- W empik go
Nocne rozmowy - ebook
Nocne rozmowy - ebook
Dlaczego więc bywa tak, że kiedy ją już znajdziemy, nie potrafimy docenić jej wartości? Wierność zastępujemy zdradą, czułość – obojętnością, a szacunek – pogardą. O tym, jak skomplikowane potrafią być relacje damsko-męskie, opowiadają historie dziewięciu kobiet i dziewięciu mężczyzn, przedstawione w książce „Nocne rozmowy”. Inspirowane ponadczasowymi lirykami Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej opowieści M.J. Słabosz udowadniają, że warto dzielić się swoimi emocjami, rozmawiać o nich i próbować dotrzeć do ich źródła. To idealna lektura do refleksji nad uczuciami i próby zrozumienia własnego życiowego scenariusza.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-584-6 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mam na imię Sylwia i podjęłam radykalną życiową decyzję w jedną z tych pochmurnych, wietrznych niedziel w listopadzie, zdolnych do pogrążenia człowieka w melancholii. Słuchałam odgłosów silnego wiatru uderzającego bezlitośnie w okna, pochylającego drzewa, z furią unoszącego resztki liści z podłoża w ogrodzie. Sytuacja na zewnątrz na pewno miała wpływ na mój nastrój. Małżeństwo z Pawłem mogłam porównać do pogody – po gorącym lecie przyszła jesień z niskimi temperaturami, a potem mroźna zima. Mój związek odzwierciedlał te zmiany – po gorącym uczuciu przyszło przyzwyczajenie i rutyna, a w ostatnich miesiącach obojętność oraz brak zainteresowania. Fakt ten był bardzo smutny, bo czułam, że z partnerki zamieniłam się w niedogodność. Wietrzny poranek zdawał się idealny do kontemplowania związku małżeńskiego, nie zapowiadał jednak dramatycznego finału.
Siedziałam przy kuchennym stole i czytałam gazetę. Moją uwagę przykuł artykuł o nowo wyremontowanym hotelu w Gdyni, majestatycznie stojącym na wzgórzu i dumnie spoglądającym w stronę morza. Dołączone zdjęcia miejskiej plaży sprowokowały marzenia. Wyobraziłam sobie gorące promienie słońca, penetrujące moje ciało usadowione na leżaku, takim jak na fotografii w gazecie, chłodzone lekką bryzą. Nagłe potrzeby relaksu, opalania się i pływania w morzu, czucia ciepłego piasku pod stopami, zapachu i smaku morskiej wody wywołały uśmiech na moich ustach. Bardzo lubiłam Bałtyk, jego plaże, piękne nadmorskie miejscowości, a szczególnie podziwiane Trójmiasto. Mój mąż, Paweł, przecież uwielbiał Sopot. Może powinnam zrobić rezerwację już teraz i zaplanować podróż w sierpniu? – pomyślałam. Ale jak szybko narodził się ten pomysł, tak szybko zgasł. Nie miałam pewności, czy mój mąż mógłby zainteresować się planami wakacyjnymi. Był taki zajęty, a ja nie podróżowałam sama. Po otworzeniu oczu powróciłam do smutnej rzeczywistości, do niedokończonej, zimnej już kawy i weekendowej gazety.
Przez okno w kuchni widziałam ogród, kiedyś nasza duma i ambicja, zaprojektowany przeze mnie w dość unikalny sposób. Po lewej stronie powstał ogródek warzywny. Grządki były podniesione i żyzną ziemię wsypałam do cedrowych wysokich skrzynek. Dzięki temu z łatwością mogłam je plewić, nie musiałam się schylać czy klękać. Paweł posadził ozdobne krzewy z tyłu ogrodu, aby oddzielić się od wścibskiego sąsiada, a prawa strona i centralna część działki przeznaczone były na rozrywkę i konsumpcję. Tam też stała jego duma – nowoczesny, profesjonalny grill zakupiony i przysłany z Nowego Jorku.
Biały baldachim ustawiony w centrum ogrodu chronił nas przed słońcem, a długi drewniany stół i osiem wiklinowych krzeseł pozwalały na przyjmowanie gości oraz serwowanie grillowanych dań. Jeszcze rok temu, w każdy weekend, ktoś ze znajomych się zjawiał i gościliśmy go w ogrodzie. Jedliśmy przygotowywane przez Pawła posiłki, piliśmy wino i często rozmawialiśmy do rana. Tegoroczne lato było inne. Nie używaliśmy grilla, a stół i krzesła stały przykryte specjalnymi wodoodpornymi pokrowcami.
Rok temu o tej porze Paweł, ja i nasza sprzątaczka Ania przygotowywaliśmy sprzęt ogrodowy do zimowego snu. Mąż przyrządzał ostatni raz w sezonie łososia z jarzynami. Zachwycona Ania stwierdziła, że powinien to robić zawodowo, a on uśmiechnął się zadowolony z komplementu. Zdałam sobie sprawę, że wspomnienie wspólnej kolacji, sprzątania ogrodu i zakładania pokrowców to był ostatni szczęśliwy moment z Pawłem. Pamiętałam śmiech przy zamiataniu liści, które fruwały nad naszymi głowami, polewanie się wodą przy myciu kaflowej podłogi w ogrodzie i celebrację zakończenia sezonu czerwonym winem w kuchni. Paweł jak zwykle był szarmancki i obsługiwał nas z manierami idealnego gospodarza.
Po tamtym weekendzie wszystko się zmieniło. Przyszła zimna jesień, mąż stał się zamyślony i nieobecny, a Ania nagle zwolniła się z pracy, zostawiając mnie ze wszystkimi domowymi obowiązkami.
Zajęci pracą nie zauważyliśmy, iż wiosna i lato minęły szybko, i co było interesujące, Paweł nie grillował w minionym sezonie, bo nie miał czasu. Jego ukochany grill stał przykryty pokrowcem, na którym zebrała się gruba warstwa kurzu. Skupiłam się na swoich grządkach, na których, jak co roku, posadziłam jarzyny, a po ich zebraniu ogród wydawał się opuszczony. Tylko wrzos nieśmiało wychylał się ze skrzynek na oknie.
*
Tamtego ranka Paweł musiał pojechać do klienta. Bardzo pragnęłam, aby niedziela była dla nas dniem rodzinnym, jak kiedyś i żeby mój mąż siedział teraz ze mną w kuchni. Jeszcze rok temu lubiliśmy te niedzielne poranki. Popijając kawę i czytając gazetę, wymienialiśmy opinie i tworzyliśmy plany. Moje samotne niedzielne poranki stały się jedną z wielu zmian w naszym życiu. Praktycznie przestaliśmy ze sobą rozmawiać, poza wymianą zwrotów grzecznościowych nie dzieliliśmy się wrażeniami, jak robiliśmy to kiedyś. Nie śmialiśmy się razem, nie podróżowaliśmy, choć przyrzekliśmy sobie wyjeżdżać dwa razy w roku. Nie wychodziliśmy do znajomych, którzy przestali dzwonić. Czułam się bardzo samotna, bo mojego zajętego męża do końca pochłonęło projektowanie domów i wnętrz. Twierdził, iż jego własny biznes rósł w szybkim tempie, więc musiał być dyspozycyjny dla nowych klientów. Zdawałam sobie sprawę, że Paweł miał rację; znałam go tak dobrze i wiedziałam, że praca dla niego była nie tylko obowiązkiem, ale przede wszystkim pasją. Ufałam mężowi i wspierałam go, bo na takiej postawie opierało się moje małżeństwo. Dlatego nie chciałam się naprzykrzać. Pomimo rozumienia faktów, byłam przygnębiona.
Początkowo postanowiłam przeczekać ten trudny okres dla nas obojga – zdobywania przez męża nowych klientów i mojej wspomagającej roli. Ale wiele miesięcy później zdałam sobie sprawę, że ten brak czasu stał się rutyną, a mój mąż oddalał się ode mnie emocjonalnie. Martwiłam się, pragnęłam podzielić się swoimi odczuciami, ale obawiałam się reakcji męża. Stał się taki obojętny i niezaangażowany. Odkładałam więc tę rozmowę i czekałam na odpowiedni moment, na odrobinę jego uwagi. Wiedziałam, że moje prośby mogły się spotkać z jego ulubioną ripostą: „chyba żartujesz?” – którą wyrażał swoje zdziwienie moim pytaniem. Jakby moje życzenie nie miało sensu, jakby komplikowało jego życie i kreowało problemy. A on ich nie tolerował, tak jak nie znosił konfrontacji. Paweł miał nieskazitelne maniery. Był elegancki w sposobie, w jakim się prezentował: dystyngowany, przystojny erudyta z obyciem gentlemana. Szykowny i pewny siebie, łatwo zdobywający serca kobiet i przyjaźnie mężczyzn. Nigdy nie wdawał się w ostre dyskusje ani nie podnosił głosu, w konfliktowych sytuacjach zachowywał zimną krew. Dlatego otaczało go wielu znajomych, ludzie lgnęli do niego, lubili go i szanowali.
W świecie Pawła nie było miejsca na kłótnie czy konfrontacje, według niego tylko ordynarni ludzie tak się zachowywali. Kulturalni milczeli, a emocjonalnie zabarwione sytuacje lekceważyli. Drażliwe tematy ignorowali, stawały się zatem niestotne. Milczałam więc, tłumiąc w sobie frustrację i niezadowolenie, bo aprobatę i akceptację męża stawiałam ponad swoje potrzeby. Kochałam go i nie wiedziałam, kim mogłam być bez niego.
Ale ostatnie miesiące pożycia z Pawłem sprawiły, że zaczęłam dostrzegać dysharmonię między tym, co czułam, a tym czego doświadczałam. Coraz częściej kwestionowałam charakter i demaskowałam prawdziwą naturę męża. Pod płaszczykiem kultury i galanterii kryły się kontrola, twarde zasady i tendencja do manipulacji. Wrażliwa na nastroje Pawła zaczęłam mocniej przeżywać momenty, kiedy okazywał niezadowolenie tym swoim milczącym krytycyzmem. Wykazywał brak zainteresowania moją osobą i sprawami domowymi. Wydawało mi się, że to ja stałam się nieistotna dla niego, z partnerki obniżona do rangi Ani, sprzątaczki niezbędnej, ale uprzejmie ignorowanej. Zmiany w traktowaniu mnie nie szły jednak w parze z oczekiwaniami.
Mój mąż mnie ignorował, ale nadal wymagał ode mnie przygotowywania czystych koszul, garniturów i butów, dobrze zaopatrzonej lodówki i smacznej kolacji. Sam nie angażował się w prowadzenie domu, ale dokładnie wiedział, jakiego serwisu oczekuje. Miał bardzo wysokie standardy, jeżeli nie spełniłam wymagań, nic nie mówił, po prostu milcząco odsuwał talerz, wrzucał czystą koszulę z brakującym guzikiem do kosza na brudną bieliznę, zdejmował niedopastowane buty. Tylko w jego oczach widoczne były niezadowolenie i rozczarowanie.
Chcąc zadowolić męża, starałam się jeszcze bardziej. Czułam się jak te psiaki w schronisku, które cieszyły się z każdego dotyku, słowa, przytulenia. Paweł w tym zakresie był bardzo oszczędny, a mnie cieszyła najmniejsza nagroda – jego uśmiech, pocałunek, dobre słowo. Ale w ostatnich miesiącach nic nie sprawiało mu przyjemności, niezadowolenie miał przyklejone do twarzy, zapomniał, jak się do mnie uśmiechać, jak ze mną rozmawiać. Czy to był ten sam mężczyzna, który zawrócił mi w głowie? Musiał być. Lecz ja, zaślepiona uczuciem, ignorowałam jego prawdziwą naturę. Nowy układ z mężem sprawiał mi wiele bólu. Starałam się zrozumieć tę zmianę i zaczęłam analizować swoje zachowanie. Szukałam w sobie przyczyn, chyba jak każda normalna kobieta zaczęłam od samokrytyki. Czy stałam się nudną partnerką dla tego wymagającego mężczyzny? Czy faktycznie był tak przemęczony, że nie miał już ochoty ze mną rozmawiać? Paweł zbywał moje pytania, tłumacząc się właśnie pracą i zmęczeniem. Każdego wieczoru wchodził do swojego domowego biura i zamykał drzwi, a kiedy po północy przychodził do sypialni, kładł się cicho i odwracał ode mnie. A ja czekałam, pragnąc, aby mnie przytulił, tak jak kiedyś. Paweł odgradzał się nie tylko emocjonalnie, ale też fizycznie. Fakt ten był niesamowicie bolesny. Płakałam z żalu za utraconym szczęściem, za niespełnionymi przyrzeczeniami, za miłością, która na moich oczach rozpływała się w obojętności. Czułam się rozgoryczona i zawiedziona.
I wtedy zaczęłam odczuwać bóle głowy i krtani. Po każdej nieprzyjemnej sytuacji z Pawłem cierpiałam na ból głowy. Jednocześnie czułam, jakby mała gula rosła w mojej krtani, blokując prawidłowe przełykanie. Po przejściu specjalistycznych badań zostałam utwierdzona w fakcie, iż ból miał podłoże psychiczne. Smutny był fakt, że nawet mój organizm buntował się na obojętność i nieobecność Pawła. Nie mogłam tak dalej funkcjonować. Musiałam coś zrobić.
*
Właśnie tej listopadowej niedzieli byłam przygotowana na konfrontację z mężem. Pragnęłam odnaleźć dawną siebie w naszym związku, pewną siebie dziewczynę, która gdzieś przez te lata małżeństwa zniknęła, zamknęła się w sobie, chcąc przypodobać się partnerowi. Jak miałam to zrobić? Jakie kroki podjąć, aby nie zapominał, kim byłam i co dla niego znaczyłam? Paweł znał mnie tak dobrze i praktycznie czytał w moich myślach, a przez ostatnie miesiące bezwzględnie wykorzystywał tę zdolność do manipulacji moimi emocjami. Kiedyś, widząc łzy w moich oczach, pytał, przytulał. Teraz ignorował moje nastroje, mówiąc tylko, żebym wzięła się w garść. Chciałam wtedy krzyczeć: „Co się stało z nami? Dlaczego jesteś taki obojętny?!” – ale powstrzymywałam się, wściekła na siebie, że znowu tchórzyłam. Zamykałam się w świecie fantazji i pisałam wiersze, dzięki którym mogłam szczerze przelać na papier swoje przeżycia, ale z czasem nawet ta imaginacja mnie opuściła. Życie w tym dwuwymiarowym świecie bardzo mnie męczyło i w końcu podjęłam decyzję. Chciałam mężowi powiedzieć, że nie mogłam żyć jak samotna kobieta w związku małżeńskim, opuszczona emocjonalnie i fizycznie. Nie mogłam akceptować jego obojętności i marginalizowania mojej osoby. Jeżeli miałam to wykrzyczeć, to na taką reakcję byłam przygotowana. Musiałam nim wstrząsnąć, bez względu na konsekwencje. Chciałam go sprowokować, bo wydawało mi się, że tylko w ten sposób dotrę do niego i uratuję nasze małżeństwo. Jednak z każdą upływającą minutą, zbliżającą mnie do konfrontacji z Pawłem, moja pewność siebie topniała jak lód. Byłam bardzo zdenerwowana, patrzyłam na zegar i czekałam. Kiedy mąż zjawił się wieczorem, bez słowa podałam mu kolację. Jadł w milczeniu, nie silił się na rozmowę, jakby wyczuwał, iż powiem coś ważnego.
– Odchodzę od ciebie – powiedziałam szybko, zdziwiona swoimi słowami. Nie tak planowałam rozpocząć tę rozmowę. Nie wiedziałam, dlaczego właśnie to zdanie przyszło mi do głowy. Ale stało się i teraz czekałam na reakcję. Paweł przyglądał mi się przez chwilę, ale jego oczy nie wyrażały konsternacji, na którą liczyłam. Po długiej chwili odwrócił głowę i nie patrząc na mnie, powiedział cicho:
– Wiedz, że nie ma dla ciebie powrotu, jeżeli opuścisz ten dom.
Jego słowa mnie zaszokowały, wydawały się takie ostateczne, zimne. Czy oczekiwałam, że jednak poprosi, abym została, obieca spędzać więcej czasu ze mną? Czy aroganckie było oczekiwanie widoku nieszczęśliwego mężczyzny, przeprosin, zapewnień? Jego spokój i pewność siebie stały się dowodem na to, że moje słowa nie poruszyły go. W moim przekonaniu każdy kochający mężczyzna tak by właśnie zrobił – starałby się zatrzymać swoją kobietę. I zakochana kobieta takiej reakcji oczekiwała. Niestety, Paweł już mnie nie kochał.
Nagle przeraziłam się. Jak mogłam żyć bez niego? Mój świat kręcił się wokół tego mężczyzny, domu, ogrodu, biura projektowego, które oboje założyliśmy i czułam, że teraz wymykał się spod kontroli. Ale sama byłam sobie winna, bo to ja wznieciłam ten pożar.
Obserwowałam Pawła. Spożywał kolację, nie patrząc na mnie, a jego brak emocji i obojętność wstrząsnęły mną głęboko. Jeżeli miałam odrobinę nadziei, to w tym momencie zdałam sobie sprawę, że moja decyzja stała się nieodwracalna. Mój mąż nie tracił czasu, nie zadawał pytań, nie rozważał przyczyn. Po prostu przyjął do wiadomości fakt, że żona go opuszcza i nie miał nic przeciwko temu.
*
Wynajęłam małe mieszkanie i wyprowadziłam się kilka tygodni później z nadzieją, iż ta separacja pomoże mi odnaleźć siebie, a Pawłowi zatęsknić za mną. Ale wydarzenia potoczyły się w zupełnie innym kierunku. Mąż natychmiast wystąpił o rozwód i w ciągu kilku miesięcy zostałam rozwódką. Paweł przestał kontaktować się ze mną, pozostawiając legalne sprawy swojemu adwokatowi, a inne, bardziej osobiste, nowej sekretarce. Początkowo doznałam szoku. Znane mi do tej pory życie i rutyna drastycznie się zmieniły. Co więcej, czułam się samotna, opuszczona, odgrodzona od mężczyzny, z którym żyłam wiele lat.
Popadłam w rozpacz. Nie mogłam pogodzić się nie tylko z faktem odrzucenia przez męża, ale także z jego obojętnością. Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania. Wydawało mi się, że musiałam mieć jakąś wartość jako kobieta, skoro się ze mną ożenił, wybrał mnie i przyrzekł spędzić resztę swojego życia na dobre i złe, ale słowa nie dotrzymał. I wtedy do głowy przyszła mi myśl – może to ja mu w tym przeszkodziłam?
Spędziłam godziny na analizowaniu mojego związku, rok po roku, miesiąc po miesiącu i z czasem, zapominając o wadach męża, zaczęłam winić siebie. Myślałam, że gdybym miała więcej cierpliwości i pobłażliwości dla niego, to nadal bylibyśmy razem. Przecież oprócz obojętności i braku zaangażowania nie mogłam mu nic zarzucić. Zwłaszcza że sama zgodziłam się na takie życie. Nigdy się nie buntowałam, myślałam tylko o tym, aby zadowolić Pawła. Ostatni rok był dla niego trudny, a ja, zamiast go rozumieć, postawiłam całe nasze wspólne życie na ostrzu noża. Ten dumny mężczyzna nie mógł inaczej zareagować.
Pragnęłam cofnąć czas i znowu znaleźć się w mojej kuchni, w tę listopadową niedzielę i nic nie mówić, dzielić ciszę z Pawłem. Pewnie zmęczony tego milczenia potrzebował, a ja wszystko zepsułam.
Minął prawie rok od rozwodu. Czy istnieje możliwość, że byłby zadowolony, gdyby mnie zobaczył? Może tęsknił za mną? Nie kontaktował się ze mną z obawy przed moją reakcją? – te myśli podnieciły mnie. Niewinna wizyta nie byłaby zobowiązująca, ale mogła zaspokoić moją ciekawość. I ta refleksja zmobilizowała mnie do działania.
*
Pojechałam autem do Pawła i znalazłam parking tuż pod jego domem. Uśmiechnęłam się, bo to był dobry znak. W tej dzielnicy trudno zaparkować bez względu na porę dnia. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Byłam bardzo zdenerwowana, ale też podniecona możliwością spotkania z Pawłem. Zapukałam, po kilku minutach drzwi otworzyły się i na progu stanęła młoda kobieta. Bardzo dobrze ją znałam. To była Ania, nasza sprzątaczka, która przychodziła do nas w każdą sobotę. Zrezygnowała z pracy ponad dwa lata temu, ale widocznie Paweł potrzebował jej do prowadzenia domu, kiedy mnie zabrakło. Uśmiechnęłam się i chciałam się przywitać, ale Ania nie tylko nie przyjęła podanej dłoni, ale zagrodziła mi drogę. Ze złością w głosie powiedziała:
– Paweł ci chyba jasno powiedział, że nie chce cię znać. – Widząc szok w moich oczach, z uśmiechem na twarzy i z satysfakcją w głosie, dodała: – Ja już tu nie sprzątam, ja jestem teraz panią tego domu! – I zatrzasnęła drzwi.
Stałam pod drzwiami totalnie zszokowana, starając sie powiązać fakty. Jeszcze niedawno to był mój dom. Teraz należał do Ani. Niewyobrażalne uczucie upokorzenia i zawodu sprawiły, iż odwróciłam się i zaczęłam biec. Chciałam, aby ból w nogach dorównał temu w sercu. Pragnęłam oddalić się od tej przewrotnej kobiety i tego domu. Kiedy w końcu stanęłam, poczułam, jakby moje płuca zapłonęły ogniem.
Nagle wszystko stało się jasne. Kobieta, która przychodziła sprzątać dom, sprzątnęła też mojego męża. Ten kulturalny, elegancki i inteligentny mężczyzna, który w moich oczach był ideałem, zdradzał mnie. Myśl, że Paweł mógł mieć kochankę nigdy nie przyszła mi do głowy. Cóż za naiwność… Wydawało się to niemożliwe. A jednak pomyliłam się – ten ideał był wyrafinowanym oszustem. Doprowadził moje życie do ruiny, aby zamieszkać z inną kobietą, a ja pomogłam mu swoim odejściem. W obliczu jego zdrady, cokolwiek bym zrobiła, nie mało znaczenia. Mój mąż miał kochankę, a ja stałam się niepotrzebna i niewygodna.
Przypomniałam sobie wieczór, kiedy zdesperowana brakiem jego zainteresowania seksem włożyłam czarną, elegancką, nocną koszulę, aby wyglądać atrakcyjnie. Paweł mnie odrzucił, powiedział coś o zmęczeniu i odwrócił się. Teraz stało się oczywiste, że przestał interesować się współżyciem ze mną. Z łatwością mógł mnie urazić, przecież dla niego już się nie liczyłam – serce i ciało oddał innej kobiecie. Miesiące agonii i rozważań zdały się na marne.
W pewnym momencie odurzyłam się emocjami, bólem zdradzonej, porzuconej i wyproszonej żony. W pamięci miałam lata spędzone na staraniach, aby zadowolić Pawła. Żyłam w nieświadomości, kim tak naprawdę był ten mężczyzna, który spał obok mnie, dzielił ze mną życie. Zadawałam sobie pytanie, czy Ania była pierwszą kochanką, czy może miał inne romanse. Oczywiste stało się, iż moje małżeństwo było jednym wielkim kłamstwem, wielką inscenizacją wyreżyserowaną przez męża, w której ja odgrywałam tylko drugoplanową rolę. Chciałam krzyczeć, rwać włosy, tupać nogami jak dziecko, bo tak bardzo bolała mnie ta zdrada. Ale czy było warto?
I nagle pod tymi dramatycznymi emocjami coś we mnie zaskoczyło. Mój mózg zaczął ostro pracować i pozwolił mi na racjonalną ocenę sytuacji. Zdałam sobie sprawę, że znałam prawdę, ale detale już były dla mnie nieistotne. Odejście od Pawła dało mi przecież niezależność, wolność w podejmowaniu decyzji i satysfakcję z samej siebie, bez czekania na nagrody i pochwały. Zaczęłam doceniać swoje osiągnięcia, cieszyć się nimi, sama, bez ciągłej kontroli i życia pod dyktando mężczyzny. Z bezsilnej, zdradzonej przeistaczałam się w dumną i pewną siebie kobietę, taką jaką zawsze byłam.
Dlaczego wcześniej tego nie zrozumiałam? Czy dopiero ta konfrontacja z Anią uświadomiła mi własną wartość? Byłam niezależną kobietą, nie potrzebowałam opiekuna. Podniosłam głowę i w tym momencie auto Pawła zatrzymało się tuż przede mną. Paweł wysiadł i podszedł do mnie. Z ciekawości szukałam jakichś emocji w jego czarnych oczach, ale widziałam tylko rozdrażnienie. Wtedy zaczęłam się histerycznie śmiać – z niego, z Ani, z siebie. Cała ta sytuacja wydała się nagle komiczna, jak w hiszpańskiej telenoweli. Jego oczy zmieniły się. Dostrzegłam w nich szok i po raz pierwszy wściekłość. Nie mógł znieść mojej reakcji, bo zobaczył pogardę i drwinę. Dokładnie wiedział, dlaczego się śmiałam. Wywołanie reakcji nienawiści u tego zrównoważonego mężczyzny sprawiło, że poczułam satysfakcję. Odwróciłam się, podniosłam dumnie głowę i szybkim krokiem odeszłam od zaskoczonego Pawła. Krzyknął jeszcze za mną, że jestem wariatką, niezrównoważoną, ale obelgi tego mężczyzny już mnie nie dotyczyły. Poczułam ulgę i spokój. Gula w mojej krtani zniknęła i zaczęłam z łatwością przełykać.ANTEK
Jestem notorycznym kochankiem. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem o tym, nie zdawałem sobie sprawy, że tak mnie oceniała własna żona. Kobieta ta przez trzydzieści lat małżeństwa milczała, nie narzekała, nie konfrontowała ze mną, po czym obwieściła wszystkim: „mój mąż notorycznie mnie zdradzał”. O tej opinii dowiedziałem się przypadkiem, z gazety, a nie od niej samej. Bożenka nie należy do kobiet, które zwierzają się swoim mężom, nie narzekają werbalnie, swoje niezadowolenie okazują mimiką, ruchami ciała i rolowaniem oczu, co, szczerze mówiąc, doprowadza mnie do szału. Jednak w tym przypadku swoje najskrytsze uczucia i niezadowolenie z mojego postępowania przelała na papier.
Przez te wszystkie lata spędzone z Bożenką przyzwyczaiłem się do niej, jej oszczędnego trybu życia, graniczącego ze skąpstwem i traktowania mnie jak niewygodnego lokatora. Moja żona wydawała pieniądze tylko na praktyczne i niezbędne rzeczy. Zdziwiłem się więc, gdy ostatnio na półce w łazience zobaczyłem cztery słoiki nowych kremów obok małej tubki kremu Nivea, którego do tej pory używała. Moja żona dba o siebie, ale odkąd pamiętam, stosowała jeden krem na noc i na dzień. Nieraz widziałem, jak masuje twarz i szyję i nakłada jakieś zielone maseczki, ale zaskoczyły mnie nowe produkty, zwłaszcza że wyglądały na drogie. Dwa duże, różowe słoiki z półokrągłymi zakrętkami i dwa wysokie, niebieskie, patrzyły na mnie co rano. Kiedy zapytałem żonę o nie, odpowiedziała, że były prezentem od magazynu „Uroda” za list, który napisała i wysłała do redakcji.
Zostawiłbym całą sprawę bez dochodzenia, ale Bożenka zaczęła dziwnie się zachowywać. Więcej czasu spędzała u swojej siostry, częściej wychodziła z nią do kina, zapisała się na jogę i kurs prawa jazdy. Te jej wyjścia mnie nie obchodziły, miałem ciszę w domu, ale to, że zapisała się na kurs i chciała nauczyć się jeździć autem, to było dla mnie za dużo. Nie miałem zamiaru dzielić się moją nową mazdą z początkującym kierowcą.
Po rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że zmiana w zachowaniu mojej żony zaczęła się od tych kremów, które widziałem teraz codziennie na półce w łazience. Nie mogłem się spokojnie golić, bo tak mnie wkurzały. Czy miały jakiś składnik „niezależności”, który spowodował te wszystkie zmiany?
Bożenka ciągle przechodziła na jakieś diety i robiła sobie niskokaloryczne dania, które przyprawiały mnie o mdłości. Ale i to się zmieniło – zaczęła chodzić z siostrą do restauracji na kolacje i pić kawę rano przed wyjściem do pracy. To ja przez wszystkie lata znosiłem jej uszczypliwe uwagi o szkodliwości małej czarnej i wyższości zielonej herbaty po to, by ona teraz parzyła moją ulubioną kawę? Postanowiłem zrobić dochodzenie.
Najpierw zapoznałem się z tym babskim magazynem „Uroda”. Kupiłem go i zacząłem przeglądać. Moja sekretarka spojrzała na mnie pytająco, ale odpowiedziałem szczerze, że badam sprawę. Mam małą firmę detektywistyczną i ochroniarską, więc robienie researchu należy do mojej codziennej pracy.
Współpracownica zostawiła mnie w spokoju i zacząłem wertować strony, aby w końcu znaleźć sekcję gazety: Listy od Czytelniczek. Redakcja prowadziła konkurs – za najbardziej interesujące listy o pożyciu małżeńskim zwyciężczynie miały otrzymać zestaw kremów firmy Biotherm – te same, które dostojnie stały w mojej łazience. Zielone światełko zapaliło się w mojej głowie. Czyżby Bożenka napisała list do redakcji? Co ona tam nabazgrała? Wiedziałem, że nie umiała tworzyć pięknych wypracowań, więc tylko treść listu mogła pomóc jej zdobyć nagrodę.
Wpadłem na trop. Zamówiłem wszystkie numery „Urody” z całego roku i cierpliwie czekałem na ich dostawę. Po tygodniu paczka została doręczona. Znalazłem list mojej żony – wydrukowano go w styczniu. Nie byłem wkurzony, ale zawiedziony nią i tym, co napisała. Zrobiło mi się przykro na myśl o całym wspólnym życiu z Bożenką. Jak różnie postrzegaliśmy nasze małżeństwo. Myślałem, że jest zadowolona, nigdy nie skarżyła się, akceptowała mnie takim, jakim byłem. A ja nie należę do ideałów i ona o tym bardzo dobrze wiedziała. Kochałem ją za tę wyrozumiałość, ale w tym momencie byłem szczerze zaskoczony i rozczarowany. Oto jej list:
Jestem mężatką od trzydziestu lat, z mężem mamy syna. Pracuję jako księgowa w dużej korporacji, ale moje życie osobiste jest złożone. Mój mąż notorycznie mnie zdradza, ale nigdy nie odważyłam się, aby skonfrontować jego romanse. Bałam się, że odejdzie. Musiałam myśleć o synu i naszej pozycji społecznej w małym mieście, gdzie wszyscy się znają. Dobrą opinię już raz zepsuł mój ojciec, kiedy od nas odszedł i zostawił moją mamę, mnie i siostrę dla innej kobiety. Nie sposób opisać, jak przeżywałyśmy jego odejście. Do dziś pamiętam szloch matki w nocy, kiedy myślała, że z siostrą już śpimy.
Nie pozwoliła nam o tym mówić. W dzień przybierała odważną i niezależną postawę, dla nas, dla sąsiadów i współpracowników. Udawała, że nic się nie zmieniło w naszej codziennej rutynie, po prostu tato był na delegacji, z której nigdy nie powrócił.
Kiedy po raz pierwszy miałam podejrzenia, że mój chłopak mnie zdradza, chciałam zrobić mu awanturę, ale wybrałam inną drogę. Milczałam jak moja mama i praktycznie zmusiłam do wypełnienia obietnicy, którą złożył cztery lata wcześniej. Obiecał, że się ze mną ożeni. Znałam go dość dobrze i wiedziałam, że ma honor, ambicję i dotrzymuje słowa. Musiałam go zatrzymać przy sobie, tego popularnego, przystojnego chłopaka, który w ciągu czterech lat znajomości zamienił się z nieśmiałego licealisty w pewnego siebie mężczyznę. Natomiast ja, mimo urody, nie byłam specjalnie popularna. To Antek (mój mąż) przyciągał ludzi do siebie jak magnes. I ja chciałam być w jego orbicie. Nie mogłam pozwolić, aby inna dziewczyna zajęła miejsce u jego boku.
Moja intuicja mówiła mi, że Antek zadurzył się w kimś. Ale to ja byłam jego dziewczyną, to ja zainwestowałam w naszą znajomość cztery lata, których nikt mi nie mógł zwrócić. Nie mogłam dopuścić do nowego skandalu rodzinnego. Poza tym, mama ponaglała mnie i przekonywała, że Antek to dobry chłopak, który musiał się wyszaleć. Błagała mnie, abym mu wybaczyła i zapomniała o całej sprawie. Zaprosiłam go na dużą imprezę rodzinną, bo moim celem było przedstawienie mojego chłopaka rodzinie, a także uświadomienie Antkowi, co jest ważne w życiu – rodzina i stabilizacja. Pragnęłam, aby zdał sobie sprawę, że studia się skończyły, a wraz z nimi rozrywkowe życie. Nadszedł czas na poważne decyzje i odpowiedzialne podejście do przyszłości. Po naszej szczerej rozmowie Antek oświadczył się. Ślub kościelny i wesele były prawdziwym wydarzeniem w mieście, ale czułam, że mój mąż był myślami daleko ode mnie. Uśmiechał się, przyjmował gratulacje, całował mój policzek, jednak jego oczy wyrażały smutek. Trudno, jak to się mówi: klamka zapadła i ja zostałam jego żoną. Przeczuwałam, że on mnie już nie kocha tak namiętnie, jak kiedyś, ale to nie miało znaczenia, bo kochałam za nas dwoje. Antek został moim mężem i nikt tego faktu nie mógł zmienić.
Kiedy kilka miesięcy po ślubie wracał do domu późno, wyjeżdżał częściej na delegacje, czułam, że zaangażował się w romans. Świadomie zaszłam w ciążę. Teraz byliśmy związani na zawsze. Po urodzeniu dziecka, szczerze mówiąc, nie chciałam seksu, ale mąż miał potrzeby. Dochodziło między nami do kłótni i przyznaję otwarcie, że było mi na rękę, iż spełniał swoje potrzeby poza naszym łóżkiem. Chciałam, aby był dyskretny, i taki był. Praktycznie od kiedy urodził się syn, mąż przeniósł się do swojego gabinetu i tam sypiał na sofie. Pozwalałam, aby przychodził do mnie od czasu do czasu, ale seks nigdy nie sprawiał mi specjalnej przyjemności, przyznam, że robiłam to dla niego. Nigdy nie konfrontowałam jego przygód, nie chciałam, bo on zawsze wracał do domu, do mnie.
Nie wiem, kiedy minęło trzydzieści lat naszego pożycia. I wtedy pojawiła się Ona. Od razu wiedziałam, że Antek zaangażował się. Żył jak w transie, mało mówił, przesiadywał godzinami nad komputerem, śmiał się do siebie, śpiewał w łazience, jak za studenckich czasów. Sytuacja się pogorszyła, kiedy mi powiedział, że znajomy zaprosił go do Anglii. A więc tam mieszkała, stąd te godziny nad komputerem, w ten sposób się komunikowali.
Nie wiedziałam, co robić, musiałam jakoś przerwać tę znajomość, nie chciałam zostać sama na starość, zostałabym wyśmiana i wzgardzona. Co powiedziałby nasz syn? I tu znalazłam swoją odpowiedź. Antek kochał syna nad życie, chłopaka, który był idealnym jego odbiciem minus zdrady. Nasz syn odwzajemniał uczucie i już dawno postawił ojca na piedestale. Co by się stało, gdyby ojciec od nas odszedł? Jak syn zareagowałby na zdradę? Byłam pewna, że piedestał runąłby w gruzach. Był też kochany wnuczek, Jasiu, z którym Antek spędzał czas, ucząc go pływać i jeździć na rowerze. Jasiu podziwiał i kochał dziadka. Wszyscy trzej spędzali wolny czas razem i wiem, jak dumny był Antek ze swojej rodziny i jak bardzo kochał swoich chłopaków.
Mój mąż musiał zostać uświadomiony o fakcie, że straciłby rodzinę. Widziałam, że cierpiał, schudł, wychodził częściej na spacery, mało mówił, ale nie pojechał do Anglii. Wyjechaliśmy na Majorkę tego lata wszyscy: trzy generacje mężczyzn, dziadek, syn i wnuk, ja i synowa. Czy dobrze zrobiłam? Tak, całe życie znosiłam jego notoryczne zdrady, ale nie odeszłam, żyłam z nim, może obok, ale dałam mu dom i rodzinę, wspólne wakacje i wyjazdy za miasto. Jednego tylko żądałam: chciałam, aby nie odszedł, aby był ze mną, ze swoją żoną. Zawarliśmy pakt i nosimy obrączki na dowód naszego związku. Antek nigdy obrączki nie zdjął, to chyba dowód, że mnie jednak kocha, że nasz związek jest ważny dla niego. Może powinnam mu teraz pokazać, że też mogę być interesująca, bardziej niezależna, próbująca nowych rzeczy, żądna przygód i nowych doznań… Pragnę, aby po tylu latach mój mąż zdał sobie sprawę, że to ja jestem z nim codziennie, wierna i oddana. Wszystko co zrobiłam było dla nas i naszej rodziny, bo dla mnie rodzina to moje życie… Czy to za mało?
Bożena
Siedziałem kompletnie zszokowany. Nie mogłem uwierzyć, że przez te wszystkie lata żyłem z kobietą, której praktycznie nie znałem… Byłem też przerażony swoim tchórzostwem. Tak, miałem przygody i to wiele, kobiety mnie podniecały, ich zapach mnie odurzał. Uwielbiam dobrej jakości perfumy, które działają na mnie spontanicznie – moje lędźwia odpowiadają natychmiast, a ich przedstawiciel staje na baczność. Nie widziałem w tym nic złego, nie wiązałem się z żadną z tych kobiet, obie strony wiedziały, że to tylko seks. Bożenka unikała zbliżeń, tłumacząc się różnymi dolegliwościami, ale ja wiedziałem, że ona po prostu nie lubiła się kochać. Kiedy po moim przeniesieniu się na kanapę nie wyraziła sprzeciwu, uznałem to za przyzwolenie do spełniania moich potrzeb poza łożem małżeńskim. Nikogo nie skrzywdziłem… poza Asią. Kochałem Bożenkę, oczywiście, kiedy poznaliśmy się, ale po czterech latach znajomości moje uczucie trochę się wypaliło. Miałem już kilka doświadczeń z innymi dziewczynami i wtedy spotkałem Asię. Nigdy nie zapomnę uczucia ciepła, kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy. Stała w drzwiach studenckiej stołówki, rozglądając się za wolnym miejscem. Wysoka, bardzo szczupła, o długiej szyi przypominającej łabędzia, zakończonej okrągłą buzią jak u dziecka. Jej włosy były obcięte na pazia i uwypuklały kształt jej twarzy. Miała na sobie czerwony sweter, wąską, czarną spódnicę i wysokie szpilki. Robiła wrażenie zagubionej i kiedy chciałem ją zaprosić do stolika, jakiś rudzielec podszedł do niej i skierował do swojej grupy. Widziałem ją potem na imprezach studenckich, w kinie, w barze. Obserwowałem ją z zainteresowaniem i wiedziałem, że ma słabą głowę do picia. A w tamtych studenckich czasach piło się dużo. Często wychodziła z klubu nad ranem pijana, ale zawsze towarzyszył jej rudzielec. Nie zwracała na mnie uwagi, widziałem, jak tańczyła z innymi chłopakami, piła, śmiała się głośnym, zaraźliwym śmiechem i wyglądała na bardzo intrygującą dziewczynę. Nie podchodziłem do niej, patrzenie na nią sprawiało mi przyjemność. Któregoś razu w klubie studenckim nasze oczy się spotkały i zobaczyłem zdziwienie i zainteresowanie. Zniknęła mi jednak szybko i zobaczyłem ją po kilku godzinach kompletnie pijaną. Rozglądałem się za rudzielcem, ale nigdzie go nie było. Wziąłem pijaną dziewczynę do swojego mieszkania. Kiedy położyłem ją na moim łóżku i rozebrałem, myślałem tylko jedno: Bożenka, Bożenka, Bożenka. Ale jej tu nie było, inna dziewczyna leżała totalnie pijana i totalnie naga w moim łóżku.
To, co wydarzyło się rano, przeszło do historii mojego prywatnego życia. Wtedy nie wiedziałem, że Asia zostanie moją niespełnioną miłością. Następne kilka tygodni to była niezapomniana przygoda, kochanie się, całowanie do utraty tchu, poznawanie, rozmowy, palenie setek papierosów i picie. Ukrywaliśmy się w jej wynajętym mieszkaniu i nawet protesty współlokatorki nam nie przeszkadzały. Kochaliśmy się na starym, skrzypiącym łóżku, nadającym się raczej do muzeum sprzętu domowego, niż nowoczesnego mieszkania. Przynosiłem jej bzy, a ona wkładała je do wazonu i uśmiechała się do mnie, i patrzyła czule tymi czarnymi oczami, w których widziałem pożądanie i uczucie. To uczucie, którego nigdy przed nią i po niej nie doznałem. Wszystkie moje zmysły pracowały przy Asi. Musiałem ją dotykać, całować i kochać, i wchłaniać jej zapach. Pachniała mydłem i delikatnym potem, nieraz seksem i mną, ale ta wspaniała mieszanka mnie oszałamiała. Wtedy o tym nie myślałem, ale były to niezapomniane tygodnie z tą szaloną dziewczyną.
Kiedy w końcu wyszliśmy do ludzi, jak to Asia mawiała, musieliśmy się ukrywać. Oficjalnie miałem przecież dziewczynę, która przebywała na stypendium w innym mieście i nie chciałem się afiszować jeszcze z nową partnerką. I to był mój błąd. Asia instynktownie wyczuła moje niezdecydowanie i odebrała to bardzo emocjonalnie. Znalazła się na pozycji kochanki, a nie dziewczyny, i ja tego nie sprostowałem. Nie wiedziałem, co robić. Zadurzyłem się w Asi, ale ona była trochę szalona, lubiła imprezować, pić alkohol, paliła paczkę dziennie i reprezentowała zupełnie inny styl niż moja totalnie zrównoważona dziewczyna, która nie przepadała za alkoholem, paliła papierosy, ale tylko do towarzystwa, może dwa na tydzień i nie imprezowała. Zamiast tego wolała spędzić wieczór na czytaniu tych swoich magazynów albo zwierzeniach ze swoją jedyną przyjaciółką, własną siostrą. Nie mogłem jej namówić do seksu. Oczywiście dawała mi się pocałować i dotykać, ale nasze stosunki można było zaliczyć do totalnie platonicznych. A ja potrzebowałem więcej. Asia była jak ogień, a Bożena jak ziemia.
Asia pomogła mi podjąć decyzję, bo zaczęła sama chodzić na imprezy i dużo pić. Zerwała ze mną i oświadczyła, że już mnie nie potrzebuje, po czym dzwoniła do mnie pijana i prosiła, abym do niej przyszedł. Kiedy trzeźwiała, przepraszała mnie i wyrzucała za drzwi. Ta emocjonalna huśtawka trochę mnie męczyła, ale byłem zadurzony i nie mogłem jej zostawić.
Wtedy wkroczyła Bożenka. Wróciła ze stażu z ofertą pracy i uznała, że przyszedł czas na spełnienie obietnicy złożonej cztery lata wcześniej. Ale ja byłem już innym mężczyzną, do tego zadurzonym w innej kobiecie. Miotałem się i nie wiedziałem, co zrobić. Obie dziewczyny czekały na moją decyzję. Dużo też piłem, chciałem się chyba znieczulić, nie myśleć o odpowiedzialności, jaką wziąłem na siebie. Do diabła, miałem tylko dwadzieścia trzy lata i wymagano ode mnie decyzji, która mogła zaważyć na całym moim życiu. Byłem zły na siebie i na obie kobiety.
Asia rozwiązała za mnie ten problem. Zaczęła się spotykać z kimś, kogo serdecznie nie lubiłem – z kolegą z roku, moim przeciwieństwem: cichym, spokojnym, zrównoważonym, prawdziwym estetą i abstynentem. Gdyby wybrała kogoś innego, może nie byłbym taki wściekły, ale ona związała się z idealnym materiałem na męża. Nie chciałem sobie wyobrażać Asi z innym, byłem zazdrosny, a ona, jak na złość, afiszowała się z nowym związkiem, lekceważąc mnie i moje uczucia. Pewnego dnia zobaczyłem ją, szła za rękę z tym gogusiem. Zdecydowałem – postanowiłem się ożenić.
Wyjechaliśmy z Bożenką do innego miasta i ułożyliśmy sobie normalne życie, przynajmniej do tej pory tak myślałem. Nie domyślałem się, że ona wie o moich przygodach, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że spotykałem się z innymi kobietami, bo szukałem więzi, która łączyła mnie z Asią. Nie znalazłem tej emocjonalnej i fizycznej łączności z Bożenką, nie było między nami czułości i intymności. Bożena jest bardzo dobrą żoną i matką; dba o mnie i o dom, nie mogłem jej nic zarzucić. Nie miałem powodu, aby ją zostawić, ale często czułem się samotny, potrzebowałem ciepłych ust, delikatnych dłoni i czułości Asi. Przez długie lata myślałem o niej prawie codziennie, potem coraz rzadziej, ale nigdy o niej nie zapomniałem. Okazało się, że ona także pamiętała mnie. Znalazła w Internecie moją firmę i ponownie odmieniła mi życie. Wszystkie uczucia odżyły, wspomnienia wróciły z niesamowitym nasileniem, a kiedy spotkaliśmy się w hotelu, Asia przewróciła mój świat do góry nogami. Dawała mi to, o czym marzyłem, czego pragnąłem. Byłem gotowy wszystko zrobić, aby móc się z nią związać. Chciałem sprzedać firmę, zostawić Bożenkę i wyjechać do Londynu, do Asi. Żona w tym czasie zorganizowała rodzinny wyjazd na wczasy i tym samym uświadomiła mi, co utracę, jeżeli nie pojadę z nimi: syna i wnuka. Nie zdecydowałem się na związek z Asią. Tym razem nie znalazła sobie innego mężczyzny. Tym razem nazwała mnie tchórzem i palantem. I na te epitety zasłużyłem.
Boicie się o mnie? Dlaczego?
Ach, życie jest burzliwe i złe nieskończenie,
lecz czyż potrzeba syrenie
pasa ratunkowego?
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska