodyczna i skupiona, niczym porządny księgowy, przesuwa się nad swoim zagonem w tę i z powrotem, pas po pasie. Bywa, że zatrzymuje się w powietrzu i zawisa w jednym punkcie, żeby zweryfikować ukrywający się w trawie cel.

CZEGO NASŁUCHIWAĆ?

Uszatki odzywają się chyba najrzadziej spośród wszystkich naszych sów. Mają ku temu ważne powody – puchacze i puszczyki. Wołania terytorialne to stłumione, jednosylabowe „buuu” albo „huuu”. Przypominają rytmiczne dmuchanie w butelkę. Samice odzywają się, jakby cichutko grały na liściu. Ich partnerzy jeszcze wibrują i klaszczą skrzydłami w czasie pokazów lotniczych, których my jednak nie możemy podziwiać, bo odbywają się pod osłoną nocy.

Uszatka jest po puszczyku najliczniejszą z naszych sów, z populacją szacowaną na 8 do 25 tysięcy par lęgowych. Nocami prześladowana przez inne sowy, a w ciągu dnia przez dzienne szponiaste i ptasią drobnicę, zwykle zachowuje się bardzo dyskretnie i trudno ją wytropić. Dużo łatwiej można zaobserwować ją na zimowych sejmikach, kiedy to w środku dnia na jednym drzewie może odpoczywać nawet kilkadziesiąt ptaków.

Uszatki, nazywane też kiedyś sowami uszatymi, zamieszkują pół świata: od Maroko, europejskich wybrzeży Atlantyku i Skandynawii, aż po wschodnie krańce Rosji, Chin i Korei oraz Japonię i Amerykę Północną. Ptaki z północnych areałów migrują na zimę nawet cztery tysiące kilometrów. Często mają też zupełnie inne pomysły na życie niż te z Francji czy Polski. I tak fińskie uszatki to w 80 procentach nomadzi, którzy wracając z zimowisk, osiedlają się tam, gdzie akurat obrodziły norniki. Nasze są przeważnie wierne swoim tradycyjnym rewirom i nawet jeśli opuściły je na zimę, wracają do nich z początkiem nowego sezonu. Na zimowiska też latają w te same miejsca.

Ulubiony krajobraz uszatki to świetliste lasy i duże śródleśne polany. Mozaika pastwisk, łąk, pól i zagajników, stare parki, sady i ogrody. Drzew uszatki potrzebują pod gniazda oraz jako bezpiecznych grzęd. Wśród traw i ziół łowią swoje ulubione gryzonie, które wypełniają nawet 98 procent ich diety. Przeważają norniki, w dalszej kolejności są nornice, myszy i szczury. Reszta to drobne ptaki, żaby, jaszczurki i duże owady.

Uszatki z jakichś powodów są najczęściej zabijanymi sowami, tak przez większe kuzynki, jak i przez dzienne ptaki drapieżne. Nie pomaga im ani nieskończona zmienność barw i wzorów na piórach – od bardzo jasnych, płowoszarych, do głęboko kasztanowych, prawie czarnych – ani opanowana do perfekcji sztuka kamuflażu i charakteryzacji. Być może wiele ryzykują, nie korzystając z dziupli czy podobnych kryjówek. A może przeciwnie? Unikają ich, bo gdyby zajrzał tam jakiś puszczyk, przytulna dziupla mogłaby się zamienić w śmiertelną pułapkę? Niezajęte niczym uszatki najchętniej zaszywają się w gąszczu gałęzi, mając przy tym szczególną słabość do drzew iglastych i zimozielonych bluszczów. Swoje dzieci wychowują w dobrze ukrytych gniazdach innych ptaków. Najbardziej lubią te po srokach, wronach i sójkach. Chętnie zajmują też wystawiane dla nich kosze wiklinowe. U nas pierwsze jaja pojawiają się w marcu lub kwietniu, choć wzdłuż zachodniej granicy mogą zdarzyć się już pod koniec lutego. Składane są co 2–3 dni, w liczbie 1–10, najczęściej jednak 4 lub 5. Uszatki są bardzo wrażliwe na niepokojenie i wiele z nich porzuca gniazda nawet po rozpoczęciu wysiadywania. Inkubacja, która zajmuje 25–30 dni, oraz ogrzewanie piskląt to zadania samic, które tylko czasami zastępują niektóre samce. Najstarsza znana nam uszatka przeżyła 27 lat i 9 miesięcy, ustanawiając tym samym oficjalny rekord długowieczności wszystkich sów. (Następny był pewien puchacz wirginijski z wynikiem 27 lat i 7 miesięcy).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: