- promocja
- W empik go
Nudne słowo na N - ebook
Nudne słowo na N - ebook
Rafał Żak zaprasza do świata nauki, po którym porusza się ruchem konika szachowego, do tego goni króliczka, prowadząc żółwia na smyczy.
Jaki wzór matematyczny jest najpiękniejszy i czy piękno jest w nauce w ogóle istotne? Dlaczego lepiej byłoby, gdyby odbił ci żonę toreador niż chemik? Czy lwiątka rodzą się ślepe? Który naukowiec podryfował do świata pseudonauki, głosząc cudowne działanie witaminy C, a który się zagłodził z obawy przed zatruciem? Dlaczego nikt nie rodzi się humanistą? Kto jest karłem stojącym na ramionach gigantów? Ilu trzeba fizyków teoretycznych do otwarcia butelki wina bez korkociągu? I dlaczego dobrze, że jest Skłodowska?
Chociaż w Nudnym słowie na N nie brakuje teorii fizycznych, wzorów i liczb, to na pierwszym planie są ludzie. Czasem wprowadzani subtelnie, a czasem rysowani przesadnie grubą kreską. Kłócą się, szlajają po barach i grają na bongosach, ale co najważniejsze: popychają świat do przodu, rozwikłując zagadki Wszechświata.
„Czemu nie czerpać przyjemności z przyglądania się nauce, z wsłuchiwania się w nią? – pyta Żak. – Nie trzeba dążyć do tego, żeby samodzielnie ją uprawiać. Można przecież – idąc za słowami Richarda Dawkinsa – być koneserem muzyki i nie umieć zagrać ani jednej nuty na żadnym instrumencie. Taka znajomość nauki też może dawać radość. Uczmy się tego wszyscy, bez konieczności opanowania pasaży i akordów, bez przymusu bycia wirtuozem”.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-667-7863-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W uproszczeniu jest to zamknięta kafeteria wypowiedzi ułożonych w porządku od całkowitego odrzucenia do całkowitej akceptacji.
Czytasz poszczególne akapity, strony, myśli i oceniasz swoje przemyślenia zgodnie ze skalą:
– zdecydowanie się nie zgadzam,
– raczej się nie zgadzam,
– nie mam zdania,
– raczej się zgadzam,
– zdecydowanie się zgadzam.
Ten króliczek będzie uciekał.
Nauce można się przyglądać na dwa sposoby: jako zbiorowi rezultatów poszukiwań lub jako procesowi dochodzenia do wiedzy.
Z jednej strony mamy bibliotekę przepastnych tomów z wynikami badań, teoriami, analizami i monografiami. Z drugiej – sam sposób tworzenia tej biblioteki.
W pierwszym sposobie chodzi o króliczka, którego gonimy, w drugim – o metodę gonienia.
Ten króliczek może uciekać wieloma drogami.
Wydaje mi się, że mam możliwość, żeby gonić go dwiema.
Albo mogę zreferować stan wiedzy w poszczególnych dziedzinach i okrasić to ciekawostkami.
Albo pisać o tym, na czym uprawianie nauki polega i z czym się wiąże. Być może to właśnie metoda jest istotniejsza niż same odkrycia.
W tym momencie nie wiem jeszcze, że istnieją inne drogi – trzy, cztery, pięć aż do n, gdzie n jest dowolną liczbą naturalną różną od zera.
Siedzę w księgarni na Gałczyńskiego 7. Wystarczy podnieść wzrok na książki naokoło i po prostu ruszyć z jakiegoś punktu.
Zauważam Pierścienie Saturna Sebalda. Zawsze dobrze wrócić do rytmu tego pierwszego zdania: „W sierpniu 1992 roku, kiedy Psie Dni zbliżały się do końca, wyruszyłem w pieszą podróż przez wschodnioangielskie hrabstwo Suffolk w nadziei, że zdołam się wymknąć pustce, rozprzestrzeniającej się we mnie po ukończeniu pewnej większej pracy”. Dzięki, Winfriedzie, to może być dobry pomysł!
Przypomina mi się Walter Benjamin i jego flanerowanie. Według wielu to po prostu leniwe włóczenie się po mieście, według Benjamina – dobra metoda prowadzenia obserwacji socjologicznych. „W wydanym w 1854 roku, angielskim słowniku Oxford English Dictionary termin ten zostaje opisany jako trwonienie czasu na przyglądanie się wystawom sklepowym” – pisze Michał Dzionek w eseju W stronę antropologii przestrzeni. Flâneur – szkic do portretu. Jednocześnie flanerujący musi mieć umiejętność unikania kontaktu wzrokowego. Chodzi o to, by „widzieć, co się wokół dzieje, przekonując zarazem wszystkich obecnych, że się na nikogo nie patrzy. Trzeba patrzeć »nienatarczywie«, »w sposób nierzucający się w oczy«, by nie sprowokować niechcący zaczepki, nie zachęcić do odezwania się”.
Flanerując, należy zanurzyć się w labiryncie miasta, który „zapewnia wieloznaczną przyjemność bycia zagubionym; przyjemność, ale też udrękę polegającą na zastąpieniu porządku całości wnioskiem miejscowym. Nie istnieje ogólne rozwiązanie problemu, za każdym razem decyzja musi być podejmowana krótkowzrocznie. (...) Wagę zyskuje improwizacja, spontaniczność, irracjonalność, przygodność i przypadkowość doznań, przeczuwanie, intuicyjne i bezwiedne podążanie własnym, niedającym się zracjonalizować szlakiem”.
Flanerować trzeba niespiesznie, tak jakby wyprowadzało się na spacer żółwia (trudno będzie z żółwiem gonić króliczka!).
Przed wyjściem sprawdzam jeszcze kwestie techniczne, czyli jak najlepiej się przygotować, jak zacząć, w jaki sposób wyznaczyć trasę. Wyszukiwarka wypluwa: flanerowanie – metody mobilne i wizualne, zastosowanie fotospaceru – spacer jako metoda badawcza. Zapamiętuję kilka wskazówek: trasę należy wyznaczyć w przybliżeniu po linii prostej; powinno skupić się na doświadczaniu miasta, obserwować i dokumentować; po spacerze spisać notatki terenowe i uporządkować zebrany materiał empiryczny.
Idę. Od pierwszego kroku staram się nie przegapić niczego, co może mieć związek z nauką. Już na drzwiach księgarni widzę żółtą naklejkę z napisem: „Ulubiona księgarnia Warszawy 2020 roku”. Zapisuję pytania: kto to badał? Jak? Co to znaczy „ulubiona”? Spośród ilu miejsc dokonano wyboru?
Dowiaduję się, że w trzech dotychczasowych edycjach tego konkursu zawsze wyróżniana była księgarnia Nieznany Świat, która „istnieje blisko dwadzieścia lat. W jej ofercie znajduje się ponad dziesięć tysięcy tytułów książek poświęconych ezoteryce, parapsychologii, psychotronice, rozwojowi duchowemu i terapiom naturalnym”. Księgarnia wydaje również miesięcznik „Nieznany Świat”, na którego okładce widnieje hasło: „Pismo tych, którzy myślą, czują i widzą więcej”.
Obok ulubionej księgarni Warszawy A.D. 2020 rzuca się w oczy napisany sprayem na murku równoważnik zdania: „Antifa kurwy!”. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek ktokolwiek w podobnie pochlebny sposób wypowiedział się o nauce. Czy ktoś widział na ścianie hasło: „Popper sucks!” albo: „Zamknij się i licz!”? Czy na kilka miesięcy przed zamordowaniem Hypatii na Bibliotece Aleksandryjskiej pojawiały się takie agresywne wrzuty?
Przyglądam się budynkom Śródmieścia. Nie byłoby ich, gdyby nie architektura, materiałoznawstwo, urbanistyka, a przede wszystkim fizyka, chemia i matematyka. Jeśli popatrzę na miasto nieco szerzej, „zobaczę” też historię, socjologię, psychologię zachowań mieszkańców i użytkowników przestrzeni publicznych.
Mogę też to, co widzę, zredukować do zjawisk bardziej elementarnych. Oto przy stoliku kawiarnianym między drzewami siedzą dwie osoby. Da się dynamikę relacji między nimi (a jakąś relację widzę wyraźnie) opisać za pomocą psychologii, a potem uzupełnić ją o szersze socjologiczne czy kulturowe konteksty tłumaczące, czego od takich relacji oczekuje społeczeństwo. A później zejść na nieco bardziej pierwotny poziom – biologii. Biologię sprowadzić do chemii, za nią znajdziemy oczywiście fizykę.
Minęło może sto dwadzieścia sekund, a ja, patrząc na tych dwoje przy stoliku, wyobrażam sobie plątaninę cząstek elementarnych.
Spacer w poszukiwaniu nauki trzeba zaplanować samemu, trudno znaleźć taką propozycję na stronach organizatorów wycieczek. Jest w ofercie szlak peerelowski, śladami Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, są spacery kulinarne, tropem bajek i legend, dynastii Wazów albo Złego Leopolda Tyrmanda – nic o nauce.
Gdybym był młodszy, mógłbym załapać się na wyprawę o wiedzy finansowaną z budżetu państwa. W ramach programu „Poznaj Polskę” w roku szkolnym 2021/2022 zorganizowano prawie jedenaście tysięcy wycieczek dla ponad czterystu sześćdziesięciu tysięcy uczniów. Jednym z tematów przewodnich były największe osiągnięcia polskiej nauki i chociaż miały potężną konkurencję w postaci spacerów szlakiem kultury i dziedzictwa narodowego, Polskiego Państwa Podziemnego oraz kardynała Wyszyńskiego, to jednak najczęściej odwiedzanym obiektem w ramach tego programu okazało się warszawskie Centrum Nauki Kopernik.
Flanerowanie ma swoją niespieszną dynamikę (żółw), mimo to jakiś plan muszę mieć. Daję szansę modnej zdobyczy technologii i odpalam ChatGPT w wersji 3.5 – darmowej. Wpisuję hasło: „Zaprojektuj mi, proszę, spacer po Warszawie, po miejscach związanych z nauką. Stoję na Gałczyńskiego”.
Sztuczna inteligencja proponuje:
1. Zacząć od Uniwersytetu Warszawskiego, który jest jednym z najstarszych i najważniejszych ośrodków naukowych w Polsce.
2. Następnie przejść do Narodowego Centrum Nauki, gdzie można zobaczyć wystawy dotyczące najnowszych odkryć naukowych.
3. Kolejnym punktem będzie Muzeum Przyrodnicze PAN, gdzie można zobaczyć szeroką gamę eksponatów dotyczących przyrody i biologii.
4. Kolejnym miejscem będzie Instytut Fizyki PAN, gdzie można zwiedzić jedno z najnowocześniejszych laboratoriów fizycznych w Europie.
5. Kontynuując trasę, przejdź do Pałacu Staszica, siedziby Polskiej Akademii Nauk, który oferuje wiele wystaw i wykładów dotyczących historii i rozwoju nauki w Polsce.
6. Na koniec przejdź do Biblioteki Narodowej, gdzie można zobaczyć kolekcję książek i dokumentów dotyczących historii i rozwoju nauki w Polsce.
Dwóch z tych obiektów nie ma w Warszawie. Narodowe Centrum Nauki jest w Krakowie, ale zakładam, że AI chodziło o Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Nie ma też w stolicy Muzeum Przyrodniczego PAN. Wyszukiwarka sugeruje Instytut Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN, tyle że to znowu Kraków. Przyjmuję, że sztuczna inteligencja miała na myśli Muzeum Ziemi PAN.
Trasa wycieczki zaproponowanej przez ChatGPT ma ponad dwadzieścia dwa kilometry, a jej przejście zajęłoby cztery godziny i czterdzieści jeden minut pieszo (a przecież mam ją przejść z żółwiem!).
Przeredagowuję plan i układam punkty programu w kolejności 1–5–3–2–6–4. Spacer będzie mieć długość jedenastu kilometrów i zajmie zaledwie dwie godziny i dwadzieścia jeden minut.
(Za kilka miesięcy od specjalistów uczących korzystania z ChatGPT dowiem się, że powinienem był lepiej zadawać pytania, na przykład wyraźnie sugerować, że chodzi mi o optymalną trasę, i bardziej precyzyjnie określić, co mam na myśli przez obiekty związane z nauką. Mogłem też dać algorytmowi więcej szans, zadać pytanie kilka razy, a w każdej kolejnej próbie eksperyment powiódłby się lepiej).
Najbliżej z ulicy Gałczyńskiego mam do Pałacu Staszica na Nowym Świecie. Trudno o budynek bardziej naukowy. Wybudowano go dla Królewskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk w latach dwudziestych XIX wieku z inicjatywy Stanisława Staszica, a w 1830 roku stanął przed nim pomnik Mikołaja Kopernika. Od początku gmach był przeznaczony na działalność instytucji naukowych, „nie dla swoczesnych pożytków – jak pisał Staszic – lecz dla dobra i użytku pokoleń następnych”. Dzisiaj działają tu Towarzystwo Naukowe Warszawskie (od 1823 roku), kilka instytutów Polskiej Akademii Nauk, Polskie Towarzystwo Filologiczne oraz Polskie Towarzystwo Socjologiczne, a także PAN-owskie redakcje i jednostki pomocnicze.
Nie wiem jeszcze, że to tutaj Paul Dirac i Richard Feynman w 1962 roku słuchali na otwarciu konferencji poświęconej ogólnej teorii względności i grawitacji referatu Johna Lightona Synge’a pod tytułem Relatywistyczna interpretacja i modyfikacja modeli newtonowskich. Ani że po referacie Richard gadał z kim popadnie, a Paul głównie milczał.
Najlepiej dotrzeć do pałacu od strony Krakowskiego Przedmieścia. Tak przynajmniej radzi strona internetowa palacstaszica.pan.pl: podchodzić do budynku od miejsca, w którym majaczy w oddali, zbliżać się do masywnej bryły, rozpoznawać jej szczegóły.
Notuję zdania z opisu:
„Przestrzeń Pałacu Staszica, zarówno w przeszłości, jak i obecnie stanowi obszar szeroko pojętego ruchu – ruchu intelektualnego, uobecniającego się w działalności międzydziedzinowej, międzynarodowej i międzypokoleniowej”.
Czy tu w ogóle wchodzą/zaglądają młodzi ludzie?
„...tak właśnie rozumiana jest symbolika posągu Kopernika sprzed pałacu – uobecniającego dynamikę w oczywisty sposób związaną z teorią heliocentryczną i biegiem planet wokół Słońca, ale także odczytywanego metaforycznie jako znak aktywności myślowej”.
Przyjrzeć się pomnikowi!
„Przy czym równie istotna jest inna myśl, zapisana przez Staszica nie przypadkiem w jego pismach edukacyjnych: »Wszystkie nauki sobie równe być powinny. Żadna drugiej podlegać nie może«”.
Czy są nauki lepsze i gorsze? Która dziedzina jest pariasem w świecie nauki?
Przy wejściu stoi mała drewniana sztaluga z kartką formatu A4: o osiemnastej w Sali Lustrzanej wykład wygłosi doktorka habilitowana Agata Chomiczewska, profesorka Instytutu Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy na temat: Święty Graal energetyki. Czy opanujemy fuzję jądrową?. Opis brzmi zachęcająco: „Dobrze znamy klasyczne elektrownie jądrowe, ale naukowcy od dekad starają się stworzyć źródło energii oparte nie na rozszczepianiu jąder atomowych, ale na ich fuzji. To reakcja znana ze Słońca. Jeśli uda się nam ją opanować, zyskamy pewny, czysty, ekologiczny sposób na zasilenie coraz bardziej energochłonnej cywilizacji. Czy uda się »ściągnąć Słońce na Ziemię?«. Czy elektrownie termojądrowe uratują cywilizację?”.
Dlaczego nie mówi się o tym na mieście? Przecież nawet to hasło – „Ściągnąć Słońce na Ziemię” – jest znakomite. Można wokół niego budować happeningi, performance’y, zrobić nauce publicity.
Za pomnikiem tego, który wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię, wpadam na chłopaka w przebraniu pieroga. Reklamuje sieć knajp z tradycyjnym polskim jedzeniem. Ma przerwę na papierosa, więc wykluwa się z pierogowego kokonu.
– Dużo ulotek dziennie rozdajesz?
– Są dni, kiedy w godzinę idzie z dwieście, czasem więcej.
Czy stać nas na to, żeby pierogi miały więcej ulotkarzy i lepszą reklamę niż technologia, która może uratować cywilizację?
Stoję jeszcze chwilę przy Koperniku. Trudno mi ogarnąć, jak dużo jest w stolicy pomników: w samym Śródmieściu ponad sto, siedem na kilometr kwadratowy, jeden na tysiąc mieszkańców. Większość z tych pomników to mężczyźni, zaledwie dwadzieścia jeden procent stanowią rzeźby kobiet, jeśli wliczymy też syreny. Tylko siedem pomników przedstawia kobiety konkretne, a nie kobiety symbole.
Mniej więcej jedna czwarta statui to indywidualne figury znanych ludzi związanych ze światem kultury i nauki – chociaż nauki znacznie rzadziej. Jest oczywiście Kopernik, ale oprócz niego o wiele łatwiej spotkać Mickiewiczów, Janów Pawłów Drugich, Wyszyńskich, Prusów, Piłsudskich czy Konopnickie niż naukowców. Jest Mościcki („w trzydziestolecie pracy naukowej”) i Skłodowska-Curie (nawet dwie: na rogu Wawelskiej i Skłodowskiej-Curie, przy dawnym Instytucie Radowym, oraz na Skarpie Wiślanej). Galileuszy, Darwinów, Newtonów czy Einsteinów w Warszawie nie znajdę.
– Piękny ten Kopernik, prawda?
– No, taki raczej nudny i typowy.
– To niech pan idzie zobaczyć tego na Pałacu Kultury i Nauki, tam jest bardziej nowoczesny. Wie pan, wyrzeźbiła go Ludwika Nitschowa, ta od Syrenki.
Syrenka? Jak Syrenka, to i Wars i Sawa, i złota kaczka, i legenda o Kamiennym Niedźwiedziu, i bazyliszek... W legendach musi być coś naukowego.
W Bibliotece Muzeum Warszawy czytam antologię Legendy warszawskie.
„Na ulicy Krzywe Koło w podziemiach siedział bazyliszek...”
Wersji historii o bazyliszku jest sześć.
W pierwszej potwora zabija dzielny i mądry szewczyk, w drugiej jakaś Magda, która poszła ratować brata, w trzeciej znowu szewczyk. W czwartej architekt, czyli człowiek wykształcony i światły. W piątej, wierszowanej, pojawia się ktoś, kto siedzi w księgach:
„– Kto tu najmędrszy w calutkim mieście,
Wszystkie rozumy w głowie pomieścił –
Wszystkie uczone przeczytał księgi,
Przeliczył gwiazdy na palcach ręki,
Pięćset piór gęsich zużywał co rok...
– Jest taki w mieście – stary astrolog!”.
Ciemny pokój, zydel, luneta, księga w oślej skórze, zaklęcia, liczenie, pisanie – i wreszcie astrolog znajduje odpowiedź, jak załatwić bazyliszka.
W szóstej wersji legenda idzie na całość. Mędrzec zwie się Hermenegildus Fabula. Człeczek to maleńki, chuderlawy, wyschły, o licu pożółkłym, „zna się na sprawach ziemskich i zaziemskich, boć to i doktór, i alchemista, i astrolog, i człek, co po uszy w księgach starych siedzi. Ba! Skrzydła ponoć zmajstrował i nocami na nich po powietrzu lata”. W pokoju ma mumię egipską, węże, robaki zamorskie i księgi, księgi, księgi.
To on w starym traktacie znajduje informacje o bazyliszku i o tym, jak go pokonać. Dla ludzi jest magiem, a to, co robi – to są czary, choć „nie był to, prawdę mówiąc, czarownik, tylko wielce znamienity lekarz i człek we wszystkich kunsztach i naukach wyzwolonych doświadczony. Jeno gmin warszawski, widząc jego prawie cudowne kuracje i obserwując z daleka tajemnicze praktyki, mienił go, w prostocie swojej, być czarnoksiężnikiem, z mocami nadprzyrodzonymi mającym ścisłą styczność”.
Za kilka tygodni takie ujęcie relacji nauka – społeczeństwo wróci do mnie w postaci trzeciego prawa Clarke’a: „Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”.
Po wyjściu z biblioteki mijam kolejne kościoły i myślę o tym, jak przez wieki wyglądały i jak się zmieniały relacje między nauką a religią. Kiedy nauka podważała zastaną rzeczywistość, często kończyła w areszcie domowym, jak Galileusz, lub na stosie, jak Giordano Bruno.
Oczywiście to, w jakim stopniu religia interesowała się nauką, zależało od konkretnych twierdzeń czy dziedzin. Brytyjski historyk Eric Hobsbawm zauważył kiedyś, że „filologia była pierwszą dziedziną nauki, która postrzegała ewolucję jako istotę badanego przez siebie przedmiotu. Należy to oczywiście uznać za szczęśliwą okoliczność, ponieważ Biblia mówi stosunkowo niewiele o historii języka, podczas gdy, co niestety doskonale wiedzieli biolodzy i geologowie, nad wyraz jasno wypowiada się na temat stworzenia i wczesnej historii świata”. Filologów ratowało to, że w Księdze Rodzaju i innych miejscach Biblii zastawiono na nich mniej pułapek.
Kiedy astronauci z misji Apollo 8 w Wigilię 1968 roku prowadzili audycję radiową na żywo z kosmosu, to z jakichś powodów czuli, że powinni zacząć od zdania: „Na początku było słowo...”. Ale już kiedy w 2023 roku doktorka Makenzie Lystrup obejmowała dyrektorskie stanowisko w NASA, złożyła przysięgę nie na zwyczajową Biblię, tylko na książkę Błękitna kropka. Człowiek i jego przyszłość w kosmosie Carla Sagana.
– Co pan tak notuje?
– Zbieram materiał do książki o nauce.
– To proszę koniecznie przyjrzeć się szczepionkom!
– W jakim sensie?
– To już pan sam zobaczy...
Gdybym wszedł do dowolnej drogerii, to na półce z kremami nauki znalazłbym od groma.
Przypisy
W.G. Sebald, Pierścienie Saturna. Angielska pielgrzymka, przeł. M. Łukasiewicz, Wrocław 2020, s. 7.
M. Dzionek, W stronę antropologii przestrzeni, „Anthropos?”, nr 2–3/2003.
www.warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,25268713, jakich-pomnikow-nam-potrzeba-ofiary-kapitalizmu-i-korpoludzie.html .
A.M. Zdanowska, Legendy warszawskie. Antologia, Warszawa 2016, s. 89.
Ibidem, s. 73.
Ibidem, s. 74.
www.newscientist.com/definition/clarkes-three-laws/ .
E. Hobsbawm, Wiek rewolucji. 1789–1848, przeł. M. Starnawski, K. Gawlicz, Warszawa 2013, s. 421.