- W empik go
O naszej chwale - ebook
O naszej chwale - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 240 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1) W Tunisie i na Malcie.
2) Na Lagunach.
3) W kraju tysiąca Jezior.
4) Za Apeninami.
5) Odgłosy Szkocji.
6) W Pirenejach.
7) Pod niebem Dalmacji.
8) Wśród ruin Grecji.
9) Lądem i morzem.
10) My czy oni na Śląsku polskim.
11) W ojczyźnie bohatera.
12) Nad grobem wielkiego patrjoty.
13) W ziemi Maurów Hiszpańskich.
14) W dolinach krwi.
15) W zapomnianej stronie (Z pobytu na Kaszubach
16) W wagonie i w karjoli po Norwegji.
17) W ojczyźnie Faraonów.
18) Obrazy i obrazki Indji.
19) Chrzest Litwy (dwa obrazki sceniczne na tle narodowem wydane pod pseudonimem „Niewiem kto”).
20) Być albo niebyć.
21) W palących sprawach.
Stanisław BełzaO NASZEJ CHWALE MICKIEWICZ jako najszczytniejsze wcielenie miłości kraju. Ojczyzna w pierwszych poezjach Mickiewicza. Niemcy u Mickiewicza. Ostatnie chwile Mickiewicza.
WYDANIE 2.
„My z niego wszyscy".
(Zygmunt Krasiński).
Warszawa – Kraków
G. Gebethner I Wolff. G. Gebethner i S-ka
Poznań
J. Leitgeber i S-ka
1914
Tłocznia „Polaka – Katolika”
Warszawa, Krak. Przedm. 71.
tel. 240-15.
„Młodości, ty nad poziomy wylatuj, a okiem słońca,
Ludzkości całej ogromy,
Przenikaj z końca do końca".
(Adam Mickiewicz)
MŁODZIEŻY POLSKIEJ,–
Tej, która na wierną służbę kraju, z wiarą i nadzieją wchodzi w świat, –
drobną tę pracę o nieśmiertelnym wieszczu, ofiaruje ten, który służąc krajowi wedle słabych swoich sił, ze świata tego schodzi.I.
Dzień 12 Lutego 1798 roku, był dniem żałoby dla Polski.
W dniu tym w nadnewskiej stolicy, zmarł Stanisław August Poniatowski, ostatni król niepodległej Polski, i ostatni widomy symbol jej politycznej jedności.
Konał długo, jeśli nie fizycznie, to duchowo, bo już od przywiezienia go z Grodna do Petersburga, był niemal bezdusznym manekinem, zgasł prawie nagle, jak gaśnie lampa, której zbrakło oleju.
Powierzchownie na rzeczy patrząc, śmierć jego, wobec ogromu nieszczęścia, jakiem był rozbiór naszego kraju dla Polski, a dodajmy i dla całej Europy, była rzeczą błahą.
Odszedł ten, który nigdy takim jak należało królem nie był, człowiek zawdzięczający swoje wyniesienie kaprysowi potężnej rozpustnicy, lalka bez charakteru i siły woli, ostatecznie nie majestat sam, lecz widmo majestatu.
Ale ten człowiek, bądź co bądź, jeśli nie w praktyce to w teorji, przez lat 30 był rządcą kraju, reprezentował go na zewnątrz, wśród ścierających się partji politycznych, stał ponad partjami, uważał się i był uważany za ojca narodu.
Kiedy pod ciosem pierwszego rozbioru, garść partjotów postanowiła odrodzić ojczyznę, on przystał do nich, widząc, że dalej tak iść nie może, gdy uchwalono wielką konstytucję na sejmie czteroletnim, mądrym reformatorom dawał poparcie i firmę, a choć chwiejny, niby liść osiny, ugiął się póżniej i znalazł w obozie mu wrogim, miał na usprawiedliwienie swoje ułudę, że tym sposobom niepodległość Polsce zapewni.
A gdy nareszcie spostrzegł, że go wywiedziono w pole, że ta, która go wyniosła, pracowała nad jego, i jego kraju upadkiem, gdy dokoła niego wszystko kruszyć się i zapadać zaczęło, wcielił w siebie boleść ogółu, i jak Niobe po stracie dzieci, skamieniał w tej wielkiej boleści.
I zdawało się że póki istniał, i kraj pomimo trzy rozbiory istniał w swej jedności dawnej, że gdy go nie stało, nie stało w tym kształcie i kraju.
Więc jak wampir smutek się wtłoczył w serca miljonów, zwątpienie ogarnęło tysiącami, póki nie zaćmiło wielu silnych umysłów, nie skaziło, pchając w orgje zmysłowe, wielu niecodziennych dusz.
I gorzko było i rozpacznie na szerokich obszarach dawnej Polski, bo się czuło, że słońce przyświecające jej wieków tyle, pokryły nagle, ciemne, jak noc grudniowa, chmury.II.
Ale Opatrzność, doświadczywszy nas tak ciężko, za nasze i nie nasze winy, przywaliwszy nas ogromem klęsk, jakim prócz Izraela, żaden naród na świecie przygnieciony nigdy nie był, nie chciała naszej zagłady, powaliła o ziemię granitową kolumnę, nie potrzaskała jej jednak na sztuki.
Pozostawiła jej możność powstania z prochu, w który ją strąciła, by wsparta na odmiennej podstawie, imponowała światu potęgą, ukrzepioną nieszczęściem.
W dniu 24 grudnia, tegoż samego w którym umarł ten ostatni nasz król, roku, przyszło w ustronnym zaścianku na Litwie na świat dziecię.
Przyszło w wigilję narodzenia Pańskiego, jak gdyby dla zwiastowania złożonym do grobu, że powstać z niego muszą, przyszło nie w pałacach złoconych i komnatach błyszczących od marmuru, jak gdyby znowu dla zadokumentowania, że odrodzenie kraju, będzie dziełem rąk drobnych i słabych.
Było nikłe i wątłe, kiedy roztwarło po raz pierwszy powieki, a stało się olbrzymem, otoczone było ubóstwem, gdy matka wzniosła dziękczynne za nie modły ku niebu, a roztoczyło dokoła siebie niezliczone skarby ducha.
Dziecięciem tem, był Adam Mickiewicz.
Śmierć ostatniego niepodległej Polski króla rozpoczęła ten rok, narodziny jego go zamknęły, i zamykając, przekazały ojczystym dziejom, jako niezatartą pamiątkę.
Jeśli w szeregu nieśmiertelnych duchów, które niby światło słoneczne oświecały drogi postępu ludzkości, duch ten nie był największym, najszlachetniejszym z pewnością był, a był, ponieważ jego treścią i rdzeniem było to, co na wyżyny wznosi, co z brudu oczyszcza, co z bóstwem upadabnia, była miłość.
"Jam kochał – skarży się on Bogu – w szczęściu i miłości wzrosłem,
Kiedyś mi wydarł osobiste szczęście
Na własnej piersi ja skrwawiłem pięście
Przeciw niebu ich nie wzniosłem".III.
Tak jest, on kochał, – kochał i cierpiał. Kochał najpierw kobietę, potem naród. Pierwsza rozżarzyła w nim uczucie, drugi zamienił je w kryształ.
Kryształ przezroczysty i czysty.
I święty.
Kiedy wspólnie z najszlachetniejszymi synami Litwy, na rozkaz Nowosilcowa, któremu się w głupiej pysze zdawało, że jest moc na świecie, będąca w stanie ducha zgiąć jak trzcinę, zamknięty został w więzieniu w Wilnie, gdy w bezsennych nocach ujrzał:
„Całe w męczarniach narody,
I czuł co cierpią, mają cierpieć wieki,
I przewidywał jak jest kres daleki,
Tylu pokoleń zbawienia swobody," –
szczęście swe osobiste, postanowił wtedy poświęcić szczęściu kraju.
Stłumił w sobie siłą woli uczucie ku tej, która była jego marzeniem, ku tej, która rozbudziła w nim natchnienie, a skierował je wyłącznie ku tej wielkiej i świętej, która zastąpić mu już miała wszystko.
Ku ojczyźnie.
Jej postanowił oddać się w całości, z nią cierpieć i ją ubóstwiać, tę ojczyznę nieszczęśliwą i w krwi skąpaną, o której powiedział później we wstępie do największego swego arcydzieła, że jest ona, że być dla każdego z nas powinna:
„święta i czysta jak pierwsze kochanie”.IV.
Ta wielka metamorfoza w jego sercu, odbyła się wiadomo gdzie i kiedy.
W Wilnie, przy ulicy Ostrobramskiej, w klasztorze księży Bazyljananów przerobionym na więzienie stanu, w celi więźnia.
Więźniem był on.
Usnąwszy po srogich mękach ciała i ducha, ukołysany pieśnią swego anioła stróża, budzi się on nagle, strudzony i spogląda w okno.
Spogląda, i docieka w monologu prześlicznym, tajemnicy nocy i snu.
Jest rozmarzony, chwiejny, strwożony wizjami, które mu sen z powiek spędzały.
„Nie mogę zasnąć – woła – te sny to straszą, to łudzą,
Jak te sny mnie trudzą".
I wtedy duchy czarne, czując że jest słabym, przypuszczają szturm do niego.