Noskawery - ebook
Noskawery - ebook
Zuzia marzy o noskawerze. Oryginalnym, pachnącym, takim, jaki ma Jackson Beever. I połowa (ta fajniejsza połowa) dziewczyn z klasy. Kiedy dostaje go pod choinkę od babci – jest w siódmym niebie! Fajniejsza połowa wreszcie ją dostrzega! W międzyczasie Zuzia też coś dostrzega, coś zupełnie zaskakującego! I robi jej się bardzo wesoło, nawet kiedy okazuje się, że TERAZ najmodniejsze są lightmany, a swojego noskawera może spokojnie oddać babci.Zabawna historia o modzie i jej uleganiu.
W książki niektórych znanych autorów wskakujemy jak w stare, wygodne kapcie, albo się w nich układamy, jak w znajomym, miękkim fotelu. I za to ich lubimy. Ale Beręsewicz - to mistrz niespodzianki literackiej. Nigdy nie wiadomo, jakiego figla spłata tym razem czytelnikowi, jakiego orła wywinie na kartach swego nowego utworu. "Noskawery" też jest taką lekturą - psikusem. Ale właśnie dlatego uwielbiam go czytać. Już tyle razy mnie nabrał...
Joanna Papuzińska
Reklama jest narzędziem skutecznie ogłupiającym: dzięki niej można sprzedawać rzeczy, które są nikomu niepotrzebne, wywoływać na nie modę, a nawet powodować, że posiadanie zbędnych przedmiotów staje się miarą pozycji towarzyskiej… W zabawnej humoresce Paweł Beręsewicz wnikliwie obserwuje społeczeństwo, pozwala czytelnikowi znaleźć i własny portret pośród portretów powieściowych postaci. Opromieniona łagodnym humorem diagnoza kilku współczesnego społeczeństwa skłania do refleksji i weryfikacji własnej postawy życiowej.
Grzegorz Leszczyński
Trzecia nagroda w III Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, zorganizowanym przez Fundację „ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom” pod honorowym patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ambasady Szwecji i patronatem literackim Polskiej Sekcji IBBY, przy finansowym wsparciu Fundacji PZU.
Jury Konkursu, nawiązując do najwyższych standardów literatury dla dzieci wyznaczonych przez jego Patronkę, wybrało spośród 413 nadesłanych prac i nagrodziło teksty o wysokim poziomie literackim i etycznym, które z pełnym przekonaniem można polecać do czytania dzieciom i młodzieży.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7672-826-1 |
Rozmiar pliku: | 4,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Będziesz?
– No pewnie, że będę, dzięki!
Ozdobne koperty z zaproszeniami trafiały do kolejnych osób.
No tak, październik, urodziny Małgośki – pomyślała Zuzia, niecierpliwie czekając na swoją kolej.
Plik różowych kopert topniał w oczach, coraz więcej szczęśliwców radośnie popiskiwało, aż wreszcie ostatni pachnący prostokącik opuścił ręce Małgośki i Piotrek, udając obojętność, rozprostował złożoną na cztery karteczkę.
Pewnie to była dopiero pierwsza partia – gorączkowo pocieszała się Zuzia. – Pewnie moje zaplątało się gdzieś między zeszytami. Pewnie uznała, że wystarczy, jak mi powie – przecież wiem, gdzie mieszka.
Prawda była o wiele prostsza. Na liście gości, którym zaproponowano wspólne świętowanie dziesiątych urodzin Małgorzaty Pawłowskiej, nie było nazwiska Zuzi Majdy.
– Będziesz w sobotę u Gośki? – niewinnie spytała Kaśka na którejś z kolejnych przerw. – No co ty! Nie zaprosiła cię? Ojej!
W głosie Kaśki nie było słychać szczególnego żalu. Może nawet dałoby się wychwycić nutkę pewnej satysfakcji. Właściwie trudno, żeby było inaczej – zaproszenie na urodziny Małgośki to nie był byle jaki świstek. To był dokument najwyższej wagi – legitymacja, paszport, dowód. Karta członkowska klubu Zapraszanych. Dla kogoś, kto jeszcze rok temu wraz z innymi Niezapraszanymi smętnym wzrokiem obserwował ceremonię rozdawania kopert, to było nie lada przeżycie i radości Kaśki nie ma się co dziwić. Oczywiście Niezapraszani także bywali zapraszani, tylko że najczęściej wyłącznie przez innych Niezapraszanych, co bynajmniej nie czyniło ich Zapraszanymi.
– Musiała zapomnieć – litościwie stwierdziła Kaśka, poprawiając lekko przekrzywiony noskawer.
O ile Zapraszanych po raz pierwszy przepełniało jezioro szczęścia, o tyle rozpacz tych, którzy po zaznaniu rozkoszy Zapraszania zostawali z klubu usunięci, można porównać do oceanu. Przez taki właśnie ocean – szary, zimny i bezkresny – brnęła Zuzia do domu tego smutnego październikowego popołudnia, wlokąc worek z kapciami po mokrym chodniku.
– Co się będziesz przejmować Małgośką – podtrzymywała ją na duchu Julka, która nigdy jeszcze nie dostała żadnego zaproszenia, więc była przyzwyczajona.
– Wcale się nie przejmuję – mruknęła Zuzia.
– Chciałoby ci się nudzić na tych jej głupich urodzinach?
– No pewnie, że nie.
– I kupować prezent, który ona i tak na pewno już ma?
– No właśnie.
– I przez cały wieczór słuchać Jacksona Beevera?
– Weź przestań. Chybabym umarła.
I tak sobie szły dwie Niezapraszane przez szare uliczki osiedla, a jesienny chłód szczypał je w nieosłonięte nosy. Pogwizdywały dziarsko i chichotały głośniej niż trzeba, a potem rozeszły się do swoich bloków. Kiedy Zuzia została sama, nie musiała już dłużej udawać. Westchnęła ciężko i długo powstrzymywane łzy zatańczyły jej w oczach. Była w tej chwili najnieszczęśliwszą osobą na świecie.
– Dobrze, że jesteś – powiedziała babcia Marta, otwierając przed Zuzią drzwi. – Ziemniaki już dochodzą. Podgrzewam ci zupkę. Co tam w szkole?
– Dobrze – bąknęła Zuzia tonem, który doświadczone ucho babci bezbłędnie wychwyciło.
– Coś się stało?
– Nie.
– Coś ci się nie udało?
– Nie.
– Jakaś cię przykrość spotkała?
– Nie.
– No to zjedz trochę rosołku. To zawsze pomaga na przykrości. Nawet te, które nas nie spotkały – uśmiechnęła się babcia i przejechała czule palcami po gęstych włosach Zuzi.
Babcia Marta jak zwykle miała rację. Trochę pomógł rosołek i przytulna kuchnia, i ciepłe, mądre oczy wpatrzone w twarz wnuczki. Zuzia wiedziała, że babcia na pewno dałaby jej różową kopertę. Szkoda, że babcia była tylko babcią – to jednak nie całkiem to samo co Gośka.
Jak na złość w szkole, nie zważając na ludzkie nieszczęścia, zadali tego dnia wyjątkowo dużo lekcji. Chcąc nie chcąc, zaraz po obiedzie Zuzia wzięła tornister zostawiony przy wieszaku na kurtki i powlekła się do pokoju. Z kolorowego plakatu przyklejonego do przesuwnych drzwi szafy uśmiechnął się do niej Jackson Beever. Właściwie trudno było powiedzieć, czy do niej. Patrzył gdzieś w prawo i lekko w dół, ale gdzie by nie stanęła, próbując spojrzeć mu prosto w oczy, miała wrażenie, że wzrok piosenkarza ucieka w nieznaną przestrzeń.
Czyżby już wiedział o urodzinach? – przemknęło jej przez myśl i zaraz puknęła się w głowę, bo to przecież było zupełnie bez sensu.
Z westchnieniem siadła przy biurku i wyjęła jakieś zeszyty, ale nawet ich nie otworzyła. Przez pewien czas bezmyślnie patrzyła w okno, a potem otrząsnęła się z otępienia i próbowała przywołać do porządku. Usiłowała się skupić, ale całkiem jej nie szło, więc ze złością odepchnęła zeszyty. Rzuciła Jacksonowi pożegnalne spojrzenie i wyszła do dużego pokoju. Tam ciężko klapnęła na kanapę i nacisnęła guziczek pilota.
– Może byś na dwór wyszła, zamiast gapić się w telewizor?! – zawołała z kuchni babcia.
Zuzia jednak nie chciała wychodzić. Miała nieprzyjemne wrażenie, jakby cały świat, łącznie z huśtawkami, piaskownicą, samochodem sąsiada i samym sąsiadem, został zaproszony na urodziny Gośki. Wolała teraz być z tymi, którzy nie zostali – z babcią, miękką kanapą i przede wszystkim telewizorem.
Na ekranie kot gonił mysz, ale zawsze, kiedy już się wydawało, że ją dopadnie, ta okazywała się sprytniejsza i robiła mu taką krzywdę, że żaden kot spoza telewizora na pewno by jej nie przeżył. Ten jednak cierpiał tylko trochę i za chwilę ze zdwojoną energią rzucał się w swój beznadziejny pościg.
Potem były reklamy różnych rzeczy, które każdy fajny dzieciak powinien mieć, robić, zjadać lub wypijać. Czaderskie soczki, megaodlotowe zabawki, superziomalskie czapeczki i słitaśne gadżety – wszystko to mrugało, migało, pulsowało kolorami i obiecywało szczęśliwe dzieciństwo.
Na jednej z reklam grupka ładnych, zdrowych, roześmianych, kolorowo ubranych dzieciaków wyginała się w rytm energicznej muzyki i rapowała w stronę stojącego na uboczu fajtłapowatego okularnika: „Patrzcie na frajera, je, je, je! Nie ma noskawera, je, je, je! Wszyscy równi goście, aha, aha, aha! Noskawery noście, aha, aha, aha!”. Fajtłapa, który nagle zrozumiał swój błąd, natychmiast skoczył do sklepu, a tam sam Jackson Beever podał mu najnowszy noskawer marki Nosox z kilkunastoma zapachami, elektronicznym czujnikiem temperatury i funkcją masowania. Kiedy okularnik wrócił do kolegów, nagle okazało się, że wcale nie jest taki fajtłapowaty i robiąc żółwika z resztą dzieciaków, zarapował: „Czuję się na spoksie, gdy mam nos w Nosoxie”. Wtedy Jackson Beever zwrócił się do młodzieży z informacją, że nosoxy są czaderskie i w ogóle, a do rodziców – że chronią młody organizm przed zanieczyszczeniami obecnymi w powietrzu i wzmacniają odporność, co jest naukowo udowodnione. Na zakończenie okularnik zrobił salto w tył, a pozostali wydali okrzyk zachwytu.
Zuzia też była zachwycona. Wyłączyła telewizor, jeszcze zanim mysz skończyła miażdżyć kota walcem drogowym, i wyszła z pokoju do kuchni, gdzie babcia szykowała słoiki na spóźnione kiszone ogórki.