- W empik go
O Janku Płanetniku - ebook
O Janku Płanetniku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 197 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pod samym borem na wygonie,
Gdzie polna grusza liściem trzęsie
Zawsze co ranek mały Janek
Gromadzkie pasał gęsie.
Pod lasem świecił strumyk mały,
Co jak zaskroniec* wił się zielem,
A Janek gwarzył z nim i swarzył
Jakoby z przyjacielem.
Gąsie psiak burek wiernie stróżył,
A Janek patrzył w wodne fale, –
Jak sobie płyną het, i giną,
Ze ich nie dojrzysz wcale.
A kiedy zrywał sit nad wodą,
By zeń wyciągać białe dusze,
Albo pleść sobie ku ozdobie
Zielone kapelusze –
To pytał wody, kędy płynie
Za jakie kraje i wyraje:*
Czy droga wiedzie ją do Boga,
Gdzie ziemia chmur dostaje?
Bo myślał zawsze, że tam w dali,
Gdzie co wieczora spada słońce,
Skąd bladą zgrają gwiazdy wstają
I tęcza macza końce –
Że tam, gdzie każdy strumień płynie,
I wędrujący ptak odlata,
I ciągną ludzie drogą w trudzie, –
Musi być koniec świata.
Że się tam pewnie hen, otwiera
Przepaść niebieska pełna słońca,
I niebo boże strojne w zorze,
I boży blask bez końca.
Że tam jest pewnie jego matka,
Co odumarła go zbyt wcześnie,
A teraz czeka niedaleka
I woła czasem we śnie,
A kiedy widział gęsie dzikie,
Co z krzykiem ciągną ponad gajem,
I drogą siną stadem płyną
Aż znikną za wyrajem –
To pragnął rzucić bat pastuszy,
Gąsie i burka, wieś gdzie chata,
I jak to ptactwo na tułactwo
Iść, szukać końca świata.
By w oną przepaść pełną Boga
Skoczyć jak z brzegu w wodę rzeki,
Do tej matuli, co utuli
I szczęście da na wieki.
I nieraz Janek myślał sobie:
Jakoś to dziwnie jest na świecie
W życiu człekowi tak jak w grobie
I troska zawdy gniecie.
Czemuż to ptakom Bóg dał skrzydła
I zwolił widzieć tron swój złoty,*
A ludziom, choćby ziema zbrzydła
Muszą tu mrzeć z tęsknoty?!
Czemuż to czajki i skowronki
Wolne są żyć pod dłonią Bożą,
Gdy u stóp Panu piórka złożą,
Brzmiąc jak kościelne dzwonki?
I jeno dziwił się gdy zgrają
Spadały cicho przez powietrze:
Czegóż po wiek tam nie ostają
Gdy mają piórka letsze?
A gdy już nadto żal go smęcił,
To se fujarkę wyrżnął cienką,
Z wikli nadbrzeżnych ją ukręcił
I cieszył się piosenką.
Echo mu tedy wnet zagada
Jakoby z boru pogłos ducha,
Że Janek przerwie pieśń i słucha:
Czy las mu odpowiada?
I zdaje mu się, że het, słyszy,
Nim się rozpłynie pieśń echowa,
Czy w sercu czyli w leśnej ciszy,
Tajemne, dziwne słowa:
"Oj ty sieroto, oj sieroto,
Choćbyś szedł lata bez ustanku
Ostaniesz zawsze z twą tęsknotą. –
Nie dojdziesz nigdy Janku!
Choćbyś szedł hen, za okiem słońca
Wciąż od poranku do poranku,
Nie najdziesz kresu ani końca, –
Nie dojdziesz nigdy Janku!"
I nie wie Janek, kto mu gada:
Czy to głos matki z poza świata,
Co go przed drogą ostrzedz rada
Aż tu skroś drzew przylata?
I siedzi długo z dumy swemi,
I rady szukać chce przed drogą,
Ale na całej Bożej ziemi
Nie ma już dziś nikogo.
Więc sam ostaje ze swą troską
I obcych nie śmie pytać wiele;
By jeno mieć opieką boską,
To już se pójdzie śmiele.
Choćby cierniami rosła gleba,
Choćby se nogi w krwi ubroczyć,
By jeno dosiędz skraju nieba
I tam do matki skoczyć!
Zagonił Janek gęsie siwe,
Rozejrzał ci się dookoła,
A słonko przez obłoków grzywę
Uśmiecha się, jak żywe.
A chmurki płyną jasnym pasem,
Sterują cicho w modrem niebie,
Cień gdzieś na pole rzucą czasem
I giną het, za lasem.
Więc cóż są chmury na przestworze
Jeśli nie łodzie w niebo mknące?
Co słońce, jak nie oko Boże?
Jakoże to być może!
Więc gdzie to ptaki mkną skrzydlate
Każdej jesieni w wielkim stadzie,
Jeśli nie w Boga modrą chatę,
Za złotą słońca kratę?*
Wszakci to ptactwo w niebie mieszka
Przez długą zimę w mrozy twarde,
Aż gdy roztaje tęczy ścieżka
Wypuszcza je Agnieszka.
Wszakci to widać całkiem jasno,
Gdzie się już ziemia z niebem zlewa:
Toć tam zachody wszystkie gasną,
Skroś nieba świecąc krasno.
Toć ziemia musi też mieć końce –
I czemu najśćby ich nie zdołał?
Gdzieżby się indziej kryło słońce,
Za bory zachodzące?
I tak tłomaczy se sierota,
I nie wie sam, jak począć trzeba?