- W empik go
O miłości - ebook
O miłości - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 584 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzieło to nie miało żadnego powodzenia. Uważano je, nie bez pewnej racyi, za niezrozumiale. Dlatego też, w tem nowem wydaniu, autor starał się przedewszystkiem wypowiadać jasno swoje myśli. Okazał, jak one go nachodziły; napisał przedmowę, opatrzył je wstępem, wszystko, by być zrozumiałym. Mimo tylu starań jednak, na stu ludzi, którzy czytali Korynnę, niema nawet czterech, którzy zrozumieją tę książkę.
Jakkolwiek małe to dzieło zajmuje się miłością, nie jest przecież romansem, przedewszystkiem zaś nie budzi takiego zajęcia, jak romans. Jest to po prostu opis, dokładny i naukowy, pewnego rodzaju szaleństwa, bardzo rzadkiego we Francyi. Panowanie konwenansów, które wzmaga się z każdym dniem, bardziej może skutkiem obawy przed śmiesznością, niżeli dzięki czystości naszych oby- – (1) Maj. 1826.
czajów, uczyniło ze słowa, służącego za tytuł Iemu dziełu, wyraz, którego nie należy wymawiać bez zastrzeżeń i, który wydaje się niemal nieprzyzwoitym. Musiałem go jednak użyć; zdaje mi się przecież, że ścisłość naukowa w wyrażaniu uchroni mnie od zarzutów z tego właśnie powodu.
* * *
Znam jednego czy dwóch sekretarzy poselstw, którzy po powrocie mogą mi oddać tę przysługę. Do tej chwili, cóż pozostaje mi do powiedzenia ludziom, którzy przeczą przeze mnie przytoczonym faktom? Prosić ich, by mnie nie słuchali.
Może mnie spotkać zarzut z powodu egotyzmu formy, którą się posługiwałem. Nie bierze się; za złe podróżnikowi, mówiącemu: "Byłem w Nowym Yorku, stąd udałem się do Ameryki południowej, następnie zwróciłem się aż do Santa-Fede-Bogota. Komary i moskity trapiły mię w drodze do… tego stopnia, że przez trzy dni nic widziałem na prawe oko".
Nie wytyka się podróżnikowi wcale tego, że lubi mówić o sobie. Przebacza mu się wszystkie ja i mnie, ponieważ jest to sposób najbardziej jasny i zajmujący opowiadania tego, co widział.
Oto dlaczego, chcąc być możliwie jasnym i malowniczym, autor tej podróży w mało znane regiony ludzkiego serca powiada: "Udałem się z panią Gherardi do kopalni soli w Hallein… Księżna Creseenzi powiedziała mi w Rzymie… Pewnego dnia w Berlinie obaczyłem pięknego kapitana L…" Wszystkie te drobnostki przydarzyły się rzeczywiście autorowi, który spędził piętnaście lat w Niemczech i we Włoszech. Ciekawość jednak, właściwa mu bardziej niżeli wrażliwość, uchroniła go od najdrobniejszego zajścia, od doświadczenia jakiegokolwiek uczucia na samym sobie, uczucia, któreby zasługiwało na opisywanie; i jeżeli przypuszcza ktoś, że autor mówi to przez dumę, niech wie, iż jeszcze większa duma nie pozwoliła mu ogłaszać dziejów własnego serca i sprzedawać ich publiczności za sześć franków, jak ci, którzy jeszcze za życia ogłaszają swe pamiętniki.
W r. 1822, poprawiając ten rodzaj dyaryusza moralnego z podróży po Włoszech i Niemczech, autor, który opisywał rzeczy Iego samego dnia, kiedy się wydarzyły, obchodził się z manuskryptem, zawierającym szczegółowy opis wszystkich okresów choroby duszy, zwanej miłością, z tym ślepym szacunkiem, który okazywał uczony z czternastego wieku dla świeżo odgrzebanego rękopisu Laetanciusza, lub Quintusa Curciusza. Ilekroć natrafiał na jakiś ciemny ustęp, co, prawdę mówiąc, zdarzało mu się nie rzadko, był pewny zawsze, że zawiniło tu owo j a z ówczesnych czasów. Przyznaje, że jego szacunek dla ówczesnego manuskryptu posunął się aż do ogłoszenia drukiem wielu ustępów, nawet dla niego samego niezrozumiałych. Trudno o coś bardziej szalonego w oczach tych, którzy marzą o poklasku publiczności; autor jednak, obaczywszy po długich podróżach Paryż, nie mógł uwierzyć w jakiekolwiek powodzenie bez upokarzania się wobec dzienników. Albo też, jeśli się już ktoś zdobywa na podłość, to powinien ja zastrzedz pierwszemu ministrowi. Pozostawiwszy więc to, co się nazywa powodzeniem, na uboczu, autor upodobał sobie ogłosić swe myśli dokładnie w formie lej, w której go one nachodziły. To znaczy tak, jak to czynili niegdyś ci filozofowie greccy, których praktyczna mądrość wprowadzała go w zachwyt.
Trzeba na to szeregu lat, by módz zajrzeć we wnętrze włoskiego spółeczeństwa. Być może, iż byłem ostatnim podróżnikiem po tym kraju. Od czasów karbonaryzmu i najazdu Austryaków, żaden cudzoziemiec nie zostanie dopuszczonym do przyjaźni w salonach, w których panowała tak szalona wesołość. Cudzoziemiec będzie oglądał pomniki, publiczne place jakiegoś miasta, nigdy zaś nie dotrze do towarzystwa, ponieważ przejmować zawsze będzie strachem. Mieszkańcy podejrzywać w nim będą szpiega, lub posądzą go, że kpi z bitwy pod Antrodoco i z podłości, nieodzownych w tym kraju, w którym czeka cię prześladowanie od ośmiu lub dziesięciu ministrów lub faworytów, otaczających księcia. Kochałem szczerze mieszkańców i mogłem obaczyć prawdę. Zdarzało mi się czasami, że przez całe dziesięć miesięcy nie wymówiłem jednego słowa po francusku i gdyby nie niepokoje i karbonaryzm, nigdybym nie byt powrócił do Francyi. Nauczyłem się tam przedewszystkiem poczciwości.
Mimo usilne zabiegi o to, by być jasnym i przejrzystym, nie moge zdziałać cudu. Nie potrafię uleczyć głuchych, ani też uzdrowić ślepych. Tak tedy ludzie pieniężni i ludzie pospolitych uciech, którzy zyskali sto tysięcy franków na rok przed otwarciem tej książki, powinni ją szybko zamknąć; przedewszystkiem zaś ci, którzy są bankierami, handlarzami, szanownymi przemysłowcami, to znaczy, ludźmi o ideach nad wyraz pozytywnych. Książka ta będzie mniej niezrozumiałą dla tych, którzy wygrali wiele pieniędzy na giełdzie lub na loteryi. Zwyczaj ten może sąsiadować z tym drugim zwyczajem spędzania całych godzin na marzeniach, rozkoszowania się wzruszeniem, wywołanem dopiero co przez obraz Prudhoira lub frazę Mozarta, albo wreszcie przez pewne szczególne spojrzenie kobiety, o której się często myśli. Nie w ten to sposób tracą czas ludzie, którzy wypłacają się dwom tysiącom rzemieślników przy końcu każdego tygodnia.
Umysł ich zwrócony jest zawsze ku rzeczom pożytecznym i pozytywnym. Marzyciel, o którym mówię, wnetby ich wzbudził nienawiść, gdyby mieli na nią wolne chwile, byłby celem ich żartów. Bogaty przemysłowiec czuje niewyraźnie, że człowiek taki ceni wyżej myśl, aniżeli worek złota. Wyłączam też z tego pracowitego młodzieńca, który (podobnie jak ów przemysłowiec w tym samym roku wzbogacony o sto tysięcy franków) wzbogacił się znajomością nowoczesnego języka greckiego i dumny jest z tego tak dalece, że myśli już o arabskim. Proszę, by nie otwierał tej książki żaden człowiek, któryby nie był nieszczęśliwym dla przyczyn urojonych, niepochądzących z próżności, i któryby nie doznał wielkiego wstydu, gdyby zobaczył, że rozgłaszają je po salonach.
Jestem też przekonany, że to, co mówię, nie podoba się kobietom, które w tych samych salonach zdobywają szturmem poważanie, dzięki ciągłej przesadzie. Zaskoczyłem je na chwilę w dobrej wierze i zadziwiłem je w chwili szczerości, a wówczas były lak zdumione, że gdy jęły myśleć o tem, to nie wiedziały już, czy owo, co dopiero wyrażone uczucie, było naturalne, czy udane. Jakżeżby takie kobiety mogły ocenić malowanie prawdziwych uczuć? To też dzieło to było dla nich straszakiem; mówiły, że autor musi być niegodziwcem.
Rumienić się nagle, gdy się pomyśli o pewnych uczynkach z czasów swej młodości; smucić się na myśl o głupstwach, popełnionych z tkliwości duszy, lecz nie dlatego, że było się śmiesznym w oczach całego salonu, ale raczej w oczach pewnej osoby, obecnej w tym salonie; kochać się szczerze w dwudziestym szóstym roku życia w kobiecie, która kocha innego, albo jeszcze (lecz ten wypadek bywa tak rzadki, że się go boję opisywać, iżby nie popaść w niezrozumiałość, jak w pierwszem wydaniu), albo jeszcze, wszedłszy do salonu, w którym znaj – duje się ukochana niewiasta, myśleć wyłącznie o tem, żeby jej z oczu wyczytać, co o nas myśli w tej chwili i nie mieć wcale zamiaru okazania miłości w spojrzeniu własnem: oto przesłanki, których żądam od moich czytelników. Ludziom pozytywnym właśnie opisy wielu tych niezwykłych i delikatnych uczuć, wydały się niejasnymi. Jak postępować, żeby dla nich być zrozumiałym? Oznajmić im podwyżkę pięćdziesięciu centimów, lub zmianę taryfy celnej? (1).
Książka ta tłómaczy w sposób prosty, rozumny, że tak powiem matematyczny, rozmaite uczucia, które następują kolejno po sobie, a których całość nazywa się namiętnością miłości.
Wyobraźcie sobie figurę geometryczną, dość zawiłą, nakreśloną kredą na dużej tablicy: otóż ja wam wyjaśnię tę figurę. Warunkiem koniecznym jest jednak, aby ona istniała… na tablicy; nie mogę jej sam nakreślić. Ta niemożliwość sprawia właśnie, że trudnem jest napisanie książki o miłości, któraby nie była romansem. Czytelnikowi, który pragnie iść z zajęciem za badaniem filozoficznem – (1) Mówiono mi: "Wyrzuć ten ustęp, jest bardzo prawdziwy;. lecz strzeż się przemysłowców! Okrzyczą cię arystokratą". W r. 1817 nie obawiałem się generalnych prokuratorów; czemuż miałbym się obawiać milionerów w r. 1826? Statki dostarczone egipskiemu paszy otwarty mi oczy co do nich, ja zaś nic obawiam się niczego, prócz tego, co szanuję.
tego uczucia, sarn dowcip (esprit) nie wystarczy: trzeba czegoś ponadto. Otoż gdzież można zobaczyć namiętność? Oto przyczyna niejasności, której usunąć nie zdołam.
Miłość podobna jest do tego, co na niebiosach zwie się drogą mleczną, skupiskiem, na które składa się tysiące drobnych gwiazd, a każda z nich jest często mgławicą. Książki zanotowały cztery do pięciuset drobnych, kolejno po sobie następujących, tak trudnych do rozeznania, i dlatego najbardziej pospolitych uczuć, które składają się na tę namiętność, a w dodatku mylono się często, biorąc akcesorya za rzecz główną. Najlepsze z tych książek, takie, jak Nowa Heloiza, romanse pani Cottin, Listy p… de Lespinasse, Manon Lescaut, napisano we Francyi, a więc w kraju, gdzie roślina, zwana miłością, boi się śmieszności, dławiona wymaganiami namiętności narodowej, to jest próżności, i nie rozwija się nigdy w całej pełni.
Czem, po wielu opisach, wyczytanych w setkach osławionych tomów (gdy się tego nigdy nie doznało), będzie szukanie w tej właśnie książce wyjaśnienia tego szaleństwa? odpowiem, jak echo: "Szaleństwem".
Młoda, rozczarowana niewiasto, chceszli rozkoszować się tem, co zajmowało cię parę lat… temu, o czem nie śmiałaś mówić nikomu, a co groziło ci utratą czci? Dla ciebie to przerobiłem tę książkę, starając się uczynić ją jaśniejszą. Po przeczytaniu jej nie mów o niej nigdy bez odcienia wzgardy rzuć ją na półkę, po za inne książki. Jabym nawet zostawił parę arkuszy nie rozciętych. A nie tylko kilka nierozciętyeh kartek zostawi istota niedoskonała, uważająca się za filozofa dlatego, że zawsze była daleka od tych szalonych wzruszeń, które sprawiają, że szczęście całego tygodnia zawisło od jednego spojrzenia. Inni, w wieku dojrzałym, wysilają całą swą próżność na to, aby zapomnieć, że kiedyś mogli się poniżyć do tego stopnia, iżby starać się o względy pewnej kobiety i narazić się w len sposób na upokarzającą odmowę; ci inni znienawidzą tę książkę. Wśród tylu rozumnych ludzi, którzy polepili to dzieło z rozmaitych względów, zawsze jednak z gniewu, ci tylko wydali mi się śmiesznymi, którzy z podwójną próżnością sądzili się być zawsze ponad słabostkami serca i zawsze przypuszczali w sobie dość przenikliwości na to, by módz sądzić a priori o dokładności traktatu filozoficznego, który jest tylko ciągłym opisem tych słabości.
Osoby poważne, które zażywają w świecie sławy ludzi mądrych i wcale nie romansowych, łatwiej zrozumieją romans, chociażby najbardziej namiętny, niż filozoficzną książkę, w której autor opisuje na zimno rozmaite fazy choroby duszy, zwanej miłością. Romans wzrusza je nieco, względem traktatu filozoficznego jednak ci mądrzy ludzie są jako owi ślepcy, którym przeczytano opis muzealnych obrazów i którzy powiadają do autora: "Przyznaj pan jednak, że dzieło pańskie jest straszliwie ciemne".
Cóż dopiero, gdy ślepcy ci są ludźmi rozumnymi, posiadającymi od dawna godność ludzi rozumnych, z wszechwładnymi pretensyami do jasnowidzenia? Pięknie wyjdzie natem biedny autor. Tak też się stało za pierwszem wydaniem. Wiele egzemplarzy zostało spalonych przez zaciekłą próżność ludzi bardzo przenikliwych. Nie mówię tu o obelgach niemniej pochlebnych, ponieważ wściekłych. Okrzyczano autora nieokrzesanym, niemoralnym, pospolitym pisarzem, człowiekiem niebezpiecznym itp. W krajach zużytych przez rządy monarchiczne, przydomki te najniezawodniej czekają tych, którzy ośmielają się pisać o moralności, a nie poświęcają swego dzieła jakiejś właśnie pani Dubarry. Szczęśliwa byłaby literatura, gdyby nie była zależna od mody i gdyby się chcieli nią zajmować jedynie tylko ludzie, dla których ona jest stworzona! Za czasów Cyda, Corneille był zaledwie poczciwcem w oczach margrabiego de Danjeau (1 ). Dziś wszyscy uważają się za powołanych do czytania Lainartine'a. Tem lepiej dla jego księgarni; tem gorzej jednak i stokroć gorzej dla tego wielkiego poety. Za dni naszych geniusz ma względy dla istot, o których mu pod grozą ubliżenia… sobie nie wolno myśleć. Życie pracowite, czynne, wzbudzające szacunek, zgoła pozytywne, życie radcy stanu, życie fabrykanta tkackich wyrobów, albo bankiera bardzo zwinnego w sprawach pożyczki, wynagradza się milio- – (1) Mémoires de Danjeau.
nami nic zaś tkliwemi uczuciami. Serce tych ludzi kostnieje, powoli; pozytywność i pożytek są dla nich wszystkiem, ich dusza zaś zamyka się dla tego właśnie uczucia, które wymaga najwięcej chwil swobodnych i, które czyni niezdolnym do wszelkiego rozumnego i ciągłego zajęcia.
Całą tą przedmową pragnąłbym tylko zaznaczyć dobitnie, że tę książkę na nieszczęście mogą zrozumieć wyłącznie ci ludzie, którzy mieli dość czasu na szaleństwa. Wiele osób przedmowa ta urazi, mam też nadzieję, że te dalej czytać nie będą.DRUGA PRZEDMOWA (1).
Piszę zaledwie dla stu czytelników, i tym to istotom nieszczęśliwym, miłym, wdzięcznym, nieobłudnym, niemoralnym chciałbym się podobać; znam takich zaledwie jedną lub dwie. Wszystko, co kłamie dla powagi pisarskiej, nie ma dla mnie znaczenia. Te piękne panie powinny czytywać rachunki swej kucharki i modnego kaznodzieję, czy się zwie Massillon, albo pani Necker, by módz o tem mówić z poważnemi matronami, które rozdają poważanie. I należy zauważyć, że we Francyi można ten piękny stopień osiągnąć zawsze, przez wysławianie jakiegokolwiek głupstwa.
Czy byłeś przez pół roku nieszczęśliwym z miłości? – zapytałbym kogoś, coby zechciał czytać tę książkę.
Albo też… jeżeli dusza twa nie odczuwała w życiu innego nieszczęścia, ponad troskę z powodu procesu, albo z powodu ominięcia cię przy ostatnich – (1) Maj, 1834.
wyborach na deputowanego, albo też dlatego, że uchodziłeś za mniej dowcipnego od innych w ostatnim sezonie u wód w Aix – ciągnę dalej te pytania niedyskretne i pytam cię, czy czytałeś w tym roku jedno z owych zuchwałych dzieł, które zmuszają do myślenia? Emila J. J. Rousseau'a, albo sześć tomów Montaigne'a? A jeżeli nie byłeś nieszczęśliwym z powodu słabostki, której ulegają duchy silne, jeżeli nie masz zwyczaju, przeciwnego naturze, myślenia przy czytaniu, dzieło to usposobi cię nieprzychylnie dla autora, gdyż każe ci przypuścić, że istnieje rodzaj szczęścia, którego nie zaznałeś, a które znała panna de Lespinasse.TRZECIA PRZEDMOWA (1).
Proszę czytelnika o pobłażliwość dla szczególnej formy tej Fizyologii Miłości.
Dwadzieścia ośm lat temu wstrząśnienia, które nastąpiły po upadku Napoleona, pozbawiły mnie stanowiska. We dwa lata potem, przypadek rzucił mnie, bezpośrednio po okropnościach moskiewskiego odwrotu, do pewnego miłego miasta, w którem spodziewałem się zostać już do końca swego życia, co mnie zachwycało. Było to w szczęśliwej Lombardyi… w Medyolanie, w wielkiej Wenecyi, w której właściwie jedyną sprawą życia jest rozkosz. Tam nikt nie zwraca uwagi na postępki i działania swego sąsiada; tem, co się nam wydarzyło, zajmują się lam bardzo mało. Jeżeli zaś wogóle wie się o istnieniu sąsiada, to nie na to, żeby go nienawidzić. Usuńcie zawiść z życia – (1) Skończona 15 marca w 18442 r. Beyle umarł 23 tego samego miesiąca, więc to prawdopodobnie ostatnie jogo pismo.
prowincyonalnego we Francyi, a coż pozostanie? Nieobecność, niemożliwość okrutnej zawiści, stanowi najpewniejszą część tego szczęścia, które przyciąga wszystkich mieszkańców prowincyi do Paryża.
Skutkiem balów maskowych w karnawale w roku 1820, które odznaczały się większą niż zazwyczaj świetnością, towarzystwo medyolańskie było świadkiem kilku najzupełniej szalonych, postępków. Chociaż ludzie przywykli w tym kraju do rzeczy, które uchodziłyby za niewiarygodne we Francyi, to przecież zajmowano się niemi przez cały miesiąc. Obawa przed śmiesznością nie dopuszczałaby u nas tak dziwacznych postępków. Potrzeba mi dość odwagi na to, by wogóle odważyć się o tem mówić.
Gdy pewnego wieczora zastanawiano się nad skutkami i przyczynami tych wybryków u pani Pietra Grua, która wbrew zwyczajowi nie brała udziału w żadnem z tych szaleństw, pomyślałem, że może, zanim minie rok, nie zachowam w pamięci nic, prócz niepewnego wspomnienia tych dziwnych faktów i przyczyn, których je wywodzono. Wziąłem do rąk program koncertu, na którym nakreśliłem ołówkiem parę słów. Zaproponowano faraona. Siedziało nas wtedy ze trzydzieści osób wokół zielonego stołu; rozmowa była jednak do tego stopnia ożywiona, że zapomniano o grze. U schyłku przyjęcia nadszedł pułkownik Scotti, jeden z najmilszych ludzi, jakich posiada armia włoska. Zapytano go o okoliczności, odnoszące się do dziwacznych faktów, które nas zajmowały. Istotnie opowiedział nam o rzeczach, których świadkiem uczynił go przypadek, a które ukazywały je w innem świetle. Podjąłem znów program i dopisałem te nowe okoliczności.
Ten zbiór szczegółów o miłości, prowadzony był w podobny sposób, pisany ołówkiem na skrawkach papieru, pozbieranych w salonach, w których przysłuchiwałem się anekdotom. Wkrótce zacząłem szukać wspólnego prawa dla rozeznania rozmaitych stopni. We dwa miesiące później musiałem wrócić do Paryża, z obawy, by mnie nie wzięto za karbonaryusza; myślałem, że tylko na parę miesięcy. Atoli już nigdy nie obaczyłem Medyolanu, w którym spędziłem siedm lat.
W Paryżu nudziłem się śmiertelnie. Przyszło mi na myśl zająć się tym miłym krajem, z którego wypędziła mnie obawa. Zebrałem w plikę zwitki papieru i podarowałem je księgarzowi. Wkrótce jednak zaszła przeszkoda. Drukarz oświadczył, że niepodobna mu odcyfrować notatek, pisanych ołówkiem.
Spostrzegłem, że składanie tego rodzaju skryptu uważał za rzecz, ubliżającą jego godności. Młody chłopak drukarski, który mi odniósł notatki, wydał mi się bardzo zawstydzonym z powodu zlecenia, którem go obciążono; ponieważ umiał pisać, dyktowałem mu więc notatki, pisane ołówkiem.
Zrozumiałem też, że dyskrecyą nakazywała mi zmienić imiona własne, a przedewszystkiem skracać anekdoty. Jakkolwiek książki tej nie czytają wcale w Medyolanie, to jednak, gdyby ją tam zanieść, możnaby się narazie na zarzut okrutnej złośliwości.
Wydałem więc nieszczęsne dzieło. Wyznam zuchwale, że w owym czasie ośmieliłem się pogardzać elegancyą stylu. Uważałem, że miody drukarz starał się unikać niezbyt dźwięcznych zakończy i szyku słów, tworzących dziwaczne dźwięki. W zamian za to, zmieniał sobie bez skrupułu okoliczności faktów, trudne do wyrażenia: sani Voltaire boi się rzeczy, trudnych do wysłowienia.
Główną zaletę Zarysu o miłości zasadziłem na wielkiej ilości drobnych odcieni uczucia, które niechaj czytelnik zechce sprawdzić w swych wspomnieniach, o ile jest na tyle szczęśliwy, że ma takie wspomnienia. Lecz były sprawy gorsze; byłem wtedy, jak zawsze zresztą, bardzo słabo obeznany ze sprawami literackiemi. Księgarz, któremu darowałem manuskrypt, wydrukował go na złym papierze i wydał w formacie zgoła śmiesznym. To też, kiedy go po upływie miesiąca zapytałem o losy książki, odparł mi: "Możnaby o niej powiedzieć, że jest święta, gdyż nikt jej nie tyka".
Nie przyszło mi nawet na myśl, aby postaw się o artykuły w dziennikach. Wydawało mi się to hańbą. Żadne dzieło jednak nie domagało się tak bardzo zalecenia czytelnikowi. Już na pierwszej stronie należało, dla uprzystępnienia dzieła, narzucić publiczności nowy wyraz krystalliza – cya, podany dla tem lepszego wytłumaczenia tego zespołu dziwnych szaleństw, które wyobrażamy sobie, jako prawdziwe, a nawet jako niewątpliwe ze względu na ukochaną osobę.
W tym to czasie, cały przejęty, zamiłowany w najdrobniejszym szczególe, zaobserwowanym w tych Włoszech, które ubóstwiałem, unikałem starannie wszelkich ustępstw, wszelkich uprzejmości w stylu, które mogłyby uczynić Zarys o miłości daleko mniej dziwacznym w oczach literatów.
Zresztą nie schlebiałem wcale publiczności. Była to epoka, w której zdawało się, że literatura całkiem przygnębiona naszemi nieszczęściami, tak niedawnemi i tak wielkiemi, niczem się innem nie zajmowała, tylko głaskaniem naszej nieszczęsnej próżności. Rymowano wtedy gloire (chwała) z victoire (zwycięstwo), guerriers (wojownicy) z lauriers (laury) itd. Zdaje się, że nudne płody literackie z tej epoki nie badają nigdy prawdziwych okoliczności tematów, które niby roztrząsają. Literaturze tej nie zależy na niczem, tylko natem, by znaleźć sposobność do schlebiania temu ludowi, który jest niewolnikiem mody, a który pewien wielki człowiek nazwał wielkim narodem, nie bacząc, że tylko wtedy jest wielkim, kiedy jego samego ma na czele.
Skutkiem mojej nieznajomości stosunków, koniecznych do osiągnięcia najmarniejszego powodzenia, nie znalazłem więcej nad siedmnastu czytelników w latach 1822 – 1833.
Dopiero po dwudziestu latach istnienia, Zarys o miłości zrozumiała garstka ciekawych.
Niektórzy zdobyli się na cierpliwość obserwowania rozmaitych okresów tej choroby u osób… dotkniętych nią, w swem otoczeniu; chcąc zrozumieć tę namiętność, którą od trzydziestu lat obawa przed śmiesznością ukrywa tak starannie pośród nas, należy mówić o niej, jak o chorobie. W ten bowiem sposób uda się kogoś z niej wyleczyć.
W istocie, dopiero po licznych przewrotach, które naprzemian przykuwały naszą uwagę; dopiero po gruntownych przemianach naszych rządów tak we formie, jak w dążnościach, rewolucya zaczyna wreszcie wchodzić w nasze obyczaje. Miłość, albo też to, co miasto niej istnieje powszechnie pod kradzionem nazwiskiem, miłość mogła wszystko we Francyi, za panowania Ludwika XV: damy dworu mianowały pułkowników. Ten obszar był najmniej pięknym z całego kraju. W pięćdziesiąt lat później, niema już dworu, kobiety zaś najbardziej wzięte u panującej burżoazyi lub zadąsanej arystokracyi, nie zdołałyby swymi wpływami wyjednać nawet konsensu na sprzedaż tytoniu w najlichszej mieścinie.
Trzeba wreszcie przyznać, że kobiety wyszły już z mody. W naszych, tak świetnych salonach, dwudziestoletni młodzieńcy uważają sobie za obowiązek nie przemawiać do nich. Wolą raczej otaczać nieokrzesanego gadułę, który ze swym prowincyonalnym akcentem zabiera głos w sprawie zdolności, czyhając na sposobność wtrącenia słówka.
Bogaci młodzieńcy, których ambicya jest okazywani płochości, jak, żeby chcieli uchodzić za kontynuatorów dawnych dobrych kompani], wolą raczej mówić o koniach i grać hazardownie w cercle'ach, do których kobiety nie mają wstępu. Zabójczo zimna krew, która cechuje rozmowy młodzieży z dwudziestopięcioletniemi kobietami, przywróconemi towarzyskiemu życiu przez nudę w pożyciu małżeńskiem, sprawi, że może kilku rozsądnych ludzi przyjmie ten niezmiernie dokładny opis kolejnych okresów choroby, zwanej miłością.
Przerażająca zmiana, która nas pogrążyła w obecną nudę, a która czyni niezrozumiałem dla nas społeczeństwo z r. 1778, jak je widzimy w listach Diderota do panny Voland, jego kochanki, albo też w pamiętnikach pani d'Epinay, może wywołać badanie nad tem, który też z kolejno po sobie następujących rządów naszych zabił w nas zdolność do uciech i zbliżył nas do najsmutniejszego narodu na świecie. Nie umiemy nawet naśladować ich parlamentu, ani też uczciwości ich stronnictw, jedynych znośnych rzeczy, jakie wynaleźli. Natomiast najgłupszy z pośród ich smętnych pomysłów, poczucie godności, dostał się do nas, aby wypchnąć francuską wesołość, z którą spotkać się jeszcze można za rogatkami Paryża, albo w południowej Francyi, poniżej Bordeaux.
Który jednak z naszych, następujących po sobie rządów, przyniósł nam to straszne nieszczęście anglizowania się? Należałożby obwiniać o to ów energiczny rząd z r. 1793, który wzbraniał cudzoziemcom osiedlać się w Montmartre? ów rząd, który za kilka lat wydawać się będzie bohaterskim i jest godną zapowiedzią rządu, który pod Napoleonem poniósł nasze imię do wszystkich stolic Europy.
Puśćmy w niepamięć dobrze myślącą głupotę Dyrektoryatu, uświetnionego talentem Carnota i nieśmiertelną wyprawą włoską z r. 1796 – 1797?
Zepsucie dworu Barras'a przypominało jeszcze wesołość dawnych rządów; wdzięki pani Bonaparte okazały, że nie mieliśmy już wówczas żadnego zamiłowania do trupiej posępności Anglików.
Głęboki szacunek dla sposobu rządzenia pierwszego konsula mimo zawiści przedmieścia Saint-Germain i ludzie zasłużeni, którzy uświetnili życie towarzyskie Paryża, tacy jak Cretel, Daru itp., nie dają nam zwalać na Cesarstwo odpowiedzialności za zmianę, która dokonała się w charakterze francuskim w pierwszej połowie XIX wieku…
Zbyteczna tu wchodzić w dalsze badania: czytelnik pomyśli i wnioski powyciąga sam…
Księga pierwsza.ROZDZIAŁ I. O MIŁOŚCI.
Staram się zdać sobie sprawę z tej namiętności, której wszystkie okresy rozwoju, o ile są szczere, mają charakter piękna.
Istnieją cztery rodzaje miłości:
1. Miłość namiętna, ta, której się oddaje zakonnica portugalska, namiętność Heloizy do Abelarda, miłość kapitana Vesel, żandarma z Cento (1).
2. Miłość z upodobania, ta, której rządy w Paryżu przypadają na rok 1760, a którą odnajduje się w pamiętnikach i romansach z tej epoki u Crebillon'a, Lauzun'a, Duclos'a, Marmontel'a, Chamfort'a, pani d'Epinay itd., itd.
Jest ona niejako obrazem, w którym kolor różowy przenikać winien wszystko aż do głębokich cieni, do którego żadną miarą nie powinno wejść – (1) Przyjaciele pytali p. Beyle'a nieraz, kim był ów kapitan i ów żandarm. Odpowiadał wówczas, że nie pamięta iuż ich historyi. (Przyp… wyd.).
nic rażącego i to pod grozą uchybienia dobremu tonowi, subtelności itp. Człowiek dobrze urodzony wie z góry o wszystkiem, co go oczekuje w najrozmaitszych okresach tej miłości; że zaś w uczuciu tem brak jest namiętności i rzeczy nieprzewidzianych, miłość ta odznacza się często daleko większą subtelnością, niżeli miłość prawdziwa, dzięki temu, że dużą rolę odgrywa w niej umysł; jest to niejako chłodna i piękna miniatura w porównaniu z obrazem Caraccich. Podczas gdy miłość namiętna porywa nas wbrew naszym interesom, miłość z upodobania umie się zawsze do wszystkiego dostosować. Trudno zaprzeczyć, że gdy odrzucimy próżność z tej biednej miłości, to pozostanie z niej nie wiele; miłość ta, pozbawiona próżności, to jakby osłabiony rekonwalescent, który się z trudem porusza.
3. Miłość cielesna.
Spotkanie na polowaniu z piękną i świeżą wieśniaczką, która umyka do lasu. Każdy zna dobrze tę miłość, opartą na tego rodzaju przyjemności. Jakkolwiek oschłym i nieszczęsnym jest charakter w szesnastym roku życia, to jednak tą miłością zaczynamy.
4. Miłość z próżności.
Olbrzymia większość mężczyzn, przedewszystkiem we Francyi pożąda i posiada kobietę modną, podobnie, jak się posiada pięknego konia, jako rzecz nieodzowną dla młodzieńczego zbytku. Próżność, mniej lub więcej podrażniona, mniej lub więcej pogłaskana, jest matką uniesień. Dołącza się do tego niekiedy też miłość zmysłowa, lecz nie zawsze; często niema w tem nawet rozkoszy zmysłowej. Księżna, w przekonaniu mieszczucha, nie ma nigdy nad lat trzydzieści, mawiała księżna de Chaulnes. Bywalcy zaś na dworze tego sprawiedliwego króla, owego Ludwika, króla Holandyi, wspominają jeszcze z wesołością pewną piękną kobietę z Hagi, która nie mogła zdobyć się na to, żeby powiedzieć o księciu lub panującym, że nie jest zachwycającym. Trzymając się jednak zasady monarchicznej, usuwano na bok księcia, skoro zjawiał się na dworze jakiś książę krwi: była ona niejako dekoracyą ciała dyplomatycznego.
Przypadek, najszczęśliwszy w tym płytkim stosunku, to ten, w którym rozkosz fizyczna potęguje się wskutek przyzwyczajenia. Wspomnienia upodobniają ją wtedy nieco do miłości; zerwanie stosunku pozostawia smutek i zadraśniętą miłość własną. Reminiscencye z przeczytanych romansów, ściskając za gardło, utwierdzają w wierze, że się jest zakochanym i melancholijnym, próżność bowiem wydyma się do rozmiarów wielkiej namiętności. Przyjąć zaś można za pewnik, że jakiemukolwiek rodzajowi miłości zawdzięcza się rozkosz, to, skoro tylko rodzi się egzaltacya duszy, rozkosz ta jest żywa, a wspomnienie jej porywające. Atoli w tej namiętności, na przekór przeważnej ilości innych, wspomnienie tego, co się utraciło, góruje zawsze nad tem, czego oczekiwać można w przyszłości.
Niekiedy w miłości, którą rodzi próżność, przyzwyczajenie, lub niemożność znalezienia czegoś lepszego, wytwarza rodzaj przyjacielskiego stosunku, najmniej sympatycznego ze wszystkich rodzajów. Chełpi się wówczas swem bezpieczeństwem, pewnością itp.
Rozkosz zmysłowa, jako wrodzona, znana jest każdemu, w oczach jednak ludzi czułych i namiętnych, ma znaczenie podrzędne. Jeżeli ludzie ci są przedmiotem żartów w salonie, jeżeli nieraz światowcy czynią ich nieszczęśliwymi, skutkiem swych intryg, to znają oni za to rozkosze, nigdy nie dostępne sercom, które uderzają silniej tylko z próżności, lub dla pieniędzy. Niektóre czułe i cnotliwe kobiety nie mają prawie wyobrażenia o rozkoszach fizycznych. Są one, że tak powiem, rzadko na nie narażone i nawet podczas uniesień namiętnej mi miłości zapominają prawie o rozkoszach ciała.
Zdarzają się też ludzie, którzy są ofiarami i narzędziami piekielnej dumy, takiej, jaką się odznaczał Alfieri. Ludzie tacy, którzy może są okrutni, ponieważ, podobnie jak Neron, drżą zawsze, osądzając wszystkich według siebie samych, ludzi tych… powiadam, nie może zadowolić rozkosz zmysłowa, jak tylko w połączeniu z możliwie najwyższem napięciem rozkoszy, jakie daje pycha, to znaczy wówczas, gdy mogą wywrzeć swoje okrucieństwo na towarzyszce swoich rozkoszy.
Stąd też pochodzą okropności, Justyny (1). Inaczej ludzie ci nie czują się wcale bezpiecznymi.
Wreszcie w miejsce rozróżnienia czterech odmiennych rodzajów miłości, możnaby zupełnie słusznie przyjąć ośm lub dziesięć odcieni. Istnieje, zdaje się, tyle sposobów odczuwania pomiędzy ludźmi, ile jest sposobów widzenia. Te różnice jednak w nomenklaturze, nie zmieniają niczego w następujących rozumowaniach. Każda miłość, ktorą oglądać można na tym padole, rodzi się, żyje i umiera, albo unosi się w nieśmiertelność, według tych samych praw (2).ROZDZIAŁ II. O RODZENIU SIĘ MIŁOŚCI.
Oto, co się dzieje w duszy:
1. Zachwyt.
2. Powiada się: "Co za rozkosz módz ją całować, być przez nią całowanym!" itp.
–- (1) Powieść margrabiego de Sade (przyp. tł.).
(2 ) Cala… ta księga przełożona została dowolnie z włoskiego rękopisu p. Lisio Visconti, młodzieńca nadzwyczajnej dystynkcyi… który zmarł niedawno we Volterze, swej ojczyznie. W dniu swego nieprzewidzianego zgonu pozwolił on tłumaczom ogłosić swój. " Zarys o miłości" pod warunkiem, że nada mu odpowiednią formę. Castel Florentino, 10 czerwca 1819.
3. Nadzieja.
Wyszukuje się najdoskonalsze przymioty; w tej to właśnie chwili kobieta powinnaby oddać się dla osiągnięcia możliwie najwyższej rozkoszy zmysłowej. Nawet najskromniejszym kobietom płoną oczy w chwili nadziei. Namiętność jest wtedy tak silna, rozkosz tak żywa, że nie podobna nie zdradzić się jawnemi oznakami.
4. Narodziny miłości.
Kochać, jest to odczuwać rozkosz oczami, dotykiem, siłą wszystkich zmysłów, z możliwie najbliższej odległości, na widok osoby ukochanej i nas kochającej.
5. Zaczyna się pierwsza krystallizacya (1).
Upodobanie w przystrajaniu tysiącami przymiotów kobiety, o której miłości jest się przekonanym. Rozdrabnia się całe swoje szczęście z nieskończonem zadowoleniem; następnie wszystko ześrodkowuje się w pewnej najwspanialszej właściwości, którą się podnosi nad miarę w przekonaniu, że jest to nadspodziewany dar niebios, o jakim się nic nie wiedziało. W ślad zatemidzie zupełna pewność posiadania tego daru.
Pozwólcie pracować głowie kochanka przez przeciąg dwudziestu czterech godzin, a znajdziecie, co następuje:
–- (1) Dla obszerniejszego objaśnienia wyrazu, obaczyć "Konar salzburski" (nie wydany fragment), który się znajduje przy końcu niniejszego dzieła.
W kopalniach soli w Salzburgu wrzuca się do wykopanych szybów konar, z którego obleciały już liście. Wyjęty następnie po dwóch lub trzech miesiącach, okaże się pokrytym skrzącymi się kryształami: najdrobniejsze gałązki, nie większe od łapek sikory, obłożone będą nieskończoną ilością ruchomych i lśniących dyamentów. Pierwotny konar zmienia się do niepoznania.
To, co nazywam krystallizacyą, jest działaniem umysłu, który wszystko, co podpada uwadze, przetrawia, na doskonałe, coraz nowe przymioty, które odkrywa ciągle w ukochanym osobniku.
Ktoś opowiada o świeżości pomarańczowego gaju w Genui, nad brzegiem morza, podczas upalnych dni letnich: cóż za rozkosz byłaby módz oddychać z nią powietrzem tego gaju! Ktoś z waszych przyjaciół zranił się w ramię na polowaniu: co za słodycz być pielęgnowanym przez kobietę, którą się kocha! Ciągła obecność kochającej kobiety uśmierzałaby ból; i w ten sposób zapominasz o zranionem ramieniu przyjaciela, dlatego, aby już nie wątpić o anielskiej dobroci swojej kochanki. Wystarcza, jednem słowem, pomyśleć tylko o pewnym przymiocie, aby go natychmiast ujrzeć w ukochanej.
Owo zjawisko, które pozwalam sobie nazwać krystallizacyą, ma swoje źródło w naturze, która nam nakazuje uczuwać rozkosz, która powoduje w nas uderzenie krwi do mózgu, w uczuciu, które Potęgują rozkosze, wzrastające z przymiotami, odnajdywanymi w umiłowanym osobniku, oraz w wyobrażeniu: ona jest moją.
Człowiek dziki, uczyniwszy pierwszy krok, nie ma czasu, by iść jeszcze dalej. Odczuwa on rozkosz, mózg jego atoli zajęty jest całkowicie pościgiem daniela, który umyka w las i łupem, którym należy mu wzmocnić swe siły, oraz obawą dostania się pod topór wroga.
Nie wątpię, że na przeciwnym biegunie cywilizacyi, kobieta czuła znajdzie rozkosz zmysłową jedynie w towarzystwie mężczyzny, którego kocha (1) Zupełnie inaczej człowiek dziki. Jednakowoż w narodach cywilizowanych, kobieta ma swobodę, podczas gdy dziki zmuszony jest do obchodzenia się ze swoją połowicą, jak z pociągowem zwierzęciem. Jeżeli samice wielu zwierząt są szczęśliwsze, to dzieje się to skutkiem bardziej zapewnionego utrzymania samców.
Porzućmy jednak lasy, a wróćmy do Paryża. Człowiek, opanowany namiętnością, widzi wszystką doskonałość w tej, którą kocha; wszelakoż uwaga jego może się jeszcze od niej oderwać, dusza bowiem przesyca się, nuży wszystkiem, co jest jednostajne, nawet doskonałem szczęściem (2).
–- (1) Jeżeli ta cecha nie znajduje się u mężczyzny, dzieje się to dlatego, że niema wstydliwości do poświęcenia ani na chwilę.
(2) Co znaczy, że ten sam rodzaj życia przynosi tylko małą chwile doskonałego szczęścia; lecz usposobienie człowieka namiętnego zmienia się dziesięć razy na dzień.
Ale oto, co zachodzi i utrzymuje w napięciu jego uwagę.
6. Rodzi się zwątpienie.
Po kilkunastu spojrzeniach, albo też po szeregu jakichkolwiek innych czynności, których czas trwania może wynosić jedną chwilę, albo też cały szereg dni, a w których też leży źródło i podpora wszelakich nadziei, kochanek, ochłonąwszy z pierwszego zachwytu i nawyknąwszy do swego szczęścia, albo też opierając się na teoryi, która zawsze oparta na przypadkach najczęstszych, powinna zajmować się kobietami, łatwo przystępnemi, kochanek, powiadam, szuka dowodów bardziej niezawodnych, pozytywnych i stara się posunąć o jeszcze jeden stopień wyżej ku swemu szczęściu.
Strona druga przeciwstawia mu obojętność (1 ) i chłód, a nawet gniew wtedy, gdy okazuje zbyt wielką pewność siebie. We Francyi posługują się tym odcieniem ironii, który brzmi mniej więcej: "Wyobrażasz pan sobie, że jesteś bliższym celu, niżeli to jest w rzeczywistości". Zachowanie się kobiety – (1) To, co romanse XVII wieku nazywały uderzeniom piorunu, które rozstrzyga o losie bohatera i jego bogdanki, jest poruszeniem duszy, które w naturze istnieje, mimo, że je popsuli liczni bazgracze. Wynika ono z niemożności obrony. Kobieta kochająca zbyt wiele szczęścia znajduje w uczuciu, którego doznaje, iżby módz jeszcze udawać z powodzeniem: znużona przezornością, zaniedbuje wszystko i oddaje się ślepo szczęściu kochania. Nieufność uniemożliwia uderzenie piorunu.
w tym wypadku może być następstwem ocknięcia, się z chwilowego upojenia lub obawy, że przekroczyła granice skromności, do której wraca, albo też jedynie skutkiem przezorności lub kokieteryi
Kochanek zaczyna wątpić o szczęściu, do którego przywiązywał takie nadzieje i zaczyna spoglądać surowo, krytycznie na wszystko, co go poprzednio w nich utwierdzało.
Zwraca się wtedy ku innym uciechom życia, ale te nie mają dlań już żadnej wartości. Przejmuje go obawa przed strasznem nieszczęściem, a z nią pogłębia się też jego uwaga.
7. Druga krystallizacya.
Zaczyna się wtedy druga krystallizacya, która stwierdza następującą myśl:
Ona mnie kocha.
Podczas każdego kwadransa tej nocy, która następuje po ukazaniu się wątpliwości, po chwilowem uczuciu straszliwego nieszczęścia, kochanek powiada sobie: Tak, ona mnie kocha. Wówczas, w krystalizacyi następuje zwrot, w ślady którego idzie dalsze odkrywanie coraz nowych wdzięków. Następnie zwątpienie o dzikiem spojrzeniu ogarnia go i osadza go na miejscu. W piersi brak tchu. Zapytuje siebie: Czy to prawda jednak, że ona mię kocha? W kole tych dręczących i słodkich alternatyw nieszczęsny kochanek czuje żywo: Ona mogłaby mi dać rozkosze, jakich nikt na świecie nie może.
Oczywistość właśnie tej prawdy, droga, zawieszona tuż nad straszliwą przepaścią, tak, że drugą ręką można się dotknąć zupełnego szczęścia, daje taką wyższość drugiej krystalizacyi nad pierwszą.
Kochanek błąka się ustawicznie między temi trzema myślami:
1. Ona jest uosobieniem doskonałości.
2. Ona mię kocha.
3. Co czynić, aby otrzymać od niej możliwie najbardziej niezbity dowód miłości?
Chwilą pełną największej udręki, w miłości jeszcze młodej jest ta, w której on spostrzega, że poczynił fałszywe wnioski, skutkiem czego należy zwalić całą ścianę krystalizacyi.
Poczyna wątpić o samej krystalizacyi.ROZDZIAŁ IV.
W duszy zupełnie obojętnej – młoda dziewczyna, zamieszkująca odosobniony dwór w głębi – śnienia tego aktu szaleństwa, roztaczającego przed nami całe piękno, wszelkie rodzaje przymiotów w kobiecie, którą zaczynamy kochać, lecz prócz tego wiele innych, bardziej zuchwałych niedomówień. Wystarczy wziąć ołówek i dopisać między wierszami to, czego brakuje.
(1) Wszystkie te uczynki miały z początku w mych oczach niebiański wyraz, który czyni natychmiast z człowieka istotę odmienną od innych. Zdawało mi się, że czytam w ich oczach pragnienie wznioślejszego szczęścia, tę niewyznaną melancholię, która dąży do czegoś lepszego od tego, co znajdujemy na tym padole, a która w każdej sytuacyi
… Ciągle nasuwa niebieskie widzenia,
Dla których żyć pragniemy i ważymy się umierać.
(…. Still prompts the celestial sight,
For which we wish to live or dare to die). (Forli, 1817).
(2) Dla skrócenia i dla odmalowania wnętrza dusz… autor, używając zaimka ja, przywodzi kilka poczuć jemu samemu nieznanych; osobiste jego sprawy nic nie miały gołego przytoczenia.
wsi – najmniejszy podziw może wywołać małe uwielbienie i jeżeli się dołączy do tego słaba choćby nadzieja, następstwem tego będzie miłość i krystalizacyą.
W tym wypadku miłość sprawia początkowo przyjemność.
Zdumienie i nadzieja wspierają potężnie: potrzeba miłości oraz melancholia właściwa młodzieży w szesnastym roku życia. Wiadomo przecież, że niepokój towarzyszący temu okresowi, jest pragnieniem miłości, właściwością zaś pragnienia jest nieprzebieranie w rodzajach napoju, nastręczonego przez przypadek.
Streszczając siedm epok miłości, będziemy mieli:
1. Zachwyt.
2. Co za rozkosz itd.
3. Nadzieja.
4. Narodziny miłości.
5. Pierwsza krystalizacya.
6. Zjawia się zwątpienie.
7. Druga krystalizacya.
Między nr. 1 a 2 może upłynąć rok.
Miesiąc pomiędzy 2 a 3; jeżeli nadzieja ociąga się, następuje nieznaczne wyrzeczenie się nr. 2, jako czegoś, co przynosi nieszczęście.
Nr. 4 następuje po 3 w okamgnieniu.
Między 4 a 5 niema wcale przerwy. Rozłączenie może spowodować jedynie zażyłość.
Parę dni może upłynąć, stosownie do stopnia gwałtowności i zuchwałych nawyknień charakteru, między nr. 5 a 6, brak zaś zupełny przerwy między 6 a 7.ROZDZIAŁ V.
Człowiek musi robić to, co mu sprawia większą przyjemność, niż wszystkie inne możliwe czynności (1).
Miłość podobna jest do gorączki, rodzi się i rozszerza bez żadnego współudziału woli. W tem właśnie tkwi jedna z zasadniczych różnic między miłością z upodobania, a namiętną miłością i tylko szczęśliwemu przypadkowi zawdzięczać można dobre zalety przedmiotu kochanego.
Nakoniec miłość pojawia się w każdym wieku: obaczcie namiętność pani du Deffant dla niezbyt sympatycznego Horacego Walpole'a. Być może, że przypominają sobie jeszcze w Paryżu przypadek mniej dawny, a przedewszystkiem bardziej sympatyczny.
Jako dowody wielkich namiętności, uwzględniam jedynie te, które w skutkach okazują się – (1) Dobre wychowanie ma na celu, z punktu widzenia zbrodni, zaszczepienie wyrzutów sumienia, obawa zaś przed nimi utrzymuje w człowieku równowagę.
śmiesznemi: nieśmiałość naprzykład dowodzi miłości. Nie mówię już o fałszywym wstydzie, jaki się… miewa przy wystąpieniu ze szkół.