- W empik go
O początku narodów: myśli o wpływie "Doboru naturalnego i dziedziczności" na rozwój społeczności politycznej - ebook
O początku narodów: myśli o wpływie "Doboru naturalnego i dziedziczności" na rozwój społeczności politycznej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 367 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
tłómaczenie z angielskiego.
Z wyboru biblioteki naukowej międzynarodowej.
Warszawa.
Nakład spółki wydawniczej księgarzy.
Gebethner i Wolff.
Michał Glücksberg.
Maurtct OrgelbranD.
G. Sennewald.
Edward Wende.
1875.
Дозволено Цензурою
Варшава 29 Января 1875.
Druk J. Bergera,
Warszawa, ul. Daniłowiczowska Nr 619.OD TŁOMACZA.
Walter Bagehot (Bedżot) urodził się w r. 1826. Wyższe nauki odbywał w uniwersytecie londyńskim. Po ich ukończeniu wydawał w Londynie pismo ekonomicznej treści pod tytułem: The Economist newspaper . W r. 1867 wydał pierwsze, większe dzieło o konstytucyi angielskiej, którego powtórne wydanie ukazało się w r. 1872 pod tytułem: English Constitution . Odznacza się tem, że porównywa polityczne urządzenia Anglii z takiemiż Stanów Zjednoczonych. W r. 1873 ogłosił książkę zawierającą opis targu pieniężnego angielskiego pod tytułem: Lombard Street . W szeregu dzieł wydawanych przez spółkę księgarską, pomieścił pracę zatytułowaną: Physics and
Politics (1872), która wychodzi obecnie w polskim przekładzie. Dla objaśnienia czytelnika podajemy o niej kilka szczegółów. Nie zawiera ona wcale wykładu fizyki, ani polityki, jakby z tytułu wnosić można; co zaś autor zamierzał podać swoim czytelnikom, nasuwa dalszy ciąg tytułu, mianowicie, że są to "myśli o stosowaniu zasad doboru naturalnego" i "dziedziczności" do społeczności politycznej."
Wiadomo powszechnie, że Karol Darwin za pomocą dwóch tych zasad oraz innych, jak np. walka o byt, starał się objaśnić powstanie rodzajów w królestwie zwierzęcem i roślinnem. Bagehot zastosował poglądy tego znakomitego naturalisty do królestwa ludzkiego, i pokusił się o rozwiązanie pytania: jakim sposobem z pewnych ras ludzkich mogły powstać narody, odpowiadające niby rodzajom w państwie zwierzęcem i roślinnem. Powiadamy pokusił się, bo jak hipoteza Darwina nie tłómaczy dostatecznie powstania rodzajów, tak i rozumowania Bagehota, nie objaśniają stanowczo, według jakich praw, i kiedy z kilku ras ludzkich mogły się utworzyć dzisiejsze narody. Ale też autor nie podaje swoich wniosków za nieodwołalne, i rozumie doskonale, jak problemat podobny jest trudny, że zatem jego poglądy mogą być mylne. Skromność taka godna jest uznania i znamionuje wytrawny umysł, oraz bogate, życiowe doświadczenie pisarza.
Nie mogło być zadaniem tłómacza, bronić, lub zbijać hipotezą Darwina, i jej stosowanie do społeczeństwa ludzkiego; brak mu do tego i specyalnych wiadomości z całego zakresu nauk przyrodniczych, i pole ku temu nie byłoby właściwe, gdyby je posiadał. Chce jedynie zwrócić uwagą czytelnika na jeden punkt obecnej książki.
Oto Bagehot twierdzi, że w świecie przedhistorycznym podczas ciągłej walki dzikich gromad ludzkich, te plemiona zwyciężały, które dzięki uposażeniu swojemu od natury, czynnikom moralnym i religijnym, jak niemniej otoczeniu fizycznemu, lepiej do zwycięztwa były przygotowane. Jest to wcale prawdopodobne. Ale autor dodaje, że plemiona zwycięzkie były oraz lepszemi od zwyciężonych, jeżeli nie pod wszelkiemi, to przynajmniej pod nie – któremi względy, że zatem zwycięztwo słusznie im się należało, i wytępienie gromad niższych, słabszych, było całkiem normalnym przebiegiem dziejowym. Otóż tu zapewne niejednemu z czytelników nasunie się taka, lub podobna uwaga: A więc małe ryby są po to, żeby niemi żyły wielkie? A więc to sprawiedliwe, żeby mocny zgniótł słabego? Czyliż nie widziano w historyi, że zwycięzcy byli niżsi i gorsi od zwyciężonych? Rzeczywiście, uwaga ta ma pozór słuszności, i zdaje się pochodzić z obawy przed takim fatalizmem, z poczucia sprawiedliwości, widzącej wielką niesprawiedliwość w podobnem prawie, jeżeli je prawem nazwać można. Na obronę autora można przytoczyć to, że zwycięzców tylko pod niektóremi względami uważa za wyższych nad zwyciężonych.
Wszakże pomimo takiego ograniczenia owego prawa, jeszcze dla ludzi uczuciowych, wstrętną i… okrutną zdaje się być nauka usprawiedliwiająca niejako zwycięztwo siły i przemocy, nad słabością. Bądź co bądź jednak, u spokojnego i obeznanego z dziejami ludów badacza, nie wygląda ona tak dziko. Każdy, kto się zastanawiał nad wygranemi i przegranemi choćby w ostatnich latach, musiał przyjść do wniosku, że zwycięzcy, jeżeli nie we wszystkiem, to w czemś powinni byli górować nad zwyciężonymi: czy to była większa liczba wojska, czy karność w niem tęższa, czy wodzowie zdolniejsi, czy żołnierz wytrzymalszy a broń skuteczniejsza, czy wszystkie te i wiele innych w samem społeczeństwie tkwiących zalet, dość, że musiało być coś, co jednym dało zwycięztwo, a z przeciwnej strony musiało być coś, co drugich przywiodło do przegranej. Dziś przypadkiem nie można tłómaczyć wygranych; przy coraz lepszej rachubie i politycznej i wojskowej, los najmniej ma udziału w ostatecznym rezultacie zapasów między narodami.
Dla innych znów, nauka usprawiedliwiająca zwycięzców, podnosząca mocnych kosztem słabszych, straszną się wyda. Wszakże tu nie o to chodzi, co dla kogo straszne, albo z czem serce jego pogodzić się nie może; tu chodzi o to, czy tak się w istocie dzieje, czy inaczej dziać się nie może. A jeżeli nie może się dziać inaczej, jeżeli fakta nię wykazują innego biegu spraw ludzkich, uznać je trzeba, i serce na to nic nie poradzi. Zdaje nam się przecież, że gdyby nawet tak było, to jest, że zwycięzcy słusznie otrzymują zwycięztwo, jako pod pewnemi względami wyżsi od zwyciężonych, tedy w ludziach rozumnych i energicznych powinnaby powstać dążność do poprawy tych wad charakteru narodowego, z powodu których i przez które, uległ w walce. Jeżeli społeczeństwo jakie tego nie rozumie, i na złe losy wszystkie walące się nań klęski składa; jeżeli przeciw energii przeciwnika nie postawi swojej energii, i pewnych wad w sobie nie stłumi, oraz potrzebnych zalet nie wyrobi: może uledz losowi drobnych rybek, bez względu na to, czy teorya Darwina utrzyma się lub nie, w świecie naukowym. – Nie mając zamiaru rozwodzić się nad tem, ani bronić jakiejkolwiek hipotezy, chciałem jedynie usposobić czytelnika, aby rozważając niektóre poglądy autora, chciał na chwilę sentyment i serce trzymać na wodzy, a dał folgę rozumowi i przez to wniknął lepiej w znaczenie jego rozumowania.
Ponieważ Bagehot mało podaje faktów i raczeej rozumuje nad niemi: ztąd też kto tych faktów nie ma w pamięci, nie łatwo zrozumie wątek jego wywodów. Opiera on się w rozumowaniu swojem na dziełach Lubbocka i Tylora, którzy ze szczupłych resztek i zabytków cywilizacyi przedhistorycznej, starali się w przybliżeniu przynajmniej dać obraz ludzi przedhistorycznych. W naszej literaturze nie mamy prawie nic, do czegoby czytelnika można odesłać, ażeby nazbierał faktów mogących służyć do lepszego wyrozumienia myśli autora.