Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nurek - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
24 marca 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nurek - ebook

Na malowniczej Gotlandii trwa wyjątkowo ciepła jesień, a letnie upały utrzymują się aż do września. Dwóch małych chłopców postanawia wykorzystać słoneczną aurę. Pewnego dnia wybierają się na spacer wokół zalanego wodą wapiennego wyrobiska. Nie spodziewają się, jak makabrycznego odkrycia wkrótce dokonają: na powierzchni wody unoszą się bowiem zwłoki nurka. Po wstępnych oględzinach śledczy dochodzą do zaskakującego wniosku – mężczyzna nie utonął w miejscowym kamieniołomie…

W tym samym czasie studentka Jenny Lundgren zgłasza się na komisariat policji i oświadcza, że była bezpośrednim świadkiem brutalnej zbrodni. Co zaskakujące, wydarzenie to miało ponoć miejsce we Francji, mniej więcej osiemnaście lat temu. Według kobiety jej ojciec ze szczególnym okrucieństwem zabił wtedy młodą dziewczynę. Jenny rzekomo przypomniała sobie o tym we śnie…

Inspektor Fredrik Broman rzuca się w wir detektywistycznej pracy. Przeczuwa, że obie te sprawy mogą być ze sobą powiązane.

„Nurek” to druga część serii pt. „Fredrik Broman”. Håkan Östlundh stworzył niepowtarzalną historię kryminalną, pełną suspensu, trzymającą czytelnika w napięciu aż do ostatniego zdania.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8054-474-0
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Sta­wiała opór. Nie chciała, żeby znowu ogar­nęły ją ciem­no­ści. Ciem­no­ści nocy i serca. Była tam śmierć. Nie, nie śmierć – mor­der­stwo. Nie chciała się tam zna­leźć, ale i tak…

Pa­no­wała kom­pletna ci­sza. Nie było sły­chać wi­bra­cji po­ru­sza­ją­cego się sa­mo­chodu, od­głosu sil­nika. Uklę­kła na wą­skiej pry­czy i od­cią­gnęła nie­bie­skoszarą za­słonkę od­dzie­la­jącą miej­sce do spa­nia od po­zo­sta­łej czę­ści ka­biny kie­rowcy. Pa­liło się w niej świa­tło. Drzwi od strony pa­sa­żera były uchy­lone. Na ze­wnątrz było ciemno. Żad­nych la­tarni ani świa­teł nad­jeż­dża­ją­cych z na­prze­ciwka aut.

Wi­docz­nie gdzieś skrę­cili, kiedy spała. Miała mgli­ste po­czu­cie, że się obu­dziła, gdy ciężki tir re­du­ko­wał bieg i sil­nik prze­szedł na niż­sze ob­roty. A może to tylko senny ma­jak? Chyba jed­nak nie, to mu­siało się zda­rzyć, bo cię­ża­rówka stała.

W ka­bi­nie kie­rowcy nie było ni­kogo. Dziew­czyna znik­nęła. Tata też. Do­piero te­raz w znacz­nym od­da­le­niu, po le­wej stro­nie, do­strze­gła światła au­to­strady, ale nie do­cierały na wą­ską drogę, na któ­rej tir się za­trzymał. Na­wet nie było sły­chać od­gło­sów cię­ża­ró­wek, o ile w ogóle ja­kieś tędy prze­jeż­dżały. Wpraw­dzie nie była w sta­nie ich zo­ba­czyć, ale po­winny ich mi­jać. Nie­ustan­nie po­zo­stają w ru­chu, także w nocy. Wła­ści­wie zwłasz­cza w nocy.

Do­bie­gło ją upo­rczywe cy­ka­nie świersz­czy. W szo­ferce było cie­pło i duszno, a przez otwarte drzwi do­cie­rał silny za­pach ziemi i ro­ślin. Nie chciała być tu­taj sama. Dla­czego tir się za­trzymał? Do­kąd oni po­szli? Na po­czątku była zbyt za­spana, żeby się bać, ale gdy zro­zu­miała, że jest zu­peł­nie sama, da­leko od au­to­strady i świa­teł, strach wy­peł­nił każdą naj­drob­niej­szą ko­mórkę jej ciała. Ci­cho jęk­nęła. Dla­czego tata zo­sta­wił ją samą? I co się stało z dziew­czyną?

Jesz­cze nie­dawno sie­działa obok niej. Grały w uno, co nie było ła­twe, lecz dziew­czyna jej po­ma­gała. Jak ona wła­ści­wie miała na imię? Nie mo­gła so­bie przy­po­mnieć. Uśmie­chała się do niej peł­nymi ustami, a jej duże oczy były ra­do­sne. „Cześć, mam na imię…” Nie mó­wiła po szwedzku, ale i tak ła­two ją było zro­zu­mieć. Przed­sta­wiła się. Dla­czego nie pa­mię­tam jej imie­nia?

Usły­szała ja­kiś dźwięk, jakby echo przy­nio­sło jej wła­sny jęk. Szybko pod­czoł­gała się do przodu. Klę­cząc, po­chy­liła się ku bocz­nej szy­bie i przez nią wyj­rzała. To byli oni…

Jenny obu­dziła się w swoim miesz­ka­niu w Slite. W ci­szy sły­szała je­dy­nie wła­sny przy­śpie­szony od­dech. Prze­ra­żona usia­dła w po­ścieli. Znowu miała ten kosz­marny sen. Dla­czego? Była zlana zim­nym po­tem, od­dy­chała płytko, co­raz bar­dziej spa­ni­ko­wana. W cia­snej sy­pialni pa­no­wał za­duch. Wstała z łóżka, po­de­szła do okna, otwo­rzyła je na oścież i za­czerp­nęła po­wie­trza.

Był wrze­sień, w tym roku wy­jąt­kowy. Na Go­tlan­dii lato za­zwy­czaj trwało dłu­żej, ale obec­nie pa­no­wały re­kor­dowe upały, mó­wiono o naj­go­ręt­szym le­cie od przy­naj­mniej dwu­stu lat, bo mniej wię­cej wtedy za­częto pro­wa­dzić po­miary. W ciągu dnia było nie­mal jak w tro­pi­kach. W nocy tem­pe­ra­tura nie spa­dała po­ni­żej dwu­dzie­stu stopni. Upały trwały od czte­rech ty­go­dni i źle się spało w nie­spo­ty­ka­nej o tej po­rze roku lep­kiej du­cho­cie. A je­śli w ogóle miało się pro­blemy ze snem, to trudno było po­rząd­nie się wy­spać.

Jenny stała przez chwilę przy oknie i wpa­try­wała się w noc, wsłu­chi­wała w ci­szę za­kłó­caną je­dy­nie upo­rczy­wym cy­ka­niem świersz­czy. Nie bała się mroku i tego, co na ze­wnątrz, lę­kała się ciem­no­ści w so­bie, gnę­bią­cych ją kosz­ma­rów. Nie chciały jej zo­sta­wić w spo­koju. Wra­cały rów­nie upo­rczy­wie jak świersz­cze pod ko­niec lata, a ona w głębi du­szy wie­działa, z ja­kiego po­wodu.

W piw­ni­cach pa­no­wała przy­ja­zna tem­pe­ra­tura, dzięki któ­rej le­piej się my­ślało, a ciało od­zy­ski­wało wi­tal­ność i siłę. Fre­drik stał pew­nie na ja­snej drew­nia­nej pod­ło­dze strzel­nicy, ca­łej w czar­nych śla­dach po łu­skach. Czuł, że ma kon­takt z wła­snym cia­łem, za­uwa­żał każdy naj­drob­niej­szy ruch. Tu wy­zwo­lił się od upału dzia­ła­ją­cego jak nie­chciane upo­je­nie al­ko­ho­lowe. Mą­cił w gło­wie i po­wo­do­wał opór mię­śni.

Wy­ce­lo­wał w znaj­du­jącą się sie­dem me­trów da­lej tar­czę i na­ci­snął spust. Po od­da­niu strzału lekko opu­ścił broń i spoj­rzał na boki. Wszystko po to, by ćwi­cze­nie było jak naj­bar­dziej re­ali­styczne. Po­wta­rzał je, aż udało mu się strze­lić wszyst­kie osiem razy. Scho­wał pi­sto­let do ka­bury.

Było wpół do ósmej rano. W wol­nym cza­sie wy­zna­czył so­bie do­dat­kową go­dzinę w ty­go­dniu na ćwi­cze­nia w strzel­nicy, która przy­po­mi­nała saunę z po­wodu tłu­mią­cych dźwięki drew­nia­nych pa­neli. Na lewo od niego wi­siały ko­lo­rowe plan­sze wy­ja­śnia­jące, jak działa sig sauer, a pod nimi, na ha­czy­kach, na­usz­niki i oku­lary ochronne.

Obo­wiąz­ko­wych go­dzin było za mało, żeby osią­gnąć przy­zwo­ity po­ziom, jakby sze­fo­stwo przy­my­kało oko na to, że szwedzcy po­li­cjanci w grun­cie rze­czy uży­wali broni je­dy­nie na strzel­nicy, co oczy­wi­ście miało swoje po­zy­tywne aspekty. Po­nad rok temu czter­dzie­sto­letni Fre­drik pierw­szy raz po­słu­żył się służ­bową bro­nią poza strzel­nicą, a był po­li­cjan­tem od szes­na­stu lat, z czego pięt­na­ście prze­pra­co­wał w Sztok­hol­mie. Do tam­tej chwili wy­star­czyło, że wyj­mo­wał broń. Nie­wiele osób ob­staje przy swoim, sta­jąc oko w oko z uzbro­jo­nym po­li­cjan­tem.

Strzał, który mu­siał od­dać po­przed­niego lata, spra­wił, że Fre­drik za­czął się za­sta­na­wiać, jak to moż­liwe, że w Szwe­cji peł­nią służbę po­li­cjanci nie­po­tra­fiący się ob­cho­dzić z bro­nią. Nie wie­dział, ilu ich jest, ale na­wet gdyby tylko kilku, to i tak za dużo. W wielu po­li­cyj­nych jed­nost­kach w ca­łym kraju ko­le­dzy byli zmu­szeni do zło­że­nia służ­bo­wej broni, po­nie­waż osią­gali zbyt słabe wy­niki na strze­la­niach te­sto­wych. A po­li­cjant bez broni to ża­den po­li­cjant. Je­śli przez wiele lat nie zna­lazł się w pod­bram­ko­wej sy­tu­acji, to za­czyna so­bie od­pusz­czać strzel­nicę i tre­ning fi­zyczny. Gdy w końcu cza­sami do­piero po dzie­się­ciu la­tach nad­cho­dzi mo­ment kry­tyczny, może stra­cić ży­cie.

Spraw­dził re­zul­tat. Wy­nik nie za­gwa­ran­to­wałby mu zło­tego me­dalu olim­pij­skiego, ale był wię­cej niż ak­cep­to­walny. Fre­drik wy­strze­lił w ten sam spo­sób jesz­cze je­den ma­ga­zy­nek, na­stęp­nie na­ła­do­wał oba pu­ste ma­ga­zynki i je­den z nich wło­żył do pi­sto­letu.

W szpi­talu do­brze za­jęli się Ninni. Bli­zna po­zo­stała, lecz po za­biegu la­se­ro­wym była le­dwo wi­doczna. W każ­dym ra­zie z da­leka. Fre­drik ni­gdy nie za­po­mni szyb­kiego po­cią­gnię­cia no­żem przez klatkę pier­siową Ninni ani trwa­ją­cych wiecz­ność se­kund, za­nim try­snęła krew i na bluzce wy­glą­dała ni­czym bu­dzący grozę czer­wony kwiat. Wryły mu się w pa­mięć ból wi­doczny na twa­rzy Ninni, utkwiony w nim jej wzrok roz­pacz­li­wie bła­ga­jący o po­moc. Tym­cza­sem on nie był w sta­nie nic uczy­nić. Zmro­ziło go i jed­no­cze­śnie roz­pa­liło do czer­wo­no­ści. Bez­rad­nie pa­trzył, jak jego żona od­cho­dzi.

Zo­rien­to­wał się, że nie scho­wał pi­sto­letu do ka­bury. Jak długo tak stał za­to­piony we wła­snych my­ślach? Uła­mek se­kundy czy kilka mi­nut? Nie wie­dział. Po­czuł zimny pot na czole, a po­tem zdał so­bie sprawę, że dłoń za­ci­śnięta na kol­bie pi­sto­letu jest cała mo­kra. Wy­tarł broń, za­nim wło­żył ją do fu­te­rału. Wziął kilka głę­bo­kich wde­chów i parę razy prze­stą­pił z pięt na palce, jakby chciał strzą­snąć z sie­bie nie­przy­jemne wspo­mnie­nie.

Wy­strze­lał ostatni ma­ga­zy­nek. Tym ra­zem wy­nik był gor­szy. Wciąż do za­ak­cep­to­wa­nia, ale nie­wy­star­cza­jąco do­bry. Z Fre­drika scho­dziły emo­cje. Zdjął oku­lary ochronne, od­wie­sił na­usz­niki i sprząt­nął łu­ski po na­bo­jach, po czym wy­łą­czył lampę sy­gna­li­za­cyjną i otwo­rzył ma­sywne dźwię­kosz­czelne drzwi.

Za drzwiami zde­rzył się z Sarą Oskars­son. Oboje sta­nęli jak wryci.

– Wcze­śnie za­czy­nasz – stwier­dził.

– A ty nie? – od­parła Sara.

Była no­wym na­byt­kiem Wy­działu Kry­mi­nal­nego. Przy­je­chała ze Sztok­holmu, po­dob­nie jak Fre­drik, lecz była od niego młod­sza pra­wie o de­kadę, a do­kład­nie miała trzy­dzie­ści trzy lata. W ko­mi­sa­ria­cie w Söde­rort w Sztok­hol­mie zaj­mo­wała się prze­mocą do­mową i tu też po­wie­rzono jej ta­kie sprawy.

– Ow­szem – od­parł Fre­drik. – Wy­gląda na to, że to je­dyny spo­sób, żeby się roz­ru­szać.

Nie tylko spę­dzał wię­cej go­dzin na strzel­nicy, ale także sta­rał się kilka razy w ty­go­dniu zna­leźć czas na tre­ning w nowo wy­bu­do­wa­nej si­łowni. Było bar­dziej re­gułą ani­żeli wy­jąt­kiem, że na­ty­kał się tam na Sarę. Wy­soka i atle­tycz­nie zbu­do­wana ko­bieta miała ob­cięte na pa­zia czarne włosy, które koń­czyły się na wy­so­ko­ści szczęki. Göran stwier­dził, że bę­dzie z niej do­cho­dze­nio­wiec świet­nie ra­dzący so­bie z de­li­kat­nymi prze­słu­cha­niami, zresztą kilka razy już to za­de­mon­stro­wała. Fre­drik za­uwa­żył, że Sara jest cho­ler­nie am­bitna. Za­wsze w blo­kach star­to­wych, jakby cią­gle mu­siała coś udo­wad­niać.

Z tego, co wie­dział, była sin­gielką i zaj­mo­wała jed­no­po­ko­jowe miesz­ka­nie w ob­rę­bie mu­rów obron­nych. Mu­siało być kosz­towne. Za cenę ta­kiego lo­kum w cen­trum Visby można było zna­leźć ładny dom ka­wa­łek od mia­sta. Nie do końca ro­zu­miał, dla­czego przy­je­chała na Go­tlan­dię. To nie był oczy­wi­sty wy­bór dla chcą­cej zro­bić ka­rierę mło­dej sin­gielki, nie­ma­ją­cej żad­nych po­wią­zań z wy­spą. Za­sta­na­wiał się, czy jej się tu spodoba i zo­sta­nie na dłu­żej, czy też ule­gła chwi­lo­wej za­chciance i za rok lub dwa prze­nie­sie się gdzie in­dziej.

– Słu­chaj – po­wie­działa, za­trzy­mu­jąc Fre­drika, gdy już wcho­dził na schody. – Bie­gasz, prawda?

– Ow­szem – od­parł.

– Po­my­śla­łam, czyby się nie za­pi­sać na Bieg Świę­tej Łu­cji. Bra­łeś w nim udział?

– Nie – przy­znał.

Na­wet nie przy­szło mu to głowy. Śli­zga­nie się w środku zimy wo­kół Visby w dre­sie i czapce z pom­po­nem, a na ko­niec po­ko­na­nie dłu­giego i mor­der­czego pod­biegu nie było czymś, co go krę­ciło. Poza tym wąt­pił, aby udało mu się to zro­bić z pod­nie­sioną głową. Co prawda, bie­gał re­gu­lar­nie, lecz na krót­kie dy­stanse i za rzadko. Na ra­zie za­mie­rzał za­mie­nić dwa sze­ścio­ki­lo­me­trowe dy­stanse w ty­go­dniu na trzy ośmio­ki­lo­me­trowe, lecz w od­róż­nie­niu od strze­la­nia i tre­ningu na si­łowni jesz­cze tego planu nie zre­ali­zo­wał.

– Może po­wi­nie­neś? – spy­tała Sara.

– Szcze­rze mó­wiąc, nie je­stem w for­mie.

– Och, daj spo­kój. Do Biegu Świę­tej Łu­cji zo­stały jesz­cze trzy mie­siące. Wy­star­czy, żeby się przy­go­to­wać do dzie­się­cio­ki­lo­me­tro­wego dy­stansu. – Za­mil­kła, jakby ocze­ki­wała, że Fre­drik na­tych­miast zmieni zda­nie. – Nie daj się pro­sić – do­dała. – Bę­dzie faj­nie. Wiesz, te roz­mowy o tre­nin­gach i po­rów­ny­wa­nie cza­sów…

Z pew­no­ścią, po­my­ślał Fre­drik. Py­ta­nie dla kogo.

– Za­sta­no­wię się nad tym, obie­cuję – za­pew­nił Sarę i się ulot­nił.

Obu­dziła ją ci­sza. Pustka po czymś, czego nie usły­szała, ale co i tak zro­zu­miała. Nie tylko zni­kło da­jące po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa po­mru­ki­wa­nie sil­nika. Było coś jesz­cze, jakby wo­ła­nie czy krzyk. Nie miała pew­no­ści. Wie­działa je­dy­nie, że w ciszę wdarł się ja­kiś od­głos. Nie mo­gła go usły­szeć, ale go po­czuła.

Uklę­kła na le­żance. Tata znik­nął, dziew­czyna też. Była sama. W szo­ferce pa­liło się świa­tło, lecz na ze­wnątrz pa­no­wała ciem­ność – gęsta, nie­prze­nik­niona. Ta­jem­ni­czy od­głos z se­kundy na se­kundę zmie­niał za­bar­wie­nie. Była prze­ra­żona, po­czuła ucisk w pier­siach i mu­siała ze sobą wal­czyć, żeby nie krzyk­nąć „Tato!”. Za­miast tego z jej gar­dła wy­do­był się le­d­wie sły­szalny sko­wyt. Przy­ci­snęła dło­nie do ust. Po­czuła, że za­czyna drżeć. Dla­czego jest sama? Dla­czego się za­trzy­mali? Dla­czego tata zo­sta­wił ją w tych ciem­no­ściach?

Do jej uszu do­tarło cy­ka­nie świersz­czy, ty­powe dla cie­płych, późnych let­nich nocy. Da­leko po le­wej stro­nie, ni­czym gwiazdy na nie­bie, po­bły­ski­wały świa­tła au­to­strady. Na­wet mo­głoby być pięk­nie.

Na­gle ko­lejny od­głos. Tym ra­zem wy­raźny. Wo­ła­nie, ale stłu­mione, zdu­szone jak jej wła­sny sko­wyt stra­chu. Pod­czoł­gała się do drzwi od strony pa­sa­żera. W ka­bi­nie uno­sił się de­li­katny za­pach kawy i cze­ko­lady, mie­szał się z tępą nutą ropy i wci­ska­jącą się z ze­wnątrz du­szącą wo­nią ro­ślin­no­ści. Zła­pała za uchwyt znaj­du­jący się obok drzwi i po­chy­liła do przodu. Wyj­rzała przez boczną szybę.

To byli oni. Wi­działa ich w ciem­no­ściach, w sła­bej po­świa­cie gór­nego świa­tła w ka­bi­nie. Tata mocno ści­skał ra­mię dziew­czyny. A może tylko chwy­cił ją za ubra­nie? Duży do­ro­sły męż­czy­zna gó­ro­wał ni­czym ol­brzym nad dziew­czyną le­żącą na ziemi.

Te­raz chwy­cił ją w pa­sie i pod­niósł. Głowa dziew­czyny od­chy­liła się bez­wład­nie do tyłu, usta były otwarte. Roz­chy­lona i roz­pięta ko­szula ob­na­żyła brzuch.

Jenny od­su­nęła się od okna, rzu­ciła na le­żankę i za­ko­pała w ko­cach. Zro­zu­miała, że stało się coś strasz­nego.

Na­gle z kosz­mar­nego snu wy­rwało ją wra­że­nie, że się dusi. Mi­nęło dzie­sięć dłu­gich se­kund, za­nim so­bie uświa­do­miła, że to nie­prawda. Z tego wszyst­kiego na chwilę za­po­mniała o od­dy­cha­niu. Usia­dła na łóżku, po­chy­liła głowę i wzięła kilka głę­bo­kich wde­chów. Cała się trzę­sła, lecz rów­no­cze­śnie po­czuła ulgę. To był tylko sen. Na­gle za­częła pła­kać. Naj­pierw kilka chlip­nięć, od któ­rych za­szkliły się oczy, a po­tem gwał­towny szloch, który prze­szedł w krzyk. Wci­snęła twarz w po­duszkę, by wy­krzy­czeć w puch swój strach.

W końcu była w sta­nie znowu usiąść. Dy­szała i łap­czy­wie chwy­tała po­wie­trze. W po­koju było duszno, jakby zu­żyto cały tlen. Wstała, po­de­szła do okna i je otwo­rzyła. Kła­dąc się, po­winna je była zo­sta­wić otwarte. Ten kosz­mar to pew­nie wina upału. Za­pa­trzyła się w noc. Nie­śmiało za­czy­nało świ­tać. Ro­snące na du­żym po­dwórku drzewa i krzewy wy­glą­dały na tle do­mów ni­czym mięk­kie szare plamy. Słaby wiatr sze­le­ścił li­śćmi kasz­ta­nowca. Do­le­ciał do niej za­pach mo­rza.

Już się nie bała, płacz ją uspo­koił. Sto­jąc przy otwar­tym oknie, po­czuła się sa­motna, lecz to nie była żadna no­wość. Być może już za­wsze bę­dzie sa­motna. Po­go­dziła się z tym, nie po­tra­fiła uwie­rzyć, że mo­głoby być ina­czej. Naj­waż­niej­sze, by nie mu­siała się bać.

Zy­skała pew­ność, że musi coś zro­bić. Ci­sza w ka­bi­nie cię­ża­rówki. Echo krzyku na ze­wnątrz. Oj­ciec. Tam na­prawdę coś się wy­da­rzyło, to nie był tylko po­wta­rza­jący się senny kosz­mar.

Anna Gar­dell prze­pro­wa­dziła szcze­gó­łową roz­mowę na ogól­no­do­stęp­nej li­nii.

– Po­li­cja w Visby, dzień do­bry.

– Chcia­ła­bym z kimś po­roz­ma­wiać i zło­żyć do­nie­sie­nie o moż­li­wo­ści po­peł­nie­nia prze­stęp­stwa – po­wie­działa ko­bieta o mło­dym gło­sie, ale się nie przed­sta­wiła.

– Na­tu­ral­nie. Po­szu­kam ko­goś wol­nego i prze­łą­czę pa­nią da­lej. O ja­kie prze­stęp­stwo cho­dzi?

Ko­bieta nie od­po­wie­działa od razu. Anna ru­ty­nowo zer­k­nęła na ekran, który po­ka­zy­wał, gdzie znaj­dują się pa­trole. Było tuż przed je­de­na­stą. Pa­no­wał spo­kój, jak za­zwy­czaj o tej po­rze. Ra­dio mil­czało. Dy­żurka ofi­cera była pu­sta.

– Za­raz… – od­parła ko­bieta. – Czy nie wy­star­czy, że opo­wiem o tym oso­bie, która bę­dzie przyj­mo­wać zgło­sze­nie?

– Ow­szem, ale je­śli do­wiem się cze­goś wię­cej, skie­ruję pa­nią do od­po­wied­niego funk­cjo­na­riu­sza – od­rze­kła Anna.

Za­cho­wy­wała ostroż­ność, bo w gło­sie mło­dej ko­biety usły­szała po­wagę i ból. Po­dej­rze­wała, że sprawa, z którą zwraca się ta ko­bieta, może mieć pod­łoże sek­su­alne. W ta­kich przy­pad­kach lu­dzie nie mieli ochoty się tłu­ma­czyć ope­ra­to­rowi z cen­trali.

– Cho­dzi o… – za­częła ko­bieta i za­mil­kła.

Anna ski­nęła głową do Ove Gahn­ströma z Wy­działu Kry­mi­nal­nego, wła­śnie prze­cho­dzą­cego obok cen­trali. W od­po­wie­dzi pu­ścił do niej oko. Tylko jemu coś ta­kiego mo­gło ujść na su­cho, w każ­dym ra­zie w od­nie­sie­niu do Anny Gar­dell. Wie­działa, że za tym ge­stem nie stoi nic spro­śnego, i to wcale nie dla­tego, że jest wolny. Po pro­stu był otwarty i bez­po­średni.

– Cho­dzi o po­ważne prze­stęp­stwo, ale to skom­pli­ko­wane – pod­jęła ko­bieta.

Anna za­sta­na­wiała się przez dwie se­kundy.

– Po­łą­czę pa­nią z Sarą Oskars­son z Wy­działu Kry­mi­nal­nego. Pro­szę chwi­leczkę po­cze­kać, spraw­dzę tylko, czy jest u sie­bie.

– Dzię­kuję.

To prze­czu­cie ka­zało An­nie po­łą­czyć tę ko­bietę z Sarą Oskars­son. Anna od razu na­brała za­ufa­nia do Sary, po­nie­waż wy­glą­dało na to, że zna się na tym, czym się zaj­muje. Poza tym była pro­sto­li­nijna i ko­mu­ni­ka­tywna. A co naj­waż­niej­sze – była je­dyną ko­bietą w Wy­dziale Kry­mi­nal­nym.

– Sara Oskars­son – przed­sta­wiła się po­li­cjantka, gdy Anna po­łą­czyła roz­mowę.

– Dzień do­bry, na­zy­wam się Jenny Lund­gren. Chcia­ła­bym zgło­sić po­peł­nie­nie prze­stęp­stwa.

– Słu­cham.

– Wo­la­ła­bym do pani przyjść. Mogę?

– Tak, oczy­wi­ście – od­parła Sara, wolną ręką za­kła­da­jąc pa­smo wło­sów za ucho. – Czy jest ja­kiś szcze­gólny po­wód?

– Wy­daje mi się, że tak bę­dzie le­piej. To tro­chę skom­pli­ko­wane – wy­ja­śniła Jenny Lund­gren. Na chwilę za­wie­siła głos, po czym do­dała: – Je­śli po­wiem przez te­le­fon, czego do­ty­czy prze­stęp­stwo, to wciąż bę­dzie pani chciała się ze mną spo­tkać?

– Tak. A po­wie mi pani?

– Cho­dzi o mor­der­stwo.ROZDZIAŁ 2

Dwa dni póź­niej Jenny nie była pewna, co wła­ści­wie po­wie­działa po­li­cjantce, z którą się spo­tkała. Zmę­czona upa­łem usia­dła w kuchni nad fi­li­żanką her­baty i dwiema krom­kami chleba z pasz­te­tem. Zwy­kle przy­go­to­wy­wała od razu dwie ka­napki za­miast jed­nej, by w ra­zie po­trzeby nie mu­siała szy­ko­wać na­stęp­nej. Ten zwy­czaj wy­nio­sła z domu i nie po­tra­fiła się go po­zbyć. Zro­biła kęs, wy­schnięty chleb draż­nił pod­nie­bie­nie, więc upiła łyk her­baty. Była za słaba, ale ta mocna, którą naj­bar­dziej lu­biła, wła­śnie się skoń­czyła.

Miesz­ka­nie przy Stor­ga­tan w Slite na­le­żało do Jenny od wielu lat, lecz do­piero nie­dawno się do niego wpro­wa­dziła. Wy­naj­mo­wała je komu in­nemu, stu­diu­jąc poza Go­tlan­dią, a pod­czas wa­ka­cji za­trzy­my­wała się u mamy. Po­cząt­kowo pla­no­wała miesz­kać przy Stor­ga­tan la­tem, lecz osta­tecz­nie do­szła do wnio­sku, że le­piej za­osz­czę­dzić pie­nią­dze. Poza tym w wa­ka­cje nie spę­dzała na Go­tlan­dii tyle czasu, ile przy­pusz­czała, że bę­dzie.

Tak czy owak, w maju wró­ciła do swo­jego miesz­ka­nia. Śmier­działo w nim dy­mem pa­pie­ro­so­wym i było brudno, za­brała się więc do ge­ne­ral­nych po­rząd­ków, po czym po­ma­lo­wała ściany na biało. Po­szło jej cał­kiem spraw­nie. To było dwu­po­ko­jowe miesz­ka­nie z sa­lo­nem przy­zwo­itej wiel­ko­ści, w każ­dym ra­zie jak na jej po­trzeby, i sy­pial­nią, która była czymś po­mię­dzy po­ko­jem a wnęką sy­pial­nianą. Kuch­nia była mała, ale wy­god­nie mo­gły w niej usiąść dwie osoby. Ume­blo­wała miesz­ka­nie tym, co wzięła z domu, a nie­które przed­mioty upo­lo­wała na pchlim targu, gdzie można było zro­bić ta­nie za­kupy, bo let­nicy po­zby­wali się nie­mod­nych sprzę­tów. Mama dała jej cztery ty­siące ko­ron na nowe łóżko, które za­mó­wiła w Ikei. Jako stu­dentka więk­szość za­ku­pów ro­biła przez in­ter­net. W ten spo­sób na­by­wała ciu­chy, książki, płyty i oczy­wi­ście bi­lety na prom. Na­wet wy­po­ży­czała pu­bli­ka­cje z uni­wer­sy­tec­kiej bi­blio­teki. Tej je­sieni miała przy­stą­pić do eg­za­minu ma­gi­ster­skiego. Mo­gła się przy­go­to­wać, miesz­ka­jąc na Go­tlan­dii. Wy­star­czyło raz w mie­siącu po­je­chać do Sztok­holmu. Lu­biła swoje stu­dia i sta­rała się nie my­śleć o tym, co nie­unik­nione, czyli co bę­dzie ro­bić po­tem. Wy­brać pracę czy stu­dia dok­to­ranc­kie? Go­tlan­dię czy na przy­kład Sztok­holm?

Nie­tkniętą ka­napkę i tę le­d­wie na­po­czętą przy­kryła ka­wał­kiem fo­lii spo­żyw­czej i wło­żyła ta­le­rzyk do lo­dówki. Zje je na lunch ra­zem z odro­biną jo­gurtu ma­li­no­wego. Do­lała so­bie her­baty z dzbanka. Wy­piła ją z dwiema kost­kami cu­kru, bez mleka.

Spra­wiało jej kło­pot spo­glą­da­nie w przy­szłość, do­ko­ny­wa­nie wy­bo­rów. Wpraw­dzie po­tra­fiła so­bie wy­obra­zić, że po ma­gi­sterce robi dok­to­rat, ale nie mo­gła pod­jąć de­cy­zji o dal­szym stu­dio­wa­niu tylko po to, by nie mu­siała się za­sta­na­wiać nad dal­szym ży­ciem. Przed pod­ję­ciem istot­nych, wią­żą­cych po­sta­no­wień mu­siała się zmie­rzyć z czymś, co w pe­wien spo­sób było od nich dużo waż­niej­sze. Uczy­niła zna­czący ruch, pod­no­sząc słu­chawkę i dzwo­niąc na po­li­cję. Py­ta­nie, do czego ją to do­pro­wa­dzi. Czy to pierw­szy krok ku cze­muś lep­szemu, czy ra­czej do pie­kła?

Wzięła ze sobą fi­li­żankę i usia­dła przy sto­ją­cym pod oknem znisz­czo­nym biurku. Jej wzrok przy­kuł nie­zbyt oka­zały kasz­ta­no­wiec. Może po­winna być wdzięczna, że może się uczyć. Dzięki temu miała po­czu­cie kon­troli nad swoim ży­ciem.

Czy Sara Oskars­son jej uwie­rzyła? Wy­glą­dało, że tak. Obie­cała, że się ode­zwie.

Jenny się­gnęła po ple­cak z czar­nego ny­lonu i wy­jęła wi­zy­tówkę, którą do­stała od po­li­cjantki. Nie­bie­skimi li­te­rami było na niej na­pi­sane „Po­li­cja”, a po­ni­żej „Sara Oskars­son, in­spek­tor Wy­działu Kry­mi­nal­nego”. Pro­sta ząb­ko­wana wi­zy­tówka, jakby wy­ko­nana wła­sno­ręcz­nie. Wy­obra­ziła so­bie po­li­cjan­tów sie­dzą­cych przy biur­kach i roz­ci­na­ją­cych ar­ku­sze wi­zy­tó­wek.

Wy­da­wało jej się, że miała wię­cej do po­wie­dze­nia, ale nie była pewna, co po­mi­nęła. Ra­czej drę­czyło ją uciąż­liwe prze­czu­cie, że mó­wiła męt­nie. Po­miesz­cze­nie było duże i ja­sne. Sie­działy przy jed­nej ze ścian, każda na swoim krze­śle, i Jenny od­nio­sła wra­że­nie, jakby była u psy­cho­loga, choć nie do końca. Dwie małe ka­mery ob­ser­wo­wały ją czar­nymi obiek­ty­wami, co spra­wiło, że miała w gło­wie go­ni­twę my­śli. Sara oka­zała się miła, Jenny na­wet ją po­lu­biła, ale mimo to… wszystko było inne, nie­znane. Po­li­cjantka pa­trzyła na nią pra­wie nie­prze­rwa­nie, tylko od czasu do czasu po­chy­lała głowę i wbi­jała wzrok w ko­lana, rów­no­cze­śnie uno­sząc ręce i za­kła­da­jąc włosy za uszy. Gdy to ro­biła, Jenny od­no­siła wra­że­nie, jakby ją znała. Jakby Sara była jej przy­ja­ciółką.

Ze­brali się w ma­łej salce kon­fe­ren­cyj­nej. Na ta­blicy su­cho­ście­ral­nej znaj­do­wały się nie­bie­skie frag­menty za­pi­sków z wczo­raj­szego ze­bra­nia.

Dziw­nie się czuli, za­mknąw­szy się w po­miesz­cze­niu bez okien, pod­czas gdy na ze­wnątrz żar lał się z nieba, a ter­mo­metr po­ka­zy­wał pra­wie trzy­dzie­ści stopni już o dzie­wią­tej rano. W środku było zno­śniej, ale wy­glą­dało na to, że upo­rczywy upał ry­wa­li­zuje z nową kli­ma­ty­za­cją. Na ra­zie go­rąc nie dał im się we znaki.

Cho­ciaż brak okien w po­miesz­cze­niach był jed­nym z man­ka­men­tów, to więk­szość zga­dzała się z tym, że re­mont oka­zał się suk­ce­sem. Te kilka osób, które miały za­strze­że­nia, i tak było bar­dziej za­do­wo­lo­nych z za­koń­cze­nia za­mie­sza­nia spo­wo­do­wa­nego prze­bu­dową ani­żeli nie­za­do­wo­lo­nych z re­zul­tatu re­montu. Z przy­jem­no­ścią za­po­mnieli o pro­wi­zorce w bu­dynku daw­nej poczty i roz­pa­ko­wali kar­tony w no­wej sie­dzi­bie. Ko­lo­ry­styka lat sie­dem­dzie­sią­tych – zie­leń, błę­kit, czer­wień i róż – zo­stała za­stą­piona oszczędną bielą i ak­cen­tami w róż­nych od­cie­niach sza­ro­ści. Zli­kwi­do­wano ciemne i cia­sne ko­ry­ta­rze, two­rząc ja­sne, duże prze­strze­nie. Nie­bie­ską ele­wa­cję z bla­chy za­stą­piono po­pie­la­tym tyn­kiem i musz­tar­do­wymi ra­mami okien­nymi. Blåkulla, jak kie­dyś po­tocz­nie na­zy­wano sie­dzibę po­li­cji w Visby, była już tylko mgli­stym wspo­mnie­niem.

Pra­cow­nicy Wy­działu Kry­mi­nal­nego wró­cili na dru­gie pię­tro. Do ich po­koi wcho­dziło się z dłu­giego ko­ry­ta­rza; na jego końcu z jed­nej strony urzę­do­wało do­wódz­two, a z dru­giej znaj­do­wał się areszt. Za do­wódz­twem, w bez­piecz­nej od­le­gło­ści, mieli swoje po­miesz­cze­nie pro­ku­ra­to­rzy.

Len­nart Svens­son miał zwol­nie­nie le­kar­skie z po­wodu pro­ble­mów z krę­go­słu­pem. Poza nim wszy­scy byli obecni. Ove Gahn­ström w ja­sno­żół­tej ko­szuli z krót­kim rę­ka­wem sie­dział wy­god­nie od­chy­lony na krze­śle. W jed­nej dłoni trzy­mał bu­telkę wody Loka, drugą dło­nią nie­stru­dze­nie pró­bo­wał uła­dzić fry­zurę. Gu­stav Wal­lin wró­cił po urlo­pie ostrzy­żony. Miał za­dbaną lekko szpa­ko­watą brodę, ob­ci­sły czarny T-shirt uwi­dacz­niał, że jest naj­bar­dziej wy­spor­to­waną osobą w wy­dziale. Na swoim miej­scu sie­działa Sara Oskars­son, wy­pro­sto­wana, z uśmie­chem na twa­rzy, który Fre­drik ode­brał jako wy­raz pew­no­ści sie­bie.

Znów nie po­tra­fił on ode­rwać się od do­kucz­li­wych my­śli. Za­sta­na­wiał się, dla­czego żywi nieco am­bi­wa­lentne uczu­cia wzglę­dem no­wej ko­le­żanki. Praw­do­po­dob­nie Sara nie tylko świa­do­mie roz­ta­czała wo­kół sie­bie aurę pro­fe­sjo­na­li­zmu, lecz po pro­stu była pro­fe­sjo­na­listką. Nowo za­trud­niona, uzdol­niona, osiem lat młod­sza in­spek­tor Wy­działu Kry­mi­nal­nego chęt­nie brała nie­od­płatne, po­ranne nad­go­dziny. Może czuł się za­gro­żony?

Szef Wy­działu Kry­mi­nal­nego, Göran Eide, zaj­mo­wał miej­sce przy jed­nej z dłuż­szych kra­wę­dzi stołu z drewna brzo­zo­wego. Był ko­ści­sty, przy­naj­mniej w oczach swo­ich współ­pra­cow­ni­ków. Po czte­rech la­tach wresz­cie skoń­czył z pa­le­niem po ką­tach i że­bra­niem o pa­pie­rosy wśród ko­le­gów. Rów­no­cze­śnie z pod­ję­ciem de­cy­zji o cał­ko­wi­tym rzu­ce­niu pa­le­nia zin­ten­sy­fi­ko­wał tre­ningi i za­ostrzył dietę, aby unik­nąć przy­bra­nia na wa­dze. Pół roku póź­niej był o pięć kilo lżej­szy, ale rów­no­cze­śnie dużo bar­dziej draż­liwy. Ci, któ­rzy nie mieli po­rów­na­nia, przy­pusz­czal­nie nie od­bie­rali go jako chu­dego, lecz w oczach Fre­drika Göran stał się nie­po­ko­jąco ko­ści­sty.

– Okej – rzu­cił Göran, chcąc pod­kre­ślić, że za­częli ze­bra­nie. – Do­sta­li­śmy zgło­sze­nie i mamy ze­zna­nie świadka, które nieco wy­myka się sche­ma­tom. Cho­dzi o mor­der­stwo – po­in­for­mo­wał, ale za­raz się po­pra­wił: – Może cho­dzić o mor­der­stwo.

– Może cho­dzić o mor­der­stwo? – po­wtó­rzył Ove.

– Uspo­kój się – po­wie­dział Göran, ostrze­gaw­czo pod­no­sząc rękę.

Fre­drik i Gu­stav wy­mie­nili nad sto­łem py­ta­jące spoj­rze­nia.

– W skró­cie: młoda ko­bieta, Jenny Lund­gren, skon­tak­to­wała się z nami we wto­rek rano. Zło­żyła za­wia­do­mie­nie o moż­li­wo­ści po­peł­nie­nia prze­stęp­stwa i na jego pod­sta­wie po­pro­si­łem wczo­raj Sarę, aby prze­pro­wa­dziła ko­lejne prze­słu­cha­nie. – Göran Eide kiw­nął głową w kie­runku sie­dzą­cej obok niego Sary. – Ko­bieta twier­dzi, że wi­działa, jak jej oj­ciec za­bija albo do­tkli­wie mal­tre­tuje młodą dziew­czynę. Do tego mo­mentu wszystko jest pro­ste. Póź­niej się kom­pli­kuje. Miało się to wy­da­rzyć sie­dem­na­ście, osiem­na­ście lat temu. Jenny Lund­gren nie wie, kim była dziew­czyna ani gdzie to się wy­da­rzyło, z wy­jąt­kiem tego, że praw­do­po­dob­nie we Fran­cji. Jest jesz­cze coś: przy­po­mniała so­bie o tym wy­da­rze­niu dzięki snowi.

– Snowi? – upew­nił się Gu­stav.

Ove Gahn­ström po­krę­cił głową. Fre­drik i Gu­stav spoj­rzeli na sie­bie z nie­do­wie­rza­niem. Przy stole za­pa­no­wał luź­niej­szy na­strój.

– Tak, wiem – po­wie­dział Göran. – To po­dej­rzane i skom­pli­ko­wane za­ra­zem, ale trzeba to zgło­sze­nie po­trak­to­wać po­waż­nie. Opi­nię ko­biety, że to nie tylko sen, lecz także wspo­mnie­nie, po­twier­dza mię­dzy in­nymi jej te­ra­peuta.

– Te­ra­peuta? – upew­nił się Ove.

– Tak. Ja­kiś czas temu Jenny Lund­gren roz­po­częła te­ra­pię, mię­dzy in­nymi z po­wodu snów – od­parł Göran. – Są jesz­cze inne oko­licz­no­ści wska­zu­jące na jej wia­ry­god­ność, ale nie będę się te­raz wda­wał w szcze­góły. Jak sami wi­dzi­cie, w grę nie wcho­dzi prze­moc w ro­dzi­nie, ale wy­gląda na to, że dziew­czyna na­brała za­ufa­nia do Sary, i by­łoby głu­potą je za­prze­pa­ścić. Nie chciał­bym bar­dziej niż to ko­nieczne od­cią­gać Sary od jej obo­wiąz­ków, pro­po­nuję więc, że­byś za­an­ga­żo­wał się w tę sprawę – do­dał Göran, spo­glą­da­jąc na Fre­drika. – Za­po­znaj się z na­gra­niem z prze­słu­cha­nia, a po­tem spo­tkamy się we trójkę i usta­limy, co da­lej.

Jenny Lund­gren miała ru­do­blond włosy do ra­mion, świeżo umyte i sta­ran­nie wy­szczot­ko­wane. Pa­trzyła na pro­wa­dzącą prze­słu­cha­nie nie­pew­nym, ale i za­ra­zem uf­nym wzro­kiem. Była ubrana mię­dzy in­nymi w białą bluzkę z dłu­gimi rę­ka­wami. Na sto­liku le­żały modne tego lata oku­lary prze­ciw­sło­neczne, które po­wo­do­wały, że wszyst­kie młode ko­biety wy­glą­dały tak, jakby po­łowę ich twa­rzy za­sła­niała szyba mie­niąca się wszyst­kimi ko­lo­rami tę­czy. Ogól­nie rzecz bio­rąc, spra­wiała na­prawdę do­bre wra­że­nie. Była bar­dzo chuda, lecz nie ano­rek­tyczna.

– Co spra­wiło, że uzna­łaś to za wspo­mnie­nie, a nie tylko sen? – Z gło­śnika mo­ni­tora, na który pa­trzył Fre­drik, po­pły­nął głos Sary, wy­ra­ża­jący za­cie­ka­wie­nie, lecz spo­kojny, nie­na­tar­czywy.

Sara Oskars­son pro­wa­dziła prze­słu­cha­nie w po­koju, w któ­rym na stałe za­in­sta­lo­wano dwie ka­mery. Zgod­nie z roz­po­rzą­dze­niem mały ob­raz śled­czego znaj­do­wał się w jed­nym z na­roż­ni­ków du­żego ob­razu. Z uwagi na to, że zgło­sze­nie do­ty­czyło mor­der­stwa, Sara zde­cy­do­wała się uru­cho­mić za­pis. W po­miesz­cze­niu po­wie­szono za­słony, po­ło­żono dy­wan i po­sta­wiono kwiaty do­nicz­kowe, by nadać mu nieco przy­tul­niej­szy cha­rak­ter. Świa­dek i osoba pro­wa­dząca prze­słu­cha­nie sie­działy na­prze­ciwko sie­bie, każda w błę­kit­nym fo­telu, przy ma­łym okrą­głym sto­liku. Sara scho­wała plu­szaki, które miały za­pew­nić po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa nie­let­nim świad­kom.

– To, że po­wraca i za­wsze jest taki sam. Śni mi się od po­nad roku i nie daje za wy­graną – od­po­wie­działa Jenny Lund­gren.

– Co masz na my­śli? – spy­tała Sara.

– Za­zwy­czaj po prze­bu­dze­niu czło­wiek so­bie uświa­da­mia, że to tylko zły sen. Je­śli jest szcze­gól­nie wy­ra­zi­sty, to my­ślimy o nim w ciągu dnia, lecz i tak ra­czej prę­dzej niż póź­niej o nim za­po­mi­namy. Tym­cza­sem tego kosz­maru nie da się za­po­mnieć.

– Po­wie­dzia­łaś, że za­czął ci się śnić ze­szłej wio­sny?

– Tak – od­parła Jenny i ski­nęła głową.

– Dla­czego aku­rat wtedy?

– Cóż, tro­chę się nad tym za­sta­na­wia­łam. Mia­łam dość do­bry kon­takt z tatą, do­póki nie po­znał Ann, po­tem na­sze re­la­cje się po­psuły. Od­kąd skoń­czy­łam trzy­na­ście lat, spo­ty­ka­łam się z nim tylko kilka razy w roku. – Jenny za­mil­kła i spoj­rzała w kie­runku okien i dzie­dzińca.

Z po­wodu miej­sca umiesz­cze­nia ka­mery ob­ser­wu­jący mo­ni­tor Fre­drik od­niósł wra­że­nie, jakby pa­trzył na prze­słu­chi­waną z góry, także w prze­no­śni. Mil­cze­nie się prze­dłu­żało i w końcu zo­stało prze­rwane przez Sarę:

– Nie kon­tak­tu­jesz się z tatą zbyt czę­sto, tak?

– To prawda.

Jenny spoj­rzała na Sarę i uśmiech­nęła się prze­pra­sza­jąco, ale uśmiech szybko znik­nął z jej twa­rzy. Wbiła wzrok w sto­lik, po czym po­now­nie po­pa­trzyła na po­li­cjantkę i nie­omal bez­gło­śnie od­chrząk­nęła.

– W każ­dym ra­zie zde­cy­do­wali z Ann, że się po­biorą. Ślub od­był się ze­szłego lata. Tata chciał, że­bym przy­je­chała. Naj­pierw nie wie­dzia­łam… Nie by­łam pewna, czy po­win­nam. To zna­czy… nie mia­łam ochoty. W końcu i tak po­je­cha­łam. Kilka dni po uro­czy­sto­ści po raz pierw­szy przy­śnił mi się sen.

Sara wy­dała z sie­bie po­twier­dza­jący po­mruk.

– To było dziwne. By­łam na ślu­bie ojca, a pra­wie ni­kogo nie zna­łam. Kilka osób ko­ja­rzy­łam z wi­dze­nia, lecz więk­szość była mi kom­plet­nie obca z wy­jąt­kiem Tho­masa, mo­jego przy­rod­niego brata. – Jenny za­kasz­lała i do­dała: – Trzy­ma­łam się Tho­masa i nie zo­sta­łam długo.

– W trak­cie uro­czy­sto­ści nie wy­da­rzyło się nic szcze­gól­nego? – drą­żyła Sara.

– Nie, a przy­ję­cie we­selne było po pro­stu nudne. W każ­dym ra­zie dla mnie. Prze­cież to nie był mój ślub. – Jenny zde­cy­do­wa­nym ru­chem prze­su­nęła oku­lary prze­ciw­sło­neczne w kie­runku kra­wę­dzi sto­lika.

Sara ode­brała to jako sy­gnał, że na te­mat we­sela Jenny po­wie­działa już wszystko.

– Wróćmy do zda­rze­nia, o któ­rym śni­łaś. Opo­wiedz mi wszystko jesz­cze raz, ze szcze­gó­łami, od sa­mego po­czątku. Jak to się stało, że po­je­cha­łaś z tatą do Fran­cji?

– Wła­ści­wie nie wiem. W tam­tym okre­sie, to zna­czy gdy mia­łam ja­kieś sześć, sie­dem lat, czę­sto z nim jeź­dzi­łam. Za każ­dym ra­zem trasa była ta sama, do Fran­cji. Uda­wał się do Hisz­pa­nii, Ho­lan­dii i Bel­gii, lecz ja za­wsze to­wa­rzy­szy­łam mu w po­dró­żach do Fran­cji. Za­zwy­czaj spa­li­śmy w szo­ferce, choć zda­rzało się, że szli­śmy do ho­telu. Pa­mię­tam, że za­trzy­ma­li­śmy się, aby zjeść ko­la­cję. To było w po­bliżu biura spe­dy­cyj­nego i tata coś tam za­ła­twiał przed ko­la­cją. Nie wiem, co do­kład­nie, ale pew­nie cho­dziło o do­ku­menty albo o wy­ko­na­nie te­le­fonu do domu. Kie­row­com za­zwy­czaj po­zwa­lano dzwo­nić z biura, choć nie za­wsze, to za­le­żało od osób, które tam pra­co­wały. Po­tem tata przez chwilę roz­ma­wiał z ja­kąś dziew­czyną. Wtedy wy­da­wała mi się pra­wie do­ro­sła, lecz nie są­dzę, by miała wię­cej niż pięt­na­ście, szes­na­ście lat. Zje­dli­śmy ko­la­cję. Pa­mię­tam też, że sie­dzie­li­śmy w szo­ferce ra­zem z tą dziew­czyną. Nie było jej pod­czas ko­la­cji, więc po­dej­rze­wam, że za­py­tała, czy weź­miemy ją na stopa, i tata ka­zał jej po­cze­kać przy cię­ża­rówce. Zwra­cała się do mnie, ale nie ro­zu­mia­łam, co mówi. Póź­niej gra­ły­śmy w karty, w uno. Tro­chę się róż­nią od zwy­kłych kart. Po­tem uśpił mnie od­głos sil­nika, a gdy się obu­dzi­łam, sa­mo­chód stał i było ci­cho jak ma­kiem za­siał. Le­ża­łam na pry­czy, więc mu­sia­łam się tam po­ło­żyć, choć tego so­bie nie przy­po­mi­nam. Pew­nie za­snę­łam na sie­dze­niu i tata ka­zał mi iść do tyłu i się po­ło­żyć. – Jenny unio­sła brwi i lekko wzru­szyła ra­mio­nami, jakby chciała uspra­wie­dli­wić dziurę w pa­mięci. – Usia­dłam na pry­czy i roz­su­nę­łam za­słonkę od­dzie­la­jącą mnie od reszty ka­biny. Była pu­sta. Nie było ani dziew­czyny, ani taty. W środku świe­ciło się świa­tło, lecz na ze­wnątrz pa­no­wała kom­pletna ciem­ność.

W spoj­rze­niu mło­dej ko­biety, wi­docz­nym na mo­ni­to­rze, po­ja­wiła się za­duma, jakby za­pa­dała się w sie­bie i we wspo­mnie­nia. Opo­wia­da­jąc, sie­działa bez ru­chu, nie ro­biła ge­stów czy min. Nie­za­leż­nie od tego, czy to był tylko sen, czy rze­czy­wi­stość wra­ca­jąca w sen­nym kosz­ma­rze, Jenny wie­rzyła w to, co mówi.

– Usły­sza­łam dźwięki do­bie­ga­jące z ze­wnątrz, krzyk lub wo­ła­nie, a po­tem jęk, jakby wo­ła­nie uci­chło lub zo­stało prze­rwane. Pod­czoł­ga­łam się do okna po stro­nie pa­sa­żera. Gdy wyj­rza­łam przez boczną szybę, do­strze­głam tatę i dziew­czynę. Byli ka­wa­łek da­lej, dość słabo wi­doczni w świe­tle z szo­ferki. Do­kład­nie w chwili, gdy wy­glą­da­łam, coś się wy­da­rzyło. Nie wi­dzia­łam wszyst­kiego, więc trudno mi do­kład­nie opi­sać, co to mo­gło być, ale je­stem pra­wie pewna, że on ją ude­rzył i usły­sza­łam ko­lejny zdu­szony krzyk. Wy­glą­dało, jakby bił ją w głowę. Wszystko ra­zem było bar­dzo dziwne. Nie­rze­czy­wi­ste. Dla­czego miałby bić dziew­czynę, którą wzię­li­śmy na stopa? Tę, która do­piero co grała ze mną w karty? Ale wła­śnie to wi­dzia­łam. Po­tem za­pa­dła ci­sza. Nie było sły­chać krzy­ków ani ję­ków. Dziew­czyna le­żała kom­plet­nie bez ru­chu.

Gdy Jenny umil­kła, Fre­drik wy­obra­ził so­bie spo­kój i ci­szę, które na­stały po tra­gicz­nym wy­da­rze­niu, i małą dziew­czynkę, samą w ka­bi­nie cię­ża­rówki, zer­ka­jącą przez szybę na tatę.

– Wy­glą­dało tak, jakby oj­ciec ła­pał od­dech, po­tem pod­niósł ją z ziemi – ode­zwała się po­now­nie Jenny. – Chwy­cił ją za barki albo ja­koś pod ple­cami i uniósł. Głowa zwi­sała jej do tyłu, a usta miała otwarte. Ubra­nia były w nie­ła­dzie. Nie była cał­kiem ro­ze­brana, lecz miała roz­piętą ko­szulę. Po­tem już nie pa­trzy­łam. Wró­ci­łam na le­żankę i zwi­nę­łam się w kłę­bek.

Jenny za­mil­kła, przez dłuż­szą chwilę tępo wpa­try­wała się przed sie­bie pu­stym wzro­kiem, po czym się ock­nęła, uświa­do­miw­szy so­bie, że od dłuż­szego czasu nic nie mówi. Uśmiech­nęła się do Sary, jakby po­my­ślała o czymś za­baw­nym, lecz oczy wcale się nie śmiały.

– Jak wy­glą­dała dziew­czyna, która je­chała z wami cię­ża­rówką? – za­py­tała Sara.

Jenny przez chwilę się za­sta­na­wiała.

– To trudne. Pa­mię­tam, że pach­niała per­fu­mami, chyba dla na­sto­la­tek. Miała krę­cone ciemne włosy. Była miła. Po­lu­bi­łam ją.

– Co miała na so­bie?

– Ciemne ubra­nia. Praw­do­po­dob­nie dżinsy. Ciemną kurtkę, być może czarną, pod spodem ko­szulę, też czarną.

– A jak jej na imię?

Jenny za­mil­kła, po­krę­ciła głową.

– Nie mam po­ję­cia.

– Wspo­mnia­łaś, że rzadko wi­du­jesz się z oj­cem – przy­po­mniała Sara. – A jak już się spo­tka­cie, to jaka pa­nuje at­mos­fera?

– Kiep­ska… To zna­czy… nie je­ste­śmy po­kłó­ceni… ale nie mamy bli­skiej…

Sara za­trzy­mała na­gra­nie wi­deo, które oglą­dali w po­koju tech­ni­ków, miesz­czą­cym się mię­dzy dwoma po­ko­jami prze­słu­chań. Tak było naj­pro­ściej. Przez lu­stro we­nec­kie po le­wej stro­nie Fre­drik mógł zaj­rzeć do pu­stego po­miesz­cze­nia, w któ­rym wczo­raj sie­działa Jenny.

– Tu­taj coś prze­mil­czała. To oczy­wi­ste, że była skrę­po­wana, ale pod­czas prze­słu­cha­nia było to na­prawdę wi­doczne, jesz­cze bar­dziej niż na na­gra­niu – po­wie­działa Sara.

Cóż, po­ja­wia się kwe­stia prze­mocy w ro­dzi­nie, po­my­ślał Fre­drik.

– Je­steś w tym do­bra – stwier­dził i ski­nął głową w kie­runku mo­ni­tora.

– Wiem, dla­tego do­sta­łam tę ro­botę – skwi­to­wała Sara.

Nie mo­gła po pro­stu po­wie­dzieć „dzię­kuję”?, po­my­ślał Fre­drik. Nie da się ukryć, to pro­fe­sjo­nalna po­li­cjantka. Poza tym wy­spor­to­wana, by­stra, miła w prze­rwach na kawę, a oprócz tego młoda i ładna. Nie może się wy­lu­zo­wać? A może dziew­czyna musi mieć wy­ta­tu­owane na czole, że jest pewna sie­bie i za­dziorna, aby dać so­bie radę w mę­skim świe­cie?

– Do­bra, oglą­damy da­lej. – Sara włą­czyła na­gra­nie.

Okej, sze­fie, po­my­ślał Fre­drik, rów­no­cze­śnie wy­rzu­ca­jąc so­bie, że nie po­trafi od­pu­ścić i roz­dmu­chuje to, co na­wet nie jest kon­flik­tem. A może ona po pro­stu jest za do­bra? Ta­kie to pro­ste? Może w tym tkwi pro­blem, a nie w jej pew­no­ści sie­bie?

– Wa­ha­łaś się, czy po­je­chać na ślub ojca. Co spra­wiło, że zmie­ni­łaś zda­nie? – kon­ty­nu­owała prze­słu­cha­nie Sara.

– Tho­mas mnie prze­ko­nał.

– Ach tak? W jaki spo­sób?

– Wła­ści­wie to nie po­wie­dział nic szcze­gól­nego. „Ja­sne, że po­je­dziesz, prze­stań się wy­głu­piać”… tak to mniej wię­cej brzmiało.

– Wy­gląda na to, że masz lep­szy kon­takt z bra­tem niż z oj­cem.

– Czy ja wiem… Miesz­kał z oj­cem, gdy prze­pro­wa­dzi­ły­śmy się z mamą do Slite. Mia­łam wtedy sie­dem lat. Mię­dzy mną a Tho­ma­sem jest trzy­na­ście lat róż­nicy. Póź­niej wy­pro­wa­dził się z domu, więc z nim też nie wi­dy­wa­łam się zbyt czę­sto. Cho­ciaż ow­szem, do­ga­du­jemy się.

– Wi­du­je­cie się?

– Tak, Tho­mas przy­jeż­dża do domu, od­wie­dza mamę i… – Jenny ucie­kła wzro­kiem w bok.

W po­koju prze­słu­chań za­pa­no­wało mil­cze­nie.

Ob­ser­wu­jąc to ucie­ka­jące spoj­rze­nie na mo­ni­to­rze, Fre­drik po­czuł się nie­swojo. Młoda ko­bieta na­gle prze­isto­czyła się w po­rzu­cone osa­mot­nione dziecko. „Tho­mas przy­jeż­dża do domu, od­wie­dza mamę i…” Schlud­nie ubrana, do­brze wy­glą­da­jąca, wy­da­wała się in­te­li­gentna i swo­bod­nie się wy­sła­wiała, w każ­dym ra­zie do­póki nie mu­siała mó­wić o ro­dzi­nie, lecz we wła­snym mnie­ma­niu z tru­dem eg­zy­sto­wała. Się­gnęła po oku­lary prze­ciw­sło­neczne i wolno za­częła nimi krę­cić po sto­liku.

Fre­drik wes­tchnął. Sara na­ci­snęła stop i Jenny znik­nęła.

– Reszta to tylko pod­su­mo­wa­nie. Stwier­dzi­łam, że nie będę drą­żyć, do­póki nie po­ga­dam z Göra­nem.

Fre­drik ski­nął głową. Po­zo­stało wiele py­tań, a pierw­sze z nich brzmiało, czy to sprawa dla nich.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: