Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O chłopcu, który zwariował - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 stycznia 2020
Ebook
31,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O chłopcu, który zwariował - ebook

Jorgen – ośmioletni, rozbrykany chłopiec – wiedzie razem ze swoją babcią sielankowe życie na wsi. Staruszka robi wszystko, by jego dzieciństwo było wolne od wszelkich trosk i problemów. Wkrótce jednak okaże się, że to niemożliwe – kolega Jorgena umiera w wyniku nieszczęśliwego wypadku, a on sam wraz z babcią przeprowadza się do miasta, gdzie życie szykuje dla nich kolejne nieprzyjemne niespodzianki... W końcu przychodzi taki dzień, w którym Jorgen zostaje sam i musi zatroszczyć się o to, by przetrwać w nieznanym sobie otoczeniu, wśród ludzi, którzy uważają go za dziwaka.

„Chłopak oczywiście nie chciał pójść do piekła, bo widział na obrazkach, jak dusze przeżywają straszne katorgi, gotując się w kotłach ze smołą. Z drugiej strony nie chciał też iść do kościoła, do którego trzeba było pokonać daleką drogę w słocie. Poza tym, Jorgena naprawdę bolała głowa i przeszywały go dreszcze. Religia była dla niego zbyt męcząca i kosztowała jego maleńkość zbyt wiele cierpienia, żeby mógł ją wyznawać.”

Wiesław Jankowski – urodził się we wrześniową niedzielę w 1979 roku na Warmii. Obecnie mieszka w podwarszawskim Brwinowie. Propaguje przeciwdziałanie wszelkim przejawom dyskryminacji w społeczeństwie. Jest także członkiem zarządu Fundacji Rubin. Wśród współtworzonych przez niego projektów są tzw. „Żywe Biblioteki”, które mają na celu przełamywanie stereotypów poprzez poznanie historii konkretnej osoby – „Żywej Książki”. Wolne chwile poświęca tworzeniu surrealistycznych glinianych rzeźb oraz satyrycznych rysunków.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-692-8
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Jak świat stary, stare kobiety od zawsze siedziały przed swoimi chałupinkami, obleczone w niewiadomą ilość szmat, nie wiadomo jak starych – prawdopodobnie starszych niż ich właścicielki. Siedziały i skrobały kartofle, mamrocząc jedną z religijnych pieśni. To o Matce Boskiej, to o Jezusie lub o innym świętym, których katolicyzm miał bez liku, więc śpiewać było o czym, ku radości babuszek. Nie zdawały sobie sprawy z tego, że ich repertuar byłby bardzo skromny, gdyby nie święci. Nie chcąc się wyróżniać spośród innych kobiet, osiemdziesięcioletnia Franciszka Olkowska siedziała przed chałupiną, zgrabnie obierając ziemniaki i mniej zgrabnie wyśpiewując prośby przeplatane pochwałami i dziękczynieniem, które unosiły się w górę, a im wyżej, tym bardziej stawały się dostojne. W ten właśnie sposób, dopieszczone, szlachetniejsze i oszlifowane niczym diamenty, dostawały się do duchowych uszu odpowiedniego adresata. Siedziała na zydlu i zdawać by się mogło, że, jak na czerwiec, jest zbyt grubo odziana w podniszczone ubranie. Jej stary, pomarszczony i niezgrabny nos przez cały dzień, tak jak i teraz, musiał nieprzerwanie znosić trud dźwigania małych, ale za to grubych okularów, przez które spozierały dziwnie młode, szarozielone oczy. Wokół niej roztaczał się zapach kropli walerianowych – pachniała bądź śmierdziała, to już zależy czyj nos miał przyjemność wchłaniać jej obecność.

Obierek za obierkiem, powoli spadały do wiaderka łupiny ziemniaków. Obrane kartofle natomiast wskakiwały do garnka z wodą, by, po krótkiej acz intensywnej kąpieli we wrzątku, zniknąć między szczękami Olkowskiej. Pogryzione i strawione miały zostać uwolnione na świat w zmienionej postaci, oglądając przedtem stare i tłuste pośladki Franciszki.

Ośmioletni Jorgen przypatrywał się tym wszystkim zabiegom, wdychając równocześnie obecność babci Olkowskiej – zapach kropli walerianowych. Wskazała nożykiem na drzewo.

– Wiesz, jakie to drzewo? To osika. A wiesz, dlaczego tak się trzęsie?

– Dlaczego?

– Bo gdy Matka Boska z Jezuskiem uciekała przed Herodem, napotkała drzewo, które poprosiła o schronienie. Lecz ono nie chciało i zostało przeklęte przez Mamę Jezuska i teraz zawsze się trzęsie, nawet wtedy, gdy nie ma wiatru. Musisz być dobry dla Matki Boskiej.

Gdyby osika mogła słyszeć to, co babcia opowiada Jorgenowi, zapewne wyobraziłaby sobie jak zapłakana Matka Boska, omiatając ziemię długą suknią koloru khaki, biegła pod górę do jedynego drzewa, które się jeszcze nie trzęsło. Uciekała przed czołgiem z czerwoną gwiazdą. Czołg zrywał gąsienicami trawę, a z włazu wystawała ukoronowana głowa krzycząca: „Stój Matko Boska! Zabić muszę Jezusa!”. Niewiasta nie słuchała, przeklęła drzewo. Herod nie był dobrym czołgistą, strzelał niecelnie i tylko ziemia od wybuchów obsypywała parę uciekinierów. Czołg był już tuż za nimi, coraz bliżej, już miał ich. Na szczęście gąsienica się przerwała i machina stanęła. Z włazu wyskoczył Herod z koroną na głowie i w kombinezonie czołgisty, a za nim jeszcze trzech takich samych Herodów i pies. Zaczęli ich gonić, a pies, groźnie ujadając, szczerzył kły, by je wbić w ciałko Jezuska. Nie było już nadziei na ratunek. Historia chrześcijaństwa miała już zostać zaprzepaszczona. Wtem z ziemi wyrósł wysoki na dziesięć metrów, rudy, piegowaty Jorgen. Spojrzał groźnie zielonymi oczami na czterech Herodów i psa, złapał królów w dłoń i cisnął nimi z całych sił hen, daleko w stronę Izraela. Pies ze skowytem zamienił się w owcę i dołączył do stada starego górala. Matka Boska została królową Polski, Jezus królem żydowskim, a Polacy antysemitami.

– A co będzie na obiadek?

– Na obiadek będzie rosołek z kurki i kartofelki.

– A kurka nie będzie płakać? Nie będzie ją bolało?

– Kurka się ucieszy, bo Bozia dała kurki do rosołków.

– A kosteczki będą dla Azorka?

– I kosteczki będą dla Azorka, i Azor będzie się cieszył, i babcia, i Jorgen, i Bozia, i kurka.

Azor był kundlem z długą, rudą sierścią, lecz o całkiem innym odcieniu rudości niż włosy Jorgena. Jorgen miał lśniące, czysto rude, niemalże rażące w oczy. Pies był stary i nie miał jednego oka. Nikt nie wiedział, jak sobie je wydłubał i gdzie schował, to była jego tajemnica i nikt nie próbował tej tajemnicy z niego wyciągnąć, nawet jego stara właścicielka. Azor dostrzegał Jorgena, tak samo jak Franciszka. Owe dwa stworzenia widziały chłopaka wyraźnie – dwa starzyki i troje oczu. Żadne inne oczy nie chciały mieć takiego przywileju, nie chciały dostrzegać Jorgena. Nawet rodzice chłopca, gdy przyjeżdżali odwiedzić swojego jedynaka, tylko udawali, że go widzą. Sam Jorgen zachodził wtedy w głowę, jakim sposobem czasami udało im się spojrzeć w odpowiednim kierunku. Może to przez zapach lub słońce, które, odbijając się w jego włosach, raziło oczy niewidzących – to by tłumaczyło fakt tak krótkiego zawieszenia wzroku w miejscu, gdzie domniemali, iż znajduje się ich syn. Usłyszeć można było nawet pytanie skierowane do syna, przenikało przez niego, a nie doczekawszy się odpowiedzi, wywoływało niezrozumiałe zdziwienie: tak jakby coś niewidzialnego mogło odpowiedzieć. Jorgen sądził, iż jest to sprytny wybieg rodziców, którzy starają się go zobaczyć, przekonując w ten sposób samych siebie, że cierpienie matki na sali położniczej osiem lat temu miało jakiś cel. Na wszelki wypadek przywozili mu nowe ubranka, niekiedy pasowały. Łakocie, zabawki. Leżały potem bezrobotne w kącie, pozbawione zasiłku dla niepracujących. Nie jadły, nie piły, nie oddychały. Patrzyły się swoimi oczami, paskami, uchwytami, kółkami albo niczym.

– Dobrze się zachowuje? Nie psoci? Niech mama na niego uważa, żeby sobie czegoś nie zrobił, na wsi prędko o wypadek. Dobrze się odżywia? Niech mama nie wbija mu do głowy za dużo tej religii, niech się uczy życia. Założyłaby mama w końcu sobie telefon. Żadnego kontaktu mama nie ma, a jak się coś stanie, to nawet na pogotowie albo policję nie można zadzwonić. Dookoła las, pola i kurze odchody. I żeby mały się czymś nie zatruł, niech mama uważa, tyle tu brudu. Zgłasza mama do telekomunikacji, że chce telefon i zakładają. Drogo przecież nie kosztuje. Przecież mamie starczy tej emerytury. Bez sensu wpychać pieniądze pod materac albo oddawać księdzu. Ma mama pozdrowienia od Anki. Dostała awans i ma jeszcze mniej czasu. Powiedziała, że może na Boże Narodzenie przyjedzie, cieszy się mama? Niech mama kupi sobie wreszcie telewizor, radio to nie to samo, a w telewizji też są katolickie programy. Przyjadę to ustawię. Musimy już jechać. Pa mamo, pa Jorgenku.

Rodzice Jorgena przyjeżdżają zawsze razem, najczęściej w weekendy. Mimo że jest ich tylko dwoje, ich odwiedzinom towarzyszy zawsze wielkie zamieszanie. Dom babci zamienia się w najruchliwszy dworzec. Spieszą się tak, jakby w ten sposób chcieli przyspieszyć pobyt w starych, znudzonych i ospałych ścianach pruskiego domu. Złorzeczą i nieudolnie walczą z komarami, muchami i bagatelizującymi ich kurami, które dziwnych ludzi mają głęboko w swoich kuprach. Jedynie błyszczący seat staje się przedmiotem zainteresowania, a bardziej to, co znajduje się pod nim. Miejsce, gdzie jedna z drugą mogą grzebnąć i wyciągnąć dżdżownicę-mechanika, która, zapatrzona w mechanizm samochodu, nie spostrzegła ataku śmiercionośnego dzioba.



W ten weekend Aleksander i Teresa nie przyjechali obsypywać swojej matki wielkomiejskimi bzdurami. Nie przyjechali też, by poudawać, że widzą swojego syna… Jak mu tam? Mmm… Jakoś tak dziwnie, chyba Jorgen, czy jakoś tak. Ich nieobecność oznaczała, że chłopak wraz ze swoją starą partnerką udadzą się do świątyni. Domu, w którym mieszka wszechmocny Bóg. Na tyle wszechmocny, że potrafi mieszkać w milionach ozłoconych domów na całym świecie jednocześnie.

To był dzień babci. Nie musiała kryć się przed dziećmi po kątach i szeptać modlitwy. Nie musiała kombinować, żeby sposobem wyrwać się do kościoła. W dniu, w którym jej pociechy nie przyjechały, była wolna.

Dzień wcześniej jednak, jak zawsze w sobotę, babunia zamordowała kurę, która, przechodząc wymuszoną reinkarnację, wcielała się w tłusty rosół. Nasz sobotnio-niedzielny obiad. W niedzielę, czyli w dzień odpoczynku, nie wypadało gotować, a tym bardziej pozbawiać życia jakiegokolwiek zwierzęcia.

– Jorguś! Chodź na obiadek!

Starczy głos szukał po domu malca.

– Musisz dużo jeść, żeby nie być takim chudym. Jak będziesz dużo jadł, to jutro ksiądz pogłaszcze cię po główce.

Ksiądz nigdy nie pogłaskał po głowie Jorgena. Blef. Sprytny wybieg Franciszki. Zresztą, co to za przyjemność być pogłaskanym przez Sługę Bożego? Rudzielec wolałby w nagrodę dostać ciastko. Wystawić pyszczka i czekać, aż dłoń z koronką na przegubie wetknie mu w usta nieznany smak. Nieraz pytał się babci jak smakuje owo ciastko, lecz babcia nigdy nie udzieliła mu odpowiedzi, tylko strofowała: „To nie jest żadne ciastko! To ciało Chrystusa! Nie możesz tak mówić, bo Bozia będzie się gniewać na ciebie i Matka Boska będzie płakać!”.

Następnego dnia, parę minut po dziewiątej rano, ze starego domu wyłoniła się Franciszka, ubrana jakby w inne szmaty niż zazwyczaj, jakieś nowsze i bardziej trzymające się kupy. Za nią wyszły lakierowane czarne buty, nad którymi pięły się w górę czarne spodnie aż do jasnoczerwonej koszulki. Owa bezwzględna odzież na siłę poruszała malcem, by ten kroczył za babcią, która dzierżyła w dłoni książeczkę do nabożeństwa. Twarz Jorgena wyraźnie mówiła, że jego koleżanki – nogi – wcale nie mają ochoty iść do kościoła. Szli w milczeniu żwirową drogą, która hojnie obdarowywała ich buty kurzem. Słońce odbijało się w rudych włosach i chuście w kwiaty. Równe kroki dzieliły trzykilometrowy odcinek drogi do świątyni, a ta chyba postanowiła się wydłużać.

– Nie umyłem buzi. Zapomniałem umyć buzię.

Babcia spojrzała badawczo na lico Jorgena.

– Nie jest brudna.

Spojrzała jeszcze raz. Przystanęli, po chwili malec ujrzał w babcinej dłoni białą chusteczkę. Olkowska charchnęła na nią. Śluz przypominający ślinę przykleił się do śnieżnobiałego skrawka materiału i, nie chcąc na nim zostać, ostatnimi siłami trzymał się pomarszczonych ust. Ciągnął się, a im dalej babka odsuwała chusteczkę, ten stawał się coraz dłuższy i cieńszy, aż w końcu dał za wygraną. Teraz glut czekał w niepokoju, zastanawiając się, co stanie się z nim dalej. Nawet do głowy mu nie przyszło, gdziekolwiek ją miał, że jego misja zakończy się na gładkiej i podejrzanej o nieczystość twarzy Jorgena. Olkowska tarła jego policzek zwilżoną i skażoną babcinymi bakteriami chusteczką.

– Jest już czysta.

Czy jest czysta, to zależy od tego, co po śniadaniu znajdowało się w paszczy Franciszki.

Przed wejściem do kościoła jak zwykle ustawiona była grupka ludzi. Kobiety, pogrążone w przedmszalnej medytacji, ukradkiem spoglądały na swoje współwyznawczynie, notując w myślach uwagi na temat ich ubioru, niczym najsłynniejsze stylistki. Mężczyźni znowuż wcielali się w znawców maszyn gospodarskich i trzody chlewnej. Nie przejawiali zbytniego zainteresowania nabożeństwem, myślami byli raczej przy tym, co będzie po nim. Prawie każdy czekał na moment wyjścia z kościoła, udania się do pobliskiego sklepu, w którym będą mogli wsadzić szyjkę od butelki do ust i wlać sobie w nie piwa. Robili to szybko i ukradkiem. Byle tylko nie zobaczyły ich małżonki, a co gorsza – ksiądz proboszcz. Smażenie w piekle mieliby zapewnione, a tak jakoś się upiecze.

Jorgen z babką usadowili się w środkowej nawie, prawdopodobnie dla lepszego widoku. Podczas nabożeństwa jak zwykle było nudno i malec nic z tego nie rozumiał. Owszem wiedział, że wszyscy modlą się do Boga, ale dlaczego bez przerwy jak nie klękanie, to stanie, siadanie i znowu od początku? Chociaż zmiana pozycji pozwalała na choć krótkie rzucenie okiem na zebranych wiernych. Inaczej nie było można, groziło za to milczące skarcenie ze strony Olkowskiej, kuksaniec lub uszczypnięcie, no i oczywiście wykład w drodze powrotnej o tym, dlaczego nie można wiercić się w ławce i jak bardzo za to gniewa się Jezus. W kościele nie było nikogo szczególnego, te same twarze, jak co niedziela. Uwagę Jorgena przykuła jedynie dziewczynka w czerwonej sukience, która stała za nim. Spoglądał na nią tylko na tyle, na ile pozwalała mu niewygodna pozycja i upór babki w strofowaniu za nieuwagę. Dziewczyna zaś za każdym razem wywalała w jego stronę olbrzymi jęzor i tym bardziej miał ochotę częściej na nią spoglądać, chociażby po to, by pochwalić się swoim językiem. Niestety, ułamek sekundy to za mało. Lecz na okazje rudzielec nie musiał długo czekać. Wiedział, że na hasło księdza: „Przekażcie sobie znak pokoju”, ludzie rozglądają się i coś mamroczą między sobą. Gdy tylko malec odwrócił głowę, spojrzał prosto w oczy bezczelnej małej i wywalił jak tylko najdalej mógł różowy język. Trwało to kilka sekund, więc wierni, zgromadzeni w pobliżu dziewczynki, mogli podziwiać nosiciela kubków smakowych. Czerwona sukienka, nie będąc mu dłużna, także pokazała, już po raz któryś, jak piękny ona ma język. Znak pokoju został przekazany.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: