Nowy początek - ebook
Nowy początek - ebook
Świat lady Isabel Jarvis, córki earla Bythorn, runął jak domek z kart. Tuż przed ceremonią ślubną umiera jej ukochany, a wkrótce Isabel zostaje skompromitowana podczas przyjęcia. Niesłusznie oskarżona o rozwiązłość wyjeżdża do krewnych w Cambridgeshire, aby uciec od towarzystwa i pozwolić ojcu uciszyć plotki. Na miejscu poznaje architekta, Gilesa Harkera. Giles i Isabel spędzają ze sobą coraz więcej czasu i wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Kiedy jednak wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, na jaw wychodzi sekret Isabel, który nie tylko podda próbie uczucie Gilesa, ale zagrozi pozycji całej rodziny Jarvisów…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3974-5 |
Rozmiar pliku: | 733 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
2 lutego 1801 roku – Old North Road, Cambridgeshire
Dyliżans toczył się po nierównej drodze, telepiąc się i klekocząc. Odgłosy te jednak stanowiły nawet miłe urozmaicenie wobec nieustającej paplaniny pokojówki Isobel, której buzia nie zamykała się od chwili, kiedy opuściły Londyn.
– Ale to nie wygnanie, prawda, milady? Pani mama powiedziała, że panienka dla zdrowia przenosi się na wieś.
– Dziękuję, Dorothy, że chcesz mnie podnieść na duchu, ale wygnanie jest jak najwłaściwszym określeniem. – Lady Isobel Jervis spoglądała na pulchną młodą kobietę z ledwie ukrywaną złością. – Jeśli ktoś nazywa to inaczej, delikatnie mówiąc, mija się z prawdą. Dżentelmeni przenoszą się na wieś, kiedy uciekają z Londynu przed wierzycielami.
Umilkła na chwilę i kontynuowała:
– Opuszczam Londyn w niesławie i właśnie dlatego należy nazywać to zesłaniem. Gdybyśmy były bohaterkami powieści, to fakt, że na to nie zasłużyłam, dodałby sprawie romantycznego smaczku. Tyle tylko że nie jest to powieść. – Isobel wyglądała przez okno i objęła wzrokiem lekko pofałdowany wiejski krajobraz, skąpany w strugach deszczu. Wciąż nie mogła się pogodzić z tym, jak niesprawiedliwie ją potraktowano. Czuła się zła i sfrustrowana.
– Właśnie minęliśmy drogowskaz na Cambridge – zauważyła radośnie Dorothy. Od chwili wybuchu skandalu nie opuszczał jej dobry humor. Isobel nie miała wątpliwości, że pokojówka nie usłyszała ani słowa z tego, co do niej mówiła.
– Musimy zatem być niedaleko Wimpole Hall. – Isobel wysunęła ręce spod obszytego futrem koca i wyjęła zegarek z wiszącego podróżnego futerału. – Dochodzi druga. Z Berkeley Street wyjechaliśmy tuż przed ósmą, lunch i zmiana koni zajęły nam około godziny, a więc mamy dobry czas.
– I deszcz już trochę zelżał. – Dorothy znalazła jeszcze jeden powód do zadowolenia.
– Rzeczywiście… Dotrzemy jeszcze przy świetle dziennym i już bez deszczu. – Dyliżans zwolnił i przemknął przez okazałą bramę. Po chwili minęli masywny budynek murowanej gospody i kołyszący się na niej szyld. – „The Hardwicke Arms”. Wreszcie jesteśmy na miejscu.
Jechali dalej. Isobel rozejrzała się z zainteresowaniem. Po lewej stronie wznosił się łagodnie porośnięty drzewami teren parku. Na szczycie małego wzgórza zauważyła niewielki budynek z kamienia, a następnie, kiedy dyliżans zakręcił, jej oczom ukazała się rezydencja w całej swej okazałości.
– O rety! – wykrzyknęła niezbyt elegancko Dorothy.
– To jest największa posiadłość w całym hrabstwie – podkreśliła Isobel. – Po tym, co słyszałam od mamy, spodziewałam się małego pałacyku, ale wygląda bardzo przyjemnie, nie sądzisz? Zupełnie jak dom w Bythorn Hall. – Z całą pewnością nie była to zwykła rezydencja, ale czerwona cegła robiła ciepłe wrażenie, pomimo lutowego wilgotnego chłodu.
Dyliżans zatrzymał się tuż przed schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych. Isobel poczuła narastającą panikę. Hrabiostwo zaoferowali jej gościnę w imię starej przyjaźni z jej rodzicami. Philip Yorke, trzeci hrabia Hardwicke, poznał jej ojca, hrabiego Bythorn, w Oksfordzie, i od tamtej pory utrzymywali bliskie stosunki.
– Masz się zachowywać nienagannie – Isobel ostrzegła pokojówkę. – Hrabia został mianowany przedstawicielem Korony w hrabstwie Irlandii.
– Irlandia to obcy kraj – parsknęła pokojówka. – Lepiej trzymać się od nich z daleka.
– Irlandia to część nowego Zjednoczonego Królestwa – powiedziała Isobel strofująco. – Sama brałaś udział w uroczystościach na początku roku, nie udawaj, że było inaczej! Muszę przyznać, że chętnie zwiedziłabym Dublin, kiedy hrabiostwo przeprowadzą się tam w kwietniu… Będą jednak wtedy mieli ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się gościem.
Trzeba przyznać, że zaoferowanie schronienia skompromitowanej córce starego przyjaciela w takim doniosłym dla nich samych momencie było pięknym gestem. Wynikało to zapewne z tego, że żona lorda Hardwicke, Elizabeth, uchodziła za odważną i dowcipną sawantkę.
Otworzyły się drzwi frontowe i wyszli lokaje. Dorothy zaczęła zbierać ich porozrzucane po siedzeniach szale i torebki, a Isobel zajęła się zawiązywaniem wstążek kapelusika, za wszelką cenę starając się zachować spokój.
Naraz drzwi dyliżansu otworzyły się i lokaj podał jej ramię. Wyprostowała się, wytłumaczyła sobie, że dreszcz, który ją przeszedł, był wyłącznie skutkiem lutowego chłodu, i z uśmiechem na ustach wyszła.
– Witaj nam, droga Isobel! Chłód namalował ci na policzkach piękne rumieńce! Pozwól, że cię ucałuję. – Hol był pełen ludzi, ale ciepłe powitanie lady Hardwicke podziałało na Isobel pokrzepiająco, podnosząc ją na duchu. – Taka okropna pogoda, a mimo to przyjechałaś o czasie, zgodnie z zapowiedzią!
Isobel odwzajemniała powitalne uściski.
– Dziękuję serdecznie, lady Hardwicke. Podróż przebiegła bez niespodzianek, ale muszę wyznać, że z ulgą przekroczyłam państwa gościnne progi.
– Proszę tylko nie zwracać się do mnie tak oficjalnie! Jestem kuzynką Elizabeth, moja droga Isobel, łączy nas powinowactwo, choć może niezbyt bliskie, bowiem ze strony twojej matki. Chodź, przywitasz się z milordem. Jesteście, jak sądzę, starymi przyjaciółmi.
– Milordzie. – Isobel złożyła ukłon przed szczupłym mężczyzną o dużych, ciemnych oczach i poważnej, inteligentnej twarzy. Philip Yorke musiał mieć około czterdziestu pięciu lat, ale entuzjastyczny wyraz twarzy sprawiał, że wyglądał młodziej.
– Witaj w Wimpole, moja droga Isobel. – Gospodarz ujął ją za ręce i uśmiechnął się do niej. – Wyrosłaś na czarującą młodą kobietę. Ostatni raz widzieliśmy się przecież przed czterema latami…!
– Tak, sir. Kiedy Lucas… to znaczy po pogrzebie lorda Needham. – Gdy tylko to powiedziała, ugryzła się w język. Pan domu wyraźnie się speszył. Niepotrzebnie przypomniał jej o śmierci narzeczonego, dlatego Isobel szybko zmieniła temat: – Jakżeż miło spotkać pana, tym razem w przyjemniejszych okolicznościach. Pozwolę sobie pogratulować panu nominacji.
Mężczyzna uśmiechnął się w uznaniu dla jej taktu.
– Dziękuję ci, moja droga. To dla mnie wielkie wyróżnienie; mam nadzieję, że okażę się godzien takiego zaszczytu. Jeden z dwóch mężczyzn, którzy stali za nim, obok kamerdynera, poruszył się nieco. – Pozwolisz, że przedstawię ci naszych pozostałych gości. – Hrabia skinieniem ręki dał znak mężczyznom, żeby się zbliżyli. – To jest pan Soane, który wykonuje wspaniałą pracę w naszym domu, i pan Harker, także architekt, który współpracuje z panem Soane’em w obrębie posiadłości. Panowie, mam przyjemność przedstawić wam lady Isobel Jervis, córkę mojego starego przyjaciela, lorda Bythorn.
– Milady. – Nieznajomi skłonili się jednocześnie. Pan Soane był ciemnowłosym mężczyzną pod pięćdziesiątkę, o pociągłej twarzy i końskiej szczęce. Pan Harker natomiast wydał się Isobel najpiękniejszym mężczyzną, jakiego widziała w życiu.
Chociaż po śmierci narzeczonego postanowiła raz na zawsze wykreślić ze swojego życia płeć męską, na widok tego mężczyzny, zachwiała się w swoim postanowieniu. Był wysoki i szczupły, a jego sylwetkę cechowały wprost idealne proporcje. Wspaniałe, gęste, nieco przydługie złociste blond włosy w naturalny sposób układały się w fale. Klasycznie rzeźbione rysy i zielone oczy, które przywodziły na myśl to lekko wzburzone morze, to znów mrok leśnej polany, dopełniały całość.
– Lady Isobel – odezwał się aksamitnym, choć chłodnym głosem, ujmując jej dłoń w krótkim, silnym męskim uścisku.
Przyjrzała się uważniej jego twarzy i zauważyła, że jego powitalny uśmiech nie objął oczu. Czyżby nieśmiałość?
Hrabina wydała polecenie kamerdynerowi i mężczyźni oddalili się. Tymczasem gospodarz zapytał Isobel o szczegóły podróży. W trakcie towarzyskiej pogawędki często spoglądała w duże lustro, w którym odbijał się profil pana Harkera. Jakie to musi być uczucie, kiedy się jest tak przystojnym? – zastanawiała się, studiując go krytycznie w poszukiwaniu ukrytych wad.
W pewnym momencie poszła za wzrokiem mężczyzny i stwierdziła, że on także się jej uważnie przygląda. Kiedy popatrzyli sobie w oczy, Isobel poczuła, jak zalewa ją fala gorąca. Jego oczy, niemal hipnotycznie głębokie i zielone, miały w sobie mrok i tajemnicę. Dostrzegała w nim także smutek i samotność. Ta myśl w ułamku sekundy przebiegła jej przez głowę, po czym ocknęła się z zamyślenia, konstatując, że właśnie została przyłapana na nieprzystojnym damie zachowaniu.
Tymczasem wyraz twarzy pana Harkera był nie tylko wyniosły, ale także zimny i lekceważący. W jego kształtnych ustach czaiła się kpina. Domyślała się, że zachowała się nie inaczej niż większość kobiet, kiedy pierwszy raz go widzi.
Isobel nie zamierzała jednak okazać zawstydzenia. Zadarła wyzywająco brodę i odwzajemniła jego spojrzenie z lodowatą pogardą.
Co za nieznośna arogancja! – oburzyła się w myślach. Nie była tu nawet pięciu minut, zamienili ze sobą zaledwie kilka słów, a on zdążył już ją ocenić i powziąć do niej niechęć! Kim był, żeby patrzeć na nią tak pogardliwie? Czy uważał, że nieprzeciętna uroda daje mu do tego prawo?
– Pójdziemy na górę? – usłyszała głos Elizabeth.
– Oczywiście, mi… kuzynko – powiedziała Isobel z najcieplejszym uśmiechem, na jaki mogła się zdobyć. – Panowie. – Skinęła głową pod adresem pogrążonych w rozmowie hrabiego i pana Soane’a, a całkowicie ignorując pana Harkera, po czym ruszyła szerokimi schodami za gospodynią.
Idąc na górę, Isobel poczuła lekki zapach farby i świeżego tynku.
– Pan Soane wykonał tutaj wspaniałą robotę, nie wyłączając tych schodów – wyjaśniła hrabina. Nie zauważyła, że jej gość jest nieco roztargniony albo złożyła to na karb odbytej właśnie podróży. – Tutaj, na półpiętrze, było okno wychodzące na wewnętrzne podwórko. Niedawno zostało zamurowane i jest tu teraz łazienka mojego męża z dużą wanną, dlatego pan Soane zrobił tutaj ten uroczy świetlik. – Hrabina wskazała w górę na płynące po niebie szare chmury. Kobiety weszły przez dwoje drzwi do holu, a stamtąd do pokoju z eleganckim weneckim oknem, za którym roztaczał się panoramiczny widok na park.
– A to twój salon. Kiedy świeci słońce, widok jest naprawdę wspaniały… prosto na wielką aleję południową. – Lady Hardwicke odwróciła się, spoglądając na pokój niemal ze smutnym uśmiechem. – To była część długiej galerii biegnącej od tyłu do frontu. Później pan Soane zrobił z Żółtego Salonu dziedziniec i naturalnie należało przebudować piętro. Od lat żyjemy pod jednym dachem z budowniczymi…
Hrabina westchnęła i rozejrzała się dokoła.
– Kiedy Hammels Park nabrał takiego kształtu, jakiego sobie życzyliśmy, zaraz potem umarł wuj i Philly odziedziczył po nim tytuł. W związku z tym dziesięć lat temu trzeba było wszystko zaczynać od nowa.
– Ale tu jest rozkosznie. – Przywabiona odgłosami zza ściany, Isobel zajrzała do sąsiedniego pokoju. Była to urokliwa sypialnia, która miała równie uroczy widok na południe.
Dorothy dygnęła, kiedy weszły, i wymknęła się, by kontynuować rozpakowywanie bagażu. Isobel zobaczyła swoje ranne pantofle grzejące się przy kominku i nocną koszulę przewieszoną przez zagłówek łóżka.
– Catherine, Anne i Philip będą niepocieszeni, że nie mogli cię tu osobiście powitać. – Hrabina krzątała się po pokoju: przesunęła niewielką doniczkę z zimozielonym pnączem, tak żeby lepiej się odbijało w wiszącym nad kominkiem lustrze, i sprawdziła tytuły książek ułożonych koło łóżka. – Przypuszczaliśmy, że w taką brzydką pogodę nie będziesz miała żadnych planów, więc po lunchu wszyscy pojechali do Royston odwiedzić swoją starą guwernantkę.
– Kuzynko Elizabeth. – Pod wpływem impulsu Isobel zamknęła drzwi do garderoby i złapała starszą kobietę za rękę, tak żeby popatrzeć jej w oczy. – Wiem, że uwierzyłaś w moją wersję tego, co się stało, ale czy zrobiłaś to tylko w imię przyjaźni z mamą? Musisz mi szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Mama twierdzi, że nigdy nie naraziłabyś swoich córek na towarzystwo kobiety, która brała udział w orgii. Czy naprawdę nie masz żadnych wątpliwości i szczerze wierzysz w to, że jestem całkowicie niewinna? Czuję się bardzo niezręcznie, podejrzewając, że masz zastrzeżenia co do moich kontaktów z dziewczętami… – Nagle Isobel zamilkła w obawie, że jej paplanina może się wydać nużąca.
– Absolutnie nie wierzę, Isobel, żebyś mogła popełnić jakiś niemoralny czyn. – Hrabina pociągnęła ją w stronę stojących po obu stronach kominka krzeseł. – Ale twoja matka była tak dyskretna, że nie bardzo wiem, co się wydarzyło. Może jednak powinnam poznać szczegóły, żeby skuteczniej odpierać plotki.
Isobel patrzyła w ogień.
– Kiedy Lucas zginął, miałam dwadzieścia lat. Prawie przez rok mieszkałam na wsi z moją szkolną koleżanką, Jane, która wyszła za mąż za przyrodniego brata Lucasa. Pamiętasz zapewne, że utonął w tym samym wypadku, co Lucas. Jane była w ciąży, a ich dom znajdował się daleko. Wspólne zamieszkanie wydawało się korzystne dla nas obu. – Isobel spojrzała w oczy lady Hardwicke. – Chciałam tam zostać, ale mama uważała, że powinnam zacząć bywać, bo już i tak straciłam dwa sezony. Złościłam się – byłam starsza od innych dziewczyn – nie interesował mnie żaden z tamtych mężczyzn i obawiam się, że nie potrafiłam tego ukryć. Zyskałam opinię zimnej i wyniosłej, takiej, która pogardza mężczyznami, ale szczerze mówiąc, naprawdę mi na nich nie zależało. Nie miałam ochoty wyjść za mąż za żadnego z nich.
Westchnęła ciężko i kontynuowała:
– Mama uważała, że w tym roku znów powinnam spróbować. Poszłam więc w styczniu na przyjęcie do Harringtonów na Long Ditton. Wiedziałam, że nie mam opinii atrakcyjnej panny. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że to, co uchodzi piękności z dużym majątkiem, będzie uważane za niedopuszczalne u drugiej córki hrabiego, przeciętnie wyglądającej i o skromnym posagu.
– Ależ, kochanie… – mruknęła pod nosem lady Hardwicke.
– Niestety, taka jest prawda – przerwała jej z goryczą Isobel. – Mężczyźni zamiast się zniechęcić moimi afrontami i brakiem zainteresowania, potraktowali to jako wyzwanie i postanowili dać mi nauczkę. Pewnego dnia późnym wieczorem siedziałam w swoim pokoju w nocnej koszuli i czytałam książkę, kiedy nagle otworzyły się drzwi i wparowało trzech wesołków, oczywiście pijanych, i to jeszcze z butelką wina! Powiedzieli, że chcą mnie rozgrzać i pokazać mi, co tracę…
Umilkła, czekając na reakcję kuzynki. Kiedy Elizabeth wciąż milczała, Isobel mówiła dalej:
– Oczywiście powinnam zacząć krzyczeć, ale zamiast tego zaczęłam z nimi dyskutować. Miałam nadzieję, że uda mi się ich pozbyć, zanim ktokolwiek coś zauważy. Niestety popełniłam fatalny błąd. Wszyscy trzej zignorowali moje protesty i domagali się ode mnie całusa. Bardzo bałam się, że na tym się nie skończy… i popchnęłam lorda Halton tak, że poleciał do tyłu i z wielkim hukiem wylądował na ekranie kominka. Kiedy cała gromada ludzi wpadła do mojego pokoju, Halton popijał wino z butelki, na leżąco, tam, gdzie upadł, pan Wrenne siedział rozwalony na moim krześle, podbechtując lorda Andrew White’a, który przyparł mnie do słupka łoża i wbrew mojej woli całował.
Jedną z pierwszych osób, jakie pojawiły się w drzwiach, była lady Penelope Albright, narzeczona White’a. Nikt mi nie chciał uwierzyć, kiedy mówiłam, że w najmniejszym nawet stopniu nie zachęcałam nieproszonych gości do takich zachowań, nie mówiąc już o zapraszaniu ich do mojego pokoju. Lady Penelope dostała histerii, z miejsca zerwała zaręczyny i tak się załamała, że według jej rodziców może nawet stracić cały sezon towarzyski. Następnego dnia o świcie lady Harrington odesłała mnie do domu.
– O mój Boże! Chętnie bym powiedziała Marii Harrington, co o niej myślę! Głupia kwoka! Czy ona nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki nastrój panował na przyjęciu? Zawsze miała więcej włosów niż rozumu. – Lady Hardwicke wstała z krzesła ze złością i podeszła do okna. – I co teraz? Czy twoi rodzice mają nadzieję, że do chwili naszego wyjazdu, a twojego powrotu do domu sprawa przycichnie?
– Bardzo na to liczą. A ja przecież nie mogę wiecznie uciekać. Kiedyś muszę stawić im wszystkim czoło. – Isobel uśmiechnęła się z determinacją. Myśl o tym, że kiedyś będzie zmuszona wrócić do towarzystwa, była zniechęcająca. Z drugiej strony wiedziała, że będzie tęsknić za londyńskimi teatrami, galeriami, bibliotekami i sklepami.
– To bardzo dzielnie z twojej strony – powiedziała hrabina – sama bym wyzwała na pojedynek tych wszystkich młodych baranów. Wielka szkoda, że twój brat jest jeszcze na to za młody.
– W żadnym razie bym nie chciała, żeby musiał się on kiedykolwiek pojedynkować! Nie odczuwam najmniejszej presji, jeśli chodzi o zamążpójście. Owszem, gdybym znalazła mężczyznę, który by dorównywał Lucasowi, wtedy miałabym czego żałować, a tak… – urwała i westchnęła ciężko.ROZDZIAŁ DRUGI
Isobel siedziała zapatrzona w ogień. W końcu wyrzuciła z siebie wszystko to, co od dawna w sobie tłumiła. Starała się to wytłumaczyć rodzicom, ale wreszcie dotarło do niej, że matka nigdy nie zrozumie, co ona czuje.
– Powinnam być wściekła z tego powodu, że nie mogę liczyć na zrozumienie. To wszystko jest takie niesprawiedliwe. Czuję się zła i rozżalona, ale nie mam już siły do walki. Jeśli towarzystwo mnie odrzuci, trudno, od dawna nie czuję się już jego częścią.
Isobel zagryzła usta.
– Mężczyźni uważają, że się wywyższam, i tym podobne bzdury. Ale prawda jest taka, że gdybym nawet miała chęć wyjść za mąż, to i tak żaden z tych mężczyzn, których poznałam, nawet się nie zbliża do mojego wspomnienia o Lucasie. Do tej chwili pamiętam jego dobroć, inteligencję i poczucie humoru. Ludzie mówią, że wspomnienia blakną, ale ja ciągle jeszcze widzę jego twarz i słyszę głos.
– Mam jednak nadzieję, że już go nie opłakujesz i pogodziłaś z jego śmiercią – powiedziała hrabina.
– Cóż, zaakceptowałam jego śmierć. Ból i poczucie straty zmieniły się w żal i tęsknotę. – Oraz, dokończyła w myślach, w wątpliwości: czy w tych miesiącach po śmierci Lucasa postąpiła właściwie. Wszystkie podjęte decyzje wydawały się takie proste, a jednocześnie tak bardzo trudne.
– Nie chciałabym przez to przechodzić po raz drugi, a nie zadowolę się małżeństwem bez miłości. – Isobel odwróciła się do starszej kobiety. – Rozumiesz mnie? Bo mama nie. Twierdzi, że mam nadmiernie wybujałe oczekiwania i nie przyjmuję faktów do wiadomości. Twierdzi, że wyjście za mąż jest moim obowiązkiem.
– Rozumiem cię. – Lady Hardwicke ścisnęła dłoń Isobel. – Ale ja bym jeszcze na twoim miejscu nie skazywała się na staropanieństwo – dodała, potrząsając głową. – Czy nie weźmiesz mi za złe, jeśli powiem Anne w dyskrecji, co się wydarzyło na tamtym przyjęciu? Wkrótce kończy osiemnaście lat i będzie miała debiut w Dublinie. Mogą do niej dojść jakieś plotki, więc wolałabym, żeby znała prawdę. To może być dla niej pożyteczne ostrzeżenie.
– Żeby była miła dla młodych dżentelmenów, kiedy będą się do niej zalecali? – zapytała Isobel.
– Nie, żeby dobrze zamykała na noc drzwi sypialni i krzyczała, kiedy tylko poczuje zagrożenie – powiedziała hrabina i uśmiechnęła się.
– Proszę bardzo… – Isobel odwzajemniła uśmiech. Hrabina miała rację, karcąc ją za nutę goryczy w głosie. Jeśli stanie się zgorzkniałą starą panną, to ci rozpustnicy osiągną swój cel.
– Powiem, żeby przynieśli na górę herbatę i gorącą wodę, a ty sobie odpocznij do obiadu, nabierz sił, żebyś mogła stawić czoło przynajmniej części mojej gromadki. Charles i Caroline dostaną herbatę w pokoju dziecinnym i dopiero jutro rano będą mogli cię poznać, ale Lizzie i Catherine pozwolę zjeść z nami obiad… No, a Anne i Philip też oczywiście będą obecni.
– A panowie architekci? – zapytała Isobel niby od niechcenia.
– Tak, oni też nam towarzyszą przy obiedzie. Pan Soane wraca jutro do Londynu. Źle znosi rozstania z żoną i ze swoimi wspaniałymi zbiorami sztuki i antyków na Lincoln’s Inn Fields, ale pan Harker zostaje. Muszę przyznać, że wolałabym, żeby nie był aż tak przystojny, bo kiedy się tylko pojawi, dziewczęta bez przerwy mu się przyglądają. Muszę mu jednak oddać sprawiedliwość: nigdy z jego strony nie zauważyłam choćby najmniejszej po temu zachęty, i to bardzo dobrze, zważywszy na to, kim on jest. Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała, moja miła. Taka jestem rada, że możemy cię tu gościć! – zakończyła hrabina.
Isobel, zaskoczona, opadła na oparcie krzesła i z zażenowaniem zorientowała się, że jej myśli mimowolnie pobiegły w kierunku pana Harkera. Zastanawiała się, kim tak naprawdę był…
– Co mnie to właściwie obchodzi? I tak jest nie do zniesienia arogantem!
Zegar w holu wybił siódmą, kiedy Isobel znalazła się u stóp schodów. Ale gdzie są wszyscy? W zasięgu wzroku nie dostrzegała nikogo; drzwi na wprost i na prawo były zamknięte.
– Jeśli pan tak mówi… – dał się słyszeć niski męski głos. Isobel z ulgą stwierdziła, że przynajmniej dwóch mężczyzn znalazło się już na dole.
Poszła za głosami do frontowego holu i stwierdziła, że dochodzą one z pokojów położonych na lewo od wejścia. Kije pozostawione na stole bilardowym w pierwszym z nich świadczyły o tym, że ktoś wyszedł stąd dopiero co. Rozmowa była teraz lepiej słyszalna, a głosy dochodziły z dalszego pokoju, do którego pozostawiono uchylone drzwi.
– …przyjemna owa młoda dama będzie bez wątpienia dobrym towarzystwem dla lady Anne. – Rozpoznała głos pana Soane’a. Isobel stanęła jak wryta. Czyżby mówiono właśnie o niej?
– Ona jest dobre sześć lat starsza od lady Anne – odparł pan Harker z morderczą precyzją. – Zastanawiające, dlaczego do tej pory nie wyszła za mąż, chociaż podejrzewam, że znam odpowiedź na to pytanie. Śmiałość jej spojrzenia prowokuje niepożądaną uwagę, nie zachęcając do poważnych deklaracji.
– Ty… – Isobel ugryzła się w język i zaczęła podglądać mężczyzn przez szparę w drzwiach.
– Sądzi pan, że może się okazać kłopotem? – zapytał starszy mężczyzna. Robił wrażenie zakłopotanego. – Nieraz byłem świadkiem tego, jak bardzo musiał pan się bronić przed… przed awansami młodych dam.
– Nie zamierzam dopuścić nawet… nawet do flirtu. Wtedy w holu patrzyła w sposób wyjątkowo bezczelny, prawdopodobnie uważała, że to dowodzi wielkiego obycia. Albo, co gorsza, daje sygnał, że jest otwarta na awanse.
Harker spacerował dokoła pokoju, przyglądając się obrazom wiszącym na ścianach. Na chwilę w szparze drzwi pojawił się jego szlachetny profil.
Isobel zaswędziały dłonie; miała ochotę wymierzyć mu policzek.
– Mam nadzieję, że nie. – Mignął jej wycinek pociągłej ciemnej twarzy Soane’a. – Lady Hardwicke byłaby z pewnością niezadowolona, gdyby się zorientowała, że odbywają się tu jakieś niestosowne sceny. Jest znana z przestrzegania wysokich standardów moralnych.
– To też mogłoby się odbić na panu, jako że jestem pana protegowanym, Soane. Nie mam zamiaru podejmować takiego ryzyka, proszę się nie obawiać. Tak czy owak, nie uważam jej za wielką pokusę.
Obaj mężczyźni roześmiali się, zagłuszając parsknięcie oburzenia Isobel.
– Szkoda, że dżentelmeni nie mają prawa do przyzwoitek, tak jak kobiety – zauważył Soane. – Jako prosty człowiek nigdy nie miałem tego rodzaju problemów. A pan powinien znaleźć sobie bogatą żonę i ustatkować się tak jak ja. Proszę przemyśleć moje słowa… chociaż pewnie za bardzo pan lubi korzystać ze swojej swobody i umizgów wesołych wdówek, co, Harker?
– O wiele za bardzo, sir. Poza tym znalezienie właściwej żony w mojej sytuacji wymagałoby większych zabiegów, niż mogę sobie na to teraz pozwolić.
Miała dość, chwilę jednak potrwało, zanim wzięła się w garść.
Wróciła tą samą drogą, którą przyszła, nie chciała ryzykować niepożądanego spotkania. Ciekawe, czy było to tchórzostwo, czy po prostu nauczka, żeby trzymać się z daleka od pana Harkera, kiedy ciągle jeszcze świerzbiła ją ręka, żeby mu wymierzyć siarczysty policzek.
Kiedy Isobel się pojawiła w holu, był tam już lokaj.
– Czy mogę pani w czymś pomóc, milady? – zapytał. – Rodzina jest w salonie, proszę tędy, prosto.
Skierowana przez wewnętrzny hol Isobel znalazła się w przyjemnym pokoju z dużym wykuszowym oknem. Na zewnątrz panował lutowy mrok, więc zasłony były zaciągnięte. Domyśliła się jednak, że okno musi wychodzić na park ciągnący się w kierunku północnym.
Hrabia wraz z panem Soane’em pochylał się nad czymś, co wyglądało na plany architektoniczne, a rumiany młody chłopak droczył się z rozchichotaną dwunastolatką. Byli to z pewnością lord Royston i lady Lizzie – domyśliła się Isobel.
Hrabina siedziała na szerokiej kanapie z lady Anne i jej piętnastoletnią siostrą Catherine, która demonstrowała swoje hafciarskie talenty. Nigdzie nie dostrzegała pana Harkera.
Dzieci zauważyły ją pierwsze.
– Madame – skłonił się Philip. – Witamy w Wimpole Hall.
– Czy jesteś naszą kuzynką Isobel? – Lizzie błyszczała podnieceniem, ponieważ pozwolono jej uczestniczyć w przyjęciu „dla dorosłych”. Isobel poczuła, jak napięte mięśnie jej ramion się rozluźniają. Dzieci okazały się urocze, a Harker nie pojawiał się.
Giles Harker wyprostował się, przerywając kontemplację kolekcji rzymskich pieczęci, wyeksponowanej na niewielkim stoliku pod ścianą. Lady Isobel nie zauważyła go, wchodząc, a Harker zmarszczył czoło na widok jej prostej postury i obfitych pukli ciemnoblond włosów, kiedy rozmawiała z Philipem i Lizzie.
Taki gość musiał być kłopotliwą niedogodnością szczególnie dla pani domu, znanej z wysokich standardów. Dezaprobata lady Hardwicke przekreśliłaby jego szanse na uzyskanie zamówień od kogokolwiek z szerokiego kręgu jej przyjaciół. Mogła być sawantką i autorką sztuk scenicznych, ale przede wszystkim była córką hrabiego Balcarres i damą znaną z przestrzegania surowych zasad.
Córki gospodarzy były czarujące, skromne i dobrze ułożone, mimo że reagowały chichotami, kiedy się do nich mówiło. Owa daleka kuzynka to jednak zupełnie inna historia. Robiła wrażenie niebezpiecznej, chociaż Giles nie potrafiłby dokładnie sprecyzować dlaczego. Było coś szczególnego w jej dużych szarych oczach, stanowiących bodaj najciekawszy element jej twarzy. Jakaś tajemnica, która go mimowolnie fascynowała.
Intuicja podpowiadała mu, że musi zachować szczególną ostrożność. Jego urodzenie – to jasne – nie spełniało wymaganych standardów, nawet jeśli jego wykształcenie, dochody i sposób noszenia się otwierały mu drzwi do większości salonów. Nie stanowił jednak żadnej partii, a zatem był niebezpieczny i to – zdawał sobie dokładnie z tego sprawę – wbijano do głów młodym damom, które miały mieć z nim jakikolwiek kontakt. Niestety okoliczność jego narodzin – fakt, że był nieślubnym synem – dodawała mu bardzo często atrakcyjności.
Giles Harker równie oszczędnie jednak obdzielał swoimi wdziękami panie, jak szczodrze jego matka – panów. Nawet po pięćdziesiątce jej serce było łamane w oprawie głośnego dramatu co najmniej dwa razy do roku.
Tymczasem jego serce pozostawało niezdobyte. Miłość, jak wiedział z obserwacji, była w najlepszym razie pomyłką, a w najgorszym niebezpieczeństwem.
Lord Hardwicke i Soane podnieśli głowy znad planów, młody lord Royston zarumienił się, a hrabina powitała ją uśmiechem.
– Chodź do nas, kochanie. Philip, przynieś kuzynce Isobel krzesło, które stoi obok sofy.
Giles patrzył, jak wchodzi do pokoju z pewnością siebie, cechującą kobiety, mające swój pierwszy sezon dawno za sobą.
– Dziękuję, lordzie Royston – powiedziała Isobel, kiedy Royston przyniósł jej krzesło. – A ty zapewne jesteś lady Lizzie, prawda?
– Tak, proszę pani.
– Sądzę, że dla ciebie i Philipa powinnam być po prostu kuzynką Isobel. Wasza mama twierdzi, że łączy nas powinowactwo. Przedstawicie mnie swoim siostrom?
Giles domknął pokrywę kasety z eksponatami. Lady Isobel odwróciła się na ten ostry dźwięk. Jej ciepły uśmiech stopniowo zamieniał się w lód; prześlizgnęła się spojrzeniem po Harkerze, nie okazując mu nawet odrobiny uwagi.
Harker odwzajemnił jej się w akcie samoobrony najzimniejszym spojrzeniem, na jakie było go stać, zarezerwowanym wyłącznie dla nadmiernie śmiałych młodych kobiet, które okazywały mu zainteresowanie. Na ogół rozumiały aluzję i wycofywały się zawstydzone. Isobel natomiast musiała poczuć się głęboko urażona. Odwróciła się bowiem do niego plecami i z wystudiowaną gracją usiadła na krześle.
Wbrew sobie i po raz pierwszy od dłuższego czasu Giles poczuł coś w rodzaju zainteresowania dla panny Jervis, co poważnie go zaniepokoiło. Tymczasem hrabia, nie czekając na lokaja, zaczął sam nalewać paniom napoje.
Giles podszedł do niego.
– Czy mogę pomóc, sir? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, wziął dwa kieliszki z lemoniadą dla najmłodszych dziewcząt, podziwiając takt, z jakim ojciec pozwolił im poczuć się dorosłymi. Po chwili wrócił po ratafię dla lady Anne i lady Isobel, pozostawiając hrabiemu obsłużenie żony.
– Lady Isobel. – Wyciągnął do niej kieliszek tak, żeby musiała zareagować.
– Dziękuję. – Obdarzyła go przelotnym spojrzeniem, nawet nie odwracając się do niego. – Gdyby pan był uprzejmy postawić ten kieliszek na bocznym stoliku, byłabym zobowiązana. – Z jej tonu wywnioskował, że traktuje go jak niezdarnego lokaja.
Postawił jednak kieliszek na stoliku, po czym przysunął krzesło do jej krzesła i usiadł prowokacyjnie blisko, starając się wymusić na niej jakąkolwiek reakcję. Jak wymagało tego dobre wychowanie, lady Isobel przesunęła się nieznacznie, tak żeby uraczyć go widokiem swojego profilu.
Teraz, kiedy była wypoczęta po podróży, prezentuje się znacznie lepiej, pomyślał, ukrywając ocenę konesera za nic niemówiącym, uprzejmym uśmiechem. Czubek jej prostego nosa nie był już taki czerwony od zimna jak wczoraj; włosy, uwolnione spod kapelusika, spływały lśniącymi brązowymi falami na ramiona, rzucając wyzwanie szpilkom, a jej figura w modnej sukience miała nienaganne proporcje, choć jak na jego gust wydawała się zbyt smukła.
Z drugiej strony linia jej brody świadczyła o zdecydowaniu, a ciemne, mocno zarysowane brwi o tym, że w razie czego byłaby zdolna do zachowań naprawdę nieprzyjemnych. Jej usta wyglądały tak, jakby w każdej chwili mogły przybrać wyraz stanowczej dezaprobaty i choć były pełne i różowe, to bynajmniej nie kojarzyły się z pączkiem róży. Poza tym wszystko wskazywało na to, że obecny sezon towarzyski musiał być co najmniej jej piątym.
Lady Isobel wzięła do ręki kieliszek, upiła trochę ratafii i wreszcie zwróciła się do Gilesa, unosząc rzęsy, które odsłoniły inteligentne ciemnoszare oczy.
– No więc? – odezwała się ściszonym głosem ze słodyczą, której jednak nie dał się zwieść. – Czy już wystarczająco długo studiował pan moją twarz, żeby przydzielić mi miejsce w pańskim katalogu przedstawicielek płci żeńskiej, panie Harker? Na przykład pod hasłem: dobrze wychowana stara panna o ciemnym upierzeniu? A może nie całkiem pasuję do tej kategorii i dlatego musi pan ze mną porozmawiać, żeby się zdecydować, jak należałoby mnie… opisać?
– Dlaczego uważa pani, że prowadzę taki katalog, lady Isobel? – Giles przyjął od hrabiego kieliszek bordo i ponownie zwrócił się do Isobel. To ciekawe, że nazwała się starą panną. Oceniał ją na jakieś dwadzieścia cztery lata, a więc musiała być mniej więcej pięć lat młodsza od niego.
– Zauważyłam, że studiuje mnie pan z naukową skrupulatnością. Mam wrażenie, że za chwilę wyjmie pan siatkę i szpilkę, żeby mnie włączyć do swojej kolekcji ciem.
– Pani ma zabójcze spojrzenie – stwierdził, zastanawiając się, dlaczego sama siebie deprecjonuje.
– Rozumiem, że odnosi się pan do naszej wymiany spojrzeń w holu? Musi pan wybaczyć mi zainteresowanie. Nieczęsto spotykamy ożywione greckie rzeźby spacerujące ot tak, pomiędzy nami. Zauważyłam, że niespecjalnie pan lubi, żeby przyglądano się panu tak, jak pan przygląda się innym, chociaż zapewne miał pan czas się do tego przyzwyczaić. Podejrzewam, że wśród pana wad próżno szukać fałszywej skromności.
Opanowanie, z jakim go atakowała, zaczęło irytować Harkera. Po takiej słownej utarczce powinna się zarumienić, bawić wachlarzem lub uciec w popijanie drinka, a tymczasem pozostawała całkowicie spokojna i gotowa kontynuować pojedynek. To tylko potwierdzało jego przekonanie, że Isobel go sonduje, mając w gruncie rzeczy na celu flirt, a może nawet i coś więcej.
– Mam lustro i okazałbym się idiotą, gdybym był próżny z powodu czegoś, co nie stanowi żadnej mojej zasługi. Oczywiście, że jestem przyzwyczajony do spojrzeń – odparł. – Ale nie są mi one miłe.
– Taki skromny i taki prześladowany…! Moje serce wprost krwawi ze współczucia – powiedziała lady Isobel z fałszywą słodyczą, zachowując przy tym pozory współczucia. Jej spojrzenie pozostało lodowate i pełne niesmaku. – Rozumiem, że musi pan w nocy zamykać swoją sypialnię na klucz.
– To też – odparł przez zaciśnięte zęby i po chwili się zreflektował. Dał się wciągnąć w żenującą wymianę zdań. Dobrze wychowana niezamężna dama powinna już dawno zemdleć, zamiast pozwalać sobie na podobne uwagi. A on – ugryźć się w język, zamiast publicznie pozwalać się prowokować.
– Jakież muszą być uciążliwe… nachalne ataki przedstawicielek mojej płci. Powinnyśmy pokornie czekać, aż nas zauważą, i być wdzięczne za każdy przejaw zainteresowania…! Prawda, panie Harker? Nie wolno nam sprawiać kłopotu ani ignorować mężczyzn, istnych panów stworzenia, którzy z kolei mają prawo do woli gapić się na nas i dokonywać swoich królewskich wyborów.
Głos lady Isobel miał ciche przyjemne brzmienie; nikt z obecnych się nie zorientował, że w ich rozmowie mogło być coś niestosownego. Gilesa zaskoczyły jednak jej emocje: Isobel była wściekła. Na niego.
– Tak, rzeczywiście takie są właśnie oczekiwania wobec dam – przyznał wyraźnie zdenerwowany. W żadnym razie nie zamierza z nią flirtować ani tym bardziej starać się jej udobruchać, nawet gdyby lady Hardwicke zauważyła ich sprzeczkę. – Przynajmniej wobec niezamężnych… bez względu na ich wiek.
Isobel uniosła brew i wyprostowała się dumnie.
– To był strzał w dziesiątkę, sir. Gratulacje. Rozumiem, że taki koneser jak pan dostrzega tylko damy, które stanowią nieodpartą pokusę. Nie te, które sieją rutkę i są otwarte na awanse.
Zaraz po tych słowach Isobel odwróciła się do niego bokiem i natychmiast dołączyła do ogólnego śmiechu, którym towarzystwo skwitowało jakiś dowcip Philipa. Harker nawet nie miał czasu zareagować. Potrwało chwilę, nim się zorientował, że cytowała jego słowa z rozmowy z Soane’em sprzed kilku minut.
Poczuł ukłucie sumienia, ale stłumił w sobie potrzebę przeprosin. Gdyby się przyznał, sprawiłby jej jeszcze większą przykrość. Poza tym miał nadzieję, że Isobel od tej chwili będzie go unikać, co wyjdzie na dobre im obojgu.