Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nowele. Ser. 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowele. Ser. 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 278 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MAL­CY.

Na dwo­rze i w po­ko­jach jest bar­dzo cie­pło, pra­wie par­no.

Nie ko­ły­szą się li­ście na drze­wach i na wiel­kim, roz­ło­ży­stym krza­ku bzu, roz­po­ście­ra­ją­cym się na środ­ko­wym klom­bie. W po­wie­trzu ustał ruch, w na­tu­rze wrza­wa pta­sia, zro­bi­ło się bar­dzo ci­cho i omdle­nie uję­ło lu­dzi i przed­mio­ty w swe klesz­cze. Cie­pło prze­do­sta­ło się do wnę­trza par­te­ro­we­go domu przez otwar­te na oścież okna i drzwi. Szu­ka­no spo­so­bów ochło­dze­nia i wpro­wa­dzo­no wię­cej jesz­cze go­rą­ca, któ­re za­la­ło sobą wszyst­kie kąty i wnio­sło sen­ność i znu­że­nie. Z naj­dal­sze­go rogu po­dwó­rza nie do­cho­dził głos, ani echo. Wie­rze­je sto­dół i drzwi staj­ni i obór zo­sta­wio­no otwo­rem, uda­jąc się na ro­bo­tę po­obied­nią, a stad­ko wró­bli, roz­siadł­szy się w żło­bach, w mil­cze­niu szu­ka­ło stra­wy, – la­tem ziar­no rzad­ko pada w żłób koń­ski. Ja­skół­ki były nie­spo­koj­ne, sła­nia­jąc się bliz­ko zie­mi i nie­rów­ne za­kre­śla­jąc krę­gi od ma­leń­kiej stru­gi wiel­kiej staj­ni. W kuch­ni sta­da much ob­sia­dły ron­dle i mi­ski, po­zo­sta­wio­ne przez ku­char­kę, któ­ra na­kryw­szy gło­wę far­tu­chem, ru­nę­ła na po­bliz­ki szla­ban i snem zmo­rzo­na za­snę­ła. Psy po­dwó­rzo­we po bez­owoc­nem szcze­ka­niu i wy­ciu w za­mknię­tej bu­dzie, zmę­czo­ne, po­ukła­da­ły się na zbi­tej sło­mie, wy­wie­szo­ne­mi ję­zy­ka­mi i przy­śpie­szo­nym od­de­chem oka­zu­jąc zmę­cze­nie.

Dwór był ci­chy i mimo otwar­tych okien nie zdra­dzał, aby w nim ist­niał jaki ruch lub ży­cie. Si­na­we nie­bo było nie­spo­koj­ne; bia­ła­we chmur­ki czy­ni­ły ruch usta­wicz­ny, okrą­ża­jąc słoń­ce i two­rząc fan­ta­stycz­ne gru­py. W otwar­tem oknie dwo­ru prze­chy­lał się kwiat do­nicz­ko­wy.

Wiel­ka ci­sza pa­no­wa­ła wszech­wład­nie, sen ujął w swe szpo­ny wszyst­kich i wszyst­ko, wstrzy­mał na chwi­lę tęt­no ży­cia, prze­rwał ruch i spra­wił nie­zmą­co­ny ni­czem spo­kój.

Na du­żym, wzo­rzy­stym dy­wa­nie, zdob­nym w ry­cer­ską sce­nę, spa­ło dwo­je dzie­ci…

Uko­ły­sa­ła ich ci­sza, opa­no­wał upał, usnę­li wśród za­ba­wy, prze­rzu­ciw­szy wszyst­kie al­bu­my na sto­le. Dziew­czyn­ka ba­wi­ła się jesz­cze przed chwi­lą jabł­kiem, chło­piec roz­ło­żył ele­men­tarz skła­da­ny, ma­lo­wa­ny, gdzie każ­dą li­te­rę przed­sta­wia ja­kaś fi­gu­ra ludz­ka. Jabł­ko, ści­śnię­te w ma­łej pią­st­ce dziec­ka, przy­tu­lo­ne było do jego boku, ele­men­tarz prze­wi­nął się wę­żem przez chłop­ca, któ­ry roz­rzu­cił się nie­dba­le, pod­ło­żyw­szy rękę pod ja­sną głów­kę. W jed­na­ko­wych ubra­niach, po­dob­ni do sie­bie, bo bliź­nię­ta, w śnie złą­cze­ni, prze­rwa­li fi­gle i ule­gli sil­niej­sze­mu nich, nie­wi­dzial­ne­mu mo­ca­rzo­wi. Po ci­chu, na pal­cach, we­szli dziad­ko­wie do po­ko­ju i za­trzy­ma­li się przy mal­cach. Bab­cia po­pra­wi­ła su­kien­kę Aniel­ki, pod­wi­nię­tą nie­co, dzia­dek mil­czał.

– Wi­dzisz, jak się po­mę­czy­li? Aniel­ka taka czer­wo­na, jak bu­rak…

– Zdro­wa, to i ró­żo­wa. Wi­su­sy! Dziew­czyn­ka prze­wró­ci­ła się na dy­wa­nie, na twa­rzy po­ja­wił się nie­znacz­ny uśmiech.

– Patrz, Aniel­ka roz­ma­wia z anioł­ka­mi, śmie­je się przez sen, ta­kie jest po­da­nie.

– No, chodź­my. Dzia­dek ziew­nął.

– Cze­kaj jesz­cze. Mu­chy będą im prze­szka­dza­ły.

Prze­szła do dru­gie­go po­ko­ju i przy­nio­sła ztam­tąd mu­śli­nu, któ­rym mal­ców przy­kry­ła.

– No, niech śpią.

Dzia­dek znów ziew­nął, bab­ka od­po­wie­dzia­ła ziew­nię­ciem i po­szli, zo­sta­wia­jąc śpią­cą pod jed­nym mu­śli­nem parę.

Uci­chły ich kro­ki, uci­chły prze­su­wa­nia, obo­je za­snę­li w fo­te­lach i znów sen pa­no­wał nie­po­dziel­nie.

Do po­ko­ju wpa­dła osa, ostrym bzy­kiem za­mą­ci­ła ci­szę, prze­bie­gła po­kój, usia­dła na kwiat­ku w do­nicz­ce, prze­szła wzdłuż sto­łu i wy­fru­nę­ła. Za nią nie­ba­wem po­ja­wił się w oknie cie­ka­wy wró­bel, usiadł na ra­mie, ode­zwał się kil­ka razy gło­śnym świer­go­tem i znikł. Wró­bla za­stą­pił – bąk, bąka – psz­czo­ły i całe to pań­stwo owa­dzie, nie znaj­du­jąc tamy, lub za­po­ry, za­glą­da­ło na chwi­lę do sa­lo­nu. I mo­tyl prze­fru­nąw­szy kil­ka­krot­nie z róży na różę, usiadł na szy­bie, po­czął bić skrzy­dła­mi i nie­ba­wem po­wró­cił na dwór.

W od­da­li, w la­sku, coś jak­by drgnę­ło, jak­by w po­bli­żu otrzą­snął się koń, lub kto prze­su­nął cięż­ki me­bel. Za­grzmia­ło, ale nie­znacz­nie pra­wie, po ci­chu. Wró­ble na po­dwó­rzu czu­bi­ły się w naj­lep­sze.

Dzie­ci prze­bu­dzi­ły się.

– Aniel­ka, wsta­waj!

– Już nie śpię.

– A dla cze­go spa­łaś?

– Tak mi się spać chcia­ło…

Usie­dli na dy­wa­nie, prze­cie­ra­li oczy i od­su­wa­li mu­ślin.

– A co bę­dzie­my te­raz ro­bi­li?

– Chodź­my na dwór.

– Kie­dy tak go­rą­co.

Wsta­li obo­je, le­ni­wi, prze­chy­la­jąc się i sła­nia­jąc

– Chodź Aniel­ko do ser­want­ki.

Przy­szła, i sta­nę­li obo­je przed sza­fą dużą, oszklo­na, w któ­rej wnę­trzu lśni­ło się od róż­nych świe­ci­de­łek.

– Wi­dzisz tę ta­ba­kier­kę?

– Wiem, to ta, z kró­lem. – A wi­dzisz tę fi­li­żan­kę?

– Wiem, to od wuj­ka bab­cia do­sta­ła na imie­ni­ny.

– A te­raz będą imie­ni­ny?

– A będą. Nas ubio­rą na bia­ło i bę­dzie­my je­dli ro­dzyn­ki i lody,

Za­czę­li cho­dzić po po­ko­ju, Aniel­ka upu­ści­ła na pod­ło­gę jabł­ko.

– Tak go­rą­co… Czy i to­bie, Ka­rol­ku, go­rą­co?

– A tak, i mnie go­rą­co. Tak mi się spać chce. Chodź na huś­taw­kę.

– Nie moż­na bez Ju­sty­si.

– No to cóż bę­dzie­my ro­bić?

– Chodź na ma­li­ny.

– A jak tam jest pies?…

– Ho, ho, ja się psa nie boję, ja go za­bi­ję!

Nie po­szli. Ka­ro­lek wszedł po krze­śle na okno i usiadł, a Aniel­ka roz­sia­dła się na ka­na­pie. Mil­cze­li. Ka­ro­lek ła­pał mu­chy, któ­re na szy­bie sia­da­ły i śpie­wał przy­tem:

Ma baba, ma baba

Ta­la­ry w le­sie,

Ki­jem ją, ki­jem ją,

To je przy­nie­sie.

Aniel­ce, któ­ra prze­wró­ci­ła się na wznak na ka­na­pie, wpa­dła w ucho me­lo­dya i za­czę­ła so­bie nu­cić:

Od dwo­ra­ków opusz­czo­na

He­le­na w stro­ju nie­dba­łym

Gdy syna trzy­ma u łona…

– Czy ty wiesz, że ty nic nie wiesz – za­wo­łał Ka­ro­lek. Tego się nie śpie­wa, tyl­ko się mówi.

Ale Aniel­ka śpie­wa­ła da­lej te same sło­wa, na tę samą nutę.

Ka­ro­lek po­czął szyb­ko scho­dzić z okna.

– Cze­kaj, zro­bi­my for­te­cę.

– For­te­cę? do­brze, da­lej for­te­cę.

Przy­su­nę­li fo­te­le i krze­sła. Ka­ro­lek przy­nió­sł­pił­kę.

– A dru­ga?

– A nie ma, bo jest w po­ko­ju u dzia­dziów, a tam śpią.

– Ale ja mam jabł­ko, to wy­star­czy.

Ka­ro­lek bro­nił. Aniel­ka na­pa­da­ła. Już trzy­krot­nie gu­mo­wa pił­ka upa­dła na ja­sne wło­sy Aniel­ki i trzy­krot­nie jabł­ko upa­da­ło na fo­tel, sto­ją­cy przy ser­want­ce, gdy na­gle roz­legł się brzęk i obo­je mal­cy prze­sta­li się śmiać. Szy­ba środ­ko­wa wy­pa­dła a jabł­ko do­sta­ło się do środ­ka szaf­ki. Mal­cy sta­li, sło­wa nie mó­wiąc, wresz­cie obo­je za­czę­li pła­kać. Przy­tu­li­li się do sie­bie, str­wo­że­ni bar­dzo, sie­dli na fo­te­lu i wza­jem spo­glą­da­li wzro­kiem nie­pew­nym.

– Bę­dzie bie­da – za­czął Ka­ro­lek – oj, bę­dzie bie­da…

– Nie płacz, – uspo­ka­ja­ła go Aniel­ka, trze­ba bab­cię prze­pro­sić.

Po­szli po na­my­śle ze zwie­szo­ne­mi gło­wa­mi i sta­nę­li we drzwiach.

– Eh, dziad­ko­wie śpią.

Znów sta­nę­li w pro­gu za­my­śle­ni, bez po­mo­cy i rady.

– Co ro­bić?

– Trze­ba się scho­wać, a po­tem prze­pro­sić.

– Ale gdzie się scho­wa­my?

– Już ja wiem, na gó­rze, na stry­chu.

Po­szli i na­tra­fi­li na prze­szko­dę, na duże scho­dy.

– Ta­kie wy­so­kie te scho­dy – na­rze­ka­ła Aniel­ka.

– Po­cze­kaj, ja ci po­mo­gę…

Wszedł, oparł lewą nogę, czoł­gał się na brzu­chu, i do­pie­ro póź­niej prze­ło­żył pra­wą. Aniel­ka na pierw­szym scho­dzie mu po­ma­ga­ła, póź­niej nie mo­gła się­gnąć. I ona ta­kim spo­so­bem do­sta­ła się na wierzch i po kwa­dran­sie mo­zo­łów sta­nę­li u wej­ścia za­bru­dze­ni i po­mę­cze­ni.

– Ja­kiś ty brud­ny!

– A ty!…

Drzwi były otwar­te, we­szli. Na stry­chu le­ża­ły sto­sy ru­pie­ci. Dach gon­to­wy, po­chy­ły, upstrzo­ny był koń­ca­mi drzew­nych gwoź­dzi, two­rzą­ce­mi jed­no­li­ty ob­raz sza­rej masy, na­szpi­ko­wa­nej prę­ci­ka­mi. W po­środ­ku dwóch łat było ma­leń­kie okien­ko bez szy­by. Na zła­ma­nem krze­śle zwie­szał się strzęp sta­rej po­szew­ki, a obok ka­wał­ki ze­psu­te­go ze­ga­ra, z któ­re­go ku­kuł­ka wy­szła na wierzch, z ję­zycz­kiem wy­ła­ma­nym. Pod samą kro­kwią le­ża­ły sta­re książ­ki, opo­dal sta­ra mied­ni­ca, da­lej roz­pru­te po­dusz­ki z ka­na­py i wy­pa­lo­na na środ­ku, po­żół­kła po bo­kach, koł­dra atła­so­wa.

Dzie­ci sta­nąw­szy u wej­ścia, za­trzy­ma­ły się chwi­lę.

– Nie bo­isz się? – spy­ta­ła Aniel­cia.

– Cze­go? – spo­koj­nie za­py­tał Ka­ro­lek.

– No, dyd­ka?

– Tego na sło­mia­nych no­gach?

– A, tak, co to dzia­dek opo­wia­da…

– Wi­dzisz, dyd­ko przy­cho­dzi tyl­ko, jak się nie chcę myć zim­ną wodą, ale na stry­chu dyd­ka nie ma.

Po­su­nę­li się. Aniel­ka pod­nio­sła koł­drę.

– Zrób­my po­rzą­dek to się bab­cia ucie­szy. Za­bra­li się do ksią­żek, ale była prze­szko­da, bo w książ­ce były ry­sun­ki, zło­ży­li więc koł­drę i usiadł­szy na niej, oglą­da­li książ­kę.

Przez otwo­rek w da­chu sły­chać było szmer li­ści na wy­so­kiej gru­szy, – wi­docz­nie wiatr wzma­gał się. Za chwi­lę ja­sny pło­myk prze­mknął się po drzwiach, ale dzie­ci nie spo­strze­gły tego, do­pie­ro lek­ki huk zwró­cił ich uwa­gę.

– Szu­ka­ją nas na dole, od­su­wa­ją wszyst­ko, hi! hi! siedź­my ci­cho.

Oglą­da­li ob­raz­ki, śli­niąc pal­ce i prze­wra­ca­jąc za­ku­rzo­ne kart­ki. Huk po­no­wił się.

– Może to grzmi?

– To i cóż?…

Obej­rze­li jed­ną książ­kę, za­bra­li się do dru­giej wresz­cie po­czę­li od­po­czy­wać.

– A jak nas nie znaj­dą?

– To nic.

– A jak dzia­dzio cię wy­bi­je?

– Jaby się nie da­łem bić.

– A coby zro­bi­łeś?

– Ucie­kłem by.

– A jak­by cię do­go­ni­li?

– Ucie­kłem by do lasu.

– A z lasu?

– Po­le­cia­łem­by do cio­ci, cio­cia­by nie dała bić.

– Cio­cia jest do­bra.

– Bar­dzo do­bra jest cio­cia.

– A pa­mię­tasz, jak cio­cia się z nami ba­wi­ła w cho­wa­ne­go?

– A pa­mię­tam. A jak cio­cia, jak by­łaś mała i pła­ka­łaś, to cie­bie w bro­dę dra­pa­ła ma­łym pal­cem i ty się śmia­łaś za­raz. A pa­mię­tasz?

Nie star­czy­ło ob­raz­ków, wy­czer­pa­ły się, za­sie­dli więc u okien­ka i pa­trzy­li w nie, a Ka­ro­lek za­czął nu­cić:

"Kot kot­kę po­ka­le­czył,

Kot kot­kę bę­dzie le­czył."

Aniel­ka na tę samą nutę śpie­wa­ła:

"Od dwo­ra­ków opusz­czo­na

He­le­na w stro­ju nie­dba­łym…"

Za­dął wiatr, szy­by za­dzwo­ni­ły, okna po­ru­szy­ły się w za­wia­sach, pia­sek uniósł się z zie­mi i wio­nął brud­nym stru­mie­niem ku gó­rze, ptac­two nie­spo­koj­nie za­świ­ter­go­ta­ło a na nie­bie po­ka­za­ła się ciem­na? sina pra­wie chmu­ra. We dwo­rze zbu­dził wszyst­kich chłód i ha­łas. Psy za­wy­ły, kacz­ki na sta­wie za­gda­ka­ły, ku­char­ka, prze­tarł­szy oczy, spie­szy­ła za­my­kać okna, dziad­ko­wie zbu­dzi­li się.

Bu­rza!…

Za­my­ka­no okna, drzwi, oglą­da­no się trwoż­li­wie. Na nie­bie ruch bia­łych chmu­rek wzmógł się. Jak awan­gar­da pę­dzi­ły przo­dem, tło­cząc się i ści­ska­jąc, ciem­nie­jąc i zle­wa­jąc w wiel­kie odła­my, czer­nie­ją­ce i za­ście­la­ją­ce sobą ho­ry­zont. Czar­ne chmu­ry od­dzie­lo­ne były zwę­ża­ją­cym się pa­sem ja­snym. W obo­rze ode­zwa­ło się by­dło, psy w bu­dzie. Ja­skół­ki sia­da­ły na zie­mi, lub ją gła­ska­ły bia­łe­mi pier­sia­mi, nad sta­wem ku­char­ka na­wo­ły­wa­ła kacz­ki.

– Taś! – taś!… – taś!…

Buch zdwa­jał się, rósł, mu­chy ro­iły się w ro­gach po­ko­ju, brzę­cząc, wró­ble zbli­ża­ły się ku gniaz­dom, a zda­la przed czar­ną chmu­rą cią­gnę­ły wro­ny i kaw­ki, za­sia­da­jąc na to­po­lach.

Na nie­bie hu­cza­ło już, w od­da­li szum desz­czu było sły­chać, w po­wie­trzu czuć ochło­dze­nie.

Bab­cia wbie­gła do sali i spo­strze­gła zbi­tą szy­bę.

– A mal­cy?

Szu­ka­no, lecz nada­rem­nie. Prze­bie­żo­no wszyst­kie kąty, na­próż­no!

Za­grzmia­ło sil­nie, bły­ska­wi­ce za­glą­da­ły w szy­by, ogni­ste­mi nit­ka­mi ha­ftu­jąc ciem­ne chmu­ry. Deszcz pa­dał kro­pli­sty. Ob­mo­czo­ne pta­ki, sku­lo­ne, przy­sia­dły u da­chu. Deszcz pa­dał rów­no, od­bi­ja­jąc się od zie­mi i roz­pry­sku­jąc.

– Boże wiel­ki! gdzie mal­cy? – la­men­to­wa­ła bab­ka.

Dzia­dek cho­dził od okna do okna, pa­trzył, a gdy bły­snę­ło, że­gnał się i za­ła­my­wał ręce.

– Gdzie oni po­szli? Ach! za ten nie­po­kój zbi­ję obo­je ró­zgą.

Przy­niósł z po­ko­ju dużą ró­zgę i po­ło­żył na sto­le.

– Żeby po­słać kogo po nich – ra­dzi­ła bab­ka.

– Nie ma ni­ko­go w ca­łym domu, wszy­scy w polu. My i ku­char­ka tyl­ko zo­sta­li­śmy. Obi­ję jak Bóg w nie­bie.

Deszcz z wiel­ką siłą bił w drew­nia­ny dach, otłu­ku­jąc się o gon­ty i spa­da­jąc na zie­mię: po­dwój­ny czy­niąc ha­łas: upad­kiem i ście­ka­niem.

Przez ma­leń­kie okien­ko woda wle­wa­ła się for­mal­nie na pod­da­sze, a bły­ska­wi­ce, oświe­ca­jąc ciem – ne wnę­trze, oświe­ca­ło dwo­je przy­tu­lo­nych do sie­bie dzie­ci i to mnó­stwo gra­tów, któ­re je ota­cza­ło.

W otwo­rze uka­zał się prze­mo­czo­ny wró­bel, chwi­lę za­trzy­mał i usiadł na zła­ma­nem krze­śle, strze­pu­jąc wodę z piór.

Sie­dzie­li we tro­je, ocze­ku­jąc koń­ca bu­rzy…

………………..

Za pro­giem sta­nę­li obo­je i słu­cha­li, co dziad­ko­wie mó­wią.

– Zbi­ję na kwa­śne jabł­ko! ja dam tym mal­com!

– Wi­dzisz, to cie­bie za jabł­ko wy­bi­je dzia­dek.

– No cóż?

– Trze­ba iść… •

Na­gle drzwi otwo­rzy­li i wbie­gli ze śmie­chem.

– Je­ste­śmy!

Za­wo­ła­li ra­zem, i za­nim dziad­ko­wie zdo­ła­li prze­mó­wić, już im usie­dli na ko­la­nach.

– Ah! nie­go­dziw­cy – na­rze­ka­ła bab­ka – gdzie­że­ście sie­dzie­li?

– Na stry­chu ro­bi­li­śmy po­rzą­dek…

– A szy­bę kto zbił?

– A sama się zbi­ła. Jak tyl­ko jabł­ko wpa­dło, tak za­raz pę­kła.

– No, do­brze, że­ście się zna­leź­li, głod­ni pew­no je­ste­ście?

– A na dru­gi raz do­sta­nie­cie w skó­rę! – gro­ził dzia­dek.

– A ja umiem al­fa­bet – chwa­lił się Ka­ro­lek.

– A ja umiem wier­sze:

"Od dwo­ra­ków opusz­czo­na

He­le­na w stro­ju, nie­dba­łym

Gdy syna trzy­ma u łona… "

– Do­brze, do­brze, a nie zgub­cie się, bo was obi­ję.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: