- nowość
- W empik go
Nocny pociąg do Bulowic - ebook
Nocny pociąg do Bulowic - ebook
Inspirujące historie ludzi, którzy poświęcili życie, aby pomagać innym.
Czego mogą nauczyć życie i praca z osobami w kryzysie bezdomności? Czy można kolegować się z podopiecznymi? Oraz czym się różnią schroniska, które istnieją obecnie, od pierwszego, legendarnego domu dla osób bezdomnych Wspólnoty Chleb Życia? Na te pytania próbuje odpowiedzieć autor „Nocnego Pociągu do Bulowic”, syn jednej ze współzałożycielek.
W tym wyjątkowym zbiorze rozmów z członkami stowarzyszenia odsłania kulisy życia we Wspólnocie. Oddaje głos ludziom różnych profesji i doświadczeń: księdzu, pielęgniarce, zakonnicy, pracownikowi poruszającemu się na wózku inwalidzkim czy też lekarzowi.
Co sprawia, że wszyscy oni decydują się wspierać chorych, odrzuconych i zapomnianych? Skąd czerpią siłę, by codziennie walczyć o godność innych osób?
Oto inspirujące, pełne ciepła historie cichych bohaterów, którzy każdego dnia próbują polepszyć los tych najuboższych i najbardziej potrzebujących.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-428-6 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego powstała ta książka? Aby odpowiedzieć w sposób zadowalający, muszę przybliżyć nieco historii. Wspólnota Chleb Życia zaczęła się od dwóch młodych i pięknych kobiet, które mogły robić milion innych rzeczy w czasie, kiedy podejmowały najważniejszą decyzję w życiu. Tą decyzją było otwarcie domu dla osób bezdomnych (z początku tylko kobiet) w małej wsi Bulowice. Wydarzyło się to w 1989 roku, tuż przed zmianami ustrojowymi. Dom, o którym opowiadam, był rozpadającym się budynkiem, z jedną łazienką i toaletą na zewnątrz. Zimą był ogrzewany za pomocą pieca typu „koza”. Nie było co jeść i nie było pieniędzy, aby opłacić rachunki. Do Tamary i Małgorzaty po jakimś czasie dołączyła Renata. Wtedy Renia miała 19 lat i szukała swojego miejsca na świecie. I tak już trzy kobiety niemal samodzielnie poprowadziły dom, w którym momentami przebywało 50 osób. Małgorzata po jakimś czasie została siostrą zakonną, Tamara matką, a Renia pielęgniarką. Po jakimś czasie urodziłem się ja, potem moje rodzeństwo. Oprócz tego Bóg zsyłał Tamarze i Małgorzacie kolejne dzieci, którymi dwie dzielne kobiety nie mogły się w pełni zajmować. Jednak jeśli nie one to kto? Nagle z jednego domu w Bulowicach zrobiło się siedem. Zarówno w Warszawie, jak i w województwie świętokrzyskim czy podwarszawskim Brwinowie. Po wielu przygodach, wesołych i smutnych wydarzeniach powstało 11 domów. W tym momencie domy Wspólnoty są w Krakowie, Warszawie, Brwinowie, Medyni Głogowskiej, Zochcinie, Nagorzycach czy Jankowicach pod Ożarowem. Jak tak wielkie dzieło mogło powstać za sprawą z początku tylko tych trzech kobiet? Co przyciąga ludzi do Wspólnoty? Co ich być może odpycha? Czy dzieci wychowane we Wspólnocie w niej pozostają? Jeśli tak, to dlaczego? Jeśli nie, to też: dlaczego?
Te pytania towarzyszą mi, od kiedy sam jestem członkiem Katolickiej Wspólnoty Chleb Życia. Ta książka jest próbą pokazania tego wielkiego dzieła, jakim jest moja Wspólnota.CZĘŚĆ PIERWSZA
Założyciele Wspólnoty Chleb Życia w Polsce
W tej części będę rozmawiał z osobami, które przyczyniły się do powstania Wspólnoty Chleb Życia. Nie wszyscy jednak pojawili się na początku, czyli w Bulowicach, niektórzy dużo później. Kolejnymi gośćmi rozmów są: Tamara Kwarcińska-Smajkiewicz, Renata Trzeszczak, ksiądz Jacek Krzemień oraz siostra Małgorzata Chmielewska. Najwcześniej wywiady (bo było ich kilka) przeprowadziłem z Tamarą Kwarcińską-Smajkiewicz (prywatnie jest moją mamą). Najdłużej przekonywałem siostrę Małgorzatę i księdza Jacka.Tamara Kwarcińska-Smajkiewicz, pierwsza część (marzec 2020):
„Gdyby wszyscy byli przyzwoici, na świecie nie doszłoby do wielu okrucieństw”.
Moją pierwszą rozmówczynią została Tamara Kwarcińska-Smajkiewicz. Osobiście jest moją mamą, matką trójki dzieci i babcią dwojga wnucząt. To kopalnia mądrości i człowieczeństwa. Wraz z siostrą Małgorzatą Chmielewską założyły pierwszy dom dla bezdomnych z ramienia Wspólnoty Chleb Życia (w 1989 roku w Bulowicach). Z tego pierwszego domu wyewoluowała obecna Wspólnota – w formie, jaką znamy. Obecnie jest to 10 domów w 7 miejscowościach, na terenie całej Polski. Tamara w młodości należała do szkolnej reprezentacji w piłce ręcznej, tańczyła w balecie u Romów oraz pracowała w barze ze striptizem. Najcieplej wspomina pracę przy saturatorze, kiedy z wózeczkiem pod ręką sprzedawała lemoniadę. Mówi, że jej najdłuższy i najciekawszy związek, to ten z siostrą Małgorzatą – który w wielu aspektach jest lepszy niż małżeństwo. Moja mama jest zwolenniczką szeroko rozumianego bycia porządnym, bycia ludzkim w tym, co się robi. Jej filozofia dzielenia się mówi: lepiej dać komuś proszącemu o jałmużnę niż odmówić. Może od tych 5 złotych zależy jego życie.Jesteś moją mamą, co już ustaliliśmy, jak sama mówisz: nigdy nie ciągnęło cię do rodzicielstwa. Na początku proste pytanie: kim jest Tamara Kwarcińska-Smajkiewicz?
Dorosłą kobietą, bardzo dorosłą kobietą w tej chwili. Jestem na takim etapie swojego życia – zakręconym – co mnie również nie cieszy. Oceniam się z perspektywy lat – co zawsze następuje u człowieka. Równocześnie sama jeszcze wiele bym chciała. To takie – w połowie – rozmyślanie i podsumowanie swojego życia.
Skąd się wzięła Wspólnota Chleb Życia w Polsce? Jak to się zaczęło z twojego punktu widzenia?
Jeśli chodzi o mnie, to wcale nie z wiary ani nie wiadomo jakich przemyśleń. Nie chciałabym używać słowa „solidarność”, bo obecnie się ono zdewaluowało. Myślę, że z przyzwoitości. Nie jest to mój pomysł na życie – ta przyzwoitość. Jestem natomiast za byciem przyzwoitym, za tym, aby moje dzieci były przyzwoite, moi znajomi z wąskiego grona byli przyzwoici. Zatem sam pomysł Wspólnoty – na początku nawet nie Wspólnoty, ale sam pomysł, aby pomóc komuś, komu wiedzie się gorzej niż mnie – to przez przyzwoitość.
Co możesz powiedzieć o swoim najdłuższym związku w życiu?
Mój najdłuższy związek w życiu to ten… z siostrą Małgorzatą (śmiech).
Właśnie o tym mówię.
Jak go opisać… Strasznie intensywny, strasznie rozwijający… No, może nadużywam słowa „strasznie”, natomiast rozwijający i intensywny, i burzliwy.
Czy jest to lepszy – pod pewnymi względami – związek niż małżeństwo?
Chyba tak.
W jakim momencie życia spotkałaś Gośkę i ile miałaś lat?
Miałam 25 lat. Dokładnie tak. Byłam uwikłana w różne związki męsko-damskie, które były dosyć nudne. Spotkałam Gośkę kompletnym przypadkiem. I mnie powaliła.
Czy to było na słynnym moście w Szewnej?
Tak, to było na słynnym, najsłynniejszym moście – dla mnie przynajmniej – w Szewnej.
Poczekaj, ustalmy, gdzie jest Szewna. To miejscowość pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Stamtąd pochodzisz. Ten most to miejsce, w którym w zasadzie wszystko się zaczęło. Siostra Małgorzata była tam u Niepokalanek?
Nie, u Małych Sióstr.
Tak, u Małych Sióstr. Wróćmy do mostu. Więc spotkałyście się w połowie drogi, coś kliknęło i tyle?
Ja szłam utrefiona na jakąś randkę – kolejną – a Gośka jechała na rowerze i zagwizdała, wołając: „Hej, panienko!”.
Dosyć nietypowa zagrywka.
Oczywiście, zawołała, śmiejąc się. Ponieważ to było dosyć ekscentryczne zachowanie (i moje, i jej), to strasznie się nią zainteresowałam.
Strasznie?
Znowu nadużywam słowa „strasznie”. Bardzo się nią zainteresowałam.
Wiesz, kiedy używamy często danego słowa, oznacza to, że jest ono ważne. No dobrze, spotkałyście się na tym moście, Gośka cię zaintrygowała, co było potem? Byłaś wtedy wierząca czy niewierząca?
Byłam kompletnie niewierząca. I nasze spotkanie to była jedna wielka walka i dyskusje do rana – o wierze. Ja chciałam w pewnym sensie odciągnąć Gośkę od wiary, a Gośka mnie do wiary wciągnąć. Bardzo długo rozmawiałyśmy i nawet poniewierałyśmy się nawzajem. Ja uważałam, że Gośka to wielki umysł, ale dała się omotać ideologii. A ona uważała… Zresztą nie wiem. W sumie to ją spytaj, co uważała. Na pewno chciała mnie do wiary przekonać. W tamtym czasie nie udawało jej się mnie wciągnąć, a mnie nie udawało się Gośki odciągnąć od wiary.
W którym momencie stwierdziłyście, że trzeba zrobić coś dla innych? Wspólnota, zanim została Wspólnotą, rozpoczęła się od chęci pomocy komuś.
Tak, to też był przypadek. Byłyśmy w Warszawie, w jednym z Kościołów – bo Gośka mnie zaciągała do kościoła na siłę. Była adoracja, która mi się spodobała. Było coś w powietrzu, jeszcze wtedy nie wiedziałam, co to może być. Zapadała już noc, mróz na zewnątrz – zima i wiadomo, że o dwudziestej w zimę jest mocny zmrok. Mróz. Siedziałyśmy na tej adoracji w tym kościele. Jednocześnie za naszymi plecami znajdowały się kobiety – zmarznięte, i widać było, że nie pociąga ich sytuacja wiary i modlitwy, tylko zwyczajnie jest im zimno. Za jakiś czas wyszedł organista albo dozorca i wszystkim powiedział „wypieprzać”. Więc myśmy wyszły, stanęły z Gośką, i ja w ramach walki wiara-niewiara powiedziałam: „No chwileczkę, ty idziesz sobie spać do ciepłego łóżeczka, a te osoby dokąd mają iść? To nie jest taka wiara, w którą ja bym uwierzyła”. A ponieważ Gośka jest człowiekiem czynu i na pewno jej się to spodobało, powiedziała: „No to zróbmy coś”. I tak to się zaczęło.
Co było impulsem do działania?
No właśnie to spotkanie kobiet w kościele, które musiały wyjść na „świeże powietrze”. A wtedy to były prawdziwe zimy i „świeże powietrze” oznaczało temperaturę minus dwadzieścia. Nie to, co teraz mamy. To był impuls, podejrzewam, że dla obydwu. Nie musiałam tu Gośki przekonywać do działania. Ale żebyś mnie dobrze zrozumiał. W moim zamyśle to w ogóle nie miało być „na kościelnie”. To miało w ogóle… To miała być hipisowska Wspólnota. Na zasadzie wolności, bez ideologii.
Czyli w zasadzie tak jak Pascal – nasz założyciel. On też startował z komuny hipisowskiej.
Tak, tak, to miało być na zasadzie wolności każdego, kto przyjdzie, w prawie do wolności. Potem jednak zrozumiałam, że nie da się czegoś takiego prowadzić bez poczucia rytmu… Właśnie, bez czegoś więcej.
Zatrzymajmy się przy „czegoś więcej”. Czy jesteś zadowolona z tego, jaką formę przyjęła obecna Wspólnota?
Chyba tak, oczywiście zawsze jesteśmy w drodze, w jakimś punkcie rozwoju. I wcale nie uważam, że za rok, dwa, trzy powinno być tak samo – tylko trzeba się przystosowywać do czasów, jakie są. Trzeba łapać doświadczenia z całego świata. Nie twierdzę, że nie można zmienić formuły – lub dalszego rozwoju.
Weź pod uwagę, że dużo rzeczy, które się we Wspólnocie dzieją – samą Wspólnotę kojarzy się z siostrą Małgorzatą – nie zaistniało w świadomości społecznej i Kościoła katolickiego. Czy według ciebie to parcie do Kościoła katolickiego było słuszne?
Może to nie jest parcie do Kościoła, ale do wiary. Jak wiesz, wiara jest rzeczą ulotną i trudno przekazywalną, zwłaszcza wśród osób, które z zasady są daleko. Założeniem Wspólnoty jest przekazywanie wiary, a nie poddaństwa wobec Kościoła. Jest to rzecz praktycznie niewykonalna. Dlatego że wiara to bardzo indywidualna sprawa, potrzebuje jakiegoś momentu, aby zaistnieć w drugim człowieku. I wcale nie jest tak, że jak człowiek jest w potrzasku, to chce wierzyć. Przeważnie wręcz przeciwnie. Jest pogniewany na cały świat i na wiarę. Czasami słusznie. Natomiast przez te wszystkie lata były osoby, które jednak stwierdziły, że wiara to jest jedyna ucieczka od okrucieństwa życia, i się załapały. Myślę, że dzięki wierze było im łatwiej. Bo wbrew pozorom – choć o Kościele można mówić różnie, teraz nawet bardzo różnie – sama wiara bardzo pomaga w życiu. Tutaj można zahaczyć o filozofię czy psychoterapię oraz inne rozbudowane dziedziny. Generalnie z mojego doświadczenia wynika, że jeśli wiara jest rzeczywista, to ułatwia życie, nadaje mu sens, ułatwia przeżywanie różnych sytuacji. Jest to oczywiście mój pogląd. Nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi.
Czyli mamy podobny punkt widzenia w sprawie wiary. Ciekawe dlaczego…
(śmiech) Geny!
Moim zdaniem wiara jest bardzo indywidualna i wyjątkowo krucha. Nasz przyjaciel, ksiądz Jacek Krzemień, uważa – i ja się z nim zgadzam – że nam, ludziom, jest sądzone, kto ma jaką relację z Bogiem.
Oczywiście!
Podoba mi się, że Jacek w pełni popiera papieża Franciszka w tym, co ten próbuje światu ogłosić. Mniej więcej chodzi o to, że droga do zbawienia niekoniecznie wiedzie przez drogę Kościoła katolickiego, ale generalnie jest to droga, która prowadzi do Boga. I jest to wynik Soboru Watykańskiego Drugiego, który chciał otworzyć drogę do zbawienia czy drogi poznania Boga również ludziom żyjącym poza Kościołem.
Tutaj chyba wracamy do słowa klucza: przyzwoitość. Jakbyśmy prześledzili dziesięć przykazań, te podstawowe zasady wiary… Może to nie są zasady wiary, a zasady ułatwiające wiarę. Bo według mnie nie można być wierzącym i popełniać drastyczne i (trzymajmy się tego) nieprzyzwoite czyny. Więc to jest taki troszeczkę kaganiec. Bo można fruwać i mówić, i mieć odczucia wiary jakieś ponadprzeciętne, i jednocześnie być – mówiąc prostym językiem – złym człowiekiem. Więc Dekalog i podstawowe nasze modlitwy, to, jeśli się zastanowić – bo większość odklepuje te „pacierze” bez zastanowienia – podstawowe prawdy wiary. W „Ojcze Nasz” mamy jej fundamentalnie zasady, a większość powtarza to bez pomyślunku. Widzisz to, bo bywasz często w kościele, na mszach. Wierni to nieraz grupa nienawidzących się wzajemnie ludzi.
To prawda, wchodzą na Mszę, udając wspólnotę i miłość braterską, a wychodząc, gadają na siebie.
Tak, i ma się to nijak do Dekalogu. On oczywiście jest bardzo trudny. To wiemy, tylko żeby chociaż sobie przypominać, jak daleko jesteśmy od niego, jego przestrzegania, to już by było dobrze.
Twoje ostatnie kilka zdań podsunęło mi taką dygresję. Jeżeli mówimy o tym podejściu „kościołkowym” – celowo przerysowuję – to typowo: idziemy odmówić „paciorek”, a wychodząc się nienawidzimy. Czy nie wydaje ci się, że choćby pandemia spowodowała, że ta fasada runęła? Ludzie zgubili ten rytm. Przez zakaz chodzenia do kościoła musieli szukać Boga w sobie i swoich bliskich. Pewien dominikanin, ojciec Szustak, opublikował na YouTube film, w którym oznajmił, że cieszy się, iż ta pandemia nastała. W końcu fasada „kościołkowości” runęła i trzeba Boga szukać na własną rękę. Jak się odniesiesz?
Myślę, że ludzie, którzy szukali Boga wcześniej, w trakcie pandemii poszukiwania mogli pogłębić. Natomiast ci, co nastawieni są do życia tylko konsumpcyjnie, a Bóg nie jest im potrzebny do niczego, to mają Netflixa. Wasze pokolenie za bardzo żyje elektroniką. Wolicie pogadać przez Skype’a, zamiast popatrzeć w niebo, idąc z kimś za rękę. Jesteście trochę jebnięci. Całą tę pandemię Kościół instytucjonalny chciał przedstawić jako karę Bożą. Ci, którzy szukali Boga i szli w Jego kierunku podczas pandemii, mogli skorzystać. A niezainteresowani stwierdzili, że odpalą Netflix i można żyć.
Netflix to jedno, ale mam wrażenie, iż część społeczeństwa, która chodzi do kościoła odbębnić Mszę, przez pandemię musiała trochę poszukać w głębi siebie. Skoro nie można było pójść do kościoła, to trzeba znaleźć ten kościół w drugim człowieku. Kościół to Jezus we mnie i w tobie. I chyba o to w tym chodzi, aby przestać traktować Boga jako „sklepik życzeń”.
Kończąc ten temat, ja myślę, że dla ludzi z małych miast albo wiosek Kościół jako instytucja nadaje rytm. Idzie się na Mszę, potem na rosół, kobiety mogą się ubrać i umalować. Kościół w takich miejscach nie ma przecież konkurencji. Nie ma barów, salonów gier…
W zasadzie to nic tam nie ma.
Właśnie. Obyczaj jest jakby drugą wiarą. Nie chcę nikogo oceniać, bo wcale nie uważam się za kogoś mądrzejszego od całej populacji. Tak to niestety wygląda. Ma to coś wspólnego z wiarą? Z wiarą przez duże „w” to nie ma nic wspólnego. Z Wiary wynika, aby starać się nie nienawidzić „Bronka”, który stoi dwie ławki dalej. Nie zrozum mnie źle, ja też nienawidzę paru osób.
Poważnie?
Poważnie, ale nie zaprząta to mojej głowy. Nigdy nie zrobiłabym im krzywdy, ale jak spojrzę, to mi się niedobrze robi. Jednak krótko mam takie odczucia.
Trochę z innej beczki, aby zmienić nieco temat: demokracja czy monarchia?
Ani jedno, ani drugie.
Ponieważ?
Bo się kompletnie nie sprawdziły. Myślę, że nadchodzi czas, że wasze (lub waszych dzieci) pokolenie musi wymyślić coś lepszego. Jestem z tych czasów komunistycznych. Jestem drugim pokoleniem po wojnie. Oczywiście moi rodzice to byli ludzie, którzy powinni wylądować na kozetce u psychiatry. Powinni być na terapii całe życie z powodu przeżyć wojennych.
Tak… Moja babcia, a twoja mama, podczas egzekucji na rynku w Ostrowcu straciła prawie wszystkich kolegów i koleżanki z klasy. To i inne sytuacje musiało pozostawić ślad w psychice.
To jest historia na kolejną opowieść, na rozmowy z kolejnymi ludźmi, na kolejną książkę. Twoja babcia chodziła do gimnazjum kupieckiego i trzy czwarte klasy to byli Żydzi, którzy zajmowali się handlem. Szkoła zresztą była znakomita. Dowodem na to jest choćby to, że po jej ukończeniu babcia przez lata świetnie mówiła po francusku. Tam już od drzwi trzeba było znać ten język. Nauczyła się bardzo wielu rzeczy, odpowiednich dla księgowych. Natomiast to, co zobaczyła, co się stało z jej klasą… Ja ci tylko opowiem pokrótce jeden moment. Byłam całkiem małą dziewczynką i szłam z twoją babcią na spacer. Z naprzeciwka zmierzała bardzo elegancka i atrakcyjna kobieta. Rzuciła się twojej babci na szyję. Okazało się, że była to jej koleżanka z klasy. Żydówka, która jakimś cudem przeżyła tamtą egzekucję. Potem wyemigrowała do USA. Przyjechała do Polski na chwilę, nie wiem po co, bo nie była specjalnie zakochana w Polsce. Miała drastyczne przeżycia i wiedziała doskonale o postawach niektórych Polaków. To był płacz i opowieść, że ten był wyprowadzony z klasy. Potem zagonili ich na plac Wolności i musieli obserwować egzekucję, i tak dalej. Twoja babcia ponadto nosiła wódkę do lasu dla partyzantów, kradła cukier z Cukrowni Częstocice, była za to wystawiona do rozstrzelania. Twój dziadek był w obozie, co prawda nie koncentracyjnym, a w obozie pracy, ale również w ciężkim obozie. Oni wszyscy byli chorzy, powinni się leczyć po tej wojnie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersjiSzewna – niewielka miejscowość w okolicach Ostrowca Świętokrzyskiego. Mieszkał tam między innymi ks. Marcin Popiel.
Małe Siostry Chrystusa – Zgromadzenie Małych Sióstr Jezusa jest jedną z kilkunastu wspólnot powstałych w oparciu o duchowość bł. Karola de Foucauld. Małe Siostry zostały założone 8 września 1939 r. przez Magdalenę Hutin w Algierii.
Pascal Pingault – wraz z żoną Marie-Annick po nawróceniu, w roku 1976 utworzył Wspólnotę Chleb Życia (Le Pain du Vie) na terenie Francji. Zaczynał jako anarchista, potem jako hipis trafił do Małych Braci od Jezusa, gdzie przeżył nawrócenie.
Netflix – platforma streamingowa, oferująca bogatą wideotekę.
Prywatna Koedukacyjna Szkoła Kupiecka – obecnie Zespół Szkół nr 1 w Ostrowcu Świętokrzyskim – otwarta 1 września 1924. W pewnym momencie czteroletnia szkoła została przekształcona w czteroletnie gimnazjum kupieckie z małą maturą oraz liceum handlowe z dużą maturą. Źródło: https://zs1.net/historia-szkoly/ .