Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O Paniach, Panach i zdarzeniach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 października 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O Paniach, Panach i zdarzeniach - ebook

Książka Macieja Gutowskiego nie jest zwykłą relacją wydarzeń ze świata sztuki – to gawęda, mozaika złożona z na pozór luźno powiązanych ze sobą historii, które pod wprawnym piórem przenikliwego obserwatora ukazują zaskakujące połączenia i opatrzone zostają głębszą refleksją. Ożywają tu przedstawieni w prywatnych sytuacjach artyści związani z Grupą Krakowską – wśród nich Jonasz Stern, Tadeusz Kantor i Tadeusz Brzozowski – a także wielcy badacze jak Karol Estreicher. Uzupełnienie całości stanowi plastyczny język, w którym nie brak zwrotów zaczerpniętych z mowy potocznej. To właśnie między słowami ujawnia się główny zamiar Autora: stworzenie wzbogaconej dygresjami i potraktowanej z przymrużeniem oka pochwały wspomnienia oraz nostalgii.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-939586-6-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jerzy Mikułowski Pomorski

W świecie Maćkowej pamięci

Rozmowa z szafą

Wczesne lata sześćdziesiąte, siedzimy z Maćkiem w moim pokoju na Brackiej. Pokój – kicha na siedem kroków długa, idealny dystans dla perypatetyków, lecz zbyt wąski, by chodzić w nim we dwójkę. Na jednym boku okno, nie na świat, ale na podwórko-studnię, na którym tylko czasami pojawia się życie, i to z nagła, ale bardzo donośnie – „Garnki drutować, naprawiać!” – to wysoki głos, innym razem – „Drzewo w kółkach, drzewo” – nisko. Na drugim końcu pokoju, na prawo od drzwi, wielka szafa dwudrzwiowa, w której trzymam wszystko to, czego w pokoju nie mogę pomieścić. Jesteśmy tu po to, by wymyślić program zajęć dla Stowarzyszenia Miłośników Sztuki. On – bo się na sztuce zna, ja – bo dobrze do tego użyć socjologa, a socjologowie to było wówczas rzadkie ptactwo. Indukujemy się, a nasze pomysły prezentujemy szafie. Tę partnerską rolę mebla odkrywa Maciek. Mówi do mnie i do niej, jakby oczekiwał jej odpowiedzi. Szafa w coraz większym stopniu staje się naszym partnerem. To nie była szafa C. S. Lewisa, portal do Narnii; to rozmówca, partner w twórczych poszukiwaniach; mebel, z którego wyprowadzić można ważne pomysły, treści nieoczekiwane. Dwaj ludzie mówiący do szafy – jako twórcze partnerstwo. Nasz z nią trialog (bo nie dialog), choć ona milczy, ale i nie zaprzecza, przychodzi mi do głowy, gdy siadam do lektury tej uroczej książeczki. Nie myślę, broń Boże, jej omawiać ani recenzować, co najwyżej spojrzeć na nią oczyma świadka tamtych czasów. Maciek czytał z życia jak my wówczas z szafy. Na co patrzył? Co było szafą?

Życie nasze w tamtych czasach składało mu się ze znaczących fragmentów, często tylko skorupek, które dzięki talentom obserwatora nabierały sensu; nieraz jedynie banalnych treści, lecz gdy uruchomiało się wyobraźnię i wrażliwość Autora – odkrywało się przesłania ukazujące tamtego życia filozofię. W tym czasie przaśnego realizmu wokół nas i wyjaławiającego scjentyzmu naukowej myśli ucieczka w anegdotę życia była poezją.

Pewnie to jego czytanie ze skorup było efektem treningu historyka sztuki, gdzie nieraz obserwator więcej wymyśli, niż zobaczy; ta łatwość irytowała wtedy mnie, uczącego się socjologicznego scjentyzmu, a przecież była tak pociągająca, choć jej efekty przekraczały ramy naukowej poprawności.

Anegdoty i facecje

Anegdota znaczy, bo wykracza poza ramy porządku przypisanego, oczekiwanego, nie potwierdza reguły, lecz ją kwestionuje, zaprzecza jej. Nie daje się wmontować w społeczne prawidła, za to odkrywa niepoddające się im ludzkie indywidualności – osobowości, jak pisze Maciek. Gromadził anegdoty, zbierał je jak historyk sztuki, dokumentując ich źródła sumiennie. Poszukiwał na różnych polach: w latach szkolnych i akademickich, w pracy, rodzinie i w życiu w ogóle; wykorzystywał także te, które nagromadziły się wokół szczególnie kreatywnych postaci – i tu znowu: uczonych, artystów i po prostu znajomych.

Anegdoty można nie tylko zbierać, ale też i powoływać do życia, programować. Tworzenie swym własnym postępowaniem anegdot przyjmuje postać facecji. Ludzie angażują się świadomie w anegdotyczną narrację, której są autorami i aktorami. To trudna droga, balansowanie między staniem się zgrywusem, oryginałem czy dziwakiem; każda przesada jest niebezpieczna. Prawdziwy facecjonista ma status oryginała, zgrywus to postać niedojrzała, a dziwak „przejrzała”. Swą nieugiętą postawą daje świadectwo obecności zdrowego rozsądku.

W owych latach, a przecież były one nie tylko groźne, ale i bardzo szare, nijakie, odczuwano potrzebę istnienia facecjonistów. Ich obecność ratowała zdrowie psychiczne otoczenia. Odpowiadała potrzebie, by ktoś wreszcie powiedział to, co wszyscy odczuwają, gdy czekają, by padło konkretne słowo. Jakże to było poszukiwane także we wczesnych latach transformacji, gdy Maciek spisywał swoje anegdoty do książki. Świat się zmieniał, brakowało nam zdrowego rozsądku, tak bardzo potrzebnego. Na facecjonistę czekano, wokół niego zbierało się grono słuchaczy, które spodziewało się jego reakcji. Nawet jej brak był równie znaczący i komentowany. W latach dziewięćdziesiątych facecjoniści byli w użyciu i pełnili swą społeczną służbę. Dziś na polu bitwy został jedynie Stefan Niesiołowski, ale utracił swoją publiczność, a swym weredycznym zachowaniem coraz częściej wywołuje żądania przeprosin u tych, którzy nie wyglądają na to, by wiedzieli, co z takimi przeprosinami zrobić. „Faktu pan i tak nie zmienisz, a po co koło tego tyle ruchu robić” – cytuje Maciek radę daną przez Jonasza Sterna koledze profesorowi obrażonemu za nazwanie go męskim członkiem przez pisarza klozetowego.

„George Bernard Shaw, słynny kpiarz, powiedział, że Mussolini jest genialny” – jak się kiedyś wyrwało komuś w prasie faszystowskiej. Uważajcie z cytowaniem facecjonisty, tu zwanego kpiarzem.

Czemu ludzie obierają drogę facecjonisty? Bo takimi ze swej natury są – to odpowiedź, której się spodziewamy; tylko udają – odpowiedź, której się obawiamy; tacy się starają być – to najbardziej prawdopodobne. Ale granice między tymi trzema możliwościami są trudne do wyznaczenia. Pozwolisz, Czytelniku, że posłużę się własnym przykładem. Gdy na konferencji w Niemczech ambasador brytyjski kurtuazyjnie chwalił moją angielszczyznę, poprosiłem, by się nie dał nabrać, bo ja tylko udaję.

Maciek na pytanie o powody bycia facecjonistą nie odpowiada. Sam nie jest facecjonistą w tej książce, choć z pewnością był nim w życiu. Wystarczy posłuchać, jak go ludzie wspominają. Wielokrotnie się zastrzega, że pisze tylko o tym, co zobaczył, no, może sam sprowokował, albo czego się dowiedział od innych. Ale że nikt nie jest idealny, trochę przekręca, tu kogoś za wcześnie położy do grobu, tam zamieni postacie. W zgromadzonych przez niego relacjach o anegdotach facecje dominują. I to nie tylko dlatego, że ich protagoniści są oryginałami, ale i z innych przyczyn. I chociaż można wynaleźć szereg powodów, dla których ludzie posługują się facecjami, stają się ich bohaterami, dają sobie przez nie przyprawić gębę nawet ich krzywdzącą, to czytelnik zorientuje się, że tkwi w tym jedna przyczyna głęboko osadzona w poczuciu humoru – to jest robione „dla draki”. Czy też, jak odpowiedział mi jeden z potencjalnych bohaterów Maćkowej księgi facecji (potencjalnych, bo go na jej stronach nie znajduję, choć szukałem uważnie pod V) na pytanie, czemu ubiega się o stanowisko prezydenta Krakowa, „Dla jaj, Jurku, dla jaj”.

Życie poprzez facecję, przez świadomie tworzoną anegdotę jest, a w tych latach jeszcze bardziej było, przyjęciem bezpiecznej maski. Bardzo to trudna konkurencja tworzenia wizerunku, bo nie można dać do zrozumienia, że ci na tym zależy, a wszelkie udane wysiłki by stać się bohaterem zabawnej historyjki o sobie samym, serii takich historyjek, a w końcu osobą zlepioną z takich historyjek, oczywiście w ludzkich opowieściach – to prawdziwy sukces. Gdy usłyszysz – mówią o tobie, że podobno kiedyś powiedziałeś, zrobiłeś, to już się możesz cieszyć – wkraczasz w nieśmiertelność. Nie zepsuj tego, do celowości twego działania się nie przyznawaj, nie mów, że tak naprawdę było. Co najwyżej, że może tak, ale nie pamiętasz. Zdobycie laurów facecjonisty to wielki sukces, z którego trochę na wyrost korzystają nauczyciele gimnazjalni i akademiccy; ale dla niektórych z nich to jedyna przyczyna nieśmiertelności.

Śladem Boya

Boy, pisząc panoramę obyczajową Krakowa w Znaszli ten kraj, książeczce zbyt małej, ale jakże popularnej, rozpoczął nowy typ narracji, którym jest ukazywanie w anegdocie tego miasta, niedużego przecież za czasów Autora – a i dziś ono do miana wielkiego nie pretenduje (na przykład negatywny stosunek Krakowa do domów przewyższających w sylwecie miasta wieże kościoła Mariackiego). Każdy taki portret miasta, jego postaci, czy nawet rodzinne wspomnienie, wywołuje głód dalszej opowieści, odkrywającej „co było dalej”. Kolejny tomik w serii. Nie zastąpi tego zapotrzebowania medialne polowanie na celebrytów. Mogłeś być pieszczoszkiem PRL-owskich mediów, możesz być i dzisiejszych, i co potem? Grób i mogiła. Co innego sprostanie wymogom gatunku. Maćkowe pisanie, choć bez boyowskich charakterystyk socjologicznych, jest wyśmienicie osadzone w tej tradycji. Jego galeria charakterów jest co prawda krakowsko-warszawsko-białostocka, ale to ta boyowska penetracja problemu uczyniła tę pierwszą jakże zrozumiałą i umieszczoną w historii tradycji.

Gdy piszę te słowa, Teatr Telewizji emituje spektakl Ja się nie boję Braci Rojek na podstawie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i tekstów „Przekroju”. Bracia Rojek to postacie z Zielonej Gęsi, których nazwisko czy podpis – na przykład B. Rojek, było nom de plume przekrojowych redaktorów. Najczęściej samego Eilego, młodych nigdy. Gdy tam przez rok pracowałem, mniej więcej wtedy, gdy rozmawialiśmy z szafą, nigdy nie byłem Rojkiem. Bracia Rojek już wtedy odchodzili, chyba starzeli się. O tym już mało kto pamięta. Widowisko Olgi Lipińskiej ten moment odchodzenia trafnie uchwyciło. I chociaż teksty Gałczyńskiego mówiły o odchodzeniu lat przedwojennych i dokonującej się degrengoladzie PRL-u, to, zrealizowane w roku 2003, zabrzmiało bardzo aktualnie.

Świat anegdoty i facecji z książki Macieja Gutowskiego (zauważcie, tu już nie może być familiarnie – Maćka) znika. Jakże niewiele postaci, do których Autor sam się odnosił, żyje. Twórcy, profesorowie, krewni, przyjaciele odeszli. A ich publiczność została bardzo przetrzebiona. Kto jeszcze wie, o kim mowa, kto znał ich lub choćby widział na ulicy, kupował z nimi w tym samym sklepie, jeździł tym samym tramwajem... Znikły tak nagle miejsca, które, wydawałoby się, będą wieczne. Sceny tamtych wydarzeń. Nie ma już Maćkowego mieszkania na Krupniczej, pokoju na Brackiej z jego szafą; nadto tej całej rozległej galerii kawiarenek, knajpek, barów, klubów i innych miejsc spotkań. Owszem, są inne, nawet piękniejsze, wygodniejsze, lepiej karmiące i pojące. Ale zgrzebność PRL-u to był nieodłączny czynnik klimatu tamtego czasu, bez którego książka robi się trudna do zrozumienia i przeżycia, a może być co najwyżej pokazywana w muzeum epoki. Czy ze ścian takiego muzeum widz odczyta, dlaczego wówczas należało żyć w anegdocie, a chronić się pod maską facecji? Dziś przeciwnie, sam świat stał się tak komiczny, że dla człowieka z Maćkowych facecji byłby nie do wytrzymania.

„Gdyby wszyscy byli mądrzy”, powiedział Szwejk, „to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby od tego”.

Czy Maciek swą książeczką zamyka gatunek „miasto w anegdocie”, ponieważ wszystko dziś jest jedną anegdotą do tego stopnia, że aż nie trzeba wywoływać ich facecją, czy też nastąpi uspokojenie i anegdoty wrócą na dawne miejsce strażniczek zdrowia psychicznego – czas pokaże. Ja nie wątpię, że gatunek się obroni.

Dlatego tych, którzy chcą w jego rozwoju uczestniczyć, zachęcam, by wczytali się w tę narrację i korzystali z rady Macieja Gutowskiego, by znaleźć jakąś starą szafę, siąść przed nią i podjąć dialog.Maciej Gutowski

Wstęp

Anegdoty te zbierałem w pamięci ze względów towarzyskich, ale i czysto użytkowych. Każdy normalny człowiek na wykładzie trwającym półtorej godziny, choćby nawet ważne sprawy były tematem, nudzi się śmiertelnie. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie, niezależnie od wagi zagadnienia i sposobu podania, piętnaście do dwudziestu minut słuchania czyjegoś monologu jest górną granicą utrzymania uwagi. Potem muszę zacząć gadać albo poddać się marzeniom. Jedyną pociechą w tej drażniącej męce nudy może być opowiedziany przez wykładowcę żart albo anegdota. Zawsze ich mało i zwykle się powtarzają, ale im wykładający ma ich w zanadrzu więcej, tym lepiej.

Warunkiem skutecznego opowiedzenia anegdoty jest jej prawdziwość, dlatego nie pozwalam sobie nigdy na przekazywanie historyjek zmyślonych. Stąd też w anegdotach zasłyszanych staram się podać autora opowieści; oczywiście w pewnym stopniu chodzi tu o prostą uczciwość, bardziej jednak o zaakcentowanie, kto za autentyczność jest osobiście odpowiedzialny. Bo jeśli zasłyszana anegdota okaże się fałszywą, niech nie podważa to wiarygodności zdarzeń przeze mnie samego zaobserwowanych.

Maciej Gutowski

Do spisania moich anegdot namówili mnie studenci, a także niektórzy znajomi. Ale najważniejszą rolę odegrała śmierć Igola Trybowskiego. Wprawdzie moje historyjki nędznie się mają do jego wielkich opowieści, ale i tak stanowią jakąś ilustrację otaczającego życia, które ucieka i przemija. W życiu zaś dokładnie tak samo ważne są sprawy wielkie, jak i bardzo małe. Pamięć o tych pierwszych pozostaje, małe giną prawie całkowicie. Jest to niby zwykła kolej rzeczy, ale coś z tych spraw drobnych czasem udaje się zachować, zwłaszcza w pamiętnikach i spisanych mało poważnych opowieściach. Nie spisał swoich Igol, wielka szkoda. Spróbowałem więc ja je spisać i zamieściłem tu jako Historie Igolowe. Ale, choć słyszałem ich nie mniej niż sto, spamiętałem niestety zaledwie dziesięć. Pomyślałem więc, że jak najwięcej anegdot, także i moich, dobrze będzie ocalić.

Dworzec Gdański w Warszawie, lata 70.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: