- W empik go
O pocieszeniu do Marcji - ebook
O pocieszeniu do Marcji - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 215 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdybym nie wiedział, Marcjo, że tak dalece wyzwoliłaś się od słabości natury niewieściej, jak również od wszelkich innych ułomności, ponadto, że twe obyczaje przypominają jakby jakiś wzór starodawnej doskonałości, nie ośmieliłbym się przeciwdziałać twemu smutkowi, któremu nawet świat męski chętnie ulega i pielęgnuje go w sobie, ani bym nie miał nadziei, że w tak niesprzyjających warunkach czasu, przed tak wrogim trybunałem sędziego, wobec tak haniebnych oskarżeń potrafię dokazać tego, abyś zaprzestała się żalić na swoją dolę. Ufnością jednak natchnęły mnie już wypróbowany hart twego ducha i przez wielkie doświadczenia dowiedziona twa cnota. Jest rzeczą dobrze znaną, jak zachowywałaś się w stosunku do osoby swojego ojca, którego nie mniej kochałaś niż własne dzieci, z tym jednym wyjątkiem, że nie pragnęłaś, by on je przeżył; zresztą wcale nie jestem pewny, czy nie pragnęłaś, ponieważ wielka miłość dziecięca pozwala sobie na niejedno nawet wbrew dobrym zwyczajom. W miarę swych sił starałaś się przeszkodzić śmierci swojego ojca Aulusa Kremucjusza Kordusa. Z chwilą jednak, kiedy stało się dla ciebie rzeczą jasną, że wśród siepaczy Sejana żadna inna droga nie stoi przed nim otworem do ucieczki z niewoli, nie pochwalałaś wprawdzie jego postanowienia, ale musiałaś ulec uznając siebie za pokonaną. Płakałaś publicznie i choć tłumiłaś w sobie jęki, to jednak nie ukrywałaś smutku pokazując wesołe oblicze. Wszystko to działo się w tym stuleciu, w którym za wielką miłość ojczyzny uchodziło czynić wszystko z po deptaniem miłości dziecięcej. Skoro jednak odmiana czasów nadarzyła ci jaką taką sposobność, oddałaś na nowo do użytku ludzi talent swojego ojca, na którym wykonano wyrok śmierci, a jego samego uratowałaś od prawdziwej śmierci przez to, że księgi, które ten człowiek nieustraszony swoją krwią pisał, przywróciłaś pomiędzy historyczne pomniki publiczne. Najlepsze zasługi położyłaś dla dziejopisarstwa rzymskiego, tym bardziej że wielka część owych ksiąg spłonęła w ogniu. Najlepsze zasługi położyłaś również dla potomności. Dojdzie do niej nie sfałszowane świadectwo dziejów, których wiarygodność zawdzięczamy wielkiemu ich autorowi. Najlepsze zasługi położyłaś wreszcie dla niego samego, o którym trwa żywa i żywa trwać będzie pamięć, jak długo znajomość historii Rzymu zachowa swą wartość, jak długo znajdować sią będzie chociaż ktoś jeden, kto zechce powrócić do czynów swych przodków, jak długo znajdować się będzie chociaż ktoś jeden, kto zechce się dowiedzieć, co to znaczy być Rzymianinem, co to znaczy być człowiekiem nieujarzmionym w tym czasie, kiedy wszystkie już karki zostały zgięte pod jarzmo Sejana, co to znaczy być człowiekiem wolnym – i pod względem wrodzonych zdolności, i pod względem usposobienia ducha, i pod względem działania. Wielką naprawdę rzeczpospolita poniosłaby szkodę, gdybyś swojego ojca, który dla dwóch najwspanialszych zalet – krasomówstwa i umiłowania wolności, zepchnięty został w niepamięć, nie wydźwignęła na światło. Czytają go dzisiaj, cieszy się sławą, a przyjęty z powrotem do rąk i serc ludzkich, nie obawia się, że przez starość wyjdzie z użycia. O tych natomiast oprawcach, a nawet o samych ich zbrodniach, przez które jedynie zasłużyli sobie na pamięć, szybko słuch wszelki zaginie. Ta właśnie wielkość twej duszy każe mi nie mieć względu na płeć twą niewieścią, każe mi nie mieć względu na twe oblicze, które ustawiczny smutek tak długich lat pokrył żałobą i z jaką siłą raz zaczął, zawsze sposępia. Zastanów się tylko, jak nie przypóchlebiam się tobie ani nie zamierzam pomniejszać uczuć twojego bólu. Oto dawno minione nieszczęścia przywiodłem ci świeżo na pamięć i abyś wiedziała, jak również tę ranę należy uleczyć, odsłoniłem ci bliznę po ranie równie wielkiej. Niech inni działają za pomocą łagodnych środków, niech się wdzięczą i przymilają, ja natomiast postanowiłem stoczyć walkę z twym smutkiem, z oczu zmęczonych i wyczerpanych powstrzymać łzy, które, jeśli chcesz prawdę usłyszeć, płyną już bardziej z przyzwyczajenia niżeli z tęsknoty. I jeśli to będzie możliwe, chcę stoczyć tę walkę przy życzliwym ustosunkowaniu się z twej strony do środków, które cię mają uleczyć. W przeciwnym razie stoczę walkę na przekór twej woli, choć będziesz silnie trzymać i obejmować swój smutek, z którego uczyniłaś sobie namiastkę życia swojego syna. Kiedy wreszcie ten stan się skończy? Już próbowano wszystkiego – na darmo. Już wyczerpały się perswazje przyjaciół, poważne rady wielkich i spokrewnionych z tobą ludzi. Same nauki, dziedzictwo i dobro pozostawione przez ojca, przechodzą bez oddziaływania koło twych głuchych uszu, pociechy zaś w nich zawarte służą ci zaledwie na krótki czas zajmowania się nimi. Nawet naturalne lekarstwo, jakim jest czas, który łagodzi najsroższe cierpienia, wobec ciebie jednej straciło swą siłę. Już oto trzeci rok minął, a tymczasem nic nie ubyło z pierwszego nasilenia. Dzień w dzień odświeża się smutek i umacnia, i przez zwłokę już zdobył dla siebie prawo istnienia, i do takich posunął się granic, że pofolgowanie uważa za hańbę. Podobnie jak każda namiętność głęboko zapuszcza korzenie w sercu, jeżeli zaraz w pierwszej chwili swego powstania nie zostanie stłumiona, tak samo smutne i skłaniające do płaczu, a przeciw człowiekowi srożące się nastroje podsycają się w końcu samym natężeniem cierpienia, smutek zaś staje się dla przygniecionego nieszczęściem wynaturzoną rozkoszą. Pragnąłbym więc od razu przystąpić do zastosowania radykalnych środków leczniczych. Łagodniejszym bowiem leczeniem dałoby się zdławić tę siłę, ale tylko w zarodku. Z większą energią należy walczyć ze złem zastarzałym, ponieważ i leczenie ran wtedy jest łatwe, kiedy jeszcze świeżą krwią broczą. Wtedy dozwalają się i wypalać, i zszywać, i palcami sondować, dopóki się nie zakażą i nie przemienia w złośliwe i ropiejące wrzody. W obecnym stanie rzeczy nie mogę łagodnie i pobłażliwie dobierać się do tak zatwardziałego bólu. Przełamać go trzeba.II.
Wiem o tym, że wszyscy, którzy chcą innych podnieść na duchu, zaczynają od nauk, kończą na przykładach. Niekiedy jednak jest lepiej ten porządek odwrócić. Z każdym bowiem należy postępować inaczej. Jedni dają się pokierować rozumowym dowodem, drugim należy przeciwstawić sławne imiona i powagę, nie pozostawiającą wolności wyboru duchowi, który wpada w zdumienie na widok rzeczy wspaniałych. Postawię ci przed oczami dwa największe przykłady zarówno twej płci, jak twej epoki: jednej niewiasty, która pozwoliła pokonać się smutkowi, i drugiej, która dotknięta równym nieszczęściem, a większa szkodą, nie na długo oddała panowanie nad sobą swoim cierpieniom, lecz szybko przywróciła swój umysł do stanu właściwej mu równowagi. Oktawia i Liwia, jedna siostra Augusta, druga – żona, obydwie utraciły swych synów w młodzieńczym wieku, obydwie żywiły niezachwianą nadzieję, że ci będą w przyszłości władcami. Oktawia utraciła Marcellusa, w którym zarówno wuj, jak teść zaczęli szukać podpory i na jego barki składać ciężary rządów. Utraciła młodzieńca o bystrym umyśle, tryskającego energią, znakomitego przez swoje wrodzone zdolności, także o wielkiej zacności i wstrzemięźliwości, zarówno ze względu na jego lata, jak i bogactwa nadzwyczaj godnej podziwu, wytrzymałego na trudy, wrogiego rozkoszom i ochoczego do dźwigania wszelkich ciężarów, ile tylko jego wuj chciał ich na niego włożyć, a raczej, że tak powiem, na nim zbudować.