Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nowe opowiadania jmć pana Wita Narwoya rotmistrza Konnej Gwardyi Koronnej: (1764-1773) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowe opowiadania jmć pana Wita Narwoya rotmistrza Konnej Gwardyi Koronnej: (1764-1773) - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 330 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

… A miał JPan bur­gra­bia lwow­ski Po­ho­rec­ki, choć na po­zór chu­do­pa­cho­łek był i dość mi­zer­ny urząd trzy­mał, wina sta­re a przed­nie u sie­bie, bo na to sma­kosz wiel­ki by­wał, a gdzie się na lwow­skim zam­ku loch ja­ko­wy chłod­ny a głę­bo­ki zda­rzył, tedy on tam nie de­lin­kwen­ty i gwał­tow­ni­ki, ale hun­ga­ri­cum sta­re i za­wie­si­ste pod areszt so­bie sa­dzał…

Rze­cze tedy JPan bur­gra­bia do we­so­łej kom­pa­nii:

– Owo te­raz, pa­no­wie bra­cia i ofi­cy­ero­wie, kie­dy­ście już na mnie w ten dzień pa­tro­na mego ła­ska­wi byli, znaj­cież, żem i ja z ser­ca wam rad, go­ścio­wie mili… Mam ja tu pod ju­rys­dyk­cyą moją gras­san­ta i ra­bow­ni­ka set­ne­go; drab to i si­łacz okrut­ny, od ze­szłe­go wie­ku in fun­do sie­dzi, a te­raz czas mu, aby tu gar­dło dał… Wę­grzyn jest ro­dem Ba­ra­basz ten, w Kra­ko­wie ża­kiem był, ale nie w Ja­gel­lo­ni­cum jeno w piw­ni­cach sie­dział, po­tem jako exces­sant po Rze­czy­po­spo­li­tej cha­dzał, wie­le kon­fu­zyi i zło­ści na­ro­bił, szlach­tę wa­dził, re­be­lią wsz­czy­nał, bra­ci ro­dzo­nych kłó­cił, se­na­to­rom gło­wę za­wra­cał… te­raz u mnie w lo­chu sie­dzi; nie­chże tu sta­je a spra­wę zda; już ja go w ten dzień so­len­ny Wać­pa­nom pod kryg­srecht od­da­wam…

Że kom­pa­nia już cie­płe czu­pry­ny mia­ła, tedy ten i ów my­śli, że to na­praw­dę o de­lin­kwen­cie ja­kim mowa, któ­re­go po­ena la­qu­ei cze­ka – a wszy­scy oczy sze­ro­ko otwie­ra­ją, aż tu pa­cho­łek wcho­dzi i kosz wina sta­wi, a każ­da bu­tel­ka sta­ra, sę­dzi­wa, mchem bro­da­ta, czu­ba­tym łbem cie­ka­wie wy­zie­ra, bo słon­ka bo­że­go daw­no nie oglą­da­ła…

– Owo com­pa­rens jest zło­czyń­ca ów pra­edic­tus! Tedy bierz­cie go, niech gar­dło da, ale i wy jemu gar­dła daj­cie, bo ja­kem Po­ho­rec­ki, wart tego cale…

Wszy­scy tedy w śmiech ser­decz­ny na to roz­wią­za­ne enig­ma, a JPan Po­ho­rec­ki mówi da­lej:

– Ale ze szkła pod­łe­go pić go nie bę­dzie­cie, bo to by de­spekt był, aby na tak mi­zer­nym wóz­ku taki pan je­chał, jeno ze sre­bra szcze­re­go, i to z tego oto świ­dra, aby ten li­kwor szla­chet­ny do góry nie szedł, ale na dół, co zna­czy: nie do gło­wy a do ser­ca, i czo­ła nie chmu­rzył, jeno af­fek­ta bra­ter­skie roz­grze­wał…

A był ten świ­der nie co in­ne­go, jeno pu­har srebr­ny, zło­tem mi­ster­nie ple­cio­ny, jak wąż krę­co­ny, a ta­ko­wym kształ­tem po sta­re­mu kuty, że fi­gu­rę świ­dra pre­zen­to­wał, a za­miast pod­staw­ki wie­rut­ny na­wet świ­de­rek miał, tak, że na sto­le po­sta­wić go nie spo­sób było, ale wświ­dro­wać go było po­trze­ba.

Po­cznie się tedy ad­mi­ra­cyą i ob­lek­ta­ment wiel­ki, tak z wina, jak i z one­go pu­ha­ra, każ­dy go rad oglą­dać, a każ­de­mu zda się, że kie­dy peł­ny, tedy pięk­niej­szy.

JPan po­rucz­nik Za­cha­ry­asz Łada Za­wey­da trzy razy go oglą­dał, za­wsze przed lu­stra­cyą taką po brzeg go na­law­szy, bo (mó­wił) "próż­ny kie­lich oglą­dać, i zdroż­na i nie­bez­piecz­na jest, jako iż z tego gło­wa boli i od su­cho­ści ta­ko­wej hu­mo­ry w czło­wie­ku re­bel­lią szko­dli­wą czy­nią". Tak go z bliz­ka i grun­tow­nie spe­ne­tro­waw­szy, Za­wey­da rze­cze:

– Wie­le ad­mi­ra­cyi tu sły­sza­łem, ale w ad­mi­ra­cyi nie było ra­cyi!… A chce­cie wie­dzieć, ja­ko­wa ra­cya jest świ­dra tego, i po co go ów sztuk­mistrz tak mą­drze urzą­dził? Owoż wie­dzieć ma­cie, że ten świ­der nie tyl­ko sym­bo­lum jest głę­bo­kie­go sen­ty­men­tu serc szla­chec­kich, ale taki w tem se­kret leży, że ten tyl­ko mistrz jest, kto trzy ta­kie pu­ha­ry wy­piw­szy, czwar­ty peł­niu­sień­ki świ­der­kiem tym w stół za­krę­ci, ani kro­pel­ki na­wet nie uro­niw­szy z nie­go.

Rze­kł­szy to Za­wey­da, ku po­dzi­wie­niu kom­pa­nii ca­łej pu­har ten po same brze­gi na­peł­nił, dło­nią go z góry ujął, na stół po­sta­wił i tak zręcz­nie świ­der­kiem wkrę­cił, że się ani kro­pla wina nie prze­la­ła. Do­pie­roż ten i ów tak­że pró­bo­wać so­bie, ale nikt sztu­ki nie do­ka­zał, a JPan po­rucz­nik Za­wey­da nuż kom­pa­nię na prze­kwin­ty brać a stro­fo­wać, aby wodą sztu­ki do­świad­cza­li a nie szla­chet­nym li­kwo­rem, bo go już i tak spo­ro na stół wy­la­li…

Szedł tedy świ­der ów ko­le­ją mię­dzy bie­siad­ni­ki ale już próż­ny, a każ­dy chwa­li i kon­cept za­baw­ny i prze­dziw­ną ro­bo­tę sztuk­mi­strza, bo były na tym pu­ha­rze ko­wa­ne roz­ma­ite fi­gu­ry i flo­re­sy, a wszyst­ko z mi­ster­no­ścią wiel­ką…

Rze­cze pan Za­wey­da do kom­pa­nii: – Kie­dy ten kie­lich w po­dzi­wie­niu so­bie mamy, a każ­dy go chwa­li, to mi po­zwól­cie, pa­no­wie bra­cia i mili kam­ra­do­wie, że wam tu po­krót­ce opo­wiem hi­sto­ryą wier­ną jed­ne­go prze­dziw­ne­go kie­li­cha, a to z nar­ra­cyi ś… p… ojca mo­je­go, na­miest­ni­ka w hus­sar­skiej cho­rą­gwi JMPa­na Mi­cha­ła Po­toc­kie­go, nie­gdy sta­ro­sty Kra­sno­staw­skie­go, i z tego, co sam póź­niej sły­sza­łem i wi­dzia­łem.

* * *II.

… Dużo ja już kie­li­chów i pu­ha­rów wi­dzia­łem, ale nie czy­niąc de­spek­tu temu oto świ­dro­wi JMPa­na Po­ho­rec­kie­go, ta­kie­go z was ża­den nie wi­dział, jaki ja wi­dzia­łem. Jaki pan taki kram, jaki jeź­dziec taki koń, jaki ry­cerz taka i sza­bla, tedy nie dziw, że kędy szlach­cic ama­tor wina pra­wy i piw­ni­ca za­sob­na, tam i vi­tra glo­rio­sa by­wa­ją, a przed­nich pu­ha­rów od świę­ta i od wiel­kiej pa­ra­dy nie brak.

… Owo kto z Wać­pa­nów nie sły­szał o JMPa­nu San­gusz­ce, or­dy­na­cie ostróg – skim, któ­ry był Wiel­ki Bi­bosz Li­tew­ski, albo o JMPa­nu kasz­te­la­nie Za­wi­cho­skim, co był Bi­bosz nad Bi­bo­sze i ja­ko­by Ar­cy­bi­bosz w ca­łej Naj­ja­śniej­szej Rze­czy­po­spo­li­tej? U wszyst­kich tych pa­nów by­wa­łem i pi­ja­łem, a daj mi Boże tyle lat i zdro­wia jesz­cze, ile razy ów sław­ny pu­har pana kraj cze­go z Bą­ko­wej góry, zwa­ny Cor­da fi­del­tum, pod tym wą­sem moim się znaj­do­wał…

Pu­ha­rów pysz­nych lub prze­róż­nej uciesz­nej fi­gu­ry wi­dy­wa­łem tedy spo­ro w mo­jem-ży­ciu; pi­ja­łem z ro­gów, trąb, z ki­jów szkla­nych, bu­kła­ków, z ku­flów, ana­na­sów, wal­tor­ni, ły­ka­czów, su­słów, żó­ra­wi, we­lko­mów i wi­der­ko­mów, z por­tu­gal­skich pi­sto­le­tów, z jung­fer­skich spód­ni­czek, i z in­nych in­stru­men­tów wsze­la­kie­go ro­dza­ju, nie mó­wiąc już nic o trze­wicz­kach prze­róż­nych gład­kich Ma­ry­ane­czek i Zo­sie­czek – ale to wszyst­ko fur­da przed kie­li­chem Sa­pie­żyń­skim!

To był pu­har nad pu­ha­ry, król nad wszyst­kie pol­skie kie­li­chy – i nie dar­mo zwał się też Se­re­nis­si­mus!

… Trzy­mał ten Se­re­nis­si­mus set­ną mia­rę, mniej­szą tro­chę od one­go Kraj­czyń­skie­go Cor­da fi­de­lium, ale za­wsze po­tęż­ne­go tchu trze­ba było, aby dusz­kiem go wy­chy­lić. Szcze­ro­zło­ty cały był, au­gsz­pur­ski, a ro­bo­ta ta­kiej prze­dziw­nej mi­ster­no­ści, że w ad­mi­ra­cyi go wszy­scy mie­li. Nie dar­mo też mó­wio­no, że ja­kiś sław­ny kunszt­mistrz nie­miec­ki pięć lat nad nim pra­co­wał, a kie­dy skoń­czył, oślepł bied­ny Niem­czy­sko. Praw­da bo i to, że kto ów pu­har do­brze zgrun­to­wał, i co na nim wszyst­ko było, od­czy­tał i obej­rzał, temu już i Nowe Ate­ny na nic się nie zda­ły, bo już wszel­kie cie­ka­wo­ści znał per­fec­te. Były tam fi­gu­ry naj­mi­ster­niej­sze i wy­obra­że­nia mę­żów sław­nych, i cu­rio­sa i ja­co­sa i sa­cra i pro­fa­na, i hi­sto­rya boż­ka Ba­chu­sa i gody w Kan­nie Ga­li­lej­skiej. Nie py­tać już na­wet, co tam było, a ra­czej py­tać, cze­go tam ów sztuk­mistrz nie wsa­dził? Do koła zaś był ten pu­har dro­gie­mi ka­mie­nia­mi wy­kła­da­ny, a były to ka­mie­nie naj­przed­niej­szej wody i wy­obra­żać mia­ły ko­lo­ry win prze­róż­nych. Tedy były tam i żół­ta­we bry­lan­ty, i to­pa­zy i ru­bi­ny…

… Tak wy­glą­dał Se­re­nis­si­mus. Ale nie dla tego był on Se­re­nis­si­mus, że od zło­ta i klej­no­tów świe­cił, bo i ży­dow­ski pa­jąk tak­że so­bie stroj­ny być może, ale z in­nej waż­niej­szej ra­cyi, al­bo­wiem był on przez trzech mo­nar­chów uczczo­ny, na god­ność do­stoj­ną wy­nie­sio­ny, i przy­wi­le­je miał swo­je kró­lew­skie. A jak to się sta­ło, to we­dług opo­wie­ści pana ojca mego po­wta­rzam:

… Było to anno Do­mi­ni 1700, kie­dy król Au­gust z ry­cer­skie­mi im­pre­za­mi się no­sił, a szwedz­ka woj­na już w ser­cu i gło­wie mu była. Owoż opo­wia­dał pan oj­ciec mój, że wiel­ki wów­czas obóz był pod Brze­ża­na­mi w Try­bu­chow­cach, do­kąd i on z cho­rą­gwią swo­ją hus­sar­ską się ścią­gnął.

… Było tam mno­go ko­ron­ne­go woj­ska i Li­twy; z woj­ska­mi swe­mi sta­nę­li i J. O. wo­je­wo­da Ja­bło­now­ski, het­man wiel­ki ko­ron­ny i wo­je­wo­da wi­leń­ski, wiel­ki het­man li­tew­ski, i p. Szczę­sny Po­toc­ki, het­man po­lny ko­ron­ny i mnó­stwo pa­nów se­na­to­rów z huf­ca­mi swo­je­mi. Król Je­go­mość Au­gust II woj­sko swe tak­że przy­wiódł; co naj­przed­niej­sze­go żoł­nie­rza 30. 000 sta­wiąc w pole; a były to pięk­ne re­gi­men­ty, zbroj­ne i stroj­ne, jak mało jaka ar­mia; chłop w chło­pa w chę­do­gich mo­de­run­kach, sam lud szum­ny i ob­rot­ny w żoł­nier­skiem rze­mio­śle.

… Cze­ka­no sa­me­go kró­la Je­go­mo­ści w obo­zie, a goń­ce były od nie­go, że już w dro­dze jest i ry­chło przed zgro­ma­dzo­nem ry­cer­stwem sta­nie. Któż z was nie wie, że król Au­gust bie­sia­dy lu­bił, kom­pa­nii we­so­łej nig­dy krzyw nie był, z kie­li­chem do­brze się znał i mało komu prym dał przed sobą, kie­dy pił; choć dys­sy­mu­lant wiel­ki by­wał, i nig­dy po nim nikt tego nie po­znał, że mia­rę prze­brał w szla­chet­nym trun­ku.

… In­sza bie­sia­da w kom­na­cie pa­ła­co­wej a in­sza bywa w obo­zie; kto tego nie wie, niech w pole idzie mię­dzy to­wa­rzy­sze, a prze­ko­na się, że tu i fan­ta­zya by­strzej nosi i gło­wa wię­cej może, bo kto się re­zol­wo­wał krwi nie li­to­wać swo­jej, ten i wina nie po­ża­łu­je. A już za Sasa naj­bar­dziej, bo kie­dy pito choć się nie bito, co wte­dy do­pie­ro, kie­dy bić się mia­no?…

… Owo JM. pan wo­je­wo­da wi­leń­ski Sa­pie­ha, któ­ry pod­ów­czas nie był jesz­cze mal­kon­ten­tem i ad­wer­sa­rzem kró­la Je­go­mo­ści, znacz­nie przed­tem wie­dząc, że Au­gust w obo­zie bę­dzie a go­ściem o każ­de­go z het­ma­nów za­wa­dzi, wy­słał do re­zy­den­cyi swo­jej po ów pu­har sław­ny i mi­ster­ny, któ­re­go prze­dziw­ną fi­gu­rę opi­sa­łem, a że czas krót­ki był, tedy li­tew­scy Ta­ta­ro­wie, co w woj­sku byli, w ułak, to jest roz­staw­ne­mi koń­mi po pu­har sko­czy­li, a że ułak pod sro­gim ry­go­rem szedł, więc pio­ru­nem kie­lich był w obo­zie, do­brze przed­tem jesz­cze, nim o kró­lu Je­go­mo­ści goń­ce były, że się zbli­ża..

… Kie­dy tak kró­la cze­ka­no, a het­mań­skie obo­zy go­to­we już były na przy­ję­cie Naj­ja­śniej­sze­go go­ścia, przy­bie­ga na­gle ofi­cer sa­ski do het­ma­na Ja­bło­now­skie­go z po­sła­niem, jako król Je­go­mość w Ra­wie, kil­ka mil ode Lwo­wa się znaj­du­je, ale da­lej ru­szyć nie może, al­bo­wiem na­gle i nie­spo­dzia­nie, bez wszel­kie­go awi­za, spadł mu tam gość rzad­ki i do­stoj­ny, a go­ściem tym nie kto inny jest, jeno sam Car Je­go­mość,

Piotr! Za­miast tedy do obo­zu je­chać, król w Ra­wie tak po­tęż­ne­go go­ścia po­dej­mo­wać musi, i p… p… het­ma­nów pro­si, aby dla więk­sze­go splen­do­ru i uczcze­nia tak sław­ne­go mo­nar­chy co żywo przy­by­wa­li do Rawy.

… Tak wiel­ka a nie­spo­dzie­wa­na no­wi­na znacz­ny wy­wo­ła­ła ru­mor w obo­zie, a p… p… het­ma­ni i co naj­do­stoj­niej­sza szlach­ta w lot na koń sie­dli, bio­rąc z sobą tyl­ko pół­to­ra ty­sią­ca naj­wy­bor­niej­szej jaz­dy dla or­sza­ku; i w ka­wal­ka­cie tej znaj­do­wał się wła­śnie pan oj­ciec mój.

… A z tem na­głem przy­by­ciem cara Pio­tra tak się rzecz mia­ła, że kie­dy car ba­wiąc w Wied­niu u Jego Mo­ści ce­sa­rza rzym­skie­go Le­opol­da, o re­be­lii i nie­spo­koj­no­ściach róż­nych w Mo­skwie się do­wie­dział, na­tych­miast do pań­stwa swe­go po­spie­szył. Je­chał bez wszel­kiej pa­ra­dy, i bez wy­sta­wy mo­nar­szej się ob­cho­dził, bo na­wet ko­la­ski nie miał, jeno te­liż­kę z na­ję­te­mi koń­mi, a ta­kich dzie­sięć te­li­żek to i cała jego ka­wal­ka­ta.

… Opo­wia­dał mi pan oj­ciec, że gdy do Rawy się zbli­ża­li, śmiech wiel­ki ich ze­brał, kie­dy uj­rze­li na po­lach kam­pa­ment ży­dow­ski, bo aby dwo­rom obom rum uczy­nić w tak nędz­nej mie­ści­nie, ży­dów wy­rzu­cić mu­sia­no, a ci tedy wiel­kim obo­zem na polu się roz­ło­ży­li. Cały ry­nek w Ra­wie po­kry­ty był pysz­ne­mi na­mio­ta­mi, któ­re przy­ty­ka­ły do mi­zer­nych do­mostw ży­dow­skich, a w tych na­mio­tach i li­chych izbach miesz­ka­li obaj mo­nar­cho­wie i dwo­ry ich całe.

… Oj­ciec mój wte­dy do­brze sław­ne­go cara oglą­dać mógł, a było też i na co z po­dzi­wie­niem pa­trzeć, bo już o mo­nar­sze tym w ca­łym świe­cie chrze­ści­jań­skim gło­śno było, a o jego pe­re­gry­na­cy­ach po róż­nych dwo­rach i mia­stach naj­cu­dow­niej­sze czy­nio­no nar­ra­cye, tak że go wszę­dy jako mon­strum mo­nar­cho­rum okrzy­cza­no.

Nie­po­kaź­ny był i nie tak wy­glą­dał, jak go so­bie ima­gi­na­cya pana ojca mego wy­ma­lo­wa­ła. Na mo­nar­chę nie wy­glą­dał; w sza­rym, bar­dzo mi­zer­nym i wy­tar­tym ku­bracz­ku z bi­czy­kiem w ręku na lu­stra­cye wojsk sa­skich wy­jeż­dżał; a ko­niu­szy p… het­ma­na po­lne­go Po­toc­kie­go, nie zna­jąc go a chu­dzi­nę ta­kie­go wi­dząc przed sobą, po­trą­cił go był na­wet ko­niem, z cze­go omal wiel­kie­go gwał­tu i nie­szczę­ścia nie było, bo car Je­go­mość bi­czy­kiem prze­pa­rzył ko­niu­sze­go, a ko­niu­szy sza­bli nań do­był, a gdy­by go w czas nie po­zna­no, by­ły­by go ciu­ry obo­zo­we za­sie­kły sza­bla­mi.

Cały ty­dzień Car Je­go­mość i król Au­gust w Ra­wie ba­wi­li, a nig­dy przed­tem nie wi­dzia­ło i nig­dy po­tem wi­dzieć już pew­nie nie bę­dzie to nik­czem­ne mia­stecz­ko ta­ko­wych fe­sty­nów i lu­stra­cyj i bie­siad i igrzysk prze­róż­nych ry­cer­skich. Obaj mo­nar­cho­wie wy­pra­wia­li uczty po ucztach, a het­ma­ni zno­wu ko­lej­no po­dej­mo­wa­li ich w swo­ich na­mio­tach w kole co naj­przed­niej­sze­go ry­cer­stwa i Ich­mość p… p… se­na­to­rów.

… Owo tak przy­szła ko­lej i na pana wo­je­wo­dę wi­leń­skie­go Sa­pie­hę – ten tedy, kie­dy wino po­da­no, a miał z sobą pan' wo­je­wo­da naj­szla­chet­niej­sze wina i wę­gier­skie i za­mor­skie, ów pu­har swój prze­sław­ny fa­mi­lij­ny na­peł­niw­szy, na klęcz­kach zdro­wie obu mo­nar­chów wy­pił, i kró­lo­wi Au­gu­sto­wi go po­dał. Król za­raz z nie­go zdro­wie Cara JMci pił, a Car Je­go­mość zno­wu kom­ple­ment ta­kiż sam kró­lo­wi uczy­nił, po­czem zno­wu obaj zdro­wie ry­cer­stwa Ko­ro­ny i Li­twy i sa­skie­go orę­ża wy­pi­li, a za­wsze dusz­kiem z one­go pu­ha­ra.

… Tak król Je­go­mość jak i car Piotr pięk­no­ści i mi­ster­nej ro­bo­cie pu­ha­ra do­syć na­dzi­wo­wać się nie mo­gli, wi­ze­run­ki i fi­gu­ry na nim kształt­nie cię­te oglą­da­li, sen­ten­cye mą­dre z po­gań­skich fi­lo­zo­fów czy­ta­li – a po­da­jąc go so­bie ko­lej­no, z we­so­łą i ser­decz­ną ocho­tą przez cały czas zeń pili. Aż król Au­gust mówi:

– Pu­har ten wasz pa­nie wo­je­wo­do, nie­tyl­ko że bo­ga­ty i pe­łen mi­ster­ne­go jest kunsz­tu, ale w nim ja­ko­by vis ma­gi­ca leży, ja­ko­waś wdzięcz­ność taka, że trun­ko­wi i sma­ku i słod­ko­ści do­da­je; a to nie wiem czy to sztuk­mi­strza, co go ro­bił, jest spra­wa, czy też go­spo­dar­skie­go ser­ca ar­ca­num.

Skło­nił się do stóp kró­la Je­go­mo­ści Sa­pie­ha, za taki kom­ple­ment ła­ska­wy dzię­ku­jąc, a tu i car Je­go­mość rze­cze:

– Praw­dę mówi brat mój ko­rol Aw­gust (bo tak kró­la cią­gle zwał) za­cza­ro­wał swój kie­lich su­sid mój, pan wo­je­wo­da, bo nie pa­mię­tam już, kie­dy mi wino tak sma­ko­wa­ło, jako dziś, kie­dy je z tego kie­li­cha piję.

… A zwał Car JM. "są­sia­dem"' Sa­pie­hę tak samo jak pana het­ma­na Ja­bło­now­skie­go, bo obaj koło Bia­łej­cer­kwi wło­ści mie­li.

Po ta­kich sło­wach kie­dy pić już prze­sta­no, pan wo­je­wo­da na wę­grzyn­ka ski­nął, a ten z pięk­nem, sre­brzy­stem, tur­ku­sa­mi sy­pa­nem puz­drem przy­biegł i panu je po­dał. Wziął więc p… wo­je­wo­da pu­har ów i w puz­dro go za­mknąw­szy rze­cze:

– Kie­dy taki splen­dor spadł dzi­siej­sze­go dnia na pu­har ten, że roz­we­se­lił ser­ca dwóch mo­nar­chów sław­nych i sym­bo­lem nie­god­nym był ich wza­jem­nych ku so­bie af­fek­tów, tedy ten kie­lich już od mo­men­tu tego Se­re­nis­si­mus jest, i już go się nie tkną usta moje, chy­ba kie­dy w domu moim sum­ma so­le­ni­tas przy­pad­nie, i to tyl­ko na zdro­wie Ma­je­sta­tu!

– Nie­chże się tedy tak zwie, jak rze­kłeś – mówi król Au­gust – daję mu ty­tuł Se­re­nis­si­mus , a gdy­by u was Po­la­ków wszyst­ko nie elek­cyą szło, to­bym go kró­lem mia­no­wał nad wszyst­kie kie­li­chy.

… JMPan wo­je­wo­da mal­bor­ski, Pre­ben­dow­ski, któ­ry z kró­lem jako kon­sy­liarz przy­bocz­ny przy­je­chał, ozwie się na to żar­to­bli­wie:

– Najj. Pa­nie, tedy chy­ba di­plo­ma wy­sta­wić i pie­częć dać panu wo­je­wo­dzie in aeter­nam rei me­mo­riam?

Wszy­scy na te sło­wa p… wo­je­wo­dy Pre­ben­dow­skie­go śmiać się po­czę­li, a król i car tak­że, ale jako że w każ­dej we­so­łej kom­pa­nii i na bie­sia­dzie ocho­czej mię­dzy żar­tem a praw­dą wąz­ka bywa mie­dza, tedy król Je­go­mość zwra­ca się do ad­ju­tan­ta swe­go, ge­ne­ra­ła gra­fa Flem­min­ga, i mówi:

– Flem­ming, przy­po­mnij mi to ju­tro, co tu Pre­ben­dow­ski mó­wił…

Po­czem we­so­ła ocho­ta prze­cią­gnę­ła się da­lej, a mój pan oj­ciec, któ­ry z sa­ski­mi gar­de­ku­ra­mi straż ho­no­ro­wą u na­mio­tu trzy­mał, opo­wia­dał mi, że obaj mo­nar­cho­wie w we­so­ło­ści swo­jej wszyst­kim het­ma­nom i se­na­to­rom pole dali, w uciesz­no­ści żar­tow­nych kon­cep­tów prym wio­dąc mię­dzy kom­pa­nią całą. Król Au­gust, jako wia­do­mą jest rze­czą, że si­łacz był okrut­ny, Her­ku­les tego se­cu­lum , ta­la­ry jed­nym pal­cem w trąb­ki ja­ko­by pa­pier na sto­le zwi­jał, kub­ki w dło­ni jak wosk gniótł, jed­ną ręką stół z cał­ko­wi­tą cięż­ką za­sta­wą dźwi­gał, i inne ta­kie mi­ra­bi­lia zdu­mio­nym bie­siad­ni­kom z siły swo­jej du­żej pre­zen­to­wał. A po­tem zaś w ocho­cie ser­decz­nej kró­lo­wi przod­ku nie da­jąc, Car Je­go­mość dra­goń­ski ko­cioł do na­mio­tu wnieść so­bie ka­zał, i na ta­ra­ba­nie owym po­pis swój czy­nił, wer­ble, fer­ga­trun­ki i ge­ne­rał­mar­sze wy­bi­ja­jąc, a wszyst­ko z wiel­ką spraw­no­ścią i ku nie­ma­łej ad­mi­ra­cyi pa­nów pol­skich i sa­skich…

… Mia­ła zaś owo ocho­cie tej taka być przy­czy­na, że obie Se­re­nis­si­mae Ma­je­sta­tes w al­jan­se ze sobą we­szły, i plan­ty w ści­słej kon­fi­den­cyi na Szwe­da i o inne po­li­ti­ca uło­ży­ły, tedy obaj tak ra­dzi so­bie byli i w ta­kim przed­nim hu­mo­rze czas w kom­pa­nii tra­wi­li.

… Ja­koś w trze­ci dzień po owej bie­sia­dze, kie­dy car Je­go­mość w dal­szą dro­gę przez Li­twę ku Mo­skwie a król Au­gust ku Lwo­wu się wy­bie­ra­li, przy­szedł nie­spo­dzia­nie do p… wo­je­wo­dy wi­leń­skie­go Sa­pie­hy ge­ne­rał graf Flem­ming i z kan­ce­la­ryi kró­lew­skiej per­ga­min z pie­czę­cia­mi mu przy­niósł. Był zaś ten do­ku­ment przez obie Se­re­nis­si­mae Ma­je­sta­tes, tak kró­la Au­gu­sta jak cara Pio­tra, wy­sta­wio­ny i pod­pi­sa­ny, a for­ma­li­ter so­lem­ni­te­rque sta­no­wił, że "jako pu­har JMPa­na Wo­je­wo­dy za­szczyt taki miał, że w pa­mięt­nej do­bie ser­ca obu mo­nar­chów nie­tyl­ko ra­do­wał ale i ku so­bie af­fek­tem szcze­rym po­cią­gał, tedy mu obie Ma­je­sta­tes ty­tuł Se­re­nis­si­mi dają in aeter­nam rei me­mo­riam tego ra­do­sne­go a nie­spo­dzia­ne­go spo­tka­nia swe­go i za­war­tej w Ra­wie przy­jaź­ni, i po wie­czy­ste cza­sy sta­no­wią i roz­ka­zu­ją, jako pu­har ten tyl­ko przy stra­ży ho­no­ro­wej do­by­wa­ny być ma, któ­ra to straż mo­nar­sze sa­lu­ta­cye ro­bić mu jest po­win­na, a to jest: z haup­twa­chu trzy razy wo­łać, broń skwe­ro­wać, sztan­dar chy­lić i po­trój­ny wer­bel w ko­tły ude­rzać"…

Do­ku­ment ten pan wo­je­wo­da wi­leń­ski do owe­go sre­brzy­ste­go puz­dra, w któ­rem pu­har Se­re­nis­si­mus spo­czy­wał, zło­żyć ka­zał, i od tego cza­su mię­dzy klej­no­ty naj­droż­sze skarb­ca do­mo­we­go li­czył, a na­wet mi­ster­nie rzeź­bio­ny kre­dens dlań z osob­na usta­wił.

… W kil­ka lat póź­niej po owej raw­skiej hi­sto­ryi, z któ­rej tu za pa­nem oj­cem moim wier­ną opo­wieść czy­nię, rzu­ci­ły fata pana wo­je­wo­dę wi­leń­skie­go w prze­ciw­ny obóz i ad­wer­sa­rzem kró­la Je­go­mo­ści a wiel­kim ad­he­ren­tem szwedz­kie­go Ka­ro­la XII zro­bi­ły. Roz­po­czę­ły się nie­spo­koj­no­ści i woj­na wy­bu­chła, a ry­cer­ski mo­nar­cha szwedz­ki, w mę­stwie i ani­mu­szu bo­ha­ter nad bo­ha­te­ry wszel­kie, jako lew sro­gi padł na po­tęż­nych nie­przy­ja­ciół swo­ich, for­tu­ny wo­jen­nej ja­kiś czas dziw­nie za­ży­wa­jąc.

… Owoż kie­dy król ten mło­dy, w kunsz­cie wo­jen­nym i za­pal­czy­wo­ści ry­cer­skiej fan­ta­zyi ca­łe­mu świa­tu chrze­ści­jań­skie­mu i po­gań­skie­mu tak­że ter qu­ate­rque sław­ny, na Cara Je­go­mo­ści i na zie­mie jego się wy­pra­wiał, tedy Li­twą idąc, JMPa­na wo­je­wo­dę Sa­pie­hę jako mal­kon­ten­ta a swe­go al­jan­ta od­wie­dził i trze­cim mo­nar­chą był, co w pu­ha­rze tym przed­nim i w wi­nie wo­je­wo­dziń­skiem upodo­ba­nie zna­lazł, choć pan to trzeź­wy był i wodę czy­stą nad wszel­kie trun­ki szla­chet­ne prze­kła­dał.

… Tu noc­leg od­pra­wiw­szy kie­dy wi­nem z tego pu­ha­ra się po­krze­pił, pan wo­je­wo­da Sa­pie­ha mu rze­cze:

– Mi­ło­ści­wy Pa­nie! Na woj­nie kto ostat­ni dzie­rzy, ten naj­le­piej dzier­ży; tedy już ja w tem do­bre omen i za­po­wiedź sta­łej for­tu­ny wi­dzę, że Wa­sza Kró­lew­ska Mość po dwóch nie­przy­ja­cio­łach swo­ich pi­jesz z tego pu­ha­ra. Tedy im na upo­ko­rze­nie, a Wa­szej Kr. Mo­ści na try­umf osta­tecz­ny nie­chaj to bę­dzie!

I opo­wie­dziaw­szy kró­lo­wi hi­sto­ryą raw­ską owe­go pu­ha­ra, p… wo­je­wo­da dy­plo­ma owe z pie­czę­cia­mi i pod­pi­sa­mi obu mo­nar­chów pre­zen­to­wał. Król szwedz­ki od­czy­tał, za­śmiał się, in­kau­stu po­dać so­bie ka­zał, i wziąw­szy pió­ro, na sa­mej gó­rze, wy­żej po nad sy­gna­tu­ry kró­la Au­gu­sta i cara Pio­tra pod­pis swój mo­nar­szy po­ło­żył. A tak zę­ba­to, ro­ga­to i za­ma­szy­sto: Ca­ro­lus Rex wy­pi­sał i tak pa­ra­fem ogo­nia­stym, jak­by ra­pi­rem szwedz­kim pod spód wy­je­chał, że sy­gna­tu­rą swą oba pod­pi­sy mo­nar­sze przy­gniótł i ja­ko­by prze­ma­zał…

… Owoź taka to jest hi­sto­rya Sa­pie­żyń­skie­go kie­li­cha, co się Se­re­nis­si­mus zwie. A że mi pan oj­ciec mój czy­stą praw­dę po­wia­dał, tego sam do­świad­czy­łem, oglą­da­jąc po­źniej i kie­lich ów i świad­kiem bę­dąc ho­no­rów i ce­re­mo­nij, ja­kie mu czy­nio­no. Bo kie­dy w Grod­nie w gar­ni­zo­nie sta­łem, był tam tak­że wnuk p… wo­je­wo­dy wi­leń­skie­go, ksią­żę Mi­chał Sa­pie­ha, wo­je­wo­da pod­la­ski. Zda­rzy­ło się tedy, że ksią­żę Ne­stor Sa­pie­ha, wła­śnie co nie­daw­no ge­ne­ra­łem ar­ty­le­ryi zo­staw­szy, a po lu­stra­cy­ach jeż­dżąc do

Grod­na przy­był, a jako nie­zna­ny do­tąd krew­niak przez p… wo­je­wo­dę pod­la­skie­go z wiel­ką fetą był po­dej­mo­wa­ny. Na tej fe­cie i ja z ofi­ce­ra­mi gar­ni­zo­nu by­łem, a od­by­wa­ło się to w ogro­dzie pod go­łem nie­bem, al­bo­wiem dzień był let­ni i po­god­ny.

… Owoż kie­dy zdro­wia mia­no roz­po­cząć, wi­dzia­łem, jak dwo­je pa­cho­ląt szla­chec­kich puz­dro sre­brzy­ste przy­nio­sło, w któ­rym pu­har był ukry­ty. Opo­dal sto­łów usta­wio­na była kom­pa­nia mi­li­cyi wo­je­wo­dziń­skiej nie­miec­kie­go au­to­ra­men­tu, a kie­dy wo­je­wo­da puz­dro otwie­rał, kie­li­cha do­by­wa­jąc, tedy ka­pi­tan ko­men­dę dał: Ach­tung! Pre­sen­tirt das Ge­wehr!

Za­raz też wer­bel po­trój­ny bito i ofi­ce­ro­wie szpon­to­ny, a ka­pi­tan szpa­dę pre­zen­to­wał. Ksią­że wo­je­wo­da z pu­ha­ru tego tyl­ko dwa zdro­wia wno­sił, a to Kró­la Je­go­mo­ści i sa­lu­tis Re­ipu­bli­cae, a po­tem za­raz go cho­wa­no, ho­no­ry te same czy­niąc z ude­rze­niem w ko­tły i skwe­ro­wa­niem bro­ni….. A tak było za­wsze, kie­dy przy fe­cie ja­kiej pu­har ten na stół nie­sio­no, bo nie dar­mo Se­re­nis­si­mus był i przy­wi­le­je od trzech mo­nar­chów miał…..
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: