- W empik go
Notatki - ebook
Notatki - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 256 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wilno dnia 15 Sierpnia 1850 r.
Cenzor K. Pawłowski.
I.
UŁAMKI LITERATURY.
I.
LIST DO PRZYJACIOŁKI.
Z powodu artykułu pani Ziemięckiej, umieszczonego w Pielgrzymie z miesiąca Lipca 1842, p… t. Rozbiór talentu i pism autorki Rozrywek.
Parę dni temu, jak mnie doszła druga połowa rozbioru, a raczej pochwały talentu i pism moich przez panią Eleonorę Ziemięcką. Pamiętasz kochana przyjaciółko, że przeczytawszy iż… połowę jeszcze przeszłego roku w Sierpniu, powiedziałam zaraz: iz skoro dokończenie mieć będę, musz odpowiedzieć: dziś więc dotrzymuję słowa, a nie śmiąc odpisać wprost pani E. Z., dla tej samej zapewni – przyczyny, dla której młode dziewczęta nie śmią, patrzeć tym w oczy co chwalił ich oczy, tobie przesyłam tę odpowiedz.
I nie dotknie ona bynajmniej, jak łatwo zgadniesz, ani talentu, ani pism moich; żadnej potrzeby nie czuję stawania we własnej obronie, zaprzeczenia czegobąć równie życzliwej jak wymownej autorce tego artykułu. Pani E. Z. postąpiła sobie ze mną jak biegły i prawdziwy malarz, i przypatrzywszy mi się z uczuciem, uchwyciła najkorzystniejszą stronę, postawiła mnie w najlepszem świetle i z wzoru dosyć sobie pospolitego zrobiła portret poetyczny, ujmujący, a przecież podobny. Mnie żalem nic nie pozostaje, jak wyrazić jej serdeczne podziękowanie; ani jednem słówkiem mnie nie rozgniewała, a tysiącem rozrzewniła, ujęła, podniosła nawet we własnej opimi. Cała więc moja odpowiedź dzisiejsza, dotyczeć się będzie mojego wychowania i osób, którym winnam to, czem dziś jestem, i żądam rzetelnie tej sposobności, powiedzenia raz prawdy w tej mierze: bo dotąd, kto raczył o mnie mówić, nigdy dobrze obznajmionym, a zatem sprawiedliwym nie był.
Wielu mnie miało i zwało „Puławianką” a ja dzieckiem będąc, byłam raz w Puławach przez dzień jeden; potem w 16tym roku mego życia bawiłam kilka miesięcy przy ciotce rodzonej, a to już nie tyle w Puławach,co w Sieniawie. Od tej zaś pory, nie widziałam Puław na oczy aź w roku
1824 kiedym je opisała w Rozrywkach. Moje całe uwielbienie dla Ks. Cz.., cała o tym domu wiadomość, były mnie wlane i dane jak ustna tradycya przez rodziców, którzy rodzaj czci mieli dla starego księcia generała; straciwszy bowiem wszystko przez rewolucye krajowe, jego wspaniałości winni byli byt swój; skutkiem tego rodzinnego podania, nie jedna moja praca literacka, stała się hołdem dla tej rodziny, gdyż, młode serce słodkiej doznawało radości wywdzięczając się choć w ten sposób za rodziców moich. Pani E. Z. powiedziała pierwsza, że moja starsza siostra, nie ja, wychowała się w Puławach; umieściła wiele prawdziwych szczegółów o wychowaniu i pierwszem autorstwie; przecież jeszcze w jej artykule nic ma całej i zupełnej prawdy; sprawiedliwość nie jest oddana komu należy, ho nie ma ani słowa o mojej matce. To zapomnienie, czy opuszczenie (pewno mimowolne) z ręki pani E. Z. najwięcej mnie obeszło, gdyż życząc sobie mocno zostać w pamięci Polek, tak jak ona innie nakreśliła, pragnę jeszcze goręcej, źeby o matce mojej wiedziały. I dla tego nie mogłam już dłużej milczeć i postanowiłam ten jeden i pierwszy raz pomówić otwarcie o mojej matce, choć oczywiście, będę musiała przytem mówić więcej jeszcze o sobie. Kra przemówieniem nie chciałabym przynajmniej ubliżyć czułej przyjaciółce, a raczej przyjaciółkom moich rodziców, co sam Bóg widzi, jak je z duszy kochałam i kocham; wcale nawet tego nie zaprzeczam, żem wiele, bardzo wiele im winna, a najprzód ową prostomyślną wiarę., skarb nieoceniony, którą zaszczepiły we mnie tak głęboko; ale to czem dziś jestem, winnam zupełnie mojej matce; a nie mówię tu jedynie o zawodzie autorskim, ale o tem skierowaniu całej zdolności kochania na prawą drogę, o tej harmomi pragnień i nadzieji z powinnościami i ze zwyczajną rzeczywistością, tak pięknie zdefiniowanych przez panią E. Z. a z których wypłynął ów zapas szczęścia wewnętrznego i pokoju duszy, które może wyczerpnie się, albo zachwieje nim śmierć przyjdzie; bo któż za przyszłość i za siebie ręczyć potrafi, ale który dotąd trwa jeszcze. Lecz najlepiej to wszystko się wykryje, kiedy tu z porządku moje dzieciństwo i pierwszą młodość opiszę.
Do czwartego roku życia byłam u rodziców z dwiema starszemi siostrami na wsi, olo w Olszankach, tylko it Wyczułkami się zwały. W czwartym roku wzięła mnie pod opiekę pani Aniela ze Swid…. Sz…. wdowa po staroście Wyszogrodzkim, dziedziczka Izdebna, a raczej wzięła mnie starsza jej córka, panna Dorota, która choć sama wówczas młodziuchna, zajęła się mną zupełnie i pokochała jak własne dziecię. Dom pani starościny Wyszogrodzkiej, prawdziwie zacnej, światłej i znakomitej białogłowy, był co do prawości i gorliwości w Wierze, co do skromności w rozmowach, czystości w obyczajach, co do pracowitości, dobroczynności, gościnności, zupełnie domem staropolskim. Jeszcze tam czeladka, wprawdzie juz tylko żeńska, zbierała się rano i w wieczór na wspólną z panią i jej córkami modlitwę; jeszcze wszystkie obrzędy, święta, posty, wszystkie przepisy surowo strzeżone; jeszcze pani domu choć urodzona z Karbary Krasińskiej siostry królewiczowej polskiej, sama klucz od skarbczyka trzymała, głowy cukru rąbała własną ręką, wódeczki zaprawiała, z kobietami swemi smażyła konfitury i po dniach całych-do kościołów szyła; jeszcze bywały w domu panny na respekcie i po kilka ubogich dziewczątek różnego wieku na wychowaniu; jeszcze był szpital koło kościoła, gdzie w pewne dni… pani I córki odwiedzały chorych; jeszcze w zapusty zajeżdżały kuligi, a przez rok cały w jakibąć dzień, o jakiejbąć godzinie gość zawitał, zawsze bywał mile przyjęty a najnudniejszy szczerze zatrzymany.
Ale mimo tego wszystkiego dom pani starościny Wyszogrodzkiej, jak tyle innych pańskich i możniejszej szlachty w początku tego wieku, stał jakby na rozstajnej drodze; w połowie jego trzymała się jeszcze stara, prosta, poczciwapolsczyzna, a w drugiej połowie szerokie wrota otwarte były obczyźnie i cudzoziemka wypierała silnie prawą dziedziczkę. Sama pani Izdebińska czysto i niemal zawsze mówiła po polsku, lecz jej córki uczyły się czterech zagranicznych języków, mówiły, pisały, korrespondowały, modliły się po francuzku, wraz z dwiema przyjaciółkami od serca, mieszka-jącemi w blizkiem sąsiedztwie: raz w ogrodzie w lipowej ulicy którą berceau de i'amitie przezwały, przysięgły uroczyście nie iść za mai za takich, coby nie umieli dobrze po francuzku; a tak one jak ich matka czytały niezmiernie wiele, lecz nigdy po polsku. Oczywiście, ja, która jakby za trzecią córkę przybraną zostałam w tym domu, nie mogłam być inaczej prowadzoną i uczoną. Mogę tez zaręczyć sumiennie, że przez dziesięć lat które spędziłam w Izdebnie… nie miałam w ręku jak dwie lub trzy książki polskie i to poważnej treści, których mało co rozumiałam; panią Beaumont, Berkina, la Morale de l'enfance i inne t… p… dzieła umiałam na pamięć od szóstego roku; nauczyłam się czytać po polsku na tym tomie wydania Mostowskiego, gdzie jest świątynia Wenery Józefa Szymanowskiego; i pierwsze słowa którem złożyła siedząc na kolanach u panny Doroty, były jak dziś pamiętam: Wybór Pisarzy. Kiedyś ta kochana panna Dorota, dzisiejsza pani
G……., z największą pracą tłumaczyła dla mnie
Naruszewicza na francuzkie i dopiero w tym obcym kraju uczyła mnie polskiej historyi. Jedyne wyższe ćwiczenie w języku ojczystym jakie znałam do czternastego roku było następujące: Pani Starościna bardzo lubiła przesiadywać mnogie godziny w kościele; dla mnie – która z dzieciństwa aż do tej pory rada się modlę ale niedługo, te godziny nieraz strasznie uciążliwe były, a ponieważ wiedziałam że w kościele myśleć o czem innem jak o świętych rzeczach nie godzi się, wynalazłam sobie sposób skrócenia czasu bez grzechu. Z mojej książki do nabożeństwa „la Journee du chre-tien”, tłumaczyłam sobie w myśli niektóre modlitwy na polskie i jakoś mi to wdzięcznie już nie w uszach ale w duszy brzmiało; pamiętam nawet, że często uroczystszemi mi się zdawały wyrażenia polskie od francuzkich i nie dziwiło mię to wcale, bo juz co otwartej pogardy rzeczy swojskich, to w Izdebnie nabyć nie mogłam i pani Staroscina i jej córki były zawsze Polki i tylko zamiłowały z zapałem język i literaturę francuzką z wyłączeniem własnej, nie domyślając się bynajmniej jak krzywdzą narodowość. Przez kogo i kiedy weszło w ten dom zamiłowanie francusczyzny, nie wiem; najpewniej przez naśladownictwo drugich, nie słyszałam bowiem żeby tam była kiedy bona albo guwernantka fraucuzka: zkąd się nawet tam brały te książki francuzkie w takiej obfitości, także nic wiem; ale to wiem dobrze, iż prócz dwóch czy trzech godzin poświęconych lekcyom moim z panną Dorot ą i pisaniu journalu i exraktów po francuzku, reszta dnia mego w Izdebnie schodziła prawie cała na czytaniu, a jak siebie zapamiętam, byłam nadworną lektorką; te panie szyły na krośnach, a ja czytałam głośno i nigdy co czytać nie zabrakło. Rano po kawie medytacye dzienne, Evangele medite. Considerations religieuses, Sturma lub inne jakie pobożne dzieło: od jedenastej do obiadu księgi historyczne, jako to: Rollina, Millota. Histoire des homnes: po objedzie: podróże, listy, albo takie np. książki: Eludes de la nature. Ginie da christianisme, poema Della, a w wieczór romanse. Co ja łych romansów się naczytałam, to gdybym chciała tytuły wyliczyć, zapisałabym z pół arkusza; wszystkie pani Genlis, pani Collin, pani Montolieu, Riscoboni, Seuza, Radcliffe, Regina Roche, Lafontaina, zgoła jakie tylko były i wychodziły wówczas. Najmniej uprzedzona osoba, sama kochana pani
G….. przyzna, że w takim sposobie prowadzenia i uczenia dziewczęcia nie było przygotowania nie tylko na polską autorkę, ale na żadną. Bardzo to dobrze pamiętam, ze przez lat dziesięć nic z głowy nie napisałam, chyba nędzne listy po francuzku i może być bardzo, żem ani jednej myśli własnej nie miała. Ten nawał książek różnej treści czytanych jedna po drugiej, a czytałam wszystkie z uwagą, zupełnie był tem dla mnie, czem dziś brzegi gościńca lub rzeki dla jadącego lub płynącego za pomocą pary; choćby patrzył jak najpilniej, będzie widział wiele rzeczy, ale sprawy zdać z tego co widzi, nie ma czasu, ani sposobności i pewno niczem nic zbogaci album swego..Może być nawet, że to zbyteczne karmienie się cudzemi tworami i myślami w wieku pierwszego rozwijania się umysłu, pozbawiło mię na zawsze oryginalności i imaginacyi artystycznej, powtarzam artystycznej, bo co owej w którą – jak dobrze mówi pani E. Z. „okwituje dusza najspokojniejszej kobiety na tej i mnie nie zbywało, a zasilana tak romansami, byłaby zapewne wzięła obrót bardzo szkodliwy, gdyby w tem nie Uratowała mię moja matka; i tu się zaczyna dobroczynny – jej wpływ nademną….. Ale nim to opowiem, niech mi wolno będzie zrobić jedno zapytanie i zaraz dać na nie odpowiedz”.
Co Jest imaginacyę i jej marzenia w głowie każdej młodej dziewczyny, czy ona ładna czy szpetna? Jakaś potrzeba ideału doskonałości, nadzwyczajności i szczęścia, która zwykle, mówiąc między nami, nie sięga duchownych krain, lepszego świata,łni tez cnot anielskich, ale jest po prostu wyobrażeniem miłości i kochanka ubarwionem z samego instynktu niewieściej skromności imionami małżeństwa i męża. Otoż od takiej imaginacyę jej niebezpieczeństw i śmieszności, uchroniła mnie nie moja zbyteczna młodość, nie brak urody ale uchroniła innie moja matka.
Juz to owe pierwsze trzy lata mego życia, zostawiły w moim dziecinnym umyśle, a raczej w sercu jakiś ślad miły, tajemniczy, niepewny, a przecież żywy i niezatarty. Malują go zupełnie te wiersze Zaleskiego:
Błogo temu kto pamięta
Luby dziwny gdziś przed laty Żywot czysty i skrzydlaty.
Pierworodny swój poczatek.
Kto w cielesnych więzów mece, W niebo codzień wznosząc ręce, Do tych dusznych drży pamiątek.
O dla mnie kolebka przy łóżku matki, jej sta-pieszczoty, zabawy z siostrami w rodzi-a zatem w swoim domu, u siebie były żywotem" i dusza moja drzała do tych rodzinnych pamuiątek… tęskniła za ich powrotem.
Byłabym niewdzięczna, gdybym śmiała powiedzieć że mnie nie kochano w Izdebnie, że się nie stara o prawdziwe dobro moje,: lecz gdzież, kiedy jaka opieka zastąpi dla dziecka matkę, a jeszcze taką matkę jak moja, otoczoną Iakim urokiem jak ona była dla mnie. Składało się na ten urok wiele rzeczy: najprzód widywałam ją rzadko i krótko, bo ledwie co rok opuszczała Puławy i przyjeżdżała w nasze strony na czas krótki; powtóre, moja matka była piękna, dziwnej słodyczy i wesołości razem, a jako osoba tyjąca w wielkim świecie, zawsze starannie i nadobnie ubrana: stała się przeto dla mnie jakimś wzorem piękności i gustu. Potem z jej ust, jak łatwo się domyśleć, spływały dla mnie same błogosławieństwa, po-
2
chwały, czułości, bo widując mnie tak mało, czasu na co innego nie miała; wreszcie v… każdym razem co mnie widziała, zwłaszcza gdym już była starszą i bardzo smutną, nie taką się pragnie jak zbawienia duszy mieć mnie przy sobie odebrać nazawsze; że po stracie męża dziecko całym skarbem, że nie wątpi iż nastąpi kiedyś szczęśliwa chwila w której nas zbierze koło siebie, jak kokosz pisklęta zbiera milczeć trzeba.
Wszystkie tedy żywioły młodej imaginacyi wspomnienia, tęsknota, piękność, tkliwość, nadzieja, tajemnica, wszystko się znajdowało obficie w mojej matce i w moich z nią stosunkach. Kiedyby więc inne dziewcze w moim wieku marzyło jak wszystkie marzą; ja marzyłam o niej, o mojem z uia połączeniu, gubiłam się w myślach jakim cudem się to stanie, układałam sobie w głowie różne okoliczności tego wydarzenia; słowem to połączenie grało tę samą rolę w moim umyśle, jaką gra zwykle u młodych dziewcząt miłość i małżeństwo; było szczytem szczęścia, upragnioną zmianą i ustaleniem mojego losu. W książkach, w romansach jakie czytałam, upatrywałam jedynie podobieństwa do mojej matki i do mego położenia; ztąd poszło od pierwszego dzieciństwa zamiłowanie szczególne listów pani de Sevigne bo pod jej postacią, moję matkę widziałam; ztąd ze wszystkich romansów pani Genlis, Alphonsine, ou la lendresse maternelle, a więcej jeszcze „Maiki rywalki” pierwszeństwo miały u mnie, bo oczywiście ja byłam „Leokadją;” pamiętam jak nic raz po godziuie całej siadywałam nad sadzawką w Izdebińskim ogrodzie, wyglądając rychło przypłynie do mnie gałązka mchowej róży jak do Leokadyi przypływała. Bóg widzi. Sem nic wówczas nie rozumiała jaką krzywdę wyrządzam mojej poczciwej matce, równając ją z cudzołożuą Duchesse de Rosmoud, a siebie z podrzutkiem, z dzieckiem nieprawem. Ale wiadomo w daw niejszych romansach umiano owijać występek w powabną barwę, i jak zbałamucone w nieb byty proste zasady cnoty i powinności.
Właśnie kiedym kończyła rok czternasty, pu różnych wypadkach z których niejeden sprawdził marzone przeżeranie przygody, dostałam się nareszcie zupełnie na zawsze do matki, do sióstr, do rodziny, i zaręczyć moge, że osiągnąwszy zupełnie ccl, tak długich, tak żywych pragnień, już nie życzyłam sobie niczego więcej, nic marzyłam o niczem, i ani Amanda łącząca się po tysiącznych przygodach z ubóstwianym Mortymerem, ani wszystkie Klary, Adele, Julje z Walmorami, Arti., rand, Alfonsami swejmi, nie zdawały się tyle szczęśliwe co ja, i nie zazdrościłam im wcale. Przyznałaby mi tez to pewnie kochana matka gdyby żyła jeszcze, przyzna juz jedyna siostra, przyznają dobre ciotki, ze choć mnie w domu i w całej rodzinie miano za romansową, przecież pod tym przydomkiem nikt nie rozumiał tego co zwykle pod nim ma się rozumieć: miłosnych idei, pragnień i marzeń. Owszem i matka i wszyscy ciągle mnie strofowali o mój zbytek niepretensyi, o zupełne zaniedbanie samej siebie, o brak wszelkiej chęci podobania się mężczyznom, o jakąś pogardę ludzi, o głębokie przekonanie, że nie tylko nigdy za mąż nie pójdę, ale że ten świat wcale nie jest dla mnie i w kącie siedzieć powinnam.
Któż nie przyznał czytając to com tu powiedziała o pierwotnem wychowaniu mojem, że matce i stosunkom moim z nią, winnam była skiero-Wanię ad początku całej zdolności kochania i władz Imaginacyi na prawą drogę: teraz zostaje mi jeszcze odkryć więcej, to jest: jakim sposobem mimo nadanego mi zupełnie słusznie przydomku romansowej, to jest osoby nie do tego a raczej do żadnego świata, matka doprowadzić mnie popaliła do rezultatu tak zupełnie przeciwnego, to jest do harmomi pragnień i nadziel z powinnościami i ze zwyczajną rzeczywistością, i nareszcie jako jej nimiam moję narodowość i autorstwo.
Jul. ja nie raz opisywałam z upodobaniem moje matkę; jak ten malarz co wsiystlcte swoje piękności malował do kochanki, tak w moich pismach wszystkie dobre matki mają z moią podobieństwo. Ale żadna przecież, nawet pani Rawirzowa nie jesl zupełnie nią… ho nigdzie nic można było opisać dosłownie okoliczności jej życia, rożnych nieszczęść, a te jedynie malują dokładnie osobę; i tu z tych samych przyczyn, wiernego ich wizerunku nie dam; powiem tylko że to była wielkich zalet i prawdziwie do kochania, do pożycia osoba. Znałam świętsze… doskonalsze, uczeńsze, więcej czarujące kobiety; ale milszej, praklycziuejszej pobożności i cnoty, iak ujmującego uleżenia, humoru, większego rozsądku, pewno już w żądny nie zobaczę. Ona tedy mnie nauczyła słowami, przykładem, całą osobą, że można być pobożną a razem wesołą, przyjemną, podbijającą, bo nic samu wieczne, ale ziemskie szczęście jesl w cnocie, i nie odpowiadamy za nikogo tylku za siebie; ona mnie przekonała, że staranność kolo powierzchowności naszej jest obowiązkiem, bo od Boga mamy duszę i ciało, że mollia lubić i uprawiać nauki, ale będąc kobietą, nietrzeba kłaść ich nigdy na pierwszem miejscu, ani nie módz wyżyć dnia jednego bez książki; a nareszcie, ona mi zaręczyła, że wszystkie romanse, to istne bajki, ktdremi wolno niekiedy się bawić, ale wierzyć im broń Boże. Nie zapomnę nigdy jak odezytywałyśmy razem niektóre, I jak jawno wykazywała ich przesadę i niedorzeczności. Trafiało się tez często, że w miejscach gdziem dawniej rzewnie płakała, wtedy, zwłaszcza przy wesołości i dowcipie starszej siostry, boki zrywałam od śmiechu. W tem jak w wielu rzeczach innych, zupełnie mi się oczy otworzyły; zaczęłam być młodą, wesołą, naturalną, mniej wymagającą, zaczęłam poznawać zwyczajną rzeczywistość, a co większa, znajdować w niej upodobanie; co przedtem zdawało mi się stratą czasu, roboty ręczne, domowe zachody, to wnet w mila powinność się zamieniło. Nawet co do umiejętności zyskałam nie mało; czytałam nierównie mniej, ale uczyłam się daleko więcej; a co najważniejsze było dla Polki i dla przyszłej pisarki, polszczyzna zaczęła wchodzić w mowę i nauki moje. Me uczyłam się wprawdzie polskiego języka z reguł, bo nigdy niczego I (dotąd tego dosyć odżałować nie moge i dla siebie i dla pism swoich) nie uczyłam się z reguł, porządnie techniczuenu wyrazami, ale ciągle oddychałam żywiołem ojczystym. Matka umiała po francuzku, inaczej jakżeby mogła była żyć lat kilkanaście w wielkim świecie; ale jako wychowana w staropolskim domu, i zona dobrego Polaka i pisarza, mówiła i pisała lepiej i chętniej po polsku; prócz tego mieszkała wraz z nią siedwdziesiątle-(nia jej matka Prowidencja Czempińska, godna rówiennica kasztelanowej Połouieckiej, która pamiętała wybornie Augusta III. Przy takiej matronie francuzczyzua ostać się nie mogła: a do tego wszystkiego miaiain jeszcze siostrę, moje nieodżałowaną dotąd Marynię, sześć lat młodszą ode-nmie, która chowając się do owej pory przy babce, ani słowa po francuzku nic umiała; moja matka rozdzichła staranie uczenia jej między nas dwie starsze siostry, i mnie się dostała rchgia I historya; bo trzeba jeszcze wiedzieć, żem uchodziła W rodzinie całej za małego Salomona, a między uami mówiąc, miałam się sama daleko uczeńszą niż dziś: co może i tak było ważąc naukę z lalami. Bąć co bąć, przystąpiłam śmiało i gorliwie do uczenia młodszej siostry, a choć używałam dzieł francuzkich, musiałam wykładać jej wszy-iko ustnie i na piśmie po polsku, gdyż iuaczej ide rozumiała; i taka to była pierwsza i słonka prze-grawka do tylu późniejszych pism edukacyjnych, chociaż wtenczas autorstwo nie było mi jeszcze w głowic i chociaż, gorące zamiłowanie polskiego języka, a zarzucenie zupełne francuzczyzny nic nastąpiło aż w roku 1818, za wspomiuanem już gdzie ingdziej przezemnie, przeczytaniu Żalu Brodzińskiego za mową ojczystą. To zarzucenie jednak, jak każdy mi przyzna… nie byłoby mogło odrazu nigdy nastąpić, a osobliwie nie mogłabym byta nigdy wskoczyć równem! nogami na autorstwo, jak to zrobiłam z rokiem 1819, gdyby po pierwszych dziesięcin latach obfitości francuzkiej w wychowaniu mojem, nie były nastąpiły siedm lat obfitości polskiej u matki, gdyby ona nie była mnie zachęcało, nic upatrywała we mnie, w stylu, w piśmie nawet mojem podobieństwa z ojcem, gdyby jej przyjaciele, mianowicie Woronicz. Wyszkowski, oba ludzie nie mówiący nigdy po francuzku, nie byli mnie oświecali, przewodniczyli mi w poznawaniu klassycznych pisarzy naszych. Nakoniec na większe każdego przekonanie powiem, ze lata francuzczyzny, tak mało rozwinęły we mnie jaki taki talem do pisania, iż szczerze wątpię czy go mam z natury i sądzę że raczej moje siostry, a nie ja wzięły tę puściznę po ojcu; dopiero z pracą nad polskim językiem i literaturą, zaczęły mi się nasuwać myśli i mniej pospolite wyrażenia. Pisałam ja wprawdzie do roku 1818 listy francuzkie nie źle; kochana ciotka moja, pani (i…. może jeszcze ma gdzie jaki list mój w tym języku, ale pewno każda z naszych panienek staranniej chowanych, pisze takowe jeszcze lepiej: co tylko zaś do innego spróbowałam po francuzku, powieści, wierszyki, rozprawy, wszystko to było czcze i nic warte. Przeglądałam te piśmidła przed ostatecznym moim wyjazdem z Warszawy, w Październiku 1831 roku… i znalazłam same tak nazwane Ilem committis, pod tytułem: les Senti-mens, les Fletus, i tym najrzetelniejszym: mes Hieus, nie wiele myśląc, wszystko wrzuciłam w ogień i do prawdy że nic szkoda.
.Iakże więc serce córki, wreszcie rzetelność moja cierpieć nic ma srogo, kiedy we wszystkich wzmiankach o mnie… najpochlebuicjszych pochwałach mojego talentu i pism, w wyliczaniu łaskawem zalet i zasług, nie ma wspomnienia o tej, której oue głównie się należą. Mechże więc ta moja dzisiejsza odpowiedź, sprostuje te omyłkę, nagrodzi tę niesprawiedliwość choć w oczach waszych; bo przesiawszy ją oczywiście pani Ziemie-ckiej, dla której szczególnie ją napisałam, nic będę się bardzo gniewała na eiebie, kochana przyjaciółko, jeżch pod wielkim sekretem, udzichsz jej parze takich osób, których wiesz że zdanie cenię; ale większej jawności, takiej np. jak dwa przeszłoroczne listy, zaklinam cię, niech to pisemko nie ma. Niech'zostanie w rękach twoich i dopiero po mojej śmierci, niech posłuży albo tobie, albo komu do napisania rzetelniejszej mojej biografu, a nadewszystko do oddania sprawiedliwości mojej matce; w tym jedynie celu mogłam się odważyć na przemówienie tak otwarte w osobach i rzeczach, które zbyt blizko serca mego dotyczą, zbyt są ścisłe aby je odkrywać komubąć bez wielkiej potrzeby.
Bywaj zdrowa, kochana przyjaciółko, o ile można szczęśliwa, wesoła, a dla mnie zawsze jednaka.
II.
KRÓTKI RYS
HISTORYI LITERATURY POLSKIEJ.
II.
HISTORYI LITERATURY POLSKIEJ.
(Pisany w r. 1844).
Historyą literatury polskiej, dzielą zwykle uczeni na pice wielkich okresów.
Pierwszy zaczyna się z zaprowadzeniem chrześciaństwa do Polski i-ciągnie się do panowania Kazimierza Wielkiego, t… j… od r. 964 do 1333. Okres ten… pierwszego brzasku nazwisko nosi
Drugi od 1333 do 1506, czyli od Kazimierza Wielkiego do.wstąpienia na tron Zygmunta I, jest nierównie od pierwszego świelniejszy; zowią go tez porankiem oświecenia Polski.
Trzeci od 1506 do 1622, t… j… od Zygmunta I, do czasu użycia przewagi Jezuitów w kraju naszym, jest najznakomitszy, i jednogłośnie jest nazwany wiekiem złotym i jakby południem światła nauk w Polsce.
Czwarty od r. 1622 do 1760, a raczej od czasu użycia przewagi Jezuitów do wskrzeszenia dobrego smaku przez Stanisława Konarskiego, zbyt wczesnym i nieszczęśliwym wieczorem literatury polskiej mianować należy.
Piąty od Konarskiego, l… j… od r. 1760 do naszych czasów, wieku odrodzenia, i jakby nowej jutrzenki przydomek uzyskał.
Te wszystkie pięć okresów przebiegniemy w krótkości, wymieniając nazwiska pisarzy, którzy w nich szczególniej się odznaczyli, a potem dzieląc ich na trzy podziały, na:
Historyków,
Poetów,
Mówców i moralistów, wspomnieni w części drugiej nieco o sławniejszych autorach i ich dziełach.
OKRES PIERWSZY.
Jak u wszystkich narodów starożytnych, tak I u Polaków, światło nauk dopiero z wiarą chrze-scianską zajaśniało. Sie znamy żadnych uczonych zabytków przed Mieczysławem, który jak wiadomo, pierwszy z monarchów polskich chrzest przyiął; ani nawet wiedzieć molemy z pewnos'cią, czy kto w owych czasach pisać i co czytać u nas umiał. Ale z zaprowadzeniem chrześciaństwa, i światło nauk jaśnieć zaczęło. Sprowadzeni kapłani i zakonnicy do wykładania polskiemu ludowi nauki Chrystusa i inne wnet zaszczepił W o-wyni wieku całe świalło posiadali księża, w cichości klasztornej czytali, pisali, przepisywali księgi różne, a niektórzy z nich utrzymywali szkoły i młodzież w nich uczyli. Tak samo się trudzili sprowadzeni do Polski, a w tej mierze przodkowali przed innymi Benedyktyni, których Bolesław Chrobry w r. 1008 w Sieciechowie i na Łysej Górze osadził, posażąc bogato ich klasztory. Ale latini pojąć, że księgi Benedyktynów i innych zakonni" ków, ich nauki i pisma, nie były po polsku; wszyscy ci księża jako cudzoziemcy uczeni, używali powszechnej w owym czasie uczonych mowy, łaciny, a polski język równie jak wszystkie nowożytne w tych wiekach, nie był jeszcze tyle wykształcony aby w nim dzieło pisać i nauki wykładać można było.