Notatki - ebook
Notatki - ebook
„Chiaromonte jest jedną z tych postaci bohaterskich dwudziestego wieku, które muszą być zapomniane, żeby tym większa była ich chwała kiedyś, kiedy winy i zasługi będą sprawiedliwie rozdzielone” – pisał Czesław Miłosz. Nicola Chiaromonte, jeden z najbardziej oryginalnych eseistów i myślicieli włoskich, przez całe życie prowadził notatki, które dziś uważane są za jego najbardziej oryginalne intelektualnie i literacko dzieło, będące głębokim komentarzem do historii intelektualnej XX stulecia. Niniejsza książka jest ich najpełniejszą prezentacją. Chiaromonte nie usiłuje uwodzić czytelnika, nie myśli o nim, stara się iść na skróty, ponad schematami, modami czy antymodami, do rzeczywistości, do sensu.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7453-172-6 |
Rozmiar pliku: | 792 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niniejsza książka jest najpełniejszą prezentacją notatek Nicoli Chiaromontego. Włoski humanista prowadził je przez całe życie. Miriam Chiaromonte po śmierci męża zaczęła przepisywać te z okresu 1955–1971. Pokazywała mi wyniki pracy i prosiła o sugestie. Zafascynowany tymi tekstami, napisałem szkic o nich i przełożyłem na polski niektóre z nich. Była to pierwsza w ogóle publikacja tych tekstów i o nich, ukazała się w „Zeszytach Literackich” nr 16, wiosna 1986.
Zachęcałem Miriam Chiaromonte do dalszej pracy i starań o włoską edycję. Ukazała się wreszcie jako Che cosa rimane. Taccuini 1955–1971, Il Mulino, Bologna 1995. Przedmową był mój szkic z 1985 roku, który stanowi również posłowie do niniejszego wydania. W roku 2001 ukazał się w Czytelniku wybór z wyboru włoskiego: Co pozostaje. Notesy 1955–1971, opracowany przez Stanisława Kasprzysiaka.
Włoska edycja nie objęła jednak niektórych fragmentów odcyfrowanych przez Miriam Chiaromonte i uznawanych przez nią za istotne. Upoważniła mnie do publikowania tekstów Chiaromontego, także jego ineditów i korespondencji. Dzięki staraniom Piotra Kłoczowskiego i Instytutu Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, wydawnictwa słowo obraz/terytoria i Fundacji Terytoria Książki dochodzi obecnie do pierwszej edycji tych zapisków zgodnie z pragnieniami Miriam Chiaromonte.
Notatki zostały ułożone tematycznie i podzielone na sześć części (obecne wydanie uzupełnione zostało o część szóstą – Pokłosie). Oznaczenia cyfrowe na końcu notatek wskazują na kolejny notes (cyfra rzymska) i kolejną notatkę w zeszycie (cyfra arabska). Notesy są datowane następująco: I–II (1955), III (1958), IV (1958–1960), V–VII (1961), VIII (1961––1962), IX–XI (1962), XII (1962–1963), XIII–XVII (1963), XVIII (1963–1964), XIX–XXVIII (1964), XXIX (1964–1965), XXX–XXXIV (1965), XXXV (1965–1966), XXXVI (1966), XXXVII–XLI (1967), XLII–XLIV (1968), XLV (1968–1969), XLVI–XLIX (1969), L–LI (1970), LII–LIII (1971).
Niniejsze wydanie, możliwe dzięki wieloletniej benedyktyńskiej pracy Miriam Chiaromonte, poświęcamy jej pamięci.
Wojciech Karpiński
listopad 2014Co pozostaje
NIEPRZENIKNIONOŚĆ PRZESZŁOŚCI
Przeszłość jest nieprzenikniona, nieruchoma i bardziej zagadkowa niż teraźniejszość, ponieważ została zatrzymana raz na zawsze, a jednocześnie rozprasza się, jest nieuchwytna i niedostępna wszelkim próbom „przywracania jej do życia” (choć zwykło się uważać, że w sposób magiczny dokonał tego Proust).
Przeszłość tkwi już na zawsze tam, gdzie tkwi, i nie istnieje. Jest faktem, który miał swoje następstwa i ma je w dalszym ciągu, a jednocześnie jest „jak gdyby” snem. Podpowiada nam rzeczywiście tę niepodważalną prawdę, że mimo „balastu przyziemnego ciała”¹jesteśmy w gruncie rzeczy utworzeni „z materii snów”.
Gdy próbujemy sztucznie ożywić przeszłość, zdając się na ciąg pamięci, w istocie próbujemy tylko o niej marzyć lub śnić z otwartymi oczami. Albo rzeczywiście próbujemy stworzyć, jak Proust, pathos „czasu utraconego” i mit odnajdywania go w świecie sztuki (XLVI, 6).
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Teraźniejszość jest tymczasowa i zmienna, a to znaczy, że nie można jej w żaden sposób uchwycić.
Ale nasze bycie w świecie i wobec innych jest faktem, który trwa, póki trwa nasze życie, i chociaż jest czymś przelotnym, potrafi przetrwać w czasie. Nasza kondycja istot śmiertelnych sprowadza się wyłącznie do tego.
Sam fakt naszej obecności w świecie nie podważa oczywiście zmienności rzeczy i upływu czasu. Ale to, że nasza obecność jest absolutnie przelotna i czasowa, nadaje tymczasowości każdej chwili znamię absolutu – czegoś, co zdarza się jeden jedyny raz.
Jeśli więc tworzy nas następstwo chwil, które zdarzają się jeden jedyny raz, jest to następstwo doniosłe: zawiera się w tym w pełni sens naszego trwania. (Czasowe jest zresztą wszystko – czasowa jest Całość).
Ale żeby to dostrzec, trzeba patrzeć na świat od strony swego wnętrza – od strony świadomości, którą przecież można uznać za przestrzeń tej naszej obecności w świecie i naszego trwania (II, 2).
MIEĆ COŚ DO POWIEDZENIA
Nikt nie wie, co ma do powiedzenia, póki nie zacznie o tym mówić. To chwila, w której zaczyna się mówić, rozstrzyga o tym, co się powie.
Cóż zatem znaczy „mieć coś do powiedzenia”? Znaczy to, że życie w jakiś sposób przyprawiło o cierpienie. I nie chodzi tu o to, że ktoś „cierpiał”, bo był poniżany, poddawany torturom albo urodził się z garbem – nie chodzi o cierpienia z przyczyn zewnętrznych.
Cierpienia fizyczne lub moralne może wcale nie są najcięższe czy najistotniejsze. Kiedy jednak z n o s i m y życie, ale nie umiemy się do tego odnieść, doznajemy cierpienia zapładniającego. Jesteśmy poddani próbie. Jeśli do tego nie dochodzi, wszystko staje się nieważne. Gdy chcemy żyć tylko w miłości i harmonii, nie mamy o niczym pojęcia, niczego się nie uczymy.
Niemal nigdy nie wystawiamy życia ani naszych bliźnich na próbę, żeby się przekonać, czym ono jest, kim oni się okażą. Zakładamy na przykład, że ktoś jest dobry, ale nie odważamy się zaryzykować, by tę jego dobroć poznać (IV, 4).
COKOLWIEK MYŚLIMY…
Cokolwiek myślimy, mówimy, czynimy, staje się bezsensowne, jeśli mamy przeświadczenie, że robimy to dla siebie. Na bezsens wskazuje nasza śmierć. Wszystko zaś nabiera sensu, jeśli dokonujemy tego z myślą o innych, o przyszłości, bezinteresownie.
Wtedy śmierć staje się zachętą do życia: pozwala odczuć jego sens, znaczenie naszej osoby jako pośrednika tego, co trwa, oraz to, jak wzniosła jest przelotność (a jest nią ostatecznie każda bieżąca chwila w swojej żywości i niepowtarzalności).
Rozpowszechniła się dzisiaj choroba, na którą zapada ludzkie „ja” i wskutek której wszystko, co nie zmierza ku „ja”, ku doraźności, ku własnej osobie, ku celom osobistym i materialnym, przestaje mieć sens. Dlatego śmierci nie przyjmuje się do wiadomości, a wszelkie słowa i wszelkie uczynki nie mają najmniejszego sensu: ich rola się kończy, ledwie się je wypowie czy ich dokona (IV, 13).
WIECZNOŚĆ
Już sam akt porozumiewania się z innymi, jeśli nie kryje się w nim wola mocy, panowania i rozkazywania, zakłada wiarę nie tylko w teraźniejszość, ale także w przyszłość, i nie tylko w przyszłość, ale także w to, co trwa i pozostaje – w wieczność. A jednocześnie pociąga za sobą wyrzeczenia jednostki wobec bliźnich, obecnych i przyszłych, wyrzeczenia czynione z myślą o naszym zbiorowym istnieniu do końca dziejów, w czasie nieokreślonym. Wyrzeczenia te znajdują oparcie w zaufaniu do tego, co trwa, a to zaufanie z kolei – w ubieganiu się o to, co trwa, w wierze w ciągłość tego, co prawdziwe i dobre. I właśnie ta wiara jest fundamentem i ustanowieniem aktu szczerego porozumiewania się z innymi (VII, 4).
CZAS
W uświadamianiu sobie czasu doświadcza się niewątpliwie ludzkiej wolności – to przyszłość wywiera na nas nacisk i kieruje nas dalej. No tak, ale skoro przyszłość wywiera na nas nacisk, to z konieczności musimy się ku niej zwracać. Czas w pełni należy do nas, ale to Bycie popycha nas i czas ku dopełnieniu. Jesteśmy wolni, lecz nie na tyle, żeby czas nie niósł nas ku śmierci.
Nous faisons et, ne faisant, nous nous faisons, mais nous ne pouvons pas nous faire différents de ce que nous sommes et, en somme, on est fait avant de commencer à se faire² (VIII, 16).
POZA BIEGIEM DNI
Całe zło i wszystkie nieszczęścia naszego czasu, niezliczone udręki przecierpiane przez niezmierną liczbę ludzi i przez c z ł o w i e c z e ń s t w o w nich zawarte, a także daremne pasje polityczne (rozbudzone urazy i chęć odwetu, nie zaś dążenie do przywrócenia sprawiedliwości) skłaniają – lub powinny skłaniać – do zbudowania w sobie ufności do tego wszystkiego, co tkwi poza biegiem dni, poza nurtem czasu, poza ciągiem przyjemności i przykrości, poza uwikłaniem w fakty, materię czy w doznania zmysłowe.
Ale ludzi zdolnych odczuć w sobie tego rodzaju ufność jest nieuchronnie niewielu. A większość – nawet większość spośród tych, którzy z myślenia uczynili swoje rzemiosło – zdolna jest tylko obwiniać tych niewielu o mglistą i jałową obojętność wobec tego pasma dni i nocy, które wciąż po sobie następują i kolejno nawzajem się unicestwiają. Taką ufność jednak buduje się w sobie nie po to, by uciec (bo wszelka ucieczka to przecież tyle, co dryfowanie z nurtem płynącego czasu), ale żeby dzień po dniu umieć życiu sprostać, żeby je zmieniać w życie zrozumiałe, znośne i znaczące. Słowem, żeby stawiać czoło „złemu duchowi”, a nie biernie mu ulegać (IX, 11).
NIE MOŻNA SIĘ WYWYŻSZAĆ
Nie można się wywyższać ponad ludzi nam współczesnych – to tak, jakbyśmy się domagali, żeby ich los nie miał z nami nic wspólnego (także wtedy, gdyby na dzisiejszy stan rzeczy człowiek nam współczesny nie miał wpływu; co jednak jest nie do pomyślenia, gdyż poczynań związanych z życiem zbiorowości nie można uniknąć). Można mieć świadomość dzisiejszego zepsucia, ale świadomość ta w niczym nie zmienia istoty faktów, co najwyżej wytwarza dystans, utrzymując przy tym żywą pamięć o możliwym innym świecie i budząc jego pragnienie (IX, 26).
LA VIDA ES SUEńO Y LOS SUEńOS… SON VERDAD³
Każde najgłębsze i najbardziej radosne doświadczenie, najdotkliwsze i najbardziej przeraźliwe, najtrwalsze i najbardziej ulotne, staje się w jednej chwili senną marą, wręcz ginie w nicości – lub tak się tylko zdaje – pochłonięte przez otchłań czasu.
Ale właśnie ta mara, ta nicość stanowią naszą jedyną rzeczywistość i jedyną prawdę. Ta mara ukazuje nam jasno istotę człowieka: esencję i ulotność wszystkich ludzkich spraw. A to ginięcie w nicości wyraźnie dowodzi, że nie w chwili, ale w ciągłym powtarzaniu się tej samej jakości, tej samej prawdy, kryje się wartość istnienia. O ile istnienie w ogóle ma wartość, o ile zachodzi potrzeba, by istnienie mogło czemuś służyć – lub już posłużyło (XII, 12).
HISTORIA
Historia sprowadzona do kolejnych faktów, które rzeczywiście nastąpiły, to znaczy zdarzyły się jeden po drugim i utworzyły ciąg na pozór zrozumiały, sama przez się nic nie m ó w i. Prawdziwa historia to historia sensu, jaki ludzie nadawali „faktom”. Dzieje w ujęciu Tukidydesa dlatego są tak dramatyczne, że objaśniają poglądy Peryklesa, Nikiasza, Alkibiadesa na wojnę ze Spartą, omawiają sposób ich postępowania, by wreszcie opowiedzieć o tym, jak te przewidywania rozbiły się o splot rozmaitych nieszczęść (XII, 24).
NIEZNOŚNA CHWILA
Byłoby niemożliwe znosić życie, to znaczy byłoby niemożliwe, żeby życie oparło się śmierci, gdyby wszystkim, co zostało nam dane, była tylko chwila bieżąca, a bezładne następowanie chwil po sobie było naszą jedyną rzeczywistością.
Żeby istnienie stało się faktem – a gdy już zniknie, żeby można było przynajmniej uznać, że jednak istniało – musi być zakorzenione w przeszłości, dziać się w teraźniejszości i kryć w sobie nadzieję, że będzie w dalszym ciągu trwało w przyszłości. A wobec tego teraźniejszość nie sprowadza się tylko do przepadania kolejnych chwil. A wobec tego w tym, co właśnie trwa, istotna jest kontynuacja tego, co było, oraz to, co zostanie przekazane temu, co ma nastąpić. I tak oto w pewien sposób – przynajmniej zgodnie z wyobrażeniem i poglądami żyjących ludzi – istnienie nie tyle nawet pokonuje czas (takiego wyczynu nie mogłoby dokonać), co sprowadza się do samego siebie, a skoro sprowadza się do samego siebie, czas nie jest już jego istotą, lecz wymiarem – podobnie jak przestrzeń (XII, 18).
UTOPIA
Człowiek nie może nie pragnąć tego, czego nie ma tutaj, to znaczy nie może nie zajmować się przyszłością i nie żyć z myślą o przyszłości, by tak rzec, absolutnej, lub o przyszłości nieograniczonej do krótkiego trwania życia jednostki. Ani jutro, ani pojutrze, lecz „pewnego dnia” nastąpi to, co lepsze, ponieważ musi zaistnieć, a musi zaistnieć, ponieważ już istnieje – ponieważ to, co sprawiedliwe i niesprawiedliwe, jest sprawiedliwe i niesprawiedliwe teraz i zawsze – i zawsze takie było (XIV, 9).
CO POZOSTAJE?
W końcu nadchodzi pora, gdy śmierć coraz uporczywiej zaczyna nam zaglądać w oczy, a zatem i my jej, i jeśli nie chcemy odwracać wzroku, udając, że wszystko jest jak przedtem i że w tej sprawie nie ma już nic do zrobienia, pierwsze przychodzi nam do głowy następujące pytanie: „Co otrzymałem od życia? Co z d o ł a ł e m o s i ą g n ą ć?” Ale w tym pytaniu kryje się w istocie pytanie inne, znacznie poważniejsze i o wiele bardziej gorzkie, pytanie odwrotne: „Czego nie otrzymałem?” Ono z kolei zawiera w sobie pełen prostoty żal rodem z piosenki Combien je regrette…⁴: jakże żałuję tego, co miałem, a l e r ó w n i e ż tego, czego nie przeżyłem. W takiej chwili całe nasze istnienie ujawnia swoją drugą stronę, uzmysławiając nam przy tym, że ominęło nas wszystko to, czego nie otrzymaliśmy, chociaż mieliśmy to, co zostało nam dane. Tak że w końcu całe nasze istnienie, niezależnie od tego, jakie było, jawi się nam bardzo wyraźnie jako p o m y ł k a.
Czy jednak nie ma raczej pomyłki w naszym rozumieniu życia jako okazji do gromadzenia zdobyczy i przywłaszczania sobie wszystkiego? Carpe diem… – zaspokój głód… w s z y s t k i e g o.
Jeśli nie jest to zwykły i zrozumiały żal nie za tym, czego się nie miało, ale żal za życiem, które minęło i o którym teraz się marzy, to tkwi w tym jawna niedorzeczność. Najważniejsze pytanie, które kryje się najgłębiej, przesłonięte innymi pytaniami, bardziej lub mniej gorączkowymi i rozpaczliwymi, nie brzmi: „Co się otrzymało?”, tylko „Co pozostaje?” Co pozostaje po tym minionym następowaniu po sobie dni i lat, przeżytym jak należało, czyli zgodnie z nieuchronnością, której praw nawet teraz nie potrafimy przeniknąć, ale zarazem przeżytym bezładnie, a więc od przypadku do przypadku?
Pozostaje – o ile pozostaje – to, czym się jest, to, czym się było: wspomnienie o tym, że byliśmy „piękni”, jak powiedziałby Plotyn, i zdolność ożywiania tego wspomnienia. Pozostaje miłość, jeśli się ją przeżyło, entuzjazm dla wielkodusznych czynów, dla śladów tego, co wzniosłe i cenne, na które natrafiamy w popiele życia. Pozostaje – o ile pozostaje – zdolność do uznawania za dobre tego, co jest dobre, a za złe tego, co złe, i pewność, że nie można sprawić, żeby było odwrotnie (i nie należy czynić nic, by wydawało się, że jest odwrotnie).
Pozostaje to, co było – co zasługuje na trwanie – to, co wciąż jest. A z nas, z tego Ego, którego nigdy nie potrafimy się pozbyć ani wyrzec, nie pozostaje nic (XV, 12).