Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

O pochodzeniu. Ujęcie historyczne - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 sierpnia 2023
39,90
3990 pkt
punktów Virtualo

O pochodzeniu. Ujęcie historyczne - ebook

O pochodzeniu. Ujęcie historyczne

Tom 2

Pod redakcją Grzegorza Malca

Wstęp Zenon Roskal

Autorzy artykułów zawartych w zbiorze O pochodzeniu. Ujęcie historyczne skupiają się na najważniejszych poglądach i wydarzeniach w historii debat o pochodzeniu. Michael A. Flannery przedstawia postać Alfreda Russela Wallace’a, współtwórcy teorii ewolucji drogą doboru naturalnego, który ostatecznie dostrzegł ograniczenia doboru naturalnego i zwrócił się w kierunku koncepcji inteligentnej ewolucji. Robert J. Richards rzuca nowe światło na miejsce Darwina w historii nauki. Michael B. Roberts przedstawia korespondencję Karola Darwina z Asą Grayem na temat projektu w przyrodzie. Michael Ruse analizuje relację między nauką a religią w latach 1830–1870. David N. Stamos analizuje darwinowską koncepcję gatunku. J. Vernon Jensen wraca do słynnego sporu między Thomasem H. Huxleyem a Samuelem Wilberforce’em i przedstawia analizę historyczną tego wydarzenia. Tekst Jonathana Witta został poświęcony historii teorii inteligentnego projektu, a Conway Zirkle skupia się na przeddarwinowskich koncepcjach gatunku.

Spis treści

Spis treści

Wstęp 7

Rozdział 1.

Alfred Russel Wallace, koncepcja inteligentnej ewolucji

i teologia naturalna

Michael A. Flannery 15

Rozdział 2.

Miejsce Darwina w historii myśli. Nowe spojrzenie

Robert J. Richards 61

Rozdział 3.

Wątpliwości Darwina dotyczące projektu.

Korespondencja Darwin–Gray z 1860 roku

Michael B. Roberts 81

Rozdział 4.

Relacje między nauką a religią w Wielkiej Brytanii

w latach 1830–1870

Michael Ruse 111

Rozdział 5.

O darwinowskiej koncepcji gatunku raz jeszcze

David N. Stamos 143

Rozdział 6.

Powrót do sporu między Thomasem H. Huxleyem

a Samuelem Wilberforce’em

J. Vernon Jensen 193

Rozdział 7.

Krótka historia teorii inteligentnego projektu

Jonathan Witt 227

Rozdział 8.

Przeddarwinowskie koncepcje gatunku

Conway Zirkle 255

O autorach 277

Indeks osób 283

Indeks rzeczowy 289

Kategoria: Naukowe i akademickie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67363-58-7
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 2

Ro­bert J. Ri­chards

Miej­sce Dar­wina w hi­sto­rii my­śli.
Nowe spoj­rze­nie

Jesz­cze przed opu­bli­ko­wa­niem w 1859 roku O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków Ka­rol Dar­win dą­żył do za­ję­cia szcze­gól­nego miej­sca w hi­sto­rii bio­lo­gii. I zaj­muje je do dzi­siaj. Kiedy spoj­rzymy na li­stę wiel­kich na­ukow­ców, któ­rzy cał­ko­wi­cie zmie­nili na­sze po­strze­ga­nie świata, do­strze­żemy, że Dar­win miał rap­tem kilku kon­ku­ren­tów: Ary­sto­te­lesa, Wil­liama Ha­rveya, Mi­ko­łaja Ko­per­nika, Ga­li­le­usza, Isa­aca New­tona, Al­berta Ein­ste­ina – pan­teon ten nie jest liczny. Wy­daje się, że wśród jed­no­stek, które od­mie­niły nasz spo­sób ro­zu­mie­nia tego, skąd po­cho­dzimy, kim je­ste­śmy i, być może, do­kąd zmie­rzamy, Dar­win po­zo­staje bez­kon­ku­ren­cyjny. Je­śli po­ję­cie re­wo­lu­cji wciąż ma istotne zna­cze­nie – a są­dzę, że ma – to za­po­cząt­ko­wał on nie­spo­ty­kaną w hi­sto­rii my­śli ludz­kiej re­wo­lu­cję, jak twier­dzili na sym­po­zjum Mi­chael Ruse i Da­niel Den­nett. Jed­nakże an­giel­ski przy­rod­nik do­ko­nał re­wo­lu­cji nie tyle po­przez od­rzu­ce­nie sta­rych sche­ma­tów my­śle­nia, ile przez prze­kształ­ce­nie po­jęć w ra­mach już ist­nie­ją­cych struk­tur.

Nie­bez­pie­czeń­stwo idei za­pro­po­no­wa­nych przez Dar­wina bie­rze się z nie­ty­po­wego spo­sobu, w jaki wy­ko­rzy­stał on tra­dy­cyjne po­ję­cia. Zwy­kle uznaje się, że uni­ce­stwił ja­łowe po­ję­cia te­le­olo­gii i ce­lo­wo­ści, wy­drwił mo­ralne in­ter­pre­ta­cje przy­rody i – wy­po­sa­żony w no­wo­modne kon­cep­cje ma­te­ria­li­zmu oraz se­ku­la­ry­zmu – wkro­czył w świat no­wo­cze­sny. Je­stem prze­ciw­nego zda­nia, a mia­no­wi­cie, że w teo­rii wy­ło­żo­nej przez Dar­wina za­wiera się mo­ralny cel przy­rody opi­sany w ka­te­go­riach te­le­olo­gicz­nych. Dar­wi­now­ska teo­ria ewo­lu­cji miała speł­nić okre­ślone za­da­nie – przed­sta­wić czło­wieka jako istotę mo­ralną. Wska­zują na to roz­wa­ża­nia Dar­wina za­warte pod ko­niec O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków, kiedy w uspra­wie­dli­wie­niu śmierci i znisz­cze­nia po­wo­do­wa­nych przez do­bór na­tu­ralny uczony stwier­dził, że „naj­wznio­ślej­sze zja­wi­sko, ja­kie mo­żemy po­jąć”, to „po­wsta­wa­nie wyż­szych form zwie­rzę­cych”. Uwa­żam, że aby zro­zu­mieć miej­sce Dar­wina w hi­sto­rii, na­leży naj­pierw roz­wa­żyć, z czym wła­ści­wie wią­zała się jego teo­ria.

W mo­jej ar­gu­men­ta­cji przyj­muję to, co wy­daje się oczy­wi­stą za­sadą, mia­no­wi­cie, że teo­ria Dar­wina jest osa­dzona w ję­zyku, ja­kim po­słu­gi­wał się ten an­giel­ski przy­rod­nik. We­dle tej za­sady wy­ko­rzy­stane prze­zeń kon­cepty ję­zy­kowe – zwłasz­cza prze­no­śnie, me­ta­fory oraz inne kon­struk­cje ję­zy­kowe i lo­giczne – miały prak­tyczny wpływ na teo­rię opra­co­waną w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków. Pro­ces for­mo­wa­nia się tego ję­zyka za­czął się we wcze­snych no­tat­ni­kach oraz ese­jach Dar­wina, a na­stęp­nie ję­zyk ten stał się ce­chą cha­rak­te­ry­styczną róż­nią­cej się w szcze­gó­łach teo­rii przed­sta­wio­nej w książce. Ozna­cza to, że ję­zyk użyty do wy­ra­że­nia teo­rii Dar­wina nie­kiedy po­wie wię­cej – a cza­sami mniej – niż on sam świa­do­mie chciałby wy­ra­zić. Swoje sta­no­wi­sko przed­sta­wię w du­chu No­wej Kry­tyki z lat pięć­dzie­sią­tych XX wieku – ru­chu, który ce­nił do­brze wy­ko­naną urnę jako au­to­no­miczny obiekt es­te­tyczny.

Mło­dzień­cze lata Dar­wina

Więk­szość czy­tel­ni­ków mniej wię­cej ko­ja­rzy, jak prze­bie­gała ka­riera Dar­wina, jed­nak po­zwolę so­bie przed­sta­wić w za­ry­sie jego mło­dzień­cze lata, aby wska­zać na kon­tekst, w ja­kim po­wsta­wały jego prace.

Trudno było prze­wi­dzieć rolę Dar­wina w hi­sto­rii my­śli ludz­kiej, kiedy w wieku szes­na­stu lat roz­po­czął na­ukę w Edin­burgh Me­di­cal School, idąc w ślady swo­jego słyn­nego dziadka, Era­smusa Dar­wina, ojca Ro­berta Wa­ringa Dar­wina i star­szego brata – Era­smusa. Per­spek­tywy Ka­rola Dar­wina nie ry­so­wały się wów­czas w naj­ja­śniej­szych bar­wach. W Au­to­bio­gra­fii wspo­mniał on dzie­lący ich dy­stans oraz opi­nię ojca o jego zdol­no­ściach:

są­dzę, że za­równo moi na­uczy­ciele, jak i mój Oj­ciec uwa­żali mnie za zwy­kłego chłopca, sto­ją­cego pod wzglę­dem in­te­lek­tu­al­nym ra­czej nieco ni­żej prze­cięt­nego po­ziomu. Oj­ciec po­wie­dział mi raz, ku mo­jemu głę­bo­kiemu upo­ko­rze­niu: „Nic cię nie ob­cho­dzi poza strze­la­niem, psami i ła­pa­niem szczu­rów, wstyd przy­nie­siesz so­bie i ca­łej ro­dzi­nie”.

Dar­win do­dał jed­nak: „Lecz Oj­ciec, który był zresztą naj­ła­god­niej­szym czło­wie­kiem, ja­kiego zna­łem, któ­rego pa­mięć jest naj­droż­sza memu sercu, mu­siał być wła­śnie roz­gnie­wany i nieco nie­spra­wie­dliwe użył ta­kich słów”.

Dar­win opu­ścił Edyn­burg po dwóch la­tach, nie mo­gąc spro­stać wy­ma­ga­niom pro­gramu stu­diów. Jego oj­ciec za­de­cy­do­wał, że je­dy­nym miej­scem dla nie­ma­ją­cego więk­szych per­spek­tyw młod­szego syna bę­dzie wiej­skie pro­bo­stwo, za­tem w 1828 roku Dar­win udał się na uni­wer­sy­tet w Cam­bridge, ma­jąc za­miar wstą­pie­nia w sze­regi du­cho­wień­stwa. Nie ośmie­lał się wów­czas wy­ra­żać naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści w kwe­stii praw­dzi­wo­ści wy­da­rzeń opi­sa­nych w Bi­blii, co w póź­niej­szych la­tach sko­men­to­wał na­stę­pu­jąco: „Ni­gdy nie zwró­ci­łem na to uwagi, jak nie­lo­gicz­nie jest mó­wić, że wie­rzę w coś, czego nie mogę zro­zu­mieć i co w rze­czy­wi­sto­ści jest nie­po­zna­walne”.

Pod­czas trzech lat spę­dzo­nych w Cam­bridge Dar­win za­po­znał się z pod­sta­wami bo­ta­niki i nieco z geo­lo­gią, ale ogól­nie uwa­żał ten czas za stra­cony. Zaj­mo­wały go zbie­ra­nie chrząsz­czy i przy­ję­cia, co nie róż­niło go od dzi­siej­szych stu­den­tów Cam­bridge – wy­jąw­szy zbie­ra­nie chrząsz­czy.

Ży­cie Dar­wina zmie­niło się na­gle w 1831 roku, kiedy po­ja­wiła się oka­zja uczest­ni­cze­nia w wy­pra­wie ba­daw­czej na po­kła­dzie okrętu HMS Be­agle. Do wzię­cia udziału w tym przed­się­wzię­ciu za­in­spi­ro­wała go książka, którą z wiel­kim za­pa­łem czy­tał w ostat­nim roku po­bytu w Cam­bridge: Per­so­nal Nar­ra­tive of Tra­vels to the Equ­inoc­tial Re­gion of the New Con­ti­nent Du­ring the Years 1799–1804 . Pu­bli­ka­cja do­ty­czyła na­uko­wej wy­prawy Ale­xan­dra von Hum­boldta, przed­sta­wi­ciela nie­miec­kiego ro­man­ty­zmu i przy­ja­ciela po­ety Jo­hanna Wol­fganga von Go­ethego.

Hum­boldt opi­sy­wał swoją trwa­jącą pięć lat eks­pe­dy­cję do Ame­ryki Po­łu­dnio­wej i Środ­ko­wej, zwień­czoną wy­prawą do wschod­niej czę­ści Ame­ryki Pół­noc­nej w celu spo­tka­nia z Tho­ma­sem Jef­fer­so­nem. Opo­wieść ta roz­bu­dziła w dwu­dzie­sto­jed­no­let­nim Dar­wi­nie en­tu­zjazm do po­dróży w eg­zo­tyczne miej­sca. Do swo­jej nie­wiel­kiej ka­juty na po­kła­dzie Be­agle’a Dar­win za­brał kilka in­nych ksią­żek Hum­boldta, które z za­pa­łem czy­tał pod­czas rejsu – a ści­ślej rzecz uj­mu­jąc, czy­tał je w prze­rwach po­mię­dzy tor­sjami wy­ni­kłymi z wy­jąt­kowo osła­bia­ją­cej go cho­roby mor­skiej i ata­kami mdło­ści.

Spo­sób, w jaki Hum­boldt po­strze­gał za­równo na­ukę, jak i przy­rodę, głę­boko prze­nik­nął do póź­niej­szej dar­wi­now­skiej teo­rii ewo­lu­cji drogą do­boru na­tu­ral­nego. Hum­boldt, bę­dący rów­nież przed­sta­wi­cie­lem nie­miec­kiego ro­man­ty­zmu, opi­sy­wał przy­rodę jako płodną i twór­czą, nie­po­trze­bu­jącą żad­nej Bo­żej iskry. Z bie­giem lat Dar­win wchło­nął na tyle dużą dawkę nie­miec­kiego ro­man­ty­zmu, że jego teo­ria stała się sprzeczna z in­ter­pre­ta­cjami na­rzu­ca­nymi zwy­cza­jowo przez neo­dar­wi­now­sko zo­rien­to­wa­nych uczo­nych.

Nie ma wia­ry­god­nych świa­dectw, że Dar­win po­wąt­pie­wał w ideę sta­ło­ści ga­tun­ków pod­czas swo­jej pię­cio­let­niej po­dróży. Jed­nak jego wła­sna spu­ści­zna i lek­tura na­pi­sa­nej przez jego dziadka książki Zoo­no­mia oraz prac Je­ana Bap­ti­ste’a de La­marcka (za­równo Era­smus Dar­win, jak i La­marck opo­wia­dali się za kon­cep­cją trans­mu­ta­cji ga­tun­ków) ka­zały mu pa­mię­tać o kon­cep­cjach zmien­no­ści ga­tun­ków, na­wet je­żeli te kon­cep­cje były od­rzu­cane przez więk­szość zna­nych przy­rod­ni­ków w ca­łej An­glii.

Wy­daje się, że do­piero po po­wro­cie z wy­prawy w paź­dzier­niku 1836 roku, gdy w marcu ko­lej­nego roku ka­ta­lo­go­wał na­po­tkane okazy, za­czął na po­waż­nie trak­to­wać hi­po­tezę trans­mu­ta­cji ga­tun­ków. To, co szcze­gól­nie dało mu do my­śle­nia, to wspo­mnie­nie o prze­drzeź­nia­czach, ro­dzi­nie pta­ków z Ga­la­pa­gos. Na­stęp­nie – od wio­sny 1837 do lata 1859 roku – pra­co­wał nad swoją teo­rią. Jego no­tat­niki i inne wcze­sne za­pi­ski wska­zują, że kro­czył dość krętą ścieżką.

Pro­ces po­wsta­wa­nia teo­rii Dar­wina

Po­cząt­kowo Dar­win pró­bo­wał od­wo­łać się do nie­któ­rych me­cha­ni­zmów la­marc­kow­skich, aby wy­ja­śnić zmien­ność ga­tun­ków, a zwłasz­cza bez­po­średni wpływ oto­cze­nia i za­cho­wa­nia dzie­dzi­czone – do tych czyn­ni­ków od­niósł się za­równo w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków, jak i w O po­cho­dze­niu czło­wieka. Przy­rod­nik ni­gdy nie wy­rzekł się prze­ko­na­nia o dzie­dzi­cze­niu cech na­by­tych, a na­wet sfor­mu­ło­wał wła­sną teo­rię dzie­dzi­cze­nia, aby wy­ja­śnić to zja­wi­sko. Pod ko­niec wrze­śnia 1838 roku Dar­win prze­czy­tał Prawo lud­no­ści au­tor­stwa Tho­masa Mal­thusa. W Au­to­bio­gra­fii stwier­dził, że od Mal­thusa otrzy­mał teo­rię, nad którą mógł da­lej pra­co­wać. Dar­win za­po­ży­czył od niego kon­cep­cje dy­na­miki po­pu­la­cyj­nej i pre­sji po­pu­la­cyj­nej. An­giel­ski przy­rod­nik miał już świa­do­mość, że wy­bory ho­dow­ców od­po­wia­dają za zmiany za­cho­dzące w or­ga­ni­zmach w sta­nie udo­mo­wie­nia; te­raz ro­zu­miał, choć nie do końca ja­sno, jak ta­kie zmiany mogą za­cho­dzić w przy­ro­dzie. Są­dzę, że na­leży tu pod­kre­ślić, iż to ro­zu­mie­nie było mętne, po­nie­waż trzeba było jesz­cze kilku lat, aby ta idea na­brała kształ­tów, w ja­kich znamy ją dzi­siaj.

Mo­ralny cel ewo­lu­cji

Jed­nym z po­wta­rza­ją­cych się pro­ble­mów, z któ­rymi bo­ry­kał się Dar­win już na pierw­szych stro­nach swo­ich no­ta­tek do­ty­czą­cych trans­mu­ta­cji, było wy­ja­śnie­nie płcio­wo­ści. Kwe­stię tę po­dej­mo­wał już jego dzia­dek w Zoo­no­mii. Dar­win dość szybko uznał, że ce­lem ist­nie­nia płci jest przy­sto­so­wa­nie or­ga­ni­zmów do wa­run­ków śro­do­wi­ska, a zmiany śro­do­wi­skowe pro­wa­dzą do zmian w bu­do­wie or­ga­ni­zmów. Rola roz­mna­ża­nia płcio­wego miała po­le­gać na eli­mi­no­wa­niu zmian, które były je­dy­nie lo­kal­nymi ad­ap­ta­cjami, za­stę­pu­jąc je po­wol­nymi ly­el­low­skimi zmia­nami za­pew­nia­ją­cymi nie­prze­rwany roz­wój. Jak stwier­dził Dar­win kilka dni po prze­czy­ta­niu pracy Mal­thusa:

Osta­tecz­nym ce­lem płci jest więc za­cie­ra­nie róż­nic, po­nie­waż wiel­kie zmiany w przy­ro­dzie od­by­wają się po­woli. Gdyby zwie­rzęta ad­ap­to­wały się do każ­dej naj­mniej­szej zmiany, to nie by­łyby zdolne przy­sto­so­wać się do za­cho­dzą­cych nie­ustan­nie, po­wol­nych i wiel­kich zmian.

Za­tem płcie ist­nieją w celu przy­sto­so­wa­nia or­ga­ni­zmów do przy­szłych dłu­go­ter­mi­no­wych zmian. Jed­nak Dar­win szybko spre­cy­zo­wał, co może być osta­tecz­nym za­mia­rem tego stop­nio­wego roz­woju, mia­no­wi­cie czło­wiek jako istota mo­ralna. Na po­czątku li­sto­pada 1838 roku skon­sta­to­wał:

Moja teo­ria wska­zuje na wielką przy­czynę ce­lową »nie chcę przez to po­wie­dzieć, że je­dyną, lecz do­prawdy wielką...« płcio­wo­ści , gdyż w prze­ciw­nym ra­zie by­łoby tyle ga­tun­ków, ile osob­ni­ków, wi­dzimy, że nie taki jest po­rzą­dek w tym do­sko­na­łym świe­cie, tak obec­nie, jak i w wielu mi­nio­nych epo­kach. – Są­dzić mo­żemy, że wszyst­kie ga­tunki prze­sta­łyby być zwie­rzę­tami spo­łecz­nymi , za­tem nie by­łoby in­stynk­tów spo­łecz­nych, które mam na­dzieję przed­sta­wić jako »praw­do­po­dob­nie« pod­stawę wszyst­kiego, co jest naj­pięk­niej­sze w mo­ral­nej wraż­li­wo­ści istot oży­wio­nych. Je­śli czło­wiek jest wspa­nia­łym two­rem, dla któ­rego świat zo­stał ukształ­to­wany do obec­nego stanu i je­śli moja teo­ria jest praw­dziwa, to po­wsta­nie płci było czymś ko­niecz­nym.

Dar­wi­now­skie wy­ja­śnie­nie wy­gląda więc na­stę­pu­jąco: ce­lem roz­mna­ża­nia płcio­wego jest za­ist­nie­nie zwie­rząt spo­łecz­nych; a osta­tecz­nym ce­lem zwie­rząt spo­łecz­nych jest za­ist­nie­nie zwie­rząt po­sia­da­ją­cych wraż­li­wość mo­ralną, czyli istot ludz­kich. Dar­win pod­su­mo­wał roz­wa­ża­nia do­ty­czące przy­czyny ce­lo­wej stwier­dze­niem „czło­wiek jest wspa­nia­łym two­rem” przy­rody. We wcze­snej wer­sji jego teo­rii płeć u daw­nych zwie­rząt wy­kształ­ciła się za­tem po to, aby w przy­szło­ści mo­gły po­ja­wić się istoty mo­ralne. Jak można do­strzec, teo­rię opra­co­waną przez Dar­wina trudno uznać za sprzeczną z te­le­olo­gią, na­wet w try­wial­nym zna­cze­niu tego słowa. Uzna­wał on bo­wiem, że ce­lem trans­for­ma­cji ga­tun­ków był osta­tecz­nie czło­wiek jako istota mo­ralna.

Dzień lub dwa po sfor­mu­ło­wa­niu tego te­le­olo­gicz­nego ar­gu­mentu Dar­win roz­po­czął za­pi­ski w No­te­book N , w któ­rym za­czął opra­co­wy­wać teo­rię ewo­lu­cji mo­ral­no­ści czło­wieka. Jak wska­zują po­wyż­sze frag­menty, uzna­wał on za­cho­wa­nie mo­ralne za ro­dzaj in­stynktu spo­łecz­nego. Jedną z trud­no­ści, jaką od razu do­strzegł, było to, że in­stynkty spo­łeczne były ko­rzystne nie dla wy­ka­zu­ją­cych je osob­ni­ków, ale dla wszyst­kich po­zo­sta­łych w da­nej gru­pie. Ozna­czało to, że do­bo­rem na­tu­ral­nym nie da­łoby się wy­ja­śnić tego no­wego ro­dzaju za­cho­wań i praw­do­po­dob­nie dla­tego wła­śnie po­cząt­kowo Dar­win skła­niał się ku teo­rii dzie­dzi­cze­nia cech na­by­tych, aby wy­ja­śnić za­cho­wa­nia wro­dzone. An­giel­ski przy­rod­nik mógł wy­ko­rzy­stać kon­cep­cję do­boru na­tu­ral­nego w celu wy­ja­śnie­nia mo­ral­no­ści do­piero po roz­wią­za­niu pro­blemu, który mógł wy­wró­cić całą jego teo­rię – a przy­naj­mniej tak są­dził.

Na ten pro­blem na­tra­fił, czy­ta­jąc prace z za­kresu en­to­mo­lo­gii. Otóż kilka kast w ko­lo­niach owa­dów miało pewne cha­rak­te­ry­styczne ce­chy. Na przy­kład psz­czoły-żoł­nie­rze ce­cho­wały się agre­syw­nym in­stynk­tem, a ich bu­dowa ciała róż­niła się od bu­dowy ciał ro­bot­nic. Te pierw­sze były także oboj­na­kami i się nie roz­mna­żały. A prze­cież do­bór na­tu­ralny działa na osob­niki tak, aby zwięk­szyć moż­li­wość ich prze­trwa­nia, po­zwa­la­jąc im osią­gnąć wiek re­pro­duk­cyjny i prze­ka­zać ce­chy po­tom­stwu. Oboj­na­cze psz­czoły i mrówki nie wy­da­wały po­tom­stwa. W jaki spo­sób za­tem do­bór na­tu­ralny miał do­pro­wa­dzić do wy­kształ­ce­nia się kast u owa­dów? Dar­win wciąż zma­gał się z tym za­gad­nie­niem pod­czas pi­sa­nia O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków. W ro­dzą­cym się w bó­lach roz­dziale o in­stynk­cie od­na­lazł roz­wią­za­nie: do­bór działa na cały rój lub ko­lo­nię owa­dów. Póź­niej, w O po­cho­dze­niu czło­wieka, roz­wi­jał kon­cep­cję za­cho­wań spo­łecz­nych owa­dów, aby wy­ja­śnić, jak czło­wiek na­był wro­dzone od­ru­chy al­tru­istyczne.

Do­bór na­tu­ralny jako siła in­te­li­gentna i mo­ralna

Kiedy mowa o dar­wi­now­skiej za­sa­dzie zmian ewo­lu­cyj­nych, pierw­sze, co przy­cho­dzi nam na myśl, to „me­cha­ni­zmy do­boru na­tu­ral­nego”. Jed­nak Dar­win ni­gdy nie wy­po­wie­dział tych słów, gdyż jego kon­cep­cja dzia­ła­nia do­boru nie miała cha­rak­teru me­cha­ni­stycz­nego. W isto­cie okre­śle­nia ta­kie jak „me­cha­niczny”, „me­cha­nizm” czy „ma­szyna” ni­gdy nie po­ja­wiają się w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków w od­nie­sie­niu do dzia­łań do­boru na­tu­ral­nego. Przed­sta­wiony tam mo­del do­boru na­tu­ral­nego to nie kro­sno z warsz­tatu tkac­kiego w Man­che­ste­rze, ale umysł jako siła in­te­li­gentna i mi­ło­sierna.

W 1842 i 1844 roku Dar­win na­pi­sał dwa eseje, które w za­ry­sie przed­sta­wiały książkę opu­bli­ko­waną kil­ka­na­ście lat póź­niej. W ese­jach, tak jak i w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków, od­wo­ły­wał się do do­boru sztucz­nego, aby wy­łusz­czyć kon­cep­cję do­boru w na­tu­rze. Uwa­żał, że zmiany w przy­ro­dzie ge­ne­ral­nie będą miały miej­sce, po­dob­nie jak w przy­padku zwie­rząt udo­mo­wio­nych, na­wet je­śli wy­stą­pią tylko spo­ra­dycz­nie w dłu­gich od­stę­pach czasu. Co jed­nak mo­gło od­gry­wać rolę ho­dowcy w przy­ro­dzie? Za­dał so­bie to py­ta­nie już w pierw­szym eseju: „W jaki spo­sób do­cho­dzi do se­lek­cji po­tom­stwa, które odzie­dzi­czyło te same róż­nice, a na­stęp­nie do za­cho­wa­nia tych róż­nic i drogą krzy­żo­wa­nia do po­wsta­nia no­wych ras?”. Są tu po­ru­szone dwie kwe­stie: jaki pro­ces za­cho­dzący w przy­ro­dzie można po­rów­nać do dzia­łań ho­dowcy do­ko­nu­ją­cego se­lek­cji oraz co w przy­ro­dzie może za­po­biec za­ni­kowi ko­rzyst­nej ce­chy po­przez krzy­żo­wa­nie się or­ga­ni­zmów, które jej nie po­sia­dają? Ho­dowca za­po­biega krzy­żów­kom wstecz­nym po­przez od­dzie­le­nie wy­bra­nych zwie­rząt, któ­rym po­zwala się roz­mno­żyć. Aby roz­wią­zać te pro­blemy, Dar­win nie­zwłocz­nie, w oby­dwu ese­jach, sfor­mu­ło­wał mo­del se­lek­cyj­nego dzia­ła­nia przy­rody. W eseju z 1844 roku na­pi­sał:

Przyj­mijmy na chwilę, że Byt, który jest w sta­nie do­strzec nie­zau­wa­żalne dla czło­wieka róż­nice w ze­wnętrz­nej i we­wnętrz­nej or­ga­ni­za­cji zwie­rząt i który może bez­błęd­nie prze­wi­dy­wać na całe stu­le­cia wprzód, wy­bie­rałby po­tom­stwo or­ga­ni­zmu wy­dane w okre­ślo­nych wa­run­kach. Nie wi­dzę moż­li­wego po­wodu, dla­czego miałby nie wy­two­rzyć no­wej rasy (albo kilku, gdyby od­dzie­lił po­tom­stwo od pier­wot­nego or­ga­ni­zmu i kształ­to­wał je na róż­nych wy­spach) przy­sto­so­wa­nej do no­wych ce­lów. Za­ło­żyw­szy, że jego roz­trop­ność, prze­zor­ność oraz moż­li­wo­ści są nie­po­rów­na­nie więk­sze niż czło­wieka, mo­żemy przy­pusz­czać, że piękno i zło­żo­ność ad­ap­ta­cji no­wych ras i spo­sób, w jaki róż­nią się one od pier­wot­nej grupy or­ga­ni­zmów, są więk­sze niż u ras zwie­rząt udo­mo­wio­nych po­wsta­łych w wy­niku in­ge­ren­cji czło­wieka.

Mo­del, we­dle któ­rego Dar­win pró­bo­wał wy­ja­śnić dzia­ła­nie do­boru na­tu­ral­nego, po­le­gał na za­ło­że­niu ist­nie­nia bar­dzo po­tęż­nego, in­te­li­gent­nego bytu, który wy­ka­zy­wał się „prze­zor­no­ścią” i zdol­no­ścią prze­wi­dy­wa­nia, a także wzglę­dami mo­ral­nymi wo­bec stwo­rzeń, nad któ­rymi spra­wo­wał opiekę. Za­tem pier­wot­nej kon­cep­cji do­boru na­tu­ral­nego opra­co­wa­nej przez Dar­wina nie da się uznać za me­cha­ni­styczną, gdyż do­bór na­tu­ralny po­strze­gany był jako siła in­te­li­gentna i mo­ralna.

Ist­niały trzy pro­blemy, które ten mo­del miał roz­wią­zać. Wspo­mnia­łem już o kwe­stii do­ty­czą­cej tego, co od­po­wiada za do­bór, a także o spra­wie za­niku ko­rzyst­nych cech. Trze­cią trud­ność sta­nowi ogólne za­bar­wie­nie mo­ralne ca­łej teo­rii, bo czy przy­roda po­siada w so­bie ce­lo­wość o cha­rak­te­rze mo­ral­nym? Po­wrócę do tych pro­ble­mów w ko­lej­no­ści, w ja­kiej po­ja­wiają się one i są oma­wiane w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków.

Kiedy w la­tach czter­dzie­stych XIX wieku Dar­win ukoń­czył wspo­mniane dwa eseje, kon­ty­nu­ował pracę nad po­szcze­gól­nymi aspek­tami swo­jej teo­rii. Po­chło­nęły go rów­nież roz­po­częte w 1846 roku ba­da­nia nad pą­klami. Pier­wot­nie miał za­miar prze­zna­czyć na nie rok, zaj­mu­jąc się w tym cza­sie bu­dową jed­nego ga­tunku. Osta­tecz­nie opi­sał wszyst­kie znane wów­czas ga­tunki pą­kli – za­równo żywe, jak i wy­marłe – a zwień­cze­niem jego pracy były cztery ob­szerne mo­no­gra­fie na ten te­mat opu­bli­ko­wane w 1851 i 1854 roku. Na­stęp­nie w 1856 roku roz­po­czął pracę nad książką, którą za­mie­rzał za­ty­tu­ło­wać Na­tu­ral Se­lec­tion , a która miała być pu­bliczną pre­zen­ta­cją jego teo­rii po­wsta­wa­nia ga­tun­ków. Jed­nak dwa lata póź­niej otrzy­mał list od Al­freda R. Wal­lace’a, po czym szybko prze­szedł do pod­su­mo­wa­nia tego, co roz­ro­sło się do bar­dzo ob­szer­nego rę­ko­pisu. W po­śpie­chu do­koń­czył ist­nie­jące już roz­działy i opra­co­wał po­zo­stałe. Książka O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków po raz pierw­szy uka­zała się w li­sto­pa­dzie 1859 roku. Po­zwolę so­bie te­raz za­ry­so­wać, jak idee do­boru na­tu­ral­nego i mo­ral­nego celu przy­rody prze­ni­kają książkę Dar­wina.

O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków

W O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków Dar­win prze­zna­cza na roz­wa­ża­nia o do­bo­rze na­tu­ral­nym dwa roz­działy – trzeci i czwarty. Roz­dział trzeci do­ty­czy walki o byt i do­star­cza ana­lo­gii do ce­lowo po­dej­mo­wa­nych dzia­łań w wa­run­kach udo­mo­wie­nia. Współ­za­wod­nic­two ga­tun­ków, jako fak­tycz­nie ist­nie­jąca siła, zdaje się dzia­łać bez­względ­nie, bez współ­czu­cia su­ge­ro­wa­nego przez pier­wotną kon­cep­cję Dar­wina z wcze­snych ese­jów. Jed­nakże pod ko­niec trze­ciego roz­działu przy­rod­nik w nieco ła­god­niej­szym świe­tle przed­sta­wia to, co jawi się po­zor­nie jako bru­tal­ność świata przy­rody:

Je­żeli roz­my­ślamy o tej walce, to po­cie­szyć nas może tylko wiara w to, że walka w na­tu­rze nie jest bez­u­stanna, że nie przej­muje grozą, że śmierć jest zwy­kle szybka i że po­zo­stają przy ży­ciu oraz roz­mna­żają się istoty silne, zdrowe i szczę­śliwe.

W czwar­tym roz­dziale O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków po­now­nie po­ja­wił się in­te­li­gentny i mi­ło­sierny byt opi­sany przez Dar­wina we wcze­śniej­szych ese­jach. Prze­ja­wia on krze­piącą mą­drość i mo­ral­ność, tak jak Dar­win pier­wot­nie za­kła­dał. Pod tym wzglę­dem za­cho­wa­nie owego bytu jest o wiele lep­sze niż ludz­kiego ho­dowcy, co an­giel­ski przy­rod­nik wy­ra­ził na­stę­pu­jąco:

Czło­wiek może wpły­wać je­dy­nie na ce­chy ze­wnętrzne i wi­doczne. Na­tura nie dba o wi­doczne ce­chy, z wy­jąt­kiem tych przy­pad­ków, gdy są one ko­rzystne dla ja­kie­goś or­ga­ni­zmu. Może ona od­dzia­ły­wać na każdy na­rząd we­wnętrzny, na każdy od­cień róż­nicy w bu­do­wie, na cały me­cha­nizm ży­cia. Czło­wiek do­biera ce­chy tylko dla wła­snej ko­rzy­ści, na­tura sięga je­dy­nie po to, co ko­rzystne dla or­ga­ni­zmu. Czy może nas za­tem dzi­wić, że twory na­tury będą miały cha­rak­ter bar­dziej „praw­dziwy” niż twory czło­wieka, że są one nie­skoń­cze­nie le­piej przy­sto­so­wane do naj­bar­dziej zło­żo­nych wa­run­ków ży­cia i no­szą wy­raźne piętno o wiele wyż­szej fa­cho­wo­ści?.

Pod pew­nym wzglę­dem bi­blijne brzmie­nie tych frag­men­tów nieco uspo­ka­jało wik­to­riań­skich czy­tel­ni­ków książki Dar­wina. Nie­któ­rzy z nich, jak Asa Gray, za­uwa­żali w ję­zyku Dar­wina wciąż tkwiącą ta­jem­ni­czą rękę Stwórcy. Za­tem mo­gli być na po­czątku zszo­ko­wani zu­chwa­łymi twier­dze­niami w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków, lecz jed­no­cze­śnie od­naj­dy­wali za­pewne swo­isty spo­kój dzięki zna­jo­mym brzmie­niom. Tam, gdzie La­marck nie osią­gnął zbyt wiele, a Ro­bert Cham­bers spo­tkał się z po­gardą, po­dob­nie jak Her­bert Spen­cer, który zo­stał zi­gno­ro­wany, wła­śnie Dar­win oka­zał się prze­ko­nu­jący. Wy­ro­biony czy­tel­nik mógł do­strzec w teo­rii Dar­wina zwia­stun no­wo­cze­snego świata, wciąż jed­no­cze­śnie cie­sząc się praw­dami sta­rego. Tho­mas Ver­non Wol­la­ston, je­den z pierw­szych re­cen­zen­tów książki Dar­wina, przy­znał, że zo­stał pod­świa­do­mie uwie­dziony ję­zy­kiem O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków. Suk­ces Dar­wina po czę­ści wy­ni­kał z in­tu­icyj­nej umie­jęt­no­ści wy­ko­rzy­sta­nia uj­mu­ją­cych kon­struk­cji ję­zy­ko­wych. Jed­nakże za­pro­po­no­wana przez niego kon­cep­cja się­gała znacz­nie głę­biej niż to, co zda­wało się tylko po­wierz­chowną re­to­ryką.

Roz­ważmy na przy­kład twier­dze­nie Dar­wina z po­wyż­szego frag­mentu, że w prze­ci­wień­stwie do czło­wieka dzia­ła­ją­cego je­dy­nie dla wła­snych ko­rzy­ści – do­bie­ra­jąc zwie­rzęta dla swo­jego do­bra – przy­roda za­cho­wuje tylko to, co ko­rzystne dla or­ga­ni­zmu. Na­leży przy tym oczy­wi­ście pa­mię­tać, że przy­roda – o ile nam wia­domo – z ogromną pie­czo­ło­wi­to­ścią se­lek­cjo­nuje wszystko, co do­bre dla każ­dego osob­nika, eli­mi­nu­jąc tym sa­mym więk­szość po­zo­sta­łych stwo­rzeń. W tym stwier­dze­niu Dar­wina nie ma po­myłki, jako że w czwar­tym roz­dziale O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków po­wtó­rzył on:

Można ob­ra­zowo po­wie­dzieć, że do­bór na­tu­ralny co dzień, co go­dzinę na ca­łym świe­cie pod­daje ana­li­zie na­wet naj­drob­niej­szą zmianę, od­rzuca to, co złe, za­cho­wuje i gro­ma­dzi wszystko to, co do­bre. Spo­koj­nie i nie­do­strze­gal­nie pra­cuje wszę­dzie i za­wsze, kiedy tylko nada­rzy się spo­sob­ność, nad udo­sko­na­le­niem każ­dego ży­wego or­ga­ni­zmu w od­nie­sie­niu do jego or­ga­nicz­nych i nie­orga­nicz­nych wa­run­ków ży­cia.

Stwier­dze­nie, że przy­roda pra­cuje „nad udo­sko­na­le­niem każ­dego ży­wego or­ga­ni­zmu” po­wta­rza się kilka razy w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków. Po­mimo spu­sto­szeń, ja­kie czyni do­bór na­tu­ralny, przy­roda przed­sta­wiona w teo­rii Dar­wina jed­nak jest mi­ło­sierna i al­tru­istyczna, a za­tem trudno uznać ją za siłę czy­sto me­cha­niczną i bez­względną.

Ewo­lu­cja dar­wi­now­ska od­by­wa­jąca się drogą do­boru na­tu­ral­nego pro­wa­dzi także do roz­woju. Jak wy­ra­ził to Dar­win pod ko­niec książki: „Po­nie­waż zaś do­bór na­tu­ralny działa tylko dla do­bra każ­dej ży­wej istoty, wszel­kie dal­sze cie­le­sne i du­chowe przy­mioty będą dą­żyć do do­sko­na­ło­ści”. Nie jest to je­dy­nie lo­kalny ro­dzaj po­stępu. Na przy­kład w roz­dziale dzie­sią­tym O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków Dar­win stwier­dził: „póź­niej­sze formy mu­szą, we­dług mo­jej teo­rii, być wyż­sze od wcze­śniej­szych, po­nie­waż każdy nowy ga­tu­nek po­wstaje dzięki temu, że ma ja­kąś prze­wagę w walce o byt nad in­nymi i po­przed­nimi for­mami”. A za­tem jest to po­dej­ście uni­wer­salne, które nie ogra­ni­cza się tylko do da­nej po­pu­la­cji. Dar­win na­stęp­nie przed­sta­wił te­sto­walne – co prawda je­dy­nie na po­zio­mie wy­obraźni – prze­wi­dy­wa­nie, do któ­rego pro­wa­dzi jego teo­ria. Otóż gdyby stwo­rze­nia z eocenu przy­sto­so­wane do okre­ślo­nego śro­do­wi­ska miały współ­za­wod­ni­czyć z ist­nie­ją­cymi obec­nie zwie­rzę­tami, to – jak przy­pusz­czał – „eoceń­ska flora i fauna zo­sta­łaby z pew­no­ścią po­ko­nana i wy­tę­piona”. Dar­win za­ło­żył, że na­gro­ma­dze­nie lep­szych cech da­łoby prze­wagę bar­dziej roz­wi­nię­tym (to jest współ­cze­snym) or­ga­ni­zmom – na­wet w po­rów­na­niu ze zwie­rzę­tami przy­sto­so­wa­nymi do tego sa­mego śro­do­wi­ska. Za­ło­że­nie sku­mu­lo­wa­nych prze­wag ad­ap­ta­cyj­nych oczy­wi­ście nie gra roli w teo­rii neo­dar­wi­now­skiej. Lecz wów­czas, jak skru­pu­lat­nie to omó­wi­łem, Dar­win nie był neo­dar­wi­ni­stą.

Ste­phen Jay Gould i inni uzna­wali, że do­pusz­cze­nie choćby w naj­mniej­szym stop­niu idei glo­bal­nego po­stępu ewo­lu­cyj­nego wska­zy­wa­łoby na te­le­olo­giczną struk­turę hi­sto­rii ży­cia. Nie uwa­żam, że ten wnio­sek jest lo­gicz­nie słuszny. Mi­chael Ruse wska­zał, że wielu wy­bit­nych bio­lo­gów ewo­lu­cyj­nych XX wieku ma­ją­cych do gra­nic świec­kie po­glądy, uzna­wało, że hi­sto­ria zmian ewo­lu­cyj­nych świad­czy o po­stę­po­wym cha­rak­te­rze ewo­lu­cji, jak­kol­wiek ta idea po­stępu by­łaby nie­ja­sna. Je­śli cho­dzi o Dar­wina, to prze­ko­na­nie o ist­nie­niu po­stępu było głę­boko za­ko­rze­nione w jego teo­rii. Zda­wał się wie­rzyć, że po­stęp ten ma okre­ślony kie­ru­nek. Co prawda mógł wpaść w pewne pu­łapki, które zi­den­ty­fi­ko­wał Fran­ci­sco J. Ay­ala, nie­mniej idea ta jest czę­ścią jego teo­rii.

Po­zwolę so­bie sko­men­to­wać ogól­nie te po­glądy. Jak już po­ka­za­łem, we­dle wcze­snego po­glądu Dar­wina roz­mna­ża­nie płciowe miało na celu za­ist­nie­nie istot kie­ru­ją­cych się mo­ral­no­ścią. Punk­tem od­nie­sie­nia będą te­raz roz­wa­ża­nia an­giel­skiego przy­rod­nika w pracy O po­cho­dze­niu czło­wieka. Dwa roz­działy tej książki zo­stały po­świę­cone teo­rii ewo­lu­cji mo­ral­no­ści. Dla bry­tyj­skiego czy­tel­nika li­nia po­działu mię­dzy zwie­rzę­tami a ludźmi nie miała związku ze zdol­no­ściami in­te­lek­tu­al­nymi tych ostat­nich. Bry­tyj­scy em­pi­ry­ści utrzy­my­wali, że idee to je­dy­nie ulotne ob­razy zmy­słowe i że ro­zu­mo­wa­nie po­le­gało na ko­ja­rze­niu idei. Oczy­wi­ście zwie­rzęta zdolne są do jed­nego i dru­giego. Po­gląd ten po­ja­wił się na­wet wśród bry­tyj­skich ide­ali­stów, można tu na przy­kład wska­zać na wiel­kiego me­ta­fi­zyka Fran­cisa Her­berta Bra­dleya, który swego czasu zwie­rzył się Conwy’emu Lloy­dowi Mor­ga­nowi: „W isto­cie ni­gdy nie by­łem w sta­nie do­strzec żad­nej róż­nicy po­mię­dzy moim psem a mną, choć nie­które na­sze za­cho­wa­nia były nieco od­mienne”. Czło­wiek jest jed­nak istotą mo­ralną i wła­śnie tej jed­nej ce­chy wy­dają się być po­zba­wione wszyst­kie zwie­rzęta. Aby więc teo­ria Dar­wina od­nio­sła suk­ces, a jej pod­sta­wowy pro­blem zo­stał roz­wią­zany, mu­siał on po­dać ewo­lu­cjo­ni­styczne wy­ja­śnie­nie tego wy­jąt­ko­wego atry­butu czło­wieka.

O po­cho­dze­niu czło­wieka

Więk­szość współ­cze­snych ko­men­ta­to­rów osią­gnięć Dar­wina przyj­muje, że teo­ria ewo­lu­cji po­zba­wiła czło­wieka mo­ral­no­ści. Na przy­kład Mi­chael Ghi­se­lin, po­słu­gu­jąc się bar­dzo emo­cjo­nalną hi­per­bolą, stwier­dził na­stę­pu­jąco: „Zrań al­tru­istę, a zo­ba­czysz krew hi­po­kryty”. Gdyby Ghi­se­lin zra­nił sa­mego mi­strza, zo­ba­czyłby krew współ­czu­cia w sza­tach na­tu­ra­li­zmu. Dar­win uwa­żał, że dzięki jego teo­rii można było usu­nąć „za­rzut upa­try­wa­nia źró­dła naj­szla­chet­niej­szej czę­ści na­szej na­tury w sa­mo­lub­no­ści”. Prze­ciw­sta­wiał on swoją teo­rię świa­do­mo­ści mo­ral­nej po­glą­dom uty­li­ta­ry­stów, ta­kich jak Je­remy Ben­tham i Ja­mes Mill. Jest więc wąt­pliwe, by w związku z tym zgo­dził się z po­glą­dem Ghi­se­lina.

W O po­cho­dze­niu czło­wieka Dar­win wy­ko­rzy­stał kon­cep­cję do­boru gru­po­wego, którą roz­wi­nął wcze­śniej w od­nie­sie­niu do za­cho­wań spo­łecz­nych owa­dów, aby opra­co­wać teo­rię ludz­kich za­cho­wań mo­ral­nych. Te ple­miona lu­dzi pier­wot­nych, któ­rych człon­ko­wie roz­wi­nęli in­stynkty współ­pracy, wier­no­ści, sym­pa­tii i za­cho­wań al­tru­istycz­nych, mia­łyby prze­wagę nad in­nymi ple­mio­nami, na­wet je­śli człon­ko­wie wy­ka­zu­jący się tymi ce­chami mie­liby gor­szą po­zy­cję w ra­mach swo­jej grupy. Pod­su­mo­wał to na­stę­pu­jąco: „Na ca­łym świe­cie za­wsze tak było, że jedne ple­miona wy­pie­rały dru­gie, a że mo­ral­ność jest czyn­ni­kiem wa­run­ku­ją­cym ich po­wo­dze­nie, wo­bec tego wszę­dzie z cza­sem mu­siało na­stę­po­wać pod­nie­sie­nie się po­ziomu mo­ral­no­ści oraz zwięk­sza­nie się liczby lu­dzi o wy­so­kich przy­mio­tach mo­ral­nych”. Choć od­ru­chy mo­ralne były po­cząt­kowo obecne wy­łącz­nie u człon­ków ple­mion, ewo­lu­cja kul­tu­rowa i pro­ces ucze­nia się, jak są­dził Dar­win, stop­niowo skła­niały na­szych przod­ków do po­glądu, że wszy­scy je­ste­śmy czę­ścią jed­nej ludz­kiej ro­dziny, a dziś, przy­naj­mniej w roz­wi­nię­tych cy­wi­li­za­cjach, za­cho­wa­nia mo­ralne są obecne u wszyst­kich lu­dzi. Hi­sto­ria bi­blijna mówi o upadku czło­wieka. W opo­zy­cji do tego po­glądu kon­cep­cja Dar­wina su­ge­ro­wała stop­niowy roz­wój od stanu niż­szego do wyż­szego. Stwier­dził on, że jego teo­ria jest „bar­dziej praw­do­po­dobna i opty­mi­styczna” niż dawna nar­ra­cja.

Lecz wo­bec tego po­stę­po­wego i ra­do­snego bry­tyj­skiego po­glądu po­ja­wił się istotny sprze­ciw w po­staci teo­rii pew­nego Ir­land­czyka. Wil­liam Ra­th­bone Greg, szkocki teo­re­tyk po­li­tyki bę­dący zwo­len­ni­kiem no­wej teo­rii ewo­lu­cji, wska­zy­wał w ar­ty­kule opu­bli­ko­wa­nym trzy lata przed O po­cho­dze­niu czło­wieka, że do­bór na­tu­ralny nie działa tak jak trzeba. Wy­su­nął on ar­gu­ment, który Dar­win po­trak­to­wał nad­zwy­czaj po­waż­nie. Ten po­nury szkocki au­tor na­pi­sał:

Bez­tro­ski, brudny, po­zba­wiony am­bi­cji Ir­land­czyk roz­mnaża się jak kró­liki, a skromny, roz­tropny, sza­nu­jący się, am­bitny Szkot, o so­lid­nej mo­ral­no­ści, udu­cho­wiony, mą­dry i po­wścią­gliwy spę­dza naj­lep­sze lata na pracy i ce­li­ba­cie. Żeni się późno i po­zo­sta­wia nie­liczne po­tom­stwo. Pa­trząc na zie­mię za­lud­nioną pier­wot­nie przez ty­siąc Sa­sów i ty­siąc Cel­tów – w ciągu tu­zina po­ko­leń pięć szó­stych lud­no­ści sta­no­wi­liby Cel­to­wie, lecz pięć szó­stych bo­gac­twa, wła­dzy i ro­zumu na­le­ża­łoby do jed­nej szó­stej po­zo­sta­łych Sa­sów. W nie­koń­czą­cej się „walce o byt” zwy­cię­ży­łaby gor­sza i bę­dąca cy­wi­li­za­cyj­nie na niż­szym po­zio­mie rasa – zwy­cię­ży­łaby nie dzięki do­brym ce­chom, ale dzięki błę­dom.

Dar­win od razu zro­zu­miał siłę ar­gu­mentu Grega. Bry­tyj­czycy wy­raź­nie po­sia­dali lep­sze ce­chy fi­zyczne, lecz w wy­ścigu o liczbę po­tom­stwa – czyli w tym jed­nym wy­ścigu istot­nym dla Dar­wina – pro­wa­dzili ci go­rzej przy­sto­so­wani. Wy­da­wało się, że do­bór na­tu­ralny prze­stał peł­nić swoją funk­cję. Nie byłby to wła­ściwy kie­ru­nek, jaki rze­komo na­tura za­pro­jek­to­wała dla czło­wieka.

W O po­cho­dze­niu czło­wieka Dar­win do­kład­nie za­na­li­zo­wał tę sy­tu­ację i opie­ra­jąc się na licz­nych sta­ty­sty­kach, uznał, że spora część Ir­land­czy­ków koń­czy w wię­zie­niu, co w po­łą­cze­niu z pi­jań­stwem – jak mu się wy­da­wało – mocno osłabi dane po­ko­le­nie. Co wię­cej, śmier­tel­ność nie­mow­ląt u Ir­land­czy­ków była bar­dzo wy­soka. We­dle prze­wi­dy­wań Dar­wina ozna­czało to, że li­czeb­ność Ir­land­czy­ków nie po­winna ulec zwięk­sze­niu bar­dziej niż Bry­tyj­czy­ków. Jed­nak, jak uznał, po­stęp nie jest nie­od­łączną i ko­nieczną ce­chą przy­rody, ale je­dy­nie przy­godną, ogólną kon­se­kwen­cją dzia­ła­nia do­boru na­tu­ral­nego. Ana­liza prze­pro­wa­dzona przez Dar­wina wska­zy­wała, że idea za­warta w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków mo­gła w isto­cie być słuszna na­wet mimo przy­padku Ir­land­czy­ków. W ra­mach pod­su­mo­wa­nia do­kład­niej przed­sta­wię tę ideę i po­każę, jak zo­stała ona spo­żyt­ko­wana.

Pod­su­mo­wa­nie

Kiedy Dar­win wy­pra­wił się w głąb Ame­ryki Po­łu­dnio­wej, cały czas miał w swo­ich ju­kach no­szący wy­raźne ce­chy in­ten­syw­nego uży­wa­nia eg­zem­plarz Raju utra­co­nego Johna Mil­tona, ulu­bione dzieło tak an­giel­skich, jak i nie­miec­kich ro­man­ty­ków. W po­ema­cie Mil­tona po­ja­wia się ob­raz zbli­ża­ją­cego się do Edenu Sza­tana, który jed­nak za­trzy­mał się na za­ro­śnię­tym zbo­czu:

Do stóp dzi­kiego i stro­mego wzgó­rza

Zbli­żył się z wolna Sza­tan za­my­ślony,

Lecz da­lej drogi nie zna­lazł, tak cia­sno

Splą­tane były w je­den gąszcz za­ro­śla

Kol­cza­ste, aby zwie­rzę­tom i lu­dziom

Drogę za­gro­dzić z owej strony

.

Siadł na sto­ją­cym tam Drze­wie Ży­wota,

Więk­szym niż inne, ro­sną­cym po­środku.

Lecz nie od­zy­skał tym ży­wota swego,

A sie­dział ży­wym, Śmierć ich ob­my­śla­jąc,

O wła­ści­wo­ściach też nie my­ślał skry­tych

Owej ro­śliny ży­cio­daj­nej, ale

Użył jej, bo­wiem wi­dok miał roz­le­gły.

Choć gdyby użył jej le­piej, dać mo­gła

Nie­śmier­tel­no­ści praw­dzi­wej rę­koj­mię.

Wraz z upad­kiem Mil­ton prze­wi­duje jed­nak na­dej­ście Od­ku­pi­ciela, któ­rego śmierć od­nowi świat i przy­nie­sie nowe ży­cie.

Pod ko­niec O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków Dar­win rów­nież przy­glą­dał się „gę­sto za­ro­śnię­temu zbo­czu , z pta­kami śpie­wa­ją­cymi wśród krze­wów, z roz­ma­itymi owa­dami uno­szą­cymi się w po­wie­trzu i ro­ba­kami peł­za­ją­cymi wskroś wil­got­nej gleby”. Przy­rod­nik pra­gnął, aby czy­tel­nik za­sta­no­wił się nad bar­dzo róż­nymi for­mami po­wsta­łymi w wy­niku dzia­ła­ją­cych na nie praw, z któ­rych naj­istot­niej­sze są do­bór na­tu­ralny i walka o byt. Dar­win skoń­czył na­stę­pu­jąco:

Tak więc z walki w przy­ro­dzie, z głodu i śmierci bez­po­śred­nio wy­nika naj­wznio­ślej­sze zja­wi­sko, ja­kie mo­żemy po­jąć, a mia­no­wi­cie po­wsta­wa­nie wyż­szych form zwie­rzę­cych.

Dar­win uspra­wie­dli­wiał tu śmierć i nie­szczę­ścia, ja­kie po­ja­wiły się na świe­cie, tak jak czy­nił to Mil­ton. Całe to zło, jak wska­zuje, miało okre­ślony, wznio­sły cel, naj­wznio­ślej­szy, o ja­kim mo­żemy po­my­śleć – tym wy­jąt­ko­wym ce­lem mo­gli być tylko mo­ral­nie po­stę­pu­jący lu­dzie.

Czy Dar­win za­ak­cep­to­wałby tę te­le­olo­giczną i mo­ralną wy­mowę, ja­kiej do­pa­trzy­łem się w jego teo­rii? Po­dej­rze­wam, że tak, a przy­naj­mniej tuż po po­sta­wie­niu ostat­niej kropki w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków. Z pew­no­ścią ję­zyk, za po­mocą któ­rego wy­ra­żona zo­stała jego teo­ria, prze­ma­wia na ko­rzyść tej in­ter­pre­ta­cji. Ję­zyk tego dzieła był jed­nak czę­sto igno­ro­wany za­równo przez zwo­len­ni­ków, jak i póź­niej przez prze­ciw­ni­ków, a w końcu przez sa­mego Dar­wina. Tho­mas H. Hux­ley dość szybko za­czął po­mi­jać pewne ce­chy teo­rii Dar­wina w swo­jej pierw­szej re­cen­zji z 1860 roku. Hux­ley bez­pod­staw­nie uznał, że po­wolny, stop­niowy i roz­wo­jowy cha­rak­ter ewo­lu­cji, jaki przed­sta­wiono w O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków, ozna­cza, iż ewo­lu­cja od­bywa się na spo­sób me­cha­ni­styczny. Hux­ley z oso­bi­stych po­wo­dów od­rzu­cił teo­rię za­ko­rze­nioną w mo­ral­no­ści, jaką za­pro­po­no­wał Dar­win, a wcze­śniej Spen­cer. W wy­kła­dzie za­ty­tu­ło­wa­nym Evo­lu­tion and Ethics utrzy­my­wał, że istoty ludz­kie mu­szą „zma­gać się z ko­smicz­nym pro­ce­sem”, który re­pre­zen­to­wała ewo­lu­cja. Do­szu­ki­wał się on mo­ral­no­ści w ukry­tych za­ka­mar­kach ludz­kiej na­tury, które, jak przy­pusz­czał, nie są wy­sta­wione na dzia­ła­nie do­boru na­tu­ral­nego. Wielki zwo­len­nik dar­wi­ni­zmu Nie­miec Ernst Ha­ec­kel także znie­kształ­cił teo­rię Dar­wina, przed­sta­wia­jąc ją za po­mocą nieco agre­syw­nego i me­cha­ni­stycz­nego ję­zyka, któ­rego sam Dar­win ni­gdy nie uży­wał. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych Asa Gray po­słu­żył się od­po­wied­nim ję­zy­kiem, ale pod­kre­ślał on rolę oso­bo­wego Boga, czego Dar­win nie mógł za­ak­cep­to­wać. Wresz­cie był także współ­twórca teo­rii ewo­lu­cji drogą do­boru na­tu­ral­nego – Al­fred Rus­sel Wal­lace. W la­tach sześć­dzie­sią­tych XIX wieku Wal­lace zwró­cił się ku spi­ry­tu­ali­zmowi i przy po­mocy me­dium sta­rał się skon­tak­to­wać z du­chem świata. Od­krył póź­niej ce­chy na­tury ludz­kiej, które we­dług niego mo­gły za­ist­nieć tylko dzięki wyż­szym si­łom du­cho­wym. Dar­win był w szoku.

Stop­niowo co­raz bar­dziej za­czął po­strze­gać dzia­ła­nie do­boru na­tu­ral­nego w po­dobny spo­sób jak Hux­ley i Ha­ec­kel, w życz­li­wej opo­zy­cji wo­bec Graya i Wal­lace’a. W tym mo­men­cie Dar­win stał się neo­dar­wi­ni­stą.

R.J. Ri­chards, Dar­win’s Place in the Hi­story of Tho­ught: A Re­eva­lu­ation, „Pro­ce­edings of the Na­tio­nal Aca­demy of Scien­ces” 2009, Vol. 16, Suppl. 1, s. 10056–10060, https://doi.org/10.1073/pnas.0901111106. Z ję­zyka an­giel­skiego prze­ło­żył Mi­chał Gór­ski.

Bi­blio­gra­fia

Ay­ala F.J., Can „Pro­gress” be De­fi­ned as a Bio­lo­gi­cal Con­cept, w: Evo­lu­tio­nary Pro­gress, ed. M. Ni­tecki, Uni­ver­sity of Chi­cago Press, Chi­cago – Lon­don 1988, s. 75–96.

Dar­win Ch., Es­say of 1842, w: The Fo­un­da­tions of the Ori­gins of Spe­cies: Two Es­says Writ­ten in 1842 and 1844, ed. F. Dar­win, Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge 1909, s. 1–53.

–, Es­say of 1844, w: The Fo­un­da­tions of the Ori­gins of Spe­cies: Two Es­says Writ­ten in 1842 and 1844, ed. F. Dar­win, Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge 1909, s. 57–255.

–, No­te­book B, w: Char­les Dar­win’s No­te­bo­oks, 1836–1844, eds. P.H. Bar­rett et al., Bri­tish Mu­seum (Na­tu­ral Hi­story), Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge – New York 1987, s. 170–236.

–, No­te­book D, w: Char­les Dar­win’s No­te­bo­oks, 1836–1844, eds. P.H. Bar­rett et al., Bri­tish Mu­seum (Na­tu­ral Hi­story), Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge – New York 1987, s. 331–393.

–, No­te­book E, w: Char­les Dar­win’s No­te­bo­oks, 1836–1844, eds. P.H. Bar­rett et al., Bri­tish Mu­seum (Na­tu­ral Hi­story), Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge – New York 1987, s. 397–455.

–, No­te­book N, w: Char­les Dar­win’s No­te­bo­oks, 1836–1844, eds. P.H. Bar­rett et al., Bri­tish Mu­seum (Na­tu­ral Hi­story), Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge – New York 1987, s. 563–596.

Dar­win E., Zoo­no­mia; or the Laws of Or­ga­nic Life, John­son, Lon­don 1794–1796.

Dar­win K., Au­to­bio­gra­fia i wy­bór li­stów. Dzieła wy­brane, t. VIII, tłum. A. Iwa­now­ska, A. Kra­sicka, J. Po­łto­wicz, S. Skow­ron, „Bi­blio­teka Kla­sy­ków Bio­lo­gii”, Pań­stwowe Wy­daw­nic­two Rol­ni­cze i Le­śne, War­szawa 1960.

–, O po­cho­dze­niu czło­wieka. Dzieła wy­brane, t. IV, tłum. S. Pa­nek, „Bi­blio­teka Kla­sy­ków Bio­lo­gii”, Pań­stwowe Wy­daw­nic­two Rol­ni­cze i Le­śne, War­szawa 1959.

–, O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków drogą do­boru na­tu­ral­nego, czyli o utrzy­my­wa­niu się do­sko­nal­szych ras w walce o byt, tekst pol­ski na pod­sta­wie prze­kładu Sz. Dick­ste­ina i J. Nus­bauma oprac. J. Po­pio­łek i M. Yama­zaki, „Bi­blio­teka Kla­sy­ków Na­uki”, Wy­daw­nic­twa Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego, War­szawa 2009.

Ghi­se­lin M.T., The Eco­nomy of Na­ture and the Evo­lu­tion of Sex, Uni­ver­sity of Ca­li­for­nia Press, Ber­ke­ley 1974.

Gould S.J., Ever Since Dar­win: Re­flec­tions in Na­tu­ral Hi­story, W.W. Nor­ton & Com­pany, New York 1977.

Gould S.J, Won­der­ful Life: The Bur­gess Shale and the Na­ture of Hi­story, W.W. Nor­ton & Com­pany, New York 1989.

Gray A., Na­tu­ral Se­lec­tion not In­con­si­stent with Na­tu­ral The­ology: A Free Exa­mi­na­tion of Dar­win’s Tre­atise on the Ori­gin of Spe­cies, and of Its Ame­ri­can Re­vie­wers, Trüb­ner & Co, Lon­don 1861.

Greg W.R., On the Fa­ilure of „Na­tu­ral Se­lec­tion” in the Case of Man, „Fra­ser’s Ma­ga­zine” 1868, No. 78, s. 353–362.

Hum­boldt A. von, Bon­pland A., Per­so­nal Nar­ra­tive of Tra­vels to the Equ­inoc­tial Re­gions of the New Con­ti­nent Du­ring the Years 1799–1804, trans. H. Wil­liams, Long­man, Hurst, Rees, Orme, and Brown, Lon­don 1818–1829.

Hux­ley T.H., Evo­lu­tion and Ethics and Other Es­says, D. Ap­ple­ton and Com­pany, New York 1896.

Mal­thus T., Prawo lud­no­ści, tłum. K. Stein, „Bi­blio­teka Wyż­szej Szkoły Han­dlo­wej”, Ge­be­th­ner i Wolff, War­szawa – Kra­ków – Lu­blin – Łódź – Po­znań – Wilno – Za­ko­pane 1925.

Mil­ton J., Raj utra­cony, tłum. M. Słom­czyń­ski, Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa, Kra­ków 2002.

Ri­chards R.J., Dar­win and the Emer­gence of Evo­lu­tio­nary The­ories of Mind and Be­ha­vior, „Science and Its Con­cep­tual Fo­un­da­tions”, Uni­ver­sity of Chi­cago Press, Chi­cago 1987.

–, Dar­win’s The­ory of Na­tu­ral Se­lec­tion and Its Mo­ral Pur­pose, w: Cam­bridge Com­pa­nion to the ”Ori­gin of Spe­cies”, eds. R.J. Ri­chards, M. Ruse, „Cam­bridge Com­pa­nions to Phi­lo­so­phy”, Cam­bridge Uni­ver­sity Press, Cam­bridge 2008, s. 47–66.

–, The Ro­man­tic Con­cep­tion of Life: Science and Phi­lo­so­phy in the Age of Go­ethe, Uni­ver­sity of Chi­cago Press, Chi­cago 2002, s. 514–554.

–, The Tra­gic Sense of Life: Ernst Ha­ec­kel and the Strug­gle over Evo­lu­tio­nary Tho­ught, Uni­ve­ri­sty of Chi­cago Press, Chi­cago 2008.

Ruse M., Mo­nad to Man: The Con­cept of Pro­gress in Evo­lu­tio­nary Bio­logy, Ha­rvard Uni­ver­sity Press, Cam­bridge 1996.

Sul­lo­way F.J., Dar­win’s Co­nver­sion: The Be­agle Voy­age and Its After­math, „Jo­ur­nal of the Hi­story of Bio­logy” 1982, Vol. 15, No. 3, s. 325–396, https://doi.org/10.1007/BF00133143.

Wol­la­ston T.V., On the Ori­gin of Spe­cies by Me­ans of Na­tu­ral Se­lec­tion, „An­nual Ma­ga­zine of Na­tu­ral Hi­story” 1860, No. 5, s. 132–143.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij