- W empik go
O historycznych przewodnikach Wieliczki - ebook
O historycznych przewodnikach Wieliczki - ebook
Niniejsza publikacja przedstawia ciekawostki i informacje pochodzące z trzech wybranych przewodników historycznych. Salt in Wieliczka has been produced for thousands of years. This historic place has found its place in history and literature. This publication presents interesting facts and information from three selected historical guides, between 1860 and 1920, pointing out differences in the way the mine tour was organized.
Kategoria: | Architektura |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-782-3 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zapewne gdyby w jakiś cudowny sposób Wieliczka w wyniku zaborów stała się mini państwem, bogactwo soli uczyniłoby z niej wschodnioeuropejskie Monako. Tymczasem stała się po prostu celem eksploatacji, na rzecz obcego zaborcy. Polepszenie warunków płac a zwłaszcza opieka zdrowotna i socjalna stanowią tu pewien chlubny wyjątek. W czasach Autryjackich działo się w kopalni i jej otoczeniu wiele zmian. Wkrótce po wynalezieniu telefonu przez Bella ten wynalazek połączył pierwsze nadszybie. Wieliczka w roku 2023 ma ponad 67 tys. mieszkańców w mieście i gminie. To ponad 11 razy więcej niż sto lat temu.
Dowodem na rozwój jest jak podaje przewodnik „Wieliczka połączoną jest z Krakowem boczną linią kolei Karola Ludwika, służącą głównie do przewozu soli. Przejazd trwa 35 do 40 minut…”. Obecnie linia dedykowana Wieliczce łączy miasto przez stację Kraków Główny z lotniskiem Balice, co sprawia, że podróżnik może w zasadzie odwiedzić kopalnie niecałą godzinę po opuszczeniu lotniska. Jak mówi przewodnik „zwiedzanie kopalń soli odbywa się we wtorek, czwartek i sobotę każdego tygodnia… za zwiedzanie kopalń pojedyncze płaci każda osoba 2 złr i zakupuje według życzenia ognie sztuczne. Za spuszczenie się lub powrót windą płaci się osobno… oprócz tego liczniejsze towarzystwa mogą zamawiać zbiorowe oświetlenia, dzielące się na 4 klasy…”. Interesująca to być musiała wycieczka, z ogniami sztucznymi i zjazdem na diabelskiej linie w głąb szybu. Współcześnie zwiedzanie możliwe jest cały tydzień z nielicznymi wyjątkami wielkich świąt. Dzięki elektryfikacji nie potrzeba opłacać chłopców ze świecami, jednak szanse na oglądanie sztucznych ogni w komorze Michałowice ponad sto metrów pod stopami Wieliczan są raczej marne.
Pewne kwestie jednak nie ulegają zmianie, bo przecież mają związek z pradawnymi legendami i historią. Jak mówi przewodnik „Saliny wielickie według legendy odkryte być miały w roku 1252 cudownym sposobem przez Kunegundę, żonę Bolesława Wstydliwego. Dowody historyczne świadczą jednakże, iż czynne były daleko wcześniej i że 900 do 1000 lat istnieją. Składają się one z trzech pokładów soli kamiennej”. Legenda ta jest wiecznie żywa, a jedna z komór kopalni przedstawia ją w formie figur solnych autorstwa górnika-rzeźbiarza. Kunegundzie poświęcona jest najpiękniejsza podziemna kaplica Świętej Kingi, a jej osoba czczona jest przez górników od wieków.
W tym miejscu należy postawić pytanie, jakie są granice dla tego, aby uprawdopodabniać legendę. Czy warto prostować te magiczne wyjaśnienia faktów skądinąd dość prozaicznych, dotyczących rzeczy natury naukowej, technicznej czy innego autoramentu. A może to właśnie legenda sprawia, że co roku miliony turystów decydują się nieroztropnie zejść kilkuset schodami na samo dno piekielnych czeluści? Kiedyś, gdy nikt poza Teslą o internecie zapewne nawet nie marzył, wiadomości powtarzano ale trudno je było zweryfikować. Wieści o dzieciach rodzonych i żyjących w czeluściach wielickiej kopalni i mieście pod ziemią gdzie żyją jakoby ludzie innego gatunku i różne stwory, rozpalały wyobraźnię. Przewodnik pisany w pewnym sensie niweczy ten nimb tajemnicy, który przecież każdy z nas jednak lubi. To nieodkryte. Czasem oczywiste, ale nieoczywiste, niby znane i zrozumiałe, ale nie do końca wyjaśnione.
Jak pisze przewodnik „W kronikach Wieliczki zostały wspomnienia niejedenej takiej klęski jak zalewy i pożary. Mianowicie w r. 1510 robotnik wychodzący z szybu podłożył ogień, przyczem wielu ludzi życie straciło. Ogień ten ugasili z wielkim poświęceniem żupnik Mikołaj Kościelecki i 70 letni rajca krakowski Seweryn Betman. W dniu 16 grudnia 1644 roku powstał pożar z zapalonego siana, podusił ludzi i konie, a trwał rok cały”. W kopalni powszechnym było i jest nadal stosowanie drewna do kasztów, najprostszej metody zabezpieczenia otwartych komór i chodników. Siano dzisiaj to trudno w kopalni napotkać, bo przecież ostatni koń Baśka opuścił jej progi w ubiegłym wieku. Jednak w przeszłości drewno było także użytkowane do rozmaitych urządzeń, było relatywnie tanie i miało szerokie zastosowanie. Rzeczy metalowe w środowisku solnym łatwo się psują, zatem ich zastosowanie było ograniczone do określonych sytuacji. Pożary nie były rzadkością także i na powierzchni. Domy budowano z drewna, a strzechy łatwo ulegały zapaleniu. Dopiero w XVIII i XIX w. zaczęto pierwsze nieśmiałe próby tworzenia systemów przeciwpożarowych. Trudno jednak oczekiwać, że beczka z wodą lub solanką, drabina czy nawet piasek mogły być równie skuteczne jak współczesne osiągnięcia techniki, jak gaśnice pożarowe i inne urządzenia których przecież wówczas nie było. Pożar trapił i powodował szkody w komorach, czego skutkiem były zawaliska. Na powierzchni pożar strawił cały nieomal rynek górny miasta. Dzisiaj nowoczesna straż pożarna i systemy zażegnały to niebezpieczeństwo ale pamięć o nich pozostała, chociażby w postaci słynnego obrazu dostępnego do oglądania w jednej z komór podziemnego Muzeum Żup Krakowskich, gdzie przedstawiono scenę kiedy to żupnik i rajca razem spuszczają się na linie. Ciekawostką niech będzie wiek jednego z bohaterów, bo przecież kilkaset lat temu średnia wieku wynosiła bez mała kilkadziesiąt lat, sztuką było zatem dożyć tak długo. A skoro już, po co ryzykować. Tymczasem o bohaterze dziś jakby zapomniano. A przecież żyjemy właśnie w czasach tekturowych polityków, którzy nie są ani przykładem ani przywódcą, jakiego potrzeba. Tu tymczasem przykład pod nosem, wystarczy poskrobać nieco po dnie beczki soli.
Podobnie jak kiedyś i dzisiaj każdy turysta ma przywilej aby dotrzeć na pierwsze piętro kopalni schodami. Jak pisze przewodnik „Szyb Daniłowicza, schodzi się 392 stopniami na pierwsze piętro. Do roku 1640 szyb ten służył do wydawania soli i spuszczania się kieratem. Schody wybudowano w r. 1868”. I podobnie jak dawnym zwyczajem i dzisiaj można zakupić na podszybiu pamiątki i podarunki z soli, jak pisze przewodnik „Przy wejściu do szybu odbywa się sprzedaż figurek, krzyżów i medalików, i.t.p. wyrobów pamiątkowych z soli kryształowej”. Trasa ówczesna rozpoczynała się Kaplicą Antoniego, jak pisze przewodnik „pod powierzchnią ziemi wykutą w 1675, za czasów Jana Sobieskiego, w soli zielonej, przez pobożnych górników. Ściany i figury, w skutek wilgoci zupełnie czarno wyglądają… Dawniej w tej kaplicy kapelan salinarny odprawiał codziennie mszę św., teraz tylko dwa razy do roku, tj. d. 3 lipca na pamiątkę bytności cesarza Franciszka i 13 października na pamiątkę bytności cesarza Franciszka Józefa I”. W XIX w. wiele się działo. Niepowodzenie wojen napoleońskich zakończyło się powrotem do świata monarchów i ponownego podziału kraju. Kolejne powstania zostały ukarane, jak wiemy z historii, w zaborach nasiliła się akcja antypolska i wynaradawiająca. Kopalnia pozostawała jedną z ostoi dawnej niepodległości. Żywym świadectwem historii. Nie tylko żywym pomnikiem ale przede wszystkim ostoją. To właśnie tutaj zachowano wiarę przodków, modlono się i na różny sposób podtrzymywano wiarę w odzyskanie własnego państwa. Jedną z kar zaborcy były zakazy prowadzenia mszy, zwłaszcza po polsku i w wierze chrześcijańskiej. Rubasznym wydaje się pozwolenie na odprawianie mszy de facto w intencji dwóch cesarzy zaborczego państwa. Ktoś mógłby powiedzieć że lepsze to niż nic, ale było to okrutne przecież upokorzenie narodu który słynął z religijnej tolerancji w całej Europie.
Wedle przewodnika trasa ówczesna znacznie różniła się od tej, którą prezentuje teraźniejszość. Kolejne miejsca odwiedzane przez turystę wyznaczały komory Urszula, z której bramę „prowadzącą do zielonej komory Michałowice, wybudowali w roku 1839 rekonwalescenci po cholerze”, dalej komorą Drożdżowice, cesarza Franciszka I, w pobliżu szybu Górsko, dalej do komory Wałczyn z dworcem kolei żelaznej Gołuchowskiego. W tym miejscu zwiedzający mogli się posilić w bufecie i nabrawszy animuszu kontynuować drogę przez komorę Steinhauser, gdzie „palą sztuczne ognie i strzelają z broni palnej, a szybikiem znajdującym się w głębi tejże komory… spuszczają się na windzie z palącemi się pochodniami i śpiewem górnicy, przedstawiając tak zwaną jazdę piekielną…”, i dalej komorami Majer i Rosetti, promem pod dźwiękami muzyki górniczej, do komory Pieskowa skała i do komory Łętów z salą tańców. Ówczesna trasa była i ciekawa, bo odmienna od dzisiejszej i w pewnym sensie skromniejsza ale niezwykła. Niedostępna dzisiaj komora Łętów mogłaby konkurować swoim pięknem z niejedną salą balową. Niestety w latach 60tych ubiegłego wieku zasypana, może kiedyś jeszcze wróci do żywych. Nie było na tej trasie Kaplicy Św. Kingi, turyści przechodzi przez dopiero co powstałą skromną wówczas Kaplicę Św. Krzyża. Turyści schodzili bezpośrednio na poziom kolejny już na początku dzisiejszej trasy. Warto by kiedyś ktoś odtworzył choć w formie wirtualnej te momenty, upiększone pokazami sztucznych ogni.According to an 1879 guidebook, „the mining town of Wieliczka, famous throughout the world for its salt mine, lies… it was originally a settlement, called Wielka Sól, which was turned into a town by Henry IV, Duke of Wroclaw, and the location privilege was confirmed in 1290 by Przemysław, Duke of Greater Poland and Cracow. Casimir the Great encircled Wieliczka with a wall… today Wieliczka has a population of about 5,000…". At the time, Wieliczka was under Austrian rule, which empire, as it was called, crumbled into dust as a result of the First World War. It was thanks to the efforts of the state that once lay at the southwestern borders of the First Republic that the mine grew and underwent a transformation. There was a lot going on in the 19th century. The industrial revolution changed the face of the world and of Wieliczka. Instead of the previous wooden, horse-powered hoists, salt began to be mined using steam and later electric machines. The town was electrified, with part of the cost borne by the mine. The Austrians cared a lot about Great Salt, as it brought them quite a substantial income. Unlike in Polish times, all additional burdens on various entities, which the Polish kings gladly bestowed in the form of privileges on various, from monasteries to private individuals, were abolished.
Arguably, if Wieliczka had somehow miraculously become a mini-state as a result of the partitions, the salt wealth would have made it an Eastern European Monaco. Meanwhile, it simply became a target for exploitation, for the benefit of a foreign invader. Improved wage conditions and especially health and social care are a glorious exception. During the Autrian era, many changes were happening in and around the mine. Shortly after Bell invented the telephone, this invention connected the first superhighway. Wieliczka in 2023 has more than 67,000 residents in the city and municipality. That’s more than 11 times more than a century ago.
Evidence of the development is, according to the guidebook, „Wieliczka is connected to Krakow by a side line of the Charles Ludwig Railway, used mainly for transporting salt. The ride takes 35 to 40 minutes…". Nowadays, the line dedicated to Wieliczka connects the city via Krakow Główny station to Balice airport, which means that a traveler can actually visit the mines less than an hour after leaving the airport. In the words of the guide, „tours of the salt mines take place on Tuesday, Thursday and Saturday of each week… for a tour of the individual mines each person pays PLN2 and purchases fireworks as desired. To descend or return by elevator is paid separately… in addition to this, more numerous societies may order collective lighting, divided into 4 classes…". It must have been an interesting tour, with fireworks and a descent on a devil’s rope into the depths of the shaft. Nowadays, tours are possible all week with few exceptions of major holidays. Thanks to electrification, there is no need to pay for candle boys, but the chances of watching fireworks in the Michalowice chamber more than a hundred meters below the feet of Wieliczans are rather slim.
However, some things remain the same, as they are connected with ancient legends and history. According to the guide, „According to legend, the Wieliczka salt mines were discovered in 1252 by a miracle by Kunegunda, wife of Boleslaw the Chaste. Historical evidence, however, proves that they were active far earlier and that 900 to 1000 years have existed. They consist of three beds of rock salt.” The legend is eternally alive, and one of the mine’s chambers depicts it in the form of salt figures by a miner-sculptor. The most beautiful underground chapel of Saint Kinga is dedicated to Kunegunda, and her person has been revered by miners for centuries.