Nos Pinokia. Mechanizmy obronne – azyl czy pułapka? - ebook
Nos Pinokia. Mechanizmy obronne – azyl czy pułapka? - ebook
Czy jestem Jęczącą Martą? Czy mam kompleks faryzeusza lub syndrom żółwia? Czy jestem krytykantem? Czy potrafię zaakceptować to, że ktoś przyłapał mnie na błędzie? Jak reaguję, gdy ktoś się ze mną sprzecza? Co kryje się za moim wymądrzaniem się?
Odpowiedzi na powyższe pytania mogą nadać życiu nową jakość. Joël Pralong umiejętnie i fachowo rzuca światło na – często nieuświadomione – mechanizmy obronne. Rozrywa ich paraliżujący kokon. Docenia ich funkcję ochronną, ale równocześnie demaskuje pułapki, które zastawiają. Uczy, jak skutecznie niwelować ich zgubne skutki, zgrabnie łącząc rozwój psychologiczny z duchowością.
Mechanizmy obronne, niekontrolowane i nieświadome, paraliżują relację i zamykają nas w swej skorupie; jednakże jeśli ta zbroja poddana zostanie działaniu cnót kardynalnych i darów Ducha Świętego, zmienia się w lekki strój ochronny, dopasowany do osoby i rzeczywistości. /Fragment książki/
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7906-291-1 |
Rozmiar pliku: | 163 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W chwili naszych narodzin, o czym czasem zapominamy, otrzymujemy wspaniały dar: życie. Byśmy mogli iść naprzód, poznawać, pojmować, natura wyposażyła nas w cudowny pojazd, wielofunkcyjny wehikuł, prawdziwy jeep: nasze ciało. Będzie się ono rozwijało, zmieniało, czasem szwankowało, ale – obdarzone niezwykłą wytrzymałością – pozostanie wiernym towarzyszem naszego ziemskiego pielgrzymowania. Jak każdy pojazd, ma komputer pokładowy: mózg. Ów komputer ma wgrany program, który pozwala nam się uczyć poznawania, zadawania pytań, wyobrażania sobie, marzenia, uśmiechu na starych i nowych ścieżkach, a zwłaszcza podtrzymywania w sobie tej pewności, że nawet jeśli zupełnie ugrzęźniemy na błotnistej drodze, to zawsze istnieje jakieś rozwiązanie.
„Nie lękajcie się” (Nolite timere) to zdanie z samego serca życia Chrystusa, który przypomina nam, że strach jest często obecny w naszych reakcjach na ludzi i świat. W to narzędzie wyposażyła nas biologia, byśmy mogli się chronić przed niebezpieczeństwami i przed nieznanym. Ale niekiedy ten strach może nami zawładnąć, stłumić naturalną ciekawość, pozbawić pewności siebie, wzbudzić wątpliwości
– i stać się trucizną.
Książka ta jest drogą, która pomoże nam odkryć słabo poznane jeszcze terytorium – nas samych. Niczym instrukcja obsługi, daje nam wskazówki pozwalające lepiej zrozumieć, że życie nie jest ciągiem dni złożonym z wydarzeń, które automatycznie czynią nas mądrzejszymi czy dojrzalszymi. Nie! Dokładając wciąż szczeble do drabiny czasu, życie wymaga od nas, byśmy wspinali się po nich, jeden po drugim. I w tenże sposób – powolutku – wzrastamy, dojrzewamy, uczymy się.
Uczyć się to również zrozumieć, że czasami strach może się wyrażać na rozmaite sposoby: poprzez smutek, wściekłość czy zazdrość. Te emocje opanowują nasz mózg i psują naszą interakcję z nieznanym. Nieznanym, które nie jest już ziemią obiecaną, ale staje się w naszych oczach polem bitwy, na którym drugi człowiek jest nam nieprzyjacielem. Wywołane strachem mechanizmy obronne tłumią ciekawość i sprawiają, że wznosimy w sercu mury uniemożliwiające naszemu wewnętrznemu światłu oświecać nas i naszą ścieżkę.
W naturze istnieje przykład, z którym można porównać naszą życiową drogę: to motyl. Motyl, którego uroda cieszy oczy, a który w pewnym momencie swojego życia wywołuje w nas wstręt. W istocie, nim stanie się motylem, jest gąsienicą, pełzającym stworzeniem, które wzbudza raczej strach niż podziw. Później przychodzi okres metamorfozy, poczwarki. Gąsienica zamyka się w kokonie, by lepiej wzrastać. A my na jakim jesteśmy etapie? W pewnym okresie przypominamy trochę gąsienice, to znaczy przyszłe motyle, ale musimy pracować, by wzrastać, a później utkać kokon. Niestety, może się on stać wygodnym więzieniem zbudowanym z naszych przyzwyczajeń, dlatego też prawdziwe wyzwanie to podjęcie wysiłku rozerwania i opuszczenia go, by dać się unieść na skrzydłach pragnień przez przestrzenie naszego życia. Potrzeba odwagi, wiary w siebie, miłości do siebie samego, by ośmielić się skoczyć w przepaść, choć tak nam dobrze w kokonie utkanym z naszych uprzedzeń, strachów i osądów.
Książka ta pomoże rozerwać kokon i skłoni nas do rozpostarcia skrzydeł, by ulecieć ku nieznanemu bez strachu i przede wszystkim akceptując, że na początku nie lata się idealnie, że można pomylić kierunek czy nawet spaść. Nie należy wówczas osądzać, potępiać samego siebie, lecz sobie wybaczyć i wystartować na nowo, pamiętając, że strach nie jest już narzędziem ochronnym, ale synem pychy: przykuwa nas do ziemi i sprawia, że widzimy w drugim człowieku rywala, którego osądzamy i którego nie cierpimy, ponieważ nie akceptujemy tego, że ktoś może być lepszy od nas.
„Nie lękajcie się”, wyjdźcie z kokonu waszych przyzwyczajeń, złości, zazdrości, by ulecieć nad tą wewnętrzną krainą, która jest naszym życiem, i podziwiać krajobrazy, o których poznaniu powinniśmy marzyć, by dzielić się nimi z innymi, bez chęci porównywania. Zaakceptujmy się tacy, jakimi jesteśmy. Przebaczmy sobie, nie osądzajmy się. Odważmy się pokochać siebie, by móc pokochać innych.
Ta lektura pozwoli wam odkryć instrukcję obsługi tego niezwyk-
łego wehikułu, jakim jest nasze ciało – instrukcję, którą często zapominamy przeczytać, a zwłaszcza do niej wracać.
Szczęśliwej podróży!
Nicolas Donzé, biolog
Wstęp
Chronić się, by istnieć
Każdy broni się, jak może
– Ależ nie, nie miałem zamiaru cię atakować! Dlaczego zawsze reagujesz tak, jakbyś trzymał gardę, a ja ciebie atakował?
– Zamiast gwiazdorzyć i opowiadać historyjki, które nie trzymają się kupy, zejdź na ziemię. To nie była wcale taka tragedia!
– Z nim to nigdy nie można porozmawiać poważnie, wszystko obraca w żart. Na pewno to jego sposób, by omijać prawdziwy problem…
– Śmiejesz się, tak, ale nieszczerze, chcesz, byśmy uwierzyli, że to cię nie rusza. Przyznaj się, bronisz się, jak możesz…
– Jak uświadomić mu jego problem, wielki jak słoń? A ciągle nam wmawia, że wszystko w porządku, że nic się nie dzieje.
– Masz odpowiedź na wszystko, nie da się ciebie przegadać!
– Za kogo ty się masz? Zejdźże z piedestału!
– Nic mu nie można powiedzieć, robi z igły widły!
Pod wpływem paniki każdy się kamufluje i broni, jak może, ze strachu przed cierpieniem i odrzuceniem. Jak zaakceptować to, że ktoś przyłapał nas na błędzie; to, że odsłaniamy nasze słabości przed drugim człowiekiem? To podwójny cios prosto w żołądek! Nie, trzeba się chronić, bronić, zbudować mur wokół ja, ustawić na nim straże i uzbrojonych po zęby żołnierzyków, ze strachu, że ktoś wedrze się do środka twierdzy. Cóż, świat jest, jaki jest, nie pieści się z nami, niczego nie puszcza płazem, nie robi prezentów, jeśli ktoś wybiega przed szereg. Mechanizmy obronne są ważne, sprawiają, że jesteśmy ostrożni i rozważni, wzbudzają szacunek. Odgrywają rolę podobną do zderzaków między dwoma wagonami, chroniąc naszą podatną na zranienia wrażliwość przed bólem w starciu z rzeczywistością. Ale, przyznajmy to, w większości przypadków przesadzamy, dramatyzujemy, ogarnięci obsesyjną myślą, że inni nas szpiegują, mają nam coś za złe, śledzą nas, cieszą się z każdego fałszywego kroku, by się z nas śmiać i nas osądzać. I całkiem często mechanizmy obronne nie są adekwatne wobec rzeczywistości, a spowodowane nimi gwałtowne reakcje i emocjonalne brutalne riposty okazują się nieproporcjonalne w stosunku do zaczepek. Utrudniamy sobie zatem życie, ranimy się, aż wreszcie każda zdrowa relacja ulega zniszczeniu. Wszyscy stają się podejrzani i mamy się na baczności, gotowi wybuchnąć z byle powodu. Kiedy mechanizmy obronne zamykają na jakąkolwiek relację, to znaczy, że jest się nad czym zastanawiać… Kiedy ja pozostaje zamknięte w wieży, z podniesionym mostem zwodzonym, nie pozwalając nikomu wejść do swego zamku – to już znak, że dana osoba jest chora, zamknięta w sobie, oderwana od rzeczywistości. W takim wypadku tylko pomoc psychologiczna może dokonać wyrwy
w murze.
Przestańcie utrudniać sobie życie
Należy być świadomym mechanizmów obronnych, które wytwarzamy od wczesnego dzieciństwa, początkowo ze strachu przed utratą miłości rodziców, potem – uznania naszych bliskich. Wystarczy poobserwować nasze codzienne zachowanie i sposób, w jaki bronimy się przed przeciwnościami losu. Celem tej książki jest nazwanie po imieniu reakcji obronnych, które odnajdujemy w zasadzie u każdego, zrozumienie ich i przeanalizowanie.
Uświadomienie sobie istnienia mechanizmów obronnych to pierwszy krok do tego, by nie stać się ich zakładnikiem i nie dać się zbić z tropu przy byle przykrości. Następnie zobaczymy, jak inteligentnie z nich korzystać, w rozsądny, a nie dziecinny sposób, by nie tracić gruntu pod nogami, kontaktu z rzeczywistością i nie utrudniać sobie niepotrzebnie życia. Postawienie sobie kilku ważnych pytań, szczere rozmowy z otoczeniem, zdrowe poczucie humoru ze sporą domieszką miłosierdzia, słowo Boże – dzięki temu wszystkiemu uchwycimy delikatnie mechanizmy obronne, by je wyeksponować, nazwać i zrozumieć ich wpływ na relacje z drugim człowiekiem.
Rozdział I
Nos Pinokia
Prawda pod nosem
Z pewnością znacie historię drewnianej marionetki imieniem Pinokio autorstwa Carla Collodiego, światowej sławy arcydzieło z 1881 roku. Pewnego wieczoru, przed snem, dzielny Dżepetto dokonuje ostatnich poprawek przy sporządzonej przez siebie lalce. Gadający Świerszcz zakrada się do warsztatu wynalazcy, wszystko bacznie obserwuje. Tej nocy stanie się świadkiem dziwnej sceny. Oto piękna niebieska wróżka przybywa z nieba i skinieniem czarodziejskiej różdżki daje życie uroczemu pajacowi, który nagle budzi się, jakby z głębokiego snu. Ale to tylko pierwszy krok ku ostatecznej metamorfozie Pinokia: przemianie w prawdziwego człowieka. By to osiągnąć, powinien co do joty wypełnić zalecenia wróżki.
Pierwszy etap naznaczony jest nabyciem dobrego i światłego sumienia, pozwalającego podążać drogą dobra i opierać się zwodniczym powabom zła. Wróżka powierza świerszczowi misję polegającą na ucieleśnianiu sumienia Pinokia, towarzyszeniu mu, nieustannej rozmowie, dzięki której usłyszy głos rozsądku i będzie się kierował ku dobru. Marionetka obiecuje wróżce, że zawsze będzie słuchać głosu swego sumienia. Następnego ranka to Pinokio we własnej osobie opowiada o tych wydarzeniach swojemu adopcyjnemu ojcu, a ten nie może wyjść ze zdumienia! Gdy, jak wszystkie dzieci, drewniany człowieczek wyrusza do szkoły, daje się sprowadzić na złą drogę przez dwóch tajemniczych jegomości – Kota i Lisa, którzy mamią go wielką karierą aktorską wśród oklasków i w blasku reflektorów. Porwany entuzjazmem, nasz pajacyk nie posiada się z radości na myśl o sukcesie bez wysiłku. Starania Gadającego Świerszcza, by go od tego odwieść, spełzają na niczym – nasz drewniany kolega już „pękł” pod naporem swoich namiętności. Ale po wielu udanych przedstawieniach trafia do klatki, sam na sam ze swym sumieniem, a potem zostaje zabrany daleko od swego ojca. Tam przypomina sobie o obietnicach złożonych wróżce. Jest mu wstyd, czuje się winny, ogarnia go lęk. Kiedy wróżka znów się ukazuje, prawda staje się dla niego nie do zniesienia. By ukryć swój wstyd i obronić się przed osądem wróżki, wymyśla nieprawdopodobną historię: w drodze do szkoły został porwany przez dwa potwory, które wsadziły go do wielkiego wora… Ale w trakcie opowieści jego nos wydłuża się i wydłuża, aż zaczyna przypominać długą marchewkę! Wróżka przerywa mu, mówiąc, że jedno kłamstwo pociąga za sobą drugie, aż staje się to widoczne, jak nos na twarzy. To wtedy Gadający Świerszcz bierze Pinokia w obronę. Jak dobremu adwokatowi, udaje mu się przekonać wróżkę, by wypuściła ich z klatki.
Ciąg dalszy tej historii to tylko powtórka pierwszej części. Pinokio, łapany nieustannie przez dwóch nicponi uosabiających nowe pasje, znów porzuca zdrowy rozsądek, nie słuchając Gadającego
Świerszcza. Trafia oto do Krainy Zabawek, gdzie nie obowiązują żadne zakazy, ale i tym razem źle kończy – jako osioł ciągnący wózki w kopalni. Jednak po wykaraskaniu się z każdych kolejnych tarapatów drewniany chłopiec się poprawia… Podążając stopniowo za głosem sumienia, uzbraja się w przykładną odwagę, ryzykując na końcu nawet własnym życiem, ratując swojego ojca od utonięcia! Docierając do ostatniego etapu swojego rozwoju, zostaje przemieniony przez wróżkę w prawdziwego chłopca z krwi i kości, ku radości Dżepetta!