Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Nora Sand. Tom 4. Gra milczenia - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
2 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nora Sand. Tom 4. Gra milczenia - ebook

Angielska prowincja, zabójstwo stróża prawa i zmowa milczenia.

Częściowo oparta na prawdziwej historii.

Nora Sand jest w Tajlandii, dystansując się od problemów, gdy dociera do niej wieść o brutalnym zabójstwie w Anglii. Wkrótce zostaje wysłana do cichego miasteczka Toppingham, gdzie na lokalnym policjancie dokonano dekapitacji za pomocą bułatu. Zamieszczone w sieci wideo wskazuje na atak terrorystyczny. Jednak Nora odkrywa, że miasteczko skrywa bolesny sekret, którego strzegą nawet lokalni stróże prawa.

Sekret, za który ktoś jest gotów zabić, i to nie raz...

To czwarta część serii o dziennikarce Norze Sand.

Idealna dla fanek i fanów Camilli Läckberg!

Nora Sand

Seria skandynawskich kryminałów o dziennikarce śledczej - Norze Sand - która próbuje rozwikłać zagadki tragicznych porwań, zniknięć i morderstw.

Lone Theils (ur. 1971) - duńska dziennikarka polityczna, która przez ponad dekadę pracowała w Anglii, skąd czerpie inspiracje do powieści crime z zagraniczną korespondentką w roli głównej.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-282-4093-9
Rozmiar pliku: 556 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Bawół odgryzł kępę soczystej trawy i spojrzał na Norę, przeżuwając. Powtarzało się to każdego ranka, gdy dziennikarka zmierzała na pierwszą sesję dnia do krytej sali gimnastycznej w dżungli na skraju miasta Thong Sala. Wtedy temperatura była jeszcze znośna.

Nora przebrała się w bungalowie. Ominęła na wpół oswojonego psa, który kręcił się po szkole boksu tajskiego Diamond i już nawet nie uniósł głowy z porannej drzemki, gdy kobieta weszła na wysłużoną matę. Położyła rękawice i ochraniacze na łydki na skraju ringu i wyjęła półtoralitrowy bidon z wodą.

Wciąż senna i obolała po wczorajszym treningu, skinęła głową do dwóch facetów, którzy skakali na skakankach. Mon upierał się przy piętnastominutowej rozgrzewce na skakance, nim w ogóle raczył dopuścić swoich trenerów do różnorodnej grupki turystów, którzy przybyli promem z Ko Samui, by uczyć się boksu tajskiego od byłego mistrza.

Nora przywitała się z Joem z Toppingham, który pierwszy trening odbył w tym samym czasie co ona i został oddelegowany jako jej partner do sparingu. W przerwach, sapiąc, wymieniali się truizmami o tym, jak trudno im ćwiczyć w takiej wilgoci i przy takim upale. Joe opowiedział jej, że wziął trzymiesięczny urlop z pracy w gazecie „The Mercury” i pośmiali się razem, że oto dwoje dziennikarzy wylądowało na wyspie w Zatoce Tajlandzkiej i chce sobie nawzajem dokopać. Joe był wysokim, jasnowłosym, dwudziestokilkuletnim mężczyzną o wydatnych, twardych mięśniach. Ten skory do uśmiechu kolega po fachu miał na ciele tatuaż z napisem po tajsku, którego znaczenia nie znał, jak wyznał niefrasobliwie.

Kiedy trenowali przed zawieszonymi pod blaszanym dachem dużymi lustrami, Nora stwierdziła, że w niczym nie przypomina bladej, znękanej dziennikarki, która trzy tygodnie temu postanowiła oderwać się od świata i wyjechać z Londynu, by się zastanowić, co chce zrobić ze swoim życiem i karierą w „Globalt”. Brązowe włosy związała w koński ogon, by nie przeszkadzały jej podczas treningu; od potu robiły się zawsze o ton ciemniejsze. Oczy lśniły błękitem na nietkniętej makijażem twarzy, czerwonej z wysiłku po rozgrzewce ze skakanką. Skonstatowała trzeźwo, że z tym image’em i lśniącym od potu ciałem pasowałaby bardziej do wizerunku kalifornijskiej kulturystki niż duńskiej korespondentki z Londynu. Czuła też, że jej ramiona stały się twardsze, a jej kopnięcia wciąż mają moc, gdy ćwiczyła na wysłużonych oponach podwieszonych na szynach u sufitu i związanych tak, by tworzyły coś na kształt prymitywnych worków treningowych.

Nora spędzała w tym miejscu drugi tydzień i po cichu dziękowała losowi, że ma już za sobą etap, w którym po treningu własne ciało przywodziło jej na myśl jeden wielki, pulsujący rezerwuar kwasu mlekowego. Teraz po dwóch godzinach czuła się po prostu wykończona, a strój kleił jej się do skóry. Zbierała się właśnie do wynajętego bungalowu, w którym zamierzała zmyć z siebie pot.

– Moja dziewczyna chciałaby cię poznać – powiedział Joe, gdy rozciągali się razem po ćwiczeniach.

– Tak? A ona nie jest teraz w Toppingham?

– Nie, jest tutaj i chodzi na jogę. Też jest dziennikarką.

Nora się zastanowiła.

Nie miała siły na rozmowę o dziennikarstwie, brytyjskiej prasie i wszystkim tym, co przynależało do świata, od którego świadomie próbowała się odciąć. Już samo przebywanie w towarzystwie Joego i rozmowa po angielsku przywoływały wspomnienia o tym, od czego uciekła do Bangkoku, potem lokalnymi liniami lotniczymi przybyła na wyspę Ko Samui, a jeszcze później przez godzinę płynęła promem. Z tego samego powodu szerokim łukiem omijała gigantyczny angielski pub zlokalizowany tuż przy szkole boksu, wykończony imitacją muru pruskiego i ciemnymi panelami drewnianymi. Ogólnie miejsce to sprawiało wrażenie scenografii do filmu, którego nikt nie miał siły nakręcić.

Nora nie mogła się przekonać do tego, by tam zajść i zamówić _fish & chips_ oraz litr piwa, skoro za ułamek tej ceny mogła wybrać się do miasta i spożyć tam zieloną sałatkę z papai i kurczaka po tajsku z grilla. Ale Joe miał inne plany.

– Może wyskoczymy dziś wieczorem na piwo do The Mason’s Arms? – zaproponował.

Nora skinęła głową, przeklinając własną uprzejmość przez całą krótką drogę powrotną do bungalowu.

Bawół stał tam, gdzie go zostawiła, i spoglądał na nią z rozczarowaniem.

***

Zjawiła się w pubie jako pierwsza. Siedziała wcześniej na małej werandzie przed swoim bungalowem, rozkoszując się zachodem słońca, olśniewającym barwami złota, różu i czerwonej pomarańczy, ale zmasowane ataki żarłocznych komarów na jej gołe nogi jak zwykle zepsuły jej te chwile, więc weszła do środka, by spryskać się preparatem na owady, który okazał się tak ostry, że zaczęła ją piec skóra. Teraz zaś tkwiła przy ciemnym, lakierowanym stole, czekając na Joego i jego dziewczynę.

Oprócz Nory w lokalu znajdowało się troje rumianych Brytyjczyków, którzy sprawiali wrażenie, jakby pierwszy tydzień w Tajlandii spędzili na pobieraniu nauki o tym, co się dzieje ze skórą podczas przebywania na słońcu bez kremu z filtrem. Na ścianie pustawego baru wisiał telewizor, zdaje się, że włączony na kanał Sky. Na ekranie pojawiały się na przemian klipy z gry w tenisa i długi ciąg meczów piłki nożnej. Nora zerknęła na drzwi w nadziei, że to będzie szybkie piwo.

Nagle na ekranie pojawił się spiker o poważnym wyglądzie, a na żółtym pasku na dole zamigał napis „Pilne: brytyjskiemu policjantowi odrąbano głowę. Podejrzewa się ISIS”.

– Halo? – Nora nie namyślając się, zawołała do barmana.

Ten wyszedł z kuchni z kwaśną miną.

– Tak?

– Może pan podgłośnić? – spytała, wskazując na ekran.

Mężczyzna odszukał pilota pod ladą i włączył dźwięk.

Nora wiedziała, że pracowicie wywalczony spokój właśnie odszedł do przeszłości. Wielodniowe wysiłki nakierowane na odzyskanie jako takiej harmonii, wyrażające się unikaniem internetu, pilnowaniem, by komórka była wyłączona, oraz treningami z Monem, wzięły w łeb. Dziennikarkę ogarnął niepokój, który odczuwała zawsze wtedy, gdy miały miejsce zdarzenia, o których chciała napisać.

– Muszę państwa ostrzec, że prezentowane zdjęcia są drastyczne – oznajmił spiker.

Jakość nagrania była fatalna, przez co widz miał wrażenie, że transmisja następuje prosto z przedsionka piekieł. Na ekranie, na tle czarnej płachty pojawił się mężczyzna ubrany w kominiarkę i mundur wojskowy. W jednej ręce trzymał coś w stylu staromodnego bułatu. Drugą rękę wyciągnął daleko od siebie i choć Sky wypikselował ujęcie z uwagi na co wrażliwszych widzów, to nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna trzyma w dłoni odrąbaną głowę. W milczeniu. Triumfalnie.

„Akt terrorystyczny w Wielkiej Brytanii” – głosił napis na dole ekranu.

Podczas gdy spiker wyjaśniał, że rozchwiany obraz pochodzi z filmu wideo wrzuconego na YouTube’a w poniedziałek wieczorem, a potem z niego ściągnięty, Nora odnotowała, że dzień później policja wciąż nie dotarła ani do zwłok zabitego policjanta ani do domniemanego miejsca zbrodni.

Ze studiem połączył się reporter stojący przed budynkiem z muru z czerwonej cegły.

– Uzyskaliśmy potwierdzenie, że ofiara to 54-letni mężczyzna zatrudniony w policji, ale ze względu na rodzinę jego nazwisko nie zostało jeszcze ujawnione. Mężczyznę widziano ostatnio w piątkowe popołudnie, a policja nadal szuka jego zwłok – wyjaśniał dziennikarz.

Na ekranie pojawiło się ziarniste nagranie z czasu, kiedy policjant jeszcze żył. Choć obraz naprędce zamazano cyfrowo, na oczach policjanta widać było opaskę. Ubrany w wysłużony trencz klęczał, płaczliwie błagając o darowanie mu życia. Kilka razy zapytał też sprawcę, który najprawdopodobniej trzymał kamerę:

– Dlaczego? Co ja zrobiłem?

Ale tamten nie odpowiadał. Odstawił kamerę na stojak i podszedł do swojej ofiary, zwrócony tyłem do obiektywu. Kominiarka skrywała wszystko – kolor jego włosów, twarz i każdą emocję, która mogła się pojawić pod czarną maską z otworami na oczy. Potem podniósł bułat.

Nora już wcześniej prowadziła relacje z zamachów terrorystycznych, ale to tutaj było czymś nowym. Zimne, cynicznie odebranie komuś życia przed kamerą. Pierwszy raz od chwili wyjazdu z Bangkoku sięgnęła do torebki po komórkę. Gdy jej dłoń się na niej zacisnęła, drzwi do pubu się otworzyły i do środka wszedł Joe w towarzystwie swojej partnerki. Dziewczyna ruszyła do stołu Nory, a Joe zbliżył się do baru.

– Lager, pasuje? – zapytał Norę.

Potaknęła.

– Cathy – przedstawiła się dziewczyna, podając jej wytatuowaną henną dłoń.

– Nora – odparła Sand, niechętnie odrywając wzrok od ekranu.

– Co oglądasz?

– ISIS zabiło u nas policjanta.

– U nas w Anglii? Gdzie dokładnie?

Nora skinęła głową, nasłuchując, co miał do powiedzenia reporter.

Do stolika podszedł Joe i na widok dziennikarza przed komendą policji z hukiem postawił na blacie kufle piwa.

– Co się dzieje?

Nora wskazała na żółty pasek na dole ekranu.

– Policjant został zamordowany przez Państwo Islamskie. Jeszcze niewiele wiedzą.

– Ale oni stoją przed komendą w Toppingham! Mój brat tam pracuje – powiedział Joe, wyjmując komórkę z kieszeni na piersi.

Cathy zakryła usta ręką.

– Och! Mam nadzieję, że wszystko z nim dobrze.

Joe nie odpowiedział. Podszedł do drzwi z komórką przy uchu. Nora słyszała, że dodzwonił się w momencie, w którym wyszedł na zewnątrz na wilgotny upał i zatrzasnęły się za nim drzwi. Po kilku minutach, gdy w telewizji Sky leciała nieistotna dla nich prognoza pogody, Joe wrócił, spocony i blady.

– Mój brat jest cały i zdrowy, tylko głęboko wstrząśnięty. Mówi, że facet z filmu to Ed Crow – powiedział, zwracając się do Cathy.

– Wow! – wykrzyknęła kobieta, biorąc solidny łyk piwa.

Nora spoglądała od jednego do drugiego.

– Znacie zamordowanego?

Joe skinął głową, patrząc w stół.

– Kim on był? – wypytywała Sand.

– Szefem mojego brata, ale tak naprawdę kimś więcej. Przyjaźnili się, odkąd pamiętam. W tym samym czasie zaczęli pracę w policji, Ed był drużbą na ślubie mojego brata. Chris jest tym zszokowany.

Joe nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo zadzwonił jego telefon i ponownie musiał wyjść na zewnątrz.

Cathy siedziała, patrząc w ekran telewizora, na którym znów pokazywano film z wypikselowaną, odrąbaną głową. Jej opalona skóra wyzierająca spod kolorowej, batikowej tuniki wydała się nagle bardzo blada.

– To straszne. Nawet Crow na to nie zasłużył.

– Co masz na myśli?

Cathy wzruszyła ramionami.

– Joe pewnie tak tego nie postrzega, w końcu gość przyjaźni się z jego bratem. Czy raczej przyjaźnił – poprawiła się. – Ale to skończony łajdak. Skorumpowany do szpiku kości.

– Dlaczego twoim zdaniem ISIS go sobie upatrzyło?

Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.

– Pewnie po prostu wyprzedziło wszystkich.

– Jak to?

– Facet miał setki wrogów. Wiem, bo przez ostatnie trzy lata pisałam o Toppingham. Uwierz mi, Crow miał w tym mieście niewielu przyjaciół.

– Dlaczego?

Cathy nie zdążyła odpowiedzieć, bo wrócił wciąż blady Joe.

– Właśnie rozmawiałem z mamą. Mówi, że Chris jest bardziej wstrząśnięty, niż chce przyznać. Mama prosi, żebym wrócił do domu – wyjaśnił, po czym spojrzał na Norę.

– Będę musiał wrócić do hotelu, by się dowiedzieć, jak przebukować bilety. Przykro mi, że wystawiliśmy cię do wiatru.

Nora skinęła głową.

– Oczywiście, rozumiem.

Cathy uścisnęła ją pospiesznie, po czym wstała od stołu.

– Szkoda, że nie miałam okazji cię poznać. Mam nadzieję, że zobaczymy się innym razem.

– Może wcześniej, niż sądzisz – odparła Nora.

Jeszcze zanim Joe i Cathy odpalili wypożyczony motocykl, Sand odszukała komórkę, włączyła ją i wstukała kod do sieci wi-fi pubu. Jej palec zawahał się na chwilę, po czym pożegnała się ze spokojem ducha i wcisnęła „Połącz”.

W komórce było czternaście nieodebranych połączeń. Jeden od Andreasa i jeden od taty. Pozostałe dwanaście wykonał Krab, jej niezmordowany szef z „Globalt”, którego zdaniem prawo do dysponowania czasem londyńskiej korespondentki pokrywało się mniej więcej z godzinami otwarcia sklepu całodobowego.

Szkopuł w tym, że Nora nie wiedziała, czy nadal jest korespondentką z Londynu. Czasopismo znalazło się w tarapatach, ale istniała możliwość zdobycia pieniędzy z funduszu kapitałowego, na którego czele stał rosyjski oligarcha, Anton Bugakov. Niestety w wyniku sprawy, w której eksżona Bugakova uprowadziła ich syna do Danii, Rosjanin żywił do Nory urazę – i tylko on wiedział dlaczego. Nikt nie powiedział tego wprost, ale Nora była pewna, że inwestycja Bugakova, groszowa w kontekście warunków finansowych oligarchy, była próbą zemsty na Norze. Gdy Krab wyjawił, że Rosjanin chce się jej pozbyć z Londynu, najgorsze przeczucia dziennikarki się potwierdziły.

Podczas ostatniej rozmowy z Norą Krab zaproponował, by Sand przez jakiś czas przeniosła pracę do Danii. O Bugakovie nikt nie wspominał z nazwiska, ale jego obecność unosiła się nad tą rozmową jak poranny smog nad dzielnicą przemysłową Jekaterynburga. Nieuchwytny, ale w większych dawkach trujący.

Nora poprosiła o czas do namysłu, na co Krab niechętnie przystał, świadom faktu, że postawił ją przed prawie niemożliwym wyborem: porzucić życie w Londynie lub ryzykować utratę pracy. Po trzech bezsennych nocach Nora zakupiła bilet do Tajlandii i zarezerwowała pobyt w szkole boksu tajskiego Mona na Phangan.

Zaraz po tym, jak otworzyła skrzynkę mejlową, cały spokój się ulotnił. Na Norę czekało ponad trzysta mejli.

Z rozmysłem pominęła te od Kraba; to może jeszcze poczekać. W skrzynce znalazła też wiadomość od Andreasa, jej dawnego kolegi z liceum, który zawitał do Londynu. Nora straciła głowę dla tego policjanta o brązowych oczach, którego uśmiech sprawiał, że rozpływała się niczym zamek z piasku podczas przypływu.

Ale szczęście z Andreasem miało trwać tylko w pożyczonym czasie. Zanim Andreas zszedł się z Norą, zapłodnił swoją byłą dziewczynę Birgitte i teraz mieszkał z nią i małą Violą w Danii. Nora próbowała dać sobie z nim spokój, ale ani ciemnowłosy wydawca Tom Craven o poczuciu własnej wartości wielkości Walii, ani pięćset kopniaków dziennie w zdezelowane opony pod okiem Mona nie były w stanie usunąć z jej organizmu osobliwego bólu po stracie Andreasa.

W pewnym sensie pocieszała ją myśl, że może on także nie potrafił wyrzucić jej z serca.

Mejl od Andreasa był krótki.

„Mogłabyś zadzwonić? Viola jest ciężko chora, potrzebuję przyjaciela, A.”

Nora sprawdziła datę; wiadomość pochodziła sprzed pięciu dni. Godzina w telefonie pokazywała dwudziestą pierwszą z minutami w Thong Sala, czyli w Kopenhadze trwało późne popołudnie. Postanowiła, że napisze ostrożny mejl, nie chcąc ryzykować, że zadzwoni do Andreasa, gdy obok będzie Birgitte.

„Dopiero odczytałam mejl od Ciebie. Wszystko z nią dobrze?”

Czekając na odpowiedź, przejrzała pozostałe wiadomości i odnalazła jedną od taty, który pomimo – a może właśnie z powodu – swojej akademickiej proweniencji nigdy nie potrafił zachować w mejlach naturalnego tonu. Od internetu wolał oprawne w skórę książki historyczne, ciągnące się metrami w jego gabinecie w domu i na uczelni.

„Droga Leonoro Christine! Mam nadzieję, że na wyjeździe mile upływa Ci czas. W domu wszystko dobrze, Bessie sąsiada się oszczeniła. Zastanawiam się nad przygarnięciem jednego pieska. Elvira mówi, że codzienne długie spacery dobrze mi zrobią. Kiedy wracasz? 10. świętujemy urodziny Davida. Wiesz, jaki on jest, gdy coś odstaje od normy.

Pozdrawiam serdecznie

Tata”

Kiedy Nora zastanawiała się nad odpowiedzią, która uspokoiłaby tatę i zapewniła go, że również w tym roku pojawi się na urodzinach brata, by delektować się rodzinną sielanką, zadzwonił telefon.

– Mówi Sand – odebrała.

– No, wreszcie! – powiedział poirytowany Krab, jakby skończyli rozmowę przed dziesięcioma minutami.

Nie odparła, próbując w myślach wyliczyć, ile może kosztować połączenie z komórką z Kopenhagi.

– No, ale mam nadzieję, że miałaś wspaniałe wakacje – ciągnął Krab niezrażony.

Nora odburknęła coś, co można było zinterpretować według własnego uznania, a co Krab od razu zrobił.

– To super, ale koniec obijania. Wracaj do domu, do roboty.

– Gdzie do domu? – spytała Nora z sercem w gardle.

Uznała, że jeśli przydzielił jej jakieś przypadkowe miejsce w redakcji spraw krajowych, nie pytając jej o zdanie, to jest to absolutnie niedopuszczalne. Byłaby to wręcz sprawa dla męża zaufania, którego Nora spotkała tylko raz podczas spotkania przedświątecznego trzy lata temu i z którym potem już nie miała do czynienia, ale który, zdaje się, miał na imię Dan.

– Oczywiście do Toppingham! Rozpętało się tam piekło, atak ISIS na policję. Wchodzimy w nową fazę terroryzmu w Europie, więc ważne, żebyś znalazła się na miejscu, Sand. Nikt inny w redakcji nie zajmie się tym tak dobrze, jak ty.

Nora wiedziała, że Krab ma rację, ale ani myślała mu ją przyznawać.

– Właściwie to chciałabym poznać swój aktualny status w redakcji, nim rzucę wszystko, czym się zajmuję, i…

– Momencik – przerwał jej Krab, po czym Sand usłyszała, jak szef krzyczy w tle: – Anette? Wybierasz się do domu?

Do uszu Nory dotarła niewyraźna odpowiedź.

– Nie możesz zostać jeszcze z pięć minut?

Więcej mamrotania.

– Musimy zabukować bilet dla Sand. Jest w Tajlandii, a musi się dostać do Toppingham. Na wczoraj.

Po chwili rozległo się:

– Dziękuję! – I Krab wrócił do rozmowy z Norą.

– Dobrze, Anette prześle ci bilety mejlem. Zgadamy się, jak już dotrzesz na miejsce.

– Tylko chciałabym zaznaczyć, że…

Ale Krab zdążył się już rozłączyć, więc Nora postanowiła, że ze zbesztaniem szefa musi poczekać na powrót do Europy.

***

Następnego dnia parę minut po piątej rano Mon zatrąbił klaksonem przed bungalowem Nory. Dziennikarka wrzuciła zieloną walizkę na tył jego czerwonego pick-upa i wsiadła do szoferki. Nawet o tej porze dnia ruchy Mona były pełne spokoju, pewności i gracji, dzięki którym zyskał przydomek „Stojąca Fala”. Już przy pierwszym spojrzeniu jego sposób poruszania się skojarzył się Norze z pełnymi wdzięku ruchami konika morskiego. Nawet gdyby ćwiczyła do końca swoich dni, i tak nigdy by się tego nie nauczyła.

Mon przez pierwszy dzień się jej przyglądał, po czym spokojnym i zdecydowanym krokiem podszedł do niej po treningu, chcąc poprawić jej postawę.

– Twój problem polega na tym, że przez cały czas jesteś w gotowości, jakbyś szykowała się do walki. To bardzo agresywne – powiedział cicho.

Nora spojrzała na niego zaskoczona.

– Ale przecież się szykuję. Boks tajski jest sportem walki.

Mon uśmiechnął się łagodnie.

– Nie, skąd. Być może to najważniejsza rzecz, jakiej mogę cię nauczyć – rzekł.

Gdy tylko wjechali na szosę prowadzącą do przystani promowej, z nieba lunął tak spektakularny deszcz, że miało się wrażenie, jakby się wjeżdżało prosto pod rozszalały wodospad. Na Monie nie robiło większego wrażenia, że deszcz zacina, siekąc smukłe palmy, i zręcznie wymijał wielkie kałuże, które zaczęły momentalnie zbierać się na drodze.

Siedzieli w samochodzie na nabrzeżu, czekając, aż prom zawinie do portu i zabierze pasażerów na pokład.

– Czym się właściwie zajmujesz, że musisz tak szybko wracać do domu? – spytał Mon, spoglądając na turkusowe kutry rybackie kołyszące się od deszczu.

– Jestem dziennikarką. Żyję z pisania, dzień w dzień.

Spojrzał na nią z czymś w rodzaju szacunku.

– To chyba trudne?

Nora wzruszyła ramionami.

– Właściwie nie. Trudne jest to, co robisz ty. Pisanie jest najłatwiejszą rzeczą na świecie.

– Nie dla mnie – skwitował Mon.

Spojrzeli po sobie i oboje parsknęli śmiechem. Potem Nora wzięła głęboki wdech i wysiadła na deszcz, a Mon wyciągnął z paki jej walizkę. W ciągu dziesięciu sekund byli kompletnie przemoczeni.

– Szczęśliwej podróży, Noro Sand, która pisze – powiedział z powagą.

– Dziękuję, Stojąca Falo – odparła.

Weszła na prom i usiadła pod pokładem, wybierając się do Ko Samui, Bangkoku, Londynu i wreszcie do Toppingham.

Wakacje się skończyły.ROZDZIAŁ 2

Nora odnosiła wrażenie, że dekret stanowiący o tym, iż kwiecień jest oficjalnie miesiącem wiosennym, nie dotarł do Yorkshire. Gdy kilka minut po dwunastej wysiadła na stacji, zimny, siekący deszcz zmoczył jej twarz, dobitnie dając jej do zrozumienia, że doznania w towarzystwie Mona i jego bawołu przypadły w udziale komuś innemu. Sand poczuła się tak, jakby wkroczyła prosto w pierwszą linijkę swojego ulubionego poematu, _Ziemia jałowa,_ zawierającą twierdzenie, że kwiecień jest najokrutniejszym miesiącem ze wszystkich. Nora pamiętała dokładnie, jak bardzo poemat T.S. Elliota ją poruszył, gdy przeczytała go po raz pierwszy jako nastolatka. Pamiętała, jak zanurzyła się w świat, w którym nazwano po imieniu beznadziejną tęsknotę towarzyszącą jej jak cień bez względu na to, czy obracała się za siebie czy nie. Otrząsnęła się z tych myśli i pojechała taksówką do Standardu – hotelu, w którym nocleg zarezerwowała sobie w pociągu.

Na podłodze pokoju na drugim piętrze leżał dywan kojarzący się z hotelem z _Lśnienia_ Stanleya Kubricka. Duże, prostokątne kształty zdążyły spłowieć przez lata i wesołe barwy podstawowe, królujące na dywanie w jego pierwotnej wersji, były teraz tylko smutnym wspomnieniem.

Okno wychodziło na park, gdzie na ławce siedziały dwie uczennice, odpalając jednego papierosa od drugiego. Deszcz przestał padać i Nora domyśliła się, że dziewczyny musiały dać nogę z monumentalnego budynku z piaskowca zlokalizowanego tuż przy parku. Widniejący na froncie gmachu napis głosił, że mieści się w nim szkoła dla dziewcząt św. Heleny. Po chwili jedna z dziewczyn wstała i podejrzenie Nory, że obie panie są wagarowiczkami, wzięło w łeb, gdy nastolatka wyjęła dziecko z wózka, który Nora dopiero teraz zauważyła.

Położyła komputer na wąskim stoliku pod oknem, próbując pogodzić się z myślą, że już nie znajduje się w Tajlandii. Gdy dzisiejszego poranka dotarła do mieszkania na Belsize Park w północnej części Londynu, jedyne, na co miała ochotę, to położyć się we własnym łóżku i rozprostować kości po długich godzinach spędzonych w samolocie. Nadludzkim wysiłkiem posortowała jednak pocztę, podlała usychające rośliny pustynne oraz sukulenty i zabrała się do pakowania walizki na weekendowy wyjazd: ciepłe ubrania i ostatnia partia czystej bielizny, która pozostała w mieszkaniu. Komputer powędrował do torebki w towarzystwie pliku na wpół zapisanych notesów.

Na stacji King’s Cross kupiła gazety i kawę z tyloma szotami espresso, ile się dało zmieścić w kubku. Dopiero po wypiciu połowy zawartości znalazła w sobie siłę, by zadzwonić do Kraba i zameldować się pod sztandarami „Globalt” ku niekłamanej radości szefa.

Andreas nie odpowiedział na jej mejl; Nora obiecała sobie solennie, że napisze do niego z pociągu, ale zaraz po zajęciu miejsca zapadła w głęboki sen, przerwany przez kontrolera, który nie wykazał najmniejszego zrozumienia dla faktu, iż jedna z jego pasażerek nadal funkcjonuje w czasie tajskim i wygonił ją z pociągu w Sheffield, by zdążyła na przesiadkę do Toppingham.

Wciąż odczuwała zmęczenie i jetlag, więc z wdzięcznością powitała cywilizowany brytyjski zwyczaj uznający za prawo człowieka możliwość zrobienia sobie herbaty nawet w najobskurniejszym hotelu.

Sprawdziła w internecie „Mercury’ego”. W pośpiechu nie zdążyła wziąć numeru ani od Joego, ani od Cathy, ale przecież wiedziała, gdzie pracują, a to już był jakiś punkt zaczepienia.

Numer telefonu Joego znajdował się pod jego zdjęciem na stronie gazety; zachęcał wszystkich dysponujących ciekawym materiałem z Toppingham i okolic do pisania lub dzwonienia bezpośrednio do niego. Nie ma nieistotnych historii! Wszystkie zgłoszenia traktowane są z pełną dyskrecją – zaręczał.

– Joe Foster – odebrał telefon. Początkowo w jego głosie słychać było zaskoczenie, a sam Joe sprawiał wrażenie zajętego, ale gdy Nora wyjaśniła, że przebywa obecnie w Toppingham, kolega się rozpogodził.

– Muszę jeszcze skończyć artykuł, ale może wypijmy piwo za parę godzin przy fajrancie? – zaproponował i podał jej nazwę pubu położonego pięć minut spacerem od hotelu.

Po skończonej rozmowie Nora odszukała numer jednego z informatorów, do których się czasem zwracała przy okazji spraw związanych z Państwem Islamskim. Victor Grunch pracował kiedyś w brytyjskim wywiadzie, gdzie specjalizował się w dżihadystach, ale od tamtej pory minęło sporo lat. Teraz posiadał własną firmę i utrzymywał się dzięki prywatnym spółkom z całego świata, które potrzebowały porad z zakresu bezpieczeństwa. Za każdym razem, gdy dzwonił do niego dziennikarz, postrzegał to jako możliwość dodatkowej reklamy dla Grunch Security Solutions i nigdy nie omieszkał przypomnieć Norze, że ma wymienić nazwę firmy, jeśli będzie go cytowała w „Globalt”. Nora na to przystawała, bo facet naprawdę znał się na rzeczy. Poznała go na konferencji o bojownikach ISIS, którzy wrócili do domów; był tam jednym z głównych prelegentów. W przeciwieństwie do większości ekspertów w prawdziwej służbie bezpieczeństwa, Grunch nie należał do ludzi ukrywających się za zagadkowymi sformułowaniami i niedopowiedzeniami. Jego wnioski były równie jednoznaczne, co szerokie, czerwone szelki, które stały się jego znakiem firmowym.

Gdy tylko odebrał telefon, Nora usłyszała, że jest zajęty.

– Grunch. Z kim rozmawiam?

Sand się przedstawiła.

– Ta-ak, pamiętam panią. Siedzę w samochodzie, ma pani pięć minut, proszę mówić – zachęcił.

– ISIS w Toppingham? Jak to rozumieć?

– Dwie opcje: albo bojownik, który wrócił z Syrii, albo jeden z pozostałych.

– Pozostałych?

– Tak. Taki, któremu w ogóle nie pozwolono wyjechać. Potrafią być równie groźni.

– Jak to?

– Młodzi ludzie radykalizujący się online. Ich rodzice sądzą, że są bezpieczni, bo siedzą w domu i nie zadają się z gangami czy z radykalnymi imamami, a tymczasem ich dzieci w swoich pokojach oglądają wideo z Daesh, w których gloryfikuje się świętą wojnę. Pokazują tam, jak Państwo Islamskie pomaga Syryjczykom, którzy doznali tortur i przemocy ze strony bojówek Baszszara al-Asada. Bojownicy świętej wojny rozdający jedzenie i słodycze osieroconym dzieciom.

– Ale chyba istnieją jakieś granice tego, jaki wpływ może wywrzeć na człowieka oglądanie filmów online? Dlaczego rodzice tych dzieciaków niczego nie dostrzegają?

– Zdziwiłaby się pani, jak to potrafi szybko pójść i czego może dokonać sprawnie przeprowadzona propaganda. Kiedy któryś z ich „łowców talentów” zagnie na kogoś parol, to często bitwa jest już przegrana. Ci ludzie są szkoleni do przebywania w samotności i izolowania innych ludzi od otoczenia. Sprawiają, że dzieciaki czują się ważne, a poczucie konspiracji tylko wzmacnia to poczucie: zostałeś przez nas wybrany. Nie wolno ci rozmawiać z innymi o twoim świętym zadaniu dla Allaha. Atak terrorystyczny w Londynie trzy lata temu, pamięta go pani?

Nora aż za dobrze pamiętała ten potworny wieczór, kiedy na jednym z licznych londyńskich mostów samochód dostawczy wjechał w tłum ludzi.

– Za atakiem stał 21-letni chłopak. Rok wcześniej zamierzał wyjechać do Ar-Rakki i wziąć udział w wojnie. Ale jego młodsza siostra zaczęła coś podejrzewać i porozmawiała z imamem, który wykazał się przytomnością umysłu i skontaktował się z miejscową policją w Leicester, gdzie mieszkał ten młody człowiek. Zawrócono go na granicy i wydawało się, że później zachowywał się już spokojnie. W każdym razie wystarczająco długo, by nikogo nie zastanowiła jego przeprowadzka do Londynu. Wtedy zemścił się na społeczeństwie, które udaremniło mu karierę bojownika.

– Co podpowiada panu doświadczenie? Czy tego policjanta zamordował ktoś, kto wrócił do Anglii, czy raczej ktoś, kto musiał w niej zostać?

Nastąpiła pauza, podczas której Nora słyszała głośne klikanie kierunkowskazu w samochodzie Gruncha. Potem nastała cisza, bo jej rozmówca wyłączył silnik.

– Dotarłem na miejsce – oznajmił.

– Ale tak na szybko?

– Pani Sand, nie widziałem tego nagrania. Nie jest dostępne w całości dla zwykłych śmiertelników. Kiedy je obejrzę, a mój fach niestety prędzej czy później mnie do tego zmusi, przyjrzę mu się pod kątem następujących aspektów: co znajduje się w tle? Jakie jest ukryte przesłanie? Kto mówi na nagraniu i co w ogóle zostaje powiedziane? Czy to profesjonalna likwidacja, to znaczy ktoś, kto sprawia wrażenie, jakby już to kiedyś robił? Proszę zwrócić uwagę na sposób poruszania się delikwenta. Jak się dobrze przyjrzeć, prawie zawsze widać po ludziach, czy przeszli trening wojskowy. Ale jeśli chce pani na szybko usłyszeć moje zdanie, to nie sądzę, by to było Państwo Islamskie. Nie ma to sensu pod względem strategicznym. Okej? Muszę lecieć – powiedział Grunch i się rozłączył.

Nora uchyliła okno, odsunęła telewizor na bok, by zrobić miejsce na komputer, i usiadła, by zrobić notatki. Potem zabrała się za research na temat syryjskich bojowników. W raporcie napisanym półtora roku temu przez pewien think tank utrzymywano, że w przypadku załamania Państwa Islamskiego nawet czterystu byłych bojowników będzie próbowało wrócić do Wielkiej Brytanii, gdzie się urodzili i wychowali.

Nora stwierdziła, że nie jest to wyłącznie problem Brytyjczyków. Według raportu około dwóch tysięcy eksbojowników mogło obierać kurs powrotny na Europę po pobycie w Syrii lub Iraku. Dane szacunkowe dla Danii podawały liczbę około stu pięćdziesięciu osób, które potencjalnie mogłyby wrócić do kraju.

Raport zawierał konkluzję, że praktycznie niemożliwe jest rozróżnienie zatwardziałych dżihadystów od młodych, naiwnych ludzi zwiedzionych obietnicami rajskiego kalifatu i wielkiej chwały, którzy na miejscu zastali bezmyślną brutalność i chcieli wrócić do normalnego życia na Zachodzie.

Niektórzy eksperci uważali, że resocjalizacja tych młodych ludzi byłaby możliwa, inni jednak twierdzili, że to beznadziejne zadanie.

Francuski minister oświadczył, że gdyby to zależało od niego, to byłoby najlepiej, by ludzie, „którzy postanowili walczyć w Syrii po stronie islamistów, również w Syrii ginęli”, a amerykański rzecznik do spraw wojskowych wyznał amerykańskiej gazecie, że zgodnie z wytycznymi żołnierze mieli rozkaz strzelania do sił ISIS bez względu na to, czy znajdują się w nich obywatele europejscy czy nie.

W Wielkiej Brytanii rząd zaczął odbierać obywatelstwo osobom, o których było wiadomo, że dołączyły do Państwa Islamskiego, tym samym uniemożliwiając im powrót do domu. Raport nie podawał, ilu ludziom udało się wrócić do Wielkiej Brytanii.

Nora zadzwoniła do think tanku po aktualny komentarz na ten temat, ale trafiła na automatyczną sekretarkę. Potem zrobiła rozeznanie w ośrodkach islamskich w Toppingham. Może ktoś mógłby rzucić światło na to, dlaczego ISIS postanowiło uderzyć właśnie tutaj, a nie na przykład w Londynie. Może policja w stolicy miała większą świadomość na temat bezpieczeństwa niż miasto w południowym Yorkshire zamieszkane przez ćwierć miliona ludzi. Ale dlaczego właśnie tu? Dlaczego nie w Sheffield, Manchesterze, Birmingham czy choćby w Brighton? Nora zgadywała, że sprawca musiał mieć z tym miejscem jakiejś powiązania, bez względu na to, czy był w Syrii czy nie.

Zadzwoniła do ośrodka muzułmańskiego sprawiającego wrażenie największego w mieście; telefon odebrał mężczyzna, który przedstawił się jako Abu Wahid. Gdy usłyszał, że Nora jest dziennikarką, zaczął mówić zwrotami, które brzmiały, jakby odczytywał je prosto z kartki.

– Potępiamy każdą formę przemocy. Islam jest religią pokojową. Nikt z naszego miasta nie mógłby się do czegoś podobnego posunąć – wyrecytował i ciągnął dalej: – Odcinamy się od tego czynu, który stoi w sprzeczności z naukami Mahometa.

Nora kilkakrotnie próbowała przerwać jego monolog, ale mężczyzna był zaprawiony w bojach i najwyraźniej nie musiał nabierać powietrza między zdaniami. W końcu udało jej się wtrącić:

– Mogę przyjść jutro, by z państwem porozmawiać?

– Nie wiem, czemu miałoby to służyć – odparł Abu Wahid.

– Chciałabym poznać wasze zdanie na temat tej tragedii.

– Wszyscy tak mówią, ale nikt nie jest zainteresowany, by rzeczywiście nas wysłuchać – powiedział Abu Wahid ze zmęczeniem.

– Ja jestem – zapewniła Nora.

– Dlaczego miałaby pani być inna niż pozostali dziennikarze?

– Bo rzeczywiście chciałabym się spotkać i z panem porozmawiać?

Abu Wahid westchnął.

– Nie widzę sensu – odparł i odłożył słuchawkę.

Nora uznała, że tak łatwo mu nie odpuści. Może będzie mu trudniej odmówić, gdy pojawi się u niego osobiście. A nawet jeśli ją spławi, pewnie uda jej się zamienić słówko z innymi ludźmi z ośrodka.

Sand zerknęła na łóżko. Poduszki sprawiały wrażenie wyjątkowo miękkich i Nora poczuła, jak znów ogarnia ją zmęczenie. Wiedziała jednak, że musi zacisnąć zęby i porzucić myśli o spaniu; w przeciwnym razie później za to zapłaci. Wstawiła więc wodę w czajniku elektrycznym, zrobiła sobie filiżankę kawy z dwóch małych torebek neski i dolała do niej mleka o długim terminie spożycia z plastikowego kubka przypominającego element domku dla lalek.

Zaczęło się ściemniać i deszcz przybrał na sile do tego stopnia, że zdawało się, iż chce się wryć w ziemię. Nora pomyślała tęsknie o parasolu pozostawionym w domu w Londynie. Pijąc kawę, dostrzegła taksówkę stojącą na zgaszonych światłach na skraju parku. Dziewczyny z wózkiem dawno sobie poszły, ale Sand zauważyła ruch między drzewami w zapadającym zmroku. Zastanowiło ją, jakim trzeba być desperatem, by przebywać na dworze przy takiej pogodzie. Trudno było cokolwiek dojrzeć między gałęziami drzew; może po prostu taksówkarz musiał udać się na stronę.

Wzięła głęboki wdech i wysłała SMS do Andreasa.

„Możesz rozmawiać?”

Kilka sekund później zadzwonił.

– Cześć – powiedział.

Głos miał zdarty i zmęczony. Wystarczyło to jednosylabowe słowo, by Nora się zorientowała, że Andreas jest bardziej wyczerpany, niż był kiedykolwiek. Obiecała sobie, że zadzwoni tylko jako przyjaciółka, ale to jedno słowo przedarło się przez jej mechanizmy obronne, już i tak nadszarpnięte zmęczeniem, i z ukłuciem wbiło w jej serce maleńką flagę.

– Andreasie, co się dzieje?

– Viola jest w szpitalu. Robią jej wszystkie możliwe badania, ale nie mogą dojść do tego, co jej jest. Ma wysoką gorączkę i niestabilny rytm serca. – Andreas zaczerpnął powietrza.

– Och, coś potwornego.

– Mówią, że jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, ale było blisko – powiedział łamiącym się głosem.

– Gdzie teraz jesteś? – spytała Nora.

– Właśnie wychodziłem do apteki. Muszę coś ze sobą zrobić. Birgitte i jej mama siedzą z Violą na sali.

– Ach, Andreasie, tak mi przykro. Czy Birgitte dobrze się czuje? Musi przeżywać katusze.

– Znosi to lepiej niż ja – odparł Andreas.

Nora usłyszała skrzypienie drzwi wahadłowych i skrzeczący w tle komunikat nadawany przez głośniki.

– Muszę lecieć. Dzięki, że mnie wysłuchałaś. Nie wiem, dlaczego, ale chciałem ci to powiedzieć.

– Andreasie, zawsze możesz do mnie zadzwonić.

– Dziękuję. Cześć.

Nora ledwie zarejestrowała, że podczas rozmowy usiadła na łóżku; teraz padła na materac, zamknęła oczy i poczuła, jak ogarnia ją sen, miękki jak koc, który można naciągnąć na głowę i z miejsca zapomnieć o policjantach z odrąbanymi głowami, bojownikach ISIS i o bliskim łez Andreasie, stojącym teraz gdzieś w Kopenhadze. Powieki same się zamknęły i Nora zdążyła pogrążyć się w ciemności, gdy telefon przywołał ją z powrotem do pokoju hotelowego. Dzwonił Tom. Nora nie odebrała i po trzydziestu sekundach dostała SMS z informacją o nowej wiadomości głosowej nagranej na jej poczcie. Nic z tym nie zrobiła, nie mając siły się zastanawiać, jakie miejsce w jej życiu zajmuje aktualnie ciemnowłosy wydawca z Soho. Dowie się tego po powrocie do Londynu. Na razie zmusiła się do wstania z łóżka i wzięła gorący prysznic.

***

Trzy kwadranse później znalazła się w barze The Maiden’s Head, który bynajmniej nie wysyłał mylnych sygnałów co do swojej natury. Był to mianowicie lokal działający od dekad w mieście szczycącym się tradycjami w przemyśle stalowym. Teraz jednak ledwie wiązał koniec z końcem z uwagi na wysoki odsetek bezrobocia, który jakoś nie chciał się zmniejszyć. Jedynym elementem sygnalizującym, że rok 1975 już się skończył, był telewizor płaskoekranowy w kącie lokalu, nadający krykieta z miejsca, gdzie pogoda wyglądała na znacznie lepszą niż w Toppingham.

Nora rzuciła okiem na beczkę coli z dyskontu ustawioną za ladą i zamówiła pół litra piwa u uśmiechniętej barmanki o srebrnych cieniach na powiekach i sztucznych rzęsach. Gdy Sand szukała w torebce pięciofuntówki, od tyłu zaszedł ją Joe i postukał w ramię.

– Cześć, Noro, dobrze cię widzieć. Siedzimy tam – powiedział, wskazując na stolik w głębi lokalu, blisko migającego flippera. Siedziało przy nim trzech innych mężczyzn, których Joe pospiesznie przedstawił: – Matt, pracuje w redakcji sportowej, o ile w ogóle chce mu się ruszyć palcem. Greg, który ma pecha dzielić ze mną biurko. A ten potężny gość z wąsami to mój brat Chris. Nora jest kickboxerką z Danii. Poznałem ją w Tajlandii.

Sand skinęła głową do wszystkich po kolei i usiadła ze swoim piwem naprzeciwko Chrisa. Dwaj dziennikarze pogrążeni byli w sprzeczce, która – jeśli Nora dobrze rozumiała – dotyczyła tego, czy podboje seksualne jednego z graczy drużyny narodowej powinny skończyć się dyskwalifikacją, czy jego umiejętności na boisku przyćmiewają wszystko inne. Nie trzeba było długo czekać, by Joe do nich dołączył.

Chris pił piwo z kufla dużymi łykami, oglądając mecz krykieta i raz po raz zerkając na Norę. Najwyraźniej nie zamierzał zaczynać rozmowy, więc Sand postanowiła zrobić pierwszy krok.

– Joe mówi, że jesteś z policji?

Skinięcie.

– I bardzo dobrze znałeś Crowa?

Kolejne potaknięcie.

– Jak myślisz, co się z nim stało?

Chris odwrócił się do niej ze zmrużonymi oczami.

– Chyba oglądałaś wiadomości? Czy nie?

Nora się skuliła.

– Owszem, pytam tylko, czy…

– On był moim przyjacielem, większość dzisiejszego dnia przesiedziałem przy jego żonie… przy wdowie po nim, Mary. Mają czteroletniego syna, dla którego jestem ukochanym wujkiem Chrisem. Jak mam mu w ogóle wyjaśnić, co się stało z jego tatą? – powiedział ze wzrokiem utkwionym w ekran telewizora.

Nora ujęła go łagodnie za ramię i zmusiła, by się do niej odwrócił, po czym poczekała, aż spojrzy jej w oczy.

– Rozumiem doskonale, jakie to straszne. Chodzi mi tylko o to, czy jesteście na sto procent pewni, że wideo nie zostało wyreżyserowane? W końcu nikt nie znalazł jego ciała. Może po prostu został porwany, a to nagranie to ściema obliczona na maksymalne wystraszenie ludzi.

Chris pokręcił głową, przesuwając otwartą dłonią po ustach, jakby chciał zapobiec wydostaniu się z nich kolejnych słów.

– Widziałem całe nagranie. Nie ma cienia wątpliwości, że Ed nie żyje. Uwierz mi, cienia.

– Jak to możliwe, że je widziałeś?

– Akurat pełniłem dyżur, gdy przesłano je na komendę w Toppingham. Wysłano je zbiorczo do całego personelu z tytułem: „Dostał to, na co zasłużył”. Szybko otrzymaliśmy komunikat, by skasować ten mejl, więc to zrobiłem, ale przedtem zdążyłem obejrzeć nagranie.

Chris opróżnił kufel jednym gorzkim haustem i spojrzał na Norę, jakby dopiero ją dostrzegł.

– Też jesteś dziennikarką, prawda?

Sand potwierdziła.

– Owszem. Przykro mi, jeśli Joe o tym nie wspomniał, ale tak, jestem.

– Te pytania są do artykułu?

– Tak. Ale jeszcze nie wiem, co napiszę.

Chris spojrzał na nią spode łba, więc Nora uniosła dopiero co opróżniony przez niego kufel.

– Jeszcze jedna kolejka?

Jej rozmówca skinął głową i znów odwrócił się do meczu krykieta. Na zewnątrz zapadła ciemność, a z pubu zaczęli powoli wychodzić ludzie, którzy wpadli tu na jedno piwo po pracy. Ich miejsce zajmowali ci, którzy zamierzali tu zostać przez resztę wieczoru.

Gdy Nora wróciła z tacą zastawioną pięcioma kuflami piwa Iron & Steel, napełnionych czułą ręką barmanki o srebrzystym spojrzeniu, Chris nieco złagodniał. Wziął kufel i wzniósł toast z wszystkimi zebranymi przy stole. Rozmowa Joego i jego kompanów zeszła już na wady i zalety nowego trenera kadry narodowej w stosunku do jego poprzednika, którego nieudolności nikt nie kwestionował. Nora wyłapała, że problematyczne będzie okiełznanie Rooneya, więc znów skierowała uwagę na Chrisa.

– Masz całkowitą pewność, że na nagraniu był Ed Crow?

– Tak. Byliśmy przyjaciółmi od czasu pierwszych przejażdżek na podrasowanych motorowerach i popijania po kryjomu piwa z puszki jego ojca. Głos Eda rozpoznałbym wszędzie.

– Czyli to był głos Eda?

Chris przełknął ślinę.

– Tak, błagał o litość. Mówił o synu i żonie, których bardzo kochał. Człowiek z tą szablą nie wyglądał jednak, jakby jego słowa go jakkolwiek ruszyły. To było takie zimne.

– Profesjonalne?

Chris wzruszył ramionami.

– Obejrzałem to nagranie jako jeden z pierwszych. Akurat sprawdzałem mejle w poniedziałek wieczorem. Potem już tylko siedziałem, patrząc przed siebie. Nie potrafiłem pojąć, co właśnie obejrzałem.

Jego głos znów się załamał. Policjant wziął łyk piwa.

– Pamiętasz jakieś szczegóły na temat tego człowieka?

Chris wzruszył ramionami.

– Miał na sobie coś w rodzaju munduru wojskowego. Kominiarkę. Jego oczu właściwie nie było widać. Pewnie to samo, co można obejrzeć na urywku nagrania w wiadomościach.

– Tło?

– Białe ściany, na suficie naga żarówka. Nic charakterystycznego. To mógł być jakiś magazyn czy garaż. Cokolwiek.

– Czy w tle widać było flagę ISIS czy coś w tym rodzaju?

– Z tego, co widziałem, nie. Tylko czarna płachta, białe ściany i mocne, rażące światło.

Nora czekała, pijąc piwo małymi łykami. Wiedziała, że nastąpi ciąg dalszy.

– Kiedy Ed skończył mówić, tamten poderżnął mu gardło bułatem. Jakby dokonywał rytualnego zarżnięcia kozy.

Chris nieświadomie wykonał na szyi gest ręką od lewej do prawej strony.

Nora poczuła, jak przewracają się jej wnętrzności. Powodem było nie tylko zmęczenie, ale też fakt, że piła właśnie drugie piwo na pusty żołądek. Ale Chris jeszcze nie skończył.

– Ed wrzasnął, a potem zamilkł. Na wszystkie strony tryskała krew wielkimi strumieniami, aż w końcu przestała płynąć. Wtedy tamten zabrał się za odpiłowywanie głowy. Zajęło to więcej czasu, niż można sobie wyobrazić. Przecięcie tchawicy, kości i tym podobnych za pomocą bułatu, nawet naostrzonego, to ciężka praca. Nie widziałem, co dokładnie robił, bo kamerę ustawiono na statywie, a on jej nie przestawił podczas pracy. Ale było słychać, że to trudne zadanie – powiedział bezbarwnym głosem.

Wziął płytki oddech i na nowo podjął opowieść, jakby w transie.

– Nie wiem, dlaczego wtedy nie wyłączyłem wideo. Dlaczego nie odwróciłem wzroku, nie wyłączyłem dźwięku lub po prostu nie odszedłem. Ale nie potrafiłem.

Nora miała ochotę poprosić go, by przestał mówić, ale etap rozmowy, w którym można było zwolnić i zaczerpnąć powietrza, Chris miał już za sobą. Zmierzał do gorzkiego finału, który czekał tuż za rogiem.

– Pod koniec trzymał w ręku głowę Eda. Podniósł ją do góry za włosy. Oczu Eda nie było widać, były zaciśnięte, ale usta miał jakby wykrzywione. Jakby nigdy nie miał umilknąć.

Chris zrobił krótką przerwę.

– Czy właśnie takie rzeczy chciałaś usłyszeć? Pasują do twojego artykułu? – spytał z goryczą.

Nora nie zdążyła odpowiedzieć, bo zadzwonił telefon Joego.

Sand dostrzegła, jak dziennikarz blednie i wstaje, by oddalić się od gwaru.

– Policja już tam jest? – spytał.

Krótko potem zakończył połączenie i nawiązał kontakt wzrokowy z Norą.

– Znaleźli go? – spytała.

– Wszystko na to wskazuje. Jadę tam.

– Jadę z tobą – poinformowała go Nora.

Włożyła sweter i wyszła na ulicę, by wezwać taksówkę, podczas gdy Joe żegnał się z bratem. Po chwili usiadł na przednim siedzeniu i podał kierowcy adres na Mulberry Road.

– Kto dzwonił? – spytała Sand.

– Tommy.

– Kim jest Tommy?

– Chodziliśmy razem na piłkę nożną. Parę razy uratowałem mu tyłek przed kilkoma starszymi chłopakami. Teraz mieszka w jednej z niezbyt eleganckich dzielnic miasta i często daje mi cynk na różne tematy. Mówi, że przy kompleksie garaży jest duże poruszenie. Plotka głosi, że znaleźli tam zwłoki, które mogą należeć do Eda.

***

Dziesięć minut później skręcili w Mulberry Road. Migające niebieskie światła zaparkowanego samochodu policyjnego już z daleka wysyłały sygnał do okolicznych bloków, że przy podupadającym kompleksie garaży wydarzyło się coś niezwykłego.

Nora kuliła się w deszczu, kłującym ją w policzki lodowatymi igłami, Joe tymczasem płacił za taksówkę.

Znajdujący się za metalowym ogrodzeniem kompleks składał się z czterech długich budynków z czerwonej cegły. Nora naliczyła po dwanaście garaży w każdym ciągu, wszystkie wyposażone w zardzewiałe, spuszczane drzwi. Cała okolica przypominała przedmieścia Czarnobyla – była opuszczona i źle utrzymana, podobnie jak tabliczka informująca o tym, że mieści się tu Wynajem Garaży Osborne’a.

Umundurowany policjant siedział w aucie i w skupieniu mówił coś do krótkofalówki, a jego kolega walczył z wiatrem, mocując niebiesko-białą plastikową taśmę przestrzegającą otoczenie, że zabrania się wstępu na teren kompleksu garaży. Nora zobaczyła za nim na wpół otwarte drzwi do jednego z nich.

– Dlaczego nie ma tu żadnych techników ani śledczych? – spytała Nora.

Joe wzruszył ramionami.

– Pewnie dopiero jadą. W piątek wieczorem skrzyknięcie ludzi zajmuje trochę czasu, bo wszyscy zdążyli już wyjść na piwo. Niektórzy muszą dojechać z Sheffield, o ile w ogóle będą mogli sami prowadzić – wyjaśnił.

Nora podeszła do garażu, oglądając się na Joego.

– Wchodzisz?

Zawahał się, po czym ruszył za nią.

Gdy się zbliżyli, policjant w mundurze szybko uniósł wzrok, ale nic nie powiedział.

Joe skinął do niego.

– Czy to Crow? – spytał.

Nieznaczne kiwnięcie głową.

– Możemy się szybko rozejrzeć, Collins? – spytał.

Collins namyślał się kilka sekund.

– Macie dwie minuty, potem znikacie. I nie wchodźcie do środka ani niczego nie dotykajcie. Będziesz mi winien przysługę – odparł kwaśno.

Nora już zdążyła dostrzec czerwonobrązową plamę rozmywaną przez deszcz i rozlewającą się rdzawą kałużą w szparze w asfalcie.

Deszcz łagodził odór śmierci, ale i tak nie dało się go z niczym pomylić. Słodkawy i przyprawiający o mdłości. Dokładnie taki, jak ostatnio, gdy Norę wysłano, by relacjonowała skutki trzęsienia ziemi. Wtedy całymi tygodniami spod ruin zawalonych domów wyciągano ciała ofiar.

Ukucnęła, by zajrzeć do garażu, ale ciemność uniemożliwiała jakikolwiek podgląd.

Na drzwiach widniały resztki zupełnie nieprzystającej do sytuacji naklejki w radosnym, żółtym kolorze z pochyloną palmą i literami SUNSH.

– Kto go znalazł? – spytała Collinsa, mocując się z latarką w komórce.

– Nie wiem, myślę, że jeden z wynajmujących. Zgłoszenie było anonimowe, ale mówił o dziwnym zapachu i nalegał, byśmy się tym zajęli. Gdy zadzwonili z centrali, nasz patrol po prostu znajdował się najbliżej.

Tymczasem Joe znalazł w kieszeni kurtki małą latarkę i na próbę skierował cienką strużkę żółtego światła w głąb garażu. Snop światła przesunął się po stole, krześle i czarnych, cienkich metalowych nóżkach statywu, na którym nie było kamery. Na podłodze leżał tobołek wielkości ciała dorosłego mężczyzny, wokół którego widniał zakrwawiony trencz. Wtedy snop światła dotarł do stołu ustawionego, jak się wydawało, pośrodku pomieszczenia. Na jego blacie leżała głowa Eda Crowa. Oczy miał zaciśnięte, skóra nabrała biało-żółtej barwy.

– Jak on… – zdążyła powiedzieć Nora, nim poczuła na ramieniu żelazny uścisk.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: